zdjęcie Autora

02 maja 2013

Katarzyna Urbanowicz

Serial: Babcia ezoteryczna Sezon drugi
Graciarnie Europy (1) Gospodarze miejsc i czasu

Kategoria: Twórczość

◀ Prolog i epilog zarazem ◀ ► Babcinizm ►

Dla mnie symboliczna postać Gospodarza i Gospodyni miała szczególne znaczenie. W jednym z moich pierwszych opublikowanych opowiadań byli oni głównymi, choć dość milczącymi bohaterami opowiadania „Imieninowe przyjęcie”, stanowiącego epilog nagrodzonej nagrodą główną, ale nie wydanej powieści „Taniec kury” — opisującego nocną prywatkę w stanie wojennym, gdzie wszystko było płynne i nie do końca zidentyfikowane, przerażająco obce i symboliczne, naładowane cudzymi symbolami, niedopasowanymi do nas, prawdziwych ludzi, ale postaci Gospodarza i Gospodyni ujmowały w ramy codzienności wszystkie poruszone problemy, fobie i lęki; czyli po swojemu – jak widzę to dziś – próbowałam odtworzyć „Wesele” Wyspiańskiego w innej scenerii politycznej i mniej grzecznej scenerii erotycznej. Gospodarze pełnili ważną, choć dość małomówną rolę — stanowili ostoję normalności w płynnej, ideologicznej magmie.  Wyszło, jak wyszło – brzmiało mądrze, ale nikt nie wiedział o co chodzi (poza samymi zainteresowanymi), a ci nie dostąpili zaszczytu przejścia do historii, ponieważ byli zwykłymi ludźmi z domowej imprezki, a nie poetami czy politykami powszechnie znanymi i czczonymi. Miało to też swoje dobre strony – nie rozpadły się związki, które mogły się rozpaść (przynajmniej nie rozpadły się z tego powodu), a i tak bohaterowie nie stanowili jakiegoś trzonu opozycji, więc nie byli godni historycznego upamiętnienia, którego doznali mniej mądrzy, ale wyniesieni chichotem historii.

Drugą przesłanką wagi postaci Gospodarza i Gospodyni  stał się dla mnie pewien przesąd. Otóż żałoba po mężu trwa rok i miesiąc. Ten dodatkowy miesiąc jest podobno po to, by gospodarz jako duch mógł powrócić i sprawdzić jak rodzina gospodaruje majątkiem, który zmarły zostawił. Jeśli wszystko jest w porządku, a duch gospodarza zadowolony, można porzucić czarne ubrania i zakończyć czas żałoby. Dowiedziałam się o tym przypadkiem. Gościłam u kogoś niewiele ponad rok po śmierci męża, ubrana jeszcze w czarną sukienkę i spytano mnie dlaczego jej jeszcze nie zdjęłam. Matka pani domu zaprotestowała:

 — Kasia musi poczekać, aż skończy montaż drzwi w mieszkaniu. Gospodarz je obejrzy, zaakceptuje i wtedy ostatecznie odejdzie.

Była to praca zaplanowana przez mojego męża ale nie wykonana z powodu jego choroby. Po jego śmierci z przyczyn technicznych musiałam koniecznie te drzwi wymienić.

         Trzecim impulsem była zamieszczona przy odcinku 94 sezonu pierwszego „Babci” fotografia pewnego inspirującego nieładem podwórza z Gospodarzem i Gospodynią czuwającymi nad całością. Zdawać by się mogło, że parę tę  postawiono po to, by uporządkowała obejście.

         Przejechałam ponad tysiąc dwieście kilometrów by napotkać identyczne pary Gospodarzy w składzie używanych mebli  na holenderskiej wsi i wówczas spojrzałam nowym okiem na przedmioty gromadzone przez ludzi, a zwłaszcza na figury i figurki. We wspomnianym składzie mebli właściciele gromadzili je skupując od starszych osób udających się do specjalnie dla nich przeznaczonych domów, co w Holandii jest bardzo częste. Wraz z meblami sprzedawano wszystkie niepotrzebne rzeczy, jak ozdoby, tkaniny, czasem ubrania. Rzeczy te segregowano, naprawiano, meble poddawano renowacji i szykowano do odsprzedaży. Niepotrzebne i zbyt zniszczone wywożono na składowiska (ponosząc wcale niemałe opłaty). Drobiazgi w rodzaju wspomnianych Gospodarzy także sprzedawano lub oddawano za darmo jako bonusy przy zakupie. Jest ich bardzo wiele, w ilościach nieporównywalnych do zasobów takich przedmiotów w Polsce.

         My w przeciwieństwie do Holendrów nie cenimy zbytnio przedmiotów stawianych w domach i ogrodach dla ich ozdoby. Kontynuując tradycję PRL wyśmiewamy osoby umieszczające figury krasnali w ogródkach (na trasie Siemiatycze —Warszawa jest nawet krowa, jak żywa) krzywimy się z niesmakiem widząc „durnostojki” na regałach „na wysoki połysk” w małych mieszkaniach, traktując je jako przedmioty będące ilustracją złego gustu i gromadzące kurz. Ileż to nie nawyśmiewano się z kuchennych makatek wyszywanych stosownymi hasłami w rodzaju „dobra gospodyni coś tam czyni” czy „Żona gotuje co mężowi smakuje”. Jeśliby jednak popatrzeć na sens napisów — stanowią one rodzaj dowartościowania siebie i swojej pracy przez gospodynie domowe.

         PRL w ogóle miał to do siebie, że ludzie często bali przyznawać się do koligacji rodzinnych z obawy przed represjami. Pochodzenie z rodziny nie daj Boże arystokratycznej czy posiadaczy czegokolwiek, zwłaszcza na początku, w latach pięćdziesiątych, mogło narazić na represje. Nawet ja, której pochodzenie określono jako „inteligencja pracująca” miałam utrudniony dostęp z tego powodu do warsztatów malarskich dl młodzieży w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, ponieważ miejsca rezerwowano przede wszystkim dla dzieci klasy robotniczej, a potem chłopskiej. Inteligencja pracująca była neutralna, pozostali od inteligencji działającej na własny rachunek wzwyż, byli narażeni na poważniejsze represje. W ślad za tym rodziła się niechęć do pokazywania, że w ogóle ma się jakieś pamiątki rodzinne czy inne przedmioty zbytku.

Inaczej jest w Holandii. Ozdoby holenderskich domów trafiające do wtórnego obiegu, jedne zabytkowe i cenne, inne standardowe i niezbyt gustownie, zawsze wyrażają jakąś prawdę o gospodarzach, ich przekonaniach, pragnieniach i życzeniach. Holandii nie przeorała tak wojna, jak Polski; jest tam o wiele więcej przedmiotów mających za sobą ponad sto lat. Jak twierdzą mieszkający tam Polacy, wpływ miała na to także historia, obfitująca w postaci piratów i powszechny kontakt z ich łupami. Rzeczywiście, wiele z tych drobiazgów ma niewątpliwie zamorskie pochodzenie. Pokazane poniżej drewniane płaski figurki należą jednak, podobnie jak porcelanowe buciki, do wyrobów miejscowych

Poniżej: zestaw Gospodarzy. U góry z lewej: Gospodarz w przydrożnej holenderskiej kawiarence oczekuje na gości, u góry z prawej: fotografia z odcinka 94 blogu — figurki na polskiej wsi, pozostałe: w składzie holenderskich mebli używanych.

 

Próbuję odgadnąć jakie znaczenie miały te figurki dla ich właścicieli. Zapewne większość z nich nie zastanawiała się nad tym, inni to mieli, więc oni chcieli mieć też. Nie należały zresztą do ozdób zbyt wyrafinowanych Ale dzięki temu przestrzeń wokół nich stawała się bardziej swojska i przyjazna. Miło jest widzieć w pobliżu młodą parę, gdzie chłopiec wręcza dziewczynce kwiatka, czy pieska warującego u nóg pana lub małego baranka niesionego pod pachą do weterynarza, żeby się nie zmęczył.

         Oczywiście nie należy tego traktować jako sielską prawdę o holenderskiej wsi. Na oczach własnych i obcych dzieci pewien gospodarz widłami pokaleczył pysk kilkumiesięcznego rasowego psa moich gospodarzy, który poleciał za ich psem i bawiącymi się dziećmi. W Holandii nie ogradza się gospodarstw, więc pies, który przeskoczy płot swojego wybiegu może wybiec na drogę zanim ktoś się zorientuje, że ogrodzenie  tego wybiegu trzeba podwyższyć. Niemniej takie potraktowanie wesołego i niegroźnego szczeniaka, w dodatku na oczach dzieci nie świadczy dobrze o kulturze i charakterze tego człowieka.

         Co jednak pcha ludzi do zaludniania swojego otoczenia małymi postaciami ludzkimi i zwierzęcymi, mimo, że czasem nie mają szacunku dla rzeczywistych osób i zwierząt w otoczeniu? Czyżby relikt wiary w duchy opiekuńcze? A może pomnożenie swojej obecności, dobytku i władztwa nad nim przez sobowtóry?

◀ Prolog i epilog zarazem ◀ ► Babcinizm ►

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)