06 czerwca 2009
Robert Palusiński
Hekate von Trier
Film von Triera i archetyp Matki-Niszczycielki
Mirek (Miniszewski, zob. "Nie szukajcie prawdy!!! Refleksje wokół filmu 'Antychryst' Larsa von Triera" - przyp. Taraki) pięknie, dynamicznie i przekonująco omówił ostatni film Larsa von Trier'a traktujący o łechtaczce, penisie, dziecku, lesie i zwierzętach. Ciekawe, że choć go nie widziałem, to mam pewność, że film ten nie jest "ciosem siekierą między oczy wymierzony w przedstawicieli New Age, ekologii głębokiej, duchowości, mistycyzmu, feminizmu i czcicieli Matki Natury etc." Bo ja jestem czcicielem Matki Natury i uważam, że film jest raczej opowieścią o lęku, o lęku przed Jej potęgą, potęgą Natury i przed jej feministycznym, w pełni kobiecym aspektem. I nienowy to wątek bynajmniej, bo lat ma tyle co Kali, Hekate oraz wcześniejsze czczone wszędzie Boginie Matki - Niszczycielki.
Prawo zabicia dziecka Matki zawsze miały i mają do dziś. Reżyser o tym sobie przypomniał i zadrżał. Ale one to wciąż robią ! W Australii, Afryce i praktycznie wszędzie wcześniej - zostawiając w lesie, jeśli populacja była zbyt duża lub z jakichkolwiek innych JEJ znanych tylko względów - przyzwolenie matki na śmierć dziecka to absolutne nihil novi czyli nic nowego. Historia Ozyrysa porzuconego w koszu, Mojżesza z Biblii i tylu innych o tym właśnie opowiada. Dziś dalej, ciągle i wszędzie się to dzieje - Kościół i tzw. prawo walczy z Hekate i z amoralną Naturą, a współcześnie głównie z aborcją i matkami zostawiającymi swe dzieci zimą w śmietnikach. Przypomnienie o tym, że matka ma tak samo wielką władzę nad życiem i śmiercią jak sama wulkaniczna, tsunamiowata i wstrząsająca ziemią, zabijająca SETKI TYSIĘCY istnień Natura - może zszokować i wessać w fotel. Matka może począć i zabić - ona po prostu włada życiem. *
Pojedyncza matka - kobieta może to u-znać i po-znać swą MOC lub może się jej przerazić i dokonać łechtaczkowej autokastracji, przypisując siłom popędu prokreacyjnego, a więc mocy niosącej życie, jakieś filozoficzne "zło" - jak ongiś czyniły to zakapturzone niedorostki z inkwizycji. Ale czy złem jest zjedzenie szczenięcia w zbyt wielkim miocie w czasach głodu? - nie, to po prostu praktyczna i rozsądna konieczność dyktowana przez Naturę.
W przypadku tego bogatego w treści i symbole obrazu, zbyt proste jest twierdzenie, że dawanie życia jest dobrem a odbieranie bądź tracenie go - złem. Pytanie brzmi całkiem, całkiem inaczej: czy jestem częścią tej Natury, której dzikie, chaotyczne i nieokiełznane z punktu widzenia intelektu i rozumu działania uznam za Złe - czy też wyobcowuję się z Niej, daję sobie prawo dokonania oceny i pysząc oraz unosząc się moralnością (he he - zapoczątkowaną przez tęże Naturę w mózgu homo sapiens ledwie kilka tys. lat temu) ponad jej amoralne poczynania arbitralnie stwierdzam, że to czy tamto jest Złem ...
Nie wiem, czy von Trier odreagowywał własne lęki rodem z czasów Wielkiej Matki portretowanej w kultach naszych przodków przez dziesiątki tysięcy lat. Może w materii filmu zetknął się i utożsamił z kruchością życia (dziecko spadające na bruk), może z którąś z grofowskich matryc okołoporodowych - podłoże psychologiczne nie jest ważne. Ważne, że pokazał widzowi, iż odszczepienie od Natury i wtłoczenie się z tego właśnie powodu w rozterki moralne zawsze skazuje na egzystencjalne cierpienie. To (być może nieświadome) zestawienie: człowiek jako wyobcowana z Natury jednostka cierpiąca katusze, ponad 30 lat temu obrazował inny malarz północy - Bergman, a wcześniej Kierkegaard czy szeregi innych zacnych ludzi ściętych polarnymi mrokami nieposłusznego słońca, co zimą nad horyzont nie za bardzo chce wychodzić ...
Przed chwilą jeszcze (jest noc 04/05.06.2009.) siedziałem z moją matką w kuchni. Wykonywaliśmy telefony do Toronto w Kanadzie po angielsku. W różne miejsca - na policję i do coronera. Rozmawiałem z panią doktor od sekcji i autopsji. Bo dziś właśnie dowiedzieliśmy się, że dwa a może trzy dni temu na serce umarł jej syn, a mój brat. Brat.
Stało się odwrotnie niż czyni zazwyczaj to natura, gdy syn (córka) prze-żywa Matkę.
Popłakałem trochę dziś i teraz też właśnie to robię i jeszcze będę płakać do niewiemkiedy. Wspominam wspólne chwile dzieciństwa, razem, po podwórkach biegane i w błocie i gdzieś - po szkołach, biurkach, pokojach. Miałem tam lecieć - do Kanady, pogadać, po 20 latach niewidzenia, ale wciąż to odkładałem, wciąż.
COŚ mnie ukłuło w serce w poniedziałek - mówiłem o tym Gosi, bo dziwne, tak bardzo "z zewnątrz", przyszło, i "nie moje" to było, nieznane mi wcześniej - jak sygnał - jakby ktoś - mówiłem do Gosi - został trafiony strzałą lub kulą w serce. Mówiłem Gosi, że nie mam czasu odczytać, co to dokładnie znaczy. A On, Brat, stracił wcześniej, w grudniu swoją partnerkę i pewnie jego serce wytrzymać nie mogło samo tak.... Już nie pomówię z nim, nie pogadam - choćby o najkurewszych, kretyńskich bzdurach o walucie rosnącej lub opadającej i o złej pogodzie - gadkami, którymi tak bardzo gardziłem... Nie usłyszę jego głosu. Nie zobaczę. Nie. Nie. Już nie. Nigdy. Nigdy. Naprawdę Nigdy.
A Gosia - my razem; siódmego - siódmego - tego roku, w Pełnię - po dziesięciu księżycowych miesiącach od czasu pełni październikowej spotkać się mamy z Nowym Życiem, które z niej (nas) na zewnątrz się wy-łoni. Z Chłopcem. Z Bratem?
I czy to właśnie jest ta czczona Natura i Jej cykl? Prochy w urnie do Polski przewożone? Gdzie Ona Natura? W bracie czy w synu? Gdzie?
Robert Palusiński
* Oczywiście są gloszone i przeciwne poglądy, zob. np.: "Kara śmierci za aborcję!", autorka Natalia Julia Nowak.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.