zdjęcie Autora

06 września 2006

Mirosław Miniszewski

Im głębiej tym gorzej?
Tomaszowi Stawiszyńskiemu  - refleksje wywołane dyskusją o Jungu

Kategoria: Mistrzowie i klasycy
Tematy/tagi: Jung

Na skutek tego, co niefortunnie wywołałem swoimi tekstem o Jungu, pojawiły się w mojej świadomości pewne pytania. Do ich zadania skłonił mnie po pierwsze tekst Tomasza Stawiszyńskiego pt. „Jung, którego nie było“, a po drugie kilkadziesiąt listów e-mail, które otrzymałem w tej sprawie. Zastanawia mnie pewien fakt, już poza wszystkim, poza tym czy mam rację czy nie, czy to ja nawypisywałem bzdur, czy to bzdury wypisują moi adwersarze.  To jest w zasadzie najmniej istotne. Chodzi o to dlaczego poruszony przeze mnie temat wywołuje takie emocje? Co takiego się dzieje, że otrzymałem do tej pory, w sprawie mojego ostatniego tekstu o Jungu, tyle e-maili z inwektywami, pomówieniami, obelgami, cieknących takim jadem, że aż strach to wszystko czytać. Ja naprawdę zastanawiam się nad tym, co się takiego stało i co się dzieje. Podkreślam, nie zastanawiam się obecnie już nad tym kto ma racje, bo tego nie wiemy, o tym możemy tylko dyskutować, mnie przeraża ton tej dyskusji. Zakładając nawet, że nie mam racji, to co takiego ja ostatecznie napisałem, że Pan Tomasz Stawiszyński uważa, że ma prawo osądzać mój życiorys, publicznie zastanawiać się na tym jakie podejmowałem życiowe decyzje i jakie robiłem rzeczy i w efekcie obrażać mnie publicznie w swoim tekście, nie mając kompletnie żadnego pojęcia na temat mojej osoby i tego co robiłem oraz robię? Powinien był odnieść się w zasadzie do meritum, a to co zrobił czyniąc osobiste uwagi, wykracza moim zdaniem poza przyjęte normy publicznej dyskusji, nawet jeśli miałby rację. Nie będę kontynuował tego wątku bo jest to żenujące. Nie podejmę też dalszej dyskusji z Panem Stawiszyńskim we właściwym przedmiocie sporu bo nie widzę sensu polemizować w takiej atmosferze i na takim poziomie.

Czym jest ten cały jungizm? Kim był Jung? Co za ludzie czytają Tarakę? Skąd niektórzy z nich powychodzili? Jakie książki czytali i co ich formowało? Ja się zastanawiam czy ja dalej chce się tego dotykać i kontynuować dyskusję w tej materii, bo robi się prostu nieprzyjemnie.

Aktualnie zajmuje się w swoich poszukiwaniach filozofią zła w kontekście Holokaustu i ludobójstwa. Ponieważ mam dostęp do wielu rożnych ciekawych źródeł, mam coraz więcej pytań. Interesujące jest na przykład to, że u samych początków myśli nazistowskiej stały podobne zainteresowania jak te, którymi zajmujemy się my, niektórzy tarakowicze (korzenie "volk-u", mitologizacja historii, misteria, badania nad rasami [ludami, Słowianami] i ich pochodzeniem, badania nad świadomością etc.). Nie, nie twierdzę bynajmniej, że istnieje jakaś prawidłowość, proszę mnie dobrze zrozumieć. Ale taki na przykład Guido von List, czy Jörg Lanz von Liebenfels  - to ich z pasją czytywał Hitler jeszcze w Austrii w pod koniec lat 20-tych. Byli tacy podobni do nas, a do czego doprowadziły pośrednio ich zainteresowania? To z ich uczniami i bezpośrednimi następcami kontaktował się Heinrich Himmler, powołując do życia fundację Ahnenerbe. To takie wszystko podobne. Przynajmniej ja to takim widzę na podstawie tego, co czytam i analizuję. Podkreślam, podobne, a nie że tożsame. (Ktoś jeszcze gotów zarzucić mi, że insynuuję mu nazistowskie poglądy). W tym wszystkim widzę wyraźnie podobieństwo do myśli Junga, który sam miał przecież flirt z nazizmem - jego fascynację tym, co głębokie i archaiczne w człowieku. Właśnie w jego myśli, w ruchu New Age i w tym czym sami się niejednokrotnie zajmujemy, widzę duże niebezpieczeństwo. Tego, że historia jak dotąd pokazała, że im głębiej w siebie człowiek sięga - szukając prawdy o sobie - tym więcej zapachu krwi i prochu i cyklonu-b, tym więcej niegodziwości.

Hannah Arendt pisze w swojej książce "Myślenie", że ludzie całe wieki wierzyli w ontologiczną podstawę człowieczeństwa, wierzyli w coś, co nazywali duszą, duchem - że człowiek wyłania się z tej  podstawy. Wierzyli, że podstawa ta jest rzeczywistością wyższego rzędu. A co jeśli tak nie jest? Co jeśli podstawa człowieczeństwa jest czymś prymitywniejszym, że to człowiek w tym najbardziej zewnętrznym, zjawiskowym aspekcie, jest rzeczywistością wyższego rzędu, i że w związku z tym, z tą całą naszą fascynacją archaicznymi rejonami człowieczeństwa błądzimy. Ja się tylko o to pytam - nic bynajmniej nie twierdzę. Rozczarowujące to może trochę, ale obawiam się, że tak właśnie może być. Może Bóg (sacrum) to jedno - jest tym, co TRANSCENDENTNE i niedostępne - a życie wewnętrzne człowieka jest tym prymitywniejsze im głębiej, a w związku z tym i Jung i my pomyliliśmy się uznając za sacrum to, co jest tylko naszą wyobraźnią. Kiedy potem historia puka do naszych drzwi, z tej wyobraźni wyłania się coś takiego, co sprawia, że jesteśmy zdolni robić rzeczy, o które dzisiaj się nawet nie posądzamy...  Bo dzisiaj wiemy jak należy postępować. Ale historia pokazuje, że w chwili próby jednak może być inaczej.

Przeprowadziłam z wieloma z Was wiele rozmów, często wielogodzinnych. Szanuję Was i może chciałbym Wam powiedzieć coś istotnego ale mi to nie wychodzi. Może mam jeszcze za mało wiedzy, żeby sprostać rzeczowej krytyce tego wszystkiego i widząc efekty, zapewne zabrałem się do tego od złej strony. Może też w ogóle nie warto nic mówić i lepiej zamilknąć.

Pan Tomasz Stawiszyński zastanawia się dlaczego kiedyś byłem „czarodziejem“, astrologiem, tarocistą itp. a teraz nastąpiła u mnie zmiana. Odpowiedź może jest banalna: przestraszyłem się tego co robię. Bynajmniej nie dlatego, że niebezpieczeństwo owo wynikać miało z czynników nadprzyrodzonych. Zobaczyłem po prostu ile tępej bezmyślności było w tym co robiłem i zobaczyłem jak prowadzi to do zła - zła płytkiego i banalnego ale nie znaczy, że mniej groźnego. Nie wartościuję przy tym tutaj tarota czy astrologii jako takiej, nie jest to moja intencją. Pisze tylko, że takim stały się w moich rękach. Takie są moje odczucia. Nie widzę też powodu aby było to przedmiotem publicznego osądu ludzi, którzy nawet zamienili ze mną osobiście słowa. Nie życzę sobie takich uwag. Jeden z bohaterów Kurta Vonneguta w „Syrenach z Tytana“ mówi: Nie prawduj mnie, bo i ja cię nie prawduję. Zatem jeśli ktoś czuje się tym dotknięty, zwłaszcza dotyczy to osób, które były moimi klientami, to proszę to załatwiać bezpośrednio ze mną.

Zdaję sobie teraz sprawę, że z tej właśnie racji nie powinienem już występować w tym tarakowym gronie z pierwszego szeregu. I też pewnie to jest moją największą winą, a nie to że popełniłem błędy merytoryczne - bo te są da przyjęcia w obowiązującej nas wszystkich konwencji.

Mirosław Miniszewski
anthropos@anthropos.pl



Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)