06 czerwca 2002
Wojciech Jóźwiak
Inna Polska
O Smoku Wawelskim, Syrenie warszawskiej i co by było, gdyby Polska nie zginęła
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
Co by było gdyby... gdyby król Zygmunt I zwany później "Starym" nie ulitował się nad pokonanym ostatnim wielkim mistrzem Zakonu krzyżackiego - a swoim siostrzeńcem - Albrechtem von Hohenzollern, posłuchał zaś Watzenrodego i zesłał resztkę Krzyżaków na turecką granicę?
Nie mam złudzeń, że wystarczyłaby inaczej podjęta jedna decyzja - ta lub inna - aby Polska nie zginęła, utrzymała swoją wielkość, a jej Złoty Wiek trwałby do dziś. Tak być nie mogło, bo Rzeczpospolita miała wbudowaną w siebie bombę, a może parę bomb, które nieubłaganie tykały, odliczając jej czas. Główną taką bombą był ruch kontrreformacyjny, a mówiąc po prostu, nasilająca się tendencja - wśród samych Polaków - do podporządkowania interesów swego państwa, własnej racji stanu, interesom ogólnokatolickim - a więc interesom papiestwa i habsburskiego cesarstwa, a przede wszystkim podporzadkowania go wytycznym ideologii w miejsce życia i zdrowego rozsądku. (Dużo gorszym grzechem niż łaskawość Zygmunta I wobec Albrechta, była postawa Zygmunta III Wazy podczas Wojny Trzydziestoletniej, kiedy to ów król wpierając cesarza przeciw czeskim, morawskim i śląskim antyhabsburskim powstańcom wysłał na nich swoich terrorystów-lisowczyków. {Potem dziwimy się, dlaczego Czesi nas nie lubią...})
Kontrreformacja, czyli ideologiczny wojujący katolicyzm, skutkowała (oprócz innych szkód) marginalizacją szlachty i arystokracji ruskiej wyznania prawosławnego. Zepchnięcie ukraińskiej szlachty na margines politycznego życia, albo - do wyboru - polonizacja i przejście na katolicyzm, jak to uczynił kniaź Jarema, spowodowało, że nie ona lecz ktoś inny stał się wyrazicielem ukraińskich interesów i obrońcą tego kraju: kozacy zaporoscy. Powstanie Chmielnickiego było początkiem załamania się Rzeczypospolitej w połowie XVII wieku, a jego skutek, przechwycenie wschodniej połowy Ukrainy przez Rosję, spowodował trwałą nierównowagę w konfrontacji Polski i Rosji. Odtąd wszystko szło w kierunku połknięcia Polski przez rosnące szybko moskiewskie imperium.
Cały ten proces ma swój magiczny ekwiwalent: oto pierwszy król otwarcie kontrreformacyjny (po tolerancyjnych Jagiellonach i Batorym), Szwed-katolik Zygmunt II Waza z odsuniętej od władzy w Szwecji gałęzi swej rodziny, przenosi stolicę z Krakowa do Warszawy. Kraków na wszelkie cechy mitycznej świętej góry: biała skała na północnym brzegu rzeki (według najlepszych reguł sztuki feng-szuej!), z jamą u podnóża, gdzie kiedyś żył smok, chtoniczno-chaotyczny potwór, zabity przez herosa-założyciela cywilizacji, jakim niewątpliwie był Król Krak. Zabicie smoka symbolizuje pokonanie chaosu i oczyszczenie od złych mocy pola pod porządek przyjazny ludziom. Mit o założeniu Warszawy jest rażąco odmienny: oto książę podczas łowów gubi drogę w puszczy (a więc w świecie chaotycznym, nie-ludzkim), zaś drogę wyjścia wskazuje mu wodny (chaotyczny!) żeński potwór, syrena, która w zamian za ocalenie zobowiązuje go do założenia miasta, Warszawy właśnie. Kraków zaistniał więc w wyniku aktu pokonania i uśmiercenia Potwora, Warszawa - przeciwnie! - powstała dzięki łasce Potwora. Ale smoki, zwłaszcza te żeńskie-wodne-chaotyczne domagają się krwawych ofiar. Demony trzeba karmić. Dlatego już w pół wieku po przeniesieniu tam stolicy rodacy fatalnego króla Zygmunta urządzili rzeź mieszkańcom Warszawy a miasto złupili, w następnym wieku i jeszcze w następnym rżnęli Warszawę Rosjanie, w XX wieku przyszły - w 39, 42 i 44 - kolejne hekatomby. Krystyna Krahelska, która pozowała do pomnika i dała swoją twarz "Syrence", zginęła w pierwszych dniach Powstania.
Kiedy stolicą był Kraków, Polska rosła. Kiedy stolica znalazła się w Warszawie, Polskę zaczęły trapić nieszczęścia, kurczyła się, w końcu zniknęła z mapy. Gdzie jest nowy Krak, który wreszcie zabije "warszawską Syrenkę"? Gdzie jest Antywaza, który wróci stolicę do Krakowa?
Wracając z mitu do historii: prócz kontrreformacji i katolickiej nadgorliwości, która najfatalniej zaciążyła nad Rzeczpospolitą, były i inne procesy działające na jej niekorzyść, przede wszystkim szybko rosnący w ciągu 17, 18, 19 i 20 wieku dystans między jej zachodnim skrzydłem (z Anglią i Holandią na czele), które poszło drogą modernizacji, rozwoju miast, uprzemysłowienia i rewolucji naukowo-technicznej, a skrajem wschodnim, który popadł w kartoflane zacofanie, leczone od czasu do czasu, bezskutecznie jak widać, próbami budowania utopii. Ale nie każde państwo wschodu Europy musiało upaść, niektóre, jak Prusy, Austria i Rosja, nie upadły, przeciwnie, wyrosły na imperia. Polska też nie musiała upaść, pomimo ogólnie niepomyślnych dla wschodu Europy światowych koniunktur. Jej upadek od przetrwania dzielił często włos - w postaci pojedynczych decyzji polityków. Gdyby Zygmunt I nie pozwolił przetrwać księstwu pruskiemu. Gdyby Zygmunt III nie wplątywał się w dynastyczne awantury ze Szwedami. Gdyby unię z Ukrainą w Hadziaczu zawarto parę lat wcześniej.
Można wyobrazić sobie sytuację, kiedy Polska - zacofana i słaba - przetrwywa jednak fatalne dla niej koniunktury w końcu 18 wieku, zachowuje całość lub większość swego terytorium, przeprowadzone zostają oświeceniowe reformy, jakoś przeżywa (choć to było trudne) europejski zamęt spowodowany przez rewolucję we Francji i Napoleona. W 19 i 20 wieku stanęłaby wtedy przed największym niebezpieczeństwem: rozwojem nowoczesnego nacjonalizmu, przede wszystkim na Ukrainie. To rzeczywiście byłaby siła, która mogłaby rozerwać ten kraj (jak rozerwała Austro-Węgry). Im później - tym większym kosztem. Chociaż kto wie... Może do tego czasu powstałby ustrój federacyjny, który by wytrzymał i rozładował te napięcia. Na pewno zaś cierpienia wywołane ewentualnym "samoczynnym" rozpadem Rzeczypospolitej byłyby mniejsze, niż te, które na nasze narody (polski, ukraiński, żydowski, niemiecki, litewski, kaszubski, śląski i białoruski) spadły za sprawą bolszewików, nazistów i drobniejszych oszołomów.
Wojciech Jóźwiak
Milanówek, 6 czerwca 2002
Klątwa wajdelotów - wróć lub zobacz.
Opowieść o mitach założycielskich jasnego Krakowa i demonicznej Warszawy wziąłem od prof. Zygmunta Krzaka, który o tym pisał kiedyś w "Rzeczypospolitej".
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.