25 września 2015
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
Kłopotowskiego o Żydach. Czy jesteś Polaku dobrym Żydem?
Jak to jest, kiedy należy się do ludzi niezwykłych?
◀ Rytuał wschodu Słońca przez Domingo Dias Porta ◀ ► Bramy ►
Krzysztof Kłopotowski napisał, a wydawnictwo Fronda (tak, TA Fronda!) wydało książkę pt. „Geniusz Żydów na polski rozum”. Kupiłem parę dni temu, zabrałem się do czytania, przeleciałem kilkadziesiąt stron i nie poznałem się na tej książce, swojemu rozczarowaniu dając wyraz w Facebooku, cytuję:
Kontynuuję. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron.
Książka rozczarowuje. Przynajmniej mnie, który o Żydach się naczytałem. Owszem, dostarcza masy faktów, raczej anegdotycznych faktów, które ilustrują właściwie jedną myśl, którą Autor rozwija przez całą książkę: że ŻYDZI SĄ LEPSI, że są górą, że są super, że osiągają same sukcesy, że prowadzą ludzkość do przodu. – I to chyba wszystko. Chociaż zapowiada, że będzie dawać rady, jak i czego uczyć się od Żydów, to tego (chyba, bo nie wszystko doczytałem) nie robi. Właściwie daje jedną radę: trzeba się Żydem urodzić, a jak komuś się nie udało, no to trudno. Optymistyczne jest to, że (Autor) chociaż prawicowiec, wypunktowuje nieusuwalne błędy chrześcijaństwa, rażące zwłaszcza na tle „nowoczesności” (moje słowo) judaizmu. Tu się z nim zgadzam, oj zgadzam, ale nie zgadzam się pryncypialnie z jego „religizmem”, tzn. z poglądem, że człowiek taki jest, w jakiej religii się urodził i wychował. W palecie kultury mamy więcej farb do wyboru niż tylko pacierze.
Ale kiedy się czyta więcej (bo jeszcze książki nie skończyłem), to jednak coraz bardziej zaciekawia, wciąga i inspiruje. Dlatego – taki najwyraźniej był autorski zamysł – że skłania, wręcz zmusza czytelnika, by wyobraził sobie, że jest Żydem, żeby postawił się w myśli po tamtej żydowskiej stronie barierki, żeby poddał się doświadczeniu myślowemu (Gedankenexperiment), iż sam należy do tej niezwykłej grupy ludzi. Do tej elity.
Z Żydami, zwłaszcza tak przedstawionymi jak w tej książce, jest kłopot. Podobny, jaki Nietzsche-Zaratustra miał z bogami: „Gdyby istnieli bogowie, jakżebym to wytrzymał, by nie być jednym z nich. Zatem bogowie nie istnieją.” (Przekład Lisiecka/Jaskuła, 1999.) Jurij Sljozkin, z angielska piszący się Slezkine, sam półżyd, próbował ich odczarować, ciekawe, że przy pomocy pojęć urobionych od greckich bogów: zaklasyfikował ich jako przenośnych i żyjących z ludzi merkurian, w opozycji do osiadłych i żyjących z ziemi i wojaczki apollinian. (Patrz mój tekst: Ulga! - czyli Żydzi nareszcie zdesakralizowani. O książce Yuri Slezkine'a „Wiek Żydów” ) Co wydaje mi się ogólniejszym wytrychem: remedium na Żydów są Grecy, na Jerozolimę – Ateny. Poza tymi biegunami jest trzeci niezależny punkt oparcia, nazywałem go pisząc kiedyś o tym, „Gangesem” (ale jakie oparcie może dać woda?), ale naprawdę chodzi o to, co własne, o kanał-channel łączący z tym, co mamy w sobie, z własną istotą, a nie o kanał który zasysa pouczenia z zewnątrz.
Judaizm, który wychował Żydów, ale również jego młodszy wyrośnięty brat chrześcijaństwo oraz wymarły ruch gnostycki, były produktem buntu lub, lepiej powiedzieć, reakcji, Wschodu (Bliskiego Wschodu) na inwazję Greków, a zaraz po nich ich silniejszego klonu Rzymian, które jak walec za walcem przetoczyły się po Wschodzie, równając wszystko i zamykając usta tamtejszym duszom zbiorowym i duchom cywilizacji. „Na kilka wieków Wschód zamilkł i w oślepiającej jasności hellenistycznego dnia był niemal niewidoczny” – pisał Hans Jonas, „Religia gnozy”, 1958. Po czym nastąpiło przebudzenie zamroczonego olbrzyma i w latach 300-ych tzw. ne. Duch Wschodu pokonał i pobiedził Greków-Rzymian, ustanawiając swoje wzory myśli, zasad, wiary, ubioru, świąt, bóstw, edukacji, prawie wszystkiego. W tamtej wojnie cywilizacji chrześcijaństwo zwyciężyło, gnoza wymarła, judaizm otorbił się w przetrwalnik. Jako nowy ekspansywny holon wypłynął w XIX wieku. Co Krzysztof Kłopotowski wyraźnie zaznacza, pisząc nie o całej historii Żydów – pojawia się ona u niego rzadko jako tło – a o ich nowoczesnym renesansie. Który zresztą jest ciekawszy od wcześniejszej historii, dla samych Żydów raczej pre-historii.
Żydzi są w tej książce przedstawieni jako elita. Wprawdzie autor waha się, czy przyczyna tej elity jest kulturowa czy biologiczna, czy geny czy memy, nature or nurture, ale pokazuje, że statystyki i fakty są jednoznaczne: nadreprezentacja Żydów w populacjach miliarderów, noblistów, senatorów USA, menedżerów filmu i TV, profesorów czołówki amerykańskich uczelni oraz osób z IQ powyżej 170 – jest bezwzględna. (Ktoś inny, Marcin Ryszkiewicz w „Homo sapiens, meandry ewolucji”, 2013, przedstawia wyniki genetyki, że Aszkenazyjczycy – ale inne subnarody żydowskie nie – mają kilka specyficznych genów, które odpowiadają za przyśpieszone przewodnictwo nerwów, ale z drugiej strony pociągają rzadkie choroby neurologiczne.) Kłopotowski raczej w swojej książce stawia na nurture, czyli na wychowujący i dopingujący wpływ kultury. Żydów (wg niego) uformowała ich religia, w której nie ma dogmatów ani nieomylności autorytetów, jedno i drugie blokujące swobodę myślenia i stawiające pułap, wyżej którego chrześcijanin nie podskoczy. Religia sieciowa, bez papieży ani biskupów, raczej luźna sieć uczonych w piśmie, zresztą sieć rozrzucona nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie; talmudów było wiele i zawierają (streszczam na odpowiedzialność Autora) nie tylko opinie poprawne, większościowe i przyjęte, ale też te mniejszościowe i odrzucone – jaka piękna demokratyczna sieć! Dalej mamy ruchomość Żydów, ich rozsianie po świecie, skąd odwieczne ich poinformowanie o tym co dzieje się w dalszych krajach, które są równie obce, ale i równie swoje, jak ten w którym się akurat mieszka. Mnie samego jak byłem mały dziwiła łatwość, z jaką moi żydowscy rówieśnicy (i ich rodzice) wyjeżdżali z Polski (PRL) i zaczynali bez stresu nowy etap we Francji, Anglii lub gdzie indziej. Kiedy się czyta o Jakubie Franku i frankistach, Polska, a raczej Ukraina i Białoruś, 18 wiek, uderza to, że ówcześni Żydzi tak samo swobodnie jak po Rzeczypospolitej poruszali się po Turcji (która sięgała od Jemenu do Dniestru) i byli tam tak samo u siebie. A dla Polaka czy Rusina był to świat totalnie obcy, wrogi, nieznany i zasłonięty. Dalej, nacisk na edukację i alfabetyzację, uczenie dzieci-chłopców liter i czytania niemal w jednym ciągu z nauką mówienia. Ich wielojęzyczność, gdzie minimum były cztery języki, u Aszkenazyjczyków potoczny jidysz, plus dwa języki świętych ksiąg: hebrajski Tory i aramejski Talmudu (tak przynajmniej pisze Kłopotowski, nie sprawdzam w Wikipedii), plus język gojskich sąsiadów, też przeważnie nie jeden, bo ten mógł być i polski, i rusiński lub inny. Po emigracji do Ameryki po godzinach pilnie uczyli się angielskiego, zwykle na zasadzie samopomocy. Inne, że przejść z germańskiego jidysz na też germański i blisko pokrewny angielski niebo łatwiej niż z polskiego, włoskiego itd. U Kłopotowskiego tego nie ma, ale Janusz Korwin Mikke w którychś felietonach dziwił się, jak łatwo i chętnie Żydzi osiedlający się w Izraelu porzucali swój ojczysty i pełen bogatego dorobku jidysz i przestawiali się na mówienie po hebrajsku, w języku, który w żywej mowie nie żył od głębokiej starożytności. Przy okazji, Esperanto skomponował polski lub rosyjski Żyd Ludwik Zamenhof, wśród esperantystów Żydzi przeważali, a George Soros jeszcze jako György Schwartz uciekł z Węgier korzystając z okazji jako młody esperantysta, co było rodzinnym przekazem, jego ojciec był literatem w tym języku.
Krzysztof Kłopotowski zwraca uwagę też na rolę genów w tym, że w dawnych diasporach bogaci żydowscy ojcowie chętnie wydawali córki za wybijających się studentów, promując w ten sposób ich genialne geny. Katolicyzm odwrotnie, ogłupiał swoją populację, skazując intelektualną kapłańską elitę na bezdzietność, wpuszczając przez to najlepsze geny w niebyt. (Albo na płodzenie bastardów, którzy nie mogli liczyć na wspomaganie i dziedziczenie synów legalnych.) Autor przypisuje też rolę dziedzicznego selektora prześladowaniom, malując obraz trwającej wieki surowej szkoły prześladowanej mniejszości, gdzie wciąż ginęli i odsiewani byli najsłabsi, nie dość zaradni i bystrzy, i nie dość mimetyczni. Mimetyzm Żydów... – Autor jako filmoznawca zachwyca się nim, po szczegóły odsyłam do książki.
Ich cnoty gromadziły się wiekami, aż cierpliwa Nemezis, poczynając od XIX wieku, od Haskali w Niemczech i emigracji (głównie Litwaków) do USA, wynagrodziła ich bogactwem, sławą, wpływami i władzą. (Ale przy okazji zraniła największym pogromem-holokaustem.)
Ale zamysłem tamtej książki było pokazanie Żydów jako wzoru. Nie żeby ci, którzy nimi (przypadkiem przecież) nie są, mieli zamykać oczy i udawać, że tamtych nie ma, albo że nie są tytułowo genialni, ani nie żeby im jałowo zazdrościli ich przewag, jedno i drugie głupie i prowadzące donikąd, jeśli nie do kolejnych przykrości. Autor faktycznie podpowiada ileś sposobów czy zasad mających pomagać stać się jako oni. Po części cytując sposoby wymyślone i propagowane przez samych amerykańsko-żydowskich autorów, którzy najwyraźniej życzą sobie podciągnąć w górę nieżydowską konkurencję, bo wśród zbyt ospałych współobywateli im niewygodnie. („Narody ospałe” – znakomity termin Kłopotowskiego!) – Po szczegóły do książki.
Ja bym chciał zrobić-spisać coś innego: zastanowię się, czy i na ile ja sam jak dotąd zdałem egzamin na „bycie jak Żyd”... Jak oni, zająłem się w życiu pracą w ideach, nie w materii, plus dla mnie. Jak oni, jako dziecko siedziałem w książkach, a nie w stadzie hałaśliwych rówieśników. Wybrałem (jak oni, kolejny plus) przyszłościowe i abstrakcyjne studia: za inspiracją lektur genialnego Polaka Żyda Stanisława Lema studiowałem fizykę. Brałem udział (jak wielu z nich, w ramach tikkun olam, naprawiania świata) w budowaniu utopii, kolejno: otryckiej, pewnej jogicznej i pewnej buddyjskiej. Zadbałem o wykształcenie dzieci – też plus w tej konkurencji. Sam stopniowo stawałem się multi-zawodowcem i multi-umiejętnościowcem, to też w konkursie na naśladowanie Żydów mocny punkt. Od początku kapitalizmu w Polsce pracuję na swoim jako wolny zawód lub własna firma. Szybko kiedyś wskoczyłem na nowy komunikacyjny taśmociąg Internet. Szybko i chętnie przestawiłem się ze środowiska znajomych naziemnych na dużo szersze środowisko znajomych sieciowych-wirtualnych. Ale kiedy myślę, że już prawie jestem tym idealnym Żydem, to widzę też kontry. Z języków, właściwie, znam wciąż jeden ten sam polski. Nawykowa zasiedziałość (pewnie wrodzona po chłopskich przodkach) mocno przeważa nad rzadkimi wyjazdami. Bogactwo, które jak pisze Kłopotowski, „zaczyna się w umyśle” też jakoś mnie dziwnie dotąd raczyło omijać. Punktów wyszło 12, w dziewięciu jestem jak Żyd, w trzech nie. W sumie żydostwa 50%.
Teraz poważniej. Zabawa, którą proponuje Krzysztof Kłopotowski, jest ciekawa i inspirująca, ale ma granice. Nie wolno być naśladowcą. Właściwiej: nie wolno być tylko naśladowcą. Żeby wygrać w grze o miejsce w świecie dla siebie, swoich dzieci-wnuków i swoich idei, konieczne oczywiście jest posiadanie sprawności, które mają konkurenci, ale nie jest wystarczające, bo naśladowca zawsze jest z tyłu, jak i ten, kto nie ustanawia wzorców i reguł. (Żeby dobrze strzelić gola, trzeba samemu ustawić sobie bramkę.) Trzeba mieć coś więcej, własną specyfikę, własną oryginalność. My Polacy możemy ją mieć i już jakoś potencjalnie mamy. Ale nie Polacy zwyczajni, tylko Polacy poganie, jogini i szamaniści. Poza tym kto powiedział, że ma być taki darwinizm pomiędzy narodami? (Kto widzi wyścig, ten już go przegrał.) Można przyjąć, że równanie do Żydów to takie trivium, wyższe studia zaczynają się dalej.
W książce Kłopotowskiego jest jeszcze wątek, którego tu nie tykam: zbrodni żydokomuny. Odsyłam do książki.
Całej tej książki jeszcze nie przeczytałem, fragmenty tu dopiero referuję. Idę czytać dalej.
◀ Rytuał wschodu Słońca przez Domingo Dias Porta ◀ ► Bramy ►
Komentarze
Pamiętam jednak podobny hołd jaki wcześniej złożył Krzysztof Kłopotowski Niemcom w obszernym artykule. Zachęcał w nim do uczenia się od Niemców gdyż oni są narodem noblistów, artystów i wszelkich geniuszy.
Widocznie On tak musi.
O ile jednak uczenie się od Niemców ma pewne szanse powodzenia, to jak można powtórzyć sukces narodu który został wyznaczony przez Boga do sprawowania władzy nad pozostałymi, mniej wartościowymi narodami?
Ateiści żydowscy też wierzą w wybraństwo swego narodu, tyle że próbują je uzasadniać czynnikami "świeckimi", np doborem naturalnym czy genetyką.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
>> jak można powtórzyć sukces narodu który został wyznaczony przez Boga do sprawowania władzy nad pozostałymi, mniej wartościowymi narodami?Jerzy, domyślam się, że w to (wbrew temu, co napisałeś) nie wierzysz?
Chyba w żadnej innej religii poza judaizmem nie ma określania wyznawców w kategoriach narodowych, rasowych. Stawianie współwyznawców ponad "niewiernych" występuje we wszystkich religiach jerozolimskich, jednak z powodu braku rasowego ekskluzywizmu w chrześcijaństwie i w islamie, nie działa w nich tak dobrze tak w judaizmie. Działa tylko tak długo jak długo wiara jest silna i powszechna. Natomiast żydom wiara w pozaziemskie źródła siły nie jest już nawet potrzebna, wystarczają zwykłe, materialne dowody wybraństwa. Choćby takie jak omawiana książka.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Z tego wnioskuję, że Polak Katolik nosi w swoim umyśle dwa silne wdruki, dwie potężne pieczęcie, dwa wypalone piętna:
1) Bóg za ciebie grzeszniku w męce dał się zabić (wdruk, piętno poczucia winy)
2) Żydzi są od tego, żeby tobą rządzić (wdruk, piętno poddaństwa).
Panie & Panowie, zróbcie coś z sobą, żeby się od tego uwolnić!
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
(2) Wpis Weda, podobnie jak wcześniejszy Jerzego, ilustrują, jak potężne są skojarzenia Żydów współczesnych z historią biblijną. Książka Kłopotowskiego jest WSPÓŁCZESNYCH Żydach, odniesień do starożytności prawie w niej nie ma. (Zachęcam do czytania.)
(3) Kłopotowski przedstawia Żydów jak najbardziej NOWOCZESNYCH, mających 2 punkty fokalne w świecie: 1. USA, w którym to światowym imperium nr Jeden "trzymają pakiet kontrolny" czyli faktycznie nad-rządzą, 2. Izrael. W ujęciu Kłopotowskiego diaspora to przeszłość, epoka gettowa to prahistoria, starożytna historia to legenda.
(4) Mamy teraz ciekawe czasy, kiedy starożytny naród Żydów, uzbrojony w siłę Pierwszego Mocarstwa USA, natyka się jak ta kosa na kamień na drugi naród równie a nawet bardziej od nich starożytny (tak!) -- Chiny.
Obserwujmy, obserwujmy arcypilnie, bo to wygląda na moment zwrotny w historii ludzkich cywilizacji...
![[foto]](/author_photo/PART_17.jpg)
że w Polsce można pisać o Żydach albo "źle" albo "na klęczkach" ...
właściwie to nie interesuje mnie co pisze o nich Kłopotowski (i inni nie-żydzi) ale zdecydowanie bardziej interesuje mnie co sami Żydzi piszą o sobie ...
Pozdrawiam
Na tą pułapkę ego (w tym przypadku zbiorowe ego nacji) nabierają się nie tylko Żydzi...
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Przejmujące jest w tej lekturze kilka rzeczy: precyzja analizy Znanieckiego, dalekowzroczność wniosków, aktualność tematu po niemal 100 latach! Dla mnie przygnębiające jest to, że gdyby Znaniecki te fragmenty o Żydach napisał dzisiaj, zostałby zniszczony i jako naukowiec i jako człowiek. Nie mam wątpliwości, że spotkałoby go to, co spotkało amerykańskiego historyka Richarda Lukasa, który napisał książkę "Zapomniany holocaust", po czym rozpętała się na niego nagonka w USA. Lukas próbował swoją książką zwrócić uwagę na spaczony obraz niemieckich zbrodni, jako martyrologii Żydów, z pominięciem porównywalnych cierpień i strat narodu Polskiego.
Lektura pracy Znanieckiego, jest o tyle fascynująca, że my już wiemy to, co Znaniecki próbuje ze znaków swojego czasu, odczytać. Zetknięcie się z tak czystym i rzeczowym i precyzyjnym sposobem rozumowania, zachęca do tego, by przyjrzeć się światu, który nas dzisiaj otacza, w podobny sposób. Czy do bólu beznamiętna, pesymistyczna w gruncie rzeczy ocena Znanieckiego, znalazła potwierdzenie? Czy świat toczy się rzeczywiście takimi torami? Czy pojawiły się jakieś nowe elementy, których Znaniecki nie mógł wtedy uwzględnić, a które mogą dawać więcej nadziei, co do rozwoju przyszłych wypadków? Inspirująca przygoda, którą każdemu polecam.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
link
A jakby Chomik był obrażony, to postaram się jakoś pomóc z użyciem swego telefoniku i aplikacji skanującej - to jednak, dopiero po powrocie z krótkiego wyjazdu, około środy.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
(Inne wrażenia po tej lekturze też mam... ale to raczej osobna sprawa.)
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Rafał Wojaczek - Mit o dawnym szczęściu
Anioł przyszedł do nas, cały czarny,
I powiedział: Wy Polacy - głupcy!
A wyglądał jakby zamiast twarzy
Żywej kamień miał, co się nie skurczy
Przez śmiech albo choćby niemy wyraz
obrzydzenia na nasze cierpienie.
W ręku mądrą różdżkę pałki trzymał,
Marsz Szopena wygrywał na flecie
Policyjnie trzymanym - tak, gwizdek -
w marmurowo zaciśnietych wargach.
- Nie wypsnęła sie nikomu skarga,
Kiedy patrzył - nasze czoła czyste
Odbijały sie w kamiennych oczach.
I zawrócił do niebieskich koszar.
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.