20 stycznia 2013
Michał (de) Molka
Koniec jest Twoim początkiem czyli otwórzmy się na śmierć z rąk Urana i nóg Plutona
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
„Death is the Road to Awe”
Kronos Quartet, Clint Mansell, Mogwai (»»)
Nie lubię pisać o astrologii oraz „uprawiać Jej” dla Innych z bardzo prostego powodu. Po dziesięciu latach przygody i przyglądania się tej kosmicznej dziedzinie wciąż określam mój poziom jako „zaawansowany początkujący”. I gdy ktoś z przyjaciół (a ściślej przyjaciółek) dzwoni do mnie z drżącym głosem i hasłem „Michaś zobacz proszę co się u mnie dzieje bo już sama nie wiem” to podchodzę do sprawy niechętnie, głównie z uwagi na ten mój nieszczęsny poziom. Tym bardziej, że pierwsza myśl, która pojawia się w mojej głowie brzmi: „to kto ma wiedzieć co się dzieje? Ja czy układ planet?”. I czuję się wtedy jak rozdarta sosna a raczej zodiakalna Waga, na jednej szali stawiając moją astrologiczną (nie)wiedzę, a na drugiej tragiczne losy przyjaciółki, którą tym razem znowu zostawił brunet lub której blondyn nie chce się pojawić, a według ostatniego pobytu u wróżki już dawno powinien był to uczynić. I siadam do laptopa, otwieram program astrologiczny i jeszcze zanim wpiszę dane, pojawia mi się wschodnia maksyma „Ty już wiesz”. Układ jest od wielu miesięcy znany i można obstawiać w ciemno („ciemno” – słowo klucz do zabawy z Plutonem), że drżący głos przyjaciółki został wygenerowany przez niezbyt harmonijny wpływ Urana z Plutonem, który „uderza” w jakiś ważny punkt w horoskopie urodzeniowym. Ten niezbyt harmonijny układ (moja przyjaciółka Strzelec używa określenia „do dupy”) nazywa się w żargonie astrologicznym kwadraturą (w tym konkretnym przypadku można go nazwać kwadraturą koła) i będziemy się z nim bujać do roku 2015 włącznie. Później będzie już z górki, a póki co wchodzimy w rolę Syzyfa, który na dzień dobry oberwał dużym kamieniem i pierwszym naszym niezbyt fortunnym odruchem będzie pozbycie się go, poprzez wtoczenie na jedną z największych gór w okolicy. Jak to się kończy wszyscy wiemy, niestety zazwyczaj zdajemy sobie z tego sprawę dopiero po kolejnej nieudanej próbie. Teraz w naszym kontakcie z syzyfową górką nastąpi chwila relaksu, aby wizja kamienia nas za bardzo nie przytłoczyła już na wstępie. Autor, jak na zodiakalną Pannę przystało, przeprowadzi analizę („analiza” – ulubione słowo zodiakalnej Panny) tego, jak w roli Syzyfa sprawdzą się poszczególne fazy zodiaku:
- 1. Baran – po pierwszej nieudanej próbie da sobie spokój i w zależności od ilości zachowanej energii może dać upust swej złości waląc w kamień głową. Mógłby walnąć czym innym, ale pamiętajmy, że to Baran, więc walnie głową.
- 2. Byk – gdy po kilku godzinach udało się Go przekonać, aby wstał z pachnącej trawy i odstawił czerwone wino oraz krwisty befsztyk, Byk uwalił się na kamień i po chwili uznał jednak, że powróci do leżenia na ziemi, jak na żywioł ziemski przystało.
- 3. Bliźnięta – zaczęły ochoczo toczyć kamień, gdyż nic innego nie było do roboty, ale po pierwszym razie nie było sensu powtarzać tego manewru. Być może sprawa wyglądałaby inaczej, gdyby w okolicy znajdowały się inne kamienie (im bardziej zróżnicowane tym lepiej), a zwłaszcza takie z którymi można porozmawiać.
- 4. Rak – już toczenie kamienia było smutne, bo ten kamień taki samotny i nie ma rodziny i chyba miał ciężkie dzieciństwo. Kamień wraz z Rakiem wspólnie staczają się z góry w otchłań rozpaczy spowodowanej bezwyjściowością sytuacji.
- 5. Lew – cholera, akurat nikt nie patrzy, jak będę pierwszy(m), który wtoczy kamień? Trudno, wtoczę i wtedy wszyscy się o tym dowiedzą i moje imię będzie jeszcze bardziej nieśmiertelne niż jest obecnie. Po nieudanej próbie cieszy się, że nikt nie patrzył i odpuszcza ze świadomością, że i tak nikt nie da rady, bo On jest najlepszy.
- 6. Panna – musi być jakiś inny sposób, o którym jeszcze nikt inny nie pomyślał, zresztą nie ma się co dziwić, gdyż nikt nie ma umiejętności takiego myślenia jak ja. No chyba że inna Panna, ale myślę, że ona nawet jak myśli podobnie, to i tak inaczej. No dobrze, wracając do tego kamienia: coś czuję, co ja gadam, ja nie czuję, ja myślę, więc myślę, że muszę wymyślić sposób omijający prawo grawitacji, być może zrobię mały podkop, zbuduję specjalną dźwignię, kurcze miałam jeszcze w międzyczasie kilkanaście pomysłów i jeden z nich mógł być niezły, ale oto pojawił się kolejny...
- 7. Waga – no tak, zabawa z kamieniem akurat teraz, gdy po dwóch godzinach wyszłam uczesana z łazienki i mam na sobie najlepsze ubranie. Rozważmy, czy jest sens w ogóle ruszać ten kamień... (W momencie, w którym autor kończy pisanie tego tekstu, rozważania Wagi wciąż trwają.)
- 8. Skorpion – albo skonam albo wtoczę tego skurczybyka na górę. Albo on albo ja. Życie lub śmierć! A jeśli się nie uda, choć to dużo za wcześnie, żeby się poddawać, zwłaszcza, że nie znam znaczenia tego słowa, to najwyżej wejdę na górę i z niej skoczę, i wtedy i tak będę górą.
- 9. Strzelec – z rozmachem wyrusza w podróż, gdyż za górą zapewne znajduje się egzotyczna kraina. Gdy okazuje się, że Jego podróż kończy się na tej górze, z entuzjazmem biegnie do biura podróży, aby zmienić górę na inną, bardziej odległą i bez kamienia.
- 10. Koziorożec – wiem dokąd zmierzam i to jest najważniejsze. Nie ma najmniejszego znaczenia to, że kamień po raz 23 wysunął się z moich rąk tuż przed wierzchołkiem. Dopóki mam wyznaczony cel, będę go konsekwentnie realizował i nieważne ile czasu mi to zajmie.
- 11. Wodnik – a gdyby tak zalać cały ten teren aż po szczyt góry, może wtedy woda by uniosła kamień na szczyt? Pewnie by się tak nie stało, ale za to mógłbym mieszkać w łodzi podwodnej o czym zawsze marzyłem.
- 12. Ryby – tu są dwa rozwiązania, jak na Ryby przystało. W pierwszym z nich obok kamienia leżą nasze zodiakalne Ryby i znajdują się w odmiennym stanie świadomości, niekoniecznie wygenerowanym przez narkotyki lub alkohol, gdyż w przypadku Ryb niewiele potrzeba, aby taki stan się pojawił. W drugim przypadku ciężar spowodowany kamieniem i egzystencją jest zbyt ciężki i Ryby czują, że sytuacja Je przerasta i w momencie, w którym targają się na swoje życie, pojawia się wizja-rozwiązanie koanu z kamieniem...
W tym miejscu chciałbym podziękować jednemu z moich guru astrologii, prof. Leszkowi Weresowi, za inspirację do umieszczenia powyższej zabawy w tekście . Wszystkich chętnych do zapoznania się z archetypami znaków zodiaku na nieco innym poziomie (czytaj: znacznie, znacznie wyższym) odsyłam do lektury „Homo-Zodiacus”, swoistej biblii astrologów i nie tylko. I przy okazji przepraszam profesora oraz wydawcę Taraki, że byłem jednym z Ich niezbyt rozgarniętych uczniów i nie mogą dziś powiedzieć o mnie, że uczeń przerósł mistrza, a być może tego by sobie życzyli.
Wróćmy jednakże do naszej kwadratury koła, przypominającej syzyfową zabawę z kamieniem. Nie będę wchodził w szczegóły, co jako Pannie nie przyjdzie łatwo, nadmienię tylko, że Uran z Plutonem tworzą wybuchową mieszankę energii nagłego i szybkiego wyzwolenia z obsesyjnym nie odpuszczaniem i pozornie wydaje nam się, że tkwimy w sytuacji bez wyjścia. Jeśli nie wprowadzimy nagłej zmiany, to umrzemy, jednocześnie mając świadomość, że ta zmiana może być dla nas zabójcza. Co można zrobić? Moja odpowiedź jest prosta: UMRZEĆ!
Nie jestem mitomanem (osobą znającą się na mitach ;-)) ale o ile dobrze pamiętam, w naszej historii początkowo wszystko było pięknie, Syzyf wiódł cudowne życie, zupełnie jak nie w micie. Nie dość, że kosztował nektaru i ambrozji (na poziomie ziemskim LSD i ayahuasca, chociaż określenie ziemski w stosunku do tych substancji wydaje mi się mocno wątpliwe), to jeszcze wykradał te boskie substancje dla swoich biesiadników, synów i cór Koryntu. No i pewnego dnia chłopak przegiął i nagle (uranicznie) Syzyf wpadł w syf a konkretnie w Hades (Pluton). Rzutem na taśmę ukazało mu się genialne rozwiązanie (Uran), gdyż miał obsesję na punkcie życia i łatwo nie chciał się poddać (Pluton). Tutaj można Go zrozumieć gdyż dwa ważne czynniki czyli dieta składająca się z ambrozji oraz nektaru wraz z wybornym towarzystwem synów i cór Koryntu, spowodowały u Niego niechęć do opuszczenia takiego nie-ziemskiego stanu rzeczy. I tu popełnił błąd. To był ten moment, w którym trzeba było umrzeć! Możemy jeszcze zakładać, że Syzyf jest zodiakalnym Koziorożcem, wtedy można zaryzykować tezę, że został wręcz wyróżniony lub uhonorowany takim zadaniem, trwającym wieczność...
W roku 2012 byłem świadkiem gdy „śmierć” pojawiła się wśród moich przyjaciół i znajomych. Użyłem cudzysłowu, ponieważ nie zawsze musi to być śmierć per se, to może (i powinna być!) śmierć symboliczna. Co przez to rozumiem? Posłużę się moim skromnym przeżyciem. W roku 2001 przeżyłem swoją śmierć – nie będę wchodził w szczegóły, ale zapewniam, że tym razem wyjątkowo nie blefuję. Dla miłośników astrologii: tranzytujący Pluton był wtedy w koniunkcji z urodzeniowym Neptunem i robił kwadraturę do urodzeniowego Słońca. Jeśli ktoś z czytelników (przepraszam, że używam formy męskiej) Taraki był w szpitalu w stanie krytycznym, wyszedł cało z groźnego wypadku lub wydostał się z uzależnienia alkoholowego lub narkotycznego po osiągnięciu tzw. dna, to o właśnie taki rodzaj śmierci mi chodzi. Takich różnorodnych przykładów może być oczywiście więcej, dla każdego „śmierć” może znajdować się na innym poziomie i może to być choćby przegrana Polaków z Czechami w ostatnim meczu Euro 2012. (Jak widać wciąż przeżywam tamten zgon).
Kilka dni temu poznałem osobę, która ma duże problemy zdrowotne, a do tego całą masę problemów na głowie i Jej współczesnym Hadesem jest Urząd Skarbowy (czy to oznacza, że Zeus to ZUS?). Podczas rozmowy powiedziała do mnie takie zdanie: „Boję się, że umrę, że moi bliscy zostaną z moimi problemami i ten strach nie pozwala mi żyć”. I tegoż dnia, obudziłem się w nocy i na granicy snu i jawy miałem wizję dotyczącą Jej i tego, że powinna przeżyć własną śmierć. I pojawiła mi się cała ceremonia, jak można by do takiego tematu podejść. To było niesamowite, pozwalałem płynąć obrazom, pojawiało się coraz więcej szczegółów, taki świetlisto-kosmiczny przekaz, ale nie było w nim 108 postulatów więc nie opublikuję ;-) Tu chciałbym podziękować Darkowi Misiunie; niedawno czytałem „Psychomagię” Jodorowskiego i udało mi się otworzyć na działania Alejandro o wiele bardziej niż na Jego filmy.
Przypomina mi się też Victor Sanchez i fragment z Jego książki pt „Nauki Don Carlosa” – ćwiczenie 75, zatytułowane Pogrzeb wojownika (zapewne znane m.in. z działań szamana Don Jóźwiaka ;-).
„Pogrzeb wojownika to podróż, ale możesz być pewny, że to podróż tam i z powrotem. Zachowaj trzeźwość i staw czoło temu, co się wydarzy.”
Ten mój przekaz ceremonii był mieszanką działań Jodorowskiego z konkretną praktyką Sancheza . Sanchez nazywa ją „zagrzebywaniem się w Ziemi” i tak opisuje jeden ze skutków:
„W chwili ważkiej zmiany zachodzącej w twoim życiu, możesz pogrzebać swoje stare „ja” i pozwolić narodzić się nowej istocie.”
Nie wiem czy tamta osoba będzie chciała coś takiego „przeżyć”, to już zależy tylko i wyłącznie od Niej. Jak mawiał Aleister Crowley: „Wszystko musi być zniszczone, aby cokolwiek mogło powstać”.
I tym optymistycznym akcentem życzę wszystkim Czytelniczkom i Czytelnikom Taraki, aby 2013 był rokiem Odrodzenia! Śmierć śmierci!
Michał de Molka
Warszawa, 2013, Słońce w ostatnim stopniu Koziorożca, Księżyc w Byku a Merkury w trakcie pisania tekstu przeszedł do Wodnika
Komentarze
![[foto]](/author_photo/ela_bazgier_04.jpg)
![[foto]](/author_photo/bysia_podkolorowana_FB.jpg)
ps Jestem Waga
![[foto]](/author_photo/Fangor2.jpg)
Dziękuję! Tak, tak, do dziś tkwią we mnie przeróżne scenariusze - te Titanicowo-Mało Księciowe, pamiętam Mandalę Piwa, rozłożonego na czynniki astrologiczne Tańczącego z Wilkami oraz to zamieszanie na skrzyżowaniu... Dobrze jest zacząć przygodę z astrologią od takiej "zabawy". Dużo w tym (u)śmiechu, lekkości ale też gruntownej wiedzy o archetypach, symbolach, przenikaniu astrologii do literatury, filmu, a może na odwrót; podłączaniu się Twórców pod planetarno-zodiakalno-domowe aspekty.
Trochę szkoda, że astrologia dla wielu osób kojarzy się przede wszystkim z horoskopami gazetowymi. A może to dobrze? Dla mnie jest taka "offowa" niczym stare kino, w którym na filmie Bunuela lub Hasa siedzi kilka osób, słychać dźwięki taśmy filmowej, nie ma popcornu a seans jest czymś więcej niż tylko pokazem filmu...
![[foto]](/author_photo/Fangor2.jpg)
Nie wiem jaką posiadasz wiedzę z dziedziny astrologii; skoro byłaś / byłeś na wykładzie J. Gronerta to znaczy, że być może wiesz dużo więcej ode mnie. To nie ma znaczenia, w każdym razie chciałem odnieść się do Twojego "PS'a" i nie piszę tego do Ciebie a przede wszystkim do osób nie znających astrologii lub stawiających pierwsze kroki w tej dziedzinie.
Określenie "jestem Wagą" lub jakimkolwiek innym znakiem zodiaku, oznacza tylko i wyłącznie to, że w trakcie narodzin Słońce znajdowało się w znaku Wagi.
Narodziny mogą przypadać na początek tego znaku, środek czy koniec. W każdym razie istnieje uzasadnione podejrzenie, że Waga jest już progresywnym Skorpionem a być może i Strzelcem a jeśli nie, to któregoś dnia taka sytuacja zaistnieje. Poza tym w "kółku" poza Słońcem znajduje się jeszcze kilka planet "tradycyjnych" (niektórzy dorzucają do tego zestawu Prozerpinę, Ceres, Lilith itp), do tego domy / sektory i często jest tak, że ktoś mówi że "jest Wagą", a tak naprawdę tej Wagi tam jak na lekarstwo.
Tyle na szybko i od serca i w dobrej wierze (piszę tak na wypadek gdybyś był(a) tym progresywnym Skorpionem i pomyślał(a), że się przyczepiłem ;-))
. Jestem Waga sloneczna/ i faktycznie Skorpionowata/ bo ostatnie godziny Wagi/-ale nie jestem czepialska.
Pana J.G. poznalam na lekcjach Studium Psychotronicznego.
Jak widac jestem ONA.
pozdrawiam i czekam na nastepne wpisy
Według mnie Syzyf jest uosobieniem barana. Ktoś może się zapytać dlaczego własnie baran, a nie np. koziorożec.?
Dla koziorożca ważny jest cel, końcowy efekt, skuteczność, a jak wiadomo Syzyf jest wyjątkowo nieskuteczny, co wtoczy kamień pod górę, to znowu mu się osuwa na dół. Jego praca nie ma końca, co jest w sprzecznosci z celem koziorozca, który dokładnie planuje pracę, jej początek jak i moment zakończenia.
Baran nie ma w swoim zadaniu skuteczności, jest nładowany energią, którą chce wyładować z siebie. Nieważne jak, ważne ,że ją posiada i musi dać jej upust.Nie przeszkadza mu ,że praca nie ma efektów, skoro jego energia ma miejsce wyładowania, czyli spełnia tym swoje naturalne zadanie.
![[foto]](/author_photo/Fangor2.jpg)
Baran to pierwsza, najbardziej niedojrzała faza (bez obrazy ;-)) w całym zodiaku. Widzę oczami wyobraźni Syzyfa-Barana, który zaczyna toczyć kamień zanim jeszcze dobrze zostały wytłumaczone zasady - nie pomyślał np o tym, że można zdjąć koszulkę bo się spoci, itd. Ruch, działanie, "tu i teraz", niecierpliwość, tak to wygląda.
W kwestii wyładowania energii zgadzam się, tylko że ta energia i ten entuzjazm dość szybko się wypalą w naszym przypadku. Pamiętajmy, że Syzyf został skazany na WIECZNĄ pracę czyli trzeba by zapewne umiejętnie rozłożyć siły, toczyć konsekwentnie i z uporem (maniaka ;-)). Być może się mylę, niech mnie Barany poprawią, w każdym razie obstawiam, że były król Koryntu wcześniej czy później (od)puści.
Dla mnie dużo lepiej w tej sytuacji poradzi sobie Koziorożec, któremu przyporządkowana jest planeta Saturn (tzw. władca czasu). Kara dla Syzyfa przyszła z góry, od Bogów, czyli Syzyf-Koziorożec będzie respektował decyzję szefostwa. Dostał zadanie, starannie się do niego przygotuje i gdy zacznie, nie spocznie dopóki nie skończy.
Syzyfowy przypadek jest trudny do jednoznacznej zodiakalno-archetypowej interpretacji - wypadałoby, żeby Syzyf-Koziorożec na koniec został jednak nagrodzony i kto wie, być może w pewnym momencie Bogowie zmienią zdanie. Ale wszystko w swoim CZASIE...
Zatem do
piszę dalej dlaczego baran , a nie koziorożec.
Koziorozec sam jest swoim szefem, to on decyduje kiedy zacznie i kiedy skończy i nikt nie może mu narzucić żadnej pracy jeśli sam nie zechce. Syzyf dostał pracę(czyli mamy podległosć, która nie jest w naturze koziorożca), na dodatek pracę nie do skończenia, a koziorożec nie przyjmuje prac, których nie jest w stanie skończyć. Głaz ciagle się wymyka, a już po pierwszym potencjanym wymknięciu się głazu spod kontroli, koziorożec zrobiłby wszystko ,żeby następnym razem to nie miało miejsca. Jak pisałem, w naturze koziorozca jest skuteczność, a w przypadku Syzyfa jej nie ma. W naturze koziorożca jest samodecydowanie, a u Syzyfa tego nie ma, w naturze koziorożca jest celowość, a w pracy Syzyfa tego nie ma.
W naturze barana z kolei nie jest zarówno wyczerpanie, bo on ma być zawsze naładowany energią, bez względu na to co robi(taki wół roboczy nie do zatrzymania) jak też w jego stylu nie jest kończenie, bo jak ktoś ciągle naładowany energią ma odpoczywać, czy być bezczynnym? Energia , którą wiecznie dysponuje, nie pozwala mu się zatrzymać. Nie ma znaczenia jak ją wyładowywuje, ważne jest by ją wyładowywał, gdyż ciagle ma jej coraz nowsze pokłady. Nie ma ostatecznego końca, jest wysiłek, nie ma zaradnosci, ale jest ruch i działanie.
Z tego co zauważyłem, to sprawa rozbija się o wieczność i czas,oraz mozolność i upór kojarzone z Saturnem, ale przecież wszystkie rodzaje energii są wieczne, współtworzą rzeczywistość. Mars wiecznie musi posiadać energię i działać, a Saturn wiecznie planować i osiagać swój cel, przy czym Saturn w końcu osiaga swój cel by móc skupić się na innym,gdyż jego działnie musi być konstruktywne, mieć wymierny efekt, a Marsowi jest bez znaczenia na co wyładowywać będzie swoją energię. Dlatego syzyfowa praca, jako nie przynosząca wymiernego efektu nie pasuje do koziorożca.
![[foto]](/author_photo/Fangor2.jpg)
Koziorożec niby jest swoim szefem choć w tej sytuacji zadanie otrzymał odgórnie, od przełożonych czyli Bogów i chciał nie chciał jest szeregowym pracownikiem. Nie za bardzo ma możliwość podjęcia jakiejkolwiek decyzji, zwłaszcza o przyznaniu sobie urlopu lub premii uznaniowej ;-)
W kwestii skuteczności. Tak, tak, zgadzam się, nie ma jej w tym sensie, że głaz wciąż się wymyka i w normalnych warunkach coś takiego byłoby szybko przez Koziorożca skorygowane. Tylko że mamy do czynienia z dość abstrakcyjną sytuacją i ja bym widział Jego skuteczność w tym, że się nie poddaje i wciąż toczy ten kamień, w dzień i w noc, raz za razem. Wypełnia powierzone zadanie (zakładając, że tym zadaniem jest wieczna pokuta) czyli... jest skuteczny!
Czy jest celowość w pracy Syzyfa? I tak i nie. Celem ma być wtoczenie kamienia na górę. Tyle, że jest to niemożliwe. A nie może odpuścić, przerwać. Można zaryzykować stwierdzenie, że celem jest to nieszczęsne toczenie samo w sobie...
No tak, Saturn-Koziorożec na koniec powinien uzyskać rezultat, wymierny efekt i tu go nie ma i nie może być. Za to ten upór, nie poddawanie się, ciężka droga pod górę, są bliskie energiom Koziorożca i właśnie w tym miejscu Barana bym nie bardzo widział. Tu dochodzimy do punktu tych "wiecznych energii". Wizualizując sobie Marsa widzimy wojownika, młodość, płodność, niespożyte siły. Z tym się zgadzam. Natomiast moja wizja była bardziej przyziemna - gdybym miał sobie wyobrazić Barana sportowca - biegacza, to raczej bym stawiał na krótkodystansowca a w maratonie zapewne lepiej by wypadł Koziorożec, odpowiednio przygotowując się do biegu, umiejętnie rozkładając siły, itp.
Ciekawy jestem jak zodiakalne Barany lub osoby z energią Barana widziałyby siebie w takiej Syzyfowej skórze. Czy rzeczywiście byłyby w stanie działać wiecznie? Może jakiś Baran by się wypowiedział na ten temat ;-)
Co jest łatwiej sobie wyobrazić- Marsa , synonim młodego umięśnionego mężczyzny pełnego energii toczącego ciężki głaz pod górę, czy Saturna , synonim starca, którego siły zaczynają już opadać? Jak jest wizualizowany Syzyf na obrazkach przedstawiajacych ową scenę?
Syzyf stał się niewolnikiem i choćby z tego powodu nie nadaje się na Saturna. Gdyż to Saturn niewoli, a nie na odwrót. Syzyf wykonuje ciężką pracę, ale w rzeczywistości to Saturn komenderuje, a pracę fizyczną za niego wykonują inni. W pracy Syzyfa nie ma nic z uporu, jest za to niewolnictwo, przymus. Dla mnie Syzyf to jeszcze młody, głupi mężczyzna, który popełnił poważny błąd i został ukarany przez możniejszego od siebie, a ani młodość ani głupota nie idą w parze z Saturnem.
![[foto]](/author_photo/Fangor2.jpg)
Chciałbym jednak jeszcze zwrócić Twoją uwagę na pewne kwestie. Otworzyłem sobie księgę-cegłę czyli "Słownik mitów i tradycji kultury" Kopalińskiego. Pytałeś o obrazek? Kopaliński odsyła do Tycjana (1549 rok)
http://www.wikipaintings.org/en/titian/sisyphus-1549
Tyle, że nie przywiązywałbym się do tej konkretnej wizji, każdy artysta ma prawo do własnej interpretacji. Natomiast zwracam uwagę na szczegóły podane w micie i zauważone przez Kopalińskiego. Cytuję: "najchytrzejszy z ludzi". Wystarczy przywołać moment w którym wpada na pomysł, żeby szanowna małżonka nie chowała Jego zwłok. Baran i chytrość, przebiegłość, cwaniactwo? Hmm, nie sądzę ;-)
A w kwestii wieku: "ojciec Glaukosa, dziad Bellerofonta".
Tak jak wspominałem we wcześniejszych wpisach, ustalenie jednoznacznego zodiakalnego archetypu w tym przypadku może być trudne. Możemy pójść na kompromis i uznać, że Syzyf miał Słońce w Baranie a Asc w Koziorożcu. I to by się zgadzało z wizją, że ten cwany pomysł z brakiem pochówku, pojawił się gdy Jego progresywne Słońce było już w fazie Bliźniąt (spryt godny Merkurego)...
Pozdrawiam Uranicznie (tak żeby odetchnąć od tego kamienia). I cieszę się z tej naszej wymiany wizji ;-)
Problem w tym ,że astrologia jako nauka nie może uznawać kompromisów, a ja zmierzam do tego, by astologii w przyszłosci nie traktować jak paranauki, czy sztuki, które idą na owe kompromisy. Archetypy mają być ustalone i trwałe
My nie rozważamy tu Syzyfa jako możnowładcy, pijącego nektar z Bogami, tylko Syzyfa jako za karę w trudzie toczącego głaz pod górę. Widziałem trzy sceny z Syzyfem toczącym głaz i na każdej był umięśniony niczym Pudzian, czyli typowy Mars. Jak by wyglądał typowy Saturn z głazem?- Używałby jakiegoś dźwiga, albo posłużyłby się jakimiś marsowymi osobnikami by za niego wtaczali kamień.
![[foto]](/author_photo/jaczewski.jpg)
O takim pikusiu pt. kto jest wystarczająco mądry i ważny, żeby ustanowić jedynie słuszny nurt "astrologii jako nauki"?
Zamieszczoną powyżej muzykę odsłuchałem dwukrotnie, jak dla mnie całkiem niezła,.Jeśli komuś sie spodobała, to może ta, na którą niedawno się natknąłem, też się spodoba. Śpiewający ma klasyczny układ astrologiczy dla takich osób-Jowisz na ascendencie w wadze.
Panie Piotrze, jeśli archetypy będą dobrze ustalone, to będą same się bronić jak 2+2 to 4.
![[foto]](/author_photo/jaczewski.jpg)
Siedzi Pan w pieczarze owinięty w skóry i bez ognia trzęsie z zimna , bo nikt nie zdążył ustalić jak się go rozpala, czy siedzi w ciepłym pomieszczeniu i pisze treści używajac skomplikowanej techniki? Gdyby każdy miał takie podejscie jak Pan ,że niczego nie da się ustalić, bo czasem Panu by wyszło ,że 2 i 2 to nie jest 4, a rozpalenie ognia to zbyt skomplikowana sprawa, to byłby Pan raczej w tej pierwszej pozycji , a nie w drugiej?
![[foto]](/author_photo/jaczewski.jpg)
I Własnie o to się tu "rozbijamy". Ja uważam ,że pewne rzeczy da się zweryfikować, potrzeba tylko na to czasu i doświadczeń, jako że nauka i technika rozwijały sie wraz z czasem , nabytą wiedzą i doświadczeniami. A w pańskich sugestiach jest wiele sceptyzcyzmu, że wszystko nie jest takie oczywiste, że można sie pomylić i pewnych rzeczy nie da się jasno określić. Oczywiście ,ze mozna się pomylić, ale pomyłki weryfikuje czas i doświadczenie. Ludzie najpierw zauważyli ,że ogień pojawia sie razem z grzmotem i myśleli ,ze tylko on go przynosi, ale później to zweryfikowali i doszli do wniosku ,że grzmot nie musi uczestniczyć w pojawieniu się ognia.
![[foto]](/author_photo/jaczewski.jpg)
Myślenie mi podpowiada, że archetypy przynależą do kategorii poznawczych, stylów myślenia u obserwatora. I to jeszcze tendencyjnie osadzonych w pytaniu "Dlaczego?" oraz jest próbą uśrednienia obserwacji na podstawie tego, co było tj. stworzenia uproszczonego obrazu świata. Są mapą, która czasami bywa wystarczająco precyzyjna do danego celu.
Jakkolwiek mapy są przydatne, to jednak nie zastępują świata dookoła. Np. pisałeś, że dobrze ustalone archetypy "obronią sie" tj. że wszyscy postrzegamy świat tak samo. Nijak jednak nie podałeś kryteriów, czy sposobu tego ustalania. Ale jakoś dziwnie nie akceptujesz tezy pt. może takich kryteriów i ścisłej definicji nie być. Kiedy one są równoprawne :)
A z Twojego pisania wychodzi co najwyżej:
Jestem za powstaniem najwyższej rady astrologii, która swoim dekretem ustali zakres użytkowanego w astrologii słownictwa, zdefiniuje archetypy i będzie dbać o czystość i poprawność myślenia astrologów. Dopóki jednak taka rada nie powstała mogę powiedzieć, że zasadzie rada jest niepotrzebna, już potrafię ją zastąpić..
Taka inna odmiana rady ds właściwego śpiewania bum bara bum, przecież oczywiste jest że ogień jest darem z niebios przyniesionym przez piorun i to: da się zweryfikować, potrzeba tylko na to czasu i doświadczeń, jako że nauka i technika rozwijały się wraz z czasem , nabytą wiedzą i doświadczeniami
Panie Piotrze, w swoich założeniach popełnił Pan podstawowy błąd logiczny. Za pewnik Pan przyjął , ze piszę tak, a nie inaczej, dlatego że moją intencją jest narzucić własne zdanie lub zbudować coś w rodzaju religii w której będę guru określającym co jest czym bo jestem przekonany ,że ja zawsze mam rację,.......... a tak nie jest.
Mnie interesuje prawda, zawsze mnie interesowała prawda. Jak bardzo mnie interesowała prawda może wskazać fakt z mojego życia ,ze bardzo późno się dowiedziałem o zjawisku określanym jako "kłamstwo". W dzieciństwie zupełnie nie kłamałem , bo nie rozumiałem ,ze tak można i że ludzie tak czynią. Moja matka była święcie przekonana ,że małe dzieci nie potrafia kłamać, bo brała ze mnie przykład- skoro ja relacjonowałem wszystko zgodnie z tym jak przebiegało, to znaczy ,że inne dzieci też tak robią. :)
Ja nie pisze tutaj jako wszechwiedzący i Bruce wszechmogący, bo sam się przyznałem, ze z kogoś kto chciał sie posługiwać astrologią zmuszony zostałem do zmienienia stanowiska na badacza. Po prostu nie dało się nią posługwać , bo nie działała.
Teraz dojdę do sedna.- Dlaczego tak silnie obstaję przy własnym stanowisku. Równie dobrze może Pan się zapytać Saturna dlaczego jest taki twardy i nieustępliwy?- Moja odpowiedź -.........doświadczenie i jeszcze raz doświadczenie. Nie jestem tu młodym praktykantem, tylko osobą , która dużo czasu poswięciła i poświęca na badanie co jest czym w astrologii. To co się potwierdzało zostawiłem, czego się nie udało potwierdzić odrzuciłem i szukałem właściwego rozwiązania. Przy czym nie obstaję ,że już wiem wszystko, bo tak nie jest. To, do czego dojdę, ciągle weryfikuję, czy się potwierdza. Jeżeli z kimś się tutaj "zetrę" w interpretacji, to zazwyczaj dlatego ,że szybko spostrzegam ,ze ta osoba posługuje się starymi interpretacjami, które zostały przeze mnie odrzucone jako niepotwierdzone . A jesli ktoś się ze mną nie zgadza, niech przedstawia lepsze argumenty. Siła tego o czym piszę nie tkwi w moich mozliwosciach przekonywania, czy mojej nieustępliwosci. To co piszę coraz bardziej samo się broni jako coraz bliższe prawdzie, choć zastrzegam ,że ja też się czasami mylę, chociaż z upływajacym czasem coraz mniej. Doświadczenie robi swoje.
A teraz niech Pan przedstawi , ile Pan czasu poswięcił astrologii, skoro jest tak przekonany ,że jest tylko "bożkiem"?
![[foto]](/author_photo/jaczewski.jpg)
Nie uważam też, że usiłujesz zbudować coś w rodzaju religii w której będziesz guru określającym co jest czym bo jesteś przekonany. Uważam, że posługujesz się stylem formułowania wypowiedzi przypominającym czy naśladującym guru formułującego religię, określającą co jest, a czego nie ma.
,że ja zawsze mam rację,.......... a tak nie jest.
I na jakiej podstawie ja mam w to uwierzyć? Na słowo? Tego wywodu nt związków z saturnem? Proszę bardzo, uwierzę, i pobawię się w ten sam styl argumentacji:
Mi po moich kilkuset godzinach z astrologią wystarczy proste zrozumienie fragmentu natury Saturna: Zrzędliwa baba nadająca nad uchem.
Ja potrafię w swojej wypowiedzi rozpoznać zrzędzenie nt. poprawności dyskusji, poprawności formułowania hipotez, elastyczności myślenia. Takie ple ple, którego odruchowo druga strona nie słucha, ale z którym się zmaga nie wiedząc czemu. Czy ty ze swoim doświadczeniem i doświadczeniem, i doświadczeniem potrafisz rozpoznać to samo, u siebie ?
Dostrzec, że twoje pisanie, to nie "twardość i nieustępliwość" a jedynie zrzędzenie osoby, która nie potrafi uargumentować swojego zdania i czuje, że przegrywa w dyskusji i chce by prawda obroniła się sama metodą twardego i nieustępliwego powtarzania jej po raz 10001?
To ile rzeczywiście poświęcił Pan czasu astrologii?
Następny błąd Pan popełnił. Ja nie narzucam swojego zdania. Jak widać w górze na każdy mój post jest reakcja dyskutanta. Jest spór na argumenty., a nie narzucenie z góry tezy-i gębuśka w kubeł dyskusjji nie ma.
Nie musi mi Pan wierzyć, nie oczekuję tego. Przedstawiam tylko efekty swoich długtrwałych doświadczeń na tym polu. A czy ktos będzie chciał z tego skorzystac, czy zweryfikować, to już zależy od jego chęci i indywidualnych możliwości.
Gdyby Pan uważniej czytał co napisałem w kontekscie astrologii wyżej, to by zauważył ,ze wyjątkowo mocno trzymałem się tematu, nie było tam, ple, ple , ple. Ale gdy się Pan pojawił w tym wątku, pojawiło sie też ple ple , ple. Wie Pan dlaczego? Wszedł Pan na teren w którym ma wyjątkowo słabe rozeznanie. A jak ktoś ma słabe rozeznanie, to zmienia temat na taki w którym czuje sie pewniej.
W kontekście astrologii i zrzędliwości Saturna- tak , jest zrzędą, jesli coś nie dziejeje się po jego mysli to nie ma "pomiłuj" To nie jest łagodny miły Ksiazyc, który pogłaszcze po główce i powie wszystko co robisz jest fajne.-tutaj nie musi mi Pan wierzyć na słowo, w tym co napisałem o Saturnie, ale Ci którzy mają dobre rozeznanie w astrologii dobrze wiedzą o co chodzi, tak jak zapewne nie zna Pan języka Suahili, ale Ci którzy uczyli się go, wiedzą mniej więcej o co chodzi.:)
.
![[foto]](/author_photo/jaczewski.jpg)
A:"Nie wiemy, co tu jest, a czego nie ma. Zbadajmy jak świat wygląda i jaka jest jego historia"
T:"Nie zmieniajcie tematu! Nic nie wiecie na temat Boga i stworzenia świata! Co wy wiecie o świecie, przecież nie poświęciliście Bogu tyle czasu,co my"
I tym radosnym akcentem przerwę bliźniacze syzyfowe prace i wrócę do pisania bloga i artykułu:) Przynajmniej mam parę przemyśleń co do "Dlaczego Astrologia powinna wybrać Bogów".
A życzę miłego badania systematycznego i cierpliwego jak wielka i poprawna jest ta samoudowadniająca się długim powtarzaniem i znajdowaniem argumentów za swoim zdaniem Racja. Astrologii przyda się takie doświadczenie i umiejętność jednoosobowego poprowadzenia rady czystości językowej i poprawności politycznej popartego długim obiektywnym spojrzeniem badacza prawdy.
Ps. Polecam wpis: Dlaczego Twoje doświadczenie jest bezwartościowe przy wyciąganiu wniosków n.t. efektów różnych rzeczy? Brakuje co prawda kilku informacji o heurystykach wydawania sądow i "skrzywieniach" w poznaniu, zwłaszcza ciekawym: błędem potwierdzenia. Ale warto przemyśleć :)
Nadal czekam , na Pańską odpowiedź na temat tego jak dużo poświęcił Pan czasu na astrologię , jej naukę i badanie.
Bywało tak ,ze z kimś wszedłem w głęboką dyskusję nie mając zbyt dużego pojęcia w kwestii tematu rozmowy i nauczyło mnie to nie wchodzić na teren zbyt głęboko, jeśli wcześniej nie miałem wystarczająco dużego rozeznania. Takie wchodzenie w temat bez jego dogłębnej znajomości jest podstawowym błędem tzw. intelektualistów, którzy więcej chcą powidziec , czy napisać, niż by wynikało z ich kompetencji. Na drugi raz niech się Pan zastanowi, zanim znowu wejdzie Pan na pole ,o którym ma mgliste pojęcie. Ja tak robię.
Co do astrologii i jej sprawdzalności w kontekście mojego zainteresowania.
Jestem typem sceptyka i niedowiarka, "umysł ścisły", który ignoruje wszelkie"bzdety". A jednak zainteresowałem się astrologią. Pytanie dlaczego?
- znalazłem mnóstwo korelacji, które nie wygladają na przypadkowe, a jeśli tak , to coś musi być na rzeczy. I rzeczywiście im więcej tym się zajmuję, tym bardziej to się potwierdza. Teraz jestem jak drapieżnik , który poczuł krew ofiary i zaczął ją ścigać.
Mam prosbe. Napisales, ze jak juz przjda te tranzyty to wszysto bedzie proste jak bułka z masle. To jak wtedy bedzie? Co widac po zakonczeniu zderzenia Uran - Pluton ? Czy mozemy prosic o jakies analizy na ten moment ? chcemy widziec jakies swiatelko w tunelu :))
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.