31 lipca 2016
Katarzyna Urbanowicz
Serial: Prababcia mniej ezoteryczna
Kreatywne zarządzanie rzeczywistością (2)
czyli o tym jak być skutecznym
◀ Kreatywne zarządzanie rzeczywistością (1) ◀ ► Tam, gdzie nas nie ma ►

Wróciłam właśnie z pobytu u kogoś, kto mimowolnie skłonił mnie do uporczywych przemyśleń: dlaczego osoby o wysokim intelekcie, wspaniałej opozycyjnej przeszłości i zawodowej, prawniczej biegłości nie mogą sobie dać rady z cwanym, prymitywnym człowieczkiem, sterowanym przez miejscową klikę myśliwych z czasów, gdy oni wszystko mogli, a takich jak ona internowano lub zmuszano do emigracji, łamiąc ich życie i przerywając prywatne związki. Sprawiono im bogate życiorysy, zafundowano czerpanie doświadczeń ze źródeł całego świata, a gdy powrócili nie na tarczy, a z tarczą i osiągnęli słuszny wiek, godny profitów; dziś muszą walczyć o kawałek ziemi wytyczonej „na oko”. z kimś bezwzględnym i nie do końca obliczalnym.
Prawniczka słynna w Polsce z walki o prawa osiemdziesięcioparoletniego, staruszka, nie wpuszczonego do wypachnionej bankowej toalety, nie jest w stanie udźwignąć niesprawiedliwego wyroku dotyczącego jej spraw.
Pewnego dnia na drodze dojazdowej do jej posesji rozsunęły się dwa kręgi tworzące mostek. Droga jest gruntowa, nieoświetlona, więc po zmroku łatwo można uszkodzić samochód. Jako osoba praworządna pani ta uzyskała od eksperta budowlanego opinię, że zasypanie powstałej dziury pogorszy tylko sprawę, bowiem jeszcze bardziej rozsunie kręgi, a w dodatku zahamuje bieg strumyka, który może zalać położoną niżej posesję innej osoby. Rozważając różne warianty wyjścia z sytuacji, a wśród nich naprawę chwilowo niedostępną z powodów finansowych, celem ostrzeżenia innych użytkowników drogi, wetknęła w dziurę zwykły pręt i zawiesiła na nim pomarańczowy sznurek, dla lepszej widoczności uzupełniony pustymi workami na śmieci i kartką z wydrukowanym ostrzeżeniem. Jadąc drogą łatwo było zabezpieczenie to usunąć, a ostrożnie przejechawszy przywrócić, chyba że szukało się pretekstu do pognębienia kogoś, z kim procesowano się o granice działek.
Zarzucono jej, osobie nieco tylko fizycznie sprawniejszej niż ja, zagradzanie drogi, a ponadto nie bacząc na prawdopodobieństwo zarzutów, wskakiwanie na łyżkę koparki tudzież stosowanie przemocy wobec jej operatora. Sprawa została przegrana w pierwszej instancji, a z treści uzasadnienia wyroku wynikało niedokładne zapoznanie się z jej odpowiedzią na pozew i prawdopodobnie tylko bardzo pobieżne zapoznanie się sądu z aktami sprawy.
Jak rozprawia się owa pani z tymi zarzutami? Jak prawnik walczący prawem i wiedzą ekspertów z niesprawiedliwością. Udaje się do przychodni po skierowanie do ortopedy celem uzyskania zaświadczenia, że ze swoją wagą i schorzeniami kręgosłupa nie tylko nie jest w stanie wskoczyć na łyżkę koparki ani w ogóle się na nią wdrapać, ale i nie dysponuje jakąkolwiek realną możliwością zagrożenia młodemu, silnemu mężczyźnie. Wzywa biegłego budowlańca celem zaopiniowania stanu mostka oraz dendrologa celem ustalenia, że drzewa złośliwie podcinane przez adwersarza są zabytkami i ich karczunek nie jest usprawiedliwiony żadnymi okolicznościami, nawet takimi, że na zdjęciach lotniczych sprzed pół wieku granica działek biegnie przez środek ich koron. Powiela swój poprzedni błąd, bowiem tasiemcowych opinii i uzasadnień nikomu nie chce się czytać, ważą proste twierdzenia niekoniecznie sensowne i prawdziwe. Młodzi, przyzwyczajeni do krótkiego skupiania uwagi na kilkuzdaniowym tekście, nawet jako późniejsi prokuratorzy czy sędziowie unikają jak diabeł święconej wody dokładnego przeczytania uzasadnień, sprawdzenia logiczności wywodu, a przede wszystkim oceny prawdopodobieństwa opisanych sytuacji i wydarzeń. Wszak wszystko stać się może – jak ich uczy internet.
Posługiwanie się wielowarstwowymi kłamstwami i manipulacją stało się powszechną codziennością. Przestają one nie tylko nas oburzać, ale nawet nie jesteśmy skłonni ich dostrzegać. Zrozumiałam już dawno, że skoro nabieramy przekonania, iż za mało wiemy, możemy nieświadomie stawać po stronie niesłuszności albo mniejszej słuszności. Szlachetne w zamyśle apele okazują się materiałami spreparowanymi na użytek kogoś bez skrupułów, dla jego partykularnych interesów. Dlatego chwilami „opadają nam ręce” i tracimy chęć do ich prostowania bądź komentowania. Ja na przykład dla zasady nie podpisuję żadnych apeli, ponieważ nie jestem w stanie ocenić ich słuszności. Odkrywamy także, że jeśli są sprawy, które uważamy za ważne dla nas, nasza walka z niesprawiedliwością może odbywać się wyłącznie na innej płaszczyźnie – co bardzo przykre - niż logika. Należy po prostu każdą kampanię wymyślić od nowa na użytek tych, do których jest adresowana i tych, którzy zajmą się jej realizacją. Także sądową. Sąd jest teatrem – ale ten banał traktowaliśmy najczęściej jako przenośnię, a nie jako rzeczywistość. A skoro sąd też jest teatrem, należy zastosować do postępowania prawa dobrego teatru. Dobry teatr nie może być nudny. To raz. Nie może polegać na linearnym opisie wydarzeń, to już dawno przebrzmiała dramaturgia. Akcja musi toczyć się wartko, obfitować w przeskoki myślowe i dramatyczne kontrasty. Poza tym wszystko musi być podobne do czegoś innego – sprawy i zjawiska ważne nie występują pojedynczo, a jeśli występują, to należy je wpisać w jakiś kontekst, do czegoś porównać. Tak wyglądał pozew adwersarza owej pani. Kobieta stawia zagrodę w poprzek drogi, niemożliwą do przekroczenia (kogo to obchodzi że to pomarańczowy sznurek) po czym własną piersią broni owej barykady (na przykład walcząc z operatorem koparki). Historia zna takie wypadki i takie dramaty.
Obrona prawniczki we własnej sprawie nie może polegać na wykazaniu bezsensu oskarżenia ani udowodnieniu braku logiki tegoż. Sąd zaśnie, zanim przeczyta do końca wszystkie dokumenty, a najprawdopodobniej nie będzie ich czytał, tylko przeleci, co wpadnie w oko, zostanie, co nie, przepadnie. Pani powinna stać się w jednej osobie właścicielką i reżyserem teatru jednego aktora. Czym najlepiej zachęcić widza? Groteską, przedśmiewczym i szyderczym zdyskredytowaniem przeciwnika. Żadnego obiektywizmu, proszę! To nie na topie! Sędziów w owej sprawie należy moim zdaniem zainteresować paradoksem szykowanego scenariusza, dziwactwem zarzutów i teatrem absurdów, nie szczędząc przymiotników i epitetów (ale niekaralnych). Ja bym odpowiedź na pozew napisała inaczej – na przykład tak:
Troska o zawieszenie samochodów odwiedzających panią S. osób stała się podstawą budowania teorii spiskowych z centralną postacią jej ofiary, pana K, na którego osobę skierowane zostały ostrza niecnych zamachów. Pan K kreatywnie zarządza rzeczywistością tworząc sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem scenariusze rodem z dziecinnych kreskówek, gdzie zła czarownica balansując na łyżce koparki różdżką zatyka dziurę w ziemi, a nasyconym zaklęciami sznurkiem zagradza przejazd, w dodatku grożąc operatorowi koparki zamianą jego osoby w kamień.
ale nie jestem prawnikiem i, dzięki Bogu, nie ponoszę odpowiedzialności za moje dramaturgiczne próby.
Pani, o której sprawie piszę, odpowie mi, (i będzie miała stuprocentową rację) – że czuć się będzie podwójnie manipulowana - raz przez kłamstwa adwersarza, drugi raz przez zmuszanie jej do walki bronią odparowującą broń przeciwnika. To gorzkie doświadczenie, ale każdy z nas wcześniej czy później z nim się styka. Niegdyś mówiono, że kłamstwo ma krótkie nogi i samo wyjdzie na jaw, nie należy więc z nim dyskutować, tylko poczekać. Było to jednak w epoce, gdy obnażaniem kłamstw byli zainteresowani wszyscy wokół, podczas gdy dziś nauczyli się nim delektować i wykorzystywać oraz spontanicznie rozwijać i ulepszać. Kłamstwo nikogo dziś nie dyskwalifikuje, przeciwnie, gdy jest twórczo sprytne, budzi podziw. Weszło na najwyższe podia władzy. Broń wybiera zawsze napastnik i ofierze nie pozostawia wyboru. To nie rycerski turniej, tylko naśladownictwo, rekonstrukcja bez dbania o prawdę i szlachetność rywalizacji.
Dlatego, możliwe, że pani przegra swoją sprawę. Wygrała sprawę staruszka o bankową toaletę – ale dlatego, że teatr absurdu zrobiła za nią prasa. W dodatku temat był chwytliwy – nawet w książeczkach dla dzieci poruszanie sprawy mikcji i defektacji budzi zgrozę i generuje zainteresowanie. Tym razem pani S pozostaje sama. Kogo obchodzi dziś prawda? Kogo obchodzi jakaś droga, jakiś mostek i jakaś zagrożona samotna kobieta?
◀ Kreatywne zarządzanie rzeczywistością (1) ◀ ► Tam, gdzie nas nie ma ►
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.