21 maja 2019
Andrzej Gąsiorowski
Serial: Dlaczego ludzie wycinają drzewa?
Logika argumentów antyatomowych, część I – OZE vs atom
Ad vocem Bogumiłowi Kolmasiakowi
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Dawno nie było nic o polityce ◀ ► 4 czerwca w perspektywie antropocenu ►
Od jakiegoś już czasu noszę się z zamiarem dekonstrukcji bogatego pakietu argumentów antyatomowych, ale jakoś nie mogłem się za to zabrać. Dziś, trochę przypadkiem, obiecałem Bogumiłowi Kolmasiakowi (Akcja Demokracja), że odniosę się do jego wpisu na Facebooku. To dobra okazja, żeby zacząć cykl.
Kolmasiak pisze na swoim wallu:
Krzysztof Tchórzewski, minister energii z PiS, mówił że chciałby żeby Polska zbudowała trzy elektrownie atomowe w latach 2040-2045. Czyli mamy nawet 26 do uruchomienia pierwszej inwestycji.
Lewica Razem deklaruje, że bez atomu się nie da powstrzymać zmian klimatu. Podobne tezy formułują niektórzy eksperci. Greenpeace natomiast jest przekonany, że scenariusz 100% OZE jest realistyczny. Poza aspektem ryzyk środowiskowych związanych z atomówką i np. kwestią gospodarki odpadami radioaktywnymi, mamy jeszcze aspekt ekonomiczny. Gdy elektrownia atomowa tworzy niewielką ilość miejsc pracy w jednym miejscu, OZE i efektywność energetyczna tworzą setki tysięcy miejsc pracy.
No i wreszcie, jeżeli do powstrzymania katastrofy klimatycznej mamy 11 lat, to jaką odpowiedzią na to jest atom? Czy nie lepiej ogromne przecież środki (koszt budowy to 40 do 70 mld złotych) przeznaczyć na system wsparcia źródeł rozproszonych i poprawę efektywności energetycznej?
Argumenty „środowiskowe” i „odpadowe” chcę zostawić na koniec mojego cyklu. Są one nieprawdziwie, bo relacja „ingerencja w środowisko/wydajność/neutralność wobec środowiska” jest po stronie energii jądrowej miażdżąca. Podobnie jest z odpadami, o których ludzie mają niezwykle często wyobrażenie rodem z filmów rysunkowych czy horrorów Sci-Fi. Gdyby były one prawdziwe, atomowe katastrofy zdarzałyby się codziennie w jakimś miejscu świata. Jak wiemy, nie zdarzają się. Wobec ich całkowitej irracjonalności zostawimy je jednak na koniec.
W tym wpisie chcę się odnieść do tego z argumentów Kolmasiaka, który pada jako ostatni. Argument o „zielonych miejscach pracy” jest tak wielowymiarowo fałszywy, że zajmiemy się nim w odrębnym wpisie. To znaczy miejsca pracy są, choć nie są one „zielone” i, skoro mamy ograniczać cywilizację i konsumpcję, to po co nam tyle miejsc pracy. Ale o tym później.
Argumentem, któremu chcę się przyjrzeć jest neurotyczne przeciwstawianie odnawialnych źródeł energii (OZE) energii jądrowej tak, jakby z istoty rzeczy konkurowały one ze sobą. Czy nie lepiej robić OZE i efektywność energetyczną w miejsce atomu, skoro mamy ograniczone środki?
Efektywność warto robić zawsze, ale ona w istocie rzeczy nie konkuruje z niczym. Po prostu powinno się ją robić, choć nikt nie ma na to ochoty, bo kapitalizm nie znosi oszczędzania. Dlatego też efektywność w istocie konkuruje z OZE bardziej, niż atom.
Ale ogólnie mówiąc nie lepiej. Po pierwsze dlatego, że OZE bez atomu mają małą moc dekarbonizacyjną. Jeśli więc celem inwestowania w OZE jest dekarbonizacja, to na bazie OZE bez atomu się jej nie osiągnie. Zwolennicy OZE w wersji 100%, ukrywają bowiem przed opinią publiczną fakt, że nie ma czegoś takiego, jak 100% OZE w znanej nam cywilizacji. Powstają na ten temat liczne raporty, że coś takiego istnieje, ale równie dobrze mogłyby powstawać raporty o istnieniu perpetuum mobile czy świętego Graala. 100% OZE jest fantasmagorią, która w realnym świecie wymaga używania gazu ziemnego (lub węgla). Emisje są mniejsze przy gazie, ale przy wydobyciu i transporcie gazu zwanego ostatnio z angielska naturalnym, metan wali do atmosfery w dużych ilościach i podgrzewa ją szybciej, niż robi to CO2. Dlaczego potrzebujemy tego gazu? Z prostej przyczyny – nie ma sprawnych, wydajnych urządzeń magazynujących energię zgromadzoną przez wiatraki i panele, i kiedy nie świeci słońce i nie wieje wiatr, spala się węgiel i gaz.
Znakomicie widać to na mapie konsumpcji energii elektrycznej z różnych źródeł (źródło: www.electricitymap.org). Atomowa Francja zawsze wygrywa z likwidującymi energię jądrową Niemcami forsownie inwestującymi w OZE. Tak dzieje się każdego dnia. Czasami proporcje na korzyść Niemiec są lepsze, czasami gorsze, ale emisje Francji utrzymują się na poziomie 50 g/kWh. Niemieckie oscylują, ale rzadko są mniejsze niż 300-400 g/kWh.
Można to sobie oglądać do woli całymi dniami i nocami. Zawsze wychodzi to samo.
Bardzo ciekawy jest ten wykres:
Pokazuje, jak bardzo wzrosło spalanie gazu i węgla w Japonii, po tym jak japoński nadzór jądrowy kazał wyłączyć elektrownie w związku z katastrofą w Fukushimie. To czerwone to energia jądrowa, szare gaz, czarne węgiel. Ich spalanie wzrosło mimo wzrostu w obszarze OZE i mimo ogólnego zmniejszenia zużycia energii!
Wnioski każdy może wciągnąć sam. Ja jestem tak zwanym humanistą i mniej więcej to rozumiem. Nie rozumieją tego lub udają, że nie rozumieją, wszyscy politycy, za wyjątkiem polityczek i polityków z Lewica Razem. (To mój blog, to mogę sobie pozwolić na taką prywatę).
Innymi słowy OZE bez atomu mają znikomą moc dekarbonizacyjną lub nie mają jej wcale. Jeśli zatem naszym celem jest zastawienie świata wiatrakami i panelami, to OK, możemy inwestować w 100% OZE (czyli coś co ontologicznie NIE ISTNIEJE) , jeśli natomiast chcemy dekarbonizować, to musimy OZE łączyć z energią jądrową (a przynajmniej nie zamykać tej, która pracuje, w której to sprawie FOTA4Climate, naukowcy, intelektualiści i aktywiści przygotowali petycję do rządu i narodu niemieckiego, którą można podpisać TUTAJ: Petycja w sprawie ratowania niemieckiej energetyki jądrowej w obliczu katastrofalnych zmian klimatu
Problem w tym, że OZE i ATOM najczęściej przeciwstawiają sobie zwolennicy opcji 100% OZE, bo na świecie jest niewielu atomowców, którzy postępują odwrotnie. To znaczy większość znanych mi atomowców, do których mam przyjemność się zaliczać, uważa, że powinniśmy rozwijać efektywność energetyczną, OZE i wspomagać energię jądrową, nie zamykać istniejących obiektów i powoli dostawiać moce jądrowe.
Takie działania mają ogromną moc dekarbonizacyjną: dekarbonizują szybko i głęboko. Gwiazdą takiej dekarbonizacji jest kanadyjski stan Ontario. Jest tu dużo energii jądrowej, sporo dość szkodliwego dla przyrody OZE w postaci hydro i dużo mniej szkodliwych wiatraków. Działa? Tak! Bezwzględnie! Żadnych mrzonek o 100% OZE, żadnego węgla i odrobinę gazu. Podczas tworzenia tego wpisu Ontario legitymuje się wskaźnikiem 20 g/kWh i wygląda to następująco:
Kto zatem tworzy tę obłędną rywalizację między wieżą (atom), a skoczkiem i gońcem (panele i wiatraki) skoro grają w tej samej drużynie i powinny grać?
Czy tworzą ją producenci paliw kopalnych, którzy nie przepadają za energią jądrową, czy może zwolennicy opcji 100% OZE? Na pewno nie tworzą jej atomowcy, a jeśli, to nieliczni. Przyjął ją również (jak sądzę) Bogumił Kolmasiak, który ma tam być może swoje racje, ale wierzę, że zmieni zdanie. Nawiasem mówiąc szanuję jego pracę w Akcji Demokracji.
Ostatnia kwestia jest taka, czy OZE, efektywność energetyczna i atom konkurują o pieniądze? Konkurują, ale tylko w fantazmatycznym świecie 100% OZE. Kapitalizm bowiem nie zna czegoś takiego jak konkurencja wydatków (choć ją skutecznie od wielu lat markuje). Kasa jest na wszystko!
Na coraz głupsze igrzyska olimpijskie, miasta na środku pustyni, drogi znikąd donikąd, upiększanie tandetnymi instalacjami czego się da, wycinanie drzew i budowę obiektów sportowych, których jest już tyle, co na sportowej wyspie nonsensu z XIII Księgi przygód Tytusa, Romka i (nota bene) A’Tomka, na wyborczy socjal, na kasę dla członków rad spółek skarbu państwa, na rozdmuchane do niebotycznych rozmiarów samorządy itd. Itp. Nie tylko w Polsce.
Nie ma jej tylko na życie.
A życiem jest dziś czysta energia, przyroda i mądre rolnictwo. Konkurencja OZE – ATOM istnieje, o ile ją zaakceptujemy. Ja jej, jeśli idzie o życie nas wszystkich, nie akceptuję. Co powinniśmy zrobić? Natychmiast zatrzymać budowę tej cmentarnej infrastruktury, która zmarłym nie będzie do niczego potrzebna, i przerzucić środki na efektywność energetyczną, przywracanie przyrody, zmiany w rolnictwie, OZE i ATOM. W takiej kolejności. A jak zmienimy prawo czasów stabilnej klimatycznie Ziemi na prawo klimatycznego stanu wyjątkowego, to może, jakimś cudem, się uratujemy. To, pozwoliłoby budować nam elektrownie jądrowe szybciej.
To chyba tyle. Kolejnym omawianym argumentem antyatomowców będzie argument – „uranu mamy tylko na osiemdziesiąt lat”.
Fot. na górze tekstu – źródło: Pixabay.
◀ Dawno nie było nic o polityce ◀ ► 4 czerwca w perspektywie antropocenu ►
Komentarze
https://www.cda.pl/video/675058b9
Na miano pożytecznego idioty raczej niezasługujemy... raczej, cytując klasyka, dajemy się robić w ciula.
PS. https://gornictwo.wnp.pl/zaczyna-brakowac-wegla-w-wielu-miejscach-ceny-poszybowaly,307591_1_0_0.html
![[foto]](/author_photo/AndrzejGasiorowski.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.