03 listopada 2014
Robert Palusiński
O męskich grupach i spotkaniach
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
Bardzo dużo badań mówi o tym jak niezmiernie ważne są więzi, szczególnie z grupą na której nam zależy. Zgodnie z odkryciami australijskich badaczy (Cruwys et
Bardzo dużo badań mówi o tym, jak niezmiernie ważne są więzi, szczególnie z grupą, na której nam zależy. Zgodnie z odkryciami australijskich badaczy (Cruwys et al., 2014) u osób chorych na depresję (lub podatnych na depresję) dołączających (lub współtworzących) do grupy, z którą się utożsamiają, następuje znaczna poprawa samopoczucia. Wzajemne więzi są ważne dla naszego zdrowia - zarówno psychicznego, jak i fizycznego.
Jesteśmy istotami społecznymi, bo przez setki tysięcy lat jako gatunek funkcjonowaliśmy w grupach. Grupy łowców przechodziły wspólne inicjacje i łączyły je wspólne mity oraz nieraz ekstremalne przeżycia. Wspólnie działający, polujący bądź wojujący mężczyźni wiedzieli, że w obrębie własnej grupy mogli zawsze na siebie liczyć.
W pewną środę, na początku września 2014 r wsiadłem w pociąg jadący do Amsterdamu. Pociąg nazywa się Jan Kiepura i odjeżdża z Dworca Wschodniego o 17:30. Następnego dnia wysiadłem na stacji w miasteczku Emmerich am Rhein przy granicy z Holandią. Ciekawe to miasteczko, bo 10% mieszkańców stanowią Polacy zatrudnieni w Holandii. Przeczytałem, że w Niemczech jest więcej pustych mieszkań niż w Holandii i są tańsze, a do granicy tylko kilka kilometrów. Około 9 rano pojechałem w dalszą drogę miejskim autobusem do powiatowej miejscowości Kleve, a później pokonałem 8 km na piechotę, idąc brzegiem starorzecza Renu by dotrzeć do niewielkiej wspólnoty ekowioskowej VLIERHOF (www.vlierhof.org), gdzie miałem uczestniczyć w pierwszym Europejskim Festiwalu Braterstwa (The First European Festival of Brotherhood).
Idąc cieszyłem się słońcem i piękną jesienną pogodą. Chociaż był to dzień powszedni, to po drodze spotykałem licznych cyklistów, rowerzystki, piechurki i nielicznych biegaczy – w większości w wieku emerytalnym.
Około godziny 13-tej zarejestrowałem się w recepcji, znalazłem swój pokój i obszedłem cały obiekt. Jest to stare niewielkie (5 ha) gospodarstwo z trzema dużymi budynkami zaadaptowanymi na pokoje mieszkalne, sale seminaryjne/warsztatowe, warsztaty stolarskie i remontowe, plus spora część terenu przeznaczona jest pod uprawy ogrodnicze także pod szkłem.
Stali mieszkańcy Vlierhof mieszkają we wspólnocie (chociaż w oddzielnych pokojach), decyzje dotyczące ekowioski podejmują wspólnie używając technik socjokracji. Żyją na zasadach wspólnego podziału dochodów (shared economy). O samej wiosce czytelnik może się dowiedzieć zerkając na zalinkowaną stronę www.
Wczesnym popołudniem udałem się „za granicę” do położonego 4 km na północ holenderskiego miasteczka Millingen nad Renem. Przeszedłem się po miasteczku, skorzystałem z automatu, wypiłem dobrą kawę w miejscowej lodziarni i niespiesznie ruszyłem z powrotem.
Wieczorem odbyło się pierwsze spotkanie przy centralnym ognisku. W kręgu, wokół ognia stało ponad 50 mężczyzn w bardzo różnym wieku – od 19 lat do 78. Praktycznie sami Holendrzy o zróżnicowanym pochodzeniu etnicznym, którzy przyjechali z Belgii i z Holandii (choć jeden aż z Peru, gdzie pracuje w przemyśle drzewnym od 15 lat).
Głównym inspiratorem i leaderem spotkania jest Sujith Ravindran, który pochodzi z Indii, a obecnie mieszka ze swoją włoską żoną w Vancouver. Niewysoki, uśmiechnięty, dający dużo przestrzeni. Generalnie całe cztery dni spotkania niosły jakość sporej wolności dla różnych działań oraz dla uczestników. Nie było zaganiania do zajęć czy ćwiczeń. Atmosfera była pełna relaksu, i nawet czas był elastyczny. Sujith żartował, że to czas indyjski. Tylko raz lub dwa trzeba było zastosować czas „holenderski”, co oznaczało, że konkretne działanie było opóźnione nie więcej niż 10 – 15 minut w stosunku do planu.
Pierwszy wieczór zaczął się od ceremonii otwarcia spotkania i powitania wszystkich oraz od modlitwy – inspiracji. Czego oczekujesz – o co się modlisz, co chciałbyś, aby stało się w czasie kolejnych 4 dni.
Następnie przeszliśmy do techniki energetycznego, przyspieszanego oddechu, który kończył się wspólnym, mocnym krzykiem wszystkich.
Potem nastał czas wymiany myśli, intencji przy użyciu patyka do mówienia. Sujith spójnie i wyraźnie podkreślił ogromną wagę tego, że nie ma nieodpowiednich czy „złych” wypowiedzi. Prosił, aby w Świętym Kręgu powstrzymać się od krytyki, polemiki czy omawiania tego, co ktoś wcześniej powiedział. A jeśli któryś z braci ma coś do powiedzenia drugiemu, to niech powie to wprost do tej osoby. Te warunki były przez wszystkie dni zachowane, co dawało komfort wypowiedzi i duże poczucie bezpieczeństwa. Przemowy w świętym kręgu płyną zawsze z głębi wypowiadającego się, z głębi jego serca i z prawdy mężczyzny. Takie wypowiedzi są wyważonym wyrażeniem tego, co jest dla ciebie ważne i co chce się przez ciebie ujawnić w danej chwili – lub od jakiegoś czasu. Cały festiwal cechował się brakiem pośpiechu, który często pojawia się, gdy ustala się dokładniejszy (z reguły napięty) program i stara się go zrealizować. Również Gadający Patyk nie podróżował linearnie, ale brał go ten, kto akurat w danej chciał coś wyrazić czy powiedzieć. Pierwszego wieczora podzieliłem się ze wszystkimi tym, co ostatnio jest dla mnie ważne – czyli moją pracą-praktyką nad tym jak łączyć Śnienie z codzienną rzeczywistością, jak nie gubić świadomości oraz sygnałów dochodzących z obszarów Śnienia (lub inaczej mówiąc, nieświadomości indywidualnej oraz zbiorowej) w pędzie codziennych działań, spotkań, realizacji. A także tym, jak nie zgubić widzenia poprzez osoby i zdarzenia pozostając w Uzgodnionej Rzeczywistości. „Widzenie poprzez” - to takie postrzeganie innych, które widzi najgłębszą esencję/naturę ludzi (oraz innych istot), nie dając się zahipnotyzować chwilowymi zdarzeniami czy treścią wypowiadanych słów.
Po kolacji podzieliliśmy się na na 3 grupy po 16 – 17 osób i rozpaliliśmy 3 ogniska. Spędziliśmy przy ogniu cztery godziny i każdy dzielił się tym, co chciał i na co miał ochotę. To była głęboka wymiana wrażeń, myśli, idei i doświadczeń.
Drugi dzień zaczęliśmy od medytacji Słońca połączonej z ćwiczeniami energetyzującymi, głównie oddechowymi, oraz pracą z głosem. Potężny krzyk 50 mężczyzn niesiony po holendersko-niemieckich łąkach może zrobić całkiem spore wrażenie.
Po śniadaniu spotkaliśmy się w kręgu przy ogniu i korzystając z gadającego patyka wymienialiśmy się wrażeniami głównie z poprzedniego wieczora. Później pracowaliśmy nad głosem, odnajdując własny dźwięk oraz rytm tego dźwięku.
Urodzony w Indiach Sujith opowiedział o tym, jak ważna w jego tradycji jest postać Śiwy oraz jego relacja z Śakti. Śiwę należy rozumieć na wiele sposobów czy wymiarów. Podstawowe rozumienie jest symboliczne, Śiwa to „niszczyciel iluzji”, precyzyjna zasada świadomości, która na sposób światła lasera czy latarki rozgarnia ciemność i niewiedzę. Śiwa jest percepcją, a kiedy występuje w parze, to Śakti – jego partnerka, jest obiektami percepcji. W wymiarze zewnętrznym, materialnym można przyrównać związek każdego mężczyzny z kobietą do relacji Śiwy i Śakti (to samo ma miejsce w związku dwóch osób tej samej płci). Gdyby przełożyć to, zobrazować np. zjawiskami przyrodniczymi, to mężczyzna byłby w tym przykładzie górą, a kobieta manifestacją takich zjawisk jak deszcz, chmury, wichry, pioruny, śnieg itd.
Jednym z kolejnych ćwiczeń polegało na pracy samemu lub w parze nad tym, jak i czy jako mężczyzna potrafisz utożsamić się z zasadą niezaburzonej świadomości (Śiwa) oraz na ile potrafisz wcielić się w postać góry, poznając jej jakość i energie nawet w warunkach gwałtownej burzy, śnieżycy, czy mgły.
Popołudnie drugiego dnia wypełnione było nauką Maoryskiego tańca HAKA. Naszymi nauczycielami byli dwaj autentyczni Maorysi z Nowej Zelandii: Paddy Te Kahunuku Apiata oraz Tikirau Ata. Taniec HAKA to bardzo potężna praktyka, podczas której sięgasz do pełnej mocy swojego głosu i ciała. (Jeśli oglądałeś mecz rugby reprezentacji Nowej Zelandii, to zapewne wiesz mniej więcej jak to wygląda, ponieważ nowozelandzcy zawodnicy wykonują ten taniec mocy przed meczem, strasząc nim przeciwników). Taniec Haka ma za zadanie sięgnąć do źródeł oraz pełni twojej mocy fizycznej oraz duchowej i w dawnych czasach miał faktycznie nastraszyć i osłabić przeciwnika przed walką. Czasami samo zaprezentowanie tańca i mocy wystarczało, aby jeden z adwersarzy zrezygnował z walki. Uczyliśmy się sekwencjami: kilka słów pieśni plus kilka ruchów. Paddy wyjaśniał nam jakie znaczenie mają słowa, sylaby oraz ruchy. Obaj Maorysi byli bardzo mocnymi postaciami. Mówili częściowo w swoim języku, a częściowo po angielsku, ale nawet ich angielski miał silny maoryski akcent oraz rytm.
Paddy zaprezentował także jeden z maoryskich sposobów uzdrawiania, lecząc jednego z uczestników. Kiedy uzdrawiał, wszyscy w kręgu grali na swoich instrumentach (głównie bębnach) zgodnie ze wskazówkami uzdrowiciela. Obaj Maorysi zachęcali do używania własnego języka (zamiast angielskiego). Paddy co pewien czas przerywał ceremonię, a w tym czasie Tiki obtańczał krąg od wewnętrznej strony, stawiając potężne kroki mocy, wykrzykując maoryskie zaklęcia, wystawiając język, robiąc groźne miny i machając i wygrażając trzymanym kijem. Korzystanie z rodzimego języka było dla nich bardzo ważne i co pewien czas dzielili się z nami swoimi myślami po maorysku, gdyż ich zdaniem w języku ojczystym zawarta jest moc i magia wiążąca nas z przodkami. Wydaje się, że jest to ważne także z powodu kulturowej kolonizacji maoryskich tradycji, gdyż jak podaje Wikipedia, na ponad 500 tysięcy Maorysów jedynie kilkanaście procent potrafi posługiwać się tym skomplikowanym językiem.
Piątkowy wieczór (drugi dzień) zakończyliśmy w dużym kręgu, zastanawiając się wspólnie się nad pytaniem: „czym jest miłość”. Tę samą kwestię rozważaliśmy w mniejszych, na nowo utworzonych kręgach, przy trzech ogniskach. Jedną z inspirujących podpowiedzi było przesunięcie tożsamości i uzyskanie nowego wglądu poprzez zadanie pytania: „Co zrobiłaby miłość, gdyby działając przeze mnie mogła zaistnieć i wyrazić się w określonej sytuacji w życiu na swoich własnych warunkach korzystając z mojego ciała i głosu?” Siedzieliśmy przy ogniskach do późna w nocy.
W sobotę rano odbyła się kolejna sesja uzdrawiania maoryskiego przy udziale wspólnoty, druga sesja nauki tańca Haka oraz przygotowanie do ceremonii odcięcia traum, gniewu i niepotrzebnych balastów z przeszłości. Oczywiście, mieliśmy także sesję mówiącego patyka w dużym kręgu. W pewnej chwili przyleciały 3 myszołowy, krążyły nad naszym kręgiem i robiły swoim piskiem sporo hałasu. Zainspirowały mnie do podzielenia się moim bardzo ważnym snem o myszołowie sprzed wielu lat. Kiedy w środku kręgu opowiadałem, odgrywałem i tańczyłem ten sen, zyskałem nowy wgląd ujawniający związek tego właśnie snu z moim mitem życiowym. W życiu każdego człowieka bardzo wiele snów – począwszy od pierwszego zapamiętanego – mówi właśnie o jego szczególnej ścieżce, o micie życia. Te sny są jak paciorki nanizane na nić lub jak jeden zasadniczy motyw pokazywany w różnych formach i wariacjach. Zazwyczaj nie łączymy tych snów ze sobą w taki sposób, ponieważ trzeba wielokrotnie pracować z jednym snem, odnosząc się do niego z perspektywy czasu i to co najmniej na przestrzeni kilku lat. W tych snach występują zazwyczaj archetypowe formy, takie jak zwierzęta, bóstwa, miasta (raczej stare „mandaliczne” założenia, np. średniowieczne), góry czy inne twory przyrody, a ich celem jest korygowanie kierunku i wskazywanie właściwej ścieżki, szczególnie gdy za bardzo schodzi się ze ścieżki serca. Nie wchodząc w głębsze szczegóły, najprościej można powiedzieć, że w moim przypadku myszołów ze snu był bliższą mojej codziennej tożsamości i bardziej rozwiniętą formą samolotu, który śnił mi się, gdy miałem zaledwie 4 lata.
Wieczorem miał miejsce rytuał odcinania pępowiny i przywiązań wiążących z tym, co już przestało nam służyć. W towarzystwie, wsparciu i silnej obecności 50 braci, przy głośnym graniu w bębny, każdy z nas miał okazję indywidualnie podejść do ognia, pożegnać się z niechcianym strachem, gniewem oraz więzami łączącymi z matką i niedojrzałą kobiecością. Te symboliczne więzy i pozostałości oddawaliśmy transformacyjnej energii Ognia. Następnie każdy podchodził do dużego bębna i wyznaczał własny rytm, który podchwytywali wszyscy zgromadzeni.
Niedziela była ostatnim dniem spotkania. Rano pracowaliśmy nad oddechem, łączeniem go z czakrami i odpowiadającym im kolorom oraz mantrom. Inne ćwiczenie polegało na podróży w czasie, wyobrażeniu sobie przyszłości za 15 lat w 2021 roku, ale także i za 3 lata.
Co było w tym spotkaniu najważniejsze? Atmosfera. Większość mężczyzn miała za sobą doświadczenie spotkań w męskich kręgach i grupach. Praktykują tego rodzaju pracę od wielu lat. I to właśnie było odczuwalne. Faktyczna autentyczność praktycznie od pierwszych chwil spotkania to coś, czego nie sposób doświadczyć w przypadkowej grupie mężczyzn, nawet wśród kolegów w barze, na meczu czy innej imprezie. Przez cztery dni można się było spodziewać ze strony każdego z nas dzielenia się tym co najważniejsze, co płynie z samej głębi, z brzucha i z serca. Nikt nie rozmawiał o polityce, sporcie czy osiągnięciach zawodowych bądź miłosnych podbojach. Każdy był widziany i słuchany ze skupieniem przez pięćdziesięciu braci. Jeśli ktoś potrzebował wsparcia, rady czy podzielenia się podobnym doświadczeniem lub historią – otrzymywał je. Były to rzadko spotykane 4 dni, gdzie autentyczne, głębokie i nieupozorowane „ja” spotykało się z innymi „ja” na tym samym poziomie. I to właśnie było doświadczeniem braterstwa, doświadczeniem bliskości w gronie mężczyzn. Kiedy żegnaliśmy się wczesnym niedzielnym popołudniem, głębokim uściskom, obejmowaniu i patrzeniu sobie w oczy oraz mówieniu, co w tobie dostrzegam i widzę nie było (prawie) końca. Krótkie i bardzo intensywne, głębokie, prawdziwe spotkanie. Wracając pociągiem do domu zastanawiałem się, co i jak zrobić, by takie spotkania były codziennością, żeby będąc w kontakcie z innym bliźnim-bratem nie tracić czasu na zdawkowe komunikaty, konwenanse i rozmowy o pogodzie lub po prostu o niczym...
W tej chwili dużo energii i pracy poświęcam na to, by takie leczące i karmiące spotkania mogły stać się częstym, nawet codziennym doświadczeniem jak największej ilości mężczyzn w Polsce i na świecie.
Spotykając się z mężczyznami oraz pracując z nimi w wielu miejscach w Polsce i na świecie, zauważyłem Cztery Największe Problemy z Jakimi Się Borykamy...
1) Mężczyźni nie utrzymują głębokich związków z innymi mężczyznami
Na przestrzeni lat, na wiele sposobów dowiadywałem się, że jako mężczyźni nie mamy prawdziwych przyjaciół! Prawdziwy przyjaciel, to więcej niż skarb. Dodatkowo, im więcej mężczyzna pracuje nad sobą, rozwija się, bierze udział w warsztatach, medytuje, poddaje się terapii itp. – tym mniej liczni są przyjaciele. Im większy sukces i/lub świadomość – tym większa samotność. To wielki paradoks: jako mężczyźni tęsknimy w głębi serca za grupą prawdziwych przyjaciół, na których można liczyć, a jednocześnie nie tworzymy związków spełniających tę tęsknotę!
Nie dzieje się tak z wielu powodów, jednak główny z nich to:
2) Mężczyźni obawiają się prosić o pomoc.
Pracując jako terapeuta i przyjaźniąc się z niesamowitymi mężczyznami zdumiewająco często słyszę takie zdanie:
„Nigdy tego nikomu nie mówiłem.” Wiele najważniejszych rzeczy, zdań, doświadczeń, uczuć nie tyle trzymamy w tajemnicy, ale po prostu nie mamy się z kim nimi podzielić!
Trzeci z problemów to
3) Mężczyźni nie odnajdują najgłębszego celu, kierunku i sensu w swoim życiu.
Jeśli mężczyzna nie zna swojego najgłębszego celu w życiu, to staje się reaktywny, płynie to tu, to tam, kieruje nim „życie” oraz inne osoby. Staje się im-potentny.
Osią życia mężczyzny jest jego najistotniejszy cel i misja. Aby wieść spełnione i pełne doświadczeń życie, musi być ono spójne z tym celem – misją lub mitem życia mężczyzny.
Rozmawiając z setkami mężczyzn wciąż słyszę zdanie: „Nie wiem co jest moim najgłębszym celem płynącym z samego centrum mojego istnienia”. W wielu przypadkach udało mi się pomóc innym ludziom, odnaleźć ten cel i jednocześnie wiem, że nie jest to krótkotrwały, jednorazowy proces!
Czwarty największy problem to:
4) Mężczyźni nie potrafią się w pełni otworzyć, kochać i korzystać z mocy serca.
Kiedy pytam mężczyzn, co w tej chwili czujesz, co mówi twoje serce, jak świat wygląda z największej głębi ciebie, jaka jest twoja najgłębsza prawda, to niemal zawsze te pytania wywołują konsternację, zmieszanie lub są przykrywane żartem albo śmiechem.
Być może, kiedy czytasz słowa „korzystanie z mocy serca”, niemal automatycznie pojawia się uśmiech na twojej twarzy, jednak świadomie korzystam z tej frazy. Chodzi tu o jak największą spójność pomiędzy ciałem, umysłem, uczuciami, tym co świadome i tym, co nieświadome. Tylko wówczas nasze działania, plany i zamierzenia mogą być efektywnie oraz bezwysiłkowo realizowane. Tylko wtedy jesteśmy wiarygodni jako partnerzy i budzimy głębokie zaufanie. W takiej, spójnej komunikacji możemy tworzyć satysfakcjonujące i pełne energii oraz szczęścia związki.
Korzystanie z mocy serca mężczyzny to nie jest sentymentalność czy „zniewieścienie”. Moc serca to przenikliwe, penetrujące kochanie docierające „na wskroś” - poprzez iluzje, zasłony, maski i kompleksy – do sedna istoty drugiego człowieka i nie tylko. To miłość zintegrowana z upunktowioną, przenikliwą świadomością.
Jednak, żeby pojawiło się otwarcie serca, konieczne jest spotkanie z największym problemem – blokadą. Otwartość na emocje to pozbawienie się „zbroi” chroniącej przed zranieniami, przed doświadczaniem i przeżywaniem uczuć, a także umiejętność współ-pracy z emocjami.
Co sprawia, że Grupy Męskie są tak pomocne i dlaczego warto dołączyć do jednej z nich?
Miałem szczęście doświadczyć ogromnego wsparcia, jakie daje grupa facetów, którzy postanowili zrealizować swój pełny potencjał. Byłem członkiem grup zarówno w Polsce, jak i za granicą. Na przestrzeni miesięcy (a czasem lat) widziałem przemiany, w które trudno byłoby uwierzyć, nie będąc ich świadkiem.
8 czynników, które sprawiają że Grupy Męskie są tak pomocne, a zarazem 8 powodów dla których warto dołączyć do jednej z nich
1. Sam nie zobaczysz własnych pleców.
Pamiętasz pierwsze porażki towarzysko-randkowe związane z dziewczynami? Gdy twoje zaloty odrzuciła jakaś piękność, a ty obwiniałeś ją za taką postawę? Prawdopodobnie wcale nie było to tak, jak dzisiaj pamiętasz... Nasza pamięć przekształca faktyczne zdarzenia, stając się subiektywną interpretacją doświadczeń. Albo, czy zdarzyło ci się obwiniać kulturę, otoczenie lub ojca za to, że nie przekazał ci całej wiedzy o tym, jak być Mężczyzną?
Co powiesz, gdy usłyszysz, że to nie jego wina?
Jesteśmy świadomi tylko drobnej części naszych interakcji z otoczeniem. Większość wspomnień, to interpretacje zdarzeń. Co więcej – w sytuacjach, gdy spotykamy się z innymi ponad 70% (a niektórzy mówią, że 97%!) wysyłanych informacji jest NIEŚWIADOMA. Większość komunikatów, sygnałów z ciała, ton głosu, mimika oraz gesty wysyłasz na poziomie niewerbalnym, całkowicie nieświadomie, zaś ludzie, szczególnie kobiety, reagują właśnie na te sygnały, a nie na wypowiedziane słowa.
SAMEMU praktycznie nie sposób tego zauważyć. Jak mawiał Jung: nieświadomość jest z definicji nieświadoma – a więc świadomie o tej części naszego życia sami niewiele (lub w większości przypadków NIC) możemy wiedzieć! To tak jak z plecami (i ich najniższą częścią ) - nie można ich zobaczyć bez lustra. Nie wiesz jak często reagujesz nie tylko na to, co dzieje się faktycznie TU i TERAZ, ale przede wszystkim na swój psychologiczny materiał - wspomnienia i emocje z odległej przeszłości uruchomione przez obecne zdarzenie (bodziec).
Jednak kiedy znajdziesz się w jednym pomieszczeniu z kilkoma innymi, szczerymi i uważnymi facetami, sprawa ma się inaczej. Oni widzą świat i zdarzenia inaczej, bo za nimi stoją inne doświadczenia, historia lub inny system wartości. Oni słyszą twój ton głosu, czują maskowaną niepewność, widzą mimowolne gesty, ruchy, mimikę twarzy, spuszczony wzrok lub rozbiegane spojrzenie, drżenie w głosie, i powiedzą ci o tym. Są jak lustro – bo tylko dzięki lustru (albo nawet 2 lustrom) możesz zobaczyć swoje plecy i własny tył-ek.
Dlatego warto dołączyć do Męskiej Grupy. Dodatkowo: otoczenie mężczyzn, którzy widzą, myślą i czują inaczej od ciebie, da ci życiową perspektywę, której sam nigdy nie dostrzeżesz.
Jednak pamiętaj, że w takim spotkaniu pojawia się ryzyko polegające na tym, że uświadomisz sobie, iż twoje zdanie, poglądy na jakiś temat nie zyskają akceptacji i być może nie utrzymają się. Prawdopodobnie będziesz musiał się trochę zmienić.
2. Doświadczanie tego, jak inni sobie radzą w trudnych chwilach pozwala samemu ruszyć z miejsca!
Co budzi się w tobie, gdy słyszysz, że twój kumpel miał odwagę stanowczo i spójnie zażądać podwyżki, podczas gdy ty zwlekasz z tym samym od miesięcy? Albo gdy słyszysz opowieść o niesamowitej podróży, którą odbył twój znajomy, odkrywając miejsca i światy, o których nigdy wcześniej nie słyszałeś? A może twój przyjaciel z grupy zrealizował życiowe marzenie – ruszył ścieżką serca i (parafrazując Campbella) otworzyły się przed nim drzwi w miejscu, gdzie nawet się nie spodziewał ich istnienia?
Kiedy widzisz jak bracia, którzy znajdowali się w miejscu podobnym do twojego, z sukcesem dokonali zmian, twoja motywacja do ruszenia z miejsca wzrasta i zaczynasz robić TO, co od dawna powinieneś robić. Dodatkowo możesz zarówno podjąć zobowiązanie wobec członków twej grupy, jak i otrzymać od nich wsparcie na różnych polach!
3. Liczby robią wrażenie
Jeśli ktoś znajdował się w podobnej sytuacji i wie, o czym mówisz, znalazł rozwiązanie oraz zaproponował je tobie – to już jest COŚ. Ale otrzymanie propozycji/informacji od kilku facetów, którzy znajdowali się w podobnym miejscu jest już naprawdę trudne do przecenienia.
Nasze przeżycia i doświadczenia są archetypowe – to znaczy, że mężczyźni wiele pokoleń przed nami przeżywali podobne trudności, tkwili w podobnych sytuacjach bez wyjścia, trafiali na dno rozpaczy i podnosili się, odpoczywając w błogości spełnienia. Nasze doświadczenia są unikatowe a zarazem powtarzalne. Grupa otaczających cię mężczyzn, którzy podjęli zobowiązanie wspólnej podróży i ciągłego rozwoju stawia wymagania a zarazem daje sobie wzajemne wsparcie.
4. Wsparcie w trudnych chwilach
Legendy mówią, że wielu śmiałków próbuje zgładzić smoka, ale tylko jednemu się to udaje. Określenie „wielu śmiałków” oznacza nasze wcześniejsze, wielokrotne i nieudane próby. Przygotowując się do starcia ze smokiem, potrzebujemy rozwinąć w sobie wyrozumiałość współczucie i miłość do samych siebie. Na trudnej ścieżce zmagań z codziennymi wyzwaniami, szczególnie w obszarze poszerzania świadomości, upadniemy i powstaniemy niezliczoną ilość razy. Walczący ze smokiem bohater ponosi porażki głównie po to, aby uczyć się, jak podnosić się i jak postąpić w podobnej sytuacji w przyszłości.
Nie zawsze powiedzie ci się w miłości. Nie każdy biznes przyniesie zysk. Nie każda próba odniesie powodzenie. A czasem wszystko będzie kompletnie do d... Jednak odrzucenie, niepowodzenie, całkowity upadek mogą być pomocne wówczas, gdy będziesz wiedział, co z tym zrobić i jak traktować niepowodzenia.
Czy nadal będziesz leżeć plackiem na ziemi? Czy będziesz obwiniać innych za porażki? Czy też z nową wiedzą powstaniesz i podejmiesz kolejną próbę pokonania smoka? Będąc członkiem Męskiej Grupy dostaniesz potrzebne zrozumienie oraz wsparcie w obliczu porażek i niepowodzeń na wszelkich polach. Upadki staną się okazją do nauki.
5. Zdrowie, lepsze samopoczucie i dłuższe życie!
Dziwny punkt – prawda?
A jednak najnowsze badania wykazują, że ludzie, którzy należą do grup, z którymi się utożsamiają, do grona przyjaciół, na których im zależy, w mniejszym stopniu zapadają na depresję, a jeśli na nią cierpią, znacznie szybciej z niej wychodzą. To samo odnosi się do osób cierpiących na obniżony nastrój, samopoczucie, co często bywa diagnozowane jako dystymia bądź anhedonia.
Ponieważ w Męskiej Grupie ważnym czynnikiem jest także poznawanie prawdziwego celu życia i związane z tym poczucie sensu – to wiedz o tym, że te czynniki przedłużają życie nawet o kilka lat i to niezależnie od wieku w jakim jesteś!!!
Ach, i nie mniej ważne – po pewnym czasie w Męskiej Grupie pojawiają się uczucia (oraz emocje), otwarte serce i zdolność wyrażania tego, co dawno temu zostało zablokowane (więcej o doświadczeniach uczestników męskich warsztatów).
Wraz z odblokowaniem i otwartością wraca energia oraz moc (a właściwie e-moc). E-moc-je oznaczają ruch, natomiast ich brak, to bezruch. Uczucia (i emocje) zawsze występują w parze. Nie ma głębokiej radości bez poznania smutku, żalu, rozpaczy i łez. Nie ma miłości bez wrogości i nienawiści, itd. Nie można doświadczać jednego bez drugiego – jeśli już ich doświadczamy, to w całym pakiecie lub wcale.
Zdolność odczuwania i przeżywania emocji jest po prostu dobra dla serca i zmniejsza ryzyko zachorowań nie tylko na choroby układu krążenia, ale i na wszelkie pozostałe choroby „cywilizacyjne”.
6. Faceci o podobnym podejściu do życia
Kiedy zaczynasz się rozwijać, to możesz zauważyć, że zaczynasz mieć coraz mniej wspólnych tematów z osobami, z którymi utrzymywałeś bliskie kontakty. Zaczynasz należeć do mniejszości.
Mój nauczyciel, psychoterapeuta Arnold Mindell, zauważa: „Żeby odnaleźć ścieżkę, potrzebujesz również odwagi, ponieważ z powodu zmian, osoby z twojego otoczenia mogą poczuć się obrażone. Odczują, że twoja zmiana sprawia im ból, a potem mogą szukać zemsty. Jako że koledzy i przyjaciele stanowili część starej ścieżki, niektórzy z nich nie poprą tych zmian.
Żeby zatem mieć serce, potrzebujesz odwagi do uniezależnienia się od opinii innych. Razem z odwagą i z dyscypliną spostrzegasz, iż jesteś wtórnym procesem dla całej społeczności. Nie tylko ty chcesz się zmieniać, również ścieżka całej kultury pragnie zmiany. Dlatego twoje zmiany mogą być w pewien sposób właściwe dla wszystkich.
Serce różni się od sentymentalizmu. Sentymentalizm przywiązuje cię do istniejącego stanu rzeczy i powstrzymuje przed zmianą, w chwili gdy nadchodzi jej czas. Jeśli jesteś sentymentalny, to zbyt długo wysłuchujesz lęków i skarg innych osób. Lub - co prawdopodobne - inni są częścią ciebie, stając się oporem przed zmianą.”
Większość ludzi zadowala się wycieraniem ścieżek proponowanych przez rodzinę, kulturę i marketing. O niezadowalający stan rzeczy obwiniają polityków, bankierów i wszelkich „innych”. Kiedy uda ci się wyrwać z tej „kulturowej hipnozy”, to początkowo możesz czerpać satysfakcję z tego, że jesteś „inny”. Jednak z czasem przychodzi samotność i znużenie. Ciężko wówczas znaleźć przyjaciół. Będąc częścią Męskiej Grupy, możesz odpocząć od zmagań codzienności, znajdując się w miejscu, gdzie wszyscy traktują swoje życie odpowiedzialnie i z sercem pełnym najgłębszej szczerości i życzliwości.
Poza tym razem może być po prostu lżej i zabawnie. Poczucie humoru to ważny aspekt męskiej tożsamości. Nawet kiedy grupowe spotkania mają się formalnie zakończyć, większość członków męskiej grupy utrzymuje regularne, przyjacielskie kontakty przez wiele długich lat. Prawdę mówiąc, bycie członkiem Męskiej Grupy to całkiem sporo zabawy i spontanicznej radości.
7. Grupa pomoże ci wytrwać na szlaku
Kiedy zdarza ci się wyjechać raz na jakiś czas na warsztaty rozwojowe, to być może doświadczasz wglądu i zauważasz wiele nowych możliwości oraz zmian w sobie. Lub dzieje się tak po przeczytaniu inspirującej książki, albo po spotkaniu kogoś, kto zrobił na tobie wrażenie swoją postawą.
Ale potem po kilku dniach, tygodniach, miesiącach...
Wrażenie bladnie i zaciera się w pamięci lub traci swoją siłę i atrakcyjność.
Jeśli jednak spędzasz czas w świadomości życia-jako-wyzwania i realizacji. Jeśli myślisz o wszystkich trudnościach jak o okazjach do rozwoju. Kiedy doświadczasz swoich granic, progów i coraz bardziej wykraczasz poza matczyną strefę komfortu, bez lęku otwierając swoje serce oraz wrażliwość, to wówczas taka właśnie postawa zaczyna być twoim sposobem istnienia w świecie.
Wówczas zaczynasz zmieniać SIEBIE i świat. Ale zmiany nie są łatwe. Możesz stosować techniki NLP lub inne afirmacje – być może poczujesz się lepiej i zmienisz coś na najbliższe pół roku. Ale co potem?
Po drodze jest masa rzeczy i bodźców odciągających cię od założonego celu i spychających z Drogi: Facebook, piękne kobiety, gazety, Sport TV, pornografia, praca, rodzina, żona, dzieci....
Kiedy jednak z samej swojej głębi zobowiążesz się przeznaczyć kilka godzin w tygodniu na pracę nad samym sobą, nad tym kim jesteś poza wszelkimi rolami. Kiedy wyznaczysz sobie cząstkowe cele i podejmiesz wyzwania, kiedy zobowiążesz się wobec swoich braci do zrobienia czegoś przed kolejnym spotkaniem, kiedy wierny jesteś swojej misji w życiu – to w kohorcie przyjaciół masz ZNACZNIE WIĘKSZE szanse utrzymać się na szlaku.
Twoja świadomość, uwaga i wola będą bardziej skupione na celu, zaś czynniki zakłócające będą mieć o wiele mniejszą moc. W twej podróży Grupa Męska jest jak stacja ładowania akumulatorów na cały kolejny tydzień lub miesiąc.
8. Będziesz bardziej odpowiedzialny
Kiedy nie odpowiadasz przed nikim lub gdy zobowiązujesz się tylko sam przed sobą to... jakże często powiadasz: „może jeszcze nie dzisiaj, ale jutro na pewno”. A kiedy przychodzi jutro... to często ten sam cykl się powtarza. Znasz to?
Postanawiasz zrobić coś w tym tygodniu. 5 niewielkich zmian. Ale w sobotę okazuje się, że pojawiło się tak dużo innych, ważnych zadań. Spraw pilnych, na „ostatnią chwilę”. Zaplanowane zadania przesuwają się na kolejny tydzień.
Postanowiłeś pogadać z kimś z rodziny o problemach niecierpiących zwłoki lub o czymś, co odkładasz już od lat. Ale co tam... przecież miesiąc dłużej przy takiej skali czasu nie gra większej roli.
Masz zadzwonić do 5 ważnych klientów, aby opowiedzieć o twoich nowych usługach czy produktach? Hmm. Pewnie i tak byli bardzo zajęci i nie mieliby czasu rozmawiać...
A może wybrać się w końcu na siłownię, basen, pobiegać lub choćby nordic walking? Nie przy takim obłożeniu i zmęczeniu!
Zobowiązania i dotrzymywanie ich to ważna część w życiu mężczyzny. Łatwiej jest pamiętać o realizacji zobowiązań, kiedy regularnie spotykasz się z przyjaciółmi. W takiej sytuacji ONI mogą okazać się wspierającym duchem. Dotrzymując podjętych zobowiązań nie tylko stajesz się wiarygodny wobec swych braci, ale przede wszystkim wobec samego siebie. Męska Grupa staje się duchem, który działa na odległość pomiędzy spotkaniami. I ma moc. Będąc częścią Grupy jesteś odpowiedzialny wobec swych przyjaciół, a także wobec samego siebie oraz innych ludzi - w tym także twoich najbliższych. Dzięki temu odkładanie ważnych spraw na następny tydzień lub jeszcze dalej nie będzie większym problemem. Łatwiej będzie realizować zadania w zaplanowanym czasie.
Jeśli uważasz, że warsztaty dla mężczyzn są dla ciebie (lub dla kogoś, kogo znasz) – to zapraszam serdecznie – w linku szczegóły zaproszenia:
rozwojmezczyzny.blogspot.com/2014/10/warsztat-droga-mezczyzny.html
Komentarze
Może po prostu należy napisać, że jesteśmy otoczeni przez kobiety i potrzebujemy czasem od nich odpocząć?
Po to żeby spędzić czas w męskim towarzystwie na męskich rozrywkach.
Żeby mieć punkt odniesienia w grupie mężczyzn.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
O, i pamiętam coś ciekawego... Wtedy w 1997 równolegle z naszymi męskimi odbywały się warsztaty dla kobiet. Ostatniego dnia oba się uwspółniły i do nas do Ponurzycy pod Otwockiem przyjechały tamte kobiety.
Dziwne to było... Pojawiła się grupa MAŁYCH, TŁUSTYCH ludzi z WIELKIMI OCZAMI.
Aż sam nie doświadczyłem współ-istnienia w takiej grupie.
Różnica jest wielka, ale nie podejmuję się jej opisać - chyba potrzeba tutaj specjalistycznych badań socjologicznych i psychologicznych.
To, co rzeczywiście ważne dla mnie to szczególny rodzaj bliskości, który nazywam braterstwem.
Oczywiście w grupach mieszanych także pojawi sie bliskość w trakcie warsztatów - szczególnie jeśli jest to cykl w tym samym gronie i trwa szereg miesięcy, ale jednak jest to coś innego, pierwotnego, archetypowego ...
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Odnosząc się do zajawki warsztatów Roberta, to faktycznie chciał chyba powiedzieć zbyt wiele. To szlachetny wysiłek, ale ci, którzy już coś takiego przeżyli -już to wiedzą, dla laików będzie nużąco, zbyt wiele. Ja popieram to działanie, atomizacja społeczna szkodzi ludziom (mężczyznom i kobietom). Widać to gołym okiem, a ponieważ te dwa światy silnie wpływają na siebie, niedostatki w każdej z grup przenoszą się i mają wpływ na stan drugiej grupy. Słabi mężczyźni to w efekcie sfrustrowane, przeciążone obcą sobie i przerastającą je rolą, kobiety.
Rozmawiałem kiedyś z Afgańskim lekarzem, który bronił muzułmańskiego, patriarchalnego modelu rodziny. Podkreślał do jakiego stopnia mężczyzna jest odpowiedzialny za swoją matkę, żonę i córki, że kobieta jest tam chroniona na każdym z etapów swojego życia a przy tym faktycznie jest przysłowiową "szyją", która kręci głową. Mówił o społecznym ostracyzmie wobec mężczyzn zaniedbujących rodzinę. Mówił mi też, że Polska to w oczach jego rodaków wspaniały kraj, bo każdy tutaj może mieć kobietę, a w Afganistanie wielu mężczyzn na to po prostu nie stać. Myślę, że to ich bardzo motywuje do działania ;) W kontraście do wypowiedzi mego afgańskiego znajomego, zobaczyłem bardzo częstą w Polsce sytuację, gdzie źródłem nieszczęścia rodziny jest nieodpowiedzialność, niedojrzałość i nieświadomość mężczyzny, który ją założył i któremu, mimo naocznie widocznych braków, pozwolono ją założyć. Od kiedy nasza rodzima kultura praktycznie przestała regulować tę sferę - do zawarcia związku wymaga się uczucia lub ciąży, a reszta to obrzydliwy materializm, mam wrażenie, że więcej z tego szkód, jak pożytku, a szkody te są długofalowe i przenoszą się pokoleniowo multiplikując nieszczęścia i tzw. życiowe pechy. Oczywiście na skraju mamy dulszczyznę z jej wyrachowaniem i pokolenia sprzedawanych i kupowanych kobiet. Jedno jest pewne - wzmocnienie, ugruntowanie mężczyzny przez wzrost jego świadomości, co do odpowiedzialności i roli jaką ma lub chce spełnić w swoim życiu, jest moim zdaniem tym złotym środkiem, którego potrzebuje nasza współczesność.
wstyd, z jakim wyjechałem z tego warsztatu (bo czułem się współodpowiedzialny poniżenia i naznaczenia kilku z uczestników przez prowadzącego, jako tłumacz, przez którego w obie strony szła cała komunikacja) zmotywował mnie do gruntownego przestudiowania tematu czterech par archetypów (Król, Wojownik, Mag, Kochanek - oraz Królowa, Wojowniczka, Magini, Kochanka) oraz wyjścia przed publikę z głośnym trąbieniem czym te archetypy są, żeby przynajmniej tak odpracować poczucie, że własną gębą dołożyłem się do posiewania szkodliwej dezinformacji człowieka, który nie tylko nie ma zielonego pojęcia o tym co mówi, ale jeszcze używa tego w toksyczny sposób.
wolałem to robić w ten sposób, niż wyjechać z ostrą krytyką na sieci. mój wieloletni przyjaciel z kolei w ogóle tego nie widzi i od paru lat sam stoi za organizacją i współorganizacją warsztatów tego trenera. nie wiem, może to moja femina jęczy i marudzi, ale logiczna część mojej jaźni do tej pory nie daje sobie wkręcić, że z czterech archetypów jeden z definicji jest zawsze niedojrzały i zawsze przejawianie się jego cech jest niedojrzałością. nie mogę tego przełknąć, bo od lat pracuję nad integracją dokładnie tego kwadrantu (Kochanek) z racji zajmowania się taoistycznymi praktykami - i zwyczajnie nie dam sobie wkręcić bajki, którą Tom opowiadał z trybuny Autorytetu Króla Męskich Warsztatów. przestudiowawszy conieco neojungistów i Junga nie mogę też przełknąć bajki, że cztery archetypy są ustawione w coś w rodzaju hierarchii, na której końcu jest oczywiście Król - bo to już jest ewidentna inflacja narcystycznej, niedojrzałej części "ja"... prowadzącego tamte warsztaty.
uważam, że poważny warsztat z solidną podstawą psychologiczną - a Roberta bardzo sobie cenię - jest bardzo potrzebny.
Aż tak różowo nie jest :) !
Ja także mam za sobą mniejsze lub większe potknięcia (może nie aż tak duże jak opisałeś) w pracy z grupami. Staram się obgadywać je z superwizorem i przekształcać w coś pożytecznego - w końcu najwięcej uczymy się na błędach, oby jak najmniej bolesnych - szczególnie dla uczestników!
Możliwe, że (czasami) niekorzystne doświadczenia są czynnikiem powstrzymującym przed udziałem w grupach, zwłaszcza gdy wieść o tym się rozniesie.
w zasadzie nie ma złej drogi, nie ma złego nauczyciela lub złego terapeuty,
to o czym pisze Robert o warsztatach jest jego osobistym odczuciem, nic nie wiadomo jakie mieli odczucia inni, co się stało dalej, jakimi drogami poszli, moim zdaniem
czasem "zły" nauczyciel lub terapeuta jest ważniejszy od "dobrego" szczególnie wtedy kiedy wartości dobra i zła nie mają znaczenia....
droga rozwoju to droga rozwoju, znaczenia słów król, wojownik, mag i kochanek mają różny wymiar osobisty i chociaż może istnieć zdefiniowana wartość tych słów najważniejsza jest droga podążania drogą, właściwie róznymi drogami osobistymi, możemy wspólnie z innymi podażać w tym samym kierunku, ale różnymi drogami,
By uciec z więzienia trzeba mieć świadomość, że się w nim jest, sama ucieczka bez przygotowania na zewnątrz więzienia może się nie udać i wracamy do miejsca, gdzie byliśmy jednak mamy świadomość uwięzienia, nawet najbardziej żle przygotowana pomoc poza więzieniem jest jakimś punktem zaczepienia i to wystarcza by mając odpowiednia motywację wewnętrzna stać się mężczyzną, może nawet podążać z innymi.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.