zdjęcie Autora

18 marca 2007

Wojciech Jóźwiak

Nowoczesność jako próg do przekroczenia
O nowoczesności i jej ograniczeniach, i o tym, co dalej

Kilku osobom pisującym do Taraki zaproponowałem napisanie czegoś o ponowoczesności czyli postmodernizmie (czy to jest to samo? - nawet nie wiem) - wypada więc bym cokolwiek napisał w ramach wstępu.

W naszych czasach (które liczą się od kilkudziesięciu lat) współistnieją trzy postawy poznawcze lub trzy style myślenia o świecie. Pisał o tym Ernest Gellner w książce "Postmodernizm, rozum i religia" i to, że są trzy, uważał za znaczące, gdyż między dwiema konkurującymi siłami może ustalić się równowaga, a między trzema nie i dlatego trójkowy układ skazany jest na nierównowagę, na mentalne oscylacje. Z tych trzech stylów poznawczych Gellner pierwszy nazwał fundamentalizmem, drugi kulturowym relatywizmem (który przypisał postmodernizmowi), dla trzeciego zaś ukuł termin "oświeceniowy racjonalistyczny fundamentalizm". Sam zdeklarował się jako zwolennik owego oświeceniowego fundamentalizmu, co w istocie jest odświeżoną nazwą dla racjonalizmu naukowego.

W największym skrócie fundamentalizm (właściwy religiom) polega na tym, że przyjmuje się, że istnieją teksty mające szczególny status - takie, z którymi się nie dyskutuje, nie krytykuje, nie ocenia, ponieważ są one czymś "innym niż wszystko". Powiada się o nich raczej: "oto jest Słowo Boże".

Kulturowy relatywizm (przez Gellnera utożsamiony z postmodernizmem - nie wiem, czy słusznie) twierdzi przeciwnie, iż jest wielka liczba równie dobrych sposobów widzenia i opisu świata, pomiędzy którymi dyskusja nie ma sensu i z których każdy, w swoim polu widzenia, ma rację. To że "po równo" są potraktowane światopoglądy religijne, byłoby do przełknięcia, gdyby nie to, że także obraz świata dawany przez nowoczesną naukę zostaje w tym ujęciu zrównany z wizjami jakie mają o świecie Inuici lub Aborygeni.

I wreszcie "oświeceniowy fundamentalizm" odrzuca objawienie, ale zarazem wyróżnia jedną wśród wielu metodę poznawczą (z grubsza można ją zrównać z metodą naukową), którą uważa za istotnie lepszą i niewymienialną na inne.

Książkę Gellnera polecam i sygnalizuję tutaj tylko, bo przecież nie streszczę jej w powyższych dwustu słowach.

Liczba trzy (tutaj: trzy postawy poznawcze) pojawia się zwykle tam, gdzie jest przekraczany pewien szczyt. Na wykresie byłaby to "kapeluszoida", czyli krzywa, która zaczyna się od płaskiego "przed", potem wznosi się (i przez moment można mieć złudzenie, że wznosi się coraz szybciej i tak już zawsze odtąd będzie), potem osiąga maksimum, potem opada i znów spada do płaskiego "po". Na tle tej krzywej mamy trzy topologicznie odmienne sytuacje: po pierwsze, przed szczytem, kiedy to, że droga zaczyna iść pod górę, może jeszcze być odbierane jako nieznacząca aberracja; po drugie, w pobliżu szczytu i na nim, kiedy dzieje się coś wyjątkowego, co zaprzecza całej reszcie i niweczy ją; i po trzecie, po szczycie, kiedy ów szczyt widać z jego odwrotnej strony, a to co było, "prosi się" o integrację. Ten moment integracji wydaje się konieczny, gdyż bez integracji szczytu nie przekroczymy go, pozostając zawsze przed nim.

Liczba trzy w trzech światopoglądach Gellnera świadczyłaby więc - wbrew temu, co pisze Gellner i co jest głównym przekazem jego cienkiej książeczki - że coś jest tu przekraczane. Zapewne przekraczany jest modernizm, nowoczesność, a tylko dlatego, że przekroczony jeszcze nie został, że ów proces trwa, próby jego przekroczenia mogą wydawać się czymś zaledwie dziwacznym, jak burmistrzom dredy ekologów (patrz M. Miniszewski Spór o dolinę Rospudy) i nadającym się do zlekceważenia, jak w końcu Gellner uroczyście zlekceważa postmodernizm.

Czym jest nowoczesność, najlepiej zacząć od trójhasła Miasto-Masa-Maszyna (autor: Tadeusz Peiper, rok: 1922). A więc miejski sposób życia, w przeciwieństwie do wsi z jej tradycjami; dziś dodalibyśmy także: w przeciwieństwie do wszelkich prymitywów żyjących w przyrodzie mało przetworzonej; miasto to środowisko w najwyższym stopniu sztuczne, a więc sztuczność jest tu promowana, odrzucana natura. Masa jako udział w teatrze o wielkiej, nieogarnianej liczbie uczestników, w której twoje osobiste przyzwyczajenia są mało ważne i w końcu trzeba je odrzucić. O tej masie w modernizmie warto pamiętać, bo chętnie o tej jego stronie zapominamy, sądząc, iż nowoczesność żywi indywidualizm, co raczej jest złudzeniem. I wreszcie maszyna, czyli technika, przemysł, a więc świat zrobiony dla ludzkich i właśnie masowych celów. Ale kiedy Peiper sławił 3M, Witkacy "maszynę" nazywał zmechanizowaniem człowieka, a "masę" zbydlęceniem. Czy był już post- czy tylko anty-modernistą?

Modernizm-nowoczesność była wiarą i nadzieją i dla wielu wciąż taką pozostaje. Niektórzy twierdzą, że główną wadą społecznego świata jest niedobór nowoczesności i jej blokowanie przez różnie określane "ciemne siły", i wystarczy przeszkody ze strony tych ciemnych sił usunąć, aby zaczęło być Dobrze. Tak można w części streścić program Janusza Korwin-Mikkego. Ciekawie zaczyna być, gdy zauważymy, że te ciemne siły, które on widzi, są właśnie także modernistyczne! Ale coś jeszcze trzeba dopowiedzieć.

Przekraczanie modernizmu zauważa się po tym, że widoczne stają się jego ograniczenia. Właściwie tylko tego można być pewnym - bo ograniczenia widoczne, za to sposoby przekroczenia wciąż niepewne i niejasne.

Pierwszym ograniczeniem, jakie przychodzi mi na myśl, jest niemożność zrównania ludzi do statusu masy. Jakkolwiek nowoczesność zrobiła mnóstwo na rzecz homogenizacji ludzi (np. zanikły lokalne dialekty, stracił znaczenie arystokratyczny ranking, wszyscy ucząc się w jednakowych szkołach mają podobny zasób podstawowych wiadomości...), to jednak nie dała rady różnicom pomiędzy wielkimi kręgami kulturowymi. Świat pozostał niezhomogenizowany i raczej dziś przypomina litosferę Ziemi z jej ścierającymi się krami - co odkrył (jakby było zakryte...) Huntington po tym, jak Fukuyama ogłosił liberalno-demokratyczny (więc par excellence modernistyczny) koniec historii.

Drugim ograniczeniem jest kończenie się zasobów Ziemi. Sygnały, że zasoby są skończone, a ich końce dotykane, pojawiały się od dawna, ale długo można było je lekceważyć. Dopóki były to tylko ubytki egzotycznych gatunków (kwagga, gołąb wędrowny, krowa morska...) można było zaliczać to do zabawnych ciekawostek. Tymczasem stało się coś więcej: zanikła, lub na szybkiej drodze do zaniku jest cała anekumena, czyli ziemia niezasiedlona i nienaruszona przez ludzkie działania, ziemia niepodległa człowiekowi. Ulubione przez Peipera Miasto rozlało się zajmując cały teren. Jeśli, aby wejść na Czomolungmę, trzeba wykupywać bilety i zapisywać się do kolejki, to znak, że także ta supergóra stała się takim trochę bardziej niebezpiecznym wesołym miasteczkiem.

Ale zanim to się stało (zanim wszystko zostało modernistycznie zalane betonem i ogrodzone siatką) w samych ludzkich zbiorowościach ujawniły się siły reaktywne. Demokracja wyzwoliła siły ludzkiej inercji. W systemie wspierającym większość, swój interes zaczęła narzucać większość leniwa, roszczeniowa i uważająca się za wiecznie, nieusuwalnie pokrzywdzoną. W miarę jak zaczęła być "siłą przewodnią", jej ideały upowszechniły się, powiększając ją co do liczby i wpływów. Demokracja wydaje się nieodłączna od modernizmu; wydaje się, że inne niż demokracja ustroje są na tle nowoczesności jakoś ułomne, źle wyrażają jej istotę - i zresztą dwa głównie konkurencyjne i alternatywne wobec nowoczesnej demokracji, ale tak samo modernistyczne systemy, narodowy socjalizm niemiecki i sowiecki komunizm, przegrały z nią. (Nie wiadomo jeszcze, co będzie z Chinami.) Tymczasem widać, że właśnie demokracja i wyzwolone przez nią siły ludzkiej inercji są tym, co skutecznie blokuje dalszy postęp. Demokratycznie wyzwolone siły inercji blokują godne życie, które przy danym poziomie gospodarki można by było mieć, kupując sobie środki ku niemu u prywatnych dostawców - taki jest pogląd Hansa Hermanna Hoppe, "Demokracja, bóg, który zawiódł".

Czwartym ograniczeniem jest coś, co nazwać chyba można buntem duszy. Bunt to słuszny, bo właśnie duszę nowoczesność systematycznie lekceważyła, aż po odmowę jej istnienia. Nie mam na myśli tu "duszy" teologów, ale to coś subtelnego w nas, co najlepiej czuje się wśród Piękna, Wzniosłości i Życia. Nowoczesność nie ma dla duszy właściwego pokarmu; raczej nie ma dla niej żadnego. (Nowocześnie jest duszę w sobie zdusić.)

Łatwiej niż przekroczyć nowoczesność, jest szukać dróg wstecz, zawracać. Tym bardziej że zbliżanie się do szczytu-przeszkody-progu ujawnia widok na obszary, których nie było widać z wcześniejszej równiny. Dopiero stąd widać, że czasy przed-nowoczesne wyprodukowały wielką różnorodność kultur, kultów i zabaw, tak że teraz nic tylko zbiec z górki z powrotem i zająć się ich doświadczaniem. Tym obrazem można odmalować popularność buddyzmu i innych dróg wschodnich, neo-indianizmów, neo-folku i tak dalej. Ale i odrodzenie religijne i nowy fundamentalizm należą do tego samego. Dusza zbuntowana przeciw nowoczesności ma najkrótszą drogę właśnie do religijnego fundamentalizmu. (Ale czy jej tam naprawdę dobrze?)

Przekroczenie progu nowoczesności musi zawierać integrację nowoczesności, nie może polegać na jej odrzuceniu. Co to znaczy, jest do zobaczenia. Na razie warto zrobić remanent: bo trochę w nowoczesności jest cennego i do zachowania. Barier nowoczesności też jest na pewno więcej niż te cztery, które na próbę wyliczyłem wyżej.


Wojciech Jóźwiak
adres

18 marca 2007




Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)