09 września 2018
Mirosław Piróg
Serial: Inne Myśli
O psychologii tłumu w epoce trolli
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ O optymizmie w antropocenie ◀ ► O dwóch molochach ►
Oryginalnie w blogu Autora z tym samym tytulem i datą. W Tarace za uprzejmą zgodą.
Od czasów słynnej książki Le Bona znamy podstawy psychologii tłumu. Jej najnowszą, internetową odmianą jest trolling. Niezależnie od tego, czy troll jest na usługach Moskwy, korporacji, partii politycznej, czy też może jest owładnięty jakąś swoją osobistą manią – jak to się najczęściej zdarza – pisze zawsze rzeczy, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Moim jednak zdaniem czymś o wiele gorszym od bycia trollem internetowym jest dawanie posłuchu tym generowanym przez trolle szeregom literek na ekranie, albo kolorowym memom. Troll nie ma żadnej racji bytu bez grona posłusznych owieczek, pozbawionych własnego osądu, wierzących każdemu słowu napisanemu przez niego. To pozbawiona mózgu publika czyni trolla, który jest niczym bez tysięcy idiotów łykających bezrefleksyjnie wszystkie teksty. I tak oto w cyberprzestrzeni mamy do czynienia z podstawowymi prawami psychologii tłumu. Jeśli jakiś troll coś zamieści, natychmiast tysiące klikają i komentują. To internetowy odpowiednik tego, czego jednostka doświadcza w rzeczywistym tłumie. To konformizm, rozproszenie odpowiedzialności, dawniej zwane obniżeniem poziomu moralności, potem dezindywiduacja, za którą podąża dysocjacja, depersonalizacja i ostatecznie derealizacja. Trolle żerują na najniższych instynktach, budzą prymitywne lęki, pobudzają emocje. Są emanacją umysłu zbiorowego. Odwracam zatem zwykłe podejście do tej sprawy – to nie troll mami tłum, ale tłum czyni trolla. Bez tłumu troll nie ma racji istnienia, to tłum pragnie podawanych przez niego treści, zwłaszcza tych wyssanych z najbrudniejszego palca.
Dlaczego tak się dzieje? Zapewne można podać tuziny rozmaitych wyjaśnień. Ja tylko zwrócę uwagę na jedno. W internecie spotykamy ludzi, których nie znamy, tak samo jak to się dzieje na co dzień, gdy przemierzmy ulice miast. Widzimy setki nieznanych twarzy, ciągle napotykamy kogoś nowego. Nie uświadamiamy sobie, że jest to to sytuacja całkowicie nowa dla ludzi. Przez dziesiątki tysięcy lat żyliśmy w małych grupach, doskonale znając swoich współziomków. Obecnie większość spotykanych przez nas ludzi to osoby nam nieznane, nierozpoznawalne, co jest formą współczesnej prozopagnozji (pisałem o tym tu). Internet podnosi to zjawisko do n-tej potęgi, rozdzierając i tak już prawie nieistniejącą tkankę społeczną na strzępy i dając pożywkę najdzikszym iluzjom. Jest doskonałym medium, przenoszącym w czasie rzeczywistym epidemie psychiczne, indukującym zbiorowe psychozy, do których zapłonu wystarczy jeden troll. Współczesna ludzkość, komunikująca się poprzez internet, przypomina zblendowaną, amorficzną masę, w której nawet najmniejszy impuls wyzwala nieprzewidywalne efekty. Nie uświadamiamy sobie tego, ale jako ludzkość jesteśmy niczym sucha ściółka, w której malutka iskra jakże typowej dla ludzi głupoty wywołuje ogromny pożar. Na Ziemi żyje już ponad 7,5 miliarda ludzi i nikt już nie ogarnia zbiorowych procesów, internetowych czy fizycznych, które przetaczają się przez ludzkość.
◀ O optymizmie w antropocenie ◀ ► O dwóch molochach ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
" troll /.../ pisze zawsze rzeczy, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością."Raczej jest trochę inaczej. Trolle piszą rzeczy, które jednak coś wspólnego z rzeczywistością mają, ale tę rzeczywistość przekręcają i podkręcają po swojemu. Częściej niż fikcja, jest to tendencyjna interpretacja "stanu rzeczy". Prócz tego, nie ma wyraźnej granicy między trollowaniem, a rządową, partyjną, kościelną lub korporacyjną propagandą i wypowiedziami celebrytów z tamtych instytucji. Ci są wojskiem kłamstwa, trolle: kłamstwa partyzantami. Również nie ma ostrej granicy między "kłamstwem", w tym "podkręcaniem" stanu rzeczy, a "prawdą", czyli rzetelnym relacjonowaniem faktów. Dobrze to było widać na przykładzie trwającej dyspucie-kontrowersji wokół Puszczy Białowieskiej i jej "ochrony przez wycięcie".
I taki problem do zastanowienia: czy ludzie kościołów chrześcijańskich od dwóch tysięcy lat utrzymujący nieprawdę o istnieniu Jezusa, byli/są kłamcami lub uprawiali trolling?
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Derealizacja: tak! Potężna destrukcyjna siła, którą "spokojnie" można porównać do antycznych demonów, jakichś Lucyferów albo Lokich.
Rozdzieranie społecznej tkanki: przez erozję wzajemnego zaufania. Nie da się żyć, gdy "wszyscy kłamią".
Epidemie psychiczne, "zbiorowe psychozy" -- szczególnie te uzbrojone w kartki wyborcze.
Nikt nie ogarnia: to ostatnie zdanie jest proste, ale super-ważne:
"Na Ziemi żyje już ponad 7,5 miliarda ludzi i nikt już nie ogarnia zbiorowych procesów, internetowych czy fizycznych, które przetaczają się przez ludzkość."Nie mówiąc o próbach pokierowania tymi procesami. Tu zadziałał nie tylko przyrost liczby ludzi, ale w równym stopniu ich "dekompartmentyzacja". 150 lat temu (powiedzmy), a w jakimś stopniu jeszcze 50 lat temu, ludzie żyli w "paczkach" takich jak narodowe państwa zamknięte granicami, nieprzenikliwe klasy i stany społeczne, grupy religijne, plemiona, lub miasta służące handlowej obsłudze okolicy. Podobnie jak w paczki takie jak komórki lub organelle są popakowane procesy biochemiczne. (Słowo "kompartmentyzacja" jest wzięte z biologi i to właśnie znaczy.) Teraz jest tak, jakby ludzkość przeszła przez mikser, który ją zhomogenizował i popruł dzielące przegrody, skutkiem czego ta biochemia musi rozgrywać się w jednej wielkie globalnej zupie.
To jest współ-przyczyną tego, że nikt nie ogarnia, co się dzieje w takiej masie.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Z kontaminacji "trolla demona" i "łowienia ryb na błystkę" powstał termin "trolla internetowego" czyli kogoś, kto jak troll (1) zachowuje się dziwacznie-groźnie-aspołecznie oraz (3) łowi uwagę współuczestników forum jak ryby na błystkę.
Używanie tego słowa, jak robi to Autor powyżej, w sensie "nadawca kłamstw rozpowszechnianych przez internet", chyba jednak za bardzo rozciąga jego znaczenie. Oraz gubi znacznie właściwe.
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Żeby odwołać się do terminologii lat 1950’tych (którą pamiętam jak przez mgłę): troll jest jak chuligan. A ci, o których piszesz, Mirosławie, są jak dywersanci.
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
Wojciech - dywersant to świetna nazwa. Ja kiedyś odkryłem być może podgatunek dywersanta, który nazwałem negowaczem. Negowacz w czasie dyskusji uwielbia negować wszystko dla czystej radości samego negowania. Jest gotowy zaprzeczyć wszystkiemu, generując solipsystyczne monologi udające argumentację. „Ziemia się obraca? Nie ma pewnych dowodów na rzecz tej tezy!” - oto próbka stylu Negowacza, którego umysł jest jeszcze nieukształtowany i myli myślenie z negowaniem stanowiska interlokutora.
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Inna analogia z dawnych czasów: troll jest jak pirat, a wynajęty nadawca fałszywych i propagandowych niusów: jak korsarz, który działa na zlecenie i z umocowania którejś "królewskiej mości".
Ci drudzy oczywiście są stokroć bardziej niebezpieczni. Ci pierwsi zaledwie przygotowują grunt i przecierają ścieżki tym drugim, groźnym, bo "sztatnym".
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.