25 grudnia 2018
Wojciech Jóźwiak
Serial: Antropocen powszedni
Odwilż Zachodniej Antarktydy czyli chwalebna katastrofa
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Klimatyczne pytania. Zlodowacenia: czy to mógłby być własny mechanizm Ziemi? ◀ ► Cięcie po skrzydłach, czyli bardziej zagrożone bieguny i tropiki ►
Jak doniosła „Science 21 Dec 2018”, odczyt z odwiertów podmorskich sedymentów pokazał, że w okresie eemskim nie było lądolodu na Antarktydzie Zachodniej: stopił się, a woda zeń pochodząca podniosła poziom oceanów o 6 (do 9) metrów w porównaniu ze stanem obecnym. [Cały komunikat w poprzednim odcinku.] Ta wiadomość połączona z tym, co wiadomo o niestabilności tamtego lądolodu, który pół-leży, pół-pływa na szelfie i trzyma się nie na solidnej ramie z pobrzeżnych gór, tylko na własnych wypustkach czyli na lodowcach szelfowych, prowadzi do wniosku, że być może zaobserwowane w ostatnich latach cofanie się lodu Zachodniej Antarktydy nie jest okresowym wahaniem, tylko początkiem jego kolapsu czyli spłynięcia. Które spowoduje podniesienie się mórz takie jak w eemie.
Kolejne pytanie, jak szybko taka światowa powódź by poszła. Zapewne, jak niejeden nieliniowy proces, będzie przebiegać skokami. Jakaś część zachodnioantarktycznego lodowca z pewnością przetrwa, bo nie ma powodu, żeby lód cały wytopił się lub spłynął do gołej skały. Możemy wyobrazić sobie, że pierwsza porcja roztopu, podnosząca poziom wody o, powiedzmy, 2 metry, przebiegnie szybko, np. w ciągu 10 lat.
Katastrofa? – Tak, ale taka katastrofa jest nam, tzn. zmarazmowanej i ogłupiałej, robiącej swój BAU, Business As Usual, ludzkości, potrzebna, ba, konieczna! Jeśli nie przyjdzie takie bolesne i kosztowne ostrzeżenie, spalimy następne miliardy ton węglowych kopalnych paliw podnosząc stężenie cieplarnianego CO2 do niespotykanego w geologii stanu, dalej rządzić będą światem negacjoniści wsparci przez chytrych cyników, a proces przegrzania planety tak, że nie będzie dokąd uciec, stanie się naprawdę nieodwracalny. Na głupotę jedynym remedium jest tęgie lanie albo zderzenie tępego łba ze ścianą.
Jeśli morze podniesie się o metr, dwa lub trzy, nie mówiąc o finalnych 9 metrach, uderzenie pójdzie w miejsca, w których jest największa koncentracja bogactwa i kapitału, miejsca najgęściej zaludnione i mające węzłowe znaczenie dla światowej gospodarki. Trzeba będzie ratować lub gruntownie przebudować Szanghaj, Tokio, Singapur, Hongkong, Nowy Jork, Houston, Miami, Londyn, Rotterdam, Hamburg, Petersburg, Kalkutę, Lagos, Buenos Aires. Zalane zostaną wszystkie delty, które z zasady leżą prawie na poziomie morza, a niektóre, jak nasze skromne Żuławy, poniżej – wśród nich miejsca tak masowo zaludnione, jak delty Nilu, Nigru, Mekongu i Gangesu.
Jest cień nadziei, że „ludzkość” czyli światowa opinia publiczna ocknie się zanim dojdzie do tej powodzi, na samą wiadomość o tym, że taka katastrofa jest możliwa i właśnie się, na razie mało zauważalnie, zaczyna.
Bo na razie jednak jest tak, że to czy ktoś przyjmie lub nie do wiadomości grozę globalnego ocieplenia połączonego z wyniszczeniem ekosystemów i czy politycy zadecydują skuteczne przeciwdziałania, należy do mglistej sfery „komu dżinu, komu dymu”, którą tak pięknie naszkicował Paweł Droździak dwa dni temu. Niby o klęskach antropocenu czytamy, ale te lektury nie przekładają się na realne doświadczenia: prąd w gniazdkach jest, paliwo w dystrybutorach, boczek i makaron w sklepach, ptaki as usual wracają z ciepłych krajów. Codzienne doświadczenia kuszą, że może nic nie zmieniać, skoro jest tak dobrze i tylko jacyś nawiedzeńcy głowę zawracają? Jednak ten sen w mgle musi zostać przerwany. Być może pojawią się jeszcze inne budziki, alarmowe gwizdki, niż tylko odwierty sedymentów wzdłuż Zachodniej Antarktydy.
◀ Klimatyczne pytania. Zlodowacenia: czy to mógłby być własny mechanizm Ziemi? ◀ ► Cięcie po skrzydłach, czyli bardziej zagrożone bieguny i tropiki ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
To u nas, ale w USA, UK, RF, w Bundesrepublice, Cesarstwie Japonii? Wszędzie głąby&ślepcy?
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
Robimy tak... Póki jest względny spokój udajemy ,że jest okey,,no może coś się zrypie ,ale za 100 lat ,a na razie lemingi niech kupują w promocjach... W tym czasie skupujemy złoto za papierki.. Po katastrofie już na papierki nikt się nie nabierze.
Budujemy sobie bunkry, samoloty, lotniska i okręty za papierki ( lemingi nam wybudują).
Robimy tak by nie być na terenach sejsmicznych lub zalewowych, tak przez przypadek.. I jak się okopiemy to - nie odrywając lemingów od roboty - stopniowo wyhamowujemy produkcję CO2, metanu itp.. Jak się uda trochę to opóźnić to lepiej się zabezpieczymy i lemingi więcej nam wykopią złota i zbudują okrętów. Nawet wprowadzimy technologie ekologiczne ,świat z generatorami tesli itp. Lemingi zapłacą nawet i za to ,wszak chcą uratować planetę. No, nie nasza wina ,że się większość udusi lub utopi.. przecież nikt ich nie zmuszał do niczego. Trzeba było kopać ziemianki z rodzinami i sadzić kartofle lub brukiew, a nie na all exlusivy jeździć na Bali. Przecież każdy "tak ma jak dba". Co prawda może się zdarzyć ,że jednak jakiś mechanizm geologiczny te katastrofy odłoży na później ,więc i tak mamy cały świat gospodarczo ogarnięty i możemy w dawnym stylu pożyć. A jeśli się zrobi załamanie to dla "nich" ,a nie dla "naszych". Takie rozumowanie nie ma słabych stron i na swój sposób zabezpiecza "przetrwanie ludzkości". W każdym razie tej najwartościowszej czyli najcwańszej.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Na Zachodnią Antarktydę, tak czy siak, uważajmy.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Wyjaśniam. Naturalny cykl był taki, że Ziemia przechodziła na przemian glacjały (zlodowcenia) i interglacjały -- okresy cieplejsze, podczas których lądolody częściowo zanikały. Interglacjały były cieplejsze od obecnego (holocenu) i były chłodniejsze. Ale nie było tak, że w interglacjale z naturalnych powodów temperatura nagle wzrastała po 10 tysiącach lat stabilizacji lub ochładzania, tak jak to się stało teraz. Obecne ocieplenie jest właśnie nienaturalne, tzn. nie pasuje do przebiegu dotychczasowych cykl glacjał-interglacjał, za to tłumaczy się wpływem gospodarki ludzkiej, głównie emisji dwutlenku węgla do atmosfery.
Przy obecnym stężeniu dwutlenku węgla (a tym bardziej przy przyszłym!) cykl glacjałów i interglacjałów został stłumiony. Następnego glacjału nie będzie. O ile oczywiście któreś następne pokolenie nie wyczyści po nas atmosfery z CO2. Obecna dynamika atmosfery jest taka, że jeśli zatrzymamy emisję CO2, to stan ciepłego (cieplejszego niż teraz) interglacjału się utrzyma. Jeśli zatrzymamy emisję CO2 przy wyższym stężeniu, to spowodujemy roztopienie całej Antarktydy, a temperatury na Ziemi będą takie jak 30 mln lat temu. Jeśli nie zatrzymamy emisji, możemy spowodować utratę wody z Ziemi, a to byłoby co? -- Koniec.
Polecam pouczający wykres: https://en.wikipedia.org/wiki/File:All_palaeotemps.png
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.