Idę wzdłuż muru ścieżką. Widzę okno, a w nim nogi pająka. Staram się, żeby mnie nie zauważył. Pająk jednak się poruszył.

Stoję na ścieżce z kobietą, która jest reporterem. Rozmawiamy o mnie i jodze, że mam duże możliwości i ciekawą przyszłość w tej kwestii. Mówimy o studiach. Opowiada o tym z entuzjazmem (temat jogi i kształcenia się w tym kierunku u mnie gdzieś powraca). 

Nagle widzę, że pająk skacze dosyć szybko w naszą stronę. Jest duży, cichy i zdeterminowany. Ma wysokie nogi i silny korpus. Jest ciemny. Wie, co robi, ma plan. Rzucam w niego piaskiem, żeby uciekł. Nie zwraca na nas uwagi. Przebiega obok nas z naszej prawej strony... i za chwilę wraca. Akcja była bardzo szybka, z zaskoczenia, bez możliwości obrony... pająk skacze na kobietę, na jej serce i ją zabija. Tak jakby ktoś padł od silnego uderzenia w głowę ciężkim kamieniem. Zabija "na śmierć" !!!

---

Jestem gdzieś na trawie, na zewnątrz. Niby wszystko wygląda normalnie, ale wokół jest siatka, miejscami troszkę przygnieciona i zniszczona. Teren jest jednak wyraźnie ogrodzony. Mimo pozornej wolności - jestem więziona.

Wychodzę na czworakach, z wysiłkiem przebijam się przez tę siatkę. Wiem, że muszę dać radę ostatkiem sił. Jestem w ciele mężczyzny. Druty mam za sobą, udało mi się. Muszę tylko jeszcze oddalić się z tego miejsca. Widzę wokół siebie gałązki, krzaki, trawę i z lewej strony skraj lasu. Taki wiejsko-leśny klimacik jaki znam.