10 listopada 2012
Wojciech Jóźwiak
Serial: Auto-promo Taraki 2
Państwo oddolne
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Nowe w Tarace: komentowanie znalezisk ◀ ► Archiwalne ogłoszenia w Tarace ►
Parę dni temu przeczytałem „Myśli nowoczesnego endeka” Rafała Ziemkiewicza. (Książka tytułem nawiązuje do „Myśli nowoczesnego Polaka” Romana Dmowskiego z 1902; dziwnym trafem Ziemkiewicz urodził się równo 100 lat po Dmowskim, plus 1 miesiąc i 4 dni.) Czytelników felietonów RAZ'a treść tej książki nie zaskakuje; przyznam, że spodziewałem się nie tylko diagnozy, dlaczego w państwie polskim źle się dzieje, ale także pomysłów, co robić, żeby z tego narodowego dołka wyjść. Propozycje, co robić, u Ziemkiewicza są - tyle że ogólne: że konieczna jest praca u podstaw, podobnie jak na początku XX wieku, zorganizowanie się społeczeństwa, obudzenie wspólnotowej świadomości u tych, którzy pozostają niezintegrowani, jak dziś tzw. lemingi, a ponad wiek temu większość mieszkańców wsi. Oraz żeby każdy chociaż 4 godziny w tygodniu przeznaczył na jakąś oddolną działalność społeczną. - No więc ja w ramach tych 4 godzin pracy społecznej piszę ten odcinek, tym bardziej, że w wigilię Święta Niepodległości patriotyzm jest wskazany.
Przedstawiam pomysł. Który nie jest nowy, pisałem coś podobnego kiedyś tu: „Poseł osobisty czyli sejm bez partii, okresowych wyborów i okręgów wyborczych”. Tamten pomysł uważam wciąż za dobry, tylko trochę zmieniam jego zamysł, cel i okoliczności, w których mógłby być pożyteczny. Ale po kolei.
Internet (tak, Internet) umożliwia oddolne zbudowanie instytucji, które będą mogły zastąpić oficjalne urządzenia państwowe, jeśli tamte z jakichś powodów zawiodą. („Gdyby Pan Bóg zawiódł, Święty Mikołaj potrafiłby go zastąpić” - jak mawiali dawni Rosjanie.) No więc chodzi o stworzenie takiego właśnie zastępstwa dla bytów oficjalnych. W oparciu o Internet można zbudować ruch czy sieć działaczy, która to struktura byłaby alternatywą dla parlamentu (sejmu z senatem). Nazwijmy ich, bo jakoś nazwać trzeba, „rzecznikami obywatelskimi”. Rzecznikiem obywatelskim (RO) stawałby się osoba, która zbierze pewną progową liczbę poparć od współ-obywateli. Ważne, żeby jedna osoba-obywatel (jeden „wyborca”) popierał („wybierał”) tylko jednego rzecznika. Rzecznik zobowiązywałby się do tego, że w razie potrzeby będzie reprezentować interesy swojego... jak go nazwać... użyjmy zdewaluowanego słowa „wyborca” – swojego wyborcy. W jakich to byłoby sytuacjach i jakie interesy – to by trzeba jakoś wyszczególnić i być może spisać jako umowę, której wzór byłby ogólnie dostępny.
W tym by leżała główna, zasadnicza i przepaścista różnica między (projektowanym tu) rzecznikiem a (obecnym) posłem. Poseł nie reprezentuje swojego wyborcy, więcej, konstytucyjnie nie jest odpowiedzialny przed wyborcą/wyborcami i nie może być przez wyborców odwołany. Proporcjonalne liczenie głosów w okręgach wielomandatowych i stosowanie progów dla partii spowodowało, że do parlamentu nie wchodzą kandydaci mający więcej głosów w wyborach (od tych, którzy weszli), a znaczna część posłów ma jakieś drobne liczby głosów oddanych na siebie; w praktyce wyborcy głosują na partie nie na kandydatów, a całym procesem wyborów sterują władze partii. Skutek taki, że niewiele osób może w ogóle powiedzieć, że czują się reprezentowani przez kogoś w parlamencie, że to „ich” parlament, a w wyniku: ich państwo. Przeciwnie, coraz powszechniejsze jest poczucie, że to państwo nie jest nasze. („Bo ta nafta nie jest moja” - śpiewał Jan Kelus w 1975.)
Rzecznik przestawałby być rzecznikiem, gdyby liczba poparć od obywateli-wyborców spadła poniżej, powiedzmy, 1/4 progowej liczby. Wyobraź sobie, że progową liczbą jest 1000, ktoś te 1000 poparć zbiera, potem liczba popierających go rośnie do 2765, po czym z jakiegoś powodu rzecznik przestaje się sprawdzać, wyborcy wycofują swoje poparcia, ich liczba spada i gdy osiąga 250, rzecznik traci mandat. Ten proces, wystawiania i wycofywania poparć, odbywałby się przez Internet i byłby odpowiednikiem wyborów, z tą różnicą, że te „wybory” nie odbywałyby się raz na cztery lata, tylko w każdej chwili ktoś, kto postanawia zmienić rzecznika na lepszego, wchodzi na stronę RRO (Ruchu Rzeczników Obywatelskich) i to robi.
Prócz progu na zostanie RO musiałby być jeszcze górny próg liczby poparć dla jednego rzecznika. Po dojściu do tego górnego progu rzecznik wchodziłby w stan nasycenia, czyli nie mógłby przyjmować nowych poparć. Na liście rzeczników i kandydatów na rzeczników na odpowiedniej stronie jego nazwisko byłoby czarnymi literami, nie zielonymi. (A tych co spadli poniżej progu, ale jeszcze nie do 1/4 progu: czerwonymi.)
Cały ten projekt można by uruchomić w ciągu tygodnia, bo tyle czasu zajęłoby kilku programistom zrobienie odpowiednich skryptów.
Co mógłby robić rzecznik? - Formalnie: nic! Bo nie istnieje żadne prawo, żadna ustawa, która by „umocowywała” rzeczników. To jest ich słabość, ale na tym również polegałaby ich ewentualna siła. Rzecznicy działaliby w ramach istniejącego prawa. Ale mieliby za sobą siłę swoich „wyborców-mocodawców”. Inaczej znaczyłby głos lub wypowiedź czy opinia kogoś, o kim wszyscy wiedzą, że reprezentuje np. tysiąc ludzi, niż gdyby ta osoba była pojedynczym „gołym” obywatelem, cóż z tego, że nawet redaktorem gazety albo profesorem uczelni. Tym bardziej miałyby siłę opinie lub żądania całego zgromadzenia rzeczników, za którymi łącznie stałoby parę milionów ludzi. To byłaby siła, z którą partie, ich posłowie, rząd, premier, prezydent musieliby się liczyć.
Do czego służyłby RRO? Do wymuszenia reform w państwie. Których jak widać, istniejący system nie zrobi, niezdolny jest do tego; co najwyżej będzie dalej brnąć w pogłębienie obecnej bananowej republiki. RRO posłużyłby do rewolucji. Która w obecnych czasach musi wyglądać inaczej niż dawniej, bo tradycyjne metody, czyli „wychodzenie na ulice” i budowanie barykad zdezaktualizowały się.
Po reformach, z pewnością wielu rzeczników zostałoby normalnymi politykami: działaczami partii, posłami, ministrami. Byłyby to już jednak jakościowo inne partie i inny parlament. Być może mechanizmy RRO wykorzystano by w nowych praktykach rządzenia państwem. Ale nawet po reformach warto będzie pozostawić sieć Rzeczników Obywatelskich i nadal nie nadawać im żadnych ustawowych właściwości. Tylko wtedy, pozostając poza urzędowymi strukturami, mogą pozostać „głosem ludu”.
To jest główny zarys tego pomysłu. Reszta jest technologią, szczegółami i taktyką. Bo trzeba by wiedzieć i umieć taką akcję zacząć, następnie ją rozpropagować, obronić przez niechętnymi i przed obrońcami starego porządku. (Którzy poczują się zagrożeni i będą się przed nią bronić, używając znanych sobie chytrych sztuczek.) Następnie wypracować sposoby działania. Co przychodzi na myśl, to dokumentowanie błędów i nadużyć władzy i publikowanie oświadczeń, jak robił kiedyś KOR; ale teraz należałoby jeszcze umieć przebić się przez powszechny szum medialny. Nagłaśnianie projektów reform. Naciskanie na władze w tym celu. W pewnych sytuacjach RRO zapewne powodowałoby jakieś wiece czy pochody – gdyby były skuteczne jako środek nagłaśniający. Po uaktywnieniu w RRO odpowiednio wielkiej liczby ludzi, byłaby możliwość użycia referendów, a nawet samo zagrożenie referendum mogłoby być skuteczne.
Jeszcze usprawiedliwię się z tego, po co w ogóle to piszę, przecież rzecz jest przecież daleka od specjalności Taraki i moich. - Bo mam nadzieję, że ten pomysł trafi do osób, które będą umiały, ten lub podobny, wprowadzić w czyn. A przydałoby się coś zrobić, coś istotnie nowego i skutecznego.
◀ Nowe w Tarace: komentowanie znalezisk ◀ ► Archiwalne ogłoszenia w Tarace ►
Komentarze
W istocie całkiem wystarczy zniesienie kilkunastu przepisów blokujących wolności obywatelskie oraz swobodę gospodarowania, by niemal z miejsca życie stało się lżejsze.
No, ale z tego nie będzie takiego chleba jak z "pracy u podstaw".
Twoje pomysły na odnowę systemu politycznego bardzo mi się podobaja, rozgłaszam je gdzie się da, nie zapominając wspomnieć Autora, rzecz jasna..
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Mnie też się podoba pomysł takiego obywatelskiego posła lub rzecznika. Może ktoś będzie miał pomysł, jak to wdrożyć?
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Sejm w tym nowym modelu byłby powoływany jak dotąd w okresowych wyborach ale przez JOW.
Czyli niższa izba parlamentu, sejm, byłaby reprezentacją terytoriów, a izba wyższa, IRO, byłaby reprezentacją opcji politycznych.
W tym takich mniejszościowych opcji, które w JOW′ach nie mają szans się przebić.
Niemniej idea rozwojowa, szczególy nalezałoby dopracowac
tamże wypracowac
1. teorię zmiany systemu wybierania i rządzenia
2. edukować i zachęcać do autoanalizy podejmowania wlaściwego myślenia, działania
decyzji - w myśl systemu: jak na dole tak na górze
3. promować zdrowe życie, jedzenie, itd.
i duzo więcej
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
No ale widocznie prawicowa Nowa Konfederacja szamańsko-astrologicznej Taraki nie czyta.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.