22 czerwca 2016
Wojciech Jóźwiak
Serial: Auto-promo Taraki 4
Pluszowi wojownicy malują domy na różowo
◀ Rozwój? Co to? ◀ ► Dlaczego czepiam się pluszowych wojowników malujących domy na różowo? ►
W wywiadzie pt. „Szamanizm i psychologia w praktyce” – bardzo ciekawym, polecam! – Robert Palusiński zapytany o „ścieżkę wojownika” odpowiada:
/…/ ścieżka wojownika jest ... ostatecznym sposobem radykalnej pracy nad sobą w sensie rozwoju. Jest też obecna we wszystkich szkołach ... duchowych [albo] rozwoju ... To jest takie stąpanie po ostrzu noża i można spaść. To trzeba robić z czujnością i uwagą. Ważna jest stała uwaga na to, co się dzieje i na to, co się robi. Na tym polega ścieżka wojownika. Jest to praca nad świadomością samego siebie i tego, co się robi w świecie oraz w stosunku do świata. Jak świat wpływa na człowieka i jeszcze uważność w relacjach z ludźmi.
/.../ ścieżka wojownika [jest to] rozwój człowieka, uniwersalnie, to właśnie pięknie opisywał Campbell w „Podróży Bohatera”.
Bo wojownik, który naprawdę porzuca w danym momencie historię osobistą i maluje dom na różowo albo nie maluje, jest wolny od problemu w najgłębszym sensie: nie musi wcale malować. W przypadku faktycznie głębokiego porzucenia historii osobistej może sobie pomalować dziś na różowo, jutro na żółto i jest wolny wtedy od myślenia czy ktoś go weźmie za wariata. Bo bez historii osobistej nie ma kogo „brać za wariata”, prawda?
Ładnie. Ale co to ma wspólnego z WOJOWNIKIEM? Czy „wojownicy” zajmują się – głównie! – malowaniem swoich domów na żółto lub różowo? O „ścieżce wojownika” wiele napisano i zdaje się wszyscy piszący ciągną dalej pomysły wzięte od Castanedy i Mindella. Tylko gdzie w tym jest wojownik? Wojownik to ktoś, kto walczy. Ma broń, dawniej jakąś włócznie albo szablę, dzisiaj karabin, albo same jego dłonie i nogi mają być tą bronią, a naprzeciw ma przeciwnika albo tłum przeciwników, których on ma zabić lub inaczej unieszkodliwić, albo sam zginąć lub inaczej zostać unieszkodliwiony, obezwładniony, stłamszony, okaleczony itd. Niekoniecznie jego przeciwnicy są „rycerscy” i po walce pozwolą mu odejść z godnością, bo częściej sprawią mu tortury, męczarnię, wbicie na pal, spuszczanie po jego jeszcze żywym ciele łodzi do morza (tak było u Kwakiutlów lub innych Indian z okolicy dzisiejszego Seattle) itd. Albo wygra pojedynek, powali przeciwnika, ale co z tego, kiedy do niego, zmęczonego, ledwo dyszącego, podejdzie czterech świeżych z tylnego szeregu, stłuką go i zwiążą? Albo wygra, ale przeciwnicy podstawią płatnych świadków, wyjdzie, że to on zawinił i on pójdzie do pierdla, gdzie go przecwelują? – No już dosyć tych fantazji. Nie ma czystych walk. Zawsze w tle jest jakaś obrzydliwość, nieczystość, podstęp, zdrada, tryumf podłości, upokorzenie i bezsilność bohatera. Złym łatwiej jest wygrywać.
Długo pisanie o „ścieżkach wojownika” uważałem za bzdurę, póki nie dowiedziałem się o ludziach, którzy coś w tym rodzaju praktykują i tym, co robią, wzbudzili mój podziw i szacunek. Napisano o nich tu: „Myśliwi nazywają ich eko a oni tylko patrzą”, autor Robert Robaszewski, 29 stycznia 2016 – o grupie antymyśliwych, którzy chodzą za myśliwymi podczas polowań i dokumentują to, co tamci robią. A przede wszystkim stawiają ich w „kłopotliwej sytuacji”, kiedy tamci muszą wiedzieć, że są obserwowani, że mają świadków, więc nie są tak wolni i swobodni. To jest prawdziwa „ścieżka wojownika”: wejście w sam środek agresji, wiedząc, że agresja uzbrojonych facetów pójdzie na ciebie. Wiedząc też, że oni są silniejsi, bo za nimi są układy, ustawy, minister od środowiska, mąż premier – znana rzecz, myśliwi w Polsce rządzą, gęsto obstawili wszystkie władze, sami są jednym z kanałów organizowania się agresywnej neo-pseudo-lumpen-arystokracji.
A ci, którzy ich podpatrują i blokują, nawet nie mają imienia. Nie ma słowa, które by ich określiło.
Zapewne takich nieznanych sprawiedliwych wojowników jest więcej. Tylko jak ich zauważyć i docenić?
◀ Rozwój? Co to? ◀ ► Dlaczego czepiam się pluszowych wojowników malujących domy na różowo? ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/joanna_najdowska.jpg)
- ludzie z duszą wojownika, którzy realizują swoją potrzebę życia w zgodzie z własną prawdą, nawet wtedy, gdy ta ich prawda stoi w sprzeczności z konwencją społeczną
i
- wojownicy sprawy - jednej konkretnej idei, potrzeby chwili jak np. Świadkowie Eko.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Wg nich "wojownik" to ktoś praktykujący (nieustanną) uwagę. Lub "uważność".
Ok, sytuacja zagrożenia wymusza bycie uważnym.
Ale wojownik to nie ktoś, kto działa w sytuacji zagrożenia.
(Mnie zdarzało się działać i to skutecznie w sytuacjach zagrożenia, ale nigdy bym siebie nie nazwał "wojownikiem"! Właśnie dlatego, że nadużyłbym tego słowa. I przy okazji obraził prawdziwych wojowników.)
Wojownik to ktoś, kto potrafi skutecznie działać w sytuacji naładowanej agresją. W sytuacji, kiedy czyjaś agresja skierowana jest na niego.
Robert Palusiński w swoim wywiadzie mówi/pisze ogólnie o "porwaniu przez emocje". Ale w przypadku wojowników nie chodzi o dowolne emocje, np. te które towarzyszą malowaniu domu na różowo.
Chodzi -- wyłącznie -- o AGRESJĘ i pochodne emocje, które budzi agresja.
Kiedy pomijamy agresję, to zaczyna się gadanie o d..pie Ma..ni.
![[foto]](/author_photo/joanna_najdowska.jpg)
Agresję wywołuje poczucie zagrożenia, zazwyczaj na skutek braku zrozumienia, a więc zazwyczaj w sytuacjach gdy rzeczywistość jest nie taka jaką sobie ktoś wyobraża, że być powinna, czyli nie jest taka, w której się orientuje, w której czuje się w miarę bezpiecznie.
Ktoś, kto np. na wsi pomalowałby dom na różowo, bo taką ma potrzebę i odważnie ją realizuje, z góry stawia siebie w pozycji wojownika, bowiem ową nietypowością zachowania wywoła agresję szaro-burych, bo dla nich stanie się INNYM, a INNI są zagrożeniem.
Analogicznie Świadkowie Eko (celowo nawiązałam w nazwie do Świadków Jehowy) - aktywnie głoszą swoją prawdę, stawiając innych w sytuacji konieczności skonfrontowania swojej postawy, idei itp. z INNĄ.
Uważność ma w sobie więcej zdolności przystosowawczych niż postawy wojownika, choć oczywiście dobry wojownik musi być uważny.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Nie wiem czy całkiem na temat ;-)
Przypomniały mi się też książki Don Miguela Ruiza o tolteckich "wojownikach serca" (brzmi jak oksymoron?). Dlaczego wojownicy? Bo na swojej "ścieżce miłości" walczą ze swoimi słabościami, negatywnymi myślami i wzorcami. Osobiście przeczuwam, że na drodze "walki z..." prędzej czy później dochodzi się do bariery nie do przejścia poprzez walkę. Identyfikowanie wroga w kimś na zewnątrz czy wewnątrz siebie - trochę mi się to nie podoba.
A może to tylko taki męski język, aby przyciągnąć facetów do pracy nad sobą, bo jak wiemy wszelkie terapie nie są czymś, do czego masowo ciągną faceci.
![[foto]](/author_photo/joanna_najdowska.jpg)
1. Tam gdzie pojawia się wojownik, tam zazwyczaj pojawia się agresja (walka); zazwyczaj, ale niekoniecznie, bo może pojawić się np. ucieczka.
2. Bycie wojownikiem nie oznacza bycia agresywnym lub agresorem.
3. Wojownik aktywnie wciela w życie swoją prawdę, licząc się z agresją jaką tym wywoła w stosunku do siebie.
W kulturze tradycyjnej, już odchodzącej, wojownik ma następujące cechy:
1. Nigdy nie patrzy na siebie oczami innych, jest nieczuły na krytykę i na pochlebstwa.
Potrafi więc działać samotnie, lecz umie posługiwać się innymi dla realizacji swoich
celów.
2. Jest odporny na stres (lub lubi działać w stresie). Stąd to co dla innych jest tragedią,
czy nieszczęściem, dla niego stanowi tylko nowe wyzwanie lub odmianę.
3. Jest uważny, nie przegapia niebezpieczeństw ani szans życiowych.
Na poziomie zewnętrznym macha się szablą czy dzidą i walczy z czymś/kimś co zagraża, lub ("co gorsza") , co się uznaje za wroga.
Na poziomie wewnętrznym wie się, że nie ma żadnego przeciwnika "na zewnątrz", że to złudzenie lub kwestia osobistej historii i narosłych wraz z nią przekonań. A jeśli jest - to okazuje się sprzymierzeńcem, który ma największą moc do przechwycenia.
Kiedy jednak jest się nieprzejednanym i bezwzględnym dla własnych fantazji, poglądów czy wzorców, to powoli pojawia się druga i trzecia uwaga. Wówczas wyczuwasz i antycypujesz potencjalne zagrożenie i szamańsko je integrujesz ZANIM się ono objawi w fizycznej formie. Wyczuwasz tygrysa w dżungli czy gościa z łukiem jeszcze zanim on się zbliży na 1000 kroków. I rozbrajasz go zanim podejmie pomysł ataku.
To jest tego typu wojowanie. Inne niż walenie się cepami.
Morihei Ueshiba najlepiej stosował Aikido po 60tce - gdy nie miał już wiele sił fizycznych, ale miał taką świadomośc, że wiedział co zrobi przeciwnik ZANIM agresor podjął decyzję o konkretnym ruchu. Wyprzedzał go świadomością (bo oczywiście nie miał takiej samej szybkości!) i nie potrzebował machać szablą ...
no i jest jeszcze moc osobista wynikająca z bycia wojownikiem i porzuceniu historii osobistej - Castaneda opisał ją jako spacer śmierci - zwyczaj, gdy ktoś skazany na śmierć szedł naprzeciw wojowników, którzy do niego strzelali. Kiedy miał tę moc - to nie trafiali, albo nie strzelali ...
BTW. Niezłe są opisy np. u Elkina dokonań szamanów aborygeńskich już w czasach, gdy biali przyjechali do AUS. Znikanie, pojawianie się w kilku miejscach naraz, iluzja ciał do których inni strzelali, nagła mgła, a nawet taka magia, że biali "niechcący" strzelali sami do siebie :)
Ale to oczywiście nieliczne przypadki ...
przypomniały mi się dwa przypadki:
raz szedłem chodnikiem miasta Krakowa w medytacyjnym chodzie i kątem okaz zobaczyłem scenę, gdzie dwóch gości na siebie pokrzykiwało, dookoła tłum gapiów, oni odłożyli siatki z zakupami czy czymś, podwijali rękawy, zgrzewani do boju przez gapiów i moje kroki nie zmieniając się zaprowadziły mnie przed jednego, gdy ten unosił pięść. Jego podniesione przedramię spotkało się z łagodną i miękką moją dłonią i a z ust padły mi słowa spokojne 5 cm od jego twarzy: "Ale po co?" ...
Panowie po krótkiej chwili podnieśli siatki i poszli w swoje strony, tłum się rozszedł. Ja zaś w tym samym nurcie, rytmie i nastroju poszedłem dalej.
To był taki akt "niedziałania" - samo się zadziało i ułożyło z niereżyserowaną dokładnością co do centymetra i ułamka sekundy.
Innym razem byłem w kontakcie z mocnym duchem grzybów pod budką z piwem (!).
I niespodziewanie jakiś pan mnie z tyłu na wpół uderzył na wpół popchnął w plecy
Po chwili rozmawialiśmy o jego nieszczęśliwym życiu ...
Tak działa - moim zdaniem - świadomość wojownika w sytuacjach pełnych realnej agresji.
Oczywiście nie mam cały czas takiej świadomości - ale się przydarza od czasu do czasu.
może i możliwe.
Nie znałem nawet za dobrze psychologii w tym pierwszym przypadku, a jeszcze mniej w drugim (tu akurat miałem 28lat).
Nie wiem jak te techniki mogą działać. Szczególnie zastanawiam jak by ich używać mając w organiźmie sporą dawkę psylocybiny.
Ale na tych technikach (cybernetyczno-manipulacyjnych) na szczęscie się nie znam :).
![[foto]](/author_photo/joanna_najdowska.jpg)
który nie staje w tłumie gapiów, a podejmuje działania zgodnie ze swoją PRAWDĄ (= wizją świata) nawet za cenę znalezienia się w polu agresji, zagrożenia itp pokrewnych energii.
Im więcej w tej jego wizji świata jest pokoju i szlachetności, tym działania wojownika są bardziej pokojowe i szlachetne. A im głębsza świadomość, tym działania bardziej niekonwencjonalne.
Tak czy owak, by być wojownikiem trzeba mieć MOC, której nota bene Ci gratuluję!
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Jak stwierdzono, projektujemy siebie na innych. Jeśli kochamy siebie, nie mamy czułych punktów (nieakceptowanych miejsc), to tak samo widzimy Zdzisia. Nie ma potrzeby agresji. Jak napisał Pan Robert w swoim przykładzie "Ale po co?".
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Używanie tego słowa-pojęcia w sensie "ktoś rozwijający się duchowo" (naśladując użycie tego słowa przez Castanedę i Mindella, którzy o "fachu" wojownika gucio wiedzieli, wojownikami nie będąc, ani zapewne ich nie znając -- Castaneda nie znał na pewno!) -- jest nadużyciem słowa, nadużyciem semantyki. To jest działalność w stylu "pies czyli kot" -- słowa Stanisława Tyma.
Dlaczego mnie to tak WKURZA? Ponieważ ta "mitologia pluszowych wojowników" zakłada blokadę na realna sprawę, mianowicie na problem działania pod presją czyjeś agresji. Nawet jeśli ta agresja nie grozi zabiciem (ciebie), ale powiedzmy upokorzeniem lub stratami finansowymi. Castanediańskich "wojowników" NIE MA. Nie istnieją. A faceci i kobitki operujący agresją są i bywają silni, a nawet jak myśliwi, są legalni i rządzą.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
(Może to nawet jest gdzieś w Tarace.)
Choć jak pokazałam na przykładach (w tym Ueshiba - który brał udział w prawdziwej wojnie!) w sytuacjach związanych z agresją/napadem ten wewnętrzny przekłada się na zewnętrzny.
Żyjemy w innych czasach niż wówczas, gdy definicja podana przez ciebie funkcjonowała.
Przy okazji: Campbell wyjaśniał problem "wojowania’, na przykładzie ludzi wojujących o Ziemię Świętą (np. Jerozolimę) pokazując, że Krzyżowcy, Palestyńczycy czy Żydzi nie zrozumieli, iż Ziemia Święta jest WSZĘDZIE i że rozumienie dosłowne metafor jest bałwochwalstwem i faktycznie prowadzi nie tylko do agresji ale do zbrodni.
Wojtek napisał:
" "Wojownik", po polsku, to ktoś, kto zajmuje się zabijaniem i sam przy tym wystawia się na możliwe zabicie przez kogoś drugiego."
takie coś daaaawno minęło - najpierw z chwilą, gdy ktoś miał dłuższy zasięg karabinu czy armaty, dziś, kto ma lepszy samolot i systemy elektroniczne.
Natomiast najbardziej współcześnie "ktoś, kto zajmuje się zabijaniem" siedzi przy biurku w odległości tysięcy km i steruje dronem jak w grze komputerowej spuszczając bomby czy rakiety ...
Taktyka współczesnego wojowania czy wojny polega na tym, by zabić innych bez strat i bez narażania się .
![[foto]](/author_photo/joanna_najdowska.jpg)
Nasza świadomość nadaje słowom nowe znaczenia, a i nowe znaczenia słów zmieniają naszą świadomość.
Obecne czasy aż kipią od zmian. Dziś, co człowiek to inne rozumienie konkretnych słów np. bóg, wojownik, mleko, bo zmieniają się modele religijne, zachowania społeczne, tradycje żywieniowe. Może bóg i wojownik wkrótce w ogóle znikną z użycia.
Niestety, im kto starszy tym mu trudniej bawić się transformersami (nota bene to też przeważnie wojownicy!).
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.