zdjęcie Autora

17 czerwca 2011

Wojciech Jóźwiak

Poseł osobisty czyli sejm bez partii, okresowych wyborów i okręgów wyborczych
Jak zachować demokrację pozbywając się jej wad

Przedstawiam sposób, jak zachować demokrację pozbywając się jednocześnie partii - które są jej-demokracji najsłabszym punktem.

Tak jak każdy ma (lub mieć chciałby, lub powinien) swojego dentystę, swojego adwokata, doradcę podatkowego, weterynarza, hydraulika, lekarza (o tego dziś akurat trudno) - tak też powinien mieć swojego posła. (Byłaby to sytuacja przeciwna do obecnej, kiedy nie znamy posła ze swojego okręgu, bo po co.) Każdy powinien mieć swojego posła, który będzie go reprezentować w sejmie. Jak również powinien móc w każdej chwili zmienić tego posła na innego lub wycofać swoje poparcie dla niego. W każdej chwili i konkretnie, a nie raz na cztery lata i w bladej abstrakcji, jak teraz.

Wyobraźmy sobie, że każdy obywatel - uprawniony do głosowania itd. - ma jeden głos. Ów głos mógłby mieć postać imiennego druku ścisłego zarachowania, z odpowiednimi numerami-identyfikatorami i zabezpieczeniem przed fałszerstwem, jak banknoty lub akcje. Ten głos powierza osobie, która odtąd będzie reprezentować go w sejmie. Osoba zbierająca głosy nie musi nigdzie się rejestrować, w żadnym urzędzie. W jaki sposób zbierze głosy i kiedy - to sprawa jej i tych, którzy jej oddają/powierzają swoje głosy. Zapewne założy swoją stronę w Internecie, grupę na Facebooku, zwoła wiec w swoim miasteczku lub t.p. Poseł lub pre-poseł może zbierać głosy w każdym czasie - przestaje istnieć instytucja jednodniowych okresowych wyborów.

Żeby pre-poseł, czyli osoba zbierająca głosy, został posłem, muszą być spełnione dwa warunki: musi przekroczyć ustawowy próg powierzonych mu głosów (np. 10 tysięcy) i, po drugie, w sejmie musi być wakat czyli wolne miejsce. Bo zakładam, że sejm zachowuje obecną liczbę 460 posłów.

Jest określona ustawowo maksymalna liczba głosów, jakie może dzierżyć (mieć powierzone sobie) jeden poseł. Przypuśćmy, że jest to 100 tysięcy. Poseł, któremu powierzono stutysięczny głos, przerywa nabór - staje się posłem nasyconym.

Poseł, którego liczba głosów - czyli zwolenników - stopnieje do połowy progu (czyli do przykładowych 5 tysięcy) traci mandat - przestaje być posłem. Wtedy zwraca głosy ich właścicielom, którzy mogą (ale nie muszą) powierzyć swój głos komuś innemu - aktualnemu posłowi lub komuś, kto dopiero startuje do (tych permanentnych) wyborów czyli jest pre-posłem.

Poseł byłby, jak i teraz, opłacany z podatków: dostawałby wynagrodzenie-dietę plus fundusz na prowadzenie kancelarii. Zabronione byłoby - jako korupcja - zarówno branie od kogokolwiek pieniędzy itd. za bycia posłem, jak i skup głosów.

Za to taki jawny, znany i osobiście wybrany poseł stawałby się naturalnym punktem skupienia wszelkich inicjatyw społecznych. Można wyobrazić sobie np. gazetę, serwis internetowy, radiostację, system publicznych dyskusji lub kwest na dobre cele, organizowany i prowadzony, ochotniczo i społecznie, przez wyborców pewnego posła, którzy w tym modelu czuliby się ideowo związani ze sobą.

Przy wyborze posła - "komu powierzę swój głos?" - nie ma ograniczeń terytorialnych czyli obecnych okręgów wyborczych. Ale należy się spodziewać, że naturalnie wybierani byliby ludzie nie tylko pokrewni poglądami i duchem, ale również bliscy terytorialnie. Ja np. powierzyłbym swój głos posłowi (lub pre-posłowi), który jest libertarianinem, medytuje (a nie się modli) i mieszka między Pruszkowem a Żyrardowem.

Tak wybrany, a właściwie nieustannie wybierany sejm składałby się z "twardego rdzenia", czyli grupy popularnych posłów nasyconych, następnie z "miąższu" czyli posłów wprawdzie wciąż pożądających nowych głosów, ale pewnych swojego statusu, oraz z niestabilnej otoczki, czyli posłów którzy tracą swoich wyborców i zbliżają się do usuwającego progu 5 tys. głosów, plus do tego pre-posłowie, którzy przestępując z nogi na nogę czekają na wakat. W razie zaistnienia wakatu, do sejmu wchodzi ten z pre-posłów, który ma najwyższa liczbę popierających go głosów.

Każdy poseł ma w sejmie jeden głos-mandat. (Posłowie mający więcej zwolenników nie są silniejsi od tych "uboższych". Oddawanie swojego głosu posłowi, który i tak ma wielu zwolenników, jest marnowaniem głosu.)

Tych posłów, którzy robiliby coś, co nie spodoba się ich wyborcom, opisany mechanizm wyrotowywałby z sejmu.

Tak wybierany sejm miałby za zadanie tylko stanowienie i konserwację prawa, i okresową ocenę rządu. Nie mógłby prowadzić bieżącej polityki (co obecny niestety czyni) - to byłoby wyłącznym zadaniem rządu. Z kolei rząd nie mógłby narzucać sejmowi ustaw (co też niestety czyni obecny) - nie miałby prawa inicjatywy ustawodawczej. Skąd brałby się rząd, pozostawiam na razie do namysłu: czy kreowałby go sejm, czy osobno wybierany prezydent. Ale raczej w opisanym modelu instytucja prezydenta z powszechnych wyborów przestaje być potrzebna.

Partie nie byłyby do niczego potrzebne i albo rozwiązałyby się same, albo musiały znaleźć sobie inną rację bytu. Posłowie mogliby "namawiać się" do poszczególnych głosowań nad ustawami; ale gdyby nawet zawiązała się wśród nich jakaś nieformalna partia, to mogłaby istnieć tylko dopóty, dopóki ich wyborcy to tolerowaliby.

Poseł, który nim był już co najmniej 10 lat (może 15?), mógłby, gdyby taka była jego wola, zostać senatorem - przejść do senatu; także pod warunkiem, że w senacie byłby wakat. Wtedy trwale przestawałby być posłem, a senatorem byłby dożywotnio.

Wakaty w sejmie i senacie mogłyby pozostawać, gdyby nie było uprawnionych ani chętnych do ich zapełnienia.

Wszystkie kwestie techniczne związane z działaniem tego systemu byłyby łatwe do rozwiązania przy pomocy Internetu.


* * *


- Jak ten model ma się do JOW'ów - jednomandatowych okręgów wyborczych?

W modelu "posła osobistego" nie ma ogóle żadnych okręgów wyborczych, więc pomysł JOW'ów nie ma zastosowania. Co łączy się z tym, że JOW'y nie likwidują podstawowej słabości demokracji opartej o jakiekolwiek okręgi, czyli tego, że jeśli z mojego okręgu wejdzie do władz osoba, której nie popieram, to nie będę mieć we władzy żadnego reprezentanta. JOW jak i jakikolwiek system wyborów z okręgów opiera się na błędnej bo przestarzałej przesłance, że mieszkańcy pewnego wydzielone terytorium poczuwają się do znaczącej solidarności. Jest to pozostałość czasów - średniowiecze - kiedy większe państwa powstawały tak, że jeden dynasta pod wspólną koroną łączył wiele mniejszych prowincji, które były już wcześniej wewnętrznie zintegrowane i miały swoje wyraźne lokalne interesy. (Oczywiście mam na myśli pewien model idealny.) Tak było np. w dawnej Polsce w epoce sejmików lub w młodych Stanach Zjednoczonych. Do dzisiejszej zwłaszcza polskiej rzeczywistości ten model "małych ojczyzn" po prostu nie przystaje.

- Czy nie warto, w oparciu o internetową technikę, sięgnąć po więcej i zamiast modelu "posła osobistego" od razu zaprowadzić demokracje bezpośrednią - gdzie każdy obywatel głosuje nad ustawami, a nie tylko delegaci-pośrednicy, wybrani tak lub inaczej?

Zgadzam się, że demokracja bezpośrednia jest już technicznie możliwa, lub będzie możliwa w ciągu kilku lat. Żeby podejmować decyzje co do państwa, trzeba się na tym znać. Nie wydaje się, żeby "pospolite ruszenie" było sprawną legislaturą. Przeciwnie, demokracja bezpośrednia byłaby okazją do trudnych do wyobrażenia nadużyć i zapewne szybko by oddała władzę kryptokracji, tym trudniejszej do zlokalizowania, bo oficjalnie nieistniejącej.

- Czy przedstawiona reforma parlamentu nie jest zbyt radykalna?

Reforma jest faktycznie radykalna, ponieważ zrywa z fikcją, wyrażoną w konstytucji, że każdy poseł reprezentuje "cały naród", z czego wynika, że nie reprezentuje swoich lokalnych wyborców, a więc i "nie ma prawa" zostać odwołany przez nich odwołany ani rozliczony. W przedstawionym modelu poseł byłby czyimś posłem, mianowicie osób, które oddały mu swoje głosy. Byłby ich faktycznym i konkretnym reprezentantem w parlamencie.

- Czy ta reforma jest możliwa?

W bliskiej przyszłości pewnie nie; nie mam tu złudzeń. Jest jednak prawdopodobne, że demokracja, lub raczej łżedemokracja taka, jaką mamy teraz i pewnie będziemy mieć przez najbliższe dziesięć lat, będzie się coraz bardziej wyradzać i wypaczać, aż skokowa zmiana ustroju stanie się koniecznością. W takich momentach należy mieć pewną pulę znanych rozwiązań co do ustroju państwa, żeby mieć z czego czerpać w razie konieczności zaprowadzenia nowego ustroju. W PRL taka pula była znana w postaci rozwiązań demokracji Zachodu. Obecnie sprawdziliśmy w działaniu przynajmniej niektóre z rozwiązań z tamtej puli i wobec ich widocznych wad, koniecznie trzeba wymyślić coś innego. Pora gromadzić warianty i sprawdzać je na razie w doświadczeniach myślowych, póki nie można w realu.


Wojciech Jóźwiak


Tekst najpierw zamieszczony 4 kwietnia 2011 jako odcinek bloga: Auto-promo Taraki nr 70. - Poseł osobisty czyli jak naprawić Rzeczpospolitą.


Komentarze

[foto]
1. Tekst nie wywołał odzewu, bo myśl jest zbyt radykalnaPrzemysław Kapałka • 2011-06-18

Tekst nie wywołał odzewu, bo myśl jest zbyt radykalna. I na razie szans na realizację nie ma, ale trzeba działać, może się to zmieni.
Ja mam jeszcze inny pomysł: żeby każdy kandydat na posła, radnego, burmistrza itp. przy swojej kandydaturze podawał, jakiej wysokości diety i uposażenia sobie życzy. I żeby tyle właśnie dostawał, z możliwością podwyżki tylko o wskaźnik inflacji.
[foto]
2. Nie mam złudzeń, że pomysł można zrealizowac w rokWojciech Jóźwiak • 2011-06-19

Nie mam złudzeń, że pomysł można zrealizować w rok. Bo idea jest nowatorska i zbyt silne są "siły", które są zainteresowane w utrzymaniu istniejącego systemu. Co nie zmienia, że należy takie pomysły wymyślać, dyskutować i propagowac. Po 20-30 latach staną się oczywiste, tak jak w 1989 roku oczywistym stała się gospodarcza deregulacja i wielopartyjne wybory.
[foto]
3. Idee sa latwe...Inqbus • 2011-06-19

Istniejaca (nie tylko w Polsce) oligarchia polityczna ma w tej chwili sily i srodki aby trzymac sie dlugo. Oczywiscie to samo mowiono kiedys o komunie, ale tam sytuacja byla latwiejsza. Istnial podzial na my/oni. W tej chwili rowniez taki podzial istnieje ale znacznie mniej czytelny dzieki lepszej socjotechnice. Stworzono zludzenie pluralizmu, tymczasem wszyscy uczestnicy tej oligarchii chca ja chronic (czyli nie dopuscic do pluralizmu prawdziwego). W tej chwili role umeczonego polskiego patrioty gra PiS, ale przypomne, ze obywatelski projekt w sprawie JOW i wniosek o referendum gdzie zebrano 700 tys podpisow zostal uwalony w sejmie za Marka Jurka. Czyli wszystkim jest dobrze. Z roznych wzgledow nie wyobrazam sobie przejecia wladzy sila - dopoki ludzie maja cole, chipsy, ipody i taniec na lodzie nie beda sie burzyc nawet jak widza, ze oligarchia ich goli coraz bardziej, bez wzgledu na opcje polityczna. Oceniam trwalosc tego systemu jeszcze na kilkadziesiat lat, dopoki nie wybuchnie duza wojna, kiedy po okresie twardej dyktatury MOZE wyloni sie cos nowego. Ewentualne lokalne wojny nic nie zmienia w metodzie sprawowania wladzy ktora jest bardzo dobra przy tym poziomie swiadomosci ludzi. Nowe systemy mozna wymyslac i dyskutowac, sadze jednak, ze ich wymyslenie jest stosunkowo latwe (i jest sporo ciekawych pomyslow), natomiast o tym jak bedzie zadecyduje i tak nie najlepsza idea ale najlepsza bron i pieniadze, tudziez informacja (haki itp).
Tu dwa ciekawe teksty o kulisach wspolczesnej polityki w Polsce, mozna sobie ekstrapolowac, bo wiadomo, ze gdzie indziej jest podobnie; http://izabela.nowyekran.pl/post/18056,numerus-nullus-czyli-milczenie-owiec oraz http://madziarsekator.nowyekran.pl/post/14815,walki-frakcyjne ps. wstawilem jeszcze raz linki "jak leci" bo ze znacznikami html poznikaly! Pozdrawiam futurologicznie - Inkub

Inkubie,
jednak nie znikają, linki:
numerus-nullus-czyli-milczenie-owiec
walki-frakcyjne
Wojtek-admin
4. o czym miałby taki poseł decydować?NN#5300 • 2011-06-19

Jeśli miałby taki sam lub większy zakres ingerowania w nasze życie jak obecni posłowie, to niczego to nie zmieni.
Problemem nie jest to, że mamy złych posłów ani to, że ich pensje są wysokie. Złe jest to, że mogą decydować o każdym aspekcie naszego życia, a my przyjmujemy to jako coś zupełnie normalnego i narzekamy jedynie wtedy, jeśli te decyzje odbiegają drastycznie od tego, co sami byśmy zdecydowali, gdyby było nam wolno. Narzekamy, najczęściej zresztą po cichu i we własnym gronie, i tyle. Tak długo jak państwo istnieje w obecnej, nowotworowej, przerośniętej formie, nie ma żadnego znaczenia jaka formacja, jak wybrana i przez kogo reprezentowana jest akurat przy władzy. Przerzucenie odpowiedzialności z jednostki na państwo (przymusowe ubezpieczenia, przymusowa edukacja, wszechobecne regulacje, kontrola praktycznie każdego aspektu naszego życia, z czego często nie zdajemy sobie sprawy) oraz, co najważniejsze, ogromny koszt finansowy tego przerzucenia odpowiedzialności, to jest hamulec, lub gorzej, kamień młyński u szyi każdego z nas.
Demokracja nie została wymyślona po to, żeby lud mógł rządzić, (byłoby to absurdem); demokracja została wymyślona po to, by ludowi zdawało się, że o czymś tam decyduje i by spokojniej przyjmował to, co rzeczywista władza z nim robi.
[foto]
5. Odzew ;-)Krzysiek Joczyn • 2011-06-19

Brak odzewu to też jakiś odzew. Np znak zdrowego niezainteresowania polityką, które to zabiera energie i w zasadzie nie daje nic, poza zestawem dobrych pretekstów, aby się z kimś pokłócić. Jeden z moich profesorów zwykł twierdzić, że wykształceni ludzie nie powinni rozmawiać polityce, bo ten ma takie poglądy a drugi inne i nic z tego nie wynika. Podzielam jego zdanie. Oczywiście fajnie było by mieć pomysł jak uzdrowić pół świata i pociągnąć za sobą w tym celu rzesze ludzi, ale to jakoś tak chyba nie działa w ten sposób.
[foto]
6. * * *Inqbus • 2011-06-19

>> Np znak zdrowego niezainteresowania polityką, które to zabiera energie i w zasadzie nie daje nic




Polityka jest wspanialym zrodlem wiedzy o swiecie i czlowieku, dobrym uzupelnieniem wiedzy pochodzacej z nauk scislych i do tego ciekawym teatrem dzialan magicznych. Sa jednak dwa warunki aby z tego korzystac;
1. Trzeba wiedzec nieco wiecej niz mowia w TV.

2. Nie nalezy sie tym emocjonowac.
[foto]
7. Jak jest w Niemczech?Wojciech Jóźwiak • 2011-06-21

Tomasz Gabiś pisze o demokracji (pseudo) w Niemczech: "NIEMIECCY DEMOKRACI PRZECIWKO PARTYJNEMU KARTELOWI". Rządzi kartel partyjny, niedopuszczający do władzy nikogo z zewnątrz. Łudzące podobieństwo do sytuacji w Polsce każe przypuszczać, że ustrój Polski skopiowano z niemieckiego. Co ciekawe, bo założenia RFN zostały zaprojektowane przez okupantów-Aliantów i nigdy nie poddane pod dyskusję i głosowanie zainteresowanego narodu. Polecam!
[foto]
8. Skoro analogie to polecam jeszcze to...Inqbus • 2011-06-22

ku-przestrodze-wyklad-historii-wspolczesnej
Ktos chce miec komfortowe warunki dzialania i tyle...
9. istota sprawyNN#5300 • 2011-06-23

Będę upierał się, że nieistotnym jest, kto nami rządzi i czy dopuszcza do decydowania ludzi z zewnątrz czy nie. Ważne jest, do jakiego stopnia pozwalamy rządzącym ingerować w nasze życie. Aby nie używać odległego przykładu - jeśli godzimy się, by jakaś władza decydowała za nas, jakie substancje odurzające wolno, a jakich nie wolno nam przyjmować, nawet jeśli damy się wciągnąć w "demokratyczne" uzgadnianie zakresu tych substancji, tak naprawdę oddajemy komuś prawo do decydowania o naszym losie. Jednocześnie przerzucamy na państwo odpowiedzialność za to, co się z nami stanie, jeśli na przykład będziemy używać substancji legalnych i wpakujemy się w kłopoty, np. alkoholizm. Oczekujemy darmowej opieki medycznej, zasiłków dla bezrobotnych, pomocy dla rodzin patologicznych itp. W ten sposób z wolnych ludzi zamieniamy się w bydlęta i nie zmienimy tego ustanawiając bardziej sprawiedliwy sposób demokratycznego współdecydowania. To tylko jeden, niezbyt istotny zresztą przykład, dlaczego nie ma sensu w ogóle zawracać sobie głowy poprawianiem "demokracji". Zupełnie nie tędy droga.
[foto]
10. Którędy droga?Wojciech Jóźwiak • 2011-06-23

Zupełnie nie tędy droga.

A którędy?

11. Którędy drogaNN#5300 • 2011-06-27

Jeśli już uznajemy, że jakaś władza jest nam potrzebna, to powinniśmy myśleć o tym, żeby była jak najlepsza. Demokracja zaś to nic innego jak uśrednianie. Normalnych, żywych ludzi zupełnie uśrednić się nie da; byłaby to zresztą tragedia na skalę kosmiczną, proszę sobie to tylko wyobrazić. Stąd demokracja nawet w swoim pełnym rozkwicie zawsze będzie zdawać się kaleka. I wielu ludzi zamiast zobaczyć, że to właśnie sama demokracja jest źródłem zła, będzie próbowało ją naprawiać. Rozmyślając jednak o tym, jak "poprawić" demokrację, tak naprawdę myśli Pan tylko jak lepiej uśredniać, kto najlepiej może się tym zająć i jak tego kogoś znaleźć. O ile powyższe nie jest może jeszcze odpowiedzią na pytanie postawione w temacie, jednak wartością na rozstaju dróg jest chociażby wiedza o tym, że jedna z nich nie prowadzi tam, dokąd chcielibyśmy iść.
[foto]
12. Jak nie demokracja, to tyrania, co wolisz?Wojciech Jóźwiak • 2011-06-27

Drogi Panie Michale,
alternatywą dla demokracji jest tyrania. Odrzucasz demokrację, zapraszasz tyranów.
Model "posła osobistego" który proponuję wyżej, włąśnie przeciwdziała uśrednieniu i promuje różnorodność.
Jest w modzie krytykować demokrację i na nią się boczyć, podczas gdy w istocie nie znamy jej (znamy tylko z opowiadań), ponieważ realnie w Polsce za życia dziś żyjących ludzi żadnej demokracji nie było. Najpierw była Komuna, potem była i jest dotąd Magdalenka. Znamy pozory demokracji, obrzydzające demokrację jako taką.
[foto]
13. Autodyskusja nt. demokracjiWojciech Jóźwiak • 2011-06-27

W 1976 roku grupa lewicowej opozycji zaatakowała rządzący system komunistyczny uderzając go „w samo sedno” czyli w najczulszy punkt. Zakładając KOR (Komitet Obrony Robotników) Kuroń, Macierewicz, Wujec i inni w praktyczny sposób zanegowali istotę mandatu do władzy, który przypisywali sobie komuniści: mianowicie dbanie o robotników i reprezentowanie ich. /.../
No więc mam wrażenie, że podobnie mitycznym bytem uzasadniającym obecny system władzy (jak „robotnik” dla komunistów), dzisiaj jest demokracja. /.../ Wniosek: że kto chce za kilkanaście lat przejąć władzę, powinien teraz przechwycić i wypromować własne rozumienie demokracji /.../
Cały tekst tu
14. cóż za pytanieNN#5300 • 2011-06-28

Oczywiście że lepsza jest tyrania, choćby z jednego powodu: tyran za swoje decyzje i postępki odpowiada głową. Prezydent, premier, minister, poza tzw. odpowiedzialnością polityczną innej nie ponosi (no chyba że narazi się gangsterom). Z encyklopedii internetowej definicja tyranii wygląda tak: "W państwach-miastach starożytnej Grecji forma rządu powstała w wyniku zamachu stanu. Tyrania wczesnogrecka (VII-VI w. p.n.e.) była formą przejściową między oligarchią rodową a demokracją. Tyrani wywodzili się zazwyczaj z arystokracji, a do władzy dochodzili przy poparciu ludu, jednak nie przyczyniali się do zwiększania jego praw. Dla wielu miast rządy tyranów były okresem wspaniałego rozwoju kulturalnego i gospodarczego." Ostatnie zdanie jest niezłą puentą. Tyran-właściciel z natury rzeczy będzie dbał lepiej o swoje miasto niż jakiś tam prezydent-zarządca, który raz, że za nic i tak nie odpowiada, dwa - niezależnie od tego czy jest dobry czy zły zawirowanie polityczne może go wyrzucić ze stanowiska w każdej chwili; cóż taki prezydent ma robić - logiczna jest jedynie kradzież, mniej lub bardziej bezczelna, każda próba uczciwego zrobienia czegokolwiek to przyznanie się do własnej głupoty.
15. Przykłady "pozytywnej" tyranii?Poetessa • 2011-06-28

Znamy jakieś? Mówię o czasach współczesnych. Poglądy pana Kubackiego przypominają mi "korwinizm". Oczywiście nie ma w nich nic złego, ale niestety wydają mi się, w przeciwieństwie do nazwy pierwszej partii założonej przez JKM, nierealne. Jest obecnie jakiś kraj na świecie, w którym sprawdzają się reguły tyranii? Albo monarchii, jak chcą inni? Wedle mojej wiedzy obecne "tyranie", dyktatury czy jak tam zwał, również dbają o jak największą wygodę i profity - dla dyktatora. Gdzie tu dbałość o dobro wspólne i "poddanych"? Ale może czegoś nie wiem... ?
16. Ahh ta demokracjaNN#5328 • 2011-06-28

Prawo do głosu raz na 4 lata na partie, które maja lepszy program uzdrowienia sytuacji Polski (czyli maja więcej funduszy na kampanie) nie jest tym czego pragnę :) Mam do wyboru partie w których są politycy, którzy zamiast dbać o dobro narodu, kierują się swoimi prywatnymi interesami (czyli można powiedzieć, ze są "Idiotami" ;) ) i nie ponoszą Żadnych konsekwencji za katastrofalne w skutkach dla Polski decyzji. I tak dalej, i tak dalej... Wiele zależy od osób które rządzą a nie od ustroju. Jeżeli kiedyś był dobry król - królestwo rozkwitało, jeżeli "zły" przeciwnie. Lecz niestety obecnie już tak nie jest i raczej nie będzie aby właściwi ludzie na właściwych miejscach zlikwidowali w ciągu kilku lat blednę kolo kredytów, czym charakteryzuje się kapitalizm. Rozwiązanie jakie proponuje pan Wojciech, czyli usuniecie zbędnego elementu jest bardzo trafnym pomysłem. Eliminuje wiele wad demokracji w obecnej formie. Przede wszystkim posłowie będą ponosić wg. tej koncepcji Odpowiedzialność - w Każdej chwili a wyborcy będą mieli prawo do głosu. Bardzo dobry lifting demokracji, który może diametralnie nie zmieni sytuacji państwa ale da większe poczucie demokracji. Jestem ZA
17. pozytywny przykład tyraniiNN#5300 • 2011-06-28

Przykładu takiego w dzisiejszych czasach ze świecą można szukać. Nie dlatego, że nie ma żadnej dobrej tyranii, ale dlatego, że jeśli gdzieś jest, żadne budujące demokrację media nam o tym nie powiedzą. A innych nie mamy. Między wierszami można wyczytać nawet w Gazecie Wyborczej, że w takiej na przykład Libii, która stawiana jest za przykład najokropniejszej tyranii, żyło się zwykłym ludziom bardzo dobrze, dużo lepiej niż dajmy na to w Polsce. Oczywiście do czasu, kiedy Zachód przy pomocy tajnych agentów zaczął wprowadzać tam demokrację. To są przekazy Polaków, którzy stamtąd uciekli po wybuchu wojny domowej i wygnani do demokratycznego polskiego raju niezbyt mogą się odnaleźć. Artykulik był maleńki, do tego okraszony poważnym wstępem, który stawiał wszystko we "właściwym" świetle, ale dał mi trochę do myślenia.

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)