11 października 2018
Wojciech Jóźwiak
Serial: Sny i wizje
Przed startem
◀ Pokoik do wynajęcia ◀ ► Palenie odpadów ►
Sen dzieje się w punkcie 52.113173 19.948146 na przejeździe kolejowym przez ulicę Chełmońskiego w Łowiczu. O tym miejscu piszę dalej. Zbliżam się do tamtego przejazdu od strony miasta ku przedmieściu. Szlabany są otwarte, ale zaraz będą zamykane. Przejeżdżam przez przejazd spiesząc się na trzeciego – tzn. po prawej ręce wyprzedzam dwa inne pojazdy, które jadą powoli jeden obok drugiego. Czym jadę? – To jest pytanie. Najbliżej prawdy byłoby powiedzieć, że niczym – tyle, że widzę otoczenie z większej wysokości niż gdybym szedł, no i nie idę, ale się przesuwam. Najbliższe to jest jeździe rowerem, ale czuję się raczej jakbym prowadził samochód, chociaż żadnego wyraźnie określonego pojazdu nie mam pod ręką ani pod nogą. Za chwilę okaże się, że ten pojazd jest samolotem. Znajduję się już po drugiej stronie przejazdu. Mój wehikuł (którego wciąż prawie nie widzę) okazuje się być samolotem, ja nim kieruję lub mam kierować i wcale mnie to nie dziwi. Widzę przed sobą odcinek w miarę prostej i pustej jezdni, która jak oceniam wystarczy mi, żeby samolotem wystartować. Bardziej martwię się, żeby nie zawadzić o wiszące wzdłuż ulicy przewody elektryczne, ale mówię sobie: dam radę.
Wtedy zwracam uwagę na to, co widzę i co dzieje się po lewej stronie. W realu jest tam zakład nazywający się „Spółdzielnia Ogrodniczo Pszczelarska Pszczółka”. W śnie ta fabryczka została rozebrana, nie ma jej, a pusty plac po niej jest wysypany warstwą gołego piasku. Uderza mnie coś innego: oto razem z fabryczką zlikwidowano wielki i prastary dąb, który tam rósł. (W realu, chyba, nie było tam dębów. Były nie takie stare wiązy, które, chyba, w dużej części wciąż rosną.) Widzę przewrócony pień tego dębu z obciętymi gałęziami. Odbieram to tak, że oto stało się coś strasznego. Zaczynam szukać kogoś, komu o tym mógłbym powiedzieć, zawiadomić, podzielić się przykrą wiadomością. – Nie startuję.
Konieczne wyjaśnienia: jako dziecko i młodzież mieszkałem niedaleko od tamtego miejsca. Przez tamten przejazd „chodziło się” z domu moich rodziców do miasta. Przejazd jako magiczny punkt pojawiał się w wielu moich snach dawniej i pojawia się teraz. W tamtej spółdzielni pracowała moja od dawna nieżyjąca matka. W śnie tamto miejsce wyglądało raczej jak kilkadziesiąt lat temu, kiedy tamtędy chodziłem do szkoły podstawowej, która była niedaleko stamtąd: bruki, kamienie i szaro – nie jak teraz, kiedy wszystko jest malowane i asfaltowane.
Widok z przejazdu na Sp. Pszczółka.
Zakład widoczny w środku zdjęcia: czerwone ściany.
Z Google
Street View, maj 2013.
◀ Pokoik do wynajęcia ◀ ► Palenie odpadów ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Gdybym był psychoanalitykiem, a sen miał mój klient/pacjent, to bym zalecił dalsze skupienie się na szczegółach i ich amplifikację. Być może klient zauważyłby, że przejeżdżanie przez przejazd na widmowym pojeździe, z którego widać z góry jest podobne do tego, że w realu zmienił okulary na takie, z których jakby widzi z bardziej wysoka i ziemia pod stopami odsunęła się jakby dalej w dół. Być może powstałby wtedy temat odrywania się od korzeni (u/przez klienta). Zapewne po tym śnie zaleciłbym klientowi ściślejszą pracę z matrycą-mandalą małej ojczyzny, tej w promieniu kilometra od domu dzieciństwa. -- Ale ja sam z tą mandala pracuję nieustannie, zob. np. TU i TU. -- Być może doszlibyśmy z klientem do jakichś odkryć.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.