25 maja 2000
Janusz P. Waluszko
Rzecz o Sarmacyi
- ukształtowaniu, miejscu w Europie i szansach jej rozwoju przez powrót do korzeni
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
Na naszą historię nie umiemy patrzeć obiektywnie, widzimy ją przez pryzmat utraty niepodległości. Od kiedy dostaliśmy się w łapy Rosji stale słyszy się o 1000-letnim, nierozerwalnym związku Polski z Europą, o zachodnich źródłach naszej kultury. Dodaje się przy tym, że jest owa zależność od Rosji skutkiem naszego zapóźnienia cywilizacyjnego i że musimy "gonić" Zachód, to znaczy stworzyć silne, chrześcijańskie i kapitalistyczne państwo. Jak się to ma do rzeczywistości i czy tylko tak możemy "uciec" Rosji? A więc po kolei:
1. Mówi się, że Polska jest częścią Europy - owszem, jest nią także Rosja czy Albania. Chyba nie o to chodzi - precyzuje się więc, przypisując nas do Zachodu, rzadziej do Wschodu (bo to niepopularne), czasami zaś jako coś pośredniego, takie ni to - ni owo; ma to uzasadniać nasze "zapóźnienie", ale i nasze prawo do orientacji na Zachód. W czym jednak nasza kultura podobna, jest do wschodniej czy zachodniej Europy?
Chrześcijaństwo?!
2. - Aż do czasów nowożytnych religia była dla ludzi sprawą najważniejszą. To wokół niej obracało się uniwersalistyczne rzekomo średniowiecze, to na jej tle Europa podzieliła się na kilka różnych formacji kulturowych. Bo nie ma i nigdy nie było w Europie jednego chrześcijaństwa. Czym innym było prawosławie, a czym innym chrześcijaństwo zachodnie, a i ono nie było nigdy jednolite. Mimo, że kraje romańskie wcześniej przyjęły nową wiarę - antyk blokował jej percepcję, czynił z niej powierzchowną formę kultury dość racjonalnej, humanistycznej, pogańskiej o czym świadczy chociażby renesans i fakt, że to właśnie w nim najlepiej wyraziła się powstająca wówczas świadomość narodowa Włochów i Francuzów. Inaczej kraje germańskie i będące pod ich wpływem Czechy gdzie wszystko jest przesiąknięte religią i gdzie sprawa narodowa przybrała formę herezji (husytyzm, protestantyzm we wszystkich jego odmianach). Silna rola religii w kulturze spowodowała, że w krajach romańskich rozum i wiara były rozdzielone - rozum stał poza kulturą masową, ale był świecki podczas gdy w germańskich rozum doszedł do wielkiego znaczenia, ale zawsze był on zabarwiony elementami religijnymi. My chętniej czerpaliśmy z krajów romańskich (przyjmując zresztą głównie formę i wypełniając ją własną historyczną treścią - vide: sarmatyzm). Wyjątek stanowią silnie zniemczone miasta; może właśnie dlatego dawni Polacy, a jeszcze bardziej bracia - Węgrzy, uznawali je za obce i tak silnie związali się ze wsią (inaczej niż Czesi).
3. Polska przyjęła chrzest z Zachodu w czasach -o czym nie zawsze się pamięta- gdy był on jedynie "germańską wioską na ruinach rzymskiego miasta", a prawdziwym centrum kultury i spadkobiercą antyku był Wschód - zarówno chrześcijański (Bizancjum), jak i muzułmański (Arabowie). Na Zachodzie istotniejszą od kulturalnej była polityczna strona religii, która służyła jako argument w grze o władzę w stosunkach wewnętrznych i międzynarodowych. Inaczej wyglądało to w przypadku obrządku wschodniego, który nie tylko głęboko przeniknął do miejscowej kultury, ale czerpiąc z tej gleby wydał także bogate owoce. Wynikało to nie tylko z większej atrakcyjności prawosławia (nauczanego w miejscowych językach słowiańskich), ale i względnej słabości Bizancjum - od południa atakowali je Arabowie, a bułgarscy carowie czy morawscy i ruscy książęta byli w lepszej sytuacji niż władcy Polski czy Czech w stosunku do Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. "Chrzest Polski" nie był dobrowolny ani zewnętrznie, ani wewnętrznie. Religia była bowiem, pretekstem do ekspansji terytorialnej, zwłaszcza Niemiec na ziemie środkowej Europy. By ów nacisk choć trochę zahamować trzeba było dać się ochrzcić. Kto tego nie zrobił - ginął jak Połabianie czy potem Prusowie. Także wewnętrznie nie był chrzest sprawą sumienia, lecz polityki - Kościół uświęcał władzę wyrosłych ponad lud książąt, pomagał im w tworzeniu administracji państwowej, negował prawa ludu i starszyzny (w tym miejscu warto zauważyć, że teoria wiążąca powstanie państwa polskiego z chrztem Mieszka jest błędna - tylko silna władza książęca była w stanie narzucić Polakom zmianę wiary, a co zatem idzie i prawa, bo u Słowian były one ze sobą nierozerwalnie związane. Chrzest miał tylko uświęcić i wzmocnić to, co wcześniej osiągnięto siłą).
4. Nic więc dziwnego, że ludność stawiła opór nowej wierze. Był on na ogół bierny (choć i zbrojnego nie brakło - 1037 / 38 r.) i polegał na trwaniu przy wierze ojców (po wyniszczeniu ośrodków kultu pogańskiego dawna wiara zmieniła się w folklor) oraz -kiedy nie można było inaczej- na formalnym i powierzchownym traktowaniu przykazań kościelnych. Stąd jeszcze w sprawozdaniu z roku 1595 czytamy: "ten rodzaj mało się nabożeństwem porządnym wedle Boga bawi, okrom swych zwyczajów a nałogów dawnych. A woli do lasu (iść) niż do kościoła, gdy na nie zadzwonią; a idzieli do kościoła, tedy się cmentarzem zabawia na rozmowach a pokładszy się drudzy, takieć ich nabożeństwo. A będąli w kościele, a spytasz z nich którego, czego się nauczył, wnet odpowie zasię ja ksiądz? Tak ci ten rodzaj niepojęty w nauce bożej; nie darmo powiadano o nim: chłop w kościele głuchy." W XVII w. Kościół organizował więc misje wewnętrzne, by podnieść poziom religijności chłopów i wyplenić istniejące jeszcze przeżytki pogaństwa, jednak po stu latach owej działalności w 1720 r. jeden z księży wspominał: "nastawszy do kościoła godzieskiego (koło Kalisza) zastałem ludzi tak bezbożnych jak w Sodomie i Gomorze (ledwo) się tak wieś z nimi nie zapadła. Nie spowiadali się po lat dziesięciu, dwudziestu. O pacierzu trudno było pytać i o przykazaniu boskim, bo go nie umieli..." Mierny skutek misji tłumaczy się tym, że bardziej służyły one powstrzymywaniu chłopów od buntu i propagandzie uczciwej i pokojowej pracy na pańskim niż wierze (klerowi zaś wystarczało, że miał pełne kościoły i tace, a w co kto wierzył? - "wierz i w kozła bylebyś dziesięcinę płacił" mawiał jeden z XVI-wiecznych biskupów polskich).
5. Podobną powierzchownością i formalizmem charakteryzowała się -mimo wyższego poziomu kulturalnego- religijność szlachty. Działo się tak ponieważ chrześcijaństwo było nam obce - jego oblicze określiły kraje zachodnie na długo przed "chrztem Polski", a następnie -wraz z polskimi władcami- usiłowały narzucić je nam w gotowej formie, całkowicie rezygnując z naszego wkładu do tej rzekomo uniwersalistycznej kultury. A wkładem tym był nasz stosunek do "innych" i do "autorytetów".
6. Początki chrześcijaństwa w Polsce przypadają na okres wypraw krzyżowych nie tylko do Ziemi Świętej i Bizancjum, ale także na półwysep Iberyjski i wybrzeża Bałtyku oraz wewnątrz ziem chrześcijańskich - przeciw wspaniale kwitnącej kulturze albigensów w Akwitanii (pd. Francja). Polacy w krucjatach do Jerozolimy nie wzięli udziału - motywowali to m. in. brakiem piwa w Ziemi Świętej. Nie udało się natomiast Mieszkowi Staremu wykręcić od wyprawy z panami niemieckimi przeciw Wieletom (1147), a książęta mazowieccy i wschodniopomorscy toczyli walki graniczne z pogańskimi Prusami. Nie mogąc sobie z nimi poradzić - wezwali na pomoc krzyżaków; źródeł tego błędu można szukać m. in. w nieznajomości rzeczy wynikłej z nie uczestniczenia w krucjatach. Król Węgierski poznał krzyżaków już w Palestynie, więc po powrocie do kraju usunął ich z Siedmiogrodu, skąd na zaproszenie Konrada Mazowieckiego przenieśli się do Polski. Niebezpieczeństwo z ich strony skłoniło Polaków w wieku następnym do sojuszu z pogańską Litwą, a po jej "chrzcie" - do unii między obu krajami. Wkrótce potem doszło do bitwy, która na kilka wieków powstrzymała niemiecki marsz na Wschód. Grunwald był starciem nie tylko dwu organizacji politycznych, ale i dwu odmiennych kultur. Przykładem tego może być skład obu walczących armii - z jednej strony katolicka armia rycerzy zakonników wspomaganych przez zachodnioeuropejskich najemników, z drugiej armia polska wspomagana przez husyckich Czechów, pogańskich Litwinów, prawosławnych Rusinów i muzułmańskich Tatarów.
7. Sama bitwa nie była jedynym elementem tego starcia. Ówczesna Europa wierzyła w wojnę "sprawiedliwą", więc obie strony na długo przed bitwą rozpoczęły walkę propagandową by ukazać słuszność własnej sprawy. Krzyżacy mówili o uniwersalistycznych prawach papiestwa i cesarstwa do panowania nad światem, nawracania pogan siłą i zaboru ich ziem, Polacy negowali ów pseudouniwersalizm i szerzenie wiary ogniem i mieczem za którymi kryły się zaborcze ambicje Niemców. Najgłośniejszymi wypowiedziami strony polskiej było kazanie Stanisława ze Skarbmierza "o wojnie sprawiedliwej" (gdzie za słuszną przyczynę wojny uznaje tylko obronę ojczyzny i dążenie do przywrócenia sprawiedliwego pokoju) oraz traktat Pawła Włodkowica "o władzy papieża i cesarza nad poganami" wygłoszony na soborze powszechnym w Konstancji w 1415 r. Włodkowic neguje ich władzę, nawracanie siłą, niepokojenie spokojnych pogan, zabór ich ziem oraz odmawianie im prawa đo własnego państwa; głosi jednocześnie prawo państw chrześcijańskich do obronnego sojuszu z niewiernymi nawet przeciw innym wyznawcom Chrystusa.
8. Podobnie jak w stosunkach międzynarodowych tak i wewnętrznych panowała w Polsce zasada, że nawracać można tylko słowem i przykładem. Zachowanie pokoju religijnego było dla nas sprawą podstawową. Już przed unią z Litwą Polska była krajem wieloetnicznym i wielowyznaniowym. Od wczesnego średniowiecza na nasze ziemie przybywają prześladowani na Zachodzie Żydzi. O dawnej Polsce mówiono, że jest rajem dla Żydów, a jej żydowska nazwa w dosłownym tłumaczeniu oznacza "tu spocznij". W tym samym czasie na kresach wschodnich pojawiają się koloniści ruscy, wyznawcy prawosławia. Ich liczba wzrasta po przyłączeniu przez Kazimierza Wielkiego Rusi Czerwonej w wieku XIV. Wtedy też pojawiają się w Polsce Ormianie, a po unii z Litwą - tamtejsi poganie na Żmudzi, muzułmanie i karaimowie oraz nowe rzesze prawosławnych (ówczesna Litwa była bardziej ruska niż litewska - kulturze ruskiej ulega cała niemal elita władzy, ruskie były masy chłopskie i bojarzy). W XIII w. następuje masowa kolonizacja niemiecka (zwłaszcza w miastach), a od początku XV w. na polskich drogach pojawiają się tabory Cyganów.
9. Gdy w XVI w. pojawił się u nas nieznany dotąd na taką skalę problem heretyków (epizod husycki miał raczej polityczny charakter) Polska miała za sobą długą tradycję praktycznej tolerancji. Szlachta miała zresztą świadomość faktu, że religia to tylko parawan i pretekst dla walki o władzę. To dlatego katolicy polscy występują w obronie Jana Husa na soborze w Konstancji, a w XVI w. zakazują urzędnikom Rzplitej egzekucji wyroków sądów kościelnych. Dlatego też nigdy nie wpuszczono do Polski inkwizycji, tej feudalnej policji politycznej terroryzującej katolicką Hiszpanię i Włochy aż do połowy XIX w. Dlatego w końcu -widząc jak wojny religijne pustoszą Europę i wynoszą na trony władców absolutnych- pod świeżym wrażeniem rzezi hugenotów we Francji w noc św. Bartłomieja i "zabiegając temu, aby się między ludźmi sedycyja (rozruchy) jaka szkodliwa nie wszczęła, którą po inszych królestwach jaśnie widzimy, obiecujemy to sobie spólnie -, iż, którzy jestechmy rozróżnieni w wierze, pokój między sobą zachować, a dla różnej wiary i odmiany w kościelech krwie nie przelewać ani się penować (karać) i zwierzchności żadnej ani urzędowi do takowego procressu (postępku) żadnym sposobem nie pomagać. I owszem, gdzie by ją kto przelewać chciał,- zastawiać się o to wszyscy będziem powinni, choćby też za pretekstem dekretu albo za postępkiem jakim sądowym kto to chciał czynić".
10. Mówiąc o "konfederacji warszawskiej" (1573), z której pochodzi ów cytat, i o pokoju religijnym przez nią ustanowionym trzeba zwrócić uwagę na kilka faktów -po pierwsze: była to decyzja nie oświeconego władcy czy zmęczonych długotrwałą wojną książąt (jak w przypadku edyktów augsburskiego i nantejskiego), lecz przedstawicieli narodu szlacheckiego, stanowiącego dziesiątą część ludności kraju; po drugie: pokój religijny w Polsce obejmował wszystkie wyznania, także te najbardziej radykalne (jak antytrynitarze czy anabaptyści), a nie tylko -jak na Zachodzie- dwa czy trzy największe, które i tak miały dość siły by wymusić tolerancję dla siebie; po trzecie - ustawa wywołała trwającą ponad pół wieku dyskusję o wolności religijnej, co za granicą było niemożliwe, bo nie istniały tam ani możliwości (brak wolności słowa), ani przedmiot dyskusji. Zresztą - co Zachód sądził o wolności sumienia świadczą słowa Teodora Bezy ("papieża kalwinów") chętnie przytaczane przez jezuitów (w tym byli wyjątkowo zgodni): "sumieniom wolności dopuszczać i dozwalać, aby kto się chce gubić, zginął - jest to dyjabelska nauka. Tać jest wolność dyjabelska, która dziś polską i siedmiogrodzką ziemię takimi zarazami napełniła, których by żadna religija pod słońcem nie cierpiała".
11. Z równą niechęcią jak tolerancja spotykała się przez długi czas panująca w Rzeczypospolitej swoboda intelektualna. Już w XV w. uczeni i dyplomaci polscy, profesorowie Akademii Krakowskiej występowali na soborze w Konstancji (1414-18) i Bazylei (1431-45) przeciw autorytetowi papieży, w obronie koncyliaryzmu - poglądu głoszącego wyższość soboru nad papieżem. W XVI w. posunięto się jeszcze dalej - domagano się by w sprawach wiary decydował synod narodowy, zanegowano przy tym nie tylko autorytet poszczególnych jednostek czy instytucji, ale i większości - nawet cała społeczność nie może narzucić jednostce nic wbrew jej woli (veto), o wszystkim musi decdować powszechna zgoda, a sprzeczne poglądy należy "ucierać" aż do jej osiągnięcia. Zanim w całkiem innych czasach i z innych powodów doprowadziło to do zaniku każdej bardziej indywidualnej myśli udało się Polakom dokonać rewolucji w myśli europejskiej.
12. Najpierw Miechowita i Wapowski swoimi opisami i mapami Europy wschodniej obalili panujący w antyku i średniowieczu pogląd, że wielkie rzeki muszą wypływać z wielkich gór (w tym celu zachodni uczeni "wydedukowali" istnienie w sercu Rosji olbrzymich gór - źródeł Wołgi), a następnie Mikołaj Kopernik dowiódł, że Ziemia krąży wokół Słońca. Jego teorię potępili wszyscy "papieże" Zachodu - Luter, Melanchton, Kalwin, a w 1616 Kościół katolicki umieścił na indeksie ksiąg zakazanych. Nie chodziło o pewne nieścisłości w teorii czy obliczeniach, lecz o metodę polegającą na weryfikowaniu hipotez przez doświadczenie zamiast czytania pism - autorytetów. Jeszcze dalej posunął się Szymon Budny, który "ocenzurował" Biblię, uznając pewne jej fragmenty sprzeczne z rozumem za fałszerstwo, bowiem podobnie jak inni arianie uważał, że "człowiek nie powinien ani wierzyć (by) to być prawdą, co rozum kłamstwem być jawnie wyświadcza. Mówić, iż nieco wierzyć mamy, co się rozumowi przeciwi, rzecz to jest najkłamliwsza. To pewne jest, iż cokolwiek rozumowi przeciwnego, to ani w Piśmiech św. jest, ani zebrano być może. Nad rozum jest religia chrystiańska, ale nie przeciw rozumowi. Cóżkolwiek się rozumowi przeciwi, to kłamstwem być pewnie wątpić nikt nie ma. Bo nic nie jest ani być może rozumowi przeciwnego w Piśmie. Która się z rozumem nie zgadza opinia, ta też w teologii żadnego miejsca mieć nie może. Owszem, gdyby się rozumowi religia sprzeciwiała, tem by samym swój fałsz wydała i religią by nie była. Albowiem sam rozum najwyższą jest religią albo nabożeństwem". Pogląd ten rozwinięty przez Przypkowskiego i Wiszowatego (a do ostatecznych konsekwencji doprowadzony przez Barucha Spinozę) stał się podstawą filozofii oświecenia podobnie jak inne idee polskie w ich skrajnym, ariańskim wydaniu - rozdzielenie kościoła od państwa, tolerancja i pacyfizm, miłość bliźniego (a nie kult) jako miernik cnoty, a rozum jako kryterium prawdy. Zanim do tego doszło Braci Polskich, tę "sarmacką zarazę" wygnano ze wszystkich krajów Europy (niestety, w końcu dotknęło to w 1658 także Polski), a za szerzenie ich pism i poglądów grożono śmiercią.
13. Jeśli można mówić w ogóle o chrześcijaństwie polskim (a nie o kościele w Polsce) to jego największymi przedstawicielami byli w XV w. koncyliaryści z Akademii Krakowskiej, a w XVI/XVII w. - arianie. Ich poglądy były różne od tego, co współczesny im Zachód (nie mówiąc już o Wschodzie) głosił w sprawach wiary, a jeśli Polacy coś z niego czerpali, to raczej przestrogi niż wzory. Jeśli nie wiara to może łączył nas z Europą...
Ustrój?! A w czym dawna Rzeczpospolita przypominała zachodnie absolutyzmy czy wschodnie despotyzmy? W czym polski liberalizm polityczny, kulturalny i gospodarczy przypominał kościelny i państwowy ucisk panujący w pozostałych krajach kontynentu?
14. Mówiąc o ustroju Rzeczypospolitej trudno nie zauważyć w nim dominacji szlachty. Wynikało to m. in. z jej liczebności. O ile w XVIII wieku we Francji szlachta stanowiła 1% ludności, w Rosji 2%, na Węgrzech 4% a w Hiszpanii 6,5% (przeciętna europejska 3-4%),o tyle w Polsce co 10-ty człowiek był szlachcicem (na Mazowszu i Podlasiu co 3-ci), a w dodatku cała szlachta ma te same prawa, podczas gdy w innych krajach była ona rozbita na klasy. U nas nie wytworzyła się hierarchia feudalna, istniał za to nieznany w Europie "ród herbowy", w którym rolę fikcyjnych więzów krwi pełniła wspólnota herbu i zawołania. Gdy na Zachodzie arystokracja wyrastała ponad masy szlacheckie, a ich najubożsi przedstawiciele spadali do stanu plebejskiego - u nas przywileje uzyskiwane przez elity stawały się udziałem jej współrodowców, a pomoc "krewnych" chroniła przed zdeklasowaniem. Powstaniu hierarchii feudalnej nie sprzyjał również panujący w wojsku polskim system chorągwiany (chorągwie ziemskie i rodowe) podczas gdy na Zachodzie swych wasali na wojnę prowadził senior. Do wzrostu liczebności szlachty przyczynił się za to brak urzędowego spisu szlachty, więc przy rozległości kraju każdy kto miał szablę i był dość bezczelny mógł uchodzić za szlachcica. O masowości tego procederu świadczy "Księga Chamów" Waleriana Nekandego Trepki.
15. Przywileje szlacheckie nie były przejawem jakiegoś stanowego egoizmu, lecz formą obrony praw człowieka i obywatela. W chwili ich powstania (XV-XVI w.) złota wolność nie oznaczała, że szlachcie wszystko wolno, ale że królowi nie wolno wszystkiego, a więc - konfiskować dóbr (od 1422), więzić szlachcica bez wyroku sądowego ani go torturować (1430-31), nakładać nowych podatków i zwoływać pospolitego ruszenia bez zgody sejmików ziemskich (1454) a w końcu (1505) stanowić nowych praw bez zgody sejmu. O praktyczne zastosowanie tych ostatnich praw walczył w latach 1520-69 ruch egzekucyjny. W toku walki szlachta uzyskała wolność słowa, druku i sumienia (dzięki zakazowi wykonywania przez starostów wyroków sądów kościelnych), prawo oporu i - już w dobie królów elekcyjnych - niezależny sąd najwyższy (1578). Pozwalało to szlachcie kontrolować lub paraliżować władzę, ale nie była w stanie jej sprawować.
16. Ruch egzekucyjny dopracował się również własnej ideologii, która uzupełniona w XVI/XVII w. przetrwała wśród szlachty pod nazwą sarmatyzmu i "złotej wolności" do schyłku Rzeczypospolitej. Głosiła ona obronę praw jednostki przed despotyzmem władzy, która powinna podlegać prawu i kontroli społeczeństwa. Podstawą ustroju Rzeczypospolitej była umowa społeczna wolnych i równych panów - braci, którą przedstawiano do zatwierdzenia każdemu nowo obranemu królowi jako warunek uzyskania władzy (w razie niedotrzymania umowy szlachta miała prawo do wypowiedzenia posłuszeństwa królowi). Twierdzono przy tym, że władza pochodzi nie od Boga (jak w innych monarchiach europejskich) lecz od społeczeństwa - pod tym ostatnim pojęciem rozumiano szlachtę, u schyłku XVIII w. rozszerzono je jednak - w l790 anonimowy publicysta pisał, że wszelkie przywileje "uwłaczają prawu powszechnemu: dlatego skasowano szlachtę we Francji. My byśmy na większą jeszcze pochwałę zasłużyli w oczach Europy, gdybyśmy skasowali wszystkie stany w narodzie, a ustanowili jeden dla wszystkich obywateli, to jest stan szlachecki".
17. Odmienny od powszechnie panującego we wschodniej i zachodniej Europie militaryzmu (i fiskalizmu) był stosunek Polaków do kwestii wojny i pokoju. Kiedy w sąsiednich krajach rozrastają się armie, ucisk podatkowy i biurokracja, Rzeczpospolita podąża w odwrotnym kierunku. Już w XV w. dominuje w Polsce przekonanie, że dopuszczalna jest tylko wojna obronna, a wiara nie może być szerzona ogniem i mieczem ani stanowić pretekstu do zaboru cudzych ziem. XVI-wieczni arianie posunęli się jeszcze dalej, twierdząc że przelewanie krwi w każdej postaci (także na wojnie lub z urzędu - kara śmierci) jest nie godne "chrystyjanina". Dlatego wzywali do wyrzeczenia się majątków, z którymi łączy się obowiązek służby wojskowej oraz zasiadania w sądach "gdzie mieczem karzą". Tak daleko szlachta polska nie posuwała się w praktyce i nawet arianie musieli zezwolić swym współwyznawcom na udział w wojnie sprawiedliwej (zwłaszcza obronie granic przed Tatarami).
18. Powszechna natomiast była niechęć szlachty do wojen. Wynikało to z obaw przed ruiną kraju, wzmocnieniem władzy króla czy koniecznością płacenia podatków czy służby w pospolitym ruszeniu, zwłaszcza poza granicami kraju (szlachta wolała spokojne życie ziemiańskie). Do tego polityka zagraniczna prowadzona przez polskich królów była nieudolna i awanturnicza, służyła ich planom dynastycznym lub polityce stojących za nimi papiestwa i cesarstwa a nie polskiej racji stanu (wyjątek stanowi odzyskanie Pomorza w 2. poł. XV w.). Wystarczy przypomnieć klęskę warneńską Władysława Jagiellończyka (który wbrew polskim zasadom, że nie ma polityki bez etyki a z podpuszczenia papieża, twierdzącego, że poganom słowa nie należy dotrzymywać - złamał świeżo podpisany rozejm z Turkami) czy wyprawa bukowińską Jana Olbrachta (1492 - jej pamięć przetrwała w przysłowiu "za króla Olbrachta wyginęła szlachta" i wydanym przez opozycję szlachecką dziele "Rady Kallimachowe", sugerującym jakoby włoski humanista doradzał królowi wzmocnienie tronu przez wygubienie szlachty w skazanej z góry na porażkę wyprawie). Po w miarę pokojowym panowaniu dwu ostatnich Jagiellonów znów zaczynają się wojny - najpierw Batory (zaniedbując sprawy wewnętrzne) pragnie podbić Rosję , "a może i całą Północ" by w oparciu o ich siły pobić Turcję i wyzwolić ojczyste Węgry, potem Zygmunt Waza chce odzyskać Szwecję dla swego rodu i Kościoła katolickiego (a Polskę odstąpić Habsburgom za pomoc w Szwecji), a gdy to nie wychodzi - próbuje dla siebie i katolicyzmu zdobyć Rosję (a z jej pomocą odzyskać Szwecję). Z powodu fanatyzmu religijnego nic mu z tego nie wychodzi, za to Polska zostaje wplątna w długotrwałe i bezsensowne wojny. Jego syn Władysław IV widząc fiasko planów ojca wpada na jeszcze bardziej awanturniczy pomysł - oto na czele Ligi Chrześcijańskiej chce pobić Turków, wyzwolić Bałkany, zdobyć Konstantynopol i koronę cesarską (w 1646 wypowiedział nawet bez zgody sejmu wojnę Turcji, którą wkrótce odwołał, czemu po chwili nieoficjalnie zaprzeczył - sprawa zaszła tak daleko, że sejm musiał go sądzić za złamanie pactów conventów). (Ubocznym skutkiem tej awantury był wybuch powstania Chmielnickiego). Nic więc dziwnego, że szlachta nie godziła się na ustanowienie stałych podatków i armii (poza broniącym kresów południowo - wschodnich wojskiem kwarcianym), a gdy władza odmawiała realizacji jej postulatów, twierdząc że najpierw trzeba bronić kraju a potem mówić o wolności - szlachta odpowiadała, że jeśli w kraju nie ma wolności, to nie ma już czego bronić.
19. Szlachcie odpowiadało bardziej rozszerzanie granic Rzeczypospolitej w drodze unii i hołdów lennych. Od 1351 lennem Polski było Mazowsze, które następnie (w latach 1462-1529) wcielono do Korony podobnie jak księstwa śląskie - Siewierz, Oświęcim i Zator (1433 do 1494). Po krótkotrwałych związkach z Węgrami (Ludwik Węgierski, Władysław Warneńczyk) Polska wchodzi poprzez kolejne unie w latach 1385-1569 w ścisły związek z Litwą. W 1454 Związek Pruski zwrócił się do Kazimierza Jagiellończyka o przyłączenie Prus do Polski; w wyniku spowodowanej tym wojny z krzyżakami w 1466 Prusy Królewskie (Pomorze Gdańskie i Warmia) stały się częścią Polski, a Prusy Książęce jej lennem. W 1561 Zygmuntowi Augustowi poddają się Inflanty (większą ich część stracił na rzecz Szwecji Zygmunt Waza). Przejściowo zwierzchność polską uznawało także Hospodarstwo Mołdawskie (z czym nigdy nie pogodziła się Turcja) oraz Lębork i Bytów na Pomorzu środkowym. Propolskie tendencje przejawiały husyckie Czechy i Śląsk, Pomorze zach. oraz Nowogród Wielki i część bojarów w Rosji. Wszystkie związane z Polską kraje i ziemie zachowały daleko idącą autonomię, z samorządem lokalnym oraz własnymi prawami i przywilejami (uzyskując jednocześnie polskie prawa i przywileje) dzięki czemu pozostały przy Polsce mimo jej militarnej słabości (wyjątek stanowią Prusy Książęce, które miejscowi władcy uniezależnili od Polski za przyzwoleniem jej królów, a wbrew woli polskiej szlachty i stanów pruskich, które do końca XVII w. domagały się wcielenia Prus do Polski).
20. Podobnie jak w religii i polityce, tak i w kulturze zaznacza się odrębność Polski od Zachodu. O ile jeszcze w XVI w. Polacy chętnie czerpią stamtąd, szczególnie w zakresie formy (stąd najsilniej zaznacza się to w architekturze, literaturze i plastyce), o tyle później -widząc w Zachodzie źródło zepsucia, wojen, fanatyzmu religijnego i absolutyzmu oraz niechęć dla wolnościowego ustroju Rzeczypospolitej- odwracają się ku Orientowi. Stąd szlachta czerpie nie tylko natchnienie dla malarstwa (ikony przekształcone w portret szlachecki lub złocone i koronowane obrazy Matki Boskiej) czy tkaniny wschodnie tak chętnie zawieszane na ścianach dworków, ale i stroje, broń, ozdoby itp. Z czasem urasta to do rangi symbolu opozycji wobec dworu i panującej tam cudzoziemszczyzny, a orientalne wzory zostają utożsamione ze swojskością. Dotyczy to -jak zaznaczyłem- tylko formy, bo treść (ustrój, prawo, ideologia, styl życia) zawsze była własna, sarmacka!
21. Jedyną analogią dla szlacheckiej Rzeczypospolitej są ówczesne Węgry. To z Węgier przyszły do Polski przywileje szlacheckie, organizacja wojska, architektura renesansowa i moda na Orient (po upadku Węgier w 1526 kierunek oddziaływania ulega zmianie), to wraz z nimi tworzyła Polska kulturalne centrum środkowej Europy tak, jak centrum Zachodu były Niderlandy, Południa - Italia, a Wschodu "drugi-" i "trzeci Rzym" (Konstantynopol i Moskwa). W swoim czasie kultura sarmacka swoimi wpływami obejmowała niemal całą wschodnią Europę - ulegały jej najbliższe nam kulturowo Czechy, Śląsk i Pomorze na Zachodzie, Prusy, Dania i Szwecja na północy, Bałkany na południu oraz Rumunia i Ruś na wschodzie, a także elity w Rosji, Turcji i na Krymie. (Litwę będącą w związku z Polską traktuję łącznie, podobnie jak części Korony węgierskiej - Słowację, Chorwację i Siedmiogród). Nasz krąg kulturowy mimo licznych i istotnych związków ze wschodem, południem i zachodem - nie był ich częścią czy mieszanką - był czymś odrębnym, oryginalnym i póki był wierny sobie kwitł i rozwija się. Upadł zaś, kiedy ulegająca obcym wpływom elita odcięła go od korzeni.
22. Ustrój Rzplitej wymagał bowiem współpracy władzy i społeczeństwa. Bez tego ani król, ani szlachta nie mogli nic ze swych zamierzeń zrealizować. A trzeba stwierdzić, że królowie polscy i ich doradcy nie dojrzeli do tego, by działać w tym najdoskonalszym z ustrojów jakim była -zdaniem Arystotelesa i innych autorytetów w tej dziedzinie- monarchia mieszana, czyli system oparty na współistnieniu monarchii, arystokracji i demokracji.
23. Nieprawdą jest jakoby władza królów polskich była słaba czy ograniczona - takiej władzy nie posiadało wielu władców absolutnych (że królowie nie umieli z niej korzystać to inna sprawa). Królowie polscy mieli wyłączną władzę nad miastami, prawo udzielania przywilejów indywidualnych na dziłalność gospodarczą, wyłączność w polityce zagranicznej (szlachta mogła wpływać na nią pośrednio i to tylko destrukcyjnie -przez odmowę podatków lub zgody na wojnę- na dyplomację króla nie miała żadnego wpływu). Król miał też prawo "veta" (i korzystał z niego), był najwyższym wodzem armii a przede wszystkim rozdawcą dóbr (królewszczyzny stanowiły szóstą część Polski) i urzędów (centralnych sam, ziemskich za radą szlchty). Zależał tylko od prawa (pacta conventa układane przez szlachtę w czasie bezkrólewia i zaprzysięgane przez nowego władcę). Rozliczenie go z przestrzegania prawa było jednak trudne do przeprowadzenia - "sejmy inkwizycyjne" miały miejsce w 1592 (przeciw Zygmuntowi III) i w 1646 (przeciw Władysławowi IV), i ograniczyły się do obietnicy poprawy ze strony monarchy. W praktyce pozostawało więc wypowiedzenie posłuszeństwa (rokosz), co królowie traktowali jednak jako bunt i rzucali przeciwko szlachcie wojsko (rokosz Zebrzydowskiego 1606 i Lubomirskiego 1665, konfederacja tarnogrodzka 1715 i barska 1768).
24. Przy tak wielkiej władzy króla i przy prawie szlachty, że "nic nowego o nas bez nas" a więc obustronnej możliwości sparaliżowania poczynań drugiej strony - jedynym ratunkiem przed "nierządem" była zgodna współpraca. Szlachta nie miała bowiem władzy wykonawczej a królowie nie chcieli realizować jej woli. Ciągnęło się to przez całą historię I-ej Rzplitej. Początkowo szlachta domagała się reformy ustroju pod pozorem egzekucji dawnych praw, żądając m. in. aby król przyjął od niej i od magnatów zwrot nadań, a uzyskane z królewszczyzn środki przeznaczył na obronę kraju. Zygmunt August wbrew interesowi swemu i Rzplitej odmawiał egzekucji dóbr - w kraju panowało (1559-62) takie napięcie, że jedynie wrodzony pacyfizm szlachty powstrzymał ją od zbrojnej realizacji swego programu. Pod przymusem okoliczności (wojna inflancka, konieczność unii realnej z Litwą w obliczu bezpotomnej śmierci ostatniego Jagiellona) król poszedł w końcu na współpracę z ruchem egzekucyjnym (1562-69) jednak pod różnymi pretekstami części zwrotu nadań nie przyjął (godziłoby to w popieranych przez niego -a wcześniej jego ojca- senatorów) a po unii z Litwą zerwał współpracę z obozem reform i nie powrócił do niej aż do śmierci. Nie podjęli jej także królowie elekcyjni - Batory żądał jedynie pieniędzy na wojnę z Rosją, sięgając po nie do sejmików z pominięciem sejmu, co osłabiało jego powagę. Za uchwalone podatki szlachcie udało się jeszcze przejąć uprawnienia sądownicze króla (Trybunał Koronny 1578, Litewski 1580 - pozwoliło to na rozstrzygnięcie tysięcy spraw zalegających od wielu lat w sądach królewskich), ale był to już koniec reform i ruchu egzekucyjnego. Wkrótce szlachta przeszła do obrony osiągniętych pozycji wobec rozpoczęcia się permanentnej "zimnej wojny domowej" między władzą a społeczeństwem. Od Zygmunta Wazy poczynając, królowie dążyli bowiem do wzmocnienia swej władzy w oparciu o kupiony nadaniami senat, przeciw szlachcie i jej sejmowi, zamiast oprzeć się właśnie na nich (spróbuje tego dopiero Stanisław August, a i to nie dobrowolnie i za późno). Tymczasem magnateria szybko się usamodzielniła i zamiast poprzeć króla - przeszła do opozycji przeciwko wszelkim próbom reform (tak szlachty jak i dworu). O ile bowiem w XVI w. magnatem czyniło nadanie królewskie, o tyle w wieku następnym, na skutek jednostronnych nadań Zygmunta III, królowie są zmuszeni rozdawać dobra i urzędy tym, którzy są już bogaci i silni, by obrażeni pominięciem ich nie poparli opozycji szlacheckiej jak Jerzy Lubomirski w 1665.
25. Intrygi dworu, a zwłaszcza królowych (kobiet a w dodatku cudzoziemek, a tego szlachta, w polityce nie cierpiała) powodowały stały wzrost nieufności, a wręcz niechęci do monarchy. Szlachcie nie można było rozkazywać, jak chcieli tego -zapatrzeni w zachodnie (dynastyczne Habsburgów i absolutystyczne Burbonów) wzory- królowie. Ze szlachtą należało współdziałać, pozyskać ją przez wychowanie (o tym też pomyśli dopiero Poniatowski). Władcy nie rozumieli tego jednak, gorzej nawet - stale demoralizowali szlachtę, starając się nadaniami kupować sobie stronników (wkrótce w ich ślady pójdą magnaci i obce dwory). To właśnie obawa przed kupieniem posłów była przyczyną ustanowienia (nieformalnego zresztą!) veta. Lepiej było rwać sejmy niż pchać kraj w wojnę domową (jak stało się to w 1767 kiedy Wybickiemu nie udało się zerwać sejmu delegacyjnego i o swe prawa szlachta upomniała się zbrojnie w konfederacji barskiej). Veto i rokosze czy konfederacje szlacheckie nie były przyczyną lecz skutkiem. Odmawiając współpracy na sejmie, królowie pchali szlachtę do opozycji pozaparlamentarnej (pierwszy rokosz miał miejsce już w 1537; od czasów Zygmunta Wazy niemal każdy król miał do czynienia z oporem szlachty i dążeniami do jego detronizacji). Szlachta widząc niemożność realizacji swych programów dotyczących całej Rzplitej, ograniczała się do -na ogół skutecznej- obrony własnych przywilejów stanowych.
26. Miało to szczególnie przykre następstwa w polityce zagranicznej, a ściślej - w dziedzinie obronności kraju. Nie chodzi zresztą o niechęć szlachty do płacenia podatków (rosły one stale) ani słabość armii - Polska miała w XVI/XVII w. całkiem dobrą doktrynę wojenną (od Tarnowskiego po Fredrę) i jeszcze lepszą sztukę. Dotyczy to nie tylko najlepszej w Europie konnicy z praktycznie niezwyciężoną husarią i groźnymi lisowczykami na czele, lecz także artylerii i piechoty oraz oryginalnych metod walki (rozczłonkowany szyk piechoty, połączenie jej ognia i ruchu, tabor, a szczególnie współdziałanie różnych formacji), co dzięki wyższej świadomości obywatelskiej i inicjatywie żołnierzy pozwoliło pokonywać wielokrotnie liczniejsze rzesze najemników zachodnich i wschodnich niewolników (4-krotnie liczniejszych Szwedów pod Kirchholmem czy 9-krotnie liczniejszych Rosjan pod Kłuszynem), a nawet powstrzymać marsz Turków na Europę (Wiedeń 1683). Problem leżał w tym, że skarb i wojsko były niestałe (co uniemożliwiało wyzyskanie zwycięstw).
27. Dzięki unii z Litwą oraz eksportowi zboża, wołów, drzewa itp. Rzplita była krajem wielkim i bogatym, zaspokajającym ambicje szlachty, której nie nęciły podboje nowych ziem. Podatki (w 90 %) na obronę i wojsko potrzebne jej były do obrony granic, więc dawała je królowi tylko wtedy, gdy zbliżał się wróg. Niestałe podatki umożliwiały szlachcie stosowanie zasady "płacę więc wymagam" - tylko w ten sposób przy niechęci króla do współpracy mogła coś uzyskać (przypomnę w tym miejscu, że we Francji od momentu uchwalenia przez Stany Generalne stałych podatków król nie zwoływał ich aż do przedednia rewolucji 1789). Szlachta uważała zresztą, że dwór malwersuje pieniądze przeznaczone dla wojska, co z kolei powodowało wybieranie zaległego żołdu siłą i rabunek kraju przez konfederacje wojskowe. Często było to wojsko, którego nie wystawiła szlachta, jak np. powracający z "dymitriad" czy habsburskiej służby lisowczycy, albo nieustannie prowokujący Turcję Kozacy. Cóż dopiero działoby się ze stałą i liczną armią, która w myśl ówczesnych koncepcji "żywiła się sama" rabując jednakowo obcych i swoich, a chcąc tego uniknąć trzeba byłoby wysyłać ją za granicę co oznaczało nowe podatki i wojny, ruinę kraju i koniec wolności (czego przykładem może być ówczesna Szwecja). Bo król mógł użyć wojska nie do obrony granic a przeciw obywatelom (jak to się stało w 1607 pod Guzowem ze ściągniętymi z Ukrainy żołnierzami kwarcianymi). I bez tego wiek XVII zapomniał o wewnętrznym i zewnętrznym pokoju, a wojny służyły ambicjom królów, nie dobru Rzplitej.
28. Kluczowym dla upadku Rzplitej był problem kozacki. W nim bowiem zbiegają się wszystkie inne objawy kryzysu. Moim zdaniem przy braku współdziałania władzy i społeczeństwa, był to problem nierozwiązywalny. Mówi się, że uszlachcenie starszyzny kozackiej w odpowiednim momencie związałoby ją z Rzplitą i pozwoliło uniknąć powstań kozackich, z których szczególnie tragiczne było powstanie Chmielnickiego będące źródłem "potopu", rozbioru Ukrainy i wmieszania się Rosji w sprawy polskie. Było jednak inaczej - starszyzna i tak na ogół stała przy Rzplitej (za co wyrzynała ją czerń kozacka), nie o to jednak chodzi. Faktycznie - siłą Rzplitej było stałe rozszerzanie wolności polskiej szlachty na inne narody i stany (w tym widział szansę odrodzenia Sejm Czteroletni dopuszczając mieszczan do współudziału w "rzeczy pospolitej"). W czasach gdy losy Rzplitej usiłowała kształtować jeszcze szlachta - problem kozacki nie istniał, urósł on za Wazów, a więc w czasach gdy szlachta nie miała już wpływu na politykę państwa i ograniczała się do obrony swobód. A Kozacy stanowili dla swobód szlacheckich istotne zagrożenie. Po pierwsze - mieli bardzo niski poziom kultury politycznej, szli za każdym, kto obiecywał im duże łupy (w czasie powstania Chmielnickiego tyle razy zmienili orientację, że wreszcie uznano, iż jedyną możliwością pacyfikacji jest rozbiór Ukrainy). Sami zresztą ofiarowali się królowi pomóc w ujarzmieniu szlachty. Zmieniliby pewnie częściowo zdanie, gdyby ich uszlachcono, ale nie za bardzo - wystarczy przypomnieć, że i szlachecka gołota czy żołnierze pomogli magnaterii (zwłaszcza hetmanom) w sterroryzowaniu sejmików i pozbawieniu władzy, będącą podstawą demokracji - średnią szlachtę. Po drugie - Kozaków interesowały głównie łupy - chętnie dawali się więc prowadzić na wojny (także przeciw prawosławnej Rosji czy Mołdawii), a gdy nikt ich nie potrzebował - szli sami. Nie atakowali najbliższego Krymu, bo to groziło tatarskim odwetem - woleli łupić czarnomorskie wybrzeża Turcji aż po Stambuł. Służyli w ten sposób (podobnie jak prowadzący prywatne wojny w Mołdawii magnaci kresowi) Habsburgom, dążącym do sprowokowania wojny polsko - tureckiej, by odwrócić uwagę Turków od Węgier. Było to sprzeczne z interesem Polski, więc zajęty na północy Batory karał jednych i drugich (ścięcie Samuela Zborowskiego i Iwana Podkowy). Polityka Wazów była wręcz przeciwna - nic więc dziwnego, że szlachta była Kozakom niechętna, widząc w nich narzędzie dworu. Królowie nie zrealizowali nigdy idei wojskowej kolonizacji Dzikich Pól czy stworzenia szkoły rycerskiej na Ukrainie, co dałoby pracę "bezrobotnym" rzeszom gołoty szlacheckiej, wiążąc je z Rzplitą a nie magnatami, a Kozaków uczyniłoby zbędnymi. Bo można ich było zniszczyć (czego żądała za pokój Turcja i co musiała zrobić XVIII-wieczna Rosja, która także nie umiała sobie z nimi poradzić). Nie leżało to jednak w pokojowej naturze szlachty, która po stłumieniu kolejnych powstań wolała zawrzeć kolejną ugodę. Tak też stało się w 1658, kiedy to szlachta polska mimo niechęci do "chłopów" zawarła z nimi unię hadziacką. Uznawała ona istnienie Rzplitej Trojga Narodów (polskiego, litewskiego i ruskiego) jednakowo wolnych, równych i zacnych. Ukraina miała mieć podobnie jak Litwa i Korona własnych urzędników, którzy wraz z hetmanem zaporoskim i biskupami prawosławnymi mieli zasiąść w senacie, a posłowie Kozaków - w sejmie. Prawosławie zrównano w prawach z katolicyzmem, a w Kijowie miała powstać Akademia na wzór Krakowskiej. Wojska polsko - litewskie w czasie pokoju nie miały wstępu na Ukrainę, której jedyną władzą zwierzchnią był hetman zaporoski. Starszyzna miała być uszlachcona. W zamian za to panowie polscy odzyskiwali swe majątki na Ukrainie. Ugody nie uznała czerń kozacka, która pod wodzą Jerzego Chmielnickiego (syna Bogdana) wycięła zwolenników unii i przeszła na stronę Rosji. Wkrótce Polska pobiła ich i wraz z Rosją dokonała podziału Ukrainy (Kozacy poddali się teraz Turcji, co spowodowało jej atak na Polskę i Rosję). O wolnej Ukrainie nikt już nie myślał.
29. Kozacy byli zbiorowością awanturników (przeważnie prawosławnych Rusinów, w sumie jednak 22 różnych religii i narodowości) i buntowali się wtedy, gdy Rzplita nie dawała im zarobić prowadząc politykę pokojową. Sytuacja uległa zmianie na skutek kontrreformacji. Król i jezuici -dążąc do podporządkowania cerkwi Rzymowi- kupili większość prawosławnego episkopatu i narzucili cerkwii unię brzeską (1595/96). Był to akt formalny, nie mający poparcia ani szlachty ruskiej, która przechodziła bezpośrednio na katolicyzm, ani popów i ludu, którzy pozostali wierni prawosławiu. Do unii brzeskiej stosunki z największym obok katolicyzmu wyznaniem Rzplitej -jakim było prawosławie- były poprawne, co zapewniało pokój na Białorusi i Ukrainie. Teraz, wbrew polskim tradycjom tolerancji, złamano zasadę dobrowolności unii i atakami przeciw zdelegalizowanemu prawosławiu rozniecano nienawiść do Polski, co było bardzo niebezpieczne w sytuacji, gdy unia brzeska uniemożliwiła Ukraińcom stanie się 3-im Narodem Rzplitej. Pozbawiała ich bowiem elity politycznej - szlachta ruska po przejściu na katolicyzm uległa całkowitej polonizacji, a kler unicki nie miał autorytetu ani u Rusinów, ani u Polaków, gdyż na skutek sprzeciwu kleru katolickiego, wbrew unii, biskupów unickich nie dopuszczono do senatu. Tymczasem za sprawą Rosji i Turcji w 1620 została odtworzona nielegalnie hierarchia prawosławna. Prześladowana cerkiew zwróciła się o opiekę do Kozaków, co pozwoliło im uchodzić za ideowych obrońców wiary (i zmobilizować do walki tysiące ludzi), a nie za rozgoryczonych brakiem żołdu lub wojennych zdobyczy i próbą schłopienia - najemnych żołnierzy i awanturników, którymi w istocie rzeczy byli.
30. Kontrreformacyjny fanatyzm religijny -przyniesiony do Polski z Zachodu przez jezuitów- uniemożliwił także realizację planów Zygmunta Wazy w sprawie unii personalnej z luterańską Szwecją i prawosławną Rosją. Już same projekty były mało realne. Dla Rzplitej korzystniejsze byłyby polityczne sojusze z tymi krajami - niestety, królowi nie szło o Rzplitą i zabezpieczenie jej granic, lecz o pozyskanie dla siebie i katolicyzmu nowych państw. W efekcie doprowadziło to do nie kończących się wojen (z inwazją sąsiednich państw protestanckich - "potopem" na czele) oraz niechęci Szwedów i nienawiści Rosjan do Polski. Panujący po "potopie" fanatyzm religijny doprowadził m. in. do buntu wiernych dotąd Tatarów litewskich i ich przejścia na stronę Turcji. Nie dała się na szczęście Rzplita nabrać na proponowaną nam przez Zachód rolę "przedmurza". Wprawdzie kler i stronnicy dworu chętnie o tym mówili i pisali ciągle "pobudki" na wojnę z półksiężycem, a szlachta podczas czytania Ewangelii wyciągała szable do pół pochwy (co miało symbolizować gotowość do obrony wiary), jednak do spełnienia zaszczytnej misji nikt się nie spieszył. Skutecznie zniechęcała szlachtę pamięć klęsk Warneńczyka i Olbrachta oraz przykład bratnich Węgier, które dały się popchnąć papiestwu i cesarstwu do wojny ze stojącą u szczytu potęgi militarnej Turcją i zostały przez nią i Habsburgów rozdrapane w 1-ej poł. XVI w. Praktycznie raz jeden Polacy dali się dobrowolnie wciągnąć w wojnę z Turkami (odsiecz Wiednia w 1683) po czym uznali swą misję za spełnioną a w wieku następnym Turcy stali się najlepszymi sojusznikami przeciw Rosji, podobnie zresztą jak Szwedzi. W ogóle trzeba stwierdzić, że na skutek fanatyzmu i prohabsburskiej orientacji Zygmunta III Polska w wojnie 30-letniej znalazła się po niewłaściwej stronie, przez co zamiast odzyskać Śląsk narobiła sobie wrogów na długie lata.
31. Większe jednak szkody poczyniły propagowane przez jezuitów nietolerancja i absolutyzm w stosunkach wewnętrznych. Piotr Skarga (dziś uznawany za proroka upadku nierządnej Rzplitej, a w XVII w. za jej głównego wichrzyciela) pisał: "Pierwej kościoła i dusz ludzkich bronić (trzeba) niźli ojczyzny! Jeśli zginie (ojczyzna) doczesna, przy wiecznej się ostoim". I rzeczywiście -udało się- Rzplita upadła a Kościół w Polsce nigdy nie miał się tak dobrze jak teraz. Wielce się w tym zasłużył sam Skarga, m. in. jako uczestnik "nocy jezuitów". Zygmunt Waza, dążąc do wzmocnienia swej władzy, zaproponował sejmowi utworzenie stałej armii, podatków na wojsko i głosowania większością a nie jednomyślnie. I szlachta -poza bojkotującą sejm grupą malkontentów Zebrzydowskiego- godziła się na to, wszakże pod warunkiem uchwalenia prawa przeciw tumultom (którymi jezuici "nawracali" heretyków). W noc przed uchwaleniem tegoż, król Zygmunt poszedł poradzić się jezuitów (Bartscha i Skargi) czy nie ma w nowym prawie czegoś przeciw sumieniu. "Badali ojcowie i odkryli zdradę!". Przecież byłby to kres kontrreformacji. Zaczęli więc biegać po biskupach i senatorach nawołując do głosowania przeciw ustawie. Nazajutrz (18 kwietnia 1606) sejm rozjechał się nie podejmując żadnej decyzji. Niezadowoleni posłowie protestanccy, prawosławni i "politycy" ("starzy" katolicy wyżej ceniący Rzplitą niż religię) poparli nielegalny zdaniem króla zjazd szlachty zorganizowany przez Mikołaja Zebrzydowskiego. Rozpoczęła się pierwsza otwarta wojna domowa w Rzplitej. Wojska Żółkiewskiego i Chodkiewicza, które zeszły z ukraińskich i litewskich granic pobiły rokoszan pod Guzowem, ale nikt tak naprawdę nie chciał walczyć (nawet Żółkiewski popierał opozycję, a po stronie króla stanął tylko dla ratowania powagi prawa). Po upadku rokoszu zapanował swoisty kompromis - Kościół oficjalnie przestał popierać absolutyzm i uznał "złotą wolność" (czego najlepszym przykładem może być zdjęcie przez cenzurę kazania o państwie z nowego wydania kazań sejmowych Skargi), a szlachta formalnie powróciła na łono Kościoła. Starała się przy tym, by owo nawrócenie było widoczne. Oto co pisał na ten temat jeden z cudzoziemców odwiedzających Polskę: "kiedy się modlą lub mszy słuchają, chrapią lub charkają, wzdychając tak, że z daleka już ich słychać, upadają na ziemię, biją głową o mur i o ławki, uderzają sami siebie w twarz i wyprawiają inne w tym rodzaju dziwactwa, z których się papiści z innych narodów naśmiewają". Spraw istotnych, a za takie obie strony uważały spory majątkowe, nie rozwiązano nigdy w I-ej Rzplitej. Były one powodem dla którego szlachta katolicka popierała przeciw Kościołowi swych "rozróżnionych w wierze" współbraci i co jakiś czas dochodziło na ich tle do wybuchów antyklerykalizmu. Wtedy zwłaszcza, gdy Kościół mieszał się do polityki, czego -podobnie jak cudzoziemców i kobiet- szlachta nie cierpiała.
32. Skutkiem kontrreformacji był także upadek kultury. Nie chodzi mi o kolegia jezuickie (te jeśli miały konkurencję były dobre a ich poziom psuła także szlachta, żądając jedynie retoryki i łaciny a nie zachodnich nauk przeciwnych "złotej wolności"). Pozbawiony konkurencji, tryumfujący katolicyzm wyraźnie obniżył loty. Opanował zresztą jedynie serca wiernych (w których wyobraźni święci i zmarli istnieli niemal realnie, którzy bardziej czcili opiekuńczą Matkę Boską niż surowego Boga czy cierpiącego Chrystusa, a swą religijność manifestowali postami i biczowaniem się), nigdy nie sięgnęła do ich rozumu i woli (tak szlachty, jak i chłopów). Każdy, kto choć trochę głębiej wniknął w sprawy wiary, porzucał Kościół katolicki dla innych wyznań, szczególnie arianizmu, który w kulcie rozumu przeszedł wszystko, co w tej dziedzinie uczyniła ówczesna Europa. Nie mogąc pokonać arian słowem Kościół sięgnął po przemoc - najpierw rozbito znany w całej Europie ośrodek Braci Polskich w Rakowie (1638) wraz z miejscową Akademią ("Sarmackimi Atenami"), drukarnią itp., aby po okresie polowań na poszczególnych działaczy zboru (w czym katolików wspierali luteranie) w 1658 wygnać z Polski wszystkich arian. Już w czasie "potopu" (o udział w którym po stronie Szwedów i Siedmiogrodzian oskarżono ich) dochodziło do pogromów szlachty ariańskiej i kalwińskiej, co pozwoliło m. in. zwyciężyć katolicyzmowi na Litwie. Wygnanie arian oznaczało zerwanie związków intelektualnych z myślą europejską i wszelkich prób szerzenia niezależnych poglądów w formie drukowanej (w ostatnim okresie korzystali zresztą Bracia Polscy głównie z drukarń Amsterdamu).
33. W początkach XVII w. Kościół wprowadził ostrą cenzurę i indeksy ksiąg zakazanych (m. in. indeks biskupa krakowskiego Marcina Szyszkowskiego z 1617, będący antologią i jednocześnie epitafium literatury sowizdrzalskiej). Cenzura prewencyjna, rewizje drukarń, palenie książek i kary nakładane na wydawców (jako mieszczanie nie byli chronieni przez "konfederację warszawską") w krótkim czasie dokonały gigantycznych spustoszeń w literaturze. Do rękopiśmiennego "podziemia" została zepchnięta poezja ziemiańska, głosząca uroki życia mimo jego kruchości i marności (przeniknęło to nawet do mów pogrzebowych!). Hieronim Morsztyn pisał: "Moja rzecz jest opisać świeckie delicyje / których każdy, póki żyw, niech jak chce, zażyje / bo po śmierci, acz wierzym o wiecznej radości / daleka ta od ziemskiej będzie rozpustności", zaś metafizykom głoszącym odwrócenie się od świata odpowiadano: "któż oprócz ślepego, / nie widział ślicznych świata tego pozorności? / Piękny jest. Ten dla człowieka Bóg z swej wszechmocności / stworzyć raczył. I temuż potrzebne żywioły / i wszystkie rąk swych dzieje z niebieskimi koły / ofiarował; człowiek pan stworzenia wszelkiego, / jakoż go chwalić nie ma? Jakoż świata tego / nie ma zażyć Rozkoszy, gdy je mu kwoli / stwórca nadał?"
34. Do upadku literatury przyczynił się także mecenat dworu, który faworyzował importowane malarstwo i operę (prześcigając w tym nawet sam Paryż), a zaniedbując rodzimą twórczość literacką. Na dworze Wazów więcej było obcych doradców i jezuitów niż wykształconych sekretarzy takich jak ci, którzy za Zygmunta Augusta tworzyli literackie oblicze Złotego Wieku (m. in. Kochanowski, Górnicki i Frycz - Modrzewski). Także fachowców Wazowie woleli sprowadzać z zagranicy (jako obcy byli od nich zależni). Ani oni, ani ich następcy nie zrealizowali postulowanego przez szlachtę założenia szkoły rycerskiej, która prócz kształcenia kadr inżynieryjnych mogłaby się stać szkołą myśli politycznej i dać krajowi elitę obywatelsko i patriotycznie uświadomionych działaczy, mogących wyprowadzić go z kryzysu (przyjdzie na to poczekać do 2. poł. XVIII w.).
35. A szlachcie brakowało takiej elity przywódczej. Od wypalenia się ruchu egzekucyjnego nie miał kto nią pokierować. Nie umieli tego królowie, więc na czele szlachty stanęli opozycyjni magnaci. Pierwszym był "trybun ludu szlacheckiego", kanclerz i hetman wielki koronny - Jan Zamojski. W pewnym okresie sięgnął on po władzę dyktatorską i usiłował sam kierować polityką państwa ponad królem i senatem, a w oparciu o zjazdy szlacheckie. Zmarł jednak tuż przed decydującym starciem (1605) jakim był kierowany przez jego uczniów -Zebrzydowskiego i Herburta- rokosz sandomierski (nota bene: tłumiący rokosz Żółkiewski też był "politykiem", uczniem "wielkiego kanclerza"). Potem przyszli inni, niestety - żaden z nich nie miał horyzontów politycznych Zamojskiego, za to wielu przerastało go ambicją. W XVII w. byli to głównie obrażeni na dwór magnaci, popierający antykrólewskie wystąpienia szlachty (do momentu gdy nie godziły one w magnaterię - potem dawali się kupić dworowi i pomagali wytłumić niezadowolenie szlachty). Magnateria bowiem urosła w siłę na pośrednictwie między dworem a szlachtą, z której coraz bardziej się wyobcowała, ulegając wpływom francuskiej mody i obyczajów politycznych (intrygi dworskie). W końcu -w oparciu o rzesze swych klientów- sięgnęła po władzę. Że jednak magnatów było wielu, przeto i ich partii powstało kilka.
36. Za Sasów, widząc polityczną, gospodarczą i kulturalną ruinę Rzplitej niemal wszystkie grupy były za reformą i to często bardzo radykalną (Familia Czartoryskich bliższa była tendencjom absolutystycznym, Potoccy mówili o przyznaniu praw politycznych mieszczaństwu - wszyscy zaś za aukcją skarbu i wojska). Pod jednym wszakże warunkiem - mianowicie, że to ich partia przeprowadzi reformy i skorzysta ze wzmocnienia władzy. Póki spadały na nich łaski dworu, popierali jego reformatorskie zamierzenia, gdy dwór poparł konkurencję - paraliżowali wszelkie jej działania rwąc sejmy, sejmiki, trybunały (przy czym tak dziś chwalona Familia robiła to równie często jak "republikanci", a wróg veta -Stanisław Poniatowski- nie dość, że doprowadził do zerwania sejmu w 1762, to jeszcze sprowokował krwawą burdę w izbie poselskiej). A gdy to nie pomagało - wzywano na pomoc obce mocarstwa, byle tylko zdobyć władzę!
37. W 1764 z nominacji Katarzyny II królem Polski został Stanisław August Poniatowski, człowiek który -mimo swej nieudolności i chwiejności- zrealizował wiele z tego, co od dawna już było koniecznością. Założył Szkołę Rycerską, wydawał "Monitora", podjął szereg innych przedsięwzięć mających na celu wychowanie szlachty, był mecenasem sztuki, nauki i literatury, dzięki czemu w ciągu zaledwie jednego pokolenia odrodziła się z wiekowego upadku kultura narodowa (sił* witalnych nie utraciła zresztą nigdy, dopiero teraz jednak zaistniały warunki do ich uzewnętrznienia się). [** Rzp. mogła ustępować sąsiadom politycznie, nigdy - kulturalnie.] Król chciał w ten sposób pozyskać szlachtę dla reform w duchu oświeconego absolutyzmu, skierowanego przeciw magnatom a popieranego przez Rosję. Jednak szlachta w obronie wolności i wiary wystąpiła przeciw "Ciołkowi" (jak od jego herbu nazywano króla). Rokosz szlachecki szybko przekształcił się w powstanie narodowe walczące o niepodległość przeciw rosyjskiej protektorce króla. Po upadku konfederacji barskiej i ustanowieniu Rady Nieustającej, dawne partie magnackie złączyły się we wspólnej opozycji wobec dworu (i rosyjskiej ambasady) stale podburzając przeciw niemu szlachtę.
38. Zarówno król, jak i magnacka opozycja nie zauważyły jednego - oświecenie podniosło poziom kulturalny szlachty (szczególnie młodej), rozszerzyło jej horyzonty, zaś konfederacja barska i późniejsze walki sejmowe wyrwały ją z politycznego uśpienia czasów saskich. Szlachta usamodzielniła się i wcale nie miała zamiaru realizować dążeń króla czy opozycji, lecz swoje własne, przeciw nim właśnie skierowane. Nie były to myśli nowe - już w 1709 Stanisław Szczuka główną przyczynę zła widział w królewszczyznach, na których urośli magnaci (i kościół), główni wrogowie króla i Rzplitej. Proponował więc odebrać je im i wydzierżawić tym z pośród szlachty, którzy obiecają skarbowi największe dochody. W razie zalegania z opłatami egzekwowanoby je siłą, podobnie jak podatki z dóbr prywatnych. Podatki stałe (a nie dzikie pobory w czasie wojny, gdy nie ma z czego płacić), co m. in. pozwoliłoby uniknąć zalegania z żołdem i konfederacji wojskowych. 36 tys. piechoty i jazdy, dobrze uzbrojonych i wyszkolonych stacjonowałoby na granicy, a nie rujnowało centrum kraju hiberną. Nadto rozsyłane pocztą informacje z kraju i ze świata, geografia i historia polityczna w szkołach oraz złamanie monopolu Gdańska w handlu zbożem. W tym samym czasie Stanisław Dunin - Karwicki głosił, że źródłem kryzysu jest mieszana forma rządu. Teoretycznie jest dobrze - władza króla i wolność ludu równoważą się, a pośredniczy między nimi arystokracja. W praktyce jednak wszystko się wali - równowaga bowiem jest chwiejna, a magnateria, zamiast łagodzić, potęguje naturalne waśnie. Jedyne wyjście to zwycięstwo którejś ze stron. Monarchia ma dwie zalety: skrytość decyzji i szybkość ich wykonania, ale ustrój musi być zgodny z duchem narodu by miał kto (i chciał) słuchać mądrych(!) rozkazów. A Polacy kochają wolność i nie oddadzą jej (chyba ze śmiercią własną i Rzplitej, a i to niekoniecznie - przykładem znowu bracia - Węgrzy, którzy właśnie pod wodzą Franciszka Rakoczego po raz kolejny powstali do walki z Habsburgami). Niech więc król - rodak (Leszczyński, dla którego to pisano) zrzeknie się swej władzy (rozdawnictwa dóbr i urzędów) na rzecz ludu, a sobie zachowa Straż Praw (albo lud da królowi -ograniczoną jedynie prawem- władzę absolutną). Bo Polsce najbardziej brak egzekucji prawa przeciw magnatom i musi na nich powstać władza absolutna lub absolutna Rzeczpospolita. W razie opowiedzenia się szlachty za republiką - Karwicki proponował ustanowienie sejmu "ustawicznego", który wspomagałby króla w pełnieniu władzy wykonawczej i stale mógłby rozliczać jego i innych wybranych przez siebie urzędników z ich działalności.
39. Po restauracji Augusta II Sasa, w 1710 Walna Rada Warszawska podjęła część z tych propozycji, ale ich realizację uniemożliwiła opozycja magnacka z jednej strony oraz saski zamach stanu -z okupacją kraju włącznie- z drugiej. W 1714 i 1715 doszło do zbrojnych powstań przeciw Sasom, w których obok szlachty walczyli chłopi. Szlachta zawiązuje konfederację tarnogrodzką, ale nie mogąc pokonać armii saskiej (a potem i rosyjskiej) oraz z obawy przed radykalizacją chłopów - godzi się na magnacką, a potem rosyjską mediację. Sasów wyrzucono z Polski, przeprowadzono reformy wojskowo - skarbowe (ale nie pełne, skoro władza miała pozostać w rękach króla tak negatywnie nastawionego do wolności). Dalsze reformy uniemożliwiła opozycja magnacka i rosyjskie "gwarancje" dla uchwał sejmu "niemego" (1717). Nie mając dość siły, pobita jeszcze raz (gdy walczyła w obronie tronu Stanisława Leszczyńskiego w 1733-36), szlachta popadła w kolejny okres uśpienia i kwietyzmu, zwłaszcza, że "dobre czasy, pokój ciągły [rzecz nie bez znaczenia po 120 latach wojen], obfitość wszystkiego, całą myśl obywatela rozrywkami i uciechami zajmowały; ile gdy zrywane raz wraz sejmy nikogo nie wabiły do zatrudnienia się około dobra publicznego".
40. Zamiast reform w duchu republikańskim czy chociażby egzekucji starych praw, co nauczyłoby szlachtę szacunku dla prawa (myślał o tym Stanisław Konarski -wydając zbiór dawnych praw polskich "Volumina Legum" (1732-39)- czy Adam Kazimierz Czartoryski, który przewodnicząc Trybunałowi Litewskiemu w 1782 m. in. skazał własnego ojca), Stanisław August wolał papierowe reformy w duchu monarchistycznym.
W końcu i on musiał jednak ustąpić - nastąpił Sejm Czteroletni, będący wypadkową dążeń szlachty, oświeceniowych publicystów, króla i mieszczaństwa. Jego osiągnięcia był bardziej potencjalne niż realne, ale dla sąsiednich mocarstw i tego było za wiele - straszyło ich widmo drugiego obok Paryża ogniska rewolucji i ucieczki ich poddanych do odrodzonej Rzplitej (o czym mówiła Katarzyna II). Na prośbę rozgoryczonej pozbawieniem wpływów grupki magnatów (Targowica 1792) wkroczyły do Polski wojska rosyjskiej "gwarantki". Król, znowu wbrew szlachcie, poddaje się i przystępuje do Targowicy, zatwierdza rozbiory. W tej sytuacji młodzież szlachecka i mieszczańska pytała: "Na cóż się oglądać mamy - ziomkowie nasi już straciwszy imię Polaków jęczą pod obcym berłem, i ta pozostała cząstka dziedzictwa Piastów po śmierci Stanisława Augusta z resztą pójdzie na łup sprzysiężonych sąsiadów, nic więc do stracenia nie mamy; w dzielnym porwaniu się do broni, wsparci może przez niechętną z ostatniego podziału Austrię, może przez triumfującą Francję, krzywd pomścić się, straty odzyskać, a przynajmniej hańby uniknąć i z orężem w ręku na mogile ojczyzny polec możemy". Klęska powstania kościuszkowskiego i trzeci rozbiór to koniec I-ej Rzeczypospolitej.
Czy upadek Polski był do uniknięcia ?
41. Od dawna Europa środkowa znajdowała się pod naporem Wschodu i Zachodu. Inne kraje uległy znacznie wcześniej - Czechy praktycznie od początku swego państwowego istnienia były częścią Rzeszy Niemieckiej, od 1310 pod panowaniem niemieckiej dynastii Luxemburgów po okresie wojen husyckich (1419-34) i panowania Jagiellonów (1471-1526) stały się wraz ze Śląskiem częścią monarchii Habsburgów, ulegając im ostatecznie po klęsce pod Białą Górą w 1620. Jeszcze wcześniej (XIII w.) zostali pobici przez Niemców Połabianie i Prusowie, a w XIV w. -przez Turków- kraje bałkańskie. Po 1526 Węgry zostały rozdrapane przez Turcję i Austrię (która do 1699 zdobyła cały kraj), jedynie Siedmiogród utrzymał częściową niezależność i stał się w XVII w. inspiratorem antyhabsburskich powstań narodowych (ostatnie w 1703-11). Tymczasem Polska przez unię z Litwą zabezpieczyła swe kresy wschodnie (bez unii być może Litwa zjednoczyłaby całą Ruś i jako imperium prawosławne stworzyła już wtedy to zagrożenie jakim w kilka wieków później stała się Moskwa), wraz z Litwą pobiła Krzyżaków pod Grunwaldem (1410), a nawet (sama) odzyskała Pomorze Gdańskie (1466) i uzależniła od siebie oba państwa zakonne (w XVI w. Prusy i Inflanty). Bitwa pod Byczyną (w 1588 hetman Zamojski pokonał pretendenta do tronu polskiego, arcyksięcia Maksymiliana) skutecznie zamknęła Habsburgom drogę do opanowania Rzplitej, a wojny o Inflanty i Smoleńsk (XVI-XVII w.) odrzuciły Moskwę daleko na wschód. Niestety - na skutek błędnej polityki Wazów już w połowie XVII stulecia dochodzi do powstania Chmielnickiego w 1648, w 1654 wspartego przez Rosję oraz do "potopu" szwedzko - brandenbursko - siedmiogrodzkiego (1655-60) i pierwszej próby rozbioru Polski (traktat z Radnot z XII 1656 między Szwecją, Brandenburgią, Siedmiogrodem, Kozakami i Radziwiłłem). Wprawdzie Rzplita pobiła wrogów i udaremniła te plany, jednak poniesionych strat (Prusy, Inflanty, Smoleńsk i Zadnieprze z Kijowem) nie zdołała odrobić, zwłaszcza, że wszystkie siły musiała skupić na obronie przed Turcją. Jeszcze w 1683 zdołała pobić Turków pod Wiedniem i Parkanami, ale był to już koniec polityki zagranicznej Polski (bo nie wojen - te nadal trwały; to właśnie na ziemiach polskich w dużym stopniu toczyła się wojna północna między Szwedami a Rosją, Danią, Prusami i Saksonią - co doprowadziło do dwuwładzy [Sas i Leszczyński], wojny domowej i kompletnej ruiny kraju). W XVIII w. na skutek "nierządu" -wynikającego nie tyle z braku silnej władzy, co z nadmiaru pretendentów do niej- Polska stała się przedmiotem a nie podmiotem polityki międzynarodowej. Wszelkie próby usamodzielnienia się (konfederacja tarnogrodzka 1715, dzikowska 1734, barska 1768, Sejm Czteroletni i powstanie kościuszkowskie 1794) skończyły się klęską, a wobec niemożności Rosji do samodzielnego opanowania sytuacji w Polsce - jej rozbiorami.
42. Czy tak być musiało? Sądzę, że -przy "zimnej wojnie domowej", w której wzrosła rola magnaterii i zachęcanych przez nią do interwencji państw ościennych (bez zgody i pomocy magnatów obcy nie mogliby znaleźć nawet kogoś do zerwania sejmu) oraz przy tak daleko posuniętej agresywności militarnej monarchii absolutnych XVIII w. (w czasie wojny siedmioletniej o mało nie doszło do rozbioru Prus - uratowała je zmiana na tronie carów Rosji, który w 1762 objął fanatyczny wielbiciel Fryderyka pruskiego, na poły obłąkany Piotr III), a jednocześnie niechęci tych państw do rewolucji (a za taką uchodziła nie tylko Konstytucja 3 Maja czy powstanie kościuszkowskie, ale i próba porwania króla Stanisława Augusta przez konfederatów barskich w 1771, uznana w Europie za "królobójstwo")- upadek Polski był rzeczą niemal oczywistą.
43. Problem dotyczy raczej przyczyn upadku (i jego trwania po dziś dzień). Klasyczne są dwie koncepcje - "zewnętrzna" i "wewnętrzna". Wg. pierwszej - przyczyną rozbiorów była zaborczość państw ościennych, co niewątpliwie było faktem. Wg. drugiej - winę ponoszą sami Polacy oraz panująca w Rzplitej anarchia (wynikająca z cywilizacyjnego i kulturalnego zapóźnienia Polski). Teoria ta stworzona przez zaborców, chętnie została przyjęta przez część klas uprzywilejowanych i stała się dla nich pretekstem do kolaboracji. Częściowo godzą się z nią i "patriotyczne elity" dodając przy tym coś o zniewoleniu, obcym ucisku, walce, męczeństwie i przynależności do Europy, która powinna nam pomagać dla swego dobra (i) z wdzięczności za naszą wierność dla niej.
44. Osobiście uważam, że przyczyną upadku jest zdrada elit - zdrada wobec Rzeczypospolitej i wobec polskości!
Zawsze byli w Polsce ludzie, którzy dla ratowania swej pozycji gotowi byli wyrzec się wolności i niepodległości, sprzedać się (i naród) władzy i jej obcym protektorom. I zawsze, gdy Polacy stawali do walki o wolność (czy potem - o niepodległość) pojawiali się jacyś doradcy, przywódcy, moralne autorytety, znane nazwiska... ten koń trojański elit. To oni hamowali szlacheckie rokosze, narodowe powstania, robotnicze bunty by dogadać się z władzą, by nic nie zmienić w "polskim bagnie", a może przy okazji coś jeszcze utargować jako pośrednicy między władzą (polską i obcą) a społeczeństwem. Nie chodzi mi tylko o jawnych zdrajców (tych w dawnej Polsce było znacznie mniej), lecz także o opozycyjną elitę (kiedyś magnaci, a zwłaszcza Kościół, dziś także intelektualiści), która mimo, że działa na szkodę narodu potrafiła zdobyć "rząd dusz".
45. Dzieje się tak z powodu źle pojętej jedności w obliczu wroga (króla, zaborców, komuny), patrzenia na słowa a nie czyny, wspólne slogany, a nie rozbieżne a często sprzeczne interesy (szczególnie te społeczno - kulturalne, będące przyczyną a nie skutkiem polityki). Elity -zarówno te od "koryta", jak i te z "opozycji"- gotowe są na wszystko by nie dopuścić do zwycięstwa którejś ze stron konfliktu (i chętnie zawrą każdą ugodę naszym kosztem). Wiedzą bowiem dobrze, że zarówno zwycięstwo władzy, jak i zwycięstwo wolności oznaczałoby kres wpływów dotychczasowej elity (patrz: uwaga 38-a). Metody są proste - powstrzymywanie radykalniejszych wystąpień (ale i kar na buntowników, zwłaszcza dawniej, w I Rzp.), dogadywanie się z wrogiem słowem a nie siłą, działalność pozorna, kult męczeństwa (by zniechęcić do nowych ofiar i spocząć na laurach - pamięci o poprzednikach w walce, która zamiast mobilizować - paraliżuje, a przecież nigdy nie ponieśliśmy takich strat jak chociażby Czesi pod Białą Górą), wreszcie oskarżanie radykałów o szaleństwo i prowokację (vide: Mochnacki). To ostatnie jest na ogół bardzo skuteczne. Nawet gdy ktoś jest gotowy do walki (a tacy są zazwyczaj nieliczni) aby nie wypaść poza nawias musi przekazać kierownictwo "uznanym autorytetom", które szybko zdadzą się na łaskę wroga, by walka nie obudziła narodu (klasycznym przykładem Noc Listopadowa 1830 r.). Jest to możliwe, ponieważ brak nam jakiejś trzeciej siły poza zwolennikami rosyjskiej siły z jednej i kultury europejsko - chrześcijańskiej z drugiej strony.
46. A skoro już o tym mowa, to trzeba stwierdzić, że nasza kulturowa współczesność ma starą metrykę, sięgającą XVII w. To wtedy utożsamiono polskość z katolicyzmem, co dla obu tych kategorii zjawisk miało zgubne konsekwencje. Kościół zamiast być stróżem moralności stał się -zwłaszcza po utracie niezawisłości narodowej- ersatzem życia politycznego narodu. Religijność polska jest bardzo ostentacyjna, ale płytka i silnie zabarwiona wątkami nacjonalistycznymi. Jest wręcz dziwne i niepokojące, że kraj w przytłaczającej większości katolicki nie wydał wybitniejszych teologów, a jedyni godni uwagi myśliciele religijni to XVI/XVII-wieczni arianie, a więc heretycy zwalczani przez Kościół. Byli oni także prekursorami polskiego mesjanizmu (Andrzej i Stanisław Lubienieccy), który swe apogeum osiągnął w okresie romantyzmu. Trudno jednak uznać ów mesjanizm za ideę religijną, gdyż -poza nielicznymi wyjątkami- mówił on chętniej o politycznym zbawieniu narodu polskiego, niż o życiu wiecznym pojedynczego człowieka (spotkał się zresztą z surową krytyką Kościoła, a wiele dzieł romantyków polskich zdjęła nie tylko carska lecz i kościelna cenzura). Tymczasem katolicyzm stoczył się do poziomu szopki patriotyczno - religijnej, orła w koronie na krzyżu (dziś uzupełnianego emblematami Solidarności). Odbywa się to ze szkodą dla wiary, gdzie więcej jest patr(id)iotyzmu niż etyki chrześcijańskiej (zawsze w katolicyzmie wątpliwej - mawiano wszak na Mazowszu, że jeśli "pościsz sprawiedliwie jużeś święty i wolnoć wszystko"). Po tygodniu picia i okradania społeczeństwa w niedzielę na mszy za ojczyznę znów jest się szlachetnym, a patr(id)iotyczny bełkot koi wyrzuty sumienia, bo można być świnią, byle swoją, byle polską i katolicką. I broń Boże! żadnego czynu, spuśćmy się na Boga, on pomoże swoim wiernym dzieciom, sam pokona naszych wrogów (aby pomniejszyć sławę apologety czynu - Józefa Piłsudskiego, endecy nazwali jego zwycięstwo nad bolszewikami w roku 1920 "cudem nad Wisłą"). Ale kiedy obcy zaatakują Kościół, ten nagle sobie przypomina, że oto ginie 1000-letnia kultura chrześcijańska Polski i apeluje do narodu by bronił nierozerwalnych rzekomo - wiary i wolności. Tak było, gdy abp. Ledóchowski, dotąd wierny Prusakom, przypomniał sobie o polskości dopiero wtedy, gdy Bismarck rozpoczął antykatolicki "Kulturkampf", tak jest i dziś, gdy za koncesje budowlane czy wydawnicze, lub kolejną wizytę papieża Kościół wyrzeka się "Solidrności", ustami prymasów potępia strajki (Sierpień '80) i demonstracje (maj i listopad 1982), a winę dostrzega po obu stronach (nie nazywając zbrodni władz po imieniu, co przecież jest Jego moralnym obowiązkiem), a jednocześnie rozpętuje fanatyczne kampanie w obronie krzyży a przeciw religioznawstwu w szkole, tak, jakby Polakom najbardziej brakowało obrazów jednego Boga.
47. Mógłby ktoś powiedzieć, że wielką zasługą Kościoła jest to, iż stał się (szczególnie pod zaborami) azylem dla narodowej kultury. Owszem - należy jednak zwrócić uwagę na fakt, że Kościół nie robi tego bezinteresownie, czego najlepszym przykładem jest schronienie udzielane dziś opozycji - zawsze można ją kontrolować i użyć przeciw władzy, albo poświęcić ją w imię porozumienia ołtarza z tronem. Przy okazji Kościół znacznie wypaczył kulturę narodową, uczynił jednowymiarową i nudną (a przecież dawna Rzplita słynęła właśnie z różnorodności i żywotności). Przede wszystkim dawną otwartość zastąpił odruch obronny - ksenofobia, który wzmocniły tak typowe dla katolicyzmu idee jedynie słusznej prawdy i bezruchu.
48. Równie nieciekawie przedstawiają się nasze związki kulturalne z Europą. Dawni Polacy chętnie sięgali po obce wzory, ale zrażeni panującymi na Zachodzie wojnami, przemocą, nietolerancją dla innych, autorytatywnymi wartościami samymi w sobie, dworską kulturą - zepsuciem, intrygami i absolutyzmem, odwrócili się od niego. Bo Zachód zawsze uważał się za coś lepszego, jedynie słusznego, co inni powinni naśladować i czemu powinni służyć. Ich wkładu do swej "uniwersalnej" kultury nie pragnął, a jeżeli już coś przyjmował - chętnie zapominał o autorach. Tak było m. in. z polską ideą tolerancji. Wystarczy przypomnieć oskarżenia o nietolerancję Polaków ze strony "oświeconych" władców Europy i ich błaznów w stylu Voltaire'a, za to tylko, że Rzplita odmawiała praw politycznych dla dysydentów (będących jawnymi agentami Rosji i Prus) w czasach, gdy we Francji "nawracano" hugenotów stacjonowaniem wojska w niepokornych wsiach i miasteczkach, a w Rosji masowych samopodpaleń dokonywały całe wsie "raskolników". U nas "konfederacja warszawska" obowiązywała nawet w czasach najgorszego upadku i ani jedna szlachcianka nie spłonęła na stosie jako czarownica (wśród ludu polowanie na czarownice objęło głównie zachodnie połacie kraju ulegające wpływom niemieckim i nigdy nie przyjęło tych rozmiarów co na Zachodzie) i tylko jeden szlachcic zginął za wiarę, a raczej za jej brak (Kazimierz Łyszczyński w 1689 - nie ukarano natomiast śmiercią -wbrew prawu o banicji- żadnego z arian, mimo że wielu z nich pozostało w kraju lub odwiedzało go w interesach).
49. Upadek dawnej Polski skłonił rodzącą się wówczas inteligencję do poszukiwania wzorów w tryumfującym Zachodzie. Zaczęto go naśladować, ale powierzchownie i formalnie. Bowiem "kompleks polski" nie pozwolił nam nigdy dostrzec istotnych wartości chrześcijaństwa, romantyzmu, socjalizmu itd. Zawsze szukaliśmy możliwości przetworzenia tych idei w broń przeciw naszym wrogom. Z Zachodu czerpaliśmy formy i wypełnialiśmy je własnymi treściami, które w nieadekwatnej formie wypaczały się i nie dawały pożądanych rezultatów, tzn. niepodległości. Do tego dochodził żal do Zachodu, że nam nie pomaga, choć my tak się staramy do niego upodobnić, że jesteśmy niemal najbardziej europejscy w Europie i bronimy jej wartości przeciw wschodniemu barbarzyństwu.
50. Jej wartości - bo o swoich zapomnieliśmy! Mówi się czasem o tradycjonalizmie Polaków, a przecież to zupełnie nieprawda! Bo chyba nie zawiera się nasza tradycja w haśle "jeśliś Polak i katolik pewne to żeś alkoholik" czy XIX-wiecznej niemieckiej choince?! Lata zaborów i okupacji, a przede wszystkim "realny socjalizm" uczyniły z nas plastyczną masę, której największym talentem jest umiejętność przystosowania się do najbardziej nienormalnych warunków - przystosowania, nie zaangażowania, bo narzuconą rolę wykonujemy niechętnie i źle - stąd "tumiwisizm" itp. A tzw. tradycjonalizm ogranicza się do paru kościelno - antyrosyjskich sloganów, jednak z dawną kulturą polską nie ma to nic wspólnego. Nie potrafimy się też nauczyć niczego z naszej historii, bo jest ona jedynie strupioszałą legendą, a nie żywą księgą narodowej mądrości. O Polsce dużo się mówi, ale mało dla niej robi! Do tego każdy chciałby żyć jak na Zachodzie a pracować jak na Wschodzie - w sumie przedziwna, schizofreniczna mieszanka góWnolotnej metafizyki i przyziemnego materializmu.
51. Zachód tymczasem zwyciężył, kulturowo i cywilizacyjnie podbił cały świat, ale zamiast tryumfować - przeżywa kryzys, odwraca się od swej kultury, nowych inspiracji szuka w myśli Wschodu (nie chodzi o Rosję, będącą nieudanym naśladownictwem niemieckich przeważnie wzorów, lecz o Indie i Chiny). My jednak tego nie dostrzegamy i nadal "gonimy" Zachód. Ulegając mu tracimy własną osobowość, więcej - giniemy nie mogąc odnaleźć się w tamtym świecie. Nie jesteśmy stworzeni do walki wszystkich ze wszystkimi o byt, lecz do pomocy wzajemnej w pracy, wolności i pokoju. Zachodowi imponuje siła - my zaś jako słabi chcemy się podobać (tak przynajmniej twierdzi wieszcz nasz - Gombrowicz!) i bardzo dobrze, ale czy poszukującemu sposobu na kryzys Zachodowi bardziej -od kolejnej nieudolnej swej kopii- nie spodobałaby się atrakcyjna alternatywa?! A dawna Rzplita taką alternatywą być może, alternatywą wobec uwięzienia między Wschodem a Zachodem, komuną a kapitałem, tresurą przy pomocy bicza i marchewki. Alternatywą dla Zachodu (i dla Wschodu), a przede wszystkim dla nas samych! Bo Rzplita to związek między ludźmi a nie stojące ponad nimi państwo, to świat dla każdej poszczególnej jednostki ludzkiej, bez przymusu i przemocy, w którym panuje różnorodność, tradycja splata się z postępem, a otwartość na obce wpływy nie oznacza utraty własnej osobowości. To świat, który umiał oddzielić wartości od interesów, kierując się praktycyzmem i zdrowym rozsądkiem (nakazującym sprawdzenie każdej idei w rzeczywistości), a jednocześnie umiejący pogodzić politykę z etyką! I póki byliśmy temu wierni - Rzeczpospolita była silna i bogata; upadła, gdy ulegając obcym wpływom (kontrreformacja, dworskość, oświecenie... itd.) oderwaliśmy się od korzeni. Historia Rzplitej to także nauka, że na wady wolności najlepszym lekarstwem jest jeszcze więcej wolności i aby żyć powinna się ona stale rozszerzać (nowe swobody dla nowych grup społ. i narodów); że największymi wrogami wolności są urosłe kosztem reszty społeczeństwa elity (szlachta słusznie głosiła obok haseł wolności i braterstwa - hasło równości) oraz że wolność i niepodległość możemy zdobyć tylko my sami (nie daruje nam ich Bóg czy "przywódcy"), a liczyć możemy na polski 1ud i, podobnie jak my uciskane, narody środkowej Europy (o których jakże często nie pamiętamy), a nie na pomoc Zachodu!
52. Kiedyś Chrystus mówił do Żydów, lecz oni nie chcieli Go słuchać. Jego naukę przyjęli ich rzymscy prześladowcy, nic z niej nie zrozumieli, etykę zmienili w kult i dogmaty (z którymi On walczył) a Europie zaszczepili nienawiść do, głuchych na Słowo, Jego "zabójców". Jak się ta "kwestia ostatecznie rozwiązała" - wiemy dobrze. Oby i nam się to (choćby w ramach "głasnosti i pierestrojki") nie przydarzyło. Niech wrogość do wschodniego sąsiada nie pcha nas w objęcia innego żywego trupa, niech szlag trafi kulturę europejsko - chrześcijańską! Naszą przyszłość twórzmy wedle własnych wzorów - jeszcze polskość nie zginęła!!!
(C) Janusz P. Waluszko"
mailto:jwal@pg.gda.pl
p.s. (Chrystusem się nie czuję, a ta ostatnia uwaga jest pół-żartem, ale tak mi się jakoś skojarzyło, taki mesjanistyczny impuls, be-e-e).
w październiku 1987
[W "Tarace" od maja 2000]
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.