05 kwietnia 2019
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
Snydera: Polityka wieczności przyszłością dla świata?
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Snydera, o polityce wieczności ◀ ► Piróga: o pisaniu dziennika ►
Snyder (Timothy Snyder, „Droga do niewolności”) rosyjską putinowską politykę wieczności przedstawia jako przyszłościową: oto Rosja szybciej niż inne kraje i pierwsza przed nimi przeszła pewną drogę: „Rosja już tam jest”, dokąd kraje Zachodu najwyraźniej zmierzają. Myślenie w kategoriach wieczności (politykę wieczności) widzi u nacjonalistów takich jak Le Pen, Farage, partia AfD („Alternatywa dla Niemiec”); u polskiej prawicy jest jawne. Za przejaw tego uważa brexit, jako ucieczkę w mityczne stare dobre czasy, kiedy Wielka Brytania pozostawała w swojej dumnej izolacji niezależna od nikogo.
Myślenie wiecznościowe ma swoje charakterystyczne korelaty: jest ideologią, więc służy do przebrania rzeczywistości, do jej zamaskowania by stałą się jakoś wygodna; tu Snyder wskazuje, jaką nienawiścią rosyjscy wiecznościowcy darzą samo pojęcie faktu: kto mówi o faktach, ten nasz wróg. Zamiast faktów i ich wydobywania na jaw (jak w nauce lub w dziennikarstwie śledczym) jest narracja, gdzie rozmaite wariacje na pewien temat, np. „kto, jak i dlaczego zestrzelił samolot lotu MH17” są mielone, aż rzeczywistość rozpływa się i rozpada w „takie sobie bajeczki”. Korelatem jest masowa nie-sprawczość: „coś zrobić” może, owszem, lider państwa, ale przeciętny obywatel ma bardzo ograniczony przedział, w którym cokolwiek zależy od jego woli i pomysłu. Kapitał ani wolność gospodarcza są niedostępne, wybory są rytuałem, polityka spektaklem. Gdy Snyder o tym pisze, aż prosi się jako doskonały model polityki wieczności pokazać świat kibica sportu: który sam nie strzeli bramki ani nie skoczy na śniegu, robią to za niego herosi-reprezentanci, a sam ów kibic z największym natężeniem emocji przeżywa coś, co jest banałem i doskonale powtarzalnym produktem. W wariancie wiecznościowym polityka nie jest zbiorowym staraniem o wspólną przyszłość, tylko symulakrum podobnym do futbolu. Być może pierwszym objawem takiego zjechania z bruzdy jest stwierdzenie, że „ja nie mam na kogo głosować!” Ludzie-obywatele nie mają miejsca, gdzie mogliby być sprawczy, gdzie się samorealizować – pozostają im tylko gry-i-zabawy w wyznaczonym diapazonie.
Niestety, są co najmniej dwa potężne „materialne” czynniki – materialne lub raczej, odnoszące się do „rzeczywistego” (nie symbolicznego ani wyobrażeniowego; o triadzie Lacana myślę) – które promują politykę wieczności, sprzyjają jej. Pierwszy, to nadrozwój technologii, przede wszystkim systemów informatycznych, który tak przeraża Andrzeja Zybertowicza (znaczące, że intelektualistę-podpórcę PiS, formacji eternalistycznej), że ów postuluje zaprowadzić „Wielkie Spowolnienie”. Drugi, to antropocen, czyli załamanie klimatu połączone z Szóstym Wymieraniem, więc postępujące wyniszczanie zasobów Ziemi i jej zdolności do podtrzymywania życia, także ludzkiego i cywilizacyjnego, na co radą wydaje się tzw. zrównoważony rozwój, który najłatwiej obróciłby się w zatrzymanie rozwoju lub jeszcze chętniej w regres. Skoro rozwój technologiczny i dobrobytowy okazał się śmiertelną pułapką, alternatywą jawi się jakiś steady state, czyli cywilizacyjna staza, znana dawniejszym Chinom, Egiptowi lub Bizancjum. W stazie, podobnie jak w systemie chaotycznym w sensie teorii chaosu, istnieje ograniczony zestaw możliwych do wystąpienia wariantów zjawisk – „wszystko już było”, alles war, jak szydził Nietzsche jako Zaratustra. Obrazuje to Księga Przemian (Yijing) gdzie „wszystko” jest przed-ustawione, z góry dane, w sześciu liniach i 64 heksagramach. Historia nie jest rozwojem ani postępem, jest mieszaniem i tasowaniem tego z góry danego „wszystkiego”.
Gdy to wziąć pod uwagę, obserwowany dryf ku eternalizmowi (pozwolę sobie zaproponować ten termin) nie byłby przypadkowy, nie byłby fluktuacją bez przyczyny – byłby systemową prawidłowością.
◀ Snydera, o polityce wieczności ◀ ► Piróga: o pisaniu dziennika ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/miroslaw_czylek.jpg)
Jakoś przedwczoraj przyszła mi do głowy myśl, że kreatywność to jest coś, co jawi się jako główne zagrożenie dla poczucia wspólnotowości. Kreatywność zakłada, że możliwe jest czerpanie radości poprzez odkrywanie i tworzenie nowych sytuacji dla siebie, a dopiero później "dla świata". Wspólnotowość idzie jakby w drugą stronę - najpierw robimy coś "dla ludzkości", a później człowieku ciesz się tym co z tego czerpiesz. A jeśli czerpiesz z tego za mało, to my tobie "wytłumaczymy" za pomocą idei, polityki lub reklam, z czego powinieneś się zacząć cieszyć.
No i status kibica to jest wypisz wymaluj to. Oczywiście idea ta potrzebuje odpowiedniej scenografii, więc sztuczne wywoływnie podziałów, gra na silne emocje, skandale i głos histerycznego komentatora robią kumulację.
Wówczas złośliwie piszę, że jest mi okropnie żal mieszkańców Luksemburga, którzy co prawda mają najwyższe PKB w Europie, ale nie mają Neymara i Pele. Jakoś tak się składa, że religia boska i religia sportu mocniej się mają w państwach, których obywatele nie za bardzo pławią się w luksusach.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.