02 sierpnia 2016
Michał Mazur
Serial: Nowy Jedwabny Szlak
Sojusz idei z twardą geopolityką
Próby zatrzymania Nowego Jedwabnego Szlaku?
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Cel – zatrzymać Nowy Jedwabny Szlak? ◀ ►
Nowy Jedwabny Szlak, One Belt One Road, Chiny, Kirgistan, Ujgurzy, Syria, Armenia, Turcja,
W ciągu ostatnich tygodni świat okazał się być mniej stabilny niż wielu wydawało się dotychczas.
Szesnastego lipca w godzinach wieczornych rozpoczął się zamach stanu w Turcji (nieudany). Następnego dnia, 17-go lipca miała miejscy strzelaniny w Erywaniu, stolicy Armenii (kraju rozdzieranym napięciami wewnętrznymi, na dodatek w stanie konfliktu z sąsiednim Azerbejdżanem) – uzbrojeni po zęby, świetnie wyszkoleni napastnicy zajęli komisariat policji, żądając uwolnienia opozycyjnego lidera Sefiliana, jednocześnie wzywając swych rodaków do wyjścia na ulice (jak podawał Reuters). Wziąwszy do niewoli policjantów zdobyli jednocześnie duże zapasy broni i amunicji; dzięki temu nadal okupują budynek. Według doniesień BBC, 30-go lipca w wymianie ognia między nimi a oblegającymi budynek siłami policyjno-wojskowymi miał zginąć kolejny policjant. O ile pierwszego dnia obywatele Armenii nie zareagowali na apel, o tyle w następnych dniach zaczęli już wychodzić na ulice, w sobotni wieczór 30-go lipca około pięć tysięcy z nich wzięło udział w antyrządowych protestach (będących swego rodzaju "aftermath" zeszłorocznego "elektrycznego majdanu" w stolicy. Określenie dla tych zajść nie jest przypadkowe, gdyż jak zauważono, istnieje nawet bezpośredni związek z wydarzeniami na Ukrainie. Nie tylko ze względu na osobę ukraińskiego ministra Awakowa, z pochodzenia Ormianina zresztą).
Z kolei 27.07. uzbrojeni mężczyźni zajęli szpital w Erywaniu, biorąc część personelu jako zakładników.
Na dzień dzisiejszy (02.08) komisariat znajduje się nadal w stanie oblężenia, zaś niepokoje w Armenii narastają.
Następnego dnia po wybuchu wydarzeń w Erywaniu doszło do ataku terrorystycznego w Kazachstanie (18.07.) – kraju, owszem, z islamem jako dominującą religią, jednak dotychczas dalekim od jakichkolwiek fanatyzmów religijnych. Wcześniejsze zajścia miały miejsce w czerwcu, gdy w mieście Aktobe islamiści zaatakowali bazę wojskową (koszary Gwardii Narodowej) i sklepy z bronią. Jak dowiedziałem się od znajomego Kazacha (ukończył studia w Polsce i w USA), może mieć to związek z tym, że władze państwa ogłosiły ambitny plan przekształcenia go w tak zwany hub dla logistyki towarów i handlu pomiędzy Chinami a Europą i Bliskim Wschodem. Już obecnie powstają liczne autostrady, drogi i trasy kolejowe. Istotnym celem jest także dywersyfikacja gospodarki Kazachstanu – dotychczas w znacznym stopniu zależnej od cen ropy i gazu.
Przez ostatnie 25 lat kraj cieszył się względnym spokojem, z większych bezpośrednich zagrożeń dla bezpieczeństwa można wymienić działania uzbrojonych po zęby gangów narkotykowych na granicach państwa (pacyfikowanych jednak na bieżąco przez specjalne jednostki policji, dysponujące nawet sprzętem wojskowym w rodzaju transporterów opancerzonych). Od kiedy jednak zaczęła się transformacja gospodarcza, zaczynają się jakieś dziwne prowokacje.
Mieszkańcy Kazachstanu doszukują się w tym wpływów zewnętrznych, najczęściej wskazując na kraje Europy Zachodniej i USA; wielu z nich zdaje sobie sprawę, że Nowy Jedwabny Szlak nie podoba się zwłaszcza Amerykanom, zaś wzajemne stosunki są chłodne – pomimo tego, że Kazachstan, chcąc polepszyć wzajemne relacje, zniósł obowiązek wizowy dla obywateli USA (Polacy również mogą już jeździć do Kazachstanu bez wiz). Warto też wspomnieć, że w kwestii zwalczania terroryzmu i wpływów islamistów ujgurskich, Kazachstan ściśle współpracuje z Chinami.
Zarówno Kazachstan (chcący eksportować paliwa kopalne) jak i Armenia (kraj ubogi, jednak położony w dość ważnym miejscu, do tego znany z wielu wynalazców i współpracujący z Państwem Środka w dziedzinie innowacji) w ostatnich latach jeszcze mocniej starały się przeorientować swój kurs na Chiny. Zaś przez Turcję (północ kraju) od samego początku miała przebiegać linia dla transportów kolejowych z Chin. Można zatem obstawiać, że dwa ostatnie państwa czeka dalsza destabilizacja.
Natomiast 1-go sierpnia br. rząd Turcji ostrzegł przed kolejnym zamachem stanu - tym razem w Kirgistanie! Znowu coś się dzieje na trasie Nowego Jedwabnego Szlaku, kolejne państwo jest zagrożone. Sympatycy radykalnego tureckiego duchownego Fetullaha Gülena są dosyć liczni także i tam, od pewnego czasu usiłują zbudować równoległy "devlet" (struktury para-państwowe). Prezydent Kirgistanu Almazbek Atambajew ostatnio popadł w niełaskę u "Imperium", gdyż jako zadziałał jako mediator między Putinem a Erdoganem. Wg niemieckiej gazety "Deutsche Wirtschafts Nachrichten" prawdopodobna jest powtórka scenariusza znanego z "Rewolucji Tulipanów" (2005 r.), gdy demonstranci uzyskali poparcie USA, zaś za szkoleniem aktywistów i finansowaniem przedsięwzięcia stały amerykańskie fundacje i NGOs (także te należące do G. Sorosa).
Kolejnym źródłem potencjalnych problemów jest Kotlina Fergańska, podzielona między Uzbekistan, Kirgistan i Tadżykistan. Napięcia etniczne ujawniły się tu zaraz po rozpadzie Związku Radzieckiego. Na terenie wymienionych państw rosną także wpływy ekstremistów islamskich.
Ich przyszłość jest mocno niepewna, tym bardziej w kontekście prognoz części ekspertów, że bliskowschodni dżihad, tracąc punkty oparcia w Syrii i Iraku, w przyszłości przeniesie się w różne rejony Azji, w tym Azji Centralnej.
Wszystkie siły, które przyczyniają się do destabilizacji w obrębie państw położonych na trasach Szlaku (zarówno tych już istniejących, jak i dopiero branych pod uwagę) mają jakieś idee. Jedni deklarują, że chcą uczciwych wyborów – drudzy zaś żądają poszanowania praw obywatelskich czy bardziej sprawiedliwego podziału dóbr. Kolejni uważają, że dany teren winien przynależeć do tylko jednej grupy etnicznej – ich własnej. A jeszcze inni deklarują, że chcą żyć według zasad szariatu.
Wszyscy oni mają swoje idee.
Jednak czy atrakcyjność Nowego Jedwabnego Szlaku opiera się tylko na nisko-kosztowym transporcie dóbr? A może jest coś jeszcze? Jakaś idea przewodnia?
W artykule "Nowy Jedwabny Szlak - renesans po chińsku" Piotr Stefaniak pisze:
Europejscy eksperci podkreślają jednak, że nie mamy tu do czynienia z konkretnym, precyzyjnym planem, lecz tylko z ogólnym zarysem celów, które Chińczycy chcą osiągnąć.
- Znamienne, że na określenie Nowego Jedwabnego Szlaku używa się słów "propozycja" czy "wizja", zamiast "strategia" - mówi Justyna Szczudlik, analityk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. - Nie do końca wiadomo, co jest priorytetem tej koncepcji, podobnie jak nie określono dokładnie jej zasięgu geograficznego. Obejmuje się nią zatem każdy ambitniejszy projekt współpracy z zagranicą.
Widzimy
zatem, że Nowy Jedwabny Szlak to także swego rodzaju wizja, jaką
dyplomacja chińska usiłuje sprzedać elitom tych państw, z którymi
chcą nawiązać współpracę. Czy można jednak osiągnąć na tym
polu jeszcze więcej, rozszerzyć krąg sympatyków tej idei? Zapewne
tak. Ostatnio natknąłem się na parę wskazówek tam, gdzie bym się
ich raczej nie spodziewał – w kontekście syryjskim.
Dość zaskakująco, w jednym ze swoich ostatnich przemówień doradczyni prezydenta Asada dr Bouthaina Shaaban wspomina także o intelektualnym, humanistycznym wymiarze Jedwabnego Szlaku (od 8:20), gdzie możliwe byłoby pokojowe współistnienie różnych narodów i wspólnot na równych zasadach, bez narzucania innym czyichś wartości i norm z pozycji dominujących. To samo odnosić ma się także do regulacji w handlu międzynarodowym: niedopuszczalna jest sytuacja jak obecnie, gdy głoszące idee "wolnego rynku" państwa zachodnie mogą bez ograniczeń eksportować do krajów uboższych, jednocześnie ograniczając import z nich za pomocą ceł i pozostałych regulacji o charakterze pozataryfowym.
Czytelnikowi polskiemu mogą się w tym momencie nasuwać skojarzenia z problemami, jakie na rynku niemieckim dotykają polskiego Ursusa, producenta ciągników i pozostałych maszyn rolniczych. Wewnątrz UE miał również panować "wolny rynek", w praktyce jednak jest on wolny dla krajów posiadających silniejszą pozycję polityczno-gospodarczą.
W przemówieniu dr Shaaban ujawnia się bardziej zarys warstwy ideowej Nowego Jedwabnego Szlaku niż jakikolwiek konkret związany z przebiegiem trasy czy wolumenem wymiany towarowej. Niezależnie od tego, co ktoś może myśleć o syryjskim rządzie, zarówno w tym jak i w pozostałych jej mowach widać, że wierzy ona w to, co mówi.
Zwolenniczką podobnych idei jest również małżonka obecnego prezydenta Syrii, pani Asma al-Asad.
Nie jest tajemnicą, że konflikt syryjski ma także wymiar ideowy. Być może jednak są jeszcze inne idee, mniej eksponowane, a które pewnym stronom opłaca się bardziej zdławić w zarodku (niszcząc przy okazji nienajgorsze państwo jak Syria) niż pozwolić na ich przenikanie do szerszych warstw społeczeństw rozwijających się. Wiadomo także, że podobne idee rozpalają również część elit polityczno-intelektualnych wielu innych państw, które nadal plasują się dość nisko w globalnym podziale bogactwa.
W pewien sposób są to idee sprawiedliwości społecznej, jednak przeniesione z poziomu międzyludzkiego do sfery stosunków międzypaństwowych. Na razie jednak te idee nie przeniknęły do zamieszkujących je mas. Na razie. Bo trzeba je ponownie przenieść, tyle że w dół. Przetłumaczyć z języka "wysokiego" na język "ludowy". Nawet choćby należało się tu posłużyć metodą obrazkową, w stylu Franciszka Gorzkowskiego (1760-1830), który przekonywał chłopów do dołączenia się do powstania np. rysował im, jakie domy zamieszkują obecnie, a w jakich mogliby zamieszkiwać po zwycięstwie i odbudowie Polski na nowych zasadach. Zresztą, skuteczność tego typu metod nie zawęża się do grup najgorzej wykształconych. Wszak nawet mój znajomy z korpo (odpowiedzialny za kilkunastoosobowy zespół) twierdził, że odkąd postawił na metodę obrazkową do comiesięcznego referowania działań zespołu, to odbiór i ocena jego działań u szacownego "board of directors" polepszyły się znacznie.
W tym może tkwić wielka siła, jeśli Chińczycy to dobrze rozegrają, i masy również "kupią" te idee. To już mogłoby wiele zmienić geopolitycznie – nawet gdyby w pewnym momencie w którymkolwiek z tych państw władzę miały przejąć elementy finansowane np. przez Zachód, to parcie społeczne wymuszałoby na nich kontynuację udziału w koncepcji Szlaku (nawet jeśli bez większego deklarowanego entuzjazmu i poniekąd "po cichu").
Bo dlaczego np. Uzbecy mają być wiecznie biedni? Tudzież przymuszani przez własne państwo do udziału w zbiorach bawełny – na dodatek ich dzieci także, zamiast uczyć się w szkole, czy odpoczywać w okresie wakacyjnym? Jeżeli nie można inaczej, to strona chińska powinna wymusić na tych "satrapiach" zmianę modelu zarządzania, stawiając się po stronie ludu. Tak czy owak, na dłuższą metę obecny w nich model jest niewydolny: już obecnie produkując dżihadystów tam, gdzie ich być nie powinno, czyli wśród przedstawicieli bezideowej "cywilizacji turańskiej" (zainteresowanych odsyłam do prac F. Konecznego). Na dodatek jeszcze przeoranej sowieckim ateizmem.
Dlaczego biedni mają być np. Białorusini, jedna z naszych "siostrzanych" nacji dawnej Rzeczypospolitej?
Dlaczego Ukraina ma być biedna, skorumpowana i wyniszczona wojną? Dlaczego zrewoltowany Donbas ma być podobny? Nawet i ta boczna nitka Jedwabnego Szlaku, jaka w zamyśle chińskim miała biec przez Donieck do Kijowa, mogłaby pogodzić "gorące głowy" po obu stronach; świadomość korzyści, jakie można byłoby odnieść tylko dzięki wzajemnej kooperacji i zrozumieniu mogłaby doprowadzić do zakończenia wojny domowej. Dając mieszkańcom Ukrainy jakieś widoki na przyszłość, hamując napływ ukraińskich "tanich" pracowników na polski rynek pracy (co już obecnie powoduje pewne napięcia społeczne, zaś według nieoficjalnych szacunków, wkrótce ich liczba w Polsce może sięgnąć nawet 2 milionów. Dość lekkomyślne otwarcie polskiego rynku pracy może skutkować wzrostem niepokojów wewnątrz państwa, toteż pozostaje mieć nadzieję, że Rząd wykaże się chociaż odrobiną rozumu i wrażliwości społecznej w tej materii).
I wreszcie, dlaczego Polska ma być wiecznie pogrążona w "pułapce średniego rozwoju", podczas gdy mogłaby zostać jednym z centralnych punktów produkcyjno-przeładunkowych na jego trasie Nowego Jedwabnego Szlaku, a jednocześnie chińskim "czarnym koniem" w UE?
Chiny jak do tej pory zaprezentowały wiele tras, przebiegających przez różne kraje. Nie są to projekty wzajemnie się wykluczające – lecz wzajemnie uzupełniające. Część z nich została już zrealizowana. Mnogość funkcjonujących równolegle tras skutecznie utrudniała by przeciwnikom Chin zablokowanie wymiany handlowej na Szlaku; w przypadku pojawienia się zakłóceń na danym odcinku, przepływ towarów mógłby zostać obsłużony przez pozostałe trasy w jego obrębie.
Jednak dla zapewnienia właściwego funkcjonowania zarówno dla "fizycznego" Szlaku jak i związanych z nim idei, kluczowe jest unormowanie sytuacji w jego początkowym punkcie – chińskiej prowincji Sinciang, gdzie połowę mieszkańców stanowią Ujgurzy i przedstawiciele innych mniejszości etniczno-narodowych. Nie może być tak, że Chińczycy Han będą zgarniać dla siebie zarówno całość zysków z wydobycia surowców w tej prowincji, jak i najlepsze posady; w takim układzie kooperacja ze stroną chińską w ramach projektu "One Belt One Road" przez masy ludowe w krajach na jego trasie może być odbierana wręcz jako zagrożenie, a nie szansa. To Chiny na własnym terenie muszą wyznaczyć przykład, jak szanować innych i dzielić się sprawiedliwie zyskami. Inaczej cały projekt może być postrzegany poza Chinami jako pozbawiony sensu – bo jakiż sens tkwiłby we wzmacnianiu obcego państwa, jeśli byłoby widać, że jest to państwo nawet bardziej chciwe niż reszta globalnych hegemonów?
Natomiast w przeciwnym wypadku, zakładając, że Pekinowi udało by się uregulować należycie wewnętrzne problemy wschodniej części kraju... wówczas przed Chinami i państwami z nimi kooperującymi otworzyłyby się nowe szanse. Skuteczne działania w tym zakresie sprawiłyby, że idea Szlaku byłaby silniejsza –promieniując poza granice Chin, do innych ludów Azji Centralnej i dalej.
I tak np. na rolniczych obszarach Uzbekistanu można byłoby zareklamować tubylcom koncepcję Szlaku: "Wkrótce nie będziecie już musieli pracować na tych cholernych polach bawełny". Zainicjować proces zmian społecznych, to kwestia miejscowego dżihadyzmu byłaby w zasadzie rozwiązana (odsyłam do rezultatów badań nad zjawiskiem, jakimi podzielili się Scott Atran i Haroon Ullah).
Są takie państwa, dawne mocarstwa kolonialne i neokolonialne, które nienawidzą idei prawdziwie nieskrępowanego handlu międzynarodowego. Czego pokłosiem jest TTIP (z dość specyficznie skonstruowanym mechanizmem "ochrony inwestorów", stawiającym słabsze państwa na przegranych pozycjach w starciu z ponadnarodowymi korporacjami) i inne, podobne umowy (TPP, TISA). Jest jasne, że chiński Nowy Jedwabny Szlak nie będzie im się podobał. Owszem, mogliby próbować wysadzić tory czy pociągi, dziesiątkować konwojentów - ale idei nie da się tak łatwo zabić. Siła dżihadystów zasadza się na ich ideach. Spotykając się z kontrakcją, często wręcz rosną w siłę, zwiększając swój zasięg oddziaływania zamiast go tracić.
Karta jest jednak po stronie Chin; aby rozszerzyć zasięg oddziaływania idei Szlaku, oni pierwsi dać muszą przykład – w obrębie własnych granic, regulując należycie kwestię Ujgurów.
Do której przejdziemy w następnym odcinku. Sprawa jest bardzo skomplikowana, jednak ostatnie kroki (lub jak chcą niektórzy, drobne kroczki) Pekinu pozwalają mieć pewną nadzieję na przyszłość.
C.D.N.
PS. Idee często mogą być równie niebezpieczne, co konkretne działania. Zaś dzielenie się nimi może przynieść dość nieoczekiwane... rezultaty. Jeszcze przed opublikowaniem pierwszej części niniejszego cyklu, postanowiłem się podzielić swymi domysłami via Facebook.
Zaś wg maila jaki otrzymałem w kilkanaście godzin później, jeszcze tego samego dnia wieczorem (18 lipiec, godz. 20:44) ktoś usiłował się zalogować na moje konto FB z... miasta Huadu, położonego na południowym wybrzeżu Chin.
Ciekawe...
◀ Cel – zatrzymać Nowy Jedwabny Szlak? ◀ ►
Komentarze
Co do idei szlaku niosącej sprawiedliwość jestem jednak sceptyczny. Chiny są modelowym i odwiecznym przykładem traktowania pracowników jak bydło. Gdyby naszą gospodarkę krajową, czyli zagraniczne montownie i takież sieci handlowe przejęli z rąk niemieckich, brytyjskich, portugalskich, czeskich, czy francuskich Chińczycy, to płace by tam wzrosły, a praca stałaby się bardziej ludzka? Raczej wątpię.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/drzewo.jpg)
- miałyby miejsce przejściowe trudności dla Polski, bo pewnie i Niemcy chcieliby do tego przyłożyć rękę. Jesteśmy jednak silnym społeczeństwem, więc i to przetrzymamy.
- Rosja, zwracając się przeciwko Chinom, obracała by się przeciwko interesom swych dawnych republik radzieckich. Tym samym może raz na zawsze stracić szansę na odbudowanie na tyle silnego bloku jak niegdyś ZSRR. Wiele tu może zależeć od tego, co będzie silniej oddziaływać na mieszkańców Azji Centralnej: czy pamięć "mitycznych" czasów radzieckich, gdy Uzbek mógł zostać generałem armii, czy też nadzieja na przyszły rozwój gospodarczy we współpracy z Chinami
- rozpad Rosji. Nie wiem, na ile to prawdopodobne - za mojej pamięci już tyle razy mówiono, że Rosja rozpadnie się w przeciągu najbliższych miesięcy. I co? Nie rozpadła się. Na razie stać ją na interwencje zbrojne jak np. w Syrii
- Chiny i tak mogą przechytrzyć Rosję i USA jednocześnie. Nowy Jedwabny Szlak dochodzi już do Iranu - ważnego sojusznika Chin w regionie. Natomiast o Irańczykach nawet dyplomacja amerykańska mówi, że są jednymi z najbardziej wytrwałych i konsekwentnych dyplomatów świata. A po stronie Chin są jeszcze inne kraje...
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Pisze Bartłomiej Radziejewski, m.in.:
[Po trzecie, wymienię] "potrzebę analogicznych (do postulowanych w obronności) działań w aparacie dyplomatycznym i wymyślenia polityki zagranicznej na nowo. Dotychczasowa, zafiksowana na członkostwie drugiej kategorii w NATO i UE, może być za chwilę bankrutem, o ile już nim nie jest. Czas wielkiej niepewności domaga się przeformatowania myślenia strategicznego z tożsamościowo-aksjologicznego na geopolityczne. Inaczej mówiąc – powinniśmy zmarginalizować rodzimych Prometeuszy demokracji i praw człowieka na rzecz chłodnych, potrafiących identyfikować układy sił analityków. /.../--- Nic ująć.
Warto powiedzieć sobie jasno, że żaden z naszych tradycyjnych sojuszników nie jest zainteresowany silną Polską. Oznaczałaby ona bowiem zmianę układu sił w Europie Środkowo-Wschodniej, ryzyko destabilizacji Rosji (przypomnijmy: potrzebnej Zachodowi jako „koncesjonowane imperium”) i mniej lub bardziej gwałtowne wyparcie zachodniego kapitału z regionu. Co więcej, w przypadku reorganizacji ładu międzynarodowego atrakcyjność sojusznicza Rosji staje się wielokrotnie większa niż Polski. Z perspektywy USA, z punktu widzenia Niemiec czy Francji – jeszcze bardziej.
Czasy gwałtownych przemian wymagają codziennego kwestionowania aksjomatów i nawyków myślowych. Postawmy sprawę modelowo: które z mocarstw mają dziś interes w silnej Polsce? Przychodzi mi do głowy tylko jedno: Chiny. /.../ Warto również pamiętać o słowach wieloletniego prezesa Centrum Studiów Polska-Azja Radosława Pyffla: „nie może być jednocześnie Wielkich Chin i Wielkiej Rosji”.
/.../
Polska potrzebuje intensywnej, zręcznej i elastycznej dyplomacji, jakiej nie miała od czasów Piłsudskiego."
To jest to, o czym myślę, odkąd jakieś 3 lata temu zacząłem większą uwagę zwracać na mającą być w latach 2019-20 koniunkcję Saturna z Plutonem. Na tamto polityczne trzęsienie ziemi Polska musi się przygotować. Musimy stać się państwem obrotowym, czyli zdolnym do wchodzenia w dowolne sojusze, a nie jak prosię być przyssanym do cycka jednej obermaciory.
![[foto]](/author_photo/drzewo.jpg)
Nasilają się kroki, by wepchnąć Polskę w wojnę z Rosją. Jest pewien think-tank finansowany m.in. z amerykańskich pieniędzy, nazywa się Atlantic Council, wysokie pozycje zajmują w nim m.in kumple R. Sikorskiego i podobny element z "establishmentów" zachodnich. W czerwcu br zaprosili na forum do Wrocławia stronnika Al-Kaidy i uhonorowali nagrodą jego organizację - operującą w Syrii pod płaszczykiem humanitaryzmu "White Helmets". A teraz czytam kolejny dokument tego Atlantic Council, z 19-go lipca br. Ruski "Sputniknews" już wyczaił ten raport, napisali o nim artykuł. Tylko, że patrząc nań z perspektywy Polaka, to sprawa jest jeszcze gorsza niż opisują to Rosjanie... postanowiłem sprawdzić samemu co jest w tym raporcie, bo ruskie media wiadomo jakie są (zresztą zachodnie też nie lepsze). Rzecz ciekawa, zawiera wiele informacji o uzbrojeniu i strategiach - jednak zawiera też COŚ JESZCZE, a mianowicie konkretne postulaty działań dla Polski. Daję linka, jakbyście chcieli przeczytać - starając się czytać także "między słowami", rzecz jasna. http://www.atlanticcouncil.org/images/publications/Arming_for_Deterrence_web_0719.pdf
Po mojemu, tam jest sporo pułapek zastawionych na Polskę, w rodzaju nakłaniania do cyber-ataków na cywilną infrastrukturę w Rosji - co de facto oznacza złamanie Protokołów Dodatkowych do Konwencji Genewskiej, art. 51. I może mieć może mieć BARDZO poważne reperkusje na arenie dyplomatycznej, zwłaszcza w wypadku ewentualnego konfliktu zbrojnego. Albo żebyśmy mieli iść na pomoc państwom bałtyckim nie oglądając się na decyzje państw zachodnich.
W sytuacji eskalacji wojennej to byłaby katastrofa... powtórka z września ’39. Z "gwarancjami zachodnimi" które nagle okazują się bezprzedmiotowe. Mieszkałem w UK, interesowałem się ich polityką - po intrydze z Brexitem zakładam, że przygotowują się na jakieś przetasowanie układu światowego. Już widać, że nie bezie żadnego "drugiego referendum" - bo brytyjskie elity polityczne tego NIE CHCĄ. Więc wszelkie ich zapewnienia dla Polski z ostatnich tygodni również uważam za bezprzedmiotowe.
Chyba tylko Chiny są na tyle wpływowe, żeby powiedzieć naszym decydentom w Polsce: "Debile, nie słuchajcie tych podszeptów - bo przegracie własne państwo". I żeby faktycznie ich wysłuchano
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Tu np. czytamy: http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/amerykanie-szkolili-szydo-tylko-w-super-expressie_705479.html
-- ciekawy tekst, bo jeszcze sprzed zwycięskich wyborów PiS X.2016.
Pytanie tylko: czy naprawdę Polska jest przeznaczana do roli amerykańskiego dywersanta przeciw Rosji, czy tylko Rosjanie taką propagandę sieją?
![[foto]](/author_photo/drzewo.jpg)
Nie wiem. Dla mnie to szkolenie było pierwszym poważniejszym sygnałem, że coś może być nie tak. Drugi wyłapałem w trakcie debaty przed wyborami parlamentarnymi, z dn. 19.10.2015.
Jak podsumował debatę B. Węglarczyk: "Potwornie zaściankowo. Chiny, TTIP, terroryzm, zmiany klimatyczne - to nas nie dotyczy" A właśnie - to B. Szydło nie odniosła się do żadnej z tych kwestii. Za to o zagrożenia wynikających z TTIP dla polskiej gospodarki wspomniała... Ewa Kopacz. Co mnie zaskoczyło, gdyż jej formacji raczej nie kojarzyłem z troską o Polskę. Natomiast do kwestii Chin i zagrożenia terrorystycznego nie odniosła się żadna ze stron. Faktycznie, taki zaścianek "niech na całym świecie wojna, byle polska wieś spokojna".
Tylko, że w geopolityce tak to nie działa...
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
W naszym regionie mam też trójkąt lokalnych drugo- i trzecio-ligowców: Rosja, Niemcy, Turcja. Dotąd Polska była podczepiona w głównym światowym trójkącie do USA, a w lokalnym trójkącie do Niemiec. W lokalnym trójkącie na najlepszego alianta wygląda jednak Turcja, jako ten "niegrzeczny chłopiec", który rokoszuje się przeciw patronowi, USA i stara się "wyrównać odległości": do Rosji i do USA, czyli mniej wrogości dla Rosji, mniej wasalstwa wobec USA, przy okazji: równy stosunek do Niemiec (i Brukseli), co na tym etapie przybiera postać wymuszania i szantaży na Brukseli.
No więc wydaje się, że Polska powinna dokonać przesunięć podobnych do tureckich i z Turcją wejść w alians, pominąwszy obrzydzenie, że Erdogan antydemokrata, zamordysta i islamista. Ale ich i polskie interesy są zbieżne.
Kraje przytomne, takie jak Węgry czy Czechy starają się zablokować u siebie działanie podobnych "werbowników agentury".
Chiny zaś, podobnie jak inne nas interesujące państwa, całkowicie sobie odpuściły smarowanie Polaków grantami i stypendiami. Są pojedyncze propozycje, ale brak w tym systemowości.
Podobnie jak jedną z największych barier , rozwoju ( jeśli nie największą) jest u nas powszechny brak zaufania społecznego. Jest u nas duża nieufność społeczeństwa do władzy i władzy do społeczeństwa. A obecna władza robi wszystko, by tę nieufność powiększyć jeszcze.
Zachodnie uczelnie o dobrej renomie kształcą ludzi potrafiących myśleć krytycznie. Takie myślenbie jest tam promowane, bo takie wykształcenie kosztuje kilkaset tysięcy dolarów. W naszej kulturze korporacyjnej jest tępione.Jeśli chcemy dogonić Zachód, to nie możemy zaniedbywać tych aspektów zarządzania gospodarką jakimi są: Kultura Organizacyjna i Zarządzanie Zasobami Ludzkimi.Pracowałam jako członek wyższej kadry menedżerskiej w wielkiej, międzynarodowej firmie i mogę powiedzieć, że zarządzanie w tych obszarach stoi conajmniej o dwie klasy
wyżej u Amerykanów niż u nas, czy u Francuzów.
Odnośnie interesów Chin w budowie Szlaku Jedwabnego:
https://www.obserwatorfinansowy.pl/forma/rotator/chiny-nie-beda-wiecznie-kupowac-amerykanskich-obligacji/
![[foto]](/author_photo/drzewo.jpg)
Erdogan to typowy turański przywódca, tylko bardziej islamistyczny niż historyczna przeciętna. Człowiek, który w ciągu paru dni może wykonać woltę o 180 stopni, zostawiając swych dotychczasowych partnerów na lodzie. Określając Putina swoim "przyjacielem" czy mówiąc o "uczciwości" względem Europy ociera się o absurd tak wielki, że poniekąd nawet komiczny. Nadto, zgodnie z wzorcami Turanu (tymi gorszymi) uważa, że swoje wpływy może poszerzać absolutnie każdą z możliwych dróg. Wliczając w to takie twory jak działające w obcych państwach gangi tureckie (mafia turecka przewyższa w okrucieństwie rosyjską), handlarzy narkotyków, środowiska salafistów i wahabitów. Żeby dostatecznie osłabić "tkankę społeczną" w tych krajach, zanim przejdzie do ofensywy. Turan nie przebiera w środkach - dla nich nie ma "dobrych" i "złych" środków (jeśli komuś kojarzy się to z Rosją - cóż, ona jest po części turańska, zarówno jeśli chodzi o tradycje państwowości, jak i etnogenezę populacji. Turcja pod tym względem jest jednak gorsza)
Erdogan teraz niszczy Syrię, zalewając jej północne rubieże dżihadystami sterowanymi umiejętnie przez MIT. Jest wysokie ryzyko, że wygra - i jednocześnie zmiecie tam resztki świeckiego ustroju, poszerzając strefę wpływów Turcji (przynajmniej o terytorium płn. Syrii, z Aleppo włącznie). Już teraz syryjskie dziewczęta w Turcji posłano do szkół islamskich. By było ich więcej - matek potencjalnych bojowników. W przyszłych pokoleniach...
Natomiast za dekadę-dwie pewnie odpali "etniczną bombę" turecką w Niemczech lub Austrii. Poniekąd także z zemsty. I wówczas dopiero zacznie się dym. Tym samym rozsadzi układ bezpieczeństwa w Europie, na czym może z kolei skorzystać Rosja.
Chińczycy już teraz widzą co się dzieje, dostrzegają jak Turcja za pomocą "soft power" poszerzyła swoją strefę wpływów w poradzieckich, turańskich republikach. Wiedzą dobrze, jakie zagrożenie może powstać z połączenia islamizmu i panturkizmu. Oraz, co Erdogan usiłował osiągnąć w kwestii Ujgurów. I już obecnie nie chcą ekonomicznego wzmocnienia Turcji. Dlatego zakładam, że boczna linia Nowego Jedwabnego Szlaku jednak NIE będzie przechodzić przez Turcję (za to obecnie trwają rozmowy Iran-Rosja-Armenia-Azerbejdżan, chińscy dyplomaci też są aktywni, choć starają się nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi. Starają się za to wyciszyć napięcia ormiańsko-azerskie)Toteż z polskiego punktu widzenia atrakcyjność Turcji jako partnera gospodarczego
No to o czym gadać. Trzeba przynajmniej wysyłać tam naszych ludzi, sprawdzonych solidnie. Powinni się uczyć i węszyć, nawiązywać kontakty.
Nie mogą być werbowani z zewnątrz jak jest teraz w przypadku USA i UE, lecz kierowani stąd - tam, przez instytucje państwowe w celu walki o polskie, a nie tamtejsze interesy.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
"Państwowcy" zawsze są urzędowo sztywni, ograniczeni wytycznymi, no i zawsze będą grać dwie lub więcej ról: jedną jawną, a drugą na zlecenie tajnej służby która danego jegomościa zaraz zwerbuje. Lub kilka służb naraz, w tym niekoniecznie polskie. Co zawsze działa niekorzystnie na wyniki, na morale itd.
Dlatego Ktoś powinien wymyślić polską prywatną instytucję do biznesowego rozpoznawania Centralnej Azji.
W ogóle dla Polaków w Centr.Azji widzę szczególną rolę: neutralnych pośredników, takich "szpeniów" chodzących pomiędzy ludźmi i pomagającymi im się zejść w interesach. Takich tamtejszych Żydów. W tej roli Polacy mają atuty: lepiej znają post-komunistyczne realia niż ludzie z Zachodu i umieją się w nich poruszać. Znają język rosyjski lub łatwo go się uczą, a przy tym znają angielski. Pozostaje nauczyć się chińskiego. Rosjanie zawsze będą tam postrzegani jako agenci obcego mocarstwa, jako ludzie reprezentujący zewnętrzne i potencjalnie groźne moskiewskie interesy. Amerykanie, Niemcy, Francuzi, Anglicy zawsze tam będą obcy, będą trzymać się hoteli i innych akomodacji, załatwią swoje i jak najszybciej wyjadą. Chińczycy zawsze tam będą nieznośnie obcy i poruszać się będą w grupach. Polacy ich wszystkich przebijają -- tamci będą musieli korzystać z usług Polaków.
Polacy mają szansę stać się tam "klasą" miejscowych "merkurian" -- jak nazywał takie grupy Yuri Slezkine.
Podobnie jak stawali się nimi za cara Mikołaja II, np. Polacy w większości zbudowali Harbin.
Oczywiście to nie jest szansa dla ogółu, tylko dla kilkuset, może dla paru tysięcy zdolnych jednostek.
![[foto]](/author_photo/drzewo.jpg)
Teraz "macocha Angela" chce nam na siłę wepchnąć migrantów... no właśnie, jakich? Trudno powiedzieć, ja tylko orientuję się (w związku z moimi zainteresowaniami sprawą syryjską) że w Niemczech znalazło się dość dużo stronników "umiarkowanych" islamistów. Sympatycy dżihadystów z Al-Nusry czy nawet ISIS też wśród nich są
Dziękuję też Pani o pseudonimie Rotari za konstruktywną uwagę - wszelkie zmiany zaczynają się od zmian w myśleniu człowieka
Pomysł, że USA tak strasznie zależy na polskim TK, że za wzmocnienie jego roli zgodzą się zrezygnować z tarczy rakietowej czy złagodzą postanowienia TTIP jest dosyć dziwny.
TK i TTIP są niestety razem w pakiecie. Po przyjęciu TTIP ani rządy ani parlamenty nie będą mieć wpływu na funkcjonowanie międzynarodowych koncernów. Każda ustawa ograniczająca ich zyski będzie z definicji bezprawna o czym będą rozstrzygać sądy. Stąd tak kluczowe dla USA są "rządy prawa" w państwach im podległych, rozumiane jako nadrzędność decyzji grupy ludzi nieusuwalnych, i od nikogo niezależnych nad uchwałami organów wyłanianych w wyborach.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.