zdjęcie Autora

15 września 2009

Wojciech Jóźwiak

Szamańskie szukanie pieśni
Warsztaty "Poszukiwanie pieśni mocy" we wrześniu 2009: jak było - notatki, żeby nie zapomnieć

Kategoria: Twarda Ścieżka


Pierwszy dzień

Na miejsce, koło Krynek na wschód od Białegostoku, pod białoruską granicą, dotarłem wczesnym popołudniem. Dzień słoneczny i ciepły, jak na wrzesień prawie upalny, większość uczestników już była. Zaczynam od rzeczy pomocniczych, gospodarskich: idziemy na świeżo zbronowane pole szukać kamieni, które posłużą w szałasie potu, pokazuję, które są dobre i jak ich szukać. Dlaczego nie te, których mnóstwo, dawniej zwiezionych, leży na kupach na poboczu pola? - Tych nie bierzemy, bo już wrosły w krajobraz i pokryły się porostami. Chronimy porosty! Ze zdziczałego sadu wyciągamy suche gałęzie. Jest sporo drewna pozostawionego po poprzednich zjazdach na szałasy potu, które tu odbywały się dawniej. Kiedy w końcu zrobimy i zapalimy stos do grzania kamieni, okaże się on wielki, a płomień wysoki na wiele metrów, jakby te patyki i szczapy, które wtedy znosiliśmy, cudowanie się rozmnożyły. Marysia, gospodyni i współprowadząca, ma pomysł, żeby od strony drogi założyć osłaniający żywopłot. Z czego? Z "mirabelek", czyli, właściwie, z kaukaskiej śliwy-ałyczy. Robi się podobno tak, że wyoruje się rowek i do niego sypie śliwki. Śliwek leży mnóstwo pod drzewkami w sadzie. Zbieram towarzystwo na akcję zbierania śliwek. I nagle razem ze zbieraniem śliwek zaczyna się zbieranie pieśni. W odpowiedzi na moją uwagę, że śliwy ewoluowały z dzikimi świniami, które jadły ich owoce, ale przy okazji zakopywały pestki i tak rozsiewały te rośliny, jeden z uczestników, Michał, zaimprowizował Pieśń do Świni, za słowami i melodią, o tym, co świnia robi śliwkom. Bingo! Od tego momentu wiedziałem, że nie muszę, jak to często bywało, ciągnąć grupę za uszy. Wystarczą małe wskazówki i sugestie, żeby ludzie sami poszli tam, gdzie otwiera się przestrzeń możliwości.

Ciemno robi się niespodziewanie szybko. Łąka, rosa, gwiazdy. Siedzimy w kręgu. Prowadzę podróże z bębnem - ale wizje raczej nie przychodzą. Zmieniam technikę: drugi obrót to wizualizacje z prowadzeniem, kieruję wizualizacjami, tym razem ludzie "widzą", wiele się dzieje, wrażenie mocne, u kilku osób silniejsze niż się spodziewałem.

"Mówienie i Powtarzanie". Ćwiczenie polega na tym, że w kręgu, z kijem do mówienia, każdy opowiada o sobie i z jaką intencją przyjechał, ale każde wypowiedziane zdanie powtarza: mówi jeszcze raz to samo, chociaż może zmieniać intonację, podkreślać inne słowa niż na początku itp. To jest trudne ćwiczenie, lecz bardzo skutecznie odblokowuje piątą czakrę, Viszuddhę, tę od gardła. Ale też przesuwa świadomość: działa tak jak założona rytualna maska, każe "wyjść z siebie". W tym kręgu działa nadspodziewanie skutecznie i silnie.

Krzysiek, Michał i Ada, trójka z Gdańska, którzy tam działają w pewnym teatrze, prowadzą śpiewanie intuicyjne: do bębna, wszyscy w kręgu śpiewają improwizowane wokalizy. Znakomicie! To są prawdziwe warsztaty, gdzie uczestnicy wspólnie ćwiczą to, co należy do ich Drogi.

szukaniepiesni_03.jpg
Grupa Triksterów-Ekscentryków: Krzysztof Dziwny, Ada, Maria, Przemek. Przemek śpiewał o Dusiołku, Ada o Niewidomej Damie, która "upija się, śmieje i ryczy".

szukaniepiesni_04.jpg
Grupa Afirmujących Ja: Mateusz, Ula, Robert.

szukaniepiesni_01.jpg
Od lewej: Autor - i dalej Grupa Stwarzających Świat Na Nowo: Michał, Krzysztof, Maria Dzierżanowska, Iza.

szukaniepiesni_02.jpg
Prócz działań przewidzianych w programie, wiele działo się spontanicznie. Tutaj Michał demonstruje Opychanie Się (Wypychanie???) Trawą. Obok Ula trzyma Kij Do Mówienia.


Drugi dzień

Chociaż wczoraj ciepły babiolatowy wyż wydawał się niewzruszony, to rano mgła, która wprawdzie rozeszła się, ale zostały chmury grożące deszczem w każdej chwili i wilgoć na trawie niewiele różniąca się od brodzenia w płytkiej wodzie. Mimo tych przeciwności, zarządzam marsz transowy złożony z dwóch okrążeń tej samej pętli ścieżek w terenie. Za pierwszym razem idziemy grupą po to żeby poznać drogę i móc potem przejść samemu. Przy tym w kilku miejscach zatrzymujemy się, by robić ćwiczenie na kontemplację widoków w ekstatycznej pozycji Światowida, kiedy w ciągu ośmiu oddechów pobiera się to, co widziane. Drugi raz tę samą drogę przechodzimy już w "formalnym" marszu transowym.

Czas szybko leci. Po obiedzie Marysia prowadzi ćwiczenia śpiewowe. Uczymy się wschodniosłowiańskich archaicznych pieśni, w tym poleskiego poematu o stworzeniu świata "Horyły Wohni" - który staje się jakby hymnem tych warsztatów. Rozmowy schodzą na to, jakie burze i ulewy powstawały, kiedy do Polski przyjeżdżali pierwsi szamani z warsztatami, tak jakby tutejsza dziewicza zrazu przestrzeń reagowała konwulsjami na obecność nieznanych jej dotąd ludzi mocy. Oj, to był błąd! Bo stało się tak, jakby nasze rozmowy o burzach i ulewach ściągnęły deszcz. Kiedy wyszliśmy ze stodoły, gdzie to się odbywało, w górze wisiał wał ciemnych chmur. W wielkim pośpiechu zarządziłem układanie stosu z drewna i kamieni do szałasu potu, ale samego szałasu nie zdążyliśmy ocieplić i okryć - deszcz był szybszy. Nie udało się tego dnia zrobić szałasu potu. Przed północą Robert przedstawił - odtwarzając z laptopa - swoją kolekcję icaros i innych pieśni mocy z obu Ameryk.


Trzeci dzień

Pogoda atlantycka, ale na szczęście nie padało: na niebie szybkie chmury, wiatr, chłodno, ale i słonecznie. Wreszcie robię formalne otwarcie warsztatowego kręgu: w środku pali się ogień, siedzimy wkoło, okadzamy się, ogrzechotkowujemy się i odzwaniamy. Bębnię i przywołuję Strażników Czterech Kierunków i inne istoty zamieszkujące przestrzeń. Co będzie głównym dzisiejszym wątkiem? Na liście rzeczy, które trzeba wziąć, były teksty poetyckie. Każdy uczestnik szybko wybiera wiersz lub fragment, który przedstawia wszystkim. Ja na poczekaniu łączę ludzi w grupy na zasadzie pokrewieństwa tematu. Wiersze są Leśmiana, Blake'a, Chaplina (tego od komedii filmowych!), Szymborskiej, Świetlickiego, angielskiego poety, którego nie zapamiętałem - i kogoś nieznanego, a grupy wyłaniają się trzy: pierwsza grupa-rodzina: Afirmujący Ja, druga: Stwarzający Świat Na Nowo, trzecia: Triksterzy-Ekscentrycy. Zadanie jest: pracując w grupie i korzystając z jej wsparcia każdy do wybranego przez siebie wiersza układa melodię i uczy się śpiewać takiej pieśni lub melorecytacji. Po południu będzie prezentacja, w nocy będziemy te pieśni śpiewać w szałasie potów. I tak się stało! Pieśni były znakomite, a w szałasie podziałały nadzwyczajnie.

Szałas potu był udany, a ceremonia była inna niż to, co się dotąd zaczęło stawać tradycją warsztatów moich i przyjaciół. Rundy z wnoszeniem kamieni były typowo cztery, ale trzy pierwsze polegały na tym, że kolejne rodziny: Afirmujących Ja, Stwarzających Świat i Triksterów śpiewały swoje pieśni i pozostali wraz z nimi. To było coś, co trudno porównać z czymkolwiek!

Czwarta runda była tradycyjna: lanie wody na kamienie z wyrażaniem życzeń. Jednak w całej ceremonii wreszcie udało się oderwać od "mszalnych" nawyków: że jak ceremonia czyli czas/miejsce/działanie nadzwyczajne-wyjątkowe czyli sakralne, to musi być ponuro sztywno i "pobożnie". Tym razem nie było pobożnie! Kiedy na moment, już po wyjściu z szałasu, na zewnątrz, ludzie zaczęli siadać przy ogniu i ta atmosfera pobożności zaczęła się wkradać, czując że coś jest nie tak, zawołałem: "To nie jest poczekalnia u psychiatry! Nie musisz być poważny!" I nie byliśmy.

Ale to jest coś, nad czym dalej trzeba pracować. Widzę, jaką atmosferę powinien mieć szałas potu i widzę, w którą fałszywą (i nieautentyczną) stronę ciągną ludzi ich kulturowe nawyki. Kysz-kysz-czur-czur! To jest miejsce na trikstera...


Czwarty dzień

Nocne po-szałasowo-potowe dokazywania trwały widać długo, bo kiedy wstałem, (prawie) wszyscy spali i robili to jeszcze długo. Około jedenastej zamykamy warsztaty. Ponieważ na dworze zimno, wiatr i wilgoć, krąg robimy na strychu. Zbieramy energię w postaci wody-ognia i oddajemy ją światu. Przywołujemy Orły i transmitujemy w potrzebujące miejsca energię pod ich postacią. Ostatnie podsumowania. Pożegnania. Ja i kilkoro osób wyjeżdżamy, ktoś już wyjechał wcześniej, kilkoro z Marią zostaje na jeszcze parę dni.


Te warsztaty były dalekie od jakiejkolwiek rutyny. Były nowe i świeże. Przyjechali rewelacyjni ludzie, których - widzę - nie zapomnę. Maria była znakomita w roli Gospodyni i Szefa (Ósemki...) Życzę Wam, aby doświadczenia wyniesione z tych warsztatów, dobrze posłużyły Wam na waszej Drodze.


A w kierunku, który oto się zarysował, warto pracować dalej. Ufam, że ciąg dalszy Szamańskiego Szukania Pieśni nastąpi.


Wojciech Jóźwiak

15 września 2009



Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)