zdjęcie Autora

14 listopada 2007

Wojciech Jóźwiak

Ta dobra chłodna Północ
Wariant najnowszej historii, który nie zaistniał ! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Polityką, tą światową i tą krajową, interesuję się z rzadka i dorywczo, jako czymś, na co mam wpływ podobny jak formowanie się cyklonów tropikalnych. W minionych kilkunastu latach przychodziła mi jednak do głowy (a potem wychodziła...) pewna wizja, którą się podzielę. Nazwijmy to: „Wspólna Strefa”. Chodzi o objęcie pewną zaczątkową wspólnotą miedzy- i ponadnarodową tych krajów, w których panuje jaki taki porządek, mieszkańcy chcą i potrafią pracować, rządy nie wojują z własną ludnością ani nie trzymają jej w reżimie pół-więziennym, politycy odpowiadają za swoje słowa, a poszczególne kraje nie mają ochoty sporów między sobą przedłużać środkami siłowymi. Czyli taka trans-światowa strefa prawa, porządku, pracy, wolności (w miarę...) i pokoju.

Wspólna Strefa obejmowałaby USA i Kanadę, czyli większość kontynentu Północnej Ameryki, Europę, Rosję (Białoruś, Ukrainę też) i Japonię, czyli zwartym pasem otaczałaby północną półkulę, a na południowej miałaby swoje wyspy tworzące drugi, choć przerywany oceanami pas: Australia, Nowa Zelandia, Chile, może też RPA.

Państwa Wspólnej Strefy tworzyłyby sojusz wojskowo-obronny w rodzaju poszerzonego NATO, a drugiej strony stanowiłyby strefę wolnego handlu, bez ceł i z ułatwieniami podróżowania i osiedlania się, choć zapewne jakieś ograniczenia pod tym względem pozostałyby, być może, w intencji, czasowo.

Wydaje mi się jednak, że te „pięć minut”, kiedy Wspólna Strefa mogła w miarę łatwo powstać, minęły. Dobrym okresem na jej założenie był czas od rozpadu ZSSR (Układ Białowieski, 8 grudnia 1991) do ataku na WTC (11 września 2001), ostatecznym zaś końcem okresu była inwazja USA na Irak (20 marca 2003). Sprzyjał też ówczesny klimat intelektualny z „Końcem historii” Franciszka Fukuyamy na czele. W ciągu tych 10 lub 12 lat były okresy bardziej i mniej sprzyjające tej idei - a być może momentu naprawdę sprzyjającego nie było nigdy, skoro taka koncepcja lub zbliżona nie została wysunięta przez nikogo poważnego. Obecnie Wspólna Strefa wydaje się czymś nierealnym, raczej z gatunku fantastyki politycznej.

Kto zawinił, nie zauważył „znaków czasu”, zlekceważył, przeoczył, nie dorósł? Idea Wspólnej Strefy mogła wyjść tylko od Stanów Zjednoczonych, które w tamtych latach były jedynym światowym rozgrywającym, jedyną stroną mającą siły i środki na realizację własnej woli. Tej woli zabrakło: zapewne stratedzy Ameryki byli i bez tego zachwyceni nagłym upadkiem i zniknięciem swojego głównego wroga męczącego ich przez pół wieku zimnej wojny, czyli Sowietów. Zachwyceni całkiem jak Jagiełło po pobiciu Krzyżaków pod Grunwaldem - że aż nie przyszło im do głowy, że należy wykonać jeszcze ruch, bez którego tamto zwycięstwo w ciągu paru lat się zniweczy, co faktycznie się stało i co od paru lat obserwujemy. Ten dodatkowy ruch, którego zabrakło, polegałby na wciągnięciu Rosji do swojej strefy wpływów, do uczynienia jej swoim wiernym sojusznikiem. Tu dygresja gawędziarska: coś widać podobnego chodziło po głowach, ale nie politykom, tylko filmowcom. Mam na myśli film „Cast Away” (pol. „Poza światem”, 2000) - dosłowniejszym tłumaczeniem tytułu byłoby „Wyrzucony za burtę”. W tym filmie Tom Hanks gra (uwaga, symbole idą!) menedżera firmy dostarczającej paczki, a więc firmy od komunikacji, łączności i wymiany dóbr, a o to przecież chodziłoby w Strefie!, który rozkręca filię w (sic!) Moskwie. Co zostaje mu przerwane, kiedy skutkiem katastrofy samolotu zostaje zrzucony na bezludną wyspę, z której wprawdzie nadludzkim wysiłkiem wydostaje się, ale już do big-biznesu i do swej misji sprzed lat nie wraca. Dziś ten (dość banalny przecież) film wygląda na proroczą metaforę tego, co przydarzyło się Ameryce. Były lub mogły mieć miejsce próby montażu nowego światowego porządku, które jednak zakończyły się katastrofa lotniczą (film zrobiony na rok przed 11 września 2001) i lądowaniem na wyspie-izolatce.

Ameryce zabrało odpowiedniego wizjonera na „tronie” - większość tamtej epoki przypadła na rządy mydlarza Clintona. Bush junior zaraz po objęciu urzędu został wciągnięty atakiem na WTC w bliskowschodni kocioł. Zawiniła Ameryka nie dostrzegając ani tej okazji, ani zagrożeń w razie jej niepodjęcia - zbyt pewnie się czuła w swoim wyspiarskim odosobnieniu: do czasu, do 11 września 2001.

Zawiniła Zachodnia Europa, która całą swoją polityczną energię skierowała na własne integrowanie się i (niezbyt chętne) poszerzanie, nie chcąc zauważyć, że budowaniem quasi-państwowej zachodnioeuropejskiej federacji przez partykularność tego przedsięwzięcia blokuje możliwe integracje w większej skali. Prócz partykularyzmu zawiniły antyamerykańskie resentymenty przeważnie u Niemców i Francuzów.

W tej sytuacji trudno mówić o winie Rosji: Rosja jawi się od początku  najsłabszym ogniwem całej Wspólnej Strefy. Nie należało oczekiwać, że od niej wyjdzie jakakolwiek inicjatywa integracyjna - Rosja zajęta była ratowaniem samej siebie, tak jak umiała i jak doświadczenia jej historii jej podpowiadały. Rosja mogła najwyżej dostać propozycję od Zachodu, mogła zostać uwiedziona - stała przecież na pozycji panny do wzięcia, przy tym panny o trudnym charakterze, zakompleksiałej, niepewnej siebie i schorowanej. Amerykanie powinni byli wdzięczyć się do niej, uwodzić ją, proponować korzyści - wręcz na siłę i wbrew jej chwilowym kaprysom. Tak się nie stało, a Rosja ratując się wybrała rozwiązanie wielokrotnie przećwiczone w jej historii: skupiła się wokół Silnego Człowieka (niesamowite, jak sprawnie ów się wyłonił!), przeszła na ręczne jednoosobowe sterowanie, najeżyła się zbrojnie na zewnątrz; zwykle następną fazą jest prowokowanie sąsiadów bliższych i dalszych dla sprawdzenia, jacy są ustępliwi.

Możliwa do zjednoczenia Strefa rozpadła się: każde z jej ogniw wybrało chronienie się na własną rękę. A mogło być przecież tak, że Wspólna Chłodna Strefa chłodną dłonią kontroluje sytuację na świecie, nie pozwalając na to, by z gorącego i chaotycznego międzytropicza wynurzył się jakikolwiek byt, mogący jej zagrozić. Tymczasem pierwszy taki byt wynurzył się, zanim o Strefie pomyślano i zagrodził drogę do jej powstania: wciąż mam na myśli kocioł bliskowschodni, którego odprysk poraził sześć lat temu dwie manhattańskie kamienice.

Strefa zanim powstała, rozpadła się i zamiast niej mamy jak za starych czasów z początku ubiegłego wieku sznur nieufnych wobec siebie imperiów, a proces ich wyodrębniania się i najeżania trwa i ma swoją dynamikę, i może nie być ludzkiej siły, żeby w jego miejsce wstawić coś innego, przynajmniej w widocznej perspektywie.


Wojciech Jóźwiak
adres




Komentarze

[foto]
1. A jednak. Dmitrij Trenin wpadł na to samoWojciech Jóźwiak • 2014-11-24

Rosyjski politolog Dmitrij Trenin wpadł na (prawie) to samo:

Nowy Zachód, w opinii Trenina, obejmuje dziś oprócz USA i Unii Europejskiej także Japonię, Koreę Południową, Australię, Turcję i część krajów Europy Wschodniej.

Trenin nie identyfikuje pojęcia Zachodu geograficznie, nie utożsamia go z żadnym konkretnym państwem, ani z Unią Europejską, ani Stanami Zjednoczonymi, ani z żadnym innych obszarem. Zachód pojmuje w kategoriach wartości,  norm i poziomu rozwoju technologicznego. Jest to dla niego synonim pojęcia „społeczeństwo międzynarodowe” (ros. mieżdunarodnoje obszczestwo). W powyższym kontekście rosyjski analityk proponuje, aby Rosja nie tyle integrowała się z Zachodem, co po prostu stała się nim.

http://geopolityka.net/rosja-post-imperium-i-trzeci-zachod-w-koncepcji-dmitrija-trenina/

Być może powyższe jest przejawem myślówy, w jaką wpadli rosyjscy stratedzy: czy iść z Chinami, czy jednak z Zachodem? Słoninka czy kiełbaska?

[foto]
2. najpierw HeartlandBogdan Zawadzki • 2014-11-25

Wydaje mi się, że przekroczeniem pewnej niewidzialnej granicy, za którą integracja Rosji z Zachodem stała się jeszcze trudniejsza, a niżeli kilka lat temu,  było (jest) zbrojne zajęcie przez Rosję półwyspu krymskiego. …

Uważam, że integracja „Północy”  zgodnie z koncepcją Mckindera powinna rozpocząć się jednak od  serca EuroAzji [Heartland] …Jak dotąd wszelkie inicjatywy „westernizacji” Wschodu podejmowane w kierunku od wybrzeży i wysp „Superoceanu” do środka lądu nie należały do udanych (zazwyczaj kończyły się czymś w rodzaju krwawej krucjaty ) albo wydawały na świat takie „potworki” jak sowiecki komunizm.    …   Obawiam się przy tym, że "zjednoczenie" zapoczątkowane w Heartlandzie tj. od środka superkontynentu w kierunku „Wybrzeży Oceanu Północnego” nie odbędzie się w duchu ani po myśli „Zachodu” …


? tak sobie myślę, ale się przy tym nie upieram ...


[foto]
3. Z Krymu mogą się wycofaćWojciech Jóźwiak • 2014-11-25

Z reżimem Putina to jest (chyba?) niemożliwe, ale jeśli po Putinie przyjdzie w Rosji rząd "oświecony", to spokojnie może za jakieś korzyści Krym "odsprzedać". Zresztą Putin też o tym wie i tan wariant pewnie rozważa.
Tym, co przeszkadza zjednoczeniu "dobrej chłodnej Północy" jest z jednej strony antyamerykanizm -- łagodny w Europie, histeryczny w Rosji, ale i tam mający, jak mi się zdaje (dawno tam nie byłem) charakter "Hass-liebe" i koniunkturalnie nakręcany przez władzę.
Z drugiej strony przeszkadza brak lub słabość takiego nastawienia -- orientacji na Dobrą Chłodną Północ (GCN: Good Cool North?) --  w samych USA. Najlepszym dowodem na słabość tej idei jest to że nie ma nazwy!
[foto]
4. Geopolityka wg Mackindera jest nieaktualnaWojciech Jóźwiak • 2014-11-25

Podział na Heartland ("kraje jądra świata"), Rimland ("światowe obrzeże") i Kraje Oceaniczne wprowadził Mackinder około 1900 roku i wtedy ta koncepcja była doskonale dopasowana do ówczesnej technologii wojennej i transportowej.
Koncepcja Heartland odzwierciedlała niechęć i strach Anglików przed zapuszczaniem się w głąb Azji, gdzie nie dopływały ich okręty, a linie zaopatrzenia lądem rozciągały się niebezpiecznie i kosztownie. Myślę, że Heartland Mackindera był reakcją i wyciągnięciem wniosków z klęski Anglików w Afganistanie. "A, zostawmy ten przeklęty środek Azji Rosjanom!"
W czasach lotnictwa, rakiet i satelitów, Heartland coraz bardziej jest dostojnym zabytkiem intelektualnym. Albo przeszkadzającym zabytkiem. Ta koncepcja powstrzymuje Amerykanów przed interesowaniem się środkiem Azji, a Rosjan wbija w pychę i podtrzymuje ich iluzje wielkościowo-imperialne.
A;e masz rację, Boruto, że inicjatywa o dołączeniu do Zachodu musi wyjść z Rosji, bo to Rosja jest faktycznie zainteresowana tym, a Zachód, w szczególności USA, zainteresowane są takim sojuszem dużo dużo mniej.
[foto]
5. Bardzo słuszna uwaga...Bogdan Zawadzki • 2014-11-25

Bardzo słuszna uwaga o nieaktualności (a moim skromnym zdaniem: o znacznie "ograniczonej aktualności") Mackindera w obecnych czasach ...  

(jakby nie było to jednak technologia zmienia świat)...

Nawiązując do "Heartlandu" miałem na myśli pewien "obszar rdzeniowy" od którego może rozpocząć się "krystalizacja" większej (szerszej) koncepcji (nawet "idee" żeby się "zmaterializować" potrzebują jakiegoś kawałka ziemi)

Taką ideą jest "Rosja" ...

Niektórzy utrzymują, że "Rosja" nie ma granic. I w związku z tym przyszło mi do głowy, że faktycznie tak jest. Dzięki temu, że nowożytna "Rosja" krystalizowała z/wokół "Heartlandu", że miała (i nadal posiada) jądro (rdzeń) wbrew zdrowemu rozsądkowi przetrwała jak do tej pory wszystkie "smuty" i burze dziejowe. Ustępując pola kolejnym "zdobywcom" w jednym cyklu (wydech), w następnym (wdech) pochłaniała część lub całość należących do nich terenów. Za każdym razem nazywała to "jednoczeniem ziem ruskich..." (...dobre sobie...nie?).  Ten "potwór" tak ma ...i już ... .

W jednej ze swoich "Baśni" coryllus (G. Maciejewski) zauważył, że głupi kto uderza w serce Rosji, że najpierw trzeba odciąć bestii głowę tj. odciąć ją od morza ... (do dzisiaj nie rozumiem, dlaczego Napoleon nie pomaszerował na Petersburg) ...

...oczywiscie to tylko takie luźne przemyślenia...

Może czegoś nie rozumiem, ..nie wiem, ...ale starodawna Ruś wydaje mi się "organizacją sieciową" ...w zestawieniu z krystalizującą wokół swojego "jadra" nowożytną Rosją to zasadnicza różnica. Stąd potrafię stać się "patriotą" Rusi, gdy tymczasem "Rosja" wydaje mi się czymś zupełnie obcym . ...

No ale wracając do tematu ...

Podejrzewam, że ten obszar bazowy (cały ten "Heartland") może nawet za naszego życia zagospodarują Chiny (lub podmiot w który do spółki z Rosją same kiedyś się przekształcą) ... To właśnie miałem na myśli pisząc o zjednoczeniu Euroazji nieco inaczej a niżeli to sobie wyobrażamy ...

Myślę, że jeszcze (nie jeden raz) podejmiemy ten temat ...


Pozdrawiam

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)