05 maja 2006
Dawid Rzepecki
Tensegrity. Sztuka widzenia
O tensegrity w praktycznym działaniu
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
Zagubieni w dylematach, osamotnieni w próbach rozumienia życia, wciąż poszukujemy nowych technik, wspaniałych nauczycieli, właściwego kierunku. Przeczuwając, że ta "wielka prawda" jest prosta i że musi być gdzieś blisko, nie dajemy za wygraną i szukamy.
Tensegrity. Tajemniczy termin wzięty z architektury oznaczający układ napięć w strukturze całości.
Wdech. Wydech. Siedzę przed ekranem komputera, gdzieś na zapadłej wsi polskiej, z kolejną próbą pisania o tensegrity. Nie pierwszy to i nie ostatni raz. Siedzę i myślę. Jak pisać o tym co się dzieje w ciele i w energii? Jak opisać to, co trzeba by było poczuć i zobaczyć? Jak opisać nieopisywalne? Odwieczny dylemat. Dalekowschodni mistrzowie pisali krótkie wiersze, bądź używali tajemniczych metafor. Ja ani dalekowschodnim mistrzem nie jestem, ani nie przepadam za poezją. Wiem jedno, jeśli nie odnajdę w sobie "punktu" z którego słowa popłyną, to moje próby będą ciężkie i nieadekwatne. A efekt raczej mierny. Co mogę więc zrobić?
Przychodzi mi do głowy pomysł, by spróbować wykorzystać do tego ... tensegrity.
Staję w pozycji wyjściowej. Nogi lekko ugięte w kolanach, głowa i ramiona nieznacznie wysunięte do przodu jakby w gotowości. Miednica też lekko w przodzie. Obniżony środek ciężkości. Wdech wydech.
Postanawiam, że dopuszczę różne wątki, które po drodze do mnie przyjdą, a które być może przydadzą się czytelnikowi.
Dla tej prezentacji chcę zamknąć oczy. Nie jest to potrzebne, ale przeniesienie uwagi z patrzenia na "widzenie" wymaga skupienia na ciele. Zamknięcie oczu może w tym pomóc, bo to - jak mówił Don Juan - nie oczami się "widzi", a całym ciałem.
Wzrok jest zwykle najbardziej używany, a więc najbardziej nawykowo interpretujemy informacje płynące w tym kanale. Tensegrity zaś jest drogą poszukiwania informacji bezpośrednich. Wiedzy płynącej wprost. Skąd? Z ciała? Ze źródła? Za wcześnie jeszcze na odpowiedzi. Gdy próbuję odpowiedzieć teraz, setki teorii filozoficznych, psychologicznych, aż po religijne cisną mi się do głowy. A tak w ogóle, czy to możliwe aby mieć dostęp do wiedzy bezpośredniej? I co to jest ta wiedza bezpośrednia, przeczucia? Intuicja? A może imaginacja, zaburzenia o podłożu urazowym, bądź po prostu wielka naiwność?
Wdech wydech. Zdaję sobie sprawę, że z miejsca myślenia o tym, dylematom nie ma końca. Wiedział to Kant, który rozbroił możliwość dowodzenia prawd metafizycznych, pozostawiając je wierze. Tak więc postanawiam po prostu "pobawić się" w "widzenie". Lekko i z radością. Na ten moment, progu jeszcze nie mam, więc i krytyk wewnętrzny milczy.
Wdech, wydech.
Zamykam oczy i skupiam się po kolei na wszystkim co do mnie dociera. Ponieważ jednak tensegrity w początkowej fazie jest przede wszystkim pracą w kanale ruchu i czucia, skupiam się na tym co czuję w ciele.
Co teraz czuję?
Najpierw lekkie napięcie w karku i "ciągnięcie ramion do przodu". Pojawia się potrzeba przeciągania. Przez chwilę wytrzymuję w bezruchu i ...puszczam... [...] Ciało podążając za energią wykonuje serie niekonwencjonalnych przeciągnięć. Początkowo ruch wychodzi z barków, ale sekundę później już całe ciało, aż po końcówki palców u nóg, rusza się i skręca. Oczy otwierają się same. Porcja energii rozprowadzona w te parę chwil wystarcza, by usiąść z powrotem do komputera.
Co zaobserwowałem? Po pierwsze wyciszenie w myślach oraz podwyższone skupienie. Po otwarciu oczu widzę wszystko wyraźniej. Kolory wydają się być intensywniejsze. Wyraźnie czuję przestrzeń dookoła, a także odległości między mną a przedmiotami. Nazywam to "lądowaniem", czyli przeniesieniem uwagi z "głowy" w tzw. "tu i teraz".
Energia wyraźnie ruszyła. Mimo, że siedzę z komputerem na kolanach, ciało wciąż potrzebuje ruchu. [...] Odczuwam potrzebę wyjścia na zewnątrz budynku i zaczerpnięcia świeżego powietrza. Pada deszcz, siadam więc na tarasie, ach.
Wdech wydech.
Decyduję się wykorzystać tę energię do opisu procesu w tym miejscu.
Jak to jest, że kilka "przeciągnięć" może tak podwyższyć wibracje (wybaczcie new age'ową nomenklaturę - czasem najłatwiej posłużyć się wytrychem) Moja wiedza, zarówno ta teoretyczna potwierdzona praktyką, jak i ta z samego doświadczenia mówi mi, że wychodząc poza nawyk uruchamiamy zwykle nieużywane złoża energii zgromadzone w naszym psychofizycznym ciele.
Widzę, że jestem w miejscu odpowiednim do pisania. Co jakiś czas wykonuję krótką serię ruchów, tak aby podtrzymać energię, która transformuje się w słowa.
Tak więc po kolei...
Rodząc się dziecko jest elastyczne zarówno w ciele jak i w odbiorze bodźców. Nie buduje jeszcze interpretacji, tylko percypuje. W procesie wychowania odbiera od wszystkich ludzi których spotka informacje o tym, jak inni interpretują rzeczywistość jednocześnie ucząc się tego samego. Mówimy do dziecka, o patrz mama, tata, telewizor( i tak uczymy dziecko rozpoznawać i interpretować bodźce docierające do niego w poszczególnych kanałach. Zaczyna się od patrzenia - pokazywania, mówienia - słyszenia i relacji. I te kanały potem są najbardziej obarczone oceną. W nich najłatwiej odnaleźć niby "nasze" poglądy i punkt widzenia. Na szczęście dziecko pogrążone jest jeszcze w czuciu i ruchu, a także w połączeniu, rozpuszczeniu we wszystkim. Z czasem jednak w skutek socjalizacji, czyli gruntowania punktu widzenia (punktu połączenia) w miejscu z którego możliwa jest komunikacja, dziecko staje się członkiem społeczności. Rozpoznaje i przyjmuje interpretacje otaczającego go świata na podobieństwo swoich nauczycieli. Więcej uwagi idzie na patrzenie i słyszenie, a coraz miej na czucie. Oceniamy dziecko po tym jak wspaniale mówi, a nie jak wspaniale czuje czy się rusza, więc dziecko coraz więcej mówi, a coraz mniej zwraca uwagę na to co czuje.
Co się dzieje z ciałem? W procesie wychowania, dziecko narażone jest na szereg urazów psychofizycznych. Np. weźmy zwykły przypadek, w którym dziecko biegnie i się przewraca. Czuje ból i strach. Płacze. Potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i akceptacji. W takich warunkach w sposób naturalny odreagowuje uraz płaczem, spazmami, a nawet śmiechem. Jest to tak naturalne, że gdy dopełni się do końca, to taki uraz praktycznie nie pozostawia po sobie śladu. Ale niestety dość rzadko dziecko ma taką przestrzeń, w której jest w stanie odreagowywać i w pełni wyrazić swoje emocje. Czasem - w tych gorszych przypadkach, np. chłopcy słyszą: "Nie płacz już! Chłopaki nie płaczą!" Na dodatek, zarówno chłopcy jak i dziewczynki, dostają informacje: "Jak ty teraz wyglądasz, a widzisz trzeba było nie biegać! Teraz będę się musiał/a takiego brudasa wstydzić, podarłaś/eś nowe spodenki..." itd.
Najczęściej jest jednak inaczej, ale czy do końca? "No dobrze dobrze, nic się nie stało, spodenki się wypierze, no nie martw się już. Do wesela się zagoi, no nie płacz, jak pójdziemy do domu dam Ci bułeczkę." I niby wszystko ok. Dziecko przeciwnie niż w poprzednim przypadku dostało informacje, że to, że biega jest w porządku, że rodzic jest przy nim, ale... że płacz nie do końca jest na miejscu, bo przecież .... "no nie płacz już..." Wynika to z prostego założenia, że jak płaczemy to jesteśmy nieszczęśliwi, a jak nie płaczemy to już nie jest tak źle, więc lepiej nie płakać. Jaki rodzic chce płaczu swego dziecka..? Uczymy się więc odwracać uwagę od bolesnych przeżyć i trudnych emocji. Potem dorosły mężczyzna choćby chciał, to nie zapłacze, tak jest poblokowany.
W wyniku m.in. takich właśnie przeżyć, hamuje się nasza ekspresja. Energia przestaje swobodnie krążyć. Przestajemy być elastyczni i otwarci. Zaczynamy tłumaczyć sobie rzeczywistość w zgodzie z naszymi możliwościami energetycznymi.
Przenoszę się w pobliże rozpalonego przez Zosię ogniska. Przestało wprawdzie padać, ale wciąż jest dżdżysto. Zosia maluje na szklanym dzbanku coś ładnego. Ciepły dym delikatnie otula nas raz po raz...
Urazy mogą mieć rozmaite podłoże. Pamiętam jak w wieku 12 lat rodzice uczyli mnie tańczyć. Szło mi opornie i po kilku próbach zostałem z informacją, że tańczyć to ja nie umiem, nie mam "tego czegoś..." Odtąd siadywałem z boku, a tańczyłem jedynie "wolne" kawałki. Oczywiście wytłumaczyłem to sobie: "Jak ktoś nie ma nic do powiedzenia, to może sobie co najwyżej potańczyć..." Dopiero tak z dziesięć lat po tej "nauce", poczułem się na tyle swobodnie, żeby odkryć, że w tańcu chodzi o coś innego niż myślałem.
W ten sposób wracamy do tensegrity w którym wcale nie chodzi o odtwarzanie ruchów. Czasem zgłaszają się do mnie ludzie, którzy mówią, że od kilku lat ćwiczą tensegrity ucząc się z kaset lub książki i niewiele im to daje. I pytają czy coś z nimi nie tak, czy może tensegrity nie działa? A z tensegrity jest jak z tańcem - dopóki ja działam, tensegrity nie działa, a jak przestaję działać i nie-działam, tensegrity zaczyna działać.
Dlaczego czasami jest nam tak trudno poczuć i podążyć za energią? Odpowiedzi jest zapewne wiele. Trzymając się wątku urazowego, te blokady w przepływie, związane są z niewyrażonymi emocjami. Kolejną perspektywą jest nasz utrwalony światopogląd, w którym utożsamiamy się tylko z jedną postacią w teatrze życia. Wierzymy, że jako ta postać pewnych rzeczy się nie robi. Np. ktoś mówi sobie: "Tego nie zrobię, nie w moim wieku", pojawia się krytyk wewnętrzny i mówi: "Nie wypada, jak to będzie wyglądało..." I faktycznie zatrzymujemy się w tym co znane i uznane. Powielamy wzorce i grzęźniemy w nawyku.
Staje się tak na skutek tego, że dorastając zaczynamy myśleć i ruszać się w coraz bardziej powtarzalny sposób, żłobiąc w swoim ciele stałe kanały rozprowadzania energii. Kanały te z czasem są coraz głębsze i coraz trudniej je opuścić. W efekcie tracimy wiarę na istnienie innych dróg od tych nam już znanych. Zaczynamy uważać i bronić tego co znamy, bojąc się "innych". W ekstremalnych przypadkach idziemy za te poglądy na wojne. A to tylko urazowy światopogląd utrwalający nasz punkt widzenia. Nieodreagowane urazy kumulują się szukając ujścia np. w agresji... Ale to już osobny temat.
Tensegrity jest sposobem na złamanie tego zaklęcia. Tensegrity nie przeczy temu, że znana nam droga może być właściwa. Przeczy, że jest jedyna i dla wszystkich taka sama.
Można by to zobrazować w ten sposób. Rodzimy się mając do dyspozycji szerokopasmowy odbiornik radiowy. Nic jeszcze z tego co do nas dociera w eterze nie jest nam znane. Chcemy więc rozumieć co się do nas nadaje. Ludzie uczą nas dostrajać nasz odbiornik do częstotliwości im znanej. Najczęściej będzie to jedna "stacja" w obrębie jednego operatora. I tak w procesie wychowania uczymy się rozpoznawać jedną "stację radiową". Dzięki temu jesteśmy w stanie rozpoznawać sygnały i w obrębie tej fali komunikować się z innymi.
Jak to wygląda w ciele? Zwykle uczymy się poruszać w pewien charakterystyczny sposób. Często rozpoznajemy znajomych już po samej sylwetce lub sposobie chodzenia. Do takiego poruszania doszliśmy latami treningu zachowań, które z czasem stały się nawykowe. Rozprowadzamy tymi samymi kanałami tą samą ilość niezbędnej energii, żeby móc odbierać jedną "stację radiową"...
Problem w tym, że z czasem ta "stacja", która nadaje program twierdzi, że jest to jedyny program jaki w ogóle jest w eterze. A ponieważ przestajemy doświadczać eteru, tylko ciągle odbieramy nadającą "stację radiową" (czyli nieustający dialog wewnętrzny), przestajemy pamiętać o tym, że w ogóle jest jakiś eter. Inni tylko potwierdzają taką rzeczywistość. Jest tylko jedna opcja, kto myśli inaczej, ten się oszukuje.
Mówiąc językiem Castanedy, nasz punkt połączenia (punkt widzenia) utrwala się w jednej pozycji, zaprzeczając możliwości bądź sensowi przesunięcia.
Bywa też tak, że w naszym rozwoju wzrasta nasza świadomość, czego efektem jest możliwość korzystania z innych "stacji" w obrębie jednego pakietu. Z czasem, zależnie od naszych możliwości poruszamy się w obrębie naszego pakietu odczuwając względną swobodę. Możemy poszerzać ofertę programów, tak, że myślimy o sobie jako o istotach posiadających szeroki horyzont i tolerancję. Jednak wciąż pozostajemy na usługach jednego operatora....
Aby się uwolnić potrzebujemy zerwać z przywiązaniem do jednego operatora tak, by móc swobodnie podróżować po skali w miarę potrzeb przeskakując na inne "stacje radiowe". Aby tego dokonać potrzebujemy wyjść z odbioru znanego i wejść w eter... Do tego może służyć tensegrity. Skala jest jednocześnie anteną, a anteną jest nasze ciało.
Jak to działa? Kiedy poruszamy się w sposób nienawykowy, wibracja wzrasta, ponieważ wykorzystujemy nieużywane dotąd zamknięte za urazami złoża energii. Wyskakując z utartej ścieżki wszystko staje się możliwe. Na poziomie ciała otwieramy przepływ w skutek czego jesteśmy w stanie odbierać nowe dla nas informacje.
A co z blokami i urazami? Znikają? W blokach uwięziona jest znaczna ilość nierozprowadzonej energii. Pracując w tensegrity nie uciekamy od napięć, wręcz przeciwnie poruszamy ciałem płynąc jak gdyby po napięciach. Jednym z zamierzonych efektów jest rekapitulacja (ostatnio usłyszałem, że do podobnych wniosków doszedł Victor Sanchez). Docierając do starych blokad "wchodzimy" w ich energię. Punkt połączenia wraca w miejsce w którym powstał uraz. Pojawiają się nie wyrażone emocje. Odreagowanie. Doświadczenie mówi mi, że czasem aby energia popłynęła swobodnie, trzeba wracać w to miejsce wiele razy, aż się dopełni. Ale warto. Stajemy się bardziej obecni. Przychodzi elastyczność, a nasz punkt połączenia może swobodniej podążać za Duchem.
Poczułem, że na teraz koniec. Idziemy z Zosią na spacer pogadać z lasem.
Kolejny dzień. Za oknem ciągle pada. Majówka 2006. Jestem już w lekkim rozruchu. Głowa również. Tak się zastanawiam, że dużo pisałem o urazach, odreagowaniu, a mało o magicznych krokach jako konkretnych formach. O tym przecież, czego przede wszystkim uczy Cleargreen - organizacja założona przez Castanedę. To o czym pisałem, to bardziej powrót do podstawy, mówiąc za Witkacym "czystej formy", którą na własny użytek nazwałem "free style tensegrity". Spróbuję teraz przełożyć to czego nauczyłem się od uczniów Castanedy na własne doświadczenia.
Czy tensegrity i magiczne kroki to to samo? Magiczne kroki zawierają formy, które w określony sposób organizują energię. Posiadają określoną intencję. I takie właśnie formy przekazują uczniowie Castanedy. Form jest dość dużo i wydaje się, że wciąż powstają nowe.
Jak to się ma do tensegrity?
Warto sięgnąć w tym momencie do genezy. Don Juan mówił, że początki magicznych kroków sięgają niepamiętnych czasów, kiedy szamani starożytniego Meksyku w "stanach odmiennej świadomości" wykonywali dziwne ruchy, a ich ciała przybierały nietypowe dla nich pozycje. Odczuwali wtedy błogość i niezwykły przypływ energii. Postanowili wykorzystać to odkrycie i już w "normalnych stanach świadomości" powtórzyć te nietypowe zachowania, tak by przenieść uwagę z "normalnego stanu" w "stan podwyższonej świadomości". I to się udało. Z czasem okazało się, że pracując w ten sposób z energią pewne konkretne postawy i ruchy odziaływują w określony sposób. Każdy z nich szukał też swoich osobistych ruchów właściwych dla ich ciała. Pracowali więc z energią wykorzystując ciało, aż ta wiedza dotarła do współczesnych. Jednak Castaneda, który zdecydował się ujawnić cały ten system, musiał w pewien sposób zunifikować magiczne kroki, tak żeby te były dostępne każdemu. (Więcej na ten temat w książce Castanedy pt. "Magiczne kroki") Takie podejście ma swoje plusy i minusy. Plusem jest to, że każdy zainteresowany "robieniem czegoś w temacie Castanedy" ma taką możliwość. Jest pewien konkretny system, który można ćwiczyć. Organizuje on uwagę wokół poszerzania percepcji, wzrostu energii i pracy z intencją. Z czasem przynosi efekty. Minusem jest to, że samo powtarzanie kroków bez pracy nad uwolnieniem ciała, może stać się rutynowe, tworząc nowy nawyk. Poza tym, przy wysokim stopniu oczekiwania wobec efektów, szybko może przynieść ćwiczącemu zawód i zniechęcenie, a w efekcie wzmocnienie krytyki wewnętrznej. Głos "Don Juana" w głowie zaczyna mówić: "Nie starasz się, folgujesz sobie, bądź nieskazitelny". Przynosi to tylko pogłębienie fiksacji na samym sobie, odbiera wiarę we własne możliwości, a także zniechęca do Castanedy w ogóle.
Dlatego najpierw, a przynajmniej równolegle do form, proponuję tensegrity w czystej formie. Czyli odnajdywanie w ruchu i pozycjach miejsc, w których odczuwa się błogość. Wskazówką są słowa Don Juana, żeby zawsze po tym jak się leżało, czy siedziało porządnie się poprzeciągać. Przykładem niech będzie kot. Zwierzę niezwykle elastyczne. Wiąże się to niewątpliwie ze specyficzną budową ciała, ale też aby, taką sprawność utrzymać, kot zawsze po leżeniu przeciąga całe ciało. Don Juan podobnie, zawsze po wstaniu przeciągał się, aż mu kości trzeszczały. Zachęcał też do tego Castanedę, po czym zdradził mu, że to co robili to były właśnie magiczne kroki. Tak więc zacznijmy od przeciągania. Wszystkim chcącym ćwiczyć tensegrity proponuję, aby przeciągali się zawsze kiedy im się przypomni, aż z czasem to samo ciało zaczyna się tego domagać. Wzmacniając przeciąganie dochodzimy do tensegrity. Czyli napinanie i rozluźnianie całego ciała tak, aby przywrócić prawidłowy i nieskrępowany obieg energii. Kiedy już czujemy przepływ, formy nabierają innego wymiaru. Przestaje to przypominać w-f, a zaczyna przynosić "magiczne" efekty.
Chwila na małe podsumowanie:
Po pierwsze tensegrity uelastycznia ciało na poziomie fizycznym. Jesteśmy bardziej sprawni, praktycznie nie potrzebujemy niczego innego ćwiczyć by utrzymać ciało w odpowiedniej kondycji fizycznej.
Po drugie, pracując we free style'u mierzymy się ze swoimi progami, pracujemy z emocjami, odreagowujemy urazy. Ta część przynosi efekt terapeutyczny. Na tym poziomie taka "terapia", to sposób na rekapitulację. Prowadzi do odblokowania ciała, a w efekcie odpuszczenia.
Przychodzi mi do głowy takie znane powiedzenie: "Rób co czujesz". Do takiej umiejętności prowadzą rozmaite terapie. Uczą uwzględniać różne emocje, żyć zgodnie z tym, co się czuje. Z tensegrity zaś dodałbym: "Czuj co robisz". Oznacza to, że ciało które "wie", działa w zgodzie z Intencją. Porusza się tak jak tego potrzebuje. Nam pozostaje zaufanie i obserwacja siebie, odpuszczenie chęci zmian. Podążanie za procesem. W pewnym miejscu "rób co czujesz" i "czuj co robisz" spotykają się. To moment integracji, dopełnienia. Poczucia kongruencji tego co się robi z tym co się czuje. Tensegrity przywraca naturalny obieg energii.
Po trzecie, tensegrity otwiera drogę do pracy z Intencją. Pozwala na świadome współuczestnictwo w kreowaniu rzeczywistości. I tu zaczynają się magiczne kroki, zarówno proponowane przez Cleargreen jak i te własne.
Poszukiwanie Osobistych magicznych kroków jest celem strategicznym praktyka. Jak powiedziałby Don Juan - "to prezenty mocy dla nieskazitelnego wojownika". Pozwalają odnaleźć takie rozprowadzenie energii, które łączy nas bezpośrednio z Intencją. To kolejny proponowany przeze mnie na warsztatach krok . I tu niezbędna jest praca we free style'u. Ciało, podążając za energią odnajduje własne nieskrępowane ruchy, które zapętlone rozprowadzają energię z intencją najbliższą ćwiczącemu. Wydaje mi się to niezwykle ważne. Kiedy puszczamy ciało, jego mądrość prowadzi nas w rejony, których nie sposób przewidzieć. Praktyk jest w stanie ustawić się automatycznie na przekaz, bez większego wysiłku. Odnajduje własny magiczny krok, adekwatny do potrzeb.
Kiedy spotkałem się z psychologią zorientowaną na proces, uderzyło mnie podobieństwo pomiędzy pracą z własnymi magicznymi krokami, a popowską pracą na poziomie sentient (poziom śnienia). Nauczyciele popowscy (proces oriented psychology) twierdzą, że obecnie w terapii procesowej odchodzi się od pracy z postaciami (poziom snu) właśnie na rzecz pracy na poziomie sentient. Sentient, to poziom przed podziałem na yin i yang, dobre złe, ja i ty. To miejsce z którego wszystko się rodzi. Na tym właśnie poziomie możemy odnaleźć odpowiedzi na najbardziej osobiste pytania, odnajdywać potrzeby, wróżyć.
Tak się rzecz ma z pracą z osobistymi magicznymi krokami we free style'u. Różnica polega na tym, że w tensegrity odnajdujemy formy, które mogą z nami zostać, do których wracamy, i dzięki którym - podobnie jak w sentient - łączymy się z Intencją. Poza tym, w tensegrity nasz poziom rozprowadzanej energii jest znacznie wyższy. Startujemy jakby z wyższej wibracji, co czasem pozwala dotrzeć bliżej, nazwijmy to, Źródła.
Ostatnio będąc na szkoleniu psychoterapeutycznym z POPu, w trakcie jednego z ćwiczeń w sentient dotarłem do miejsca, z którego udało mi się "zobaczyć" Koło Czasu. Do tej pory była to metafora, mityczny obraz bliżej niezrozumiałej struktury. Teraz dzięki pracy z tensegrity na poziomie sentient, dotknąłem czegoś niezwykłego. Po tej pracy odczułem wyraźnie zmianę w strukturze energetycznej.
Moją intencją jest "widzieć" i wiedzieć. Tensegrity pozwala wyjść poza dylematy rozumu i wejść bezpośrednio w "trzecie miejsce". Poza 0-1 mentalnością prawdy i fałszu. W miejsce bliskie tzw. "milczącej wiedzy". Ciało jak antena dostraja się do przepływu swobodnych emanacji i "widzi". Przychodzi wiedza bezpośrednia. Tensegrity jest drogą korzystającą z narzędzia, które każdy posiada. Mam doświadczenie mówiące, że każdy "widzi" ale nie pamięta. Pracując z ciałem metodą tensegrity odnajdujemy dostęp do swoich naturalnych możliwości. W efekcie uwrażliwiamy się na sygnały. Jeśli do tego uczymy się "widzieć" własne reakcje z ciała, potrafimy "na bieżąco" rozpoznać własne potrzeby i uczymy się adekwatnie reagować w nowych sytuacjach. Ciało pamięta nie tylko własne doświadczenia, ale też posiada doświadczenia pokoleń wstecz. Tensegrity sięga jeszcze głębiej. Podłączone do intencji, czerpie bezpośrednio ze źródła, sprawiając, że życie nabiera właściwego, rzekłbym za Don Juanem, magicznego wymiaru.
Wydech. Wdech. Wydech.
Przychodzą różne myśli. Próba oceny. Krytyka i docenienie. Ważny próg przekroczony. Dla siebie, dla Ducha.
Dawid Rzepecki
maj 2006
www.castaneda.pl, castaneda@castaneda.pl
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.