zdjęcie Autora

26 marca 2010

Janusz P. Waluszko

Upadek Konstantynopola
Abstrakt książek: Steven Runciman, Upadek Konstantynopola 1453. Roger Crowley, 1453 upadek Konstantynopola ! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.

Kategoria: Historia i współczesność
Tematy/tagi: cywilizacjahistoriaislam

Abstrakt książek:
(1) Steven Runciman, Upadek Konstantynopola 1453, Warszawa 1994,
(2) Roger Crowley, 1453 upadek Konstantynopola, Warszawa 2006


Wstęp

Tureckie przysłowie mówi, że: czerwone jabłko samo zaprasza kamienie. Dla Turków (muzułmanów w ogóle) takim jabłkiem był właśnie Konstantynopol. Stał w nim konny posąg Justyniana w stroju Achillesa, zwrócony przeciw Wschodowi. W ręku zamiast broni trzymał królewskie jabłko zwieńczonym krzyżem, symbolem wiary, jako siły miasta, choć serio imperium opierało się na innej bazie. Islam na to wyzwanie chciał odpowiedzieć od początku, ale udało się to dopiero w 1453, gdy nie miało to już większego znaczenia, bo Zachód [wkrótce, 1492, przypis Taraki] odkrył Amerykę i drogę do Indii z pominięciem krajów islamu, tworząc monarchię absolutną i rynek, a Wschód - ich wymarzony łup, stary świat - właśnie się kończył. Mury Konstantynopola były solidne, wytrzymały większość z 23 oblężeń miasta (udało się je zdobyć tylko raz - właśnie Zachodowi, konkretnie krucjacie w 1204). W 1453 z obu stron walczyli Słowianie (a obaj władcy byli pół-Serbami), Turcy, Grecy, chrześcijanie etc. (obrona opierała się w dużym stopniu na tzw. Frankach, tu: Włochach i Hiszpanach). Nie było Greków czy Turków w dzisiejszym rozumieniu, ale Romanie i Otomanie, chrześcijaństwo i islam - ich spór był odwieczny. W początkach VII w. cesarz Herakliusz pobił Persów i odzyskał Jerozolimę (tuż przedtem Persowie oblegali Konstantynopol), ale właśnie w tym momencie na scenie pojawił się Mahomet i zażądał od obu władców przyjęcia islamu. Persja padła w walce dość szybko, podobnie jak cały Bliski Wschód, za to Konstantynopol się oparł. Pierwsze oblężenie - wzięli w nim udział jeszcze towarzysze Mahometa, w walce poległ jego chorąży - Romanie wygrali nie dzięki Bogu, a ogniowi greckiemu, co (w stylu napalmu) spalił flotę Arabów w 678; była to pierwsza klęska islamu, na jej pomszczenie musiał czekać 775 lat. W 717 oprócz ognia greckiego użyto dyplomacji (oszukano Arabów, pozyskano tureckich Bułgarów, na stronę Romanów przeszli też chrześcijańscy marynarze kalifa), pomogła i natura (zima, podwodny wulkan); tryumf ten, jak Poitiers 15 lat potem, oznaczał, że islam nie pokonał swego głównego wroga, chrześcijan z Europy. Czy był to owoc większej siły chrześcijaństwa czy obcego muzułmanom klimatu? Tak czy owak, marzenie o zdobyciu Konstantynopola stało się nawet częścią sunny, hadis Proroka.

Także w Bizancjum brano wiarę serio: cesarstwo nieraz się chwiało, bo zbyt wielu oficerów naraz porzucało armię dla klasztoru albo wybuchały uliczne rozruchy o dogmaty teologiczne. Do tego Grecy wierzyli w przeznaczenie, a dzieje Troi znali równie dobrze jak Biblię. Leżąc na styku Wschodu i Zachodu - Azji i Europy - Bizancjum miało dostęp do ich bogactw, ale też ściągało najazdy z obu stron: starej Europy - różnych barbarzyńców, Bułgarów, Rusi, wreszcie krucjaty w 1204 - i każdej Azji. W końcu stało się tak, że Turcy byli już z obu stron, a po zdobyciu miasta z nawiązką zajęli miejsce dawnego Bizancjum. Islam arabski szybko stracił moc, ale wzmocniła go horda Turków (orda, pasożytnicza armia, ludzie bez pastwisk biorący się za rabunek, odwieczne zjawisko Wielkiego Stepu). Gdy byli poganami rozpływali się bez śladu, jak Hunowie, z przyjęciem wzorów obcych (chrzest-carat czy islam-sułtanat) zyskiwali trwanie w historii, jak Bułgarzy czy Osmanie (szczególnie groźni: wojna nie była dodatkiem do handlu, jak u Arabów, ale istotą ich cywilizacji, a w połączeniu z mistycyzmem sufich stali się fanatycznymi wojownikami ortodoksyjnej sunny, co chętniej bili heretyckich szyitów z Persji czy Egiptu niż chrześcijan, którzy niepotrzebnie wepchnęli się między młot i kowadło - skutek był bardzo poważny od razu: Turcy zamiast rabować Anatolię i odchodzić - po pobiciu Bizancjum - trwale ją zajęli). Wielu chrześcijan wolało islam od ortodoksji (nie rozróżniał herezji, podatki miał mniejsze), ale i prawosławnym bliżej było do muzułmanów niż do katolików z zimnego Zachodu: to inny krąg cywilizacyjny. Spory między chrześcijanami nie dawały szans na pozbycie się Turków z Bliskiego Wschodu, potem i z Bałkanów (w 1203 krucjata zdobyła, a rok potem złupiła Konstantynopol, co było odwetem za pogromy kupców włoskich w mieście i kolonii Galata tuż obok. Zachód pragnął jego bogactw, Grecy zazdrościli kupcom włoskim bogactwa). Nie wykorzystano nawet osłabienie Turków poprzez najazd Mongołów. Tymczasem ci zdobyli pierwsze miasta w Anatolii, a potem na Bałkanach, przyjmując nazwę Rum (aspirowali do władzy nad światem, jak cesarstwo, co było efektem życia tuż obok przez wiele lat). Czarna śmierć, trzęsienie ziemi (zawaliła się kopuła kościoła Mądrości Bożej) etc. podkopują i tak słabe cesarstwo, gdy Turcy tworzą pierwszą zawodową armię od czasów Rzymu, janczarów (w tym czasie Grecy likwidują swą flotę).


Czy upadek Konstantynopola miał znaczenie? Sytuacja Bizancjum

Dawniej datę 1453 brano za kres średniowiecza. Dziś wiemy, że w żadnym wymiarze nie miała charakteru przełomowego: odrodzenie we Włoszech zaczęło się wcześniej, na północy Europy później. Greccy uczeni przybywali do Italii na długo przed upadkiem miasta i długo po nim (ci drudzy nie byli to uciekinierami ze stolicy, ale mieszkańcami nadal niepodległych wysp, szukającymi nie azylu a pracy na zachodnich uniwersytetach). Zachód już wcześniej szukał nowej drogi w świat (do Indii), a znalazł ją ponad pół wieku później. Włosi mieli pewne kłopoty w handlu, ale szło nie o przecięcie szlaku na Wschód (tu od podboju Konstantynopola dla Wenecji poważniejszą stratą był podbój Egiptu), ale raczej zablokowanie Genui dostępu do kolonii nad Morzem Czarnym. Nawet w polityce nie było to tak znaczące: Turcy zdążyli już opanować Azję Mniejszą i Bałkany aż po Dunaj, a miasto w tureckim otoczeniu musiało wcześniej czy później upaść, choć dla Turków jego zdobycie było gwarancją europejskich podbojów (Grecy nie mogli by im zagrozić, ale jakaś zachodnia krucjata mogłaby użyć Konstantynopola jako bazy do wyparcia ich z kontynentu), dla Greków zaś był to symbol upadku ich świata (dotąd nawet ci, co żyli pod okupacją Turków, mogli być dumni, że gdzieś tam ich cesarz symbolizuje chwałę Cesarstwa i Kościoła). Zachód przeżył upadek miasta, ale w niczym nie zmienił swej polityki (czy jej braku) w stosunku do Turków, jedynie papiestwo podjęło próby działania, ale szybko się okazało, że ma własne problemy (schizma, ruch soborowy, napór potęg świeckich, potem protestantyzm). Klęska zbliżała się od dłuższego czasu. Do początku XI w. Bizancjum było potęgą panującą nad dużymi obszarami Bałkanów i Azji Mniejszej, ale w połowie wieku zostało zaatakowane z obu stron przez Normanów i Turków. Zdołało ich odeprzeć od stolicy czy Grecji, ale straciło południową Italię i Anatolię. Szczególnie to drugie było dotkliwe, bowiem stąd brano ludzi do armii i zboże na wyżywienie stolicy, więc teraz jedno i drugie trzeba było kupować, a w kurczącym się imperium brakowało środków. By zyskać wsparcie trzeba było płacić koncesjami na rzecz kupców włoskich, którzy opanowali handel stolicy. Sytuację skomplikowały krucjaty, Bizancjum sympatyzowało z nimi, co zniechęcało Turków, ale nie zaangażowało się w nie w pełni, co zniechęcało Zachód. W efekcie IV krucjata zboczyła z trasy i zdobyła Konstantynopol w 1204. Pół wieku potem, w 1261 Grecy odzyskali miasto, ale nie resztę kraju (częściowo powstały tu księstwa greckie, częściowo utrzymały się łacińskie, istniały weneckie i genueńskie kolonie, także na przedmieściu stolicy, a na Bałkanach rozrastały się słowiańskie potęgi Bułgarii, potem Serbii, które rościły sobie imperialne pretensje). Turcy zachowywali spokój tylko dlatego, że w XIII w. byli naciskani przez Mongołów, jednak już w XIV w. przeszli do ofensywy i w znacznym stopniu opanowali Bałkany, co sprawiło, że Konstantynopol znalazł się w zupełnym okrążeniu. Nie można było liczyć na swoich (Grecy byli pod okupacją często, Słowianie rozbici, Ruś nie wyzwoliła się jeszcze w pełni od Tatarów).

Jedynym wyjściem zdawała się pomoc Zachodu, ale na jej przeszkodzie stało rozbicie kościoła na katolicyzm i prawosławie (spory o teologię i kult nie były tak ważne, jak kwestia prymatu papieża, który był na tym tle przewrażliwiony i u siebie, czy urazy wyniesione z historii wzajemnych kontaktów w ostatnich wiekach). Myślący politycznie cesarze i zainteresowani wymianą intelektualną (znajdujący oddźwięk w Italii i korzystający z odkryć scholastyki) filozofowie byli gotowi rotować swój świat za cenę unii, ale teologowie w odpowiedzi na scholastykę rozwijający antyintelektualny mistycyzm, wyznający go mnisi, szeregowy kler i masy - niechętni łacinnikom z powodu szykan za czasów cesarstwa łacińskiego - byli jej całkowicie przeciwni, woląc ratować duszę (zbawienie wieczne) niż doczesne imperium. Oznaczało to, że wszelkie unie zawierane przez cesarzy (od Lyonu począwszy) będą odrzucane przez Greków, to zaś przekreślało szansę na szersze zaangażowanie Zachodu w obronę schizmatyckiego Konstantynopola. Grecy nie liczyli zresztą już na nic, byli fatalistami a wszystkie okoliczności temu sprzyjały. Konstantynopol stał się cieniem dawnej chwały. Z miliona mieszkańców w XII w., w XV liczba ludności spadła do 100 tys. wraz z przedmieściami, były duże połacie niezabudowane, obrócone w pola i ogrody. Dawne pałace cesarskie i liczne kościoły były w ruinie (wyjątek, to kościół Mądrości Bożej, pochłaniający dużą część budżetu), lepiej wyglądał rejon portu, gdzie były kolonie obcych kupców, często otoczone własnym murem czy palisadą (samo miasto też było podzielone na 13 odrębnych miasteczek), nowy pałac cesarski, uniwersytet i zajazdy czy szpitale dla pielgrzymów. Do tego nieco klasztorów i willi pod miastem, choć te drugie często obróciły się już w marne wioski. Mistra na Peloponezie, stolica despotii Moeri, mimo pałacu, zamków i klasztorów wyglądała na większą wieś. Poza stolicą jedynym miastem serio w Cesarstwie były Saloniki, główny port Bałkanów (w mniejszym mieście nie było tak widać pustek i ruin), w czym nie przeszkodziła im ani rewolucja społeczna, ani zdobycie przez Turków w końcu XIV w. (odzyskane i ponownie oblegane gubernator próbował ratować sprzedając je Wenecji, ale i ta utrzymała je tylko kilka lat, bo w 1430 ostatecznie zdobyli je Turcy).

Napór Turków rósł, tylko inwazja Timura uratowała miasto przed atakiem w 1402 (cesarz musiał wrócić z objazdu po Zachodzie, gdzie szukał wsparcia dla upadającego cesarstwa; nikt nie ruszył na Turków, Włosi rywalizując ze sobą próbowali zachować neutralność wobec obu stron, a król Węgier zajęty był robieniem cesarskiej kariery w Rzeszy). Potem turecki atak opóźniły spory wewnętrzne (w 1422/3; to wtedy sprzedano Saloniki wenecjanom). Mimo to Manuel II - podobnie jak ówczesny rektor uniwersytetu, a inaczej niż ich poprzednicy - był przeciwny unii (synowi radził negocjować, ale nie zobowiązywać się do niczego, bo i tak naród nie kupi tego). Zaczęło się za to odrodzenie kulturowe, intelektualiści nie mieli się już za Rzymian, ale Greków, niektórzy - jak Plethon - sięgali nawet do inspiracji pogańskich. Następca cesarza, Jan VIII uznał, że bez Zachodu nie przetrwa, zgodził się na sobór powszechny (w 1438 Ferrara > Florencja), gdzie prośbą i groźbą większość Greków zgodziła się na unię (w opozycji znalazł się Plethon, bo uznał, że... Rzym to jeszcze większy wróg wolnej myśli niż Konstantynopol), ale po powrocie część delegatów przeszła do opozycji (niektórzy mówili nawet o unii z islamem), część atakowana przez swoich emigrowała do Italii, a jedynym skutkiem było to, że Grecy zostali skłóceni (może - opornie, ale - unię by przyjęli, gdyby Zachód skutecznie interweniował, ale krucjata - skutkiem intryg legata papieskiego - zakończyła się klęską pod Warną w 1444). Ogół był przeciwny unii i były ku temu liczne powody. Zachód zapewne i tak by nie pomógł, jak potem Węgrom w 1526 (wręcz przeciwnie, Habsburgowie je dobili). Tylko odrzucenie unii mogło zachować związki z Grekami pod turecką okupacją (czy innymi kościołami wschodnimi - szczególnie niechętna była Ruś moskiewska, walcząca z łacińskimi krzyżakami, Polską i Skandynawami). W 1437 na 67 biskupów podległych patriarsze Konstantynopola tylko 8 było w cesarstwie (a 7 w despotii Morei), a więc 3/4 kościoła mógł stracić idąc na współpracę z łacinnikami. Wielu Greków sądziło, że lepiej być zjednoczonymi pod władzą Turków niż podzielonymi na peryferii Zachodu. Opuszczony cesarz (matka Helena była przeciw unii, a skłócone rodzeństwo intrygowało przeciw niemu) zmarł w 1448. Sytuacja Konstantynopola była w pełni zależna od rozwoju sytuacji u Turków i możliwości podjęcia przez nich ataku na cesarstwo (tylko ich osłabienie czy inne problemy mogły uchronić czy raczej odwlec upadek Bizancjum).


Anatolia: rozwój sułtanatu osmańskiego. Stosunki z Bizancjum

W VI w. ludność zdziesiątkowała dżuma, porównywalna z Czarną Śmiercią z XIV w., być może to ona podcięła bazę ludnościową > ekonomiczną i polityczną cesarstwa; w VII i VIII pogorszyły sytuację ataki perskie, potem arabskie; dopiero IX w. przyniósł pewną stabilizację w ludnej i bogatej ongiś Anatolii. Odbudowano rolnictwo (spichlerz stolicy) w oparciu nie o latyfundia a komuny wiejskie, które dostarczały państwu pieniędzy (czynsz - a latyfundia były zwolnione z podatków) i rekruta. Granice w górskich rejonach Armenii były w rękach lokalnych baronów, wraz ze swą zbieraniną awanturników żyjących z wojny (nawet, gdy oficjalnie panował pokój). Nie lubili kontroli ze strony władz, nie płacili podatków etc., za to za swe usługi oczekiwali nagród. Mimo wojny z niewiernymi, nie żywili fanatyzmu, dawali schronienie heretykom (często byli Ormianami, wyznawcami kościoła nieortodoksyjnego). Gdy Bizancjum w przypływie wojowniczości w X w. odzyskało część Syrii (granica miast gór przecinała żyzne i ludne niziny, dało jej się bronić przy pomocy regularnej armii z administracyjnych centrów typu Antiochia), baronowie stali się zbędni. Część z nich osiedliła się w głębi Anatolii, zawłaszczając nieprawnie wiejskie komuny, nadal nie słuchając centrali i intrygując, co w XI w. zachwiało władzą w stolicy (ład przywrócił dopiero pod koniec wieku jeden z takich generałów, Aleksy Komnen). Opór przeciw przywracaniu centralnej władzy państwowej (system podatkowy) i kościelnej (ortodoksja) osłabił też obronę granic i wtedy właśnie pojawili się Turcy. Plemiona tureckie znano już wcześniej ze stepu czarnomorskiego, czasem biły się z cesarstwem, czasem dostarczały rekruta. Teraz przeszły przez Persję, gdzie przyjęły islam. Seldżukowie zjednoczyli Turków (z Persji i Chorsanu) w 1055, a kalif Bagdadu (naciskany przez kalifów fatymidzkich z Egiptu > Syrii) oddał im władzę świecką nad swoimi krajami. Ponieważ Turcy uważali Greków za stronników Egiptu, zaczęli napierać na nich, co doprowadziło najpierw do aneksji przez obie strony niezależnych księstw armeńskich, a potem bezpośredniego starcia w 1071 pod Mantzikert, przegranego przez Greków (z braku pieniędzy cesarstwa nie stać było na dostateczną ilość najemników ze stepu i z Zachodu, z których po upadku komun rolniczych składała się armia). Cesarza uwolniono w zamian za neutralność (dla Turków głównym wrogiem był Egipt), ale chaos w Bizancjum i ofensywność lokalnych ghazi (tureckich odpowiedników armeńskich baronów) sprawiła, że Turcy zaczęli przenikać do Anatolii (resztki armeńskich baronów wraz z ich ludźmi wyparto w góry).

Ghazi żyli z łupów, nie dbali zbytnio o poddanych (na dobre i złe); odpowiadało im to, bo chronili ich przed atakami z zewnątrz i centralną władzą. Rodziło to chaos, który niepokoił i sułtanów, więc nie mieli nic przeciw rozbiciu ghazich przez Aleksego. Grecy opanowali żyzne zachodnie doliny oraz północne i południowe wybrzeża, w rękach Turków pozostało teraz już spacyfikowane górzyste wnętrze kraju, gdzie w XIII w. wytworzył się sułtanat Rum = Rzym. Do 1261 cesarze z Nicei bronili zażarcie pogranicza, ale gdy odbili z rąk łacinników Konstantynopol i wplątali się w europejską politykę (spory z Zachodem i Słowianami z Bałkanów) obrona osłabła i Turcy opanowali większość Anatolii. Sułtani żyli z Grekami w pokoju, bardziej dbając o zagospodarowanie kraju, jednak w 1243 zostali pobici przez Mongołów. Nacisk ze wschodu (uciekinierzy tureccy wzmocnili siły ghazich przeciw sułtanom, którzy stali się lennikami mongolskiego ilchana Persji) zdestabilizował państwo, dynastia z czasem wymarła. Bez władzy centralnej powróciła tradycja pogranicznych wojen, podsycana przez chroniących się tu (źle widzianych przez ortodoksów) fanatycznych derwiszy, co doprowadziło do opanowania niemal całej Anatolii. Wyjątek stanowiły przedpola stolicy, gdzie osiedli ludzie Osmana, co paradoksalnie dało im przewagę. Gdy inne emiraty doszły już do morza i nawet z pomocą floty nie miały kogo rabować, oni nadal mogli atakować Greków, co ściągało do nich najaktywniejsze elementy. Gdy ród Osmana zdobył władzę dorobiono mu genealogię staro/turecką (często także arabską czy biblijną i grecką nawet), ale na serio nie byli to nawet wodzowie plemienni a przywódcy grupy, co sama sobie wywalczyła miejsce wśród Turków i reszty. Gdyby Osman nie był wybitnym wodzem, zdominowaliby go napływowi Ghazni albo rozbili Grecy, a tak został (formalnie jego syn dopiero) sułtanem ghazich, kiedy inni - nie mając perspektywy łupów - zaczęli walczyć między sobą. Cesarstwo mogło ewakuować swe posterunki w Azji i, na bazie rozbudowanej floty, blokować dalszą ekspansję Osmana, co szybko zepchnęłoby go na pozycję analogiczne do reszty emirów. Grecy nie docenili go jednak, zrazu walcząc z głównymi siłami tureckimi, póki nie pobił ich w 1301. Wynajęto najemników z Kompanii Katalońskiej, którzy w 1305 rozbili Osmana, ale wkrótce po tym zbuntowali się i wszczęli 10-letnia wojnę domową w Bizancjum. W walkach Katalończycy i Turcy wielokrotnie przechodzili Dardanele w obie strony, przy czym Osman walczył nieraz w cudzej sprawie (w 1308 zdobył dla sąsiedniego emiratu Efez). Dalszej ekspansji nie udało się zapobiec skutkiem walk dynastycznych w Bizancjum.

W 1326 Osman głodem zdobył Brusę (do oblężenia jazda turecka się nie nadawała, rabowano więc okolice, wymieniając greckich chłopów na tureckich pasterzy i bez pomocy z zewnątrz - o co w chwili rozchwiania cesarstwa łatwo - miasta musiały się poddać Turkom). Osman wkrótce zmarł, ale jego politykę kontynuował syn Orchan, który w 1329 zdobył dawną stolicę w Nicei, a w 1337 wielki port w Nikomedii. Zagrożone przez Serbów Stefana Duszana, Bizancjum w 1341 popadło w wojnę domową między regentami Jana V a Janem Kantakuzenem, który pobił ich a porem zaatakował Serbów z pomocą Orchana (dał mu córkę za żonę a jego ludziom pozwolił osiąść w Tracji). Gdy obalono go w 1355, Orchan miał pretekst do interwencji, w 1356 jego syn, Sulejman wkroczył do Europy i zajął Adrianopol. W Azji - prócz podboju resztek ziem greckich - swe panowanie Orchan rozszerzał dzięki przyłączaniu się doń innych Turków (opornych eliminował). Tymczasem wezyr Ala ad-Din organizował państwo, zapraszając strażników wiary, ulemów by zrobili porządek ze zbyt samodzielnymi derwiszami. Miasta chrześcijańskie w razie oporu pozbawiano praw a ludność obracano w niewolników, jeśli jednak poddały się zachowywano ich prawa i własność, co często odpowiadało ludności (tureckie podatki były dużo niższe od cesarskich). Islamu nie narzucano, jednak wielu chrześcijan przyjmowało go by wejść w szeregi nowej elity. Ulemowie stworzyli szkoły, które kształciły kadry dla administracji. Armia składała się dawniej z jazdy, służącej za dziedziczne nadania ziemi. Teraz pojawiła się najemna artyleria, marynarka, kowale i płatnerze (dostawali pieniądze nawet, jeśli mieli nadania ziemskie), dużą część piechoty stanowili chrześcijańscy (ex)niewolnicy, janczarzy, a lekką jazdę służący za łupy Turcy. Wprowadzono jednolite umundurowanie, a sprawny system mobilizacyjny umożliwiał pełne wykorzystanie wojska. Armię tą wykorzystał syn Orchana, Murad (zabił brata przyrodniego, Ibrahima, Sulejman zmarł przedtem, a Halil potem, nie wiadomo, śmiercią naturalną czy zabity). Swe panowanie zaczął od pacyfikacji emirów w Azji. Część miast w Tracji Grecy odbili, ale ze wsi Turków nie zdołano już wyprzeć, a Konstantynopol był otoczony i dostępny tylko z morza, na jego azjatyckich przedmieściach siedzieli Turcy. Gdy w 1365 Murad powrócił do Europy bez trudu zajął greckie miasta w Tracji i przeniósł stolicę do Adrianopola. Dopiero teraz Zachód docenił zagrożenie, Wenecja i Genua zaniepokoiły się o los swych kolonii, cesarz Jan V szukał pomocy w Italii, ale nie miał pieniędzy na werbunek i w 1373 musiał uznać się lennikiem Turcji, co pozwoliło mu stłumić bunty w Konstantynopolu, ale ceną był udział w tureckim podboju ostatniego - poza cesarstwem Trebizondy - greckiego miasta w Azji, Filadelfii.

Zachód planował krucjaty, ale póki co na serio walczyli joannici z Rodos, głównie z emirami Aydinu, głównymi rywalami... Murada. Tymczasem Turcy parli na Bałkany, gdzie podzielona po śmierci Duszana w 1355 Serbia nadal była największą potęgą (analogicznie ułatwiała działanie Turkom, rozbijając Bułgarię w 1330). W 1387 poddały się Saloniki (żyły z handlu i cztery lata blokady dały się we znaki, a Turcy nie ingerowali w sprawy wewnętrzne). Wcześniej w 1371 nad Maricą Turcy rozbili siły południowo serbskie, co doprowadziło do zajęcia części Bułgarii i Macedonii oraz zhołdowania reszty Bułgarii i Serbii. Gdy w 1381 zażądali posiłków wojskowych przeciw emirom w Azji, król serbski Łazarz uznał to za haniebne i wypowiedział wasalstwo. Opór złamano, odbierając Serbom Nisz, ale efektem było zjednoczenie Bałkanów w walce i - jedyne - zwycięstwo Serbów nad Toplicą w 1387. Reakcja była szybka, Turcy rozbili lub zhołdowali władców Bułgarii i południowej Serbii i ruszyli na północ. W 1389, tuż przed bitwą na Kosowym Polu serbski niby-zdrajca zabił Murada, ale jego syn, Bajezid - nic nie mówiąc o śmierci ojca - przejął dowództwo, pobił Serbów, zabił wziętego do niewoli Łazarza, potem swego brata i wtedy ogłosił się sułtanem. Władcą Serbii - jako despota Bajezida - został Stefan. Sułtan szybko (stąd jego przydomek, Błyskawica) opanował Bułgarię i Peloponez, by w 1396 ruszyć na Konstantynopol. Już Murad, w przeciwieństwie do przodków, żywił brak skromności i ambicje cesarskie, co w pełni przejął Bajezid. Atak uniemożliwiła mu jednak wiadomość o krucjacie króla węgierskiego Zygmunta i zachodnich rycerzy. Gdy ich rozbił pod Nikopolis, zajął resztki Bułgarii i Wołoszczyznę. Atak na miasto znów musiał odwołać, bo Włosi zaczęli organizować wielką armadę. Zaczął więc, wbrew praktyce poprzedników, intrygować, aby skłócić Jana VII z cesarzem Manuelem II, który otrzymał ograniczoną pomoc z Zachodu, ale po jej odejściu Bajezid znów był gotów do ataku (a cesarz był nieobecny, podróżując po Europie w poszukiwaniu wsparcia). I znów sytuacja zewnętrzna uniemożliwiła atak, a Turcy znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Znaczną część Azji (od Chin i Bengalu po Morze Śródziemne) opanował Turek, ale i potomek Czingis-chana, Timur = Tamerlan, wielki zdobywca, który jednak nie dorównywał zdolnościom organizacyjnym Mongołów (dziele Chińczyków). Chociaż był fanatycznym muzułmaninem, nie walczył za wiarę a własną pozycję i współwyznawców traktował równie brutalnie jak wrogów. Zaatakował sułtanat otomański w 1386, 1395 i 1402 - zażądał odejścia spod Konstantynopola, a obrażony przez sułtana, zaatakował pod Ankarą. Rozbici przez potężną armię (w tym indyjskie słonie) Turcy uciekli, a sułtan z synem dostali się do niewoli. Jedyny pułk, który utrzymał swe pozycje, to Serbowie despoty Stefana. Dzięki niemu udało się ocalić syna sułtana, Sulejmana. Timur ruszył na podbój Chin, ale w 1405 zmarł.

Napór Turków na Bizancjum. Pierwsza próba zdobycia Konstantynopola

Zachód nie wykorzystał okazji do rozbicia Turków (widać, że i Serbowie także). Paradoksalnie, atak Timura wzmocnił ich siły, bo przyłączyły się do nich liczne, uciekające przed nim plemiona tureckie (wsparła ich Genua, za pieniądze przewożąc Turków z Azji do Europy. Około 1410 ich było ich tu więcej niż Anatolii). Sulejman czuł się niepewnie, by zyskać poparcie cesarza zwrócił Grekom Saloniki i parę miast w Tracji, a obiecał dalsze w Azji. Jako szaleniec i pijak został obalony za swą pro-grecką politykę przez armię w 1409. Jego miejsce zajął brat Musa, który złupił Serbię i zdobył Saloniki bronione przez... syna Sulejmana dla chrześcijan. Rzezie Musy zraziły Turków, w 1413 obalił go brat Mehmed Czelebi (= Dżentelmen), wspierany przez wojsko, ale także Greków i Serbów. Oddał Saloniki i inne miasta Grekom, z którymi żył stale w przyjaźni. Walczył bez rozstrzygnięcia z Wenecją w 1416 i Węgrami w 1419, a także samozwańcem udającym jego brata Mustafę (utrzymywał, że nie zginął pod Ankarą). Większość życia Mehmed spędził na budowie zamków i upiększaniu miast, zmarł w 1421. Rządy przejął jego syn, Murad (nastawiony pokojowo, ponoć należał do zakonu derwiszów). Podejrzewając wsparcie Konstantynopol dla samozwańca, prosił o zaniechanie tego, na co Manuel gotów był przystać, ale jego syn, Jan VIII (wspierany przez senat) parł do konfrontacji i Turcy oblegli miasto w 1422 - bezskutecznie, bo w Anatolii wybuchł bunt wspierany przez miejscowych emirów. W 1428 odparł atak węgierski (a ponoć i polski) zza Dunaju, w 1430 opanował Saloniki (z rąk wenecjan) i Janinę w Epirze. Próbując zmusić Serbów do zerwania z Węgrami, zaatakował (zajęty przez tych ostatnich) Belgrad w 1440, ale bez machin musiał się ustąpić, jak wcześniej z Konstantynopolem. Korzystając z buntu Jerzego Skanderbega w Albanii i emira Karamanii w Anatolii, ruszyła kolejna krucjata. Hunyadi odzyskał Serbię. Ani król Władysław, ani sułtan nie chcieli wojny, zawarto rozejm, który król zerwał z podszeptu legata papieskiego, Cesariniego (wódz węgierski, Hunyadi nie uznał rozejmu w ogóle). Murad już ogłosił zamiar abdykacji (na rzecz klasztoru), gdy wojska chrześcijan przekroczyły Dunaj. Krzywoprzysięstwo to oburzyło Turków i prawosławnych (czy nie była to jednak kalkulacja), co sprawiło, że pomocy odmówił Konstantynopol i Serbia (czynnie blokując Skanderbega). Hunyadi, niechętny wyprawie, ignorowany jako doradca przez legata, jako jedyny przeżył starcie z trzykrotnie liczniejszymi Turkami pod Warną w 1444, zginął król Władysław i kardynał Cesarini.

Po zwycięstwie Murad abdykował, ale nie zadowolenie armii z następcy i opór Albanii wymusiły powrót i wojny (spustoszenie Peloponezu w 1446, odparcie kolejnej ofensywy wieloetnicznych sił Hunyadiego w 1448, co na pokolenie wyeliminowało Węgry z walki, choć Turcy nie zdobyli Belgradu, nadal też walczyli albańscy górale). W Anatolii sułtanat wchłonął emiraty Aydin i Dżermijan a Karamanię zastraszył (reszta jego zwierzchność uznawała). Oddziały janczarów tworzono już nie z jeńców, a poddanych (rodziny chrześcijańskie musiały oddawać armii jednego syna). Uczono ich w specjalnych szkołach, także narzucając islam. Mimo to ogół chrześcijan tolerował władzę Murada, który zmarł w 1451, 3 lata po Janie VIII. Młodsi bracia cesarza nie byli zbyt wybitni, po części zmarli już przed nim. Mimo to w walkach z Frankami opanowali większość Peloponezu, który jednak wkrótce zdewastowali Turcy, a sytuacja despoty Moeri, Konstantyna była tak zła, że nie chciała zań wyjść żadna księżniczka ze Wschodu czy Zachodu. Z woli matki, Heleny został on jednak po śmierci brata cesarzem w 1449. Koronacja po raz pierwszy od 1000 lat (nie licząc czasów Nicei) odbyła się poza stolicą i nie udzielił jej patriarcha, którego powszechnie bojkotowano. Nowy cesarz nie był intelektualistą. Był jednak dobrym żołnierzem i administratorem, a nade wszystko uczciwym człowiekiem. Do rządu zaprosił zarówno dyzunitów, jak i unitów. Gdy nadal szukano dlań żony, u Turków władzę w 1451 przejął Mehmed, jego zupełne przeciwieństwo, człowiek nie dbający o popularność, skryty i wiarołomny, do tego pijak, a w młodości bardzo niezdyscyplinowany, ale uczony i konsekwentny w swych postanowieniach, który postanowił zdobyć Konstantynopol. Zachód i Grecy zrazu go nie docenili, znając jego dotychczasowe wyczyny, nadto sam sułtan odnowił z nimi traktaty pokojowe ojca, a oni chcieli w to wierzyć, zajęci swoimi sprawami i nie mający ochoty na kolejną krucjatę. Ferdynand III Habsburg rywalizował z Hunyadim o Węgry, Karol VII odbudowywał Francję po wojnie stuletniej, rywalizując z bogatszym od siebie wasalem z Burgundii, Filipem Dobrym, który miał się za krzyżowca, lecz nie odważył się opuścić kraju w tej sytuacji. Pokonana Anglia miała dość awantur, a Kastylia i Portugalia miały własnych niewiernych. Jedynie Alfons V Aragoński wykazywał zainteresowanie wschodem, po tym, jak w 1443 zajął Neapol, ale... sam chciał zostać cesarzem, trudno więc było na niego liczyć. Papież Mikołaj V (od 1447) był pacyfistą i uczonym (założył Bibliotekę Watykanu), nie miał posłuchu u władców i nie był skłonny do popierania Greków, jeśli odrzucaliby unię florencką. Tymczasem Grecy, z braku patriarchy zorganizowani w radę Synaxis, chcieli nowego soboru w Konstantynopolu (więcej byłoby tu delegatów kościołów wschodnich, mniejsza rola łacinników), na co papież (wspierany przez Grzegorza Mammasa, patriarchę na emigracji w Rzymie) nie mógł przystać. Grecy bez trudu dogadali się za to z posłem husytów z Czech (czy nie próbowali wyciągnąć z tego korzyści polityczno-wojskowych? Czesi to wówczas najlepsi żołnierze/najemnicy w Europie).

Tymczasem emir Karamanii, wierząc w nieudolność sułtana, zbuntował się w 1451 na czele kilku emirów Anatolii. Bunt szybko stłumiono, zajmując ziemie jego i emira Mentesze oraz przywracając porządek w emiratach Aydin i Dżermijan. Mehmed stłumił też zarzewie buntu janczarów, godząc się na podwyżkę żołdu, ale i zmieniając oficerów na swoich ludzi. Gdy Konstantynopol zbyt natarczywie domagał się wypłaty pensji dla przebywającego na emigracji w mieście Orchana, przypominając o tym, że jest on potencjalnym następcą tronu sułtańskiego, Mehmed zaczął przygotowania do wojny, mając wreszcie pretekst do zerwania pokoju. Posłów greckich zabito, a obok Konstantynopola, po europejskiej stronie Bosforu, w kilka miesięcy 1452 zbudowano zamek, burząc na ten cel okoliczne kościoły i klasztory. Zamek kontrolujący ruch w cieśninie zaniepokoił Wenecję, republika była jednak zajęta wojną w Lombardii, nie mogła liczyć na współpracę Genui, do papiestwa miała żal o to, że nadal nie zapłacił za wynajem statków na krucjatę w 1444, Neapol nie zajął jednoznacznego stanowiska, a floty potrzebowała do obrony swych kolonii, postanowiła więc ograniczyć się do wspierania chrześcijan w razie ataku, ale sama Turków nie chciała prowokować (zgodziła się jednak na werbunek przez cesarza swych łuczników i żeglarzy z Krety). Także Genua musiała bronić swych pozycji na Zachodzie i kolonii na Wschodzie (tu była gotowa na dogadanie się z Turkami w zamian za zachowanie niezależności Pery w Konstantynopolu i innych kolonii nad Morzem Czarnym). Raguza podobnie, ceniąc handel z obu stronami konfliktu i nie licząc na zaangażowanie Zachodu na serio, wolała uniknąć awantur. Tylko papież wysłał do Konstantynopola swego przedstawiciela, metropolitę kijowskiego Izydora (oraz abp Leonarda z Chios) w asyście 200 łuczników, co było gestem gotowości papieża do militarnego wsparcia unitów.

Docenił to zarówno cesarz, jak i lud stolicy. Opozycja usunęła się w cień, ale brak dalszych posiłków z Zachodu sprawił, że entuzjazm minął, doszło nawet do wystąpień przeciw łacinnikom. Izydor, jako Grek, był wyrozumiały, gdy Leonard, jako Włoch gardząc dyzunitami, żądał aresztowania opozycji. Gdy armaty z zamku Rumeli Hisar zatopiło wenecką galerę, która odmówiła poddania się kontroli (wcześniej dwu innym udało się przemknąć obok), w mieście wybuchła panika i znów wzrosły wpływy łacinników. Ogłoszono unię a przeciwnicy zamilkli, jednak entuzjazmu nie było. Zmieniłyby to pewnie posiłki z Zachodu, ale czy Zachód w ogóle chciał pomóc? Turecki wezyr Halil nie chciał wojny, bo przegrana byłaby utratą prestiżu a wygrana zysków z handlu. Konstantynopol nie liczył się już politycznie i można go było zostawić w spokoju. Przeciwnie sądzili wojskowi i sam sułtan: wiedzieli, że Bizancjum jest słabe i niegroźne, ale bali się, że obca enklawa będzie zagrażać tureckiemu panowaniu, gdyby np. cesarz nie widząc szans obrony oddał miasto komuś silniejszemu (tak stało się z Salonikami pokolenie wcześniej), czy służyć za bazę wypadową w razie kolejnej krucjaty. W końcu 1452 zaatakowano Peloponez, by sparaliżować despotom Morei możliwość pomocy dla Konstantynopola, a w 1453 zajęto greckie miasta w Tracji (nad Morzem Czarnym poddały się bez walki, nad Morzem Marmara stawiły opór i zostały zburzone). Zamki i własna flota sprawiły, że Turcy po raz pierwszy mieli przewagę na morzu, mogąc atakować nie tylko od lądu. Pojawienie się floty tureckiej przeraziło Greków i Włochów. Armia lądowa liczyła ponad 100 tys., w tym 12 tys. janczarów, do tego artyleria (w tym największe działo tamtych czasów, zrobione przez pewnego Węgra, który wcześniej nie dostał na ten cel pieniędzy i materiałów od cesarza, tymczasem sułtan dał mu więcej niż ten żądał). Widząc tureckie przygotowania, cesarz wysłał swych dyplomatów na Zachód. Wenecja i Genua nadal były niezdecydowane by działać serio; Neapol zgodził się na zakup zboża na Sycylii; papież był sparaliżowany rozruchami w Rzymie. Nowe wieści ze Wschodu skłoniły Wenecję do wysłania dwu okrętów z 400 ludźmi (w ślad za nimi miało wyruszyć 15 galer przezbrajanych w stoczniach), uchwalono też podatek od kupców lewantyńskich na ten cel. Papież gotów był posłać 5 galer, ale Wenecja przypomniała mu dług z 1444 i to, że Grekom trzeba bardziej żywności niż ludzi. Flota wenecka wyruszyła dopiero, gdy miasto było już od 2 tygodni oblężone, papież wysłał broń i żywność na 3 galerach z Genui, nikt inny nie zareagował. Genua nie skorzystała nawet ze zwolnienia z ceł na dostawy, Węgrzy sparaliżowani byli po klęskach 1444 i 48.

Pomocy nie udzielili także władcy prawosławni: Moskwa była daleko i miała żal o unię z Rzymem. Mołdawia skłócona wewnętrznie, a zhołdowana Turkom Wołoszczyzna bez Węgier nie poważyła się na bunt, zaś despota Serbii, Jerzy posłał wojska na pomoc... Turkom. W Albanii nadal walczył Skanderbeg, ale był skłócony z Wenecją a Turcy podburzali przeciw niemu rywalizujących z nim wodzów. Lokalni władcy (Gruzja, Trebizonda, Morea) sami się bronili z trudem, a joannici bez pomocy z zewnątrz byli bezsilni; nic nie wskazywało też na możliwość buntu emirów z Anatolii. Do walki przyłączyli się za to, rezygnując z opuszczenia miasta, miejscowi wenecjanie (dali 6 statków weneckich i 3 z kolonii na Krecie, by przerobić je na okręty wojenne). Przybyli też ochotnicy z Genui, w tym znany kondotier, Giovanni Giustiani Longo (z 700 najemnikami z wysp greckich, ale i z Włoch), któremu powierzono lądową obronę miasta; przyłączyła się też część mieszkańców Pery, kolonia katalońska z przebywającymi w mieście żeglarzami oraz turecki książę Orchan ze swym dworem. W lutym 1453 doszło do jedynej dezercji, gdy zbiegło 6 okrętów weneckich i 1 z koloni na Krecie, co bardzo osłabiło obronę miasta. Flota była nieliczna, 26 okrętów (na ogół przerobionych z cywilnych): 5 weneckich i 3 z kolonii na Krecie, 5 genueńskich, po 1 z Ankony, Katalonii i Prowansji oraz 10 cesarskich. Jeszcze gorzej wyglądała armia lądowa, okazało się bowiem, że w mieście jest zaledwie około 5 tys. Greków i 2 tys. cudzoziemców zdolnych do noszenia broni. Dysproporcja w stosunku do sił tureckich były duża (flota 1:5, armia lądowa 1:15), a wojska do obsadzenia ponad 20 km murów mało (na każde 3 m przypadał zaledwie jeden człowiek). Wojska tureckie otoczyły Konstantynopol między 2 a 6 kwietnia 1453, 7 kwietnia rozpoczął się atak na miasto.


Zdobycie Konstantynopola: bohaterska obrona i przypadkowa klęska

Pierwsze szturmy okazały się niepowodzeniem, nie udało się wedrzeć ani przez wyłom w murze (atakowano głównie odcinek środkowy nad potokiem Likos), ani sforsować zapory oddzielającej zatokę Złoty Róg od Morza Marmara. Okazało się bowiem, że chrześcijanie mają lepsze zbroje i są lepiej wyszkoleni, a tam, gdzie Turcy nie mogli atakować szerokim frontem przewaga liczebna nie miała żadnego znaczenia. Duże straty w umocnieniach miasta wywoływał ostrzał artyleryjski, ale nocami obrońcy łatali wyrwy w murze. Turcy zdołali lądem przenieść swe statki na Złoty Róg; można je było spalić, ale bierność Pery, opóźnienia ataku przez genueńczyków, a nawet zdrada tajemnicy uniemożliwiły to. Jednak Turcy nic nie zyskali i - wobec przewagi wyszkolenia, głównie włoskich, marynarzy broniących zapory - po pozorowanym ataku 21 maja zrezygnowali z dalszych prób, by niepowodzeniami nie podkopywać morale armii. Niepowodzeniem zakończyły się próby podkopania się pod mury miasta na odcinku północnym, przy dawnym pałacu cesarskim Blachernos: wszystkie miny wykryto, podkopy zawalono lub zalano wodą (w jednym z wypadów minerów serbskich w służbie tureckiej aresztowano, torturami wymuszono ujawnienie wszystkich min i wówczas Turcy zaprzestali podkopów). Turcy powrócili do prób ataku na najsłabszym odcinku murów, nad potokiem Likos, tym razem z użyciem wież oblężniczych, ale obrońcy je spalili. Obrońcy tracili jednak siły i zapasy, których przeważnie nie mogli uzupełnić. Wyjątkowym zdarzeniem było przebicie się trzech genueńskich galer od papieża i cesarskiego statku ze zbożem z Sycylii. Łódź, która wypłynęła na poszukiwanie floty weneckiej - nie wiedząc, że zbiera ona posiłki z Krety i innych wysp - zawróciła, a informacja o braku pomocy z zewnątrz osłabiła nadzieje obrońców. Namawiali oni cesarza do ucieczki z miasta i organizowania walki z zewnątrz, ale odmówił. Odrzucił też tureckie propozycje poddania się (wyjścia z miasta z całym majątkiem ruchomym) lub zapłacenia 100 tys. bizantów haraczu rocznie, co dało sułtanowi wolną rękę do ataku zgodnie z zasadami islamu (wezyr i część rady wzywały do porzucenia bezowocnego od 7 tygodni oblężenia, ale wojsko poparło sułtana i ten obiecał kolejny szturm). 24 maja zaćmienie księżyca w pełni (symbolu miasta) Grecy odczytali jako tryumf islamu (ostał się brzeg z niego tylko). Nazajutrz podczas procesji upadła ikony patronki miasta, Maryi (autorstwa ponoć samego św. Łukasza ewangelisty), tonąc w błocie przez burzę z gradem i piorunami, a dwa dni potem pojawiła się nieznana tu o tej porze roku mgła i dziwna poświata wokół kopuły kościoła Mądrości Bożej (źródłem cudów na niebie był ponoć wybuch wulkanu na Pacyfiku, co zmroził planetę przejściowo). Wszystko to zostało uznane za zły omen, co wzmocniło tradycyjny już pesymizm Greków, wśród których od dawna krążyły przepowiednie o upadku miasta.

Turcy starannie przygotowali się do decydującego szturmu, pragnąc za wszelką cenę jednym uderzeniem zdobyć miasto. Atak miał się rozpocząć na całej linii, tak by chrześcijanie nie mogli się skupić na obronie żadnego odcinka, jak dotąd. Pod mury od strony morza miała podejść też cała flota, przynajmniej symulując desant (zastraszono też Perę, aby nie odważyła się w dniu następnym udzielić jakiejkolwiek pomocy Konstantynopolowi). Sam miał poprowadzić szturm na środkowym odcinku, nad potokiem Likos. Armii obiecał udział w łupach (zgodę na trzy dni rabunku, a potem równy podział dla wszystkich), choć odwoływał się i do uczuć religijnych (obowiązku udziału w św. wojnie). Sułtan postanowił słać ludzi do ataku falami, licząc na wyczerpanie chrześcijan, którzy nie mieli odwodów. Przed bitwą dał swoim ludziom odpocząć. Cisza była taka, że niektórzy obrońcy się łudzili, że Turcy odchodzą. Tymczasem chrześcijanie sprzeczali się między sobą (najpierw Włosi między sobą - wenecjanie i genueńczycy oskarżali się o unikanie walki, zdradę etc. - potem także z Grekami; kłócono się o to, gdzie rozmieścić wojska czy armaty, ale i o pieniądze za przeniesienie broni z warsztatów na mury etc.). Wielu schodziło z posterunków by szukać żywności dla siebie i rodziny (cesarz próbował kupować ją i rozdawać potrzebującym). W przeddzień szturmu sytuacja się uspokoiła, chrześcijanie zdali sobie sprawę z powagi sytuacji. Cesarz mówił, że człowiek musi być zawsze gotów umrzeć za wiarę, ojczyznę, rodzinę lub władcę, teraz zaś będzie mógł zginąć za wszystkie cztery rzeczy naraz. Odwoływał się do wojny religii, tradycji Grecji i Rzymu, podziękował za pomoc Włochom i wezwał wszystkich do wytrwania. Pogodzeni Grecy i Włosi poszli razem do kościoła Mądrości Bożej, bojkotowanego przez ludność od przyjęcia unii (trochę poniewczasie). Za żołnierzami na murach zamknięto na rozkaz Giustianiego bramy muru wewnętrznego tak, aby nie mogli się cofnąć.

W nocy z 28 na 29 maja 1453 sułtan uznał, że wszystko gotowe jest do ataku i wydał rozkaz do szturmu wzdłuż całej linii (w ten sposób pierwszy raz przewaga liczebna miała znaczenie i mogła zrównoważyć lepsze zbroje i wyszkolenie chrześcijan). Najpierw ruszyli baszybuzuki (najemnicy walczący dla łupu: Turcy, ale przeważnie europejczycy, często Grecy). Ich zadaniem było zmęczyć obrońców nim ruszą doborowe oddziały tureckie (sami byli niekarni, więc sułtan ustawił za nimi oddziały żandarmerii, mające przywracać dyscyplinę w razie cofania się po niepowodzeniu pierwszych prób. Za nimi szli janczarzy). Chociaż atak szedł na całej linii, serio atakowano tylko wzdłuż Likos. Na innych odcinkach najemnicy nie mieli szans, chrześcijanie byli lepiej wyszkoleni, a ilość najemników działała paradoksalnie przeciw nim, bo tłocząc się przeszkadzali sobie nawzajem, zaś pojedynczy cios czy pocisk ranił wielu naraz. Po dwu godzinach sułtan kazał ich wycofać. Gdy chrześcijanie myśleli, że to tylko nocny wypad, atak rozpoczęły pułki anatolijskie, lepiej wyszkolone i uzbrojone, karne i złożone z samych muzułmanów, przywrócono też ostrzał artyleryjski. Powtórzył się problem ze stłoczeniem dużych sił na małym odcinku. Armatni pocisk rozbił barykadę i Turcy próbowali się tędy przebić, ale atak załamał się i też zostali wycofani. Na innych odcinkach siły tureckie były słabsze, szczególnie od strony morza, gdzie do obrony wystarczyli mnisi i dwór Orchana. Większe nasilenie walk miało miejsce w rejonie Blachernos, lecz i tu Włosi wytrzymali atak. Wtedy do walki wkroczyli janczarzy. Nie atakowali chaotycznie, jak poprzednicy, ale posuwali się systematycznie naprzód. Przez cztery godziny atakowały kolejne fale, doszło do walki wręcz. Także oni nic nie osiągnęli, jednak chrześcijan mieli pecha: ktoś nie zaryglował małej bramy w rejonie styku Blachernos z Murem Teodozjusz, przez którą dokonywano (skutecznych) wypadów na Turków. Teraz wdarli się tędy, ale zostali otoczeni i zostali niemal wycięci w pień, gdy obrońców dosięgnął kolejny pech: kula armatnia raniła Giustianiego, który wbrew własnemu rozkazowi postanowił wycofać się za mur wewnętrzny. Wybuchła panika, genueńczycy zaczęli biec ku otwartej bramie muru wewnętrznego, gdy ją zamknięto Grecy z cesarzem pozostali sami. Janczarzy widząc to ruszyli do ataku, wdarli się na palisadę i zaczęli spychać Greków w kierunku muru wewnętrznego. Gdy wdarli się na nie broniony wewnętrzny mur i wywiesili na jednej z baszt swą flagę podniósł się okrzyk: miasto wzięte! Okazało się, że nikogo więcej nie ma do obrony (nie wiedzieli, iż taka garstka powstrzymywała wielką armię sama).

Chaos sprawił, że obrona się załamała, a Turcy pierwszy raz mogli skorzystać z przewagi liczebnej. Cesarz próbujący osobiście powstrzymać wroga ruszył do ataku i nigdy więcej go nie widziano. Nieliczni próbowali stawiać opór, ale widząc beznadziejność sytuacji zaczęli przebijać się w kierunku Złotego Rogu, gdzie stała chrześcijańska flota. Część zginęła lub dostała się do niewoli - jak burmistrz wenecjan, Minotto - nieliczni przedostali się do Pyry. Grecy uciekali do domów, bronić rodzin, Włosi do portu - nieliczni stawili opór w pojedynczych basztach. Turcy rozbiegli się po murach by otworzyć bramy czekającym na innych odcinkach towarzyszom, w dzielnicy Petrion (za pałacem Blachernos) w zamian za obietnicę oszczędzenia otworzyli je sami mieszkańcy, miejscowi rybacy. Na murze południowym, którego Turcy nie zdołali sforsować, obrońcy zostali otoczeni, część zginęła, większość dostała się do niewoli. Od strony morza walczyli już tylko Turcy Orchana i Katalończycy w rejonie pałacu cesarskiego, reszta poddawała się w nadziei na oszczędzenie. Izydor przebrał się i próbował uciec, opuszczając Akropol. Chciwość ocaliła życie wielu chrześcijan, Turcy bowiem porzucili swe okręty i zaczęli rabować, aby nie ubiegła ich piechota (sądzili, że flota chrześcijańska nie zdoła przebić się przez zaporę i będzie można ją zrabować potem). Chrześcijanie po konsultacjach z Perą (wbrew sytuacji zachować neutralność chciała) rozbili zaporę. Z obu portów wyszło 7 statków i 1-2 okręty genueńskie, większość okrętów weneckich i 4-5 cesarskich. Wspólnie długo czekały przed zaporą na ludzi próbujących dotrzeć na nie wpław czy łódkami, potem tuż za nią na ewentualne kolejne statki, a po godzinie flotylla ruszyła na morze ku Italii. Resztki floty tureckiej zablokowały w Złotym Rogu te statki chrześcijan, które nie zdążyły wyjść w morze: 4-5 okrętów cesarskich, 2-3 genueńskie i cywilne statki weneckie (zatłoczone uchodźcami skutkiem przeładowania nie były w stanie wypłynąć z portu). Do Pery zdołał jednak dotrzeć pewna ilość małych łodzi. Ostatni punkt oporu, trzy wieże u wejścia do Złotego Rogu bronione skutecznie przez marynarzy z Krety, poddały się w zamian za możliwość załadowania na stojące poniżej na brzegu dwa okręty i swobodne odpłynięcie, na co Turcy - widząc ich bohaterstwo - przystali.


Skutki upadku cesarstwa Bizantyńskiego

Po pierwszych rzeziach i rabunkach przywrócono jako taki porządek i sułtan wkroczył do miasta. Cesarza, jak wcześniej Władysława Warneńczyka, nigdy nie odnaleziono. Sułtan kazał go szukać, lecz nie wiadomo, czyje ciało znaleziono i wydano rodzinie - jego rzekomy grób zachował się do dziś, ale zaniedbany, widać nikt nie uwierzył, że to on. Tradycja muzułmańska kazała zachować nienaruszone miasta (także świątynie), jeśli się poddały, nałożyć haracz, jeśli skapitulowały po walce, ale zdobyte szturmem przez trzy dni rabować, a świątynie przerobić na meczety. Zrazu po zdobyciu Konstantynopola zaczęła się rzeź ludności. Turcy nie wierzyli być może, że walka się skończyła, byli też wściekli, że tak nieliczni obrońcy stawili im tak zacięty opór. Potem zaczął się rabunek a zdobywcy połapali się, że ludzie - obok nielicznych kosztowności - to być może ich jedyny łup. Rabowano pałace i kościoły, z których porywano chroniących się tam ludzi, potem magazyny portowe i bazary, kościół Mądrości Bożej, gdzie część jeńców niemal na śmierć rozszarpano, gdy się o nich kłócono (to samo powtórzyło się potem w obozie wojskowym, gdzie ich zabrano), a w końcu prywatne domy, zabierając dobytek wraz z mieszkańcami. Spalono większość - przeważnie klasztornych - bibliotek, jednak część Turków dostrzegła i w nich wartość, sprzedając potem stare księgi za grosze. Część kościołów zniszczono tak, że nie dało się już ich naprawić. Wieczorem nie było już czego rabować i nikt nie protestował, gdy sułtan ogłosił koniec grabieży. Przez kolejne dni dzielono łupy, było około 50 tys. jeńców, w tym 500 rycerzy, zginęło 4 tys. żołnierzy i cywili. Gdy sułtan wszedł do kościoła Mądrości Bożej, oburzył się na dewastowanie posadzek (wszelkie budowle miał za swój łup i burzyć ich nie pozwalał), a tych chrześcijan, których dotąd w nim nie pojmano, kazał puścić wolno, ale kościół oddał na meczet. Wraz z marszem sułtana przez miasto przywracano spokój, odsyłając armię do obozu. Nazajutrz wybrał swoją część łupu, a resztę rozdał tym, którzy nie mogli wziąć udziału w rabunku. Wybrał sobie arystokratów, damy zwolnił, dając pieniądze na wykup rodzin, zatrzymał sobie do seraju część młodzieży (części ofiarował służbę w randze oficerów, jeśli zmienią wiarę, ale zgodzili się nieliczni). Tych ministrów, których udało mu się rozpoznać, wykupił z rąk armii i część z nich zwolnił, w tym Łukasza Notarasa, jednego z dowódców obrony miasta. Litości nie okazano jeńcom włoskim, ale część uratowała się dzięki nie rozpoznaniu i wykupieniu przez kupców z Pyry, jak ich rodak, abp Leonard; kardynał Izydor, który zamienił się ubraniem z jakimś żebrakiem (tamten zginął), też został wykupiony za gorsze przez genueńczyków. Udałoby się uciec pewnie i Orchanowi, ale zdradził go ktoś z jego ludzi.

Giustiani wydostał się z miasta, dotarł na Chios, gdzie wkrótce zmarł. Genueńczycy mieli go za bohatera, wenecjanie i Grecy doceniali waleczność, ale uznali, że zdezerterował, za co potępił go nawet rodak, abp Leonard. Po trzech dniach sułtan ogłosił, że ci, co uniknęli niewoli lub zostali z niej wykupieni, mogą spokojnie wrócić do domów. Było ich niewielu, podobnie niewiele domów nadawało się do zamieszkania (także je rabunki zrujnowały). Łukasza Notarasa mianował gubernatorem zdobytego miasta, ale zginął z całą rodziną wkrótce, odmawiając oddania syna do seraju. W stanie upojenia kazał zabić 9 innych ministrów, o co miał żal do doradców po wytrzeźwieniu, choć może nie było to szczere. Część miasta (z ludźmi, domami i kościołami) przetrwała bez uszczerbku, poddając się bez walki (oni też wykupywali potem innych). Kościół św. Apostołów przetrwał, bo sułtan kazał go chronić (miał być głównym kościołem chrześcijan po odebraniu im kościoła Mądrości Bożej). Potem sułtani nie byli już tak wyrozumiali, ale Mehmed Zdobywca chciał pokazać, że uważa się za władcę Turków i Greków, spadkobiercę cesarstwa. Odkupił z niewoli przywódcę dyzunickiej opozycji, Jerzego Scholarisa, i mianował go patriarchą (w roli przywódcy miletu, samorządnej społeczności greckich poddanych sułtana), co potwierdzili możliwi do zebrania biskupi (oficjalnie intronizowano go - pod nowym imieniem Gennadiosa - w 1454, z sułtanem w roli cesarza). Patriarcha miał być wolny, zwolniony z podatków, nieusuwalny z urzędu i mieć prawo przekazać swe przywileje swym następcom. Sądy biskupie rozstrzygały w/s kościelnych i rodzinnych, świeckie sądy patriarsze w pozostałych cywilnych między prawosławnymi. Sprawy kryminalne i te z udziałem muzułmanów rozstrzygały sądy tureckie. Podatki wybierać mieli wójtowie (duchowni byli z nich zwolnieni, choć mogli świadczyć - nominalnie dobrowolne - daniny). Tylko kler mógł zachować brody, reszta miała mieć strój wyróżniający niewiernego i zakaz noszenia broni, a do janczarów dzieci zabierano nadal. Do XVIII w. w rękach chrześcijan w stolicy pozostało tylko 3 stare kościoły (w tym 2 kaplice), inne były nowe i w formie nie wskazującej na ich przeznaczenie.

Mimo zdobycia Konstantynopola sułtan nadal budował swój pałac w Adrianopolu, ale potem postanowił przenieść się do cesarskiej stolicy i zaczął jej odbudowę (chciał zbudować wielką stolicę na miarę spadkobierców Cezara. Próbował nawet zdobyć Rzym, a jego armia zajęła południe Włoch w 1481, ale sułtan zmarł w trakcie jej marszu na stolicę papieży). Zachęcał Turków do osiedlania się w mieście, udzielając pomoc w budowie domów i sklepów, wspierano chyba nawet Greków. Zachęcano też arystokrację grecką by przeniosła się do stolicy ze swych ziemskich posiadłości, choć często kończyło się to potem dla niej śmiercią (elity chciano się pozbyć, by nikt nie nawoływał mas do buntu). Przesiedlono tu też część ludności Trebizondy i innych podbitych miast greckich. Potem Grecy (także Ormianie czy wygnani z Hiszpanii przez rekonkwistę Żydzi) osiedlali się tu sami, dla interesu. Nim sułtan zmarł Konstantynopol stał się znów kwitnącym miastem, ludność urosła czterokrotnie, a po stu latach osiągnęła pół miliona. Wieść o upadku Konstantynopola dotarła na Kretę 9 czerwca, do Wenecji 29, a 8 lipca do Rzymu (ostrzeżono także Neapol). Na Zachodzie wszyscy byli zaskoczeni, choć nie zrobili nic by do tego nie doszło. Flota wenecka dotarła na Chios i czekała tam na pomyślne wiatry, gdy przybyły tu genueńskie galery uciekające z Bizancjum. Wenecja zaczęła myśleć o zabezpieczeniu swych kolonii, przywróceniu porozumienia handlowego z sułtanem i odzyskaniu swych cywilnych statków i ludzi (udało się ich potem wykupić, statki także). Na poczet spłaty długów skonfiskowano majątek grecki zainwestowany w weneckie statki, mimo to straty Wenecji wyniosły 200 tys. dukatów, a jej kolonii na Krecie 100 tys. Genua, wyczerpana wojnami z Neapolem, Mediolanem i Francją o swą niezależność, nie miała środków na obronę swych kolonii. Pera - mimo niechęci sułtana za jej dwuznaczną postawę - uzyskała wolność handlu (także dla kupców z Genui), zwolnienie od podatków (oprócz pogłównego od dorosłych mężczyzn) i samorząd (w mieście, poza urzędnikami, nie wolno było mieszkać Turkom), musiała jednak oddać broń i zburzyć mury. Republiki nie stać było ani na obronę kolonii nad Morzem Czarnym i na Chios, ani na ich utratę (musiałaby płacić odszkodowania za utracone mienie, a kasa była pusta). Zarząd kolonii przejął jednak bank Consilio św. Jerzego (spadek dochodów i brak pomocy wojskowej sprawiły, że w ciągu pół wieku wszystkie wpadły w ręce Turków i zależnych od nich Tatarów), a rządzącej Chios kompanii kazano dogadać się z Turkami samemu. Straty innych miast były mniejsze, prowadząc handel lokalny, a nie daleki, faworyzowane przez sułtana kolonie Ankony i Florencji, a nawet Katalonii (mimo jej walki do końca) szybko odzyskały dawną pozycję, a Raguza, która z przyczyn opóźnień administracyjnych nie zrealizowała porozumienia z cesarzem, teraz po 5 latach negocjacji przejęła dużą część handlu lewantyńskiego.

Papież wzywał do krucjaty, ale bez echa (oprócz błazeńskiego bankietu Filipa Dobrego, który obiecał walczyć i... tyle); Europa była zajęta swoimi problemami. Mikołaj V zmarł w 1455, jego następca, Katalończyk Kalikst III, jako obcy był niepopularny w Italii, mimo to posłał flotę na Morze Egejskie, gdzie zdobyła Naksos i kilka innych wysp, ale żaden kraj europejski nie chciał ich przejąć i wkrótce odzyskali ją Turcy. Europejczycy nie rozumieli, czemu mają dawać pieniądze a nawet walczyć - z równie abstrakcyjnymi Turkami - za sprawę ludzi, których przez dwa wieki papiestwo oskarżało jako schizmatyków, a ostatnio podważało szczerość unii. Uczeni porównywali Turków z mieszkańcami Troi, a upadek Konstantynopola mieli za karę dla Greków za jej zburzenie. Władcy wschodni z Serbii, Trebizondy, Gruzji, Morei, Chios itp. przybywali z darami dla sułtana i pieniędzmi na wykup jeńców. Tylko joannici z Rodos odmówili uznania władzy sułtana i płacenia daniny, ale nie był w tej chwili w stanie ich do tego zmusić. Wydawało się, że sułtan pogodził się z istnieniem chrześcijańskich enklaw, ale trudno im było zgromadzić dość pieniędzy na daniny, a na dworze sułtańskim zaczęły zachodzić niepokojące zmiany. W sierpniu został obalony wezyr Halil, oskarżany o branie pieniędzy od Greków i ugodową politykę wobec nich. Miejsce jego i innych starych ministrów zajęli fanatycy islamu, dążący do dalszych podbojów. W 1459 zajęto Serbię (rozrywaną sporami wewnętrznymi i rywalizacją Turków z Węgrami, którzy do 1521 utrzymali Belgrad), a Bośnię w 1463. w tym samym czasie padły też ostatnie pół-zależne księstwa greckie: Imbros, Tenedos, Lemnos, Lesbos, miasto Enos, Ateny i Teby. Cesarscy bracia w Moeri kłócili się między sobą i z poddanymi - bunt Albańczyków wsparło część Greków a nieoficjalnie i Wenecja - przeciw którym wzywali Turków. W 1458, gdy zaniedbali płacenia daniny, Turcy wkroczyli na Peloponez, odbierając im pół kraju. Gdy nadal nie płacili i zaczęli szukać wsparcia we Włoszech, w 1460 zostali wygnani. Na wschodzie doszło do sojuszu Gruzji, Trebizondy i Turkmenów z plemienia Białych Owiec, którzy opanowali część Anatolii, oraz emirów Synopy i Karamanii. Atak turecki w 1461 osłabił zwartość sojuszu. Trebizonda - ostatnia grecka stolica - skapitulowała, część jej elit i klas średnich wywieziono do Konstantynopola, reszta trafiła do niewoli, seraju lub janczarów. Pozostało kilka wysp i portów w rękach Wenecjan i Franków oraz górale na Peloponezie.

Padły i inne kraje prawosławne. W 1468 po śmierci Skanderbega skapitulowała Albania, a z nią tutejsze weneckie porty. Przed naporem Turków i Wenecji broniła się Czarnogóra, za legendarnego Draculi, czyli Włada Palownika (1456-62) niepodległa była Wołoszczyzna, a - zhołdowana w 1456 - Mołdawia za Stefana (1457-1504). W czasie, gdy na Bałkanach i w Azji mniejszej prawosławni przegrywali, był jedne wyjątek, Ruś [na serio Moskwa; Runciman nie zauważa, że to tylko część Rusi, a pozostała była częścią polsko-litewskiej Rzeczpospolitej]. W tym czasie wyzwalała się spod władzy Tatarów i uznała się spadkobiercą Bizancjum, które zdradziło (unia) i przegrało. Pojawił się mit III Rzymu [w tych czasach nie był on chyba zbyt popularny, tak jak w XIX w. czy dziś]. Dla sułtana była to abstrakcja, zmieniło się to dopiero, gdy Rosja zaatakowała Tatarów krymskich a potem Turcję w XVIII-XIX w. Na Zachodzie - poza papieżem, paru uczonymi i romantykami - nikogo nie interesowała walka za wiarę (to już był inny świat, choć mogłyby temu przeczyć wojny XVI-XVII w., tu jednak religia mogła być tylko pretekstem, skoro katolicka Francja była przeciw cesarstwu a luterańska Dania za). Turcja walczyła z Węgrami, Wenecją i paru ich sprzymierzeńcami, ale nigdy z całą koalicją (nikt nie pomógł pod Mohaczem Węgrom, na Rodos joannitom, a na Cyprze i Krecie Wenecjanom). Efektu wspólnego zwycięstwa floty Habsburgów i Wenecji pod Lepanto nie było [?], Habsburgowie sami musieli bronić Wiednia [zależy, kiedy - w 1683 mieli wsparcie Polski i Niemiec, a potem zaczęli skuteczne wypieranie Turków na Bałkanach], a Włosi i Niemcy, mimo groźby tureckiej inwazji, nie unikali wojen domowych. Gdy arcychrześcijański król Francji sprzymierzył się z sułtanem przeciw Świętemu Cesarstwu Niemeickiemu, stało się jasne, że duch krucjat zanikł [znów nie wiem, jak w świetle tego oceniać Świętą Ligę z końca XVII w. Mam wrażenie, że Runciman niektóre sprawy upraszcza: czasem wierzy w slogany - jak z Moskwą jako III Rzymem - a to, co nie jest przedmiotem jego właściwego wykładu, znana pobieżnie. Nawiasem mówiąc: właściwy wykład, czyli opis walk o miasto w 1453, większe wrażenie zrobił na mnie u Crowleya, gdzie pojawia się fascynująca historia zmiany muru w wał - a łaty były bardziej odporne niż to, co łatane - walk na wodzie i pod ziemią czy chodząca po ziemi flotą i wieże, a choć wynik jest z góry znany, do końca lektury zdawało mi się, że Bizancjum można było jeszcze uratować J].

Ludzie, którzy przeżyli, w większości pozostali pod władzą turecką. Tylko część elit wyjechała na wyspy greckie i do Włoch. Rodzina cesarska była zdana raz na łaskę, raz na niełaskę sułtana, bądź biedowała w Italii pod opieką papieża, choć zdarzały się i mariaże z wielkim księciem moskiewskim czy królem polskim. Poza linią potomków syna Skanderbega, żyjącą nadal na południu Włoch, dość szybko wymarła bezpotomnie, tak na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Ministrowie także żyli w trudnych warunkach (wielu z nich, podobnie jak niektórzy krewni cesarza zakończyli życie w klasztorach, choć nie brak było renegatów czy awanturników). Dla ogółu upadek cesarstwa niewiele zmienił, większość jego rzekomych skutków miała przyczyny starsze czy różne niż katastrofa cesarstwa (emigracja greckich uczonych do Włoch, załamywanie się włoskiego handlu lewantyńskiego skutkiem odkryć geograficznych, wzrost pozycji Moskwy wśród prawosławnych, szczególnie po unii florenckiej). Gdyby nawet jakiś przypadek uratował Bizancjum w 1453, upadłoby wkrótce potem, jak ogół sąsiednich państw (zmienił się punkt ciężkości i kierunek zainteresowań Europy). Dla Greków była to jednak katastrofa. Wprawdzie zdołali zjednoczyć się pod władzą patriarchy, ale stali się ludźmi drugiej kategorii, podatnymi na demoralizację w skorumpowanym i opartym na przemocy państwie. Nie udało się też utrzymać więzi cywilizacyjnej - zarówno w oczach Zachodu, jak i greckich powstańców z XIX w. - byli spadkobiercami Grecji antycznej, ale nie Bizancjum, które uznano za ostoję zabobonu, zapominając, że bez niego tradycja antyku nie żyłaby i nie przetrwała do naszych czasów. Państwo greckie objęło tylko Helladę a nie spadek po ziemiach Wielkiego Komnena.


Źródła do badań

Historyk piszący o upadku miasta ma szczęście, bowiem zachowało się dużo źródeł z epoki, często pisanych przez zawodowych historyków, czasem znających sprawę z pierwszej ręki. Przeważnie są ze sobą zgodne i uczciwe, jeśli wziąć poprawkę na narodowe uprzedzenia poszczególnych autorów. Główne źródła greckie to dzieła Phrantzesa, sekretarza cesarza, oraz historyków Dukasa, Chalkokondylesa i Kritobulosa (dwaj ostatni pisali jakby od strony tureckiej), parę drobniejszych pism i listy Scholarisa. Źródła bałkańsko-słowiańskie to Pamiętniki janczara Polaka (w rzeczywistości Serba wysłanego do pomocy Turkom, który potem wyjechał do Polski) i relacja, być może Nestora-Iskandera, znana z przeróbki ruskiej, rumuńskiej i bułgarskiej. Zachodnie to dziennik weneckiego lekarza Barbaro, relacja abp Leonarda i podesty Pery, Lomellino, listy kardynała Izydora oraz kilka innych. Paradoksalnie, najmniej jest relacji tureckich, które ograniczają się do budowy zamku nad Bosforem i samego zdobycia miasta (widać wcześniejsze szturmy nie były powodem do chwały), potem zaczęły się legendy (analogicznie: lamenty w folklorze greckim).


Janusz P. Waluszko


Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)