14 października 2016
Katarzyna Urbanowicz
Serial: Prababcia mniej ezoteryczna
Usłużne szczury
◀ Dwoje starych ludzi w parku ◀ ► Ryby żeglujące w powietrzu ►
Zatraciłam odporność na pewien gatunek ludzi. Prawdę mówiąc wydawał się już bliski wytępienia, ale nie, powraca, w nowej, wspanialszej odsłonie, coraz żywszy i odporniejszy, a co gorsza, przejmujący nowy rodzaj zachowań, dotychczas właściwy innemu gatunkowi. Hodowla takich ludzi postępuje pełną parą na wszystkich szczeblach społecznych. Nie tylko misiewicze w polityce stanowią ich godne przedstawicielstwo.
Mamy oto młodego człowieka, wychowanego w dość skromnych warunkach życiowych, przy ciągle nieobecnym ojcu i troskliwej matce. Niewiele w życiu zrobił, niewiele się nauczył, poprzestał na maturze, i, jak domyślam się, cechowała go wspólna wielu młodym tego pokolenia niechęć do przemęczania się. I oto, dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i spokrewnieniu znalazł bez wysiłku pracę. Rzucony od razu na szerokie wody biznesu wyrobił sobie właściwy tego typu ludziom stosunek do wszystkich otaczających go ludzi i zjawisk, a jego modyfikacja w czasie odzwierciedla jednolitą strategię, nakierowaną nie na poprawianie swoich kompetencji, a na manewrowanie otoczeniem. Na początku cechuje go:
— bezwzględne posłuszeństwo swojemu mentorowi. Nie oznacza to oczywiście wierności na zawsze, bynajmniej i nie oznacza w ogóle jakiejkolwiek wierności. Oznacza płaszczenie się, nazywane kiedyś lizydupstwem. Z początku dla otoczenia jest to śmieszne, jako że brak wykształcenia i finezyjności, a ograniczanie się do dawno wyśmianych w kabaretach i prymitywnych zagrywek wydaje się jakąś przywarą, łatwą do obnażenia i nie zagrażającą nikomu na serio. Owe lizydupstwo rozciąga się na bliską rodzinę protektora, na dalszą już nie bardzo, a na współpracowników w ogóle. Protektor raczej tego nie zauważa, widzi inne zalety współpracownika, których otoczenie nie dostrzega.
— w miarę uzyskiwania sukcesów rośnie jego bezczelność. Już nie trudzi się ukrywaniem swoich wpadek, a przeciwnie, czyni z nich sukcesy. Stopniowo cały wysiłek obraca nie na wykonanie zadań, a na wytłumaczenie się dlaczego ich wykonanie było niemożliwe. Ktoś, kto zmuszony jest z nim współpracować, a zainteresowany jest wynikiem, próbuje osiągnąć coś wykonując wiele z jego zadań, podpowiadając mu rozwiązania. Nie przychodzi mu na myśl, jak błędna to jest strategia. Nie zauważa, jak stopniowo do wyższych instancji docierają tylko te informacje, na których dotarciu mu zależy. Nie zauważa, jak steruje on najważniejszą rzeczą, na którą ma wpływ – terminami.
— W końcu przychodzi moment, gdy termin wykonania pracy się zbliża, a im ważniejszy to termin, tym opóźnienie jest pewniejsze. Interwencje u mentora nie pomagają. Mówi on: Czy o wszystkich duperelach mam decydować? Czy wy już nie potraficie ze sobą współpracować? I tu wkraczają bezczelne kłamstwa. Nie ma już nikogo z kim ów człowiek by się liczył. Po kolei odpadają wszyscy z najbliższego otoczenia mentora, nawet z jego rodziny. Nieuchronnie nadchodzi moment, gdy sam mentor staje się od niego zależny...
Przemawia przeze mnie osobista uraza, co nie zmienia faktu, że to zjawisko, powracające w nowej, aktualnej odsłonie, zmodyfikowane nieco w stosunku do dawnej, peerelowskiej rzeczywistości rozpowszechniło się niczym rak, dotykając nie tylko polityki, biznesu, ale i życia prywatnego. I tak, wskutek manewrów pewnego misiewicza mogą przepaść moje wieloletnie wysiłki. I ja będę winna niepowodzeniu, bo ja poniosę jego konsekwencje. Praca, którą miał wykonać, rzetelnemu fachowcowi zajęłaby kilka dni, on pracował nad nią pół roku i na koniec porzucił, bo ma pilniejsze zajęcia.
Fotografia pochodzi ze strony http://joemonster.org/art/28350
◀ Dwoje starych ludzi w parku ◀ ► Ryby żeglujące w powietrzu ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/Taraka.jpg)
Pozdrawiam
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.