14 maja 2016
Mirosław Piotr Czarko-Wasiutycz
Wojna się już skończyła - o relacjach w parze
To zdanie powtarzam ostatnio często prowadząc warsztaty ustawień systemowych. Czasami dociera mocniej, czasami słabiej - zależy. Zawsze jednak wywołuje pewne
To zdanie powtarzam ostatnio często, prowadząc warsztaty ustawień systemowych. Czasami dociera mocniej, czasami słabiej – zależy. Zawsze jednak wywołuje pewne zadziwienie w oczach tych, którzy 77 lat po wrześniu 1939 wciąż niosą w sobie jak żywą wojnę i jej skutki.
Kobiety jakieś 77 lat temu przeżyły traumę. W mojej opinii po tym co widzę, całkiem sporą. Zwłaszcza te, które miały mężczyzn, a te, które były wtedy z nimi w ciąży albo wychowywały ich dzieci, jeszcze większą. Ktoś powie, ale to przecież dawno i nie prawda. A jednak dla duszy nie ma czasu i to, co się nie rozegrało do końca, przy naszych dziadkach, rozgrywa się wciąż jak żywe w nas.
Mężczyźni są słabi i to nie przesada. Często niosą na sobie winę swoich dziadów za to, że zostawili te kobiety same. Za to, że nie udało im się wrócić do domu, albo że wrócili jako kalecy. Wyjechał zdrowy chłop, a wrócił kawałek. Niektórzy wracali w jednej części, ale jak patrzę na to, co widać na ustawieniach systemowych, to duszą, myślami, emocjami zostali niejednokrotnie razem ze swoimi towarzyszami broni, gdzieś tam, daleko, w okopie do, którego wpadło kilka granatów. I często Ci, którzy przeżyli, w duszy czują się winni, że żyją. Dziadek tego nie przeżył do końca. Był nieobecny dla ojca, a jak ojciec nie wziął, to co dał synowi? Dał to, co miał. Te niedokończone historie są wciąż w nas żywe. Babcia często... kobieta była poszkodowana. Czuła się ofiarą tej sytuacji. Często obwiniała swojego chłopa, że poszedł gdzieś tam na wojnę i ją zostawił. Te żale i pretensje wciąż są jak żywe we wnukach.
Co musi się zrodzić w facecie, jak idzie na wojnę, gdzie będzie musiał być codziennie przez może noc i dzień obecny, na 100%? Co ciekawe, osoby, które trafiały np. na front albo do obozów koncentracyjnych, gdzie każdy dzień był przepełniony tą gotowością do walki na śmierć i życie, niemal natychmiast zdrowiały ze wszelkich depresji i innych chorób psychicznych. Zdrowiały natychmiastowo. Ciało postawione w obliczu dużego stresu tak właśnie reaguje. Odpalają się hormony odpowiedzialne za gotowość do podejmowania akcji - mówiąc kolokwialnie, nie ma czasu na rozkminy i zatapianie się w mętnych meandrach umysłu. A wszelkiego rodzaju wyobrażenia, zakrzywienia spostrzegania, nagle odchodzą w dal. Psychika i cały organizm mobilizuje się i jest nastawiony na jedyny cel – przetrwać, przeżyć. A żeby przetrwać i przeżyć musisz być obecny. Jak strzelają, to uciekasz, a nie zastanawiasz się, w którą stronę. Tak działa mózg automatyczny. Podświadomość. Non stop analiza napływających bodźców i reakcja na nie, ponoć w 0,2 sekundy. Ale nie w szczegóły chcę tym razem wchodzić, nie w szczegóły biologii.
Gdy chłop szedł na wojnę, swoją czy nieswoją, to kobieta zostawała sama. Sama, albo z dziećmi. Czasami z chłopcem. Jeżeli Ona doświadczyła takiej sytuacji, to jak Ona potem będzie wychowywać chłopca? Będzie w nim budować zachowania agresywne? Będzie uczyła go, jak walczyć? Czy dopuści w nim tą gotowość do podejmowania akcji, w obliczu zagrożenia? Nie sądzę. Będzie go bardziej wychowywała na grzecznego ułożonego chłopca, który ma czyste porteczki i równo przystrzyżoną grzywkę. Czy to dziwne? Nie. Po pierwsze, kobieta po takiej traumie, gdy została sama, będzie się bała, że owoc jej starań, często nieprzespanych nocy, będzie taki sam jak tata... czyli jak dorośnie, to pójdzie na swoją czy nieswoją wojnę. Więc w obawie, że tak właśnie może się wydarzyć, będzie go wychowywała na grzecznego ułożonego chłopca. Wojna się skończyła – i dość często ostatnio powtarzam to na warsztatach ustawień systemowych, bo zdarzają się, klienci - potomkowie sprawców lub ofiar, którzy ze ślepej miłości wciąż na tej wojnie są. Może nie idą fizycznie na wojnę, ale chętnie oglądają filmy wojenne lub takie, w których jest obecna przemoc. Często grają w gry, już teraz bliskie rzeczywistości, szczególnie gdy do naszych domów wdziera się technologia Virtual Reallity. Ale powracając do pewnego procesu, który swoje owoce przedstawia dzisiaj po blisko 80 latach, w młodych, czasami dojrzałych mężczyznach.
Ci mężczyźni nie mają dostępu do swojej agresji. Boją się mieć do niej dostęp. A zamknięcie się na swoją agresję powoduje brak dostępu do swojej siły. Agresja wbrew obiegowej opinii jest czymś naturalnym i normalnym. Nasz organizm cały czas zachowuje się agresywnie, chociażby w relacji z różnymi wirusami, bakteriami i grzybami. Cały czas trwa niekończąca się agresja w stosunku do otoczenia. Siedząc na danym krześle w autobusie czy tramwaju także przejawiam pewną formę agresji, bo nikt inny właśnie na tym miejscu nie może usiąść, bo siedzę tam ja. Śmieszne? Nie wydaje mi się. Walczymy o przestrzeń, czas, zasoby, pieniądze, kobiety, mężczyzn, przetrwanie. Agresja jest częścią życia. Agresja to coś innego niż przemoc, manipulacja, kłamstwo i podstęp. To zachowania przemocowe. Agresja jest ludziom wpisana w ich bycie i życie. Hamowanie agresji w sobie, skutkuje często depresją.
Dlatego przestań się okłamywać kobieto, że chcesz, aby Twój facet był silny i zarabiał dużo pieniędzy, bo konsekwencją stanięcia w męskim, w męskiej sile jest znaczna poprawa w temacie kasy. Przestań się okłamywać, że chcesz, aby on był silny i tu nie do końca chodzi o siłę mięśni. Aby był ostoją, abyś mogła się przy nim poczuć bezpiecznie. Przestań łgać, bo to kłamstwo i kolejna iluzja. Jeżeli jesteś kobietą i stoisz w żeńskim, to po prostu już masz takiego faceta. A skoro go nie masz i mówisz, że o nim marzysz, to najprawdopodobniej sama kontynuujesz rytuał kastracji męskiego, który być może ze strachu rozpoczęła Twoja babcia? W sumieniu najprawdopodobniej jesteś powiązana z tymi wszystkimi kobietami, które to robią od 77 lat, a czasem i dłużej, bo przed drugą wojną światową była też pierwsza wojna światowa i wcześniej historia Polski i Europy nie była związana z bajką pt. "Żyli długo i szczęśliwie”. Czy przypadkiem nie jest tak, że jak facet staje w swojej sile, to zaczynasz drżeć. Zaczynasz się bać... grunt trochę drży pod nogami? Dlaczego? Może dlatego, że czujesz, że tutaj kończy się Twoja kontrola, a zaczyna Twoja bezsilność. To po pierwsze. Po drugie, gdybyś miała tak, że masz faceta, który stoi w swojej sile, to miałabyś możliwość się o niego oprzeć, w wąskim sensie, i mówię też tutaj o oparciu się psychicznym. Po trzecie i może najważniejsze, w sumieniu musiałabyś zdradzić te wszystkie kobiety z Twego rodu, z Twego wewnętrznego drzewa życia, które tego nie miały, bo ich mężczyźni poszli w pizdu... i często nie wrócili. A one same zostały z dzieckiem, dzieciakami... czasami z całą gromadką i w wyniku okoliczności nauczyły się nosić spodnie. Przestań się oszukiwać, że chcesz chłopa, który ma jaja jak dwa arbuzy i ma siłę być konsekwentny i iść za swoim obrazem. Wewnętrznym obrazem. To jest ostatnia rzecz, której byś chciała. Ty chcesz mieć takiego chłopa, którego będziesz mieć pod kontrolą, bo tak nauczyłaś się dbać o swoje bezpieczeństwo i bezpieczeństwo swojego potomstwa i żyjąc w ten sposób możesz pozostać wierna swoim babkom, prababkom i kobietom w swoim rodzie, które chłopów straciły. Świat się zmienia, mijają lata, przychodzą nowe pokolenia, a Ty wciąż częstokroć zamrożona, w tym lęku swojej babci. Mężczyzna, który ma kontakt z własną agresją, potrafi walczyć. Dostęp do pieniędzy również łączy się z pewną formą przejawiania agresji. Ta agresja jest potrzebna. Kiedyś była potrzebna, aby stanąć naprzeciw niedźwiedzia, foki czy innego zwierza, aby zadbać o swój rewir, o swój dom. Czasy się zmieniają, ale energia jaką potrzebuje mężczyzna, aby wyjść do świata na swoje polowanie, jest ta sama. A ta agresja i dobry z nią kontakt, jest potrzebny, aby wychodzić do świata i zarabiać np. pieniądze. Kiedyś zabijać foki albo być gotowym na odparcie najazdu wrogiego plemienia. Czasy się zmieniły. Już nie ma mamutów, tygrysów szablozębnych, ale energia ojca, energia wychodzenia do świata, to nadal ta sama energia, co tysiąc, dwa czy dziesięć tysięcy lat temu. Może w mniejszym stopniu w cywilizowanej części świata możesz stracić życie, ale za to możesz stracić twarz, wizerunek, stanowisko w korpo albo grubego klienta. Tam można stracić wszystko i to w jedną chwilę. Kierują nami te same energie. Podobne wzorce. Przedmioty się zmieniły, ale nie my, wewnątrz nas. Sumienie które wiązało z klanem, wciąż jest obecne, wciąż, jak pokazują ustawienia, działa, bez względu na to, czy jeździmy rowerem czy najnowszym modelem Tesli (auto w 100% na prąd).
A my mężczyźni? Dlaczego mamy taki problem ze stanięciem na swoim? Bo pokutujemy za naszych prapradziadków, pradziadów i dziadków. Bo niesiemy ze ślepej miłości za nimi brzemię ich decyzji. Ostatnio miałem na ustawieniu klienta, który leżał wśród ofiar dziadka. Dziadek walczył podczas wojny o życie. I wygrał. Ten drugi – przegrał. Zginął. Dzisiaj po ponad 70 latach jego wnuk leży z ofiarami w grobie i mówi, że mu tam dobrze. Że czuje, że tam przynależy. Od kilku lat depresja. Tłumiona agresja. Dokurwianie wszystkim wkoło. I tego nie widzi. Dopiero ludzie mu mówią, że coś nie tak, bo zamiast dostać upomnienie, dostają po mordzie. Wszystko przerysowane. Zbyt silne emocje. Widać od razu, że chodzi o uwikłanie. Facet boi się mieć dostęp do swojej agresji, do swojej siły, bo boi się, że zabije – że zabije tak, jak dziadek.Więc woli uciec w depresję, w chorobę psychiczną. Częstokroć kobiety, które wychowywały naszych ojców wychowywały ich w oderwaniu od męskości. Bo to było zbyt niebezpieczne. Blokowały częstokroć męską naturalną chęć wychodzenia do świata, do zewnątrz i penetracji go. Podporządkowania go sobie. A jak myślicie, jak długo można tłamsić swoją naturę? Czy tak się da? Czy myślicie, że to może się udać?
Chłopiec. Lat 20. Dość szybko stracił ojca. Zamknął się w domu. Dużo czyta. Dużo gra na komputerze. Woli wirtualną rzeczywistość od tej prawdziwej. Zagłaskany przez mamę. Zero pracy. Jak jakąś znajdzie, to zaraz coś tak wywinie, że go zwolnią. Prawie zero relacji towarzyskich. Zamknięty na wychodzenie do świata. Kładzie się spać bardzo późno. Wstaje koło południa. Nerwowy. Stoi przy mamie. Kobiety nie ma. Czego mu potrzeba? Jemu potrzeba taty. Mama wychowała go na grzecznego, ułożonego. Ale to nic nie zmieni. W końcu mu strzelą bezpieczniki. Jak tylko się trochę napije, to wychodzi z niego ta cała agresja, wręcz się wylewa. W słowie, w geście, w mimice. I jak długo można to gnieść w sobie? Przecież to gdzieś musi wyjść z tego chłopca. Ta energia gdzieś musi znaleźć ujście. Więc męski wieczór wygląda często tak, że trzeba się zalać w trupa i zaliczyć przy okazji kilka agencji towarzyskich. Szybki sex, bez miłości, bez uczucia, w odcięciu od siebie i w złości na kobiety.
A co te obecne kobiety, żyjące w tu i teraz mają z tym wspólnego? To wnuczki albo prawnuczki tych, którym kiedyś było ciężko. Ten konflikt pomiędzy męskością a kobiecością trwa w nas do dzisiaj, a wojna się przecież już skończyła. Ale ta babcia nadal nie wypłakała tych łez, za dziadkiem, który nie wrócił z wojny... więc wnuczka wkurwia się na swojego chłopa, bo na kogo się wkurwiać, jak ma jednego pod ręką.
Musimy to puścić. Mężczyźni muszą puścić swoich dziadków, którzy skończyli tak jak skończyli, a żyli tak jak żyli. I muszą trafić do męskiego. Do zdrowego męskiego korzenia. Muszą zostawić oceny. Kiedyś klient z wściekłością na ustawieniu krzyczał do swego dziadka, który zabijał Niemców w obronie swego życia – To przez Ciebie, to przez Ciebie Oni nie żyją! Tak silna identyfikacja z ofiarami. Tak – nie inaczej. A u niego w życiu co? Dziesiątki kobiet, narkotyki, alkohol, pół miliona długów i depresja ze stanami maniakalnymi. Chce stracić wszystko, bo dusza nie pozwoli tego tak zostawić. To musi się skończyć, to musi się wypalić, wysycić, nie da się tego zamieść pod dywan. Nie da się narobić na środku pokoju i udawać, że fiołki pachną. W pokucie, w winie, w zamknięciu na siebie samego. Mężczyźni muszą puścić winy swoich ojców. Muszą skończyć tą wojnę w sobie, muszą złapać kontakt, zdrowy kontakt ze swoją agresją.
Co muszą zrobić kobiety? Kobiety muszą puścić te swoje babki, które miały taki los, jaki miały. Bo tym babkom, jak patrzę na to, co pokazuje się w ustawieniach, wcale nie zależy na tym, aby ich wnuczki miały tak samo ciężko i pod górkę jak one. Tam często da się usłyszeć słowa: ”Ty możesz już mieć inaczej”, albo „już wystarczy, już wystarczy”. A na końcu np. zdanie „chętnie popatrzę jak będziesz miała lekko”. Te babki, prababki przez każdy taki konflikt przewracają się w grobie. To my żywi, w swoich konfliktach wciąż każemy im wstawać z grobu. Wciąż przywołujemy ich do życia, w sobie, przez siebie, a jak widać na warsztatach, oni chcą już świętego spokoju, chcą po prostu zasnąć.
Wojna się już skończyła. Czas wracać do domu. Do kobiety, dzieci, pracy – takiej lekkiej, z satysfakcją, z uznaniem, z godnymi pieniędzmi. Pora wracać do domu... Już czas.
Jesteś mężczyzną? Stań w swoim, rzuć jakąś ideę w powietrze i zobacz jak zareaguje kobieta. Czy pójdzie za Tobą chętnie? Wątpię. Może będzie krytykować, osłabiać, gdy będziesz mówił o zarobieniu dużych pieniędzy związanych między innymi z wyjazdem gdzieś albo z Twoją nieobecnością w domu. Będzie chciała się przytulić, będzie ciągnęła do łóżka, będzie Cię zmiękczać. Po co? Po to, abyś tam gdzie chcesz iść nie poszedł. Paradoksalnie, jak nie pójdziesz tam, to będziesz dla niej nieatrakcyjny. Jak dasz jej we władanie własne jaja, to już przegrałeś i na koniec zostaniesz bez jaj i bez kobiety. Czy One są złe, że tak robią? Nie. Są uwikłane i nie potrafią puścić tych kobiet, w swoim rodzie, które właśnie wybrały taki sposób na zatrzymanie chłopa w domu. To będzie trudne, czasami bardzo trudne, bo one to robią często nieświadomie. Z wierności do tych, które były wcześniej, a wojna przecież się już skończyła... ale w ich głowach wciąż, tak samo jak w Twojej nadal grzmią wybuchy artylerii. A przecież wojna się już skończyła. Pora zamknąć te drzwi i pójść do swojego.
Oryginalnie opublikowane w blogu "Ustawienia Systemowe" 13 maja 2016.
W Tarace za uprzejmą zgodą Autora.
Komentarze
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
W ramach komentarza odniosę się tylko do jednego zdania: "Siedząc na danym krześle w autobusie, czy tramwaju także przejawiam pewną formę agresji, bo nikt inny właśnie na tym miejscu nie może usiąść, bo siedzę tam ja. Śmieszne? Nie wydaje mi się. Walczymy o przestrzeń, czas, zasoby, pieniądze, kobiety, mężczyzn, przetrwanie."
Ostatnio jeżdżę autobusem rzadziej, ale nie sądzę, by siedzenie na jakimś miejscu było formą agresji. Czasem siedzenie jest siedzeniem (i to nie tylko wtedy, gdy są jeszcze wolne miejsca). Ale zachęcam Autora (i nie tylko jego) do ustępowania miejsca - osobom starszym, kobietom w ciąży lub z dziećmi. Lub zwykłego jeżdżenia na stojąco.
Kiedy stoimy to znaczy, że mamy siłę, by stać. Tak fizyczną, jak i psychiczną. Jesteśmy na tyle silni, by móc ustąpić - by swoją energię wykorzystać nie tylko dla siebie (to jest oczywiście konieczność, że poświęcamy sobie uwagę), ale i dla innych. Można to robić nie tylko w autobusie.
Rano na moim osiedlu można zobaczyć wsiadające do autobusu dzieci: jak się przeciskają, jak pędzą na miejsce, by usiąść, jakby od tego zależało ich życie. (Oto wyzwolona agresja = brak kultury.) Albo starsze kobiety (zazwyczaj) wciskające się agresywnie, zanim jeszcze człek zdąży wysiąść, do autobusu (choć te akurat w dużym stopniu byłbym skłonny rozumieć). I te dzieci, i te kobiety chyba korzystały z usług coacha. Oderwały się od swoich przodków i już nie przeżywają drugiej wojny, bo tworzą własną. (Zwrócę uwagę, że często widziałem, jak miejsca ustępowali starsi mężczyźni, staruszkowie.)
Ostatnia rzecz: jedno z najważniejszych uproszczeń tego artykułu polega na tym, że tworzy alternatywę wyzwolona agresja z jednej strony, z drugiej depresja, nieudacznictwo, pozostawanie w rękach kobiet, jakby nie było innych wyjść.
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Jakaś straszna obsesja agresji u autora. Objawiająca się tym, że tekst jest nią przepełniony, i zawartymi w nim wulgaryzmami. Obsesja tak silna, że autor chyba sam potrzebuje jakichś ustawień. Wręcz odnoszę wrażenie, że w znacznym stopniu pisze o sobie i poprzez ten tekst jego podświadomość chce się od czegoś uwolnić, tylko autor na to nie pozwala.
To moim zdaniem nie jest obsesja agresji u autora. Szkoda, że autor wyraźniej nie zdefiniował; co rozumie przez agresję? Wprawdzie zaznaczył, że to coś innego niż przemoc, ale wydaje mi się, że mimo tego, tak to zostało odebrane.Potocznie utożsamia się agresję tylko z przemocą.Termin „agresja” pochodzi od łacińskiego słowa „aggredi” , którego podstawowe znaczenie jest wolne od emocjonalnego zabarwienia i oznacza: podchodzić, zbliżać się do czegoś, coś zaczynać, stawić czoło wyzwaniom. Podobne rozumienie agresji znajdziemy w Międzynarodowym Słowniku Webstera , gdzie agresja oznacza poruszanie się naprzód a cel ruchu nie ma znaczenia: zamierzenie może być przyjazne lub wrogie. Zatem pierwotnie agresja nie jest ani dobra, ani zła, bowiem dopiero zamiar agresora nadaje jej pozytywną lub negatywną wartość, co odpowiada węższemu znaczeniu łacińskiego słowa „aggredi” czyli atakować, (wklejka z:http://www.przedszkole15.com.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=5:agresja-i-jej-geneza&catid=1:dla-nauczycieli&Itemid=4)
Ma rację, w tym co pisze, że stłumiona, nieświadoma agresja przeradza się w autoagresję, depresję autosabotaż. Tak dokładnie się dzieje jak pisze. Może też prowadzić do przemocy wobec innych!
Ja nie jestem specjalistką od ustawień, ale wiem, że najnowsze badania potwierdzają, że w jakiś sposób dziedziczymy emocje i przeżycia swoich przodków.http://discovermagazine.com/2013/may/13-grandmas-experiences-leave-epigenetic-mark-on-your-genes
Być może, dawniej ludzie mieli więcej intuicji i gdy np. przeklinali kogoś, kto ich skrzywdził- życzyli mu w ramach zemsty- by się to mściło na nim, aż do siódmego pokolenia.
Brałam kiedyś udział w warsztatach psychoterapeutycznych, których zadaniem było wyzwolenie tłumionej agresji w grupie terapeutycznej.( Taka tłumiona agresja w grupie jest bardzo niekorzystna terapeutycznie. Wyjaśniam to, by nikt nie myślał, że to było robione dla zabawy, albo widzimisię terapeuty)
Miałam okazję się przekonać o tym, o czym autor pisze, na własne oczy. Prowadzący powiedział mężczyznom, że są wojownikami, a kobiety miały być brankami- walczyli o nie tak, że o mało nie porozrywali kobiet. Albo: " jesteście
O tym, jakie negatywne konsekwencje dla chłopca rodzi wychowanie bez ojca, interesująco pisze psychoterapeuta Wojciech Eichelberger- "Zdradzony przez ojca". Jest w internecie dostępny tekst pdf.Lew Starowicz również pisze o tym ,że współczesnemu mężczyźnie trudno jest być mężczyzną. Wielu z nich woli np. zaspokajać się przy pornografii, niż uprawiać seks z partnerką. Kobiety natomiast stały się obecnie bardziej męskie.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
WIKIPEDIA:
"Agresja (łac. aggresio – napaść) – w psychologii określenie zachowania ukierunkowanego i intencjonalnego[1] na zewnątrz lub do wewnątrz, mającego na celu spowodowanie szkody fizycznej lub psychicznej".
SŁOWNIK JĘZYKA POLSKIEGO PWN:
agresja 1. «wrogie, zaczepne zachowanie się; też: silne negatywne emocje wywołujące takie zachowanie»2. «zbrojna napaść jednego państwa na drugie»
---
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
---
Krótko więc: czasem należy dziękować Bogom, jacykolwiek są, oczywiście, że tego ojca nie było, a były na przykład dwie matki.
---
Czy zamiast Boga-Ojca nie wolelibyśmy na przykłada dwóch albo i trzech Bogiń-Matek?
Odpowiadając na inne Pana uwagi odnośnie negatywnych skutków wychowania z ojcem, który nie wypełnia właściwe swojej rodzicielskiej roli- całkowicie się zgadzam, że takie skutki również mogą być równie dotkliwe, lub nawet gorsze, lecz nie o tym ten artykuł jest. To, że takie skutki są, jest dość oczywiste i nie powoduje, że nie należy mówić o tych, o których mówi autor.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Jeden z wcześniejszych artykułów, chyba Wojtka Jóźwiaka, uzmysłowił mi, że kultura, czyli my, ma poważny problem z pieniędzmi (i to nie tylko mężczyźni). Ten problem ma bardzo różne postaci, także i taką, czy kobieta może w związku zarabiać więcej niż mężczyzna (szerzej: czy mężczyzna może być na tyle mądry i dojrzały, by uznać, że kobieta jest od niego w wielu sprawach lepsza, czy może to nie tylko uznać, ale i cieszyć się, czy też jest jedynie takim stworzenia, co musi z jaj agresję wyreagować.)
Ale wracam do pieniędzy. Są tu dwa skrajne podejścia. Pierwsze, quasi-chrześcijańskie (materialność nie ma znaczenia) [de facto idealistyczne, "arystokratyczne", w klasowy sposób zakłamane, tzn. przywiązujące dużą wagę do materialności, ale wypierające ją z dyskursu publicznego]. Drugie, neo-kapitalistyczne, w duchu "Sekretu", przesadnie akcentujące wartość bogactwa i jednocześnie tworzące jego mętną psedo-filozofię. Dwa rodzaje nerwic finansowych: nerwica wyparcia i nerwica nadmiaru, rozwiązłości (tak samo jest z seksem, zresztą, brakuje ciągle rozsądnego podejścia między tymi dwoma skrajnościami).
Ale nie wykluczałbym z dystrybucji zysków kobiet. Pora odejść od prostych dualizmów typu yin yang (czy ktoś w fizyce odwołuje się dziś do Arystotelesa?)
Mamy problem z panoszącą się przemocą i nic nie robimy, by temu zapobiegać. Mamy problem z umiejętnościami współpracy w grupie, w społeczeństwie, z poszanowaniem i tolerancją odmiennego sposobu myślenia, z zaufaniem społecznym, które jest niszczone zamiast budowane i bardzo niską samoświadomością emocjonalną, która jest podstawą niezbędną do budowy pozytywnych relacji interpersonalnych. Niestety, nie we wszystkich domach dzieci nabywają tę samoświadomość, bo rodzice też jej nie mają, a szkoła uczy różnych głupot, ale tego akurat, co jest najbardziej potrzebne zupełnie nie.
Myślę, że autor użył tych słów, które uznaliście za wulgarne, by dodać mocy temu co chciał wyrazić. Wydaje się, że wywarło to odwrotny skutek.
Tak, to jest bardzo ważny problem, by mężczyzna akceptował swoją męskość- w tym i agresję. Gdy nie ma takiej akceptacji, uczucia agresywne są upychane w podświadomości i tam magazynowane. Obojętnie, jak patrzymy na agresję; czy traktujemy ją jako jako wrodzony popęd,czy instynkt wykształcony w drodze ewolucji, czy jako reakcję na frustracje wyuczoną w procesie wychowania- jest faktem, że ona przynależy do gatunku ludzkiego i nie ma sensu zaprzeczać jej istnieniu, bo jej to nie zlikwiduje- tylko wypchnie poza zakres świadomości danej jednostki. Zdarzają się później takie sytuacje, że osoba nie czuje złości, nie czuje swojego gniewu, lecz czuje lęk, bo się boi, że może komuś coś zrobić i na wszelki wypadek chowa sama ze swojego pola widzenia noże, albo inne , ostre przedmioty. Może być też tak, że staje się niemiła i nieznośna dla swego otoczenia, ale to otoczeniu przypisuje winę.
Może też zdobyć broń i zacząć strzelać na oślep z balkonu do niewinnych ludzi, lub popełnić rozszerzone samobójstwo - mordując całą swoją rodzinę. To są oczywiście najbardziej skrajne wypadki rozładowania w sposób niekontrolowany nagromadzonej agresji.Mamy też zjawisko biernej agresji- dopasuję się tutaj do autora - mężczyzna nie zdaje sobie sprawy z uczuć agresywnych, które żywi do partnerki, albo nawet do kobiet w ogóle i mu nie staje ! Może to robić natomiast, podniecając się oglądaniem scen porno.
Pozdrawiam serdecznie,
Mirosław Czarko-Wasiutycz
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Z trzech ważnych powodów:
1) że porusza sprawy relacji kobiet i mężczyzn w związkach, a jest to miejsce,w którym aż roi się od problemów, które trwają i się odnawiają;
2) że bierze na warsztat problem traumy wojennej -- a to jest problem wciąż niedostatecznie przejaśniony, przebadany ani przedyskutowany. Ciągle za mało o tym wiemy. Ja sam kiedyś, gdy dowiedziałem się o jednostce ludzi specjalnej troski pt. DDA - Dorosłe Dzieci Alkoholików, natychmiast zdiagnozowałem własną jednostkę, do której należę: DDPŻ -- czyli Dorosłe Dzieci Pokonanych Żołnierzy, żołnierzy, którzy ponieśli klęskę, PRZEGRALI WOJNĘ. Mówić o tym nigdy za dużo. Nawet z ryzykiem popełniania błędów;
3) że używa metody Ustawień czyli Berta Hellingera, której też czuję niedosyt, w tym niedosyt pisania o niej w Tarace.
Wobec tych wartości takie peryferia jak styl Autora (rzekome wulgaryzmy itd.) są naprawdę mało ważne.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Tekst autora bardzo mi się podoba.
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Co do Bogiń-Matek: Że lepszy brak ojca od ojca psychopaty, to tak oczywiste, jak to, że lepsza samotność niż mąż psychopata czy żona psychopatka. Tak się jednak składa, że mój ojciec zmarł kiedy miałem 8 lat, nagle i nieoczekiwanie, i od tej chwili nie było przy mnie żadnego mężczyzny, który miałby na mnie wpływ, natomiast było wiele kobiet, które go miały. Wiem, co to znaczy brak mężczyzny a nadmiar kobiet, i dlatego mówię: Broń nas Panie Boże-Ojcze przed nadmiarem Bogiń-Matek! Jedna tak, jest bardzo potrzebna, ale nie wiele. Podobnie zresztą, jak z każdym brakiem równowagi.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Słówko o wulgaryzmach, bo akurat coś o tym wiem z doświadczenia (ale nie tylko z tej strony). Po pierwsze, dosadny, a tym bardziej wulgarny, nie oznacza rzeczowy. Byłbym skłonny dowieść, że tam, gdzie sięgamy po wulgarność, rzeczowości nam właśnie brakuje.
Po drugie, pokaż mi swój język, a powiem Ci, kim jesteś: nie używamy wulgaryzmów, bo tak nam się podoba, zazwyczaj skłonność do tego powstaje w określonych okolicznościach, dość długo. Dopiero potem dorabiamy do tego filozofię. To pewien nawyk, nie tylko słowny, ale i emocjonalny, bo ze słowami wiążą się również emocje. Z wulgaryzmami łączą się zazwyczaj niezbyt dobre (choć nie ma przełożenia w drugą stronę, złe emocje mogą żywić też ludzie, którzy takich słów nie używają; a poza tym, pewna prostota emocjonalna tego typu może iść w parze z emocjami szlachetnymi, nie należy zaraz popadać w siekierą robione dualizmy).
W tym przypadku jednak łączyłbym wulgarność z pewnym uproszczonym pojęciem męskości.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
PS. Skuteczność terapii kognitywno-behawioralnej wynosi około 60%, a psychodynamicznej ok. 45.
Naturalnie można zrobić badania efektywności Hellingera i udowodnić jakiś % i nic z tego nie wynika.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=734
Nie posunąłbym się do skrajności twierdzenia, że terapeuta czy coach to odpowiednik oficera politycznego NKWD, ale też staram się nie popadać w drugą skrajność, wedle której nie ma sensu badać skuteczności terapii. To jest wręcz konieczne - przynajmniej z punktu widzenia chorego. (Niekoniecznie zaraz terapeuty.)
poznawczo-behawioralna jest rzekomo najbardziej skuteczna. W mojej i nie tylko opinii wynika to stąd ze rozne stowarzyszenia poz-bih. przeprowadziły najwięcej badań i dlatego ze objawy krótkoterinowo a czasem dłuzej terminowo znikają albo zamieniaja sie w inne objawy, więc "wyleczenie" nastąpiło:)
Wrzód na lewj piecie zniknął, ale pojwił się wrzód na plecach.
Co do ustawień, mozna przeprowadzić takie badanie, podstawą jest tak jak w innych badaniach tego typu kwestnionariusz samoopisowy, mozna to skorelować z opinią prowadzącego, jego odczuciem jak powiodło się ustwienie, mozna zastosowac kwestionarusze osobowosciowe Neo-fi (wielka piątka cech osobowości) i inne Styl Zycia. Mozna naprawdę przeprowadzic ciekawe badania, albo po prostu wziąć udział w Ustawieniach, prowadzic dziennik przez rok i potem go przeczytać i wyciągnąć wnioski:)
Pozdrawiam:)
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Pierwsza. Na podstawie czego radziłbyś mi się dowiedzieć, z jakiej metody ma skorzystać: ustawień Hellingera, dwupunktu kwantowego czy totalnej biologii lub jeszcze czegoś innego? Mam rzucić kośćmi, zapytać któregoś z terapeutów czy może żeby wstępnie się zdecydować (przy świadomości ryzyka błędu, oczywiście) powinienem najpierw na każdą z nich przez rok pochodzić?
Druga. Ja jednak jestem zwolennikiem jawności i robię się nieufny, jeśli ktoś przekonuje mnie do jakiejś metody, a nie chce powiedzieć na jakiej podstawie (prócz własnych słów, które do mnie wypowiada).
Terapie tradycyjne są na dość niskim poziomie w Polsce jeśli chodzi o standardy etyczne. (Tradycyjne, czyli właśnie w trybie psychodynamicznym czy kognitywno-behawioralnym (jest ich oczywiście więcej.)) One dopiero są wypracowywane, te standardy, bo u nas dopiero powstaje rynek - i to jest ciągle dziki rynek. Dopiero w 2012 roku RZECZNIK PRAW PACJENTA wystąpił do Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej o stworzenie regulacji prawnych w tej sprawie. Bo terapeuta może skrzywdzić pacjenta, tak samo jak lekarz, w tym lekarz psychiatra. I jest teraz pytanie - kim jest ktoś, kto korzysta z terapii? PACJENTEM czy KLIENTEM. Jeśli na przykład korzysta się z terapii psychodynamicznej, płatnie, to pacjent powinien być poinformowany, że to jest terapia długotrwała, a więc kosztowna, ale i o tym, czy terapeuta przekaże jego dane terapeucie wyznaczonemu przez NFZ, gdy zabraknie mu pieniędzy (lub czy będzie leczył go bezpłatnie, gdy zajdzie taka konieczność, przez jakiś czas przynajmniej, gdy będzie starał się o terapię z NFZ. Naszym, polskim terapeutom, zazwyczaj to w ogóle nie przychodzi do głowy, korzystają z bezsilności pacjenta. Dopiero powstaje prawo i dopiero powstaje zwyczaj, i dopiero pacjenci zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, że są... pacjentami. I teraz pytanie: dlaczego inne rodzaje terapii - Hellinger na przykład, miałyby być z tych, tworzonych dopiero, standardów wyłączone? Z jakiego, racjonalnego, powodu? W czym Hellinger jest lepszy od psychodynamicznej (która zresztą też wraca do przodków i jeśli jest dobrze prowadzona to ma bardzo silne oddziaływanie emocjonalne (bo z tym się akurat zgadzam z Autorem tego artykułu, że nie tylko w ustawieniach, ale w ogóle w terapii "chodzi o to, aby poczuć, i aby w nas coś się wysyciło, wypaliło, dokończyło".)
Zgadzam się z tym, do pewnego stopnia, że najważniejszy jest terapeuta, to jak sam pracuje, jaką ma zdolność wpływu na pacjenta, jak go traktuje. Ale to nie oznacza wcale, że nie należy badać skuteczności terapii. Należy, ostrzegając przy tym o ich ograniczeniach.
Ta sprawa jest skomplikowana i nie da jej się zbyć stwierdzeniem, że najważniejszy jest terapeuta. Terapia ma wiele aspektów.
Jeśli nie ma badań naukowych nad metdą, które wielokrotnie są błędne, więc radzę wypróbować samemu. Ja np. wszelkie metody próbowałem na sobie i mam się dobrze.
Nie sugeruję aby jakąś metodę kontynuować przez rok. W przypadku Ustawień możesz to zrobić raz i rezultaty za pomocą dziennika, obserwować przez rok.
pozdrawiam:)
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Ale uwaga znakomita o szanowaniu energii czytelników. Trafia w sedno tego, jak to Autor określił, czepiania się jednego słowa, czyli agresji.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
nie może mieć partnera z "jajami jak arbuzy". Mężczyzna kastrujacy nie będzie w związku z partnerką posiadającą silną, dojrzałą kobiecą energię. Czemu nawzajem kastrujemy się? Z lęku przed sobą. Wiążemy się winą, pętamy odpowiedzialnością, obciążamy wzajemnymi wymówkami i zatracamy zupełnie swoją męską i żeńską energię.
Przy kim stoisz, kiedy jesteś nieobecny w tu i teraz? Mężczyzna kastrujący mentalnie stoi przy mamie, kobieta kastrujaca przy tacie. Sa też osoby które nie stoją przy żadnym z rodziców, ale to inny temat. Zamiast związku o którym marzymy, konsumujemy jakąś namiastkę związku, w cichej lub głośnej nienawiści.
Wyjdz z winy, stań w męskiej lub żeńskiej linii/energii, przestań kastrować siebie i innych! Daj moc swojej partnerce/partnerowi.
Raczej bądz jak Lorena Bobbitt, weź nóż i jednym pewnym ruchem odetnij krzywdzące narzędzie swojego partnera. W tym jest moc, tu jest siła, jest energia. Lorena została unniwiniona, narząd przyszyty. Sprawuje się bez zarzutu, co można zobaczyć w kilku filmach pornograficznych, w których wystąpił John Bobbitt. Chirurdzy stwierdzili że, czyste, jedno cięcie przyczyniło się do sukcesu operacji/przyszycia. Lorena od 17 lat żyje ze swoją, jak twierdzi, bratnią duszą (soulmate).
Wydaje się że John nadal tkwi przy mamie i uwodzi wszelkie pseudo-mamy, które płacą cenę za jego złudzenia na temat relacji z matką. Możliwe że Lorena przeszła od ojca do matki, stanęłą w linii żeńskiej i stworzyła związek oparty na wzajemnym szacunku.
First cut is the deepest:)
http://www.mirror.co.uk/tv/tv-news/woman-who-cut-husbands-penis-6812254
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
A może silny mężczyzna to jest ktoś, kto umie przyznać się do klęski. Ktoś, kto potrafi przyznać się do słabości. Może naprawdę silny facet umie powiedzieć, że ma małego, albo nawet jest tak silny, że potrafi być poza tym (nawet, gdy ma dużego). Umie mówić przepraszam, umie naprawić swoje winy. Nie macha jajami, ani dosłownie, ani werbalnie? Znacie takich? (Do kobiety też bym to odniósł. Co jest żeńskim odpowiednikiem sformułowania "jaja jak arbuzy" użytego wyżej, "cyce jak melony", "dupa jak szafa"? - tu ponownie podejmuję nie wprost dyskusję na temat wulgaryzmów). Może silny mężczyzna i silna kobieta potrafią się wyzwolić z takiego ewolucyjno-psychoanalitycznego cyklu lękowego, który definiuje się m.in. przy pomocy siły. Może słabi są silnymi, jak ostatni pierwszymi? O jakiej sile mówimy? Może silni po po prostu potrafią kochać? Karol napisał, że kastrujemy siebie z lęku przed sobą. Zgadzam się całkowicie. Ale dlaczego się siebie boimy? Dlaczego boimy się tego, co inne, zamiast afirmować to? Cieszyć się tym?
---
A czy ktoś w ogóle pomyślał, ile trzeba mieć siły, żeby być słabym? (Pofilozofujmy, kur...czaczek, trochę.)
---
Konieczne, choć niewystarczające kryterium siły faceta: nie boi się śmieszności.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
https://poema.pl/publikacja/37436-pan-cogito-o-cnocie
Tak, żeby sobie spokojnie poreflektować...
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Nie czuję się na siłach odpowiedzieć na wszystkie Pana pytania i wątpliwości, bo sprowadza Pan dyskusję na zupełnie inne płaszczyzny- są to płaszczyzny ocen, moralności, a nie o tym dyskutujemy.Co nie oznacza oczywiście,że nie są to ważne tematy. Te pojęcia, które tutaj są używane, nie mają nic też wspólnego z liberalizmem czy neoliberalizmem, z wrażliwością czy jej brakiem.
Artykuł Pana Mirosława nie jest też obwinianiem kogokolwiek za stan rzeczy, który opisuje.Identycznie; można by oskarżać lekarza opisującego objawy choroby, że obwinia pacjenta za te objawy, które wytwarza jego organizm.
Był taki uczeń Freuda-twórcy psychoanalizy, który później się zdystansował od niego. Ten uczeń nazywał się Gustaw Jung . Jung zajmował się badaniami nad archetypami, wprowadził też takie pojęcia jak: anima i animus. Nie chcę wykładów robić, co te pojęcia znaczą, bo obawiam się że znowu będzie mnóstwo zastrzeżeń, co do mojej precyzji. Co Jung rozumiał przez te pojęcia może Pan przeczytać chociażby w Wikipedii, jest też wiele blogów i artykułów zajmujących się tą problematyką.
Ustawienia Hellingera nie odwołują się wprost do Junga, ale jak sądzę; Hellinger sam będąc najpierw psychoanalitykiem korzystał z tego dorobku budując swoją metodę. Generalnie chodzi o to ,że każda kobieta i każdy mężczyzna ma w sobie i animę i animusa czyli pierwiastek żeński i pierwiastek męski. Z takich, czy innych względów jak np. nieobecność ojca w procesie wychowania, o którym akurat tutaj autor mówi, następuje zakłócenie równowagi, jaka powinna być zachowana w psychice między tymi pierwiastkami, aby możliwa była budowa pozytywnych relacji interpersonalnych. Gdy.np. z takich, czy innych względów; w rodzinie- córka staje się" małą księżniczką"- oczkiem w głowie tatusia i zajmuje miejsce przy nim, należne matce, to to jest zakłócenie porządku w rodzinie.Należy więc tę równowagę przywrócić.Przywrócenie takiej równowagi mają na celu Ustawienia.Nie jest to terapia długoterminowa,mająca na celu przebudowę osobowości, lecz raczej nastawiona na uzyskanie wglądu w porządek w rodzinie i doświadczenie emocji z tym związanych, które mogą zainicjować zmiany.
Projekt E-COMPARED ma na celu porównanie skuteczności klasycznej terapii poznawczo-behawioralnej depresji z terapią dodatkowo wykorzystującą platformę internetową i aplikację mobilną. Do udziału w projekcie E-COMPARED zapraszamy wszystkie osoby, które podejrzewają, że mogą cierpieć na depresję.
Jeśli jesteś zdecydowany/zdecydowana na podjęcie terapii, wypełnij formularz znajdujący się na stronie: http://swps.pl/badanie-e-compared
Prosimy zwrócić uwagę, że terapia jest płatna zgodnie z cennikiem terapeuty.
Więcej informacji na stronie www.streslab.eu w zakładce E-COMPARED.
Zespół E-COMPARED
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Współcześni, bardziej otwarci psychoterapeuci nadal się od szamanów uczą. Takim psychoterapeutą jest np. Arnold Mindell- twórca psychoterapii zorientowanej na proces.
Rozumiem też, że praktykujący np.klasyczną psychoanalizę mogą uważać tę metodę za konkurencyjną. Psychoanaliza potrzebuje czasami wielu lat, by uzyskać wgląd w wewnętrzne , nieświadome motywy naszego zachowania, nasze wewnętrzne konflikty, co jeszcze nie musi powodować wyzdrowienia jeśli tego pacjent nie przeżyje emocjonalnie. Taka intelektualna obróbka poszerza samoświadomość,ale nie musi prowadzić do przezwyciężenia tych konfliktów. To jest tak : Spotykają się dwaj koledzy i Janek pyta Franka ":Nadal chodzisz na tę swoją psychoterapię? Umiesz już panować nad swoimi jelitami? Franek; "Nie, nadal robię w portki,ale przynajmniej wiem dlaczego"
. O wiele bardziej skuteczna jest psychoterapia w ujęciu psychodynamicznym.
O skuteczności Ustawień Hellingera się nie wypowiem, bo jej nie znam. Wielu jednak znanych mi, uczciwych psychologów i psychoterapeutów ją stosuje, więc zakładam, że mają pozytywne rezultaty. Tak, jak już zaznaczałam, nie jest to kompleksowa terapia.Sama uczestniczyłam jako widz,( a nie uczestnik ustawień), dwukrotnie w takich warsztatach prowadzonych przez samego Hellingera i mogę powiedzieć tylko, że przeżycia są bardzo silne.
Wiem, wiem tonie metoda jest tu poddana krytyce , bardziej chodzi o styl pracy zaprezentowany przez autora w artykule :), ale nie można wrzucać tej metody do jednego worka z innymi niu - ejdzami.
Gocha
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
A dlaczego boimy się własnej siły - może właśnie dlatego, że to siła / moc... że nie będziemy w stanie nad nią zapanować, przecież uwielbiamy kontrolę. Takie pójście za sercem (zew natury) często bywa niezrozumiałe przez najbliższe otoczenie (rodzinę), wręcz piętnowane - a nie chcemy być odrzuceni zwłaszcza przez najbliższych. Bo i co przyjdzie z takiej radości własnej wolności jeśli jest afirmowana samotnie... Choć mówi się, że we właściwym czasie znajdą się właściwi ludzie - więc nadzieja na zrozumienie jest.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
I żeby za długo nie gadać króciutki filmik (Ewa Renata Cyzman-Bany):
https://www.youtube.com/watch?v=aKKQYQ2v--o
:-)
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
PS. Kiedyś napisałam coś krotko, zdziwiłam się, ze odczytałeś z tego moje oburzenie.. może to dlatego, ze krotko, zbyt mało ...
Dziękuję za odpowiedz i filmik . Pozdrawiam :)
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
moje "nie bójmy się" było retoryczne. Napisałaś, że nie można Hellingera wrzucać do jednego worka innymi niu-ejdżami i ja, odczytując to jako pewne wartościowanie (w przybliżeniu, Hellinger wyjątkowy / dobry, "inne niuejdże" pospolite / a może i złe) napisałem, że nie widzę nic takiego w New Age złego, by zaraz nad nie Hellingera wynosić. W tym sensie - nie bójmy się: że nie musimy się "obawiać", że "inne niu-ejdże" Hellingerowi zaszkodzą.
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Brońmy kultury języka, bo za nią coś się kryje, coś ważniejszego chyba od źle pojmowanego autentyzmu. Wszystko zależy oczywiście od kontekstu, czasem wulgaryzm wydaje się być na miejscu, jednak pobłażanie sobie i innym w kwestii swobody języka, może niezauważenie, zmienić nas samych w prostaków.
Rzecz druga, która mnie uderzyła, to jednostronność, tendencyjność opisu, jakieś strasznie uproszczone mi się to wszystko zdało. Ten opis - wytrych, bo przecież wszyscy byli uwikłani w wojnę i ci co ginęli i ci, co uciekli. Mamy, więc rozwiązanie jak na dłoni. A co do wątpliwości o skuteczność metody - paradoksalnie, mi się podejście Hellingera podoba - a co mnie to obchodzi!
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
A dla wszystkich - piosenka:
https://www.youtube.com/watch?v=SMwaMTP8HSQ
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.