03 września 2006
Mirosław Miniszewski
Żegnaj Jungu
Zasada falsyfikowalności a nienaukowość teorii Junga
W zeszłym roku Taraka opublikowała mój esej "Dlaczego nie jestem jungistą", w którym zawarłem swoje poglądy na temat teorii Junga. Od tego czasu otrzymałem kilkanaście listów, w większości pełnych oburzenia, w których zarzucano mi targnięcie się na niekwestionowany autorytet tego wielkiego myśliciela. To prawda, Jung mnie irytuje, jego teorie tą pogmatwane i nieznośne w odbiorze. To jest jednak tylko moja emocjonalna ocena i chociaż sądy wartościujące miewają częstokroć wartość logiczną, tutaj ten aparat jest niewystarczający, jako że konfrontacja moich emocji z emocjami pretorian Junga nie wnosi niczego, co mogłoby wyjaśnić ten problem. Nie ma to wszystko z zasadzie większego znaczenia, co ja myślę prywatnie o Jungu i w co jego zwolennicy wierzą. Nie zamierzam tym razem powtarzać swoich argumentów, które zawarłem we wspomnianym już tekście i teraz znacznie już krócej podejdę do sprawy w sposób nie emocjonalny i wyłącznie racjonalny.
Jung ma opinię naukowca. Są uczelnie, które nadają tytuły naukowe tym, którzy uczą się metod pracy zgodnie z jego teoriami. Są osoby, które zdobywają doktoraty pisząc o Jungu i jego twórczości jako o nauce. Psychologia głębi, wiele szkół psychoterapii, rości sobie prawa do bycia traktowana na równi z medycyną. Psychoterapeuci jungiści mają swoje korporacje i leczą ludzi, biorąc za nich odpowiedzialność. Dlatego punktem wyjścia jest pogląd, że teorie Junga w zakresie psychologii mają charakter naukowy.
Każda nauka posiada swój aparat metodologiczny. Oprócz tego istnieją ogólne zasady metodologiczne dla wszystkich nauk. Jedna z najważniejszych jest zasada falsyfikowalności sformułowana przez jednego z najwybitniejszych filozofów, Karla Poppera (1902 - 1994). Popper twierdził, że ostateczne zweryfikowanie danej teorii faktami nie jest nigdy możliwe. Nawet jeśli będziemy mieli ogromny zbiór faktów potwierdzających daną teorię, może się w każdej chwili zdarzyć, że ktoś zarejestruje któryś kolejny fakt, który nie będzie z tą teorią zgodny. Popper zaproponował więc nową zasadę metodologiczną, czyli falsyfikowalność. Teorii ta polega na tym, że zakłada się przeprowadzenie takiego eksperymentu, którego wynik jednoznacznie zaprzeczy słuszności teorii. Eksperyment ten nie musi być koniecznie technicznie wykonalny w tym konkretnym momencie, istotne jest tylko, że dana teoria w ogóle dopuszcza możliwość obalenia siebie samej w wyniku jakiegoś, dającego się pomyśleć, eksperymentu. Zasada falsyfikowalności powoduje, że żadna teoria naukowa nigdy nie może być uznana za pewną. Każda pozostaje bardziej lub mniej prawdopodobną hipotezą. W konsekwencji Popper uważał, że w odróżnieniu od prawdziwej nauki, która tworzy teorie podlegające falsyfikowalności, takie koncepcje jak na przykład marksizm lub psychoanaliza (psychologia humanistyczna, psychologia głębi) mają charakter pseudonaukowy. Ich konstrukcje mają taką właściwość, że są one w stanie wyjaśnić każdy fakt (w jungizmie wszystko kojarzy się ze wszystkim) i w związku z tym nie da się opracować dla nich takiego eksperymentu, lub choćby dokonać takiego aktu obserwacji, który byłby w stanie je sfalsyfikować.
Jungowska psychologia głębi, podobnie zresztą jak freudowska psychoanaliza, badają zjawiska skrajnie subiektywne - badają takie zjawiska, które mają swoje źródło wyłącznie w ludzkiej wyobraźni. Wyobraźnia ma tę cechę, że sprawny psychoterapeuta jest w stanie każdemu wmówić to, co uważa za stosowne i "prawdziwe" w danym przypadku. Może więc w takim przypadku wystąpić zjawisko kreowania faktów - co prowadzi do takiej sytuacji, kiedy rzekomo obiektywny badacz tworzy sam fakty, które potwierdzają jego teorie. Każdy wnikliwy i krytyczny czytelnik dzieł Junga powinien dojść do takiego właśnie przekonania, chyba że zakłada z góry to, co zamierza wywnioskować.
Nie da się na przykład wymyślić eksperymentu dowodzącego nieistnienia nieświadomości, w rozumieniu jungowskim, bo ta jest z definicji niedostępna świadomemu poznaniu, zatem teoria nieświadomości nie ma charakteru naukowego. Podobnie rzecz się ma z osławioną "zasadą synchroniczności" wprowadzoną Junga na określenie hipotetycznej zasady wszechzwiązku zdarzeń, która działa rzekomo obok zasady przyczynowości. Synchroniczność ma zwłaszcza dotyczyć związków między stanem psychicznym jednostki a równoczesnymi zdarzeniami zewnętrznymi. Zasadą synchroniczności próbuje się tłumaczyć zjawiska paranormalne, takie jak jasnowidzenie i telepatia, a także wróżenie i astrologię. Podręcznikowym przykładem zastosowania tej teorii przez samego Junga jest historia pacjentki, która opowiadała Jungowi swój sen o złotym skarabeuszu. W tej samej chwili Jung usłyszał delikatne dźwięki dochodzące od okna. Otworzył je i do pokoju wleciał żuk, najbliższy europejski krewny skarabeusza, który wbrew swoim zwyczajom skierował się do zaciemnionego otoczenia. Jung zauważył, że terapia pacjentki napotykała na przeszkodę w postaci jej nadmiernego racjonalizmu. Pacjentce potrzebna była zmiana punktu widzenia polegająca na otwarciu świadomości na zjawiska irracjonalne. Taką zmianę oznaczają głównie symbole odrodzenia, a skarabeusz jest właśnie staroegipskim symbolem odrodzenia. Ponieważ tutaj również nie da się zastosować zasady falsyfikowalności, ani nawet zweryfikować jej za pomocą innych metod naukowych, należy ją potraktować tak, jak na to zasługuje - włożyć ją między inne rodzaje radosnej twórczości. Zwykły rachunek prawdopodobieństwa jest w stanie wyjaśnić zdarzenia synchroniczne bez odwoływania się do nieprzyczynowego związku między zdarzeniami.
Rezygnuję z wyciągania dalej idących wniosków i ostatnie słowo oddam Karlowi Popperrowi, który pisał:
(...) Każdy intelektualista ponosi bardzo specyficzną odpowiedzialność. Posiada przywilej i stosowność studiowania. Winien więc swym bliźnim, społeczeństwu przedstawić wyniki swych studiów w najprostszej, najklarowniejszej i najbardziej zwięzłej formie. Najgorsze, co intelektualiści mogą zrobić to pozować na wielkich proroków i epatować swoich bliźnich tajemniczymi filozofiami. Kto nie potrafi mówić prosto i jasno, ten powinien milczeć i pracować nadal, aż będzie mógł tak uczynić. [Karl Popper, W poszukiwaniu lepszego świata, wyd. Książka i Wiedza 2003, s. 78.]
(...) Co jest zewnętrzną oznaką obu tych postaw - tej zwolennika Oświecenia i tej samozwańczego proroka? Jest nią język. Zwolennik Oświecenia mówi tak prosto, jak tylko jest to możliwe. Chce być zrozumiany. (...) Dlaczego nam, zwolennikom Oświecenia tak bardzo zależy na prostocie języka? Ponieważ prawdziwy zwolennik Oświecenia, prawdziwy racjonalista, nie chce nakłaniać. Co więcej, właściwie nie chce nawet przekonywać: zawsze zdaje sobie sprawę, że może się przecież mylić. Ale przede wszystkim zbyt wysoko szanuje samodzielność, intelektualną niezależność innej osoby, żeby ją przekonywać w ważnych sprawach; raczej chce wywołać jej sprzeciw, jej krytykę. Nie chce przekonywać, lecz wstrząsać, prowokować swobodne kształtowanie przekonań. Swoboda kształtowania przekonań jest dla niego wartością. Jest dla niego wartością nie tylko dlatego, że dzięki swobodnemu kształtowaniu przekonań możemy zbliżyć się do prawdy, lecz także dlatego, że z założenia respektuje nieskrępowane kształtowanie przekonań. Respektuje je także wówczas, gdy jakieś przekonania uważa za z gruntu fałszywe. [Karl Popper, wykład: W co wierzy zachód?, dokument PDF]
Mirosław Miniszewski
we Fryburgu Bryzgowijskim, 26 sierpnia 2006
anthropos@anthropos.pl
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.