03 grudnia 2019
Edward Kirejczyk
Zobaczyłem, więc uwierzyłem (1)
Analiza krytyczna wizji przyszłości
Opis zjawiska. Co to może być? Podpowiem. To staroświecka, kredowa tablica szkolna.
1. Opis zjawiska
Co to może być?
Podpowiem. To staroświecka, kredowa tablica szkolna. Te seledynowe w zamierzeniu (takie były w oryginale) elementy, podobne do zębów wyrwanych z korzeniami, to wzory wycięte z kartonu i przypięte pinezkami do górnej ramy tablicy. W rzeczywistości było ich ok. 10, ale zapamiętałem ich istotę, a nie kształt wszystkich. Nadal nie wiecie co to jest? No to od początku.
Mogło to być w roku 1967. Uczyłem się wtedy w Liceum Ekonomicznym nr 8 w Warszawie, prawdopodobnie w III klasie. Dane są możliwe do zweryfikowania za pomocą dokumentacji szkolnej. Miałem w nocy sen, w każdym razie wtedy wydawało mi się, że to sen. Siedziałem w towarzystwie koleżanek i kolegów z mojej klasy w jakiejś izbie lekcyjnej. Na pewno nie było to pomieszczenie w budynku mojej szkoły. Inna wysokość izby, mury, pokrycie podłogi itd. Najdziwniejsza była jednak tablica z tymi intrygującymi wzorami. Tworzyły tak silny dysonans poznawczy, że właśnie je dobrze zapamiętałem.
Ok. pół roku później to co brałem za sen, zdarzyło się na jawie. Niedługo po rozpoczęciu roku szkolnego okazało się, że nasza klasa będzie miała nowy przedmiot – „Mechanizację prac obrachunkowych”. Jedyna w Warszawie pracownia do jego nauczania znajdowała się w Liceum Ekonomicznym nr 1 na Stawkach (przez ścianę z Umschagplatzem). Pracownia była tak unikalna, że licealne nauczycielki kształciły w niej również studentów. Nasza klasa jako pierwsza w historii LE8 jeździła więc raz w tygodniu na Stawki.
Kształtki (nie wiem, czy można je nazwać krzywkami) na tablicy to były wzory detali do programowania maszyn do średniej mechanizacji prac obrachunkowych, produkowanych w NRD (DDR). Najprawdopodobniej chodziło o ASCOTY 170 (i/lub 171). Neony reklamujące ASCOTY, CELLATRONY, a może ich producenta - ROBOTRON, stały wówczas na dachu bloku na rogu ulic Świętokrzyskiej i Emilii Plater. Główki kształtek zawierały dyspozycje typu dodaj, odejmij, pomiń kolumnę itd. Zaś części w kształcie korzeni zębów służyły do wciskania kształtek w otwory w tzw. karetce, czyli przesuwającej się w poziomie części maszyny. W dwóch słowach - mechaniczne programowanie.
Później takich wizji było więcej. Dlaczego wolę je nazwać wizjami, niż snami proroczymi lub profetycznymi, wyjaśnię dalej. W większości dotyczyły moich przyszłych dziewczyn. Nie chodzi o mokre sny. Wizje polegały na tym, że idę z dziewczyną na ukos przez plac Defilad albo siedzę w kawiarni na rogu Rynku Nowego Miasta i Freta.
Z czasem doszło do tego, że bałem się, zarówno tego co widziałem w wizjach, jak i tego czego nie widziałem. Jak można bać się wizji, której nie ma? Bardzo prosto.
W okolicach roku 1975 miałem dostać mieszkanie. Tzn. pół dostać, pół kupić i nie drążmy dalej tego tematu. Tymczasem ciągle nie było tego mieszkania w wizjach. Co się dzieje? Może nie będzie go w ogóle? Czym było mieszkanie w latach siedemdziesiątych XX w. może zrozumieć tylko ktoś, kto wtedy żył. Nie była to kwestia kasy lub zdolności kredytowej, jak dziś (w każdym razie nie dla zwykłego człowieka). Wreszcie którejś nocy miałem wizję. Spotkałem przypadkowo przyjaciela w okolicach skrzyżowania al. Niepodległości i ul. J. Dąbrowskiego. Powiedziałem, że już mieszkam w pobliżu, zapraszam natychmiast do siebie na prezentację, ale on był z jakimś nieznanym mi kolesiem, miał jakieś ważniejsze bieżące sprawy, jednak był gotów natychmiast to opić. Poszliśmy do delikatesów w al. Niepodległości, mieszczących się nad słynną harcówką. Harcówka była słynna z dwóch powodów. Po pierwsze działał tam najbardziej znany harcerz PRL – druh Boruch. Po drugie znacznie wcześniej niż opisywane wydarzenie, co sobota grał tam do tańca zespół Akwarele, który później towarzyszył Cz. Niemenowi. W delikatesach kupiliśmy dwa wina (towarzysz przyjaciela prawie nie pił) i mimo lekkiego deszczu rozpiliśmy na gdzieś na podwórkach z tyłu bloku, w którym dokonaliśmy zakupu. Wróciłem z wizji przyszłości do teraźniejszości spokojny i pewny, że mieszkanie będzie.
To była moja ostatnia wizja. Kiedy przez dłuższy czas nie było następnej, czułem ulgę i zadowolenie.
Jak można uzyskać spokój na podstawie snu? Skąd pewność, że to wizja, a nie sen realizujący po prostu moje marzenia?
2. Różnica między snem a wizją
Wolę używać słowa wizja niż sen, nawet z dodatkiem profetyczny lub proroczy, bo moim zdaniem są to dwa zupełnie różne fenomeny. Nie chodzi nawet o to, że ja w moim subiektywnym odczuciu nigdy nie miałem wątpliwości czy była to wizja, czy sen. Również nie o to, że wizje zawsze się sprawdzały. Po prostu te zjawiska całkowicie się różniły. W wizjach nie było miejsca na żadne elementy czy zdarzenia fantastyczne. Żadnego przenoszenia się w niewytłumaczalny sposób z jednego miejsca w drugie, ani nawet jazd szklaną windą w pionie i poziomie w przezroczystym tunelu. Żadnych stworzeń fantastycznych, a choćby tylko kotów czy węży. Żadnych przemian jednych rzeczy w inne.
W momencie gdy piszę te słowa (14.11.2019 r. godz. 11.50), w rubryce Taraki „Nowe sny i o snach” na stronie głównej sygnalizowanych było osiem opisów snów, pochodzących od czterech autorów. Po kolei:
- Kahuna. Las. „drzewa nienaturalnie wielkie jak na naszą szerokość geograficzną”. To nie mogłaby być moja wizja.
- Kahuna. But, kobieta i Makłowicz. „… znalazłem Jajo Feniksa. Odrodziłem się razem z tym pięknym ptakiem.” Wniosek j.w.
- Helka. Wysoki budynek. Pomieszanie stylów architektonicznych. Mieszkanie noszące cechy późnego modernizmu z dekoracjami secesyjnymi. Dużo nowoczesnych budynków z dekoracjami barokowymi (portiernia Nowej Huty?). Niby był (krótko) postmodernizm w architekturze, ale nigdzie nie zostawił po sobie takiego zbiorowiska budowli. No i ten taras do seryjnych samobójstw … Poza tym przenoszenie się nie wiadomo skąd do Izraela w niewyjaśniony sposób. Ten sen też nie mógłby być moją wizją.
- Kahuna. Byk, piwnice, ptaki i pani od ZPT. „Ja jednak byłem zwinny jak małpa, skakałem po tej klatce, chwytałem się prętów, unikając byka za każdym razem.”; dalej „…data Jej śmierci. Na pewno nie była prawdziwa” i mnóstwo fantastycznych elementów wykluczających wizję przyszłości.
- Helka. Posiłek w knajpce. „kasza zaczęła zmieniać smak i wygląd; raz to był bulgur, potem jęczmienna, kuskus, trochę gryki” Dalej: „Na talerzu przybyło znów składników”. Zupełna fantastyka.
- Krabat. Rany i runy. „rany układają się w runiczne napisy”. W wizji nie mogłoby to się zdarzyć.
- Kahuna. Kręte ścieżki, pociągi i las. Całość fantastyczna, jak wzór marzenia sennego.
- Jarosław Koziński. Kolejny sen o śmierci. „Żałobnicy byli ubrani i na zielono i na biało. (…). Wszyscy tańczyli i śpiewali.” Właściwie nie ma w tym nic technicznie niemożliwego, ale trudno wyobrazić sobie taką obyczajowość w Polsce przeszłej, teraźniejszej i niedługiej przyszłości. Nawet wśród chasydów i Romów. I skąd ta wiedza o życiu wiecznym? Ja bym nie uznał tego za wizję.
Dzięki wspaniałej skarbnicy opisów snów w Tarace, można by ciągnąć tę analizę bardzo długo. Ale myślę, że to co jest wystarczy. Wizja to kawałek rzeczywistości. Sen to kawałek fantastyki. Bardzo możliwe, że za każde z tych zjawisk odpowiada inny fragment mózgu. Wrócę jeszcze do tego dalej.
Co sny mają wspólnego z wizjami? I jedne i drugie następują po wyłączeniu świadomości. Kontrola świadomości wyklucza tańce ubranych na zielono żałobników na pogrzebie, albo przemianę w magiczny sposób bulguru w kaszę jęczmienną, potem w kuskus (to akurat drobne kluseczki) i wreszcie grykę. Kontrola świadomości i podświadomości wyklucza wizje przyszłości. Moje wizje mogły pojawić się tylko wtedy, gdy wyłączona była zarówno świadomość, jak i podświadomość.
3. Możliwe źródła wiedzy.
Zastanówmy się, czy miałem dar/przekleństwo widywania przyszłości, czy nie. Inaczej mówiąc rozważmy, skąd mogłem czerpać wiedzę w moich wizjach. Co do ostatniej wizji, z przyjacielem i opijaniem nowego mieszkania, można zaryzykować tezę, że mój mózg mógł to wszystko wyspekulować. Wiedziałem, gdzie mam dostać mieszkanie i gdzie mieszka przyjaciel (bywałem u niego wcześniej), miałem świadomość, że obaj lubimy wypić, pijaliśmy w tym czasie wino, a nie piwo czy wódkę, nie wypadało pić na ulicy, ale za picie na nieogrodzonych wówczas podwórkach nikt nie ścigał, pod warunkiem, że się nie rozrabiało, sklep nad harcówką istniał od kiedy pamiętam. Jednym słowem, mimo że elementów było sporo, mój mózg znał je wszystkie i mógł złożyć w jedną, logiczną i przyjemną dla mnie całość. Nie musiała więc być to wcale wizja przyszłości. Swoją pewność i spokój zawdzięczałem tylko temu, że wcześniej przeżyłem wiele identycznych widzeń i wszystkie sprawdziły się. Czemu więc ta wizja miałaby się nie sprawdzić jako jedyna? No i ten brak fantastycznych elementów…
Co z dziewczynami? Niektóre znałem wcześniej lub co najmniej wiedziałem o ich istnieniu, choć nigdy wcześniej ich nie widziałem. Przed FB taką wiedzę czerpało się z rozmów towarzyskich i plotek. Niektórych jednak nie znałem i nie wiedziałem, że istnieją, a tym bardziej że je poznam. Przy kompletnym braku wiedzy mózg nie miał z czego zmontować widzenia. Tego nie potrafię wytłumaczyć inaczej niż widzeniem przyszłości.
A wizja od której zacząłem ten tekst? W momencie jej wystąpienia nie wiedziałem nawet, że istnieje „średnia mechanizacja prac obrachunkowych”, nie mówiąc o sprzęcie do jej realizacji. Nie wiedziałem prawie nic o automatyce mechanicznej. Uczciwie mówiąc wiedziałem o rewelacyjnej polskiej frezarce, która mogła kopiować różne delikatne przedmioty, ale ona akurat działała na zasadzie innej niż krzywki (tzw. wodzika). Mój mózg (umysł?) nie miał żadnej szansy wymyślenia tych pomocy naukowych. Musiała być to wiedza nadprzyrodzona.
Nie musiało być to jednak widzenie przyszłości. Wszystko wskazuje na to, że w czasie wystąpienia wizji, tablica z przypiętymi wzorami kształtek już istniała. Może więc jasnowidzenie? Z całą pewnością żyły i działały już nauczycielki, przekazujące wiedzę na ten temat. Mogły też być prowadzone, a nawet sfinalizowane rozmowy, na temat nauczania mojej klasy w pracowni na Stawkach. Wtedy mogłaby być to telepatia. Dlaczego w takim razie zajęcia nie zaczęły się z początkiem roku szkolnego? Jako zawodowy biurokrata mogę postawić hipotezę, że mogło to być związane ze zgraniem rozkładu zajęć mojej klasy, rozkładu wykorzystania pracowni i wreszcie godzin pracy nauczycielek prowadzących zajęcia – o ile wiem były tylko dwie. Wiedza na ten temat jest już chyba nie od odtworzenia. Ślady po takich problemach na ogół nie zostają w papierach, a zainteresowani (nauczycielki z pracowni, członkowie dyrekcji LE8) już pewnie nie żyją, a jeśli żyją, nie pamiętają takiego drobiazgu. Nawet jeśli nauczycielkom zaksięgowano zajęcia nieodbyte jako godziny rzetelnej pracy. Mogła to być zwykła telepatia. Tak czy inaczej było to zjawisko nadprzyrodzone i nienaukowe. Więcej o podstawach tzw. zjawiskach nadprzyrodzonych w drugiej części tekstu.
4. Moje zdarzenia i cudze wizje.
W czym moje wizje były podobne, a w czym różne od objawień proroków, wizji szamanów, przepowiedni uczciwych wróżbitów?
Po pierwsze mój dar – jeśli to dar, a nie przekleństwo – był ubożuchny. Wizje następowały rzadko i dotyczyły tylko mnie. Nie sposób było wyciągać wniosków dotyczących innych ludzi, większych zbiorowości, czy ludzkości jako całości. Owszem można było wnioskować, że jakieś budynki (Pałac Kultury, Rynek Nowego Miasta, sklep nad harcówką) będą istnieć w moim horyzoncie prognostycznym/proroczym (nazwa wg uznania czytelników). Podobnie można było wnioskować o życiu osób z którymi byłem jakoś związany (przyjaciel, koledzy z klasy). Co prawda w owych czasach sklep lub kawiarnia mogły być zamknięte jednym pociągnięciem długopisu ważnego urzędnika lub działacza partyjnego, ale informację że tak się nie stanie w najbliższym czasie, trudno uznać za rewelację lub proroctwo.
Po drugie horyzont prognostyczny był raczej krótki. Wydaje mi się, że wszystkie wydarzenia spełniały się po upływie jednego do trzech kwartałów. Niemożliwe było więc nie tylko przewidywanie przyszłych wojen, ale nawet podejmowanie poważniejszych decyzji życiowych.
Po trzecie – technika wizji, czyli coś co było podobne do snu. Technik widzenia przyszłości wiele: trans szamański (zwłaszcza wywoływany działaniem roślin lub długotrwałym tańcem) lub przypadkowy, tzw. objawienie religijne, praca przypominająca analityczną, trans uzyskiwany za pomocą specjalnych przedmiotów (szklana kula, ostrze szabli, opary z kociołka) i zapewne sporo innych. Czy byłem jedyny, który potrafił to osiągnąć? Nie sądzę. Sądzę że zdarzali się inni, nawet wielcy przepowiadacze przyszłości, mający wizje przyszłości, biorący je za rodzaj snu. Takimi wizjonerami mogli być np.: Edgar Cayce, a w Polsce Marian Węcławek. Oni mieli wizje bogatsze, bardziej znaczące i koncentrowali się na ich treści. Ja ubogie i w dodatku trochę pracowałem naukowo, więc skoncentrowałem się na technice/formie zjawiska.
Po czwarte, wiek w jakim wystąpiły wizje. Był on bardzo typowy. Niektórzy specjaliści mówią wręcz, że umiejętność widzenia zdarzeń z przyszłości musi wystąpić w dzieciństwie, lub najdalej w okresie dojrzewania płciowego. Ja załapałem się na tę drugą wersję. Zdarzają się co prawda fakty późniejszej inicjacji, ale chyba zawsze mają one związek z dramatycznymi wydarzeniami, a ściślej z sytuacją, w której człowiek pożegnał się już z życiem (Czesław Klimuszko, Alois Irlmaier).
Po piąte – koncentracja widzianych zdarzeń na własnej osobie. To wydaje się zupełnym ewenementem. Bardziej charakterystyczna jest raczej odwrotna sytuacja. To, że prorok potrafi wyratować innych, a sam ginie, bo nie wie jaką decyzję powinien podjąć w najbliższej przyszłości (casus Stefana Ossowieckiego). Czemu mnie to nie dotyczyło? W zasadzie wszystkie wizje, poza pierwszą, dotyczyły jakiejś mojej gorącej potrzeby. Gdyby ta pierwsza miała na celu zwrócenie mojej uwagi na sam fakt występowanie wizji, to może byłoby to jakieś wytłumaczenie? Możliwe, że wizja opisana na początku tego testu nie była pierwszą w moim życiu, tylko pierwszą na którą z powodu jej wyrazistości zwróciłem uwagę. Podobną koncentrację na przyszłości własnej i najbliższych opisywał J. Hugo-Bader w książkach o szamanach syberyjskich.
Po szóste – możliwość wyboru tematu wizji (np. sześć numerków z 49.) – zerowa. Ludzie pomagający innym potrafią się skoncentrować na wybranym. Ludzie chcący pomóc sobie nie. To drugie byłoby bardzo typowe.
Po siódme – prawdopodobieństwo wystąpienia widzianych zdarzeń – 100%. To bardzo nietypowe. Takich wizjonerów w zasadzie nie ma. Czemu więc ja byłem? Mogło to być skutkiem dwóch czynników. Pierwszy to fakt małej liczby wizji ogółem – było ich w sumie ok. 10., na pewno znacząco mniej niż 20. Możliwe więc, że mała próba badawcza zmniejszała szansę błędu. Jednak moim zdaniem bardziej prawdopodobnym czynnikiem był krótki czasowy horyzont widzeń. Temat ten rozwinę w drugiej części tekstu.
Po ósme – lęk przed wizjami. To zjawisko bardzo nietypowe. Właściwie z jego opisem zetknąłem się tylko raz – w której z książek Jacka Hugo-Badera. Tam wybrańcy losu nie chcieli być syberyjskimi szamanami. Ale bezlitosny splot wydarzeń (tragedii życiowych) zmuszał ich (je) do tego. Ja tych ludzi (chyba w książce częściej były to kobiety) doskonale rozumiem. Jak wygląda życie człowieka, nad którym ciąży wyrok nieodległej, okrutnej śmierci? Albo wizja rychłej utraty bliskich?
Pod koniec pierwszego punktu tego tekstu napisałem, że czułem zadowolenie i radość, kiedy wizje zniknęły z mojego życia. Ale ostatnio zaczynam mieć chętkę ponownego zajrzenia w przyszłość. Jak mawia jeden z moich przyjaciół – najlepsze pojęcie o nieskończoności daje ludzka głupota.
Komentarze
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
"Dzięki wspaniałej skarbnicy opisów snów w Tarace"...Dzięki, Edwardzie! Bardzo się cieszę, że doceniłeś Tarakową kolekcję snów.
Tym bardziej, że to chyba jest pierwsza taka pochwała odkąd dział snów istnieje.
<3
![[foto]](/author_photo/zrodlo.jpg)
Bardziej niż przypadkowe wizje ciekawi mnie możliwość wykształcenia umiejętności prognozowania przyszłości. Coś o czym pisał Tetlock w "Superprognozowaniu". Wierzę, że można wykształcić zmysł prognozowania, tak jak szachiści są w stanie przewidywać kilka-kilkanaście ruchów szachowych naprzód. Trzeba tylko często budować prognozy i gimnastykować mózg.
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Inną jeszcze cechą profetycji (to neologizm własny, od profesji wzięty) jest kapryśność i nie poddawanie się żądaniom. Jeśli ofiara się skusi by skraść dar dla siebie, zostanie ukarana - najczęściej utratą daru. Przestanie być zapraszana. Nie będzie bywała.
Prośby natomiast bywają wysłuchane i tu pojawia się element treningu, co zmienia "ofiarę" w "adepta". Czy warto wstępować do tej szkoły? Diabli wiedzą ;) Sęk w tym, że nie tylko diabli. Ci drudzy, współczujący wszelkiej materii, też szkolą. Kwestia intencji chyba. Doświadczenie Pana w każdym razie - super. Próby krytycznego zdystansowania się doń - również.
Jest czwarta rano. Zjadłem śniadanie, dopiłem kawę i patrzę w zapaloną świecę.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
-- Dlaczego zrozumienie snu (wizji) jest tak trudne?
Nie chodzi mi o zinterpretowanie snu (wizji), tj. wytłumaczenie, co on znaczy według pewnego kodu, ale po prostu o zrozumienie: o czym w ogóle mówi lub pisze autor/ka snu i co przekazuje, jaki obraz, jaką informację?
Sny należą do najtrudniejszych tekstów do czytania. Czytanie snów jest jednym z najtrudniejszych zadań czytelniczych. Na równi z abstrakcyjną poezją i równaniami matematyki.
Dlaczego tak jest?
Przez to "usłyszenie snu" jest dobrym ćwiczeniem dla umysłu.
I dlatego od lat udostępniam Tarakę dla gromadzenia snów. Z nadzieją, że kiedyś komuś posłużą jako materiał do dobrych ćwiczeń.
![[foto]](/author_photo/drzewo.jpg)
PS. swoją drogą, wielu osobom z mojego pokolenia (urodzonych w czasach upadku komunizmu / początków transformacji gospodarczej) też nie jest łatwo zdobyć własne "M". Ceny są horrendalne, co zawdzięczamy bankom (w tym bankom centralnym w PL i UE), deweloperom a także tym "zaradnym" współobywatelom, którzy uczynili sobie z mieszkań instrumenty inwestycyjne.
Zaciekawił mnie też komentarz, jakoby nie dało się "zapobiec ujrzanej we śnie katastrofie". Tymczasem kiedyś, lata temu, taka wizja senna bliskiej mi osoby doprowadziła do zmiany mej decyzji, której wcześniej byłem prawie pewien. Wtedy opis snu-wizji pokrywał się ze spotkaniem, które miało miejsce poprzedniego wieczora. Nadto, śniąca była w stanie przytoczyć pewną nietypową sytuację ze spotkania, a nawet wypowiedzianą przy tej okazji kwestię (!), ostrzegając mnie przed dwoma pozostałymi jego uczestnikami.
Posłuchałem ostrzeżenia - i bardzo dobrze, gdyż inaczej zostałbym "nabity" w polisolokatę
![[foto]](/author_photo/atotuja.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.