06 kwietnia 2016
Wojciech Jóźwiak
Życiowa zmiana po 40-tce i kiedy indziej
Czy ktoś czytał oryginalny artykuł Renaty Mazurowskiej pt. „Życie zaczyna się po czterdziestce?” w zwierciadlo.pl? – czyli ten, z którym tekst Psycho-kit/Damroki jest polemiką? Przede wszystkim, tamten tekst jest napisany maksymalnie lekko i, użyłbym dziwnego słowa, „preparatycznie”, tzn. autorka skomponowała taki preparat do przekonywania, który zawiera taki oto przekaz, streszczam: „Tak, można, mając 40+ lat można zacząć tzw. nowe życie, do tego udane”. W tym jest nowy zawód – psychoterapeutki, nowy związek, małżeństwo w wieku 45 lat; tu Autorka wdzięcznie dodaje: „w moim ulubionym Paryżu”. Przekaz brzmi również: „Mnie jest lekko, łatwo i trochę się dziwię, że komuś może być inaczej. Wystarczy chcieć.” (Zapewne jest enneagramową Siódemką-Epikurejczykiem.)
Ze swoich doświadczeń potwierdzam: można. Ja też się „przekierowałem”, przestawiłem, i w podobnym wieku. Ale nigdy bym nie powiedział, że szło to łatwo i bezproblemowo, ani, że wystarczyło, że czegoś chciałem, ani że osiągnąłem wszystko, co tedy mi się marzyło.
W sumie zgadzam się z Damroką, że tamten tekst jest próbką kulturowego narcyzmu. Nawet myślę, że narcyzmu jako takiego, bez przymiotnika.
Ale TEMAT jest wielki. Jaki temat? – Taki, czy w ogóle można zmieniać swoje życie, a jeśli można, to jak, jak to zrobić, jakie są na to metody, procedury i podejścia.
Żyjemy (przeważnie) dłużej. Świat (banał, ale) szybciej się zmienia. Otwierają się jedne przestrzenie, a zamykają inne. Trzeba się zmieniać samemu, chciał czy nie chciał. Wzór z przeszłości, kiedy każdy trwał w swojej roli, a w określonym wieku robił sobie passage z dziecka na młódkę, z dziewczęcia na matkę, z matki na matronę, przestał obowiązywać. Potrzebujemy wiedzy o tym, jak się zmieniać. Działa cały przemysł przemiany i Taraka ze swoimi autorami, czytelnikami i ogłoszeniami o warsztatach należy do tego przemysłu przemiany albo przynajmniej do jego pograniczy.
Renata Mazurowska zapewne niektóre czytelniczki przekonała do tego, że „a jasne, zmienić się można, można zacząć na nowo, to się uda!”. Inne czytelniczki, w tym Damrokę, rozzłościła tym, że kłamie, bo naprawdę z tym samo-zmienianiem się jest inaczej i trudniej, i często niemożliwe. Oba te głosy potraktowałbym jako wstępne rozpoznanie tematu pt.: Jak się zmieniać? Jak do tego się zabrać, jak to sobie zorganizować, jak to przeprowadzić?
Jestem astrologiem i momenty w życiorysach sprzyjające zmianom lub nawet wymuszające zmiany, są astrologicznie wyraziście zaznaczone. Właście przy każdym kliencie jest ten problem: nadchodzi zmiana – np. Saturn przejdzie przez urodzeniowy ascendent albo Uran przez urodzeniowe Słońce – i jak się na nią przygotować? Bo to trochę jak przepłynięcie łodzią przez bystrza czy wiry. Będzie rzucać, ale również jest szansa wykorzysta te wiry do posterowania swoją drogą.
Częścią tej wiedzy jest to, że w ogóle można. I o tym napisała autorka „Zwierciadła”, mniejsza i trudno, że narcystycznie. Drugą częścią tej wiedzy jest to, że są ograniczenia i niekiedy bywają one przemożne, ne zderżyte ditki Jareme, wyrwane zęby nie odrastają. Prócz tego są zręczne metody, są wspomagania, oraz jest miejsce na wymianę doświadczeń. Jednym coś się udało, innym nie, trzecim udało się coś innego. Jest o czym rozmawiać – i syntetyzować wiedzę, która może się przydać przyszłym czterdziesto-plus-latkom.
Komentarze
To co napisała Renata Mazurowska przypomina mi "literaturę kobiecą" którą z pewnym zainteresowaniem czytałem. W takich powieściach i pamiętnikach przełom polegał na udanym rozwodzie. Nieszczęsna kobieta lądowała na bruku z workiem pieniędzy z podzielonego majątku, i mogła nareszcie zająć się tylko sobą.
Np prowadzić kurs dla zamożnych biznesmenów uczący jak pokonać opory moralne i psychiczne by stać się jeszcze zamożniejszym biznesmenem.
Nigdy nie spotkałem człowieka który w pewnym momencie rozpoczął zupełnie nowe życie nie wynikające z wcześniejszych zainteresowań.
Takich którzy dopiero po czterdziestce "dorobili się dużej kasy", jest dla odmiany sporo.
![[foto]](/author_photo/joanna_najdowska.jpg)
Nie resetujemy się jak komputer, do nowego przenosimy stare, bo inaczej się nie da. Nawet wojenne radykalne zmiany (że np. nagle żyjesz w innym kraju, zginęli wszyscy twoi bliscy i nie możesz podjąć dotychczasowej pracy stolarza, bo granat urwał ci rękę) nie czyszczą naszych umiejętności czy świato-poglądu. Coś się zmienia stale, a im powazniejsze wstrząsy, tym więcej się w nas zmienia; ale nie wszystko. NOWE życie to nie nowe ubranie.
A poza tym, to co dziś wydaje się trwałą zmianą, jutro może okazać się epizodem na "starej" drodze, wycieczką zaledwie.
Życie to życie.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
- możliwość zmiany / przemiany (bez względu na wiek),
- kryzys (bez względu na wiek)
- bycie lub niebycie szczęśliwym w wieku 40+.
To pozwala lepiej widzieć, w którą stronę kto ciągnie. Że tak powiem.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
1, narodziny fizyczne, po którym żyjemy w tzw. śnie, społeczeństwo nas uczy życia i daje nam różne role, które często z bólem odgrywamy, jesteśmy reaktywni, mało znamy siebie i swoje możliwości, większość ludzi żyje w tym stanie;
2. przebudzenie (ze snu ;-)), kiedy to stajemy się (sami z siebie) lub dowiadujemy się, że jesteśmy twórcami swojego życia (wielu ludzi bardzo nie chce tego przyjąć do wiadomości) - a mówią o tym różne huny, prawa przyciągania/rezonansu, teorie mówiące, że świat zewnętrzny jest odbiciem naszego wnętrza, przykładowo pierwszy nawyk skutecznego działania S, Coveya mówi: jesteś twórcą, bądź proaktywny a nie reaktywny - od tego momentu zaczyna się świadoma praca nad poznaniem tego własnego twórczego wnętrza i pierwsze świadome sukcesy, może właśnie te tytułowe zmiany życiowe;
3. oświecenie, niezmiernie rzadko spotykane, zdarza się (chyba) gdy porzucamy ego, oddajemy kontrolę (lub ją tracimy w wyniku wydarzeń wprost rozsadzających nasze ego) wyższej jaźni/bogu.
Chyba można tak ująć sprawę? Są to przecież momenty przełomowe. Oczywiście nie wiem na ile możemy sterować się ich wydarzaniem. Myślę, że przebudzenie nie jest czymś wyjątkowym czy nieziemskim, wystarczy przyjęcie na siebie odpowiedzialności za własną kreację. Są też dostępne relacje ludzi, którzy mówią, że dostąpili oświecenia. Ale tutaj chyba bardziej nas interesuje ten okres w okolicach przebudzenia.
W moim pojęciu narcyzmem można nazwać zaburzenia osobowości polegające na wyolbrzymionym poczuciu własnego znaczenia, przy jednoczesnej, dużej wrażliwości na krytykę ze strony innych. Krytyka jego wypowiedzi, lub zachowania, budzi w nim wściekłość, która powoduje chęć zniszczenia przeciwnika. Takie osoby mają niewielką zdolność do empatii, a powierzchowność rzeczy interesuje je bardziej niż ich treść.Narcyz ma wyolbrzymione pojęcie o własnych talentach i osiągnięciach, jest przekonany o swojej wyjątkowości,swoich zasługach, oczekuje nadmiernego podziwu od otoczenia oraz ma poczucie uprzywilejowania- jemu więcej wolno ,niż innym. Jest zaabsorbowany fantazjami dot.wielkiego sukcesu ,władzy, świetności, urody bądź idealnej miłości. Narcyz manipuluje- wykorzystuje innych do osiągnięcia swoich celów, brak mu empatii- nie liczy się z uczuciami innych ,ani nie utożsamia z nimi. Często okazuje arogancję, zawiść lub też tę zawiść przypisuje innym.W stosunku do innych jest wyniosły zarówno w opiniach jak i zachowaniu. Odbiera świat w kategoriach: czarno-biały.
Mamy obecnie doskonały przykład pełnoobjawowego narcyzmu u pierwszoplanowego polityka w naszym kraju.
Wracając do meritum.;najważniejszym warunkiem do zmiany swego życia- jest chęć takiej zmiany.Nie twierdzę, że taka zamiana jest łatwa, szybka i przyjemna, wręcz przeciwnie- wprowadzanie zmian jest trudne, często bolesne, wymagające nieraz katorżniczej pracy, ale twierdzę, że jest możliwe praktycznie w każdym wieku.Jest takie powiedzenie: jeśli uważasz, że nic się nie da zmienić, to zawsze możesz zmienić myślenie.
Deklaracja Damroki jest przynajmniej jasna- ona wybiera pesymizm. Ma do tego prawo.
Nie wiem tylko; czy zdaje sobie sprawę z tego, jak autodestrukcyjny jest to wybór?Jej charakterystyka osoby czterdziestoletniej mnie przeraziła. Ja mam wrażenie, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że większość konsekwencji zdrowotnych i nie tylko zdrowotnych, które opisuje u osoby 40+, jest konsekwencją takiego myśle
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Większość chorób ma przyczyny psychosomatyczne. Ciągłe, negatywne myśli i emocje mogą doprowadzić do chorób. Zainteresowanym polecam książkę Paula Martina- Umysł, który szkodzi.
I tutaj :http://codziennie.newstart.pl/index.php/choroby-autoimmunologiczne-umysl-a-cialo/
Rodzaj myśli i emocji jaki wybieramy i stale przeżywamy- negatywne, lub pozytywne dokonuje zmian w mózgu, które są wykrywalne poprzez badanie funkcjonalnym magnetycznym rezonansem jądrowym. (fMRI)
BTW, to jest strona dla osób zainteresowanych samorozwojem. Czemu rozwój jest tak wysoko punktowany w Waszym systemie wartości?
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Większość chorób ma przyczyny psychosomatyczne." Byłbym ciekaw, jak długo żyją ci, którzy mają złe myśli. Tzn. byłbym ciekaw jakichś badań statystycznych na ten temat. A także badań medycznych. (Ostatnio czytałem, że wpływ czynników psychicznych na wywołanie czy powstanie choroby nowotworowej, to jeden z mitów na jej temat. Mitów tzw. medycyny holistycznej, ale także "nowej psychologii". Pachnie to w ogóle "Sekretem", tzn. w sumie dość brzydko.
I co to są "negatywne myśli". Co jest kryterium negatywności. Czy ludzie agresywni żyją na przykład krócej? Hipochondrycy? Albo zaciekli naziści?
Jakimi KONKRETNYMI danymi dysponujemy w tej sprawie.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
http://www.tlustezycie.pl/p/blog-page_9769.html
Proponuję sprawdzić własne odczucia w ciele kiedy jesteśmy wściekli, kiedy ktoś bliski umrze lub choćby nas zrani, kiedy strasznie się boimy. Krew napływająca do głowy przy wściekłości, ściśnięty żołądek ze strachu, suchość gardła, trzęsące się kończyny, mdłości, wymioty - to wszystko może spowodować MYŚL. Dla odmiany, co czujemy jak się zakochamy? Czujemy się wtedy i wyglądamy kilka lat młodziej, nie odczuwamy głodu, całe ciało aż rośnie z radości. I zastanówmy się, co dzieje się z naszym zdrowiem, jak dany stan psycho-fizyczny trwa przez długi czas. Nie trzeba znać statystyk, badań itd., Twoje ciało powie Ci wszystko. Wszystko zaczyna się jako interpretacja danej sytuacji przez umysł a odbiciem tego jest stan fizycznego ciała. Jeżeli ciało źle reaguje w danej sytuacji, warto zbadać, jaka myśl to wywołuje. Tu jest początek pracy wewnętrznej nad własnymi myślami, przekonaniami, wartościami itd. Na pewno lepiej być na poziomach świadomości (wg mapy świadomości Hawkinsa) powyżej 200 niż poniżej. Dla dobrego samopoczucia i zdrowia.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Otóż trzeba, bo inaczej mamy do czynienia z plotką, niepopartym dowodami przeświadczeniem, mitem. Ja znam to przekonanie, o którym piszesz i wydaje mi się ono rozsądne. Ale chciałbym wiedzieć, czy prowadzono już na ten temat badania i czy na raka umierają jedynie "wątrobiarze", czy może też ludzie pogodni. Bo jeśli choroby fizyczne są skutkiem MYŚLI (zwróć uwagę, że ty raczej piszesz o faktach i emocjach niż o myślach), to jakie były myśli osoby, która w wieku 29 lat umiera na raka płuc.
Problem polega na tym również, że na siłę upieramy się przy dualizmie psychiki i ciała, co jest pewnym nieporozumieniem. Jeśli nie będziemy jednak się przy tym upierali, to zobaczymy, że jest na odwrót, dużo częściej choroby fizyczne, poważne, wywołują afektywne (depresję) niż na odwrót. Jeśli natomiast nerwice mają skutki fizyczne, to nie ze względu na złem myśli, ale na towarzyszące im zaniedbania żywieniowe, ruchowe i i inne, a więc cielesne. Ale tu wyrażam swoje przekonanie jedynie, nie mając danych.
Warto by się notabene przyjrzeć temu, ile z naszej wiedzy to jedynie przekonania i, co ważniejsze, dlaczego nasze "ego" tak przy nich obstaje.
(Czytałem ostatnio, że sport nie ma wpływu na długość życia i że decydują geny.)
Miłego dnia! Długiego życia! A może lepiej szczęśliwego?
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Temat zdrowia jest potężny, bo wszystko między duchem, umysłem a ciałem jest ze sobą powiązane, i można z łatwością mylić skutki z przyczynami, a być może wszystko odbywa się jednocześnie ("Lekarz kwantowy" Goswamiego).
Człowiek jest połączony z innymi ludźmi, pojawia się i żyje w tzw. polu morficznym/rodzinnym, i tu bym szukał przyczyn chorób np. małych dzieci. Żeby twórczo nad tymi tematami pracować trzeba choćby na chwilę opuścić paradygmat wyniesiony ze szkoły, że istnieje tylko materia.
Wszystkiego dobrego!
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Pamiętajmy, że działa nawet placebo. Ale tylko w niecałych 20%.
A badań nie należy ani absolutyzować, moim zdaniem, ani lekceważyć.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Oczywiście, że są badania na ten temat. Chociaż trzeba zaznaczyć, że psychoneuroimmunologia jest obecnie dopiero w powijakach.
Książka, którą polecałam wyżej, jest oparta na badaniach. Dlaczego napisałam , że od tego; co myślimy- zależy nasze samopoczucie i zależą nasze uczucia- widzę, że muszę napisać osobny artykuł, bo w komentarzu nie zmieszczę. Kwestionowanie tego, że stan psychiczny nie ma wpływu na zapadalność na choroby nowotworowe świadczy dla mnie, że ten ktoś nie jest otwarty na poznanie wyników badań, które mówią co innego. W oparciu o badania wyodrębniono odmienne typy osobowości- A,B,C, które usposabiają do zachorowań na różne choroby. I tak osobowość typu A - choroby serca, a osobowość typu C- zachorowania na choroby nowotworowe.http://wuplodz.praca.gov.pl/documents/58203/838384/Osobowo%C5%9B%C4%87%20typu%20A,%20B,%20C%20i%20D.pdf/2611123e-5e82-4ba7-bddd-a907b92b5ad1?t=14067
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Krótko zatem: na razie wymieniamy się przekonaniami i niektórzy z nas traktują niektóre z nich jako oczywiste. Ja mówię: 1) oj, sprawa nie jest taka prosta; 2) warto się zastanawiać się nie tylko nad tym, czy depresja lub nerwice wywołują zespół jelita drażliwego (wcale w tej chwili tego nie wykluczam), ale i nad tym, skąd się nasze przekonania biorą?
Sama psychiczność to bardzo grząski grunt. A jej związki z ciałem, to już ho, ho... ho, ho, ho... (teraz ciut żartuję :-)
Facet miał pilną robotę do zrobienia, a tak się stało, że mu akurat ktoś ukradł siekierę. Myśli sobie:" bez siekiery, ani rusz, nic nie zrobię. Sąsiad ma siekierę,ale pewnie mi n ie pożyczy, kurczę, ale tak mi potrzebna jest - muszę spróbować, ale co będzie jak mi odmówi? ." Postanowił iść do niego i poprosić go, ale całą drogę zastanawia się; czy mu ją pożyczy, czy nie? I tak sobie idzie i mówi do siebie: pożyczy, nie pożyczy.
Gdy naciskał dzwonek do drzwi-,akurat wychodziło mu, że nie pożyczy. Sąsiad otwiera drzwi, a on do niego:" a tę siekierę to sobie wsadź do d..y."
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Ja na te dowcipy powiem: NO WŁAŚNIE.
Ja mniej więcej wiem, jak się kształtują przekonania. Wiem jeszcze kilka rzeczy. Niekiedy przekonania bywają bardzo silne, tak silne, że nie interesuje nas prawda. (Część takich przekonań leczy się na terapii). A w część z tych, które głosimy, nie wierzymy sami. (Bo głosimy je z innych względów niż poznawcze.)
Przekonania to jest to, w co wierzymy.
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Z tymi badaniami. Nie dajmy się zwariować, nie badajmy tego, co oczywiste. Lepiej, żebyśmy nie doszli do tego, że dowodzimy badaniami, że dziecko głodne płacze częściej, niż najedzone. Tym bardziej, że nie wszystko daje się dobrze pomierzyć, a niektóre pojęcia chyba lepiej, żeby pozostały intuicyjne przynajmniej tak długo, jak długo niezbyt je rozumiemy.
Ja obserwując siebie i swoje otoczenie widzę wyraźnie, że ludzie pozytywnie (nie zamierzam wyjaśniać, co to znaczy) nastawieni do siebie i otoczenia są zdrowsi i przede wszystkim szczęśliwsi - oczywiście są wyjątki, ale tendencja jest zdecydowanie w tą stronę. A jeśli ktoś potrzebuje badań, żeby to udowodnić, to przepraszam, ale niech je sobie sam przeprowadza. Dla mnie byłoby to przekraczanie granic absurdu.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Ja zwracam uwagę na dwie rzeczy: 1) rozróżniam to, co jest wiedzą (sprawdzalną i sprawdzoną przez nas), a co jest przekonaniem, które powstało, na przykład pod wpływem wychowania; 2) bronię złożoności świata.
Chyba każdy, kto uprawia, albo stosuje medycynę alternatywną, czy też psychoterapię jest o takim wpływie przekonany, a ja do takich osób należę. Uważam , że medycyna akademicka mimo niewątpliwych osiągnięć i ogromnego postępu w pewnych dziedzinach, w przypadku wielu chorób, zwłaszcza chorób przewlekłych jest bezradna. Ponadto, podzielenie na specjalizacje powoduje , że każdy specjalista leczy "swoją" chorobę, a nie człowieka.Znam przypadek dziewczyny z Niemiec, która cierpiała od wczesnego dzieciństwa na ciężką postać choroby skóry. Jej skóra była cala w ranach. Wędrowała od szpitala do szpitala i tak osiągnęła pełnoletniość, a choroba coraz bardziej się nasilała.Wyleczył ją dopiero hipnozą hipnoterapeuta,( nazwiska teraz nie pamiętam,ale był to Wiceprzewodniczący Towarzystwa Hipnotyzerów w Niemczech),który napisał książkę na jej temat. Historia jej choroby jest doskonale udokumentowana, wypisami ze szpitali i zdjęciami na przestrzeni lat. Oglądałam je..Okazało się, że czynnikiem , który powodował chorobę skóry był lęk przed matką.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
A tu jedna z Pani poprzednich wypowiedzi o badaniach:
Oczywiście, że są badania na ten temat. Chociaż trzeba zaznaczyć, że psychoneuroimmunologia jest obecnie dopiero w powijakach. [...]
Kwestionowanie tego, że stan psychiczny nie ma wpływu na zapadalność na choroby nowotworowe świadczy dla mnie, że ten ktoś nie jest otwarty na poznanie wyników badań, które mówią co innego. W oparciu o badania wyodrębniono odmienne typy osobowości- A,B,C, które usposabiają do zachorowań na różne choroby. I tak osobowość typu A - choroby serca, a osobowość typu C- zachorowania na choroby nowotworowe.http://wuplodz.praca.gov.pl/documents/58203/838384/Osobowo%C5%9B%C4%87%20typu%20A,%20B,%20C%20i%20D.pdf/2611123e-5e82-4ba7-bddd-a907b92b5ad1?t=14067".
Kobieta zmienną jest! Gdybym chciał sobie zażartować, to dodałbym, że zwłaszcza stosująca medycynę alternatywną. Ale tego nie robię! :-)
A co do dziewczyny z Niemiec. Nie przeczę. Pisałem przecież, że działa nawet placebo.
Nie życzę Panu, by Pan musiał się w ten sposób przekonywać do innych metod leczenia.Nie, to nie jest jedynie przedmiot mojej wiary, ale nie będę teraz szukać w posiadanej literaturze i przepisywać opisu różnych badań, które znam. Nie posiadam gotowego zestawienia- o to mi chodziło. Nie wiedziałam, że będę mieć tak dociekliwego dyskutanta.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.