02 grudnia 2011
Wojciech Jóźwiak
Serial: Kolej warszawsko-wiedeńska
Czarne Piotrusie
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ ABC, region czy strefa? ◀ ► Oś Wenecko-Wileńska ►
Międzymorze, ABC, aż razi w oczy swoją pstrokacizną języków, kultur, narodów, tradycji i historycznych dróg. Aż w końcu nie wiadomo, czy to bogactwo – wciąż niewykorzystywane – naszego regionu (naszej szerokiej ojczyzny), czy przekleństwo. Częściej bywało przekleństwem. Ale też ta pstra rozmaitość dowodzi zarazem, że jesteśmy strefą, nie regionem.
Z tła tej pstrości-łaciatości dodatkowo wystają Czarne Piotrusie. Tu wrócę do Huntingtona, który dzieląc świat na cywilizacje (źle, bo kierując się za bardzo religią) zauważył, że niektóre kraje-narody nie pasują do cywilizacyjnych megaregionów, w których geograficznie leżą. W Ameryce Południowej-Środkowej-Łacińskiej takim jest Haiti, które inaczej niż wszystkie inne (kraje-narody) jest wyłącznie czarne rasowo, zakorzenione w afrykańskiej religii wudu, powstało jako państwo (ewenement!) w wyniku udanego buntu niewolników i mówi po francusku (nie hiszpańsku, portugalsku). Jako osobiście bywały w świecie dyplomata, Huntington zauważył, że w międzynarodowym towarzystwie Haitańczycy trzymają się osobno i nie kolegują się z innymi Karaibami. W Afryce cywilizacyjnym izolatem jest Etiopia, która (inaczej niż reszta Afryki transsaharyjskiej) ma ciągłą historię państwową liczoną w paru tysiącleciach, starą tradycję własnego chrześcijaństwa (a nie świeżo importowanego z Europy), własny oryginalny alfabet, literaturę w nim itd.; jest starym narodem - inaczej niż nowacka reszta Czarnej Afryki.
W naszym ABC i w ogóle w Europie Czarnym Piotrusiem jest Albania. Mówiąca izolowanym (chociaż indoeuropejskim) językiem, islamska i najsilniej z Bałkanów w historii utożsamiająca się z Turcją: przez pewien czas Turcją Osmańską rządzili Albańczycy. Politycznie pod tamtejszą komuną była izolowana od wszystkich „towarzyszy”, szukając „przyjaciół” aż w Chinach, którzy też zostali odrzuceni. Albania i Kosowo odstają tym, że mają wysoki, „afrykański” lub bliskowschodni przyrost naturalny, przeciwnie niż inne - ubywające - narody naszego obszaru. W niedługiej przyszłości Albańczycy mogą zdominować Bałkany swoją gołą liczbą. Geograficznie Albania jest odwrócona górskimi plecami od reszty regionu, należąc tyleż do geohistorycznej krainy bałkańskiej, co do cyklu italsko-grecko-lewantyńskiego.
W jakimś stopniu czarnym Piotrusiem są Węgry lub Węgrzy! Z powodu swojego kompletnie obcego i odmiennego języka, względnie izolowanego nawet w swojej uralskiej rodzinie. Najbliższymi językowymi krewnymi Madziarów są nie Finowie (sensu lato) tylko wymierający kulturowo-językowo syberyjscy myśliwi-rybacy Chantowie i Mansi (słowo w rosyjskim zdaje się nieodmienne!). Z powodu pochodzenia: inaczej niż wszyscy inni Środkowoeuropejczycy i Bałkaniarze nie są tubylcami, tylko historycznymi (w sensie, że pamiętają to historycznie) przybyszami ze Stepu. Więc również historycznymi nie Osiadłymi Rolnikami, lecz Stepowcami koczownikami. Na szczęście dla siebie przyjęli dobry rdzeń kultury Zachodu, a ich elity nauczyły się bardziej znanych języków: łaciny, później niemieckiego, w końcu angielskiego. Ale ich nostalgia, zapatrzenie w sławną przeszłość, statystycznie notowane skłonności samobójcze (czyżby w duchu narodu przeważał typ nr 4, Tragiczny Romantyk, w enneagramie?) wskazują na ten cień cywilizacyjnego outsidera.
Pewne cechy Czarnego Piotrusia czyli kulturowego ekscentryka ma również Rumunia, jako jedyna (nie licząc bratnich Aromunów z gór Grecji głównie) w tym towarzystwie osobliwa kombinacja: romańskiego języka, prawosławnej wiary i długiej pół-samodzielnej egzystencji pod Turkiem wraz z wchłonięciem odpowiedniej dawki bliskowschodnich nawyków. Po której nastąpiła świadoma re-romanizacja, z zapatrzeniem się w pierwszym rzędzie na Paryż. (Piszący po francusku najsławniejsi, jak Eliade lub Cioran!) Przypuszczam (tu historyk specjalista potrzebny!) że swojej ekscentryczności Rumuni zawdzięczają nawet to, że ich soc-reżim był własny, a nawet w jakimś pokrętnie sadystycznym sensie patriotyczny! Być może właśnie przez rzadkość języka i odmienność zachowaniowych kodów nie udało się ruskim agentom aż tak gruntownie spenetrować Rumunii jak Polski czy Czechosłowacji. (Udział miało też to, że Rumunia w krytycznym okresie sowieckiego najazdu zachowała państwową ciągłość.) Ceausescu miał (przypuszczam) delatorów swoich, nie moskiewskich nasłańców.
Pisząc to słucham rumuńskiej muzyki ludowej ze stacji Radio Pakiv Romania. (Uwaga, przestawiam przełączniki z geohistorii na ezoterykę!) Mimo powierzchownego podobieństwa do węgierskiej, duch Rumunii jest inny. Rumuński volk śpiewa, gra (i zapewne tańczy) w rytmie pimpu-pimpu, mechanicznym i marionetkowym (na zachodzie takim był 20-letni charleston), żeby się szybko zmęczyć, poczuć w ciele wysiłek, paść i wstać na nowo. Rumuńska nuta idzie z mięśni, w astrologii zbiega się z żywiołami Ognia i Ziemi, jakiś Mars w Koziorożcu lub Saturn w Baranie; bardzo to konkretne, ziemskie, mięśniowo-kościane, kamieniste nawet jak turkot po bruku. Węgry są całkiem inne, diametralnie wręcz: powietrzne, ich czardasz idzie z oddechu, szerokiego, z powietrznej przestrzeni; ich zawieszenia melodii z szerokich westchnień i nostalgicznych mglistych zadziwień. Węgry to żywioł Powierza i Wody, jakieś Ryby z Wodnikiem, mgła nad równinami, może jest w tym jeszcze stary dziw syberyjskiego człowieka lasu, nagle rozejrzanego po stepie bez kresu.
Co dziwne, bo z tych dwóch właśnie rumuńska muzyka bliższa syberyjsko-stepowej, tej z Chakasji lub Tuwy. Może przynieśli ją Kumanowie?
◀ ABC, region czy strefa? ◀ ► Oś Wenecko-Wileńska ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.