zdjęcie Autora

06 stycznia 2016

Małgorzata Ziółkowska

Serial: Nieustający proces
Czy da się rozplątać uwikłanie systemowe?
Idzie Nowy Rok i nowe, ale jakie?

◀ Czy wizjonerzy powinni być politykami? ◀ ► Konieczność oczyszczenia mojego życia ►

To był trudny rok, który jak się okazało miesiąc temu zakończył pewną epokę mojego życia. Zakończył śmiercią mojego ojca, którego bardzo kochałam, choć wtłoczenie w rodzinną machinę niszczyło moje własne życie. Widać to wyraźnie w moim horoskopie. Osoby robiące mój kosmogram z przerażeniem uciekały. No cóż, powiedzmy sobie szczerze, moje  rodzinne relacje były i są po prostu toksyczne. Wigilię spędziłam samotnie, podobnie jak dwie  poprzednie, za zgodą taty, który w ostatnim czasie bardzo modlił się za uzdrowienie naszej rodziny. Czy to się uda, zobaczymy. Rodzina sama zaczęła te wglądy w mój horoskop, analizując go (pozostałych członków rodziny również) przy okazji silnego przeziębienia swojego dziecka. Trudno mi uwierzyć w racjonalne podejście do życia moich krewnych, skoro w XXI wieku taką metodą leczyli malucha. Niewiele się wówczas dowiedziałam. Brat z bratową przyszli i oświadczyli, że  jestem chora. W tym roku po zgromadzeniu kręgów szamańskich niespodziewanie sama się zdiagnozowałam. Rano znajomy lekarz powiedział, że temperatura spadająca do 34,5 to objaw tarczycy. Wieczorem koleżanka stwierdziła, że powinnam zrobić sobie nareszcie usg. Na drugi dzień miałam kolorowe zdjęcie mojej tarczycy z obrazem licznych blizn znamionujących wielokrotne nieleczone stany zapalne. Lekarza aż zatkało. Przestałam się dziwić, dlaczego ciągle lecę z nóg. Łącząc fakty, można by pomyśleć, że wiedzieli i nie pomagali, a potem zaczęli szkodzić.

Druga sprawa to moje wybitne zdolności jasnowidzenia, które wielokrotnie potwierdziły się w tym roku. Myślę, że wyćwiczyłam sobie je, zapisując i analizując sny od pięciu lat. No i tu muszę podziękować Wojtkowi Jóźwiakowi i stworzonej przez niego Zawijawie. Zauważył coś niezwykłego w moich snach i poćwiczył mnie nieźle wraz z ekipą śniących. Zauważam teraz częste zjawiska synchroniczne i pozytywne działanie mojej energii na innych.

Ale co jeszcze takiego niezwykłego działo się w mijającym roku?

 

Pod koniec marca śniło mi się, że 24. tego miesiąca coś się zaczęło. Tego dnia byłam na filmie „W poszukiwaniu Świętego Grala”. Jego bohater, Jerzy Prokopiuk, spotkał się z widzami po projekcji. Zapamiętałam jego stwierdzenie: „to jest jak gdyby przygotowanie do śmierci”. Zapamiętałam to dobrze, bo w kilka dni później mój ojciec trafił do szpitala. Można powiedzieć, że uratowałam mu życie. W nocy śniło mi się, że kupiłam moją czerwono-czarną kurtkę bardzo tanio i chwaliłam się tym komuś. Potem nadal we śnie zrobiłam wielką kupę z nasionami. Kiedy tato powiedział, że coś go dusi, moja czujność się zwiększyła. Wezwałam lekarza, który stwierdził zapalenie płuc w zaawansowanym stanie. Tego roku wiele osób przechodziło tą chorobę w sposób mało wykrywalny. Tu wkroczył do działania brat, który zawiózł tatę do szpitala. Myślę, że domowe leczenie mogło być wówczas niewystarczające. Ktoś z rodziny chyba spodziewał się śmierci taty i zrobił coś nieprzyjemnego, czego opisywać nie będę. A my z bratem biegaliśmy do szpitala, a potem, gdy ojciec wrócił do domu, uczyliśmy go chodzić. Po trzech tygodniach leżenia w szpitalu problem był wielki. Kilkakrotnie po prostu leciał nam z nóg i trzeba było go podnosić, a ja nie miałam na to siły. Potrzebował pomocy przy wstawaniu z krzesła, a tym bardziej łóżka. Biegałam po sąsiadach, prosząc o pomoc. Trzeba było tatę  ubierać, pomagać wstawać i chodzić, dawać jeść o różnych porach, bo nie zawsze miał apetyt. Poza tym ojciec chciał ciągłego towarzystwa. Ciągle trzeba było coś podać, bał się być sam.  Rodzina nie przychodziła. Tylko mój brat mimo wielu innych obowiązków i ja, która stałam się pełnoetatową opiekunką. Tak minęły 3 miesiące. Chciałam zatrudnić jakąś panią do pomocy, ale  stwierdzano, że się nie da, wymyślając tysiące dziwnych powodów. Było wiele nieprzyjemnych sytuacji wewnętrznych, jak to bywa w trudnych momentach życiowych.

Chciałam doprowadzić do rozmów, proponując to kilkakrotnie, ale nie dało się, bo nie chcieli.

Martwiłam się całe życie o innych bardziej niż o siebie. Zaczęłam jednak pomimo trudności myśleć o sobie. Stąd wykrycie haszimoto, chodzenie na koncerty samotnie, bo większość znajomych nie miała ochoty ze mną rozmawiać, mając własne zmartwienia, które chętnie by na mnie powiesili. No i moja kundalinii joga. To było coś, co niesamowicie mi pomogło. Tym bardziej, że spotkałam ludzi życzliwych i wspierających.

Śniło mi się, że 24 czerwca skończył się film na FB i zobaczyłam reklamę występu Mirabai Ceiby, na który wybierałam się właśnie  tego dnia do Warszawy. Śpiewali mantrę o sile wewnętrznego przewodnictwa.

Lato było ciężkie. Na dokładkę do naszych problemów zrobiono przymusowy remont na balkonie. Straszliwy huk i duchota w mieszkaniu. Tato z poduszką na głowie, żeby wygłuszyć wiercenie dobiegające zza okna. Ja lecąca z nóg, a brat w ciągłym poszukiwaniu pieniędzy na utrzymanie rodziny. I wiele innych spraw.

Żal mi go było, więc postanowiłam pomóc jak umiałam. Już raz po moim ustawieniu systemowym zarobił pieniądze. Tym razem przed wyjściem na rozmowy biznesowe  zastosowałam dwupunkt. Tej nocy tacie śniło się, że uratował oficerów polskich z rosyjskiej niewoli w Katyniu. Potem jeszcze kilka snów taty i moich i oświadczyłam bratu, że do 18 września dojdzie do skutku jakaś transakcja. No i doszła w bardzo  nieoczekiwanym miejscu, choć nikt nie chce tego przyznać.

Brat po wykryciu mojej choroby jakoś częściej zaczął brać tatę do siebie na sobotę i niedzielę. (Ja  byłam tak przemęczona, że cały dzień po jego wyjeździe leżałam nie mogąc się ruszyć.) No i zabrał go do domu jego dzieciństwa, co było dużym wysiłkiem.

Tacie cały czas się śniło, że brat z bratową idą do niego. Domyślałam się, że rozmawiają o jakiejś opiece z ich strony nad ojcem. Nikt jednak nic mi nie mówił. 9 października wyjechałam na parę dni do rodzinnej miejscowości taty. Brat już 7 października wziął go do siebie na parę dni. W tym czasie ojcu śniło się, że wielka rana na jego nodze zagoiła się. Wróciłam do domu z podróży chora. Popsuł mi się samochód i nie pamiętałam snów. Pewnie z powodu ciągłego napięcia nerwowego. Nie wiedziałam, co się dzieje.

A tu coraz częściej zaczęto mówić o zabraniu łóżka dla taty. Na  moje pytanie, ociec mówił, że jakiś czas tam będzie. Brat przyznał, że porwał tatę i dla niego to była trudna decyzja.

W moich snach w czasie wakacji pojawił się motyw odwiedzania taty w miejscu, w którym nie jestem akceptowana. Jemu śniło się w pewnym momencie, że  można zamawiać już mszę za niego i mamę.

Po 20 listopada zaczęły mnie atakować sny. Brat podawał swojemu synowi zamek do drzwi i klucz. Potem wyjechał stróż nocny wraz z żoną i psem. Tym stróżem był przyjaciel ojca, którego córka zmarła 2 lata przed rodzicem. Dostała złośliwego raka, zamartwiając się wciąż zdrowiem ojca.

Potem we śnie zamieszkaliśmy rodzinnie pod jakąś górą w  rozwalonej szopie, niby domu. Pilnował tego szpakowaty stróż nocny z króciutkimi włosami. Miałam jednak w ręce bilet na Sylwestra.  Mama biegła za mną w żółtym kożuszku z czarnymi cętkami.

Miałam duże wątpliwości, co zrobić. We śnie pojawiły się jednak biszkopciki, napominając, że jestem naiwna. W kolejnym śnie rodzice byli gdzieś dalej, a ja przygotowywałam szklaneczki i rozlewałam kompocik śliwkowy dla rodziny. W ostatniej sekwencji  snu 10-letni chłopiec w pobliżu wanny tłumaczył mojej koleżance lekarce, która sporo w kość w życiu dostała, że czas podjąć dorosłą decyzję.

Tacie w tym okresie śniło się, że straszliwie biją go Niemcy (w czasie wojny o mało nie umarł, dostając baty za zdjęcie w mundurku harcerskim znalezione w kieszeni). Następnej nocy śnił, że są  mocno przytuleni z mamą. To chyba właśnie była piąta rocznica śmierci mamy.

Nie wiedziałam, co się dzieje. To było 50 dni po porwaniu ojca.

25 listopada dostałam informację, że tato idzie na tomografię swoich straszliwie poranionych nóg. Okropnie się bał. 26 lekarze stwierdzili, że musi tam zostać 3 dni. Potem pięć. Mnie się śniło, że białe ręczniki i prześcieradło są jednak brudne i trzeba je wyprać oraz koleżanka z ciemnymi włosami. Zaniepokoiłam się mocno. Następnej nocy sen pokazał Wojtka Jóźwiaka, który zajechał czarnym samochodem w okularach jak lunetki. Byłam pewna, że widzę więcej, podobnie jak on. Wieczorem wysłałam sms-a do brata, że tato umrze w szpitalu. Nie dowierzał. Więc zgodnie z nakazem snów 27 zmieniłam zamek w drzwiach mieszkania taty, w którym ja mieszkam (brat swoją część spłacił z nawiązką na liczne potrzeby swojej żony), aby nie mieć po raz trzeci nieproszonych gości w sytuacji kryzysowej. Kolejnej nocy śniło mi się, że przyjechała ciotka Zofia (ona oznacza kłopoty, śniła mi się również przed śmiercią mamy). W nocy z 28 na 29 brat zadzwonił, że tatę zawieziono na intensywną terapię. Koło 5 rano byliśmy w szpitalu. Brat wraz z żoną i ja. Trzymaliśmy go za ręce. Ja ucałowałam tatę w głowę. Po chwili zasną na zawsze. Zabrałam ze sobą poduszeczkę, na której leżał do ostatniej chwili. Brat wziął modlitwę, którą tato odmawiał codziennie.

W pięć lat i pięć dni po odejściu mamy odszedł tato. Ja zostałam całkowicie samotna. Właściwie samotna byłam przez całe życie. Traktowano mnie jak kopciuszka i popychadło, mnie, najbardziej wykształconą osobę w rodzinie. Mój brat został w otoczeniu swojej dużej rodziny (ma 4 dzieci). Wszystko między nami rodzeństwem jak na razie odbywa się bardzo grzecznie. Małżonka brata się nie odzywa jak zwykle. Więc trudno przewidzieć, co będzie dalej. Brat niby zapraszał w okresie świątecznym. Powiedziałam, że chcę, aby mnie jego żona zaprosiła. Nie zrobiła tego. Brat odezwał się dopiero w sylwestra, nie wspominając o Świętach. Nie odzywał się, choć wiedział, że byłam chora. 

No cóż, w wielu rodzinach są problemy. Sama w końcu nie chciałam tych udawanych relacji, w których czułam się jak skarbonka i opiekunka całej rodziny. Czy uwikłanie rodzinne zostanie rozwikłane  i czy poradzę sobie, idąc samotnie, pokaże życie.

Właśnie Dostałam życzenia Noworoczne od Pauliny z dwupunktu. Przypomina o polu serca. Tak, podobno mam je olbrzymie. Niestety, w życiu trzeba budować połączenie serca i rozumu, a mnie uczono tylko, że trzeba zbawiać świat. Wykorzystywaniu mnie i temu że inni lepiej niż ja wiedzą, kim jestem i jak mam żyć, mówię zdecydowane NIE! Ale czy dam radę w świecie o mentalności lisa? Choć podobno nadeszła już epoka wilka.

◀ Czy wizjonerzy powinni być politykami? ◀ ► Konieczność oczyszczenia mojego życia ►


Komentarze

[foto]
1. GosiuRadek Ziemic • 2016-01-06

miło Cię czytać po dość długim czasie. Powodzenia. Pozdrawiam w Nowym Roku
2. I po dużej...NN#7656 • 2016-01-06

I po dużej zmianie życiowej. Życzenia powodzenia przydadzą się, bo jeszcze nie wiem w którą stronę iść. Same sny nie wystarczą. Potrzebna jest również olbrzymia intuicja i wsparcie. Ale śniło mi się, że chowają mnichów. Mam nadzieję, że to dobry znak. Tobie też życzę powodzenia Radku w Nowym Roku
3. czy da sieNN#8211 • 2016-01-06

Po tytule tego tekstu oczekiwałem jakichś rozważań natury bardziej ogólnej, abstrakcyjnej, teoretycznej, ale takie wspominki może niektórym się nawet milej czyta. Co do mentalności lisa/wilka - nie jestem fanem traktowania świata zewnętrznego jako czegoś wielkiego, przytłaczającego, kierującego się jakimiś odgórnie narzuconymi albo wydedukowanymi zasadami, jak patrzę na indywidualną mentalność każdego człowieka jak na czystą kartkę to o wiele łatwiej mi współczuć i współpracować. :)Śniło mi się parę tygodni temu że dwóch zmumifikowanych tybetańskich mnichów utrzymywało przed śmiercią świadomość w palcach serdecznym i wskazującym, po to żeby ktoś kto po ich śmierci zobaczy ich ciała mógł uzyskać jakąś obiektywną, weryfikowalną wiedzę na temat długości przestrzeni pomiędzy tymi palcami, było to z ich strony w pewnym sensie heroiczne poświęcenie.
4. To mój blog...NN#7656 • 2016-01-06

To mój blog oparty  jest na osobistych doświadczeniach i przemyśleniach. Usiłuje udowodnić, lub nie jeśli się nie da tego zrobić skuteczność metody ustawień systemowych,  Rozważań teoretycznych można znależć wiele w sieci. Ja jak najbardziej jestem zwolennicznką obserwowania w świecie mechanizmów które nami rzadzą, albo my poswalamy  by nami rzadziły, Pokazuję mechanizm w mojej rodzinie. Ja podpinam się pod  rolę wykluczonego z systemu.  Najbardziej wrażliwy jest również często kozłem ofiarnym. Niestety tak to działa. Interesuje mnie czy można się z tego wyrwać. Chciała bym udowodnić, że tak naprawdę równomierny rozwój i uszanowanie miejsca wszystkich w rodzinie powoduje polepszenie sytuacji wszystkich w grupie, Wg, mnie jest to nowa forma leczenia. Nie chodzi mi o współczucie, ale raczej o współodczuwanie. Gdybyśmy wszyscy uczyli  się i stosowali empatję swiat może byłby odrobinę lepszy.
[foto]
5. RODZINARadek Ziemic • 2016-01-07

jest jednak miejscem walki o władzę, nie zawsze zapewne, ale często. Ustala się pewna hierarchia, ktoś ma wygodniejszą pozycję kosztem niewygody (w tym psychicznej) innych. Zwróciłbym jednak uwagę na to, że ludzie dorośli mogą się od swojej pierwotnej rodziny oddzielić. Dużo zależy od nas, od tego, czego jesteśmy świadomi, na co pozwalamy. Od pewnego momentu to my decydujemy o sobie, a przede wszystkim jesteśmy odpowiedzialni za to, co się z nami dzieje. Zalecałbym jednak analizę uzależnień - jak powstawały, ile z nich ciągle we mnie jest.

6. Ja już analizę...NN#7656 • 2016-01-07

Ja już analizę uzależnień przeprowadziłam. Jest ich trochę. Całe życie byłąm straszona np. śmiercią mamy która zmarłą 5 lat temu. No i wtedy natychmiast rodzina wskoczyłą ze straszeniem mnie śmiercią taty. Byłam z nim bardzo związana. Można powiedzieć zdecydowanie za bardzo więc argument był bardzo emocjonalne trzymający. Tego argumentu użyć już nie można, bo rodzice odeszli a ja mam pewność że zrobiłam dla nich wszystko co mogłam a nawet więcej. Więc czuwają nademną w snach. Bardzo mi było trudno opublikować to co opublikowałam. Pozostają elementy mojej wyuczonej bezradności, którą karmi , a napewno karmiło się dziewczynki wychowując je dla siebie a nie dla świata. Przechodzi ona w dolegliwości utrudniające samodzielność. Po śmierci mamy chora byłam ze 2 lata. Teraz jestem zaskoczona moją reakcją. jestem smutna ale nie jestem w depresji. Jestem samotna ale nie szukam uzależnień od ludzi. Wierzę, że jeśli odpowiedni pomocni ludzie mają przyjść to przyjdą.Teraz sobie pomyślałam, że ktoś kto przeanalizował mój horoskop bardzo dobrze wiedział  jakie mam uzależnienia.
[foto]
7. A ja wierzę,Radek Ziemic • 2016-01-07

że dasz sobie radę. :-)
8. Dzięki :) Ja...NN#7656 • 2016-01-07

Dzięki :) Ja też w to wierzę. Kawał roboty systemowej wykonałąm. Może będę przykładem dla innych jak to robić. Ale jeszcze kawałek przedemną......
9. MuzykaNN#9360 • 2016-01-07

nie uczestniczyłam nigdy w ustawieniach systemowych, ale w trudnych chwilach pomaga mi muzyka ,zakładam słuchawki (koniecznie) i w ten sposób dochodzę do siebie.Jak śpiewał John Miles , muzyka daje mi siłę aby iść do przodu. Dzisiaj wpadł mi w ucho utwór pt."Caruso",muszę się zastanowić.

Pozdrawiam

10. Do mnie ustawienia...NN#7656 • 2016-01-07

Do mnie ustawienia przyszły jakby na ratunek. Za każdym razem to było jak popchnięcie przez niewidzialną rękę we właściwym kierunku. Muzyki trudno mi słuchać w domu. Chyba że sa to mantry. Za to filharmonia i opera w tym sezonie są mojePozdrawiam
11. Też lubię i...NN#9360 • 2016-01-07

Też lubię i jeszcze rosyjski balet ,zwłaszcza tańce połowieckie,a jeśli chodzi o utwór Caruso o którym wspomniałam to okazało się że mój ojciec ma tę samą datę urodzenia co Lucio Dalla,dziwne bo nie widziałam mego ojca prawie 30 lat.Pozdrawiam.
12. "czy można się z tego wyrwać"NN#8211 • 2016-01-07

Moja matka jest tarocistką, pseudo-astrologiem i prowadzi ustawienia rodzinne metodą hellingera. Ludzie bardzo bogaci, z wyższym wykształceniem, są wniebowzięci kiedy im "pomaga", bo jej metody ograniczają się w gruncie rzeczy do powtarzania tego co gdzieś już usłyszała/przeczytała ładnym głosem, tak żeby ci ludzie usłyszeli dokładnie to, co chcą usłyszeć. Ustawienia rodzinne to oczywiście trochę bardziej złożona kwestia, ale znając moje własne doświadczenia ze światem astralnym, nieświadomością zbiorową, polem morfologicznym etc. nie mam powodu żeby wierzyć że na prawdę coś tam się szczególnego dzieje, czego ci ludzie nie mogliby sami w sobie zmienić. Próbuje swoje i innych postawy, problemy, uzależnienia etc. tłumaczyć nieświadomymi wydarzeniami w rodzinach.Co w jakiś sposób nie przeszkadza jej być człowiekiem do szpiku kości przeżartym przez ogłupienie TVN-u, kobiecych czasopism, masońskich portali internetowych etc.Jak puszczam muzykę poważną (czy jest to gotyk, klasyka, romantyzm; fortepian, smyczki czy orkiestra) to dostaje szału. Jak mantruję dostaje kręćka. Nie ma w niej ani kropelki moralnego strachu, moralnego wstydu, ani zdolności do dostrzeżenia własnych błędów. Do czego zmierzam... "Mechanizmy które rządzą światem" nie różnią się od tego co mamy sami w sobie - dostrzeżmy swoje własne braki, niedoskonałości i pokusy, a nie będzie już niczego co trzeba jeszcze odkryć. Poszukując wiedzy, wytłumaczeń, dalej badając, biorąc pod uwagę horoskopy, analizując dzieciństwo - nie znajdziemy niczego więcej, niż to co mamy w sobie w tym konkretnym momencie. Czyli potencjału do stania się Buddą. Szukając czegoś więcej natrafimy tylko na twierdzenia i teorie innych ludzi, które możemy syntezować i rozwijać w swojej głowie - Budda jest kimś kto już etap tworzenia teorii ma dawno za sobą i nie korzysta z tego typu "drogowskazów". 

Pozdrawiam :)
[foto]
13. Gosiu, Kino SieciorycaRadek Ziemic • 2016-01-07

Myślę, że warto nad sobą pracować, zarówno doskonalić się trochę (bez złudzeń), mądrze się przy tym akceptując, jak i przepracowywać toksyczne emocje, mechanizmy reagowania i przeżywania, które powstawały przez lata i są zazwyczaj bardzo silne. Sfera naszej wolności wtedy nieco się poszerza.

Chyba nie grozi nam coś takiego, jak opisujesz, Kino: "dostrzeżmy swoje własne braki, niedoskonałości i pokusy, a nie będzie już niczego co trzeba jeszcze odkryć." Nie tylko dlatego, że się zmieniamy lub po prostu dlatego, że jesteśmy niezgłębieni i niezgłębiony jest nasz cień. Ale o zobaczenie ciernia, który się w sobie nosi, jeśli to możliwe - usunięcie go, a jeśli nie - to stworzenie jakiegoś mądrego i najmniej bolesnego sposobu życia z tym cierniem. Można Hellingerem, można innymi formami terapii, można, nawet jest wskazane, także przez budowanie swej duchowości. Zgodziłbym się jednak z tym, że teoria sama niewiele pomaga, że trzeba przepracować emocje, przeżywać rozczarowania i bolesne odkrycia, boleśnie się otwierać i usuwać powoli to, co zatrute. Może pomaga modlitwa (ale jaka? która?), może Hellinger, może szałas potu, może jedno i drugie. Któż to wie?...  Któż zgadnie?... "Trzeba" próbować.

PS. Ciekawe określenie: "moralny strach".
14. Ustawienia rodzinne to...NN#7656 • 2016-01-07

Ustawienia rodzinne to dla mnie nie znaczy Hellinger. Owszem, on jest twórcą metody. Jednak to co robi dziadek Hellinger nijak się ma wg. mnie do potrzeb pracy rodzinnej współczesnego człowieka. Istotne są  porządki miłości.  Zgadzam się, że przepracowujemy to co w nas samych jest do uleczenia. Ale niestety system działa mocno. Rozwijają się najczęściej Ci najbardziej świadomi. Inni żyją w świadomości serialowo TVN owskiej. Warto nad sobą pracować, ale jak przekonać do tego, tych co uparcie tkwią w starym myślenu. Powielają błędy i schematy matek i ojców. A w naszych rodzinach tworzy się pole walki zamiast pola miłości i wsparcia. Doświadczam boleśnie tego, że osoba widząca więcej i czująca mechanizmy jest niszczona przez stary świat. Boleśnie doświadczam tego, że trzeba czasami zawalczyć prymitywnymi metodami ponieważ nie da się zmusić innych do rozwoju a nawet do rozmowy.No i poraża mnie nie tylko brak miłości ale i to że nie można mieć zaufania do bliskich. Nie tego mnie uczono. Wiem że nie tylko ja cierpię z tego powodu.
15. cierpienie itdNN#8211 • 2016-01-08

"Chyba nie grozi nam coś takiego, jak opisujesz, Kino: "dostrzeżmy swoje własne braki, niedoskonałości i pokusy, a nie będzie już niczego co trzeba jeszcze odkryć." Nie tylko dlatego, że się zmieniamy lub po prostu dlatego, że jesteśmy niezgłębieni i niezgłębiony jest nasz cień. "
Ależ oczywiście że grozi, inaczej historie Tirthankarów i Buddów musielibyśmy uznać za bajeczki, a człowieka za obciążonego jakąś formą grzechu pierworodnego. Ja twierdzę że Ludzkość jest nami i vice versa; wszystko z czym mamy lub teoretycznie możemy mieć problem, ma już swoje rozwiązanie, które jest w nas w tym momencie. Nie zgadzam się z tym że jesteśmy niezgłębieni - to, czym jesteśmy i w jaki sposób można zgłębić przyczynę, sposób istnienia/braku istnienia i wygaśnięcia każdej z tych rzeczy masz tutaj dokładnie opisane. :)
http://mahajana.net/teksty/thrangu_12_ogniw.html
"No i poraża mnie nie tylko brak miłości ale i to że nie można mieć zaufania do bliskich. Nie tego mnie uczono. Wiem że nie tylko ja cierpię z tego powodu."
Lgnięcie do "wolności od braku miłości i tego że nie można mieć zaufania do bliskich" finalnie doprowadzi do tego że się uczepisz swojej upragnionej wizji i przy niej zostaniesz, co dalej będzie powodowało przywiązanie, pragnienie, brak zaspokojenia potrzeby i w końcu znowu zaczniesz cierpieć.
16. Moje wyobrażenia już...NN#7656 • 2016-01-08

Moje wyobrażenia już tyle razy ewoluowały , że mowy o upragnionej wizji pierwotnej być nie może. Ale w jedno wierzę i mówi o tym wielu mistyków różnych religii, Sednem jest miłość. Tak sądzę, że jest to energia lecząca. Nie mówię tu o naiwnym uczuciu ale o pewnej podstawie na której wg mnie zbudowane jest człowieczeństwo. Zresztą o tym mówią również ci, którzy zapowiadają rozpoczęcie nowej ery ludzkości. Chodzi o ewolucję naszej świadomości.  Tak, najlepsze rozwiązania już istnieją. Tylko trzeba sobie zadać trud ich znalezienia. Często trzeba się wykazać ogromną cierpliwością. Rozwiązania nie są zależne od wyznawanej religii lub światopoglądu, Istnieją pewne prawa,które rządzą wszechświatem. Inaczej wszystko by się rozpadło. Dojście do tego jakie są to prawa, zależy od osobistego wyboru.
[foto]
17. MiłośćRadek Ziemic • 2016-01-08

mam na myśli pewne głębsze jej rozumienie, takie, które jest pewną postawą wobec świata, a więc miłość, która jest zresztą bardzo trudna, nie pozwala "zastygnąć" w jakiejś "swojej upragnionej wizji". Zresztą, czyż nauki Buddy nie są "czyjąś upragnioną wizją"? Można ją uznać za najlepszą. Nie przeczę. Można... Może być Budda, może być Chrystus... Może być inny mit. A co do cierpienia: tak, życie wiąże się z cierpieniem, czasem niewyobrażalnym. Ale nie tylko z cierpieniem. Bywa też wspaniałe, piękne, niepojęte. Ciekawe. 
18. I takie podejście...NN#7656 • 2016-01-09

I takie podejście mi się podoba :)
19. pokój, miłość, piękno, harmonia, szczęścieNN#8211 • 2016-01-09

Właśnie o tym mówi nauka Buddy (którego oczywiście z przekazami ustnymi albo pisanymi, na jego temat, nie należy mylić, bo zaczniemy właśnie wierzyć w mit zamiast poznawać Umysł Buddy), żeby być elastycznym i nie chwytać się swoich wyobrażeń na temat Wszechświata czy czegokolwiek innego."Rozwiązania nie są zależne od wyznawanej religii lub światopoglądu, Istnieją pewne prawa,które rządzą wszechświatem"Oczywiście że są, robot zaprogramowany by kochać i pomagać ludziom zabijającym i czczącym Boga przysporzyć im może tylko cierpienia, robot zaprogramowany by kochać i pomagać ludziom kierującym się niezabijaniem i szukającym Boga w sobie może im tylko cierpienia oszczędzić.
My te prawa możemy przyjmować albo tworzyć. Każdy człowiek jest wyposażony w ciało kosmiczne które pozwala mu na bycie Wszechświatem w sensie dosłownym, nie tylko czucie się zawartą w tym Wszechświecie drobinką kurzu.

"Bywa też wspaniałe, piękne, niepojęte. Ciekawe. "
Taka myśl mnie natchnęła niedawno, że ilekroć próbujemy definiować, rozrywać na części i na podstawie takiej szczegółowej analizy opisywać, lub scalać w jakąś formę absolutu i tą, znaną nam, wszechstronnością ograniczać, lub symbolizować w jakiś zależny od zmysłów i stanu świadomości sposób życie, to nie poznajemy życia, zachowujemy się jak małpy próbujące wsadzić kółko w kwadrat. Życie jest koanem i właśnie dlatego tak kochamy cierpieć.
[foto]
20. CIERPIENIE I KOANRadek Ziemic • 2016-01-09

Nie musimy kochać cierpienia, by życie i świat były koanem. Cierpimy bo żyjemy. Z tego samego powodu odczuwamy przyjemność, choćby tę, którą jest brak cierpienia.

Każda mowa, każda myśl, każdy opis i obraz rozrywa na części, ogranicza. To wynika z natury języka.
21. nie musimy....NN#8211 • 2016-01-09

Tutaj już się nie zgodzę - Budda nauczał, że "narodziny są cierpieniem, choroba jest cierpieniem, starość jest cierpieniem i śmierć jest cierpieniem". Cierpienie wynika z przywiązania - Ciała Buddy są esencją stanu wolności od cierpienia.

Z tym drugim też się nie zgodzę, ponieważ istnieje poezja scalająca, transformująca, rozkwitająca - to, że języki ziemskie są przystosowane głównie do postrzegania świata jako podzielonego na części, a samo pojęcie Absolutu kojarzy nam się z czymś ograniczającym i nieciekawym, to tylko i wyłącznie wina naszych własnych ograniczeń i lenistwa intelektualnego.
[foto]
22. takArkadiusz • 2016-01-09

Cierpienie wynika z przywiązania i z oczekiwań, dlatego tak wyraźnie je widzimy i odczuwamy w rodzinie. Rodzina jest pierwszym miejscem, w którym ustalamy różne hierarchie, podziały ról, relacje i oczekiwania. Tworzymy małżeństwa lub inne formy stałych związków, mamy określone oczekiwania od partnerów, jeśli nie są spełniane to jesteśmy sfrustrowani, porównujemy się z innymi rodzinami i parami. Rodzice mają oczekiwania w stosunku do swoich dzieci, jednocześnie sami będąc pod presją oczekiwań własnych rodziców i ich preferencji wychowawczych. Oczywiście dzieci też szybko zaczynają się nawzajem porównywać i też rozwijają swoje oczekiwania.
Porównujemy nawzajem swoje bogactwo, zdrowie, urodę, powodzenie, kariery - zakładając, że jest jakiś jeden preferowany wzorzec najlepszego życia. Najszczęśliwsi są ci ludzie, którzy mają szczęście w sobie niezależnie od okoliczności. Często im się dziwimy, bo z naszej perspektywy nie powinni być szczęśliwi. A jednak są! Mają jakby mniej zmarszczek na twarzy, rzadziej chorują, nie żalą się, nie mają pretensji, oczekiwań wobec innych. Noszą życie jak lekką szatę.
Wiemy choćby z enneagramu, że porównywanie naszych życiorysów nie ma sensu, każda droga będzie inna. Im mniej elastyczne podejście do życia i innych ludzi tym bardziej cierpimy. Cierpienie uczy nas w końcu pokory, która nas leczy z oczekiwań. Zaczynamy doceniać to co nas spotyka dając malutki uśmiech, potem pojawia się nieocenianie, potem bezwarunkowa miłość, w końcu wszystko cieszy. Ale to powolna droga.
[foto]
23. Ale rodzina to nie tylkoRadek Ziemic • 2016-01-09

porównywanie i wzajemne oczekiwania. To szczęście bliskości, miłość, zrozumienie. To  też jest możliwe. Nawet jeśli jest bardzo trudne i niesie z sobą ból. To także zmiana, na lepsze, która dokonuje się w nas, dzięki pokorze, tzn. dzięki świadomości ograniczeń, także na rzecz innych. Tak samo życie. Ucząc się nie porównywać, nie oceniać, nie zazdrościć, nie musimy przecież opuszczać rodziny, ani też zostawać mnichem, nie musimy wycofywać się z życia. Uczymy cieszyć się bliskimi, takimi, jacy są i światem, jaki jest, jaki został nam dany. Życiem, czasem po prostu i aż tym, że jesteśmy. Przywiązanie nie jest niczym złym. Czy to źle, że człowiek jest przywiązany do rodziny, do swojego psa, do przyjaciół. Do wioski, w której mieszka lub kraju, w którym się urodził? Czy brak cierpienia bez przywiązania naprawdę jest lepszy? Czy uciekając od przywiązania nie uciekamy od swojej własnej natury? Czy nie-przywiązanie nie jest nieludzkie? Nieprzywiązani nie są socjopaci.

A co do enneagramu. Ostatnio myślę, że to jest trudne, ale jednak że można zmienić swój typ. Można dokonać diametralnej zmiany. O 180%. Przypomina to moim zdaniem wyjście ludzi, którzy wychodzą z poważnego uzależnienia.
24. wolność od przywiązaniaNN#8211 • 2016-01-10

"Czy brak cierpienia bez przywiązania naprawdę jest lepszy? Czy uciekając od przywiązania nie uciekamy od swojej własnej natury?"Jak dla mnie to nie jest albo-albo. Przywiązanie stwarza cierpienie. Człowiek cierpi i chce od tego cierpienia uciec, więc szuka wolności od cierpienia w przyjemnościach, marzeniach, wiarach itd. Ale to nie rozwiązuje problemu cierpienia - człowiek taki ostatecznie może nawet zostać ascetą ale z powodu swojego przywiązania np. do idei "tyle tutaj cierpię odmawiając sobie przyjemności, dajcie mi już to moje oświecenie!" wciąż nie odnajdzie swojej upragnionej wolności.Przywiązanie do rodziny to bardzo szeroki temat którego nie chcę omawiać, ja się do rodziny przywiązany nie czuję i nie miałbym nic przeciwko hodowaniu ludzi w jakiejś formie bio-robotów, może przynajmniej nie będą mieli takiej niezdrowej obsesji na punkcie seksu, jak to się teraz dzieje, z powodu różnych nieuświadomionych traum porodowych i rodzinnych.
Przywiązanie do psa, nie zawsze oczywiście, ale bardzo często bierze się z potrzeby miłości i czułości kiedy sami ich sobie dać nie umiemy, co w sytuacji gdy ludzie masowo kupują sobie pieski i kotki i opiekują się nimi, a jednocześnie opłacają mordowanie miliardów świń, kur, ryb i bydła, nie daje im żadnej miłości, a stwarza tylko karmę ignorancji i bólu.
Co do przywiązanie do przyjaciół, lub powiem nieco ogólniej - istot obdarzonych wolną wolą: uważam że każda czująca istota jest w swej naturze mniej lub bardziej zmienna i nigdy nie może nikomu dać stuprocentowej pewności, że nie zmieni swojej ścieżki i nie stanie nam kością w gardle. Dlatego tak piękną, można powiedzieć, instytucją, jest w naszej kulturze składanie przysiąg i obietnic. Oraz oczywiście muszę tutaj zacytować Buddę opuszczającego skłóconych mnichów:"Jeśli można znaleźć wartościowego przyjaciela
Cnotliwego, wiernego towarzysza,
Wtedy pokonaj wszelkie przeciwności
I wędruj z nim szczęśliwie i świadomie.
Ale jeśli nie znajdziesz wartościowego przyjaciela,
Cnotliwego, wiernego towarzysza,
Wtedy jak król, który opuszcza swe utracone królestwo,
Wędruj samotnie jak słoń przez dżunglę.
Lepiej jest iść samemu niż w towarzystwie głupców."
Co do przywiązania do miejsca - wszystkiemu co z materii przeznaczone jest zniszczenie; nie sposób porównywać przywiązania do Ameryki Amerykanina, przywiązania do Polski Polaka czy przywiązania do Korei Płn. Północnego Koreańczyka... Przywiązanie do miejsca jako świadomy akt woli, przy kierowaniu się dobrymi intencjami, to niestety w naszym kraju rzadkość - o wiele częściej ludzie przywiązują się z powodu wychowania, nawyku, strachu lub chęci przynależności do grupy.
"Czy brak cierpienia bez przywiązania naprawdę jest lepszy?"Różnica pomiędzy człowiekiem cierpiącym z powodu przywiązania a człowiekiem niecierpiącym z powodu przywiązania jest taka, jak pomiędzy psem trzymanym na łańcuchu swojego pana, a psem który sam sobie założył łańcuch i może go dowolnie skracać lub wydłużać.

[foto]
25. W SPRAWIE CIERPIENIARadek Ziemic • 2016-01-10

Fragmenty dwóch wierszy Zbigniewa Herberta:

DO PIOTRA VUJICICA

słyszałem starca który recytował Homera / znałem ludzi wygnanych jak Dante / w teatrze widziałem wszystkie sztuki Szekspira / udało mi się / można powiedzieć w czepku urodzony // wytłumacz to innym / miałem wspaniałe życie // cierpiałem


PRZECZUCIA ESCHATOLOGICZNE PANA COGITO


1
Tyle cudów / w życiu Pana Cogito / kaprysów fortuny / olśnień i upadków / więc chyba wieczność / będzie miał gorzką / bez podróży / przyjaciół / książek

za to / pod dostatkiem czasu / jak chory na płuca / jak cesarz na wygnaniu

pewnie będzie zamiatał / wielki plac czyśćca / lub nudził się przed lustrem / opuszczonej golarni

bez pióra / inkaustu / pergaminu

bez wspomnień dzieciństwa / historii powszechnej / atlasu ptaków

podobnie jak inni / będzie uczęszczał / na kursy tępienia / ziemskich nawyków

komisja werbunkowa / pracuje bardzo dokładnie

trzebi ostatki zmysłów / kandydatów do raju

Pan Cogito będzie się bronił / stawi zaciekły opór

2
najłatwiej odda swój węch / używał go z umiarem / nigdy nikogo nie tropił

także odda bez żalu / smak jadła / i smak głodu

na stole komisji werbunkowej / złoży płatki uszu

w doczesnym życiu / był melomanem ciszy

będzie tylko / tłumaczył surowym aniołom / że wzrok i dotyk / nie chcą go opuścić

że czuje jeszcze w ciele / wszystkie ziemskie ciernie / drzazgi / pieszczoty / płomień / bicze morza

że wciąż jeszcze widzi / sosnę na stoku góry / siedem lichtarzy jutrzni / kamień z sinymi żyłami /

podda się wszystkim torturom / łagodnej perswazji / ale do końca będzie bronił / wspaniałego odczuwania bólu

i paru wyblakłych obrazów / na dnie spalonego oka

3
kto wie / może uda się / przekonać aniołów / że jest niezdolny

do służby / niebieskiej

i pozwolą mu wrócić / przez zarosłą ścieżkę / nad brzeg białego morza / do groty początku

----
Drugi z tych utworów jest jednym z najpiękniejszych tekstów o przywiązaniu człowieka do świata, tego świata.

A nie chcieć cierpieć, to tak, jak nie chcieć się mylić. Jak nie chcieć ponosić porażek. Owszem - rezygnacja jest pewny wyjściem. Można nie przywiązywać się i nie cierpieć z powodu przywiązania. Ale czy w ogóle. Zobacz Kino  Siecioryca, ile w Twoim ostatnim poście jest żalu i smutku. Ale może warto przywiązywać się, akceptować przywiązanie i cierpienie, które ono niesie, ale i wspaniałość świata, na którą przywiązanie otwiera.
Oczywiście, akceptacja cierpienia ma swoje granice. Zazwyczaj wytrzymałości.
Tak, ludzie są niedoskonali.
Tak, ludzie opiekują się psami i kotami i jedzą świnie i krowy.
Tak, rodzice zadają ból swoim dzieciom, może zresztą nie zawsze, tego nie wiem.
TAKI JEST ŚWIAT. Nigdy nie był inny.

A oprócz żalu i śladu cierpień jest w Twoim poście poczucie wyższości. (Ja je znam, i żal, i poczucie wyższości, ale chciałbym, aby mnie opuściły.). Jest tylko jedna droga uwolnienia, która nie jest ucieczką, to jest miłość. (Aż się dziwię sobie, że to piszę.)

Od niedawna dopiero wyzbywam się żalu i uczę wdzięczności. A właściwie ona przychodzi sama, w puste miejsce po żalu. Pomaga wybaczenie, także sobie, choć jest niełatwe.
26. miłość itdNN#8211 • 2016-01-10

"A nie chcieć cierpieć, to tak, jak nie chcieć się mylić. Jak nie chcieć ponosić porażek. Owszem - rezygnacja jest pewny wyjściem. Można nie przywiązywać się i nie cierpieć z powodu przywiązania. Ale czy w ogóle."Drogą prowadzącą do ustania cierpienia jest Szlachetna Ośmioraka Ścieżka, czyli słuszny pogląd, słuszne myślenie, słuszne słowo, słuszny czyn, słuszny zarobek, słuszne intencje, słuszne skupienie i słuszna medytacja.
Nie jest to, jak widzisz, jakaś forma rezygnacji - ucieczka przed cierpieniem i poszukiwanie braku cierpienia w jakimś rodzaju komfortu/zabezpieczenia/bezczynności nie ma nic wspólnego z wykorzenieniem przyczny cierpienia.
"Zobacz Kino Siecioryca, ile w Twoim ostatnim poście jest żalu i smutku. Ale może warto przywiązywać się, akceptować przywiązanie i cierpienie, które ono niesie, ale i wspaniałość świata, na którą przywiązanie otwiera. Oczywiście, akceptacja cierpienia ma swoje granice. Zazwyczaj wytrzymałości. 
Tak, ludzie są niedoskonali.
Tak, ludzie opiekują się psami i kotami i jedzą świnie i krowy.
Tak, rodzice zadają ból swoim dzieciom, może zresztą nie zawsze, tego nie wiem.
TAKI JEST ŚWIAT. Nigdy nie był inny. "
Wiemy do czego prowadzi samo akceptowanie cierpienie. Matka Teresa dobrowolnie zgadzała się na cierpienie, akceptowała nie tylko ludzką niedoskonałość ale też to że człowiek jest przez samo swoje istnienie skażony i skazany na odkupienie/zbawienie. Przez swoje słuszne intencje, ale brak słusznego poglądu, skazała tysiące ludzi na uwłaczające ich godności poczucie wdzięczności, zobowiązujące ich do czczenia okrutnego i zazdrosnego pana JHWH, który życzył sobie ofiar z ludzi i zwierząt i mścił się aż do siódmego pokolenia.
Co do tego że "nigdy nie był inny" - nie wiemy jaki był, historycy nie znają dokładnych szczegółów tego co się działo przed wynalezieniem pisma.
Tym którzy wywalczyli prawa wyborcze kobietom też byś doradził żeby "akceptowali, bo świat nigdy nie był inny"? Najgłupszy argument jakiego można użyć, przepraszam za kolokwializm. Zrozumienie i empatia nie muszą nieść ze sobą akceptacji, mogą - i w pewnych przypadkach powinny - nieść ze sobą wrogość.
"A oprócz żalu i śladu cierpień jest w Twoim poście poczucie wyższości. (Ja je znam, i żal, i poczucie wyższości, ale chciałbym, aby mnie opuściły.). Jest tylko jedna droga uwolnienia, która nie jest ucieczką, to jest miłość. (Aż się dziwię sobie, że to piszę.)"Mam nie tyle żal do ludzkości, bo to co mi zrobili ludzie to pikuś. Trawię w sobie furię i głęboką pogardę wobec tych wszystkich - nie tylko ludzi - którym się uroiło, że im wolno dla przyjemności zadawać przemoc i mordować innych, wbrew ich woli. Co oczywiście nie znaczy że mi to przeszkadza i że chciałbym się od czegokolwiek uwolnić - ja tylko robię swoje najlepiej jak umiem.
Wiesz że trąbią, ale nie pod którymi murami. ;)

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)