30 kwietnia 2018
Wojciech Jóźwiak
Serial: Tatuaż
Dalsze nici tatuażu
◀ Tajemnica tatuażu zapewne odsłonięta ◀ ►
Autodestrukcja
W poprzednim odcinku zaproponowałem widzieć w tatuażu ruch od zmienności do stałości. Tatuujący się czynem tym ogłasza: chcę i muszę mieć coś stałego, na przekór temu całemu nieustannie zmieniającemu się światu, w którym nic nie jest stałe i pewne, gdzie wszystko może zostać zmienione (i na pewno zmienione będzie) i gdzie ja jestem wciąż namawiany/a do zmieniania tego i owego, siebie też. Czymś nieusuwalnie stałym, więc i absolutnym, staje się oto wydziergany obrazek na skórze. (Przypomnę, że słowo dziergać zanim zeszło się z tatuażem, oznaczało bardzo podobną czynność i przy pomocy podobnych narzędzi, to jest sporządzanie haftu lub koronki.)
Jest drugi ślad: wyrabianie obrazka na skórze bliskie jest samoranieniu, a jeśli rana pozostawi trwały ślad – samookaleczeniu. Jedno i drugie ma cechy niedokończonego samobójstwa. I zdaje się tak jest, że osoby próbujące samoranień i samookaleczeń robią to w ramach fantazji o samobójstwie. Ciekaw jestem, jak to widzą koledzy-psychologowie: czy faktycznie te rzeczy są łączone w fantazjach. Nawet bez psychologicznej praktyki widać tu ciągłość: lekka rana zadana sobie wygoi się, głębsza pozostawi bliznę, jeszcze głębsza doprowadzi do śmierci z wykrwawienia. Samobójstwu jest przypisywane mnóstwo sensów, których nie chcę tutaj rozciągać. Skupmy uwagę na tym, że samobójstwo również jest ruchem od zmienności do stałości. Ci, którzy popełniają samobójstwo, zapewne w śmierci widzą coś atrakcyjnego. Wydaje się, że w śmierci atrakcyjne jest to, że oferuje ona odpoczynek. I to odpoczynek absolutny: „wieczny odpoczynek racz mu dać Panie”. Wieczność to zarazem niezmienność. To co wieczne, nie ma powodu się zmieniać. Na cmentarzach, miejscach wiecznego odpoczynku, nie ma prawa być ruchu. Groby i cmentarze przystrajamy atrybutami niezmienności, jak ciężkie kamienne budowle, drzewa, którym pozwalamy rosnąć tak długo, jak potrafią; mogiły czyli sztuczne pagórki. Samobójca ucieka w niezmienność. Od czego? – od irytującej, popychającej, wkurzającej, drażniącej, meczącej itd. zmienności bycia żywym, od uczestnictwa w uciążliwie zmiennej bandzie żywych. Jak widać, z samoranieniem, -okaleczeniem i wreszcie -bójstwem tatuaż ma wiele arcywiele wspólnego.
Prawdziwa tożsamość
W subkulturze kryminalno-więziennej tatuaże, często małe, jakieś kropki lub podobne znaczki, służyły do pokazania przestępczej rangi. Można w tym widzieć rejestrowanie, na sobie, na swoim ciele, własnej tożsamości. Uwięzienie pociągało odarcie z tożsamości. Więźniów przebierano w seryjne łachy-uniformy, golono głowy, nie mieli niczego swojego, pozbawieni prywatności. Więzienna egzystencja było, literalnie, deprywacją. Odpowiedzią na to było tatuowanie odpowiednich znaczków, które przywracały tożsamość. Głosiły, że posiadacz takiego oto znaczka na powiece lub między palcami dłoni nie jest tym oto widocznym upokorzonym nędzarzem pozbawionym osobowości ani mocy, przeciwnie, jest „kimś”, z którym należy liczyć zarówno tu, w zakładzie karnym, jak i tam w świecie poza murami. Dlaczego, zapytajmy dla porządku, chociaż to oczywiste, tatuaż? Bo ciało było ostatnią i jedyną rzeczą, której zniewolony więzień pozostawał właścicielem.
To zauważenie niech posłuży nam za kolejny ślad. Nasza tożsamość w większości nie jest naszym dziełem. Moje imię, nazwisko nie ode mnie pochodzi, chociaż muszę się z nim utożsamiać. Nieliczni tylko potrafią wywalczyć sobie naprawdę własne imię, czyli niepowtarzalny pseudonim. Podobnie jest z moją historią, które jest robiona przez innych, w dużej części przez czynniki formalne: urzędy, szkoły, pracodawców. Również ciało niekoniecznie bywa takie, jakiego bym naprawdę chciał/chciała dla siebie; zrzucanie wagi, body-building, operacje plastyczne i najbardziej z tego niesamowite zmiany płci, są dowodem.
Na tym tle tatuaż można rozumieć jako osobisty znak, osobiste dzieło, samo- już nie zniszczenie, tylko -kreację. Nie autodestrukcję, ale autokreację.
Zeszmacić się
Dobrym wstępem prezentującym, co mam tu na myśli, jest scena z pewnej książki... Niestety, nie pamiętam ani autora ani tytułu. Autor jako nastolatek prowadził podwójne życie, okresowo przyłączając się do Cyganów, którzy przyjęli go za swego i uważali za przybranego syna jednego z ich rodzinnych wodzów. Byli to Lowarzy, czyli Romowie-handlarze końmi. Jest tam scena, kiedy autor, bodaj czternastoletni, kupuje sobie nowe ubranie, w którym paraduje wielce dumny. Jeden ze starszych Cyganów rozdziera mu ten „garnitur” w widocznym miejscu. Gest ten – czy atak – miał sens inicjacyjny: pokazywał, że wartość Cygana nie zależy od tego, co ma, tylko kim jest. Do cnoty „bycia tym, kim się jest” należy umiejętność łatwego odrzucania i nie-przywiązywania się do tego, kim się nie jest. Taki jest też sens tytułowego „zeszmacenia”. Oto tracę, odrzucam, lekceważę wartości, po których ludzie z pewnego perymetru gotowi są mnie oceniać, ponieważ wiem i czuję, że prawdziwego mnie to nie dotyczy ani nie zubaża. Ani mojej prawdziwej wartości nie ujmuje.
Tatuaż, choćby nie wiem jakim dziełem sztuki był (przeważnie nie jest żadnym), stoi jednak blisko brudu, rany-blizny czy rozdarcia ubrania. Gładka czysta skóra jednak jest wartością. Nie tylko cały przemysł kosmetyczny o tym świadczy, ale prawdopodobnie pozytywny odbiór czystej i gładkiej skóry mamy zapisany w genach, jako dowód braku chorób i pasożytów. Tatuaż tej wartości przeczy. Co w tym ujęciu głosi? – Może to: „moja skóra, powierzchowność, nie jest najważniejsza. To środek, jak wiele innych”. I za tym: chcesz mnie znać? Szukaj głębiej. Zeszmacanie się, którego przypadkiem jest tatuaż, prowokuje do nie-sądzenia po pozorach. – Bardzo „skorpionowy” wątek, wymagający być może osobnego rozwinięcia.
Mój jest ten kawałek... skóry
Do subkultury więziennej tatuaż należy nie tylko jako tajemny znak kasty złodziei wybitnych, ale także jako czynność podobna do połyków (połykania niejadalnych, zwłaszcza ostrych przedmiotów) i innych samookaleczeń. Na wolności lumpenproletariusze czerpią siłę z lekceważenia społecznych zasad. Uwięzienie wrzuca ich stan bezsilności, zera mocy. Robienie sobie czegoś z ciałem wydaje się kompensacją, dowodzeniem sobie, że jednak coś mogę. Uruchamianiem jakiejś sprawczości, jakiejś zdolności wywierania wpływu.
Niedobór, brak sprawczości... Wygląda na to, że niedostatek sprawczości staje się powszechną plagą. Ludzkość staje się coraz potężniejsza, ale pojedynczy człowiek coraz mniej może i coraz mniej znaczy, jego/jej sprawczość, mana, maleje. Być może zaczynamy wszyscy cierpieć ten rodzaj „deprywacji co do sprawczości”, jaki dawniej dręczył głównie osadzonych. Kawałek własnej skóry staje się ostatnim miejscem, gdzie można zbudować („Bauen Wohnen Denken“ – Martin Heidegger kłania się) coś własnego.
Jak podsumować, skwitować? ‐ Może tak:
Smutek tatuaży...
◀ Tajemnica tatuażu zapewne odsłonięta ◀ ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Przykładem niech znów będą mody fryzurowe. W latach 1990-tych na łyso ostrzygły się (i ubrały w dresy) miliony młodych mężczyzn z niższych klas. Ilu z nich miało właściwą i "strukturalną" świadomość tej decyzji, mianowicie: "robię tak, żeby upodobnić się do niemowlęcia czyli istoty nieodpowiedzialnej, bo nie chcę brać bezwzględnej osobistej odpowiedzialności za swoje życie, tak, jak mi to narzuca kapitalizm"?
Z tatuażami jest podobnie.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Brakuje mi słowa na to coś. Szukam po Googlach i nie znajduję. To nie jest anomia, bo anomia to zanik norm etycznych w społeczeństwie i stan niepewności co do nich.
Chodzi mi o stan jednostki, która znajduje upodobanie w naruszaniu norm. Przykładem mazanie farbą-sprejem po murach i znakach drogowych. Oczywiście tatuaż ma z tym wiele wspólnego. Nie: zabrudzę, pomażę ścianę (bo nie wolno, bo złapią mnie), ale: zabrudzę, pomażę sobie twarz, ręce, nogi -- to mi zawsze wolno. Co tatuaż przybliża (w zrozumieniu) ale nie wyjaśnia: bo dlaczego brudzić się nieusuwalnie?
Co do korelacji między pragnieniem autodestrukcji/śmierci a tatuowaniem, to zdania w psychologii są sprzeczne. Im bardziej w przeszłość i w kierunku analizy freudowskiej, która ma najsilniejszy rys socjalizujący i formujący tym bardziej uważa się tatuaż za patologię i wyraz negatywnej tożsamości oraz pędu ku śmierci.Im mniej socjalizujące i stygmatyzujące kierunki, tym bardziej tatuaż stanowi znak tożsamości, często pozytywnej i powiedziałabym, że zbliża się do znaczenia, jakie miał np. dla szamanów i wojowników.
Ostatnio dyskutowaliśmy na ten temat w gronie terapeutów i zauważyłam ciekawą rzecz, znajduje to odbicie również wśród samych terapeutów - wśród analityków i psychodynamicznych prawie nie ma osób z tatuażami. Wśród przedstawicieli nurtów humanistycznych i idących w kierunku transpersonalnym, jest ich coraz więcej.
Ciekawy jest dla mnie tez trop w kierunku tatuażu jako znaku przejścia inicjacyjnego - symbolu nie tylko śmierci dawnej tożsamości, ale również narodzin nowej, czyli znaku Mocy - jak powiedzieliby przedstawiciele NLP: kotwicy odsyłającej do tej mocy.
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Mógłby napisać artykuł do Taraki o tatuażu ktoś wytatuowany.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Temat tarakowy, z wielu powodów: (1) zawsze w Tarace odczytywaliśmy symbole i nasze symboliczne życie. (2) Taraka zajmuje się rzeczami nie-głowno-nurtowymi i transgresywnymi, a tatuaż jest transgresją. (3) Tatuaż jakoś kojarzy się lub bywa kojarzony z szamanizmem. (4) Jest też, tak jak ayahuaska, czymś, co przyszło do nas od "dzikich", a to specjalność Taraki. (5) Mam przed oczami wiele osób z warsztatów z tatuażami.
Ten jakoś mocniej we mnie zarezonował.Fajnie byłoby przeczytać syntezę, która uwzględniałaby korelację.
Szykuję się do dwóch tatuaży, więc to doświadczenie jeszcze przede mną :)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/Screen Shot 2016-02-11 at 13.41.12.png)
Wszelkie ból, stres i przeżycia, które w sobie nosimy, muszą się jakoś uzewnętrznić. Jedni będą pisać bloga, inni zwierzać się przyjacielowi, inni tworzyć muzykę, albo golić głowę. Tatuaż, po jego ukończeniu, przynosi ulgę, bo nasze wewnętrzne cierpienie, przeżycie się uzewnętrzniło. Możemy pokazać innym, że coś przeszliśmy : zobacz, to jest poważne, i było tak mocne, że odcisnęło się na mojej osobowości - a więc i ciele- na zawsze. Czyjaś śmierć, ukochany pies, nazwa miasta, złamane serce, złość na kogoś. Obrazki często wybrane podświadomie. Po krótkim czasie jednak przeżywamy/przerabiamy coś nowego, i ponieważ znamy już metodę uzewnętrzniania tego poprzez tatuaż, rozszerzamy go - i tak się on rozprzestrzenia. Miałam kolegę, który miał całe ręce wytatuowane w twarze kobiet - piękne, wykonane artystycznie, nie jakieś koślawe. Zawsze mi się zdawało, patrząc na jego życie, że nie mógł uparcie znaleźć ideału kobiety, który sobie ustalił; być może ta frustracja przejawiła się właśnie w kolejnych tatuażach kobiet w różnych rolach. Może nie znajdował tego ideału, bo jednocześnie zdawało mu się, że sobie z nim nie poradzi (ręce jako miejsce tatuażu). Prawdopodobnie wolałby, żeby interpretować jego tatuaże w inny sposób: piękne kobiety go lubią, więc ma z nimi "pełne ręce roboty". W każdym razie krew, ból i ranienie siebie (by uzewnętrznić coś lub się ukarać) na pewno nie jest tutaj bez znaczenia.
Nazywa się to nonkonformizm.
![[foto]](/author_photo/Screen Shot 2016-02-11 at 13.41.12.png)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
https://en.wikipedia.org/wiki/Yantra_tattooing
https://www.sakyantchiangmai.com/sak-yant-designs-and-meanings/
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
A tu dla odmiany inna i bardziej nowoczesna tradycja tatuistyczna:
https://tinyurl.com/y3zlmz9u -- Bardzo polecam.
Jednak kontekst ’religijny’ (w szerokim sensie) w tatuażu, nawet jeśli pozostaje w mniejszości (którośrzędny) na zachodzie, jest interesujący.
Na przykład to, że mnisi robią tatuaże i że przyjęcie tatuażu wiąże się z przyjęciem zobowiązań, że od tej pory nie można wykonywać części czynności, które do tej pory nie były zabronione.
Tak jak przy zostawaniu mnichem, tylko że mnichem można przestać być, a tatuażu nie ma jak usunąć, więc w kontekście ichniejszych przekonań związane z nim ’ślubowania’ są permanentne.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.