20 kwietnia 2016
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
Demony terapeutyczne czy demoniczne?
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Tsultrim Allione. Karmienie demonów ◀ ► Jeszcze raz o "Prześnionej rewolucji" Andrzeja Ledera ►
Wracam do Tsultrim Allione, jej książki „Nakarmić swoje demony” i do idei terapeutycznej pracy z demonami. Na czym polega ta praca? Na ile się zorientowałam, czytając tamtą książkę, postępowanie jest takie: ktoś, nazwijmy go tradycyjnie pacjentem, na coś cierpi. Choruje lub ma psychiczny lub zachowaniowo-losowy problem. Na to terapeuta „Tsultrimowski” zaleca mu/jej zwizualizować „demona”, który zawiaduje (ang., pewnie, controlls) jego/jej dolegliwością. Pacjent to robi, demon mu się prezentuje w wizualizacji, pacjent zaczyna interakcję z tym demonem, mianowicie wizualizacyjnie zmienia swoje ciało w nektar, którym karmi demona, aż ten zniknie, pójdzie sobie gdzieś (jak ten, z przykładu w tamtej książce, który „poszedł łowić ryby”) lub przeobrazi się w dobroczynnego i energetyzującego sprzymierzeńca. – Wszystko to przy założeniu, że ta terapia, czyli ten zręczny sposób, odnosi sukces, bo można wyobrazić sobie, że coś się nie uda z jakichś powodów, co osobną sprawą.
Czym, kim jest ten demon? Czy przyjmując tę metodę, wracamy do archaicznej wizji świata, pełnego złośliwych demonów i przez to z gruntu wrogiego? Pytanie ważne, a tego powodu ważności Tybetańczyk może nie znać, ale widzi go tknięty racjonalizmem Europejczyk, dla które ów świat pełen wrogich szatanów jawnie wygląda na cofnięcie do czasów opowieści o Jezusie z Nazaretu, który gromił demony, których były roje, a on zmuszał je, by zamieniały się w świnie i topiły, czym powodował straty u poczciwych Greków, tych zwierząt właścicieli. Tu też pytanie, czy wody jeziora nie stawały się nieczyste od potopionych trucheł podwójnie nieczystych zwierząt, bo i świń, i opętanych? Wielkość i piękno racjonalizmu leży przecież w tym, że uwalnia on ludzi od wizji właśnie takiego demonicznego świata, pełnych złośliwych nieuchwytnych mocy, klątw i czarowników, których panicznie bali się zarówno ewangeliści, jak i autorzy „Młota na czarownice”.
Czy demoniczna (anty-demoniczna?) terapia Tsultrim Allione nie cofa nas aby do fazy tamtych obsesji, od których dzięki Rozumowi udało nam się uwolnić?
To jest kłopot...
Jakimś jego rozwiązaniem mógłby być pogląd taki: demonów, tych, które w terapii wg Tsultrim Allione, a właściwie wg tybetańskiej mistrzyni Maczig Labdron (Machig Labdrön) z XI wieku, naprawdę nie ma, a są one jedynie „rekwizytem w ramach terapii” i do bytu, pozornego, powołuje je pytanie terapeutki do pacjenta: „pokaż nam swojego demona!”
Ale może być tak, że terapia zadziała i demon dobrze nakarmiony znika lub dobroczynnieje w sprzymierzeńca najsprawniej właśnie tedy, gdy pacjent będzie głęboko wierzył w realność owego. Tak jak w praktyce placebo, do której zresztą w tym ujęciu praca z demonami okazuje się podobna: kto wierzy, że nie dostaje placebo tylko arcyskuteczny realny lek, ten zdrowieje, chociaż właściwie zdrowieje „od niczego”. Kto nie wierzy i wie, że to placebo, nie zdrowieje. Podobnie ci, którzy wiedzą, że demonów nie ma i są one zaledwie terapeutycznymi sztuczkami, nie wyzdrowieją.
Pętla straszna, podwójny nelson.
Ale w drugą stronę też nie jest dobrze, ponieważ zbytnia wiara w istnienie demonów, poparta skutecznością wyleczenia z nich przez ich karmienie, może – tak przypuszczam – wywołać grę umysłu, który będzie wynajdywał sobie coraz to nowe demony. Umysły lubią takie gry... A jeśli te wymyślane wciąż na nowo demony i cała ta gra w ich kreowanie okaże się silniejsza od samej terapii, i wizja świata pełnego demonów powróci?
Chrześcijańska lub ewangeliczna wizja świata zawłaszczonego przez demony nie była wcale tą skrajną. Bardziej demonów bali się gnostycy, którzy aż w końcu oddali im świat w wyłączne władanie, uznając go za nieuleczalnie skażony i zły, i sami wraz z tym, co uważali za Dobro, wycofali się do „iskier światłości” ukrytych gdzieś niezwykle głęboko wewnątrz ich własnych jestestw, przy tym bezsilnych w świecie, gdzie Zło króluje wyłącznie.
Gdzieś u kogoś czytałem (nie pamiętam gdzie ani u kogo), że Europejczycy fundamentalnie nie rozumieją buddyzmu, bo kiedy uczy się ich buddyzmu, uporczywie podstawiają pod jego pojęcia – pojęcia gnostycyzmu z manicheizmem. Więc buddyjskie niedogodności stają się „cierpieniem”, pustka-śunjata – „nicością”, schronienie – „ucieczką od świata”, samsara – „królestwem zła”, nirwana – jakąś „ostateczną zagładą”, medytacja czyli dhyana (zen) – „biernością, kwietyzmem”, a może nawet przewrotną akceptacją zła. (Ja wiem, że tak nie jest, ale...)
◀ Tsultrim Allione. Karmienie demonów ◀ ► Jeszcze raz o "Prześnionej rewolucji" Andrzeja Ledera ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
![[foto]](/author_photo/MateuszWiszniewski.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/Maria_Piasecka_2016.jpg)
![[foto]](/author_photo/jaczewski.jpg)
Ja żyje w świecie bogów-demonów, prawd objawionych wiecznych w tej chwili, szczególnie ważnych zwątpień, dramy i gestów pustego przekonywania. I lepiej nie będzie.
Mindellowska koncepcja śniącego ciała zakłada, że psyche manifestuje się przez symptomy tak cielesne jak i psychologiczne.
Najpoważniejsze (czyli najbardziej zagrażające codziennej tożsamości człowieka), to Sprzymierzeńcy (ally), bo mają największą moc - do transformacji oraz zintegrowania.
Zatem Kompleks (w rozumieniu Jung′a) - jako odszczepiona samoistna struktura pamięciwo-emocjonalna jest "bytem" cielesno-psychologicznym.
I Jung pięknie mawiał: "to nie my mamy kompleksy, to kompleksy mają nas".
Kompleksy mają moc jak duchy (opętanie) czy demony (inqubusy, succubusy, itd.).
Silny kompleks prowadzi do działań w afekcie (′opętanie′), co nawet zmniejsza odpowiedzialnośc karną człowieka.
I tak to widze te ′demony ...′
a praca z nimi ma i sens i cel i jest skuteczna - jesli uda się proces ich integracji :)
![[foto]](/author_photo/MateuszWiszniewski.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Btw. Strasznie mnie śmieszy, jak w ang, tekstach (o historii) znajduję słowo "duchy".

Ciekawa rzecz, bo to co pani z Tybetu opisuje jako demony, jakoś bardzo mi przypomina to co pewien psychiatra w neciku rozpowszechnia - a mianowicie, że oprócz prawdziwej jaźni, głównej, mamy w mózgu dziesiątki jaźni fałszywych, różnych wewnętrznych dzieci, strażników itd. i też zachęca do ich wizualizowania, nawiązywania z nimi dialogu i obłaskawiania.
Można więc powiedzieć to samo bez używania strasznego słowa "demon" i brzmi to jak zwyczajna psychoterapia:
Premise - the personality of normal adults and kids is composed of a group of subselves or parts. It also proposes that many relationships and families are significantly troubled because adults’ personalities are conflictual and dominated by "false selves" - several short-sighted, reactive subselves who lack skill at group leadership and wise long-range decision-making. On first hearing these alien premises, typical people (i.e. their ruling subselves) are often skeptical or disbelieving.
To explore whether talented subselves do govern your personality and behavior...
-
adopt an open mind ("I’m not sure whether subselves exist or not, so I’ll learn more before deciding.") and...
-
review these everyday symptoms. Then...
-
experience a safe inner "dialog" between your true Self (capital "S") and one or more other subselves.
This article offers guidelines on how to have such a dialog. I suggest you read this whole article before trying to have an inner conversation. Note that (personality) parts and subselves mean the same thing.
Try out the idea that each personality trait is caused by a talented subself who specializes in that ability or quality, like a player in an orchestra or a sports team. To expand your awareness, take a few minutes and study this list of common subselves.
Each person has a unique mix of some of these subselves, not all of them. Note that one group of subselves is inner children. They’re very reactive, and "specialize" in bringing you primary emotions like curiosity, awe, anxiety, silliness, sadness, rage, guilt, love, fear, confusion, loneliness, and shame. If you’re curious about your subselves, read this and return here.
Now imagine choosing one of these subselves to interview, like meeting a distant relat
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.