23 lipca 2016
Wojciech Jóźwiak
Serial: Astro-obserwator
Dlaczego intelektualiści mają żyłę na astrologię?
◀ Brexit ◀ ► Dlaczego astrologia jest inna? ►
Kilka dni temu w pełnię 19/20 lipca (2016) wkleiłem do Facebooka kosmogram na tamten moment, zwracając uwagę na niepokojący układ planet, który wtedy trwał.* Nastąpiła dyskusja, przez którą usunąłem tamten wpis razem z komentarzami, które zaczęły być w stylu: „O, astrolog, jaki gupi, Ziemia jest płaska”. Ponieważ dyskutanci byli z górnej półki polskiego intelektualnego środowiska, tamte wypowiedzi przypomniały mi coś, o czym ustawicznie zapominam, mianowicie, że intelektualiści zasadniczo nie akceptują astrologii, a kogoś, kto nią się zajmuje, skreślają bez dalszych dociekań.
Domyślam się, że istnieje w tym środowisku baczenie, żeby pozostawać w normie. Tu mam pewien obraz... Wprawdzie Walter Burkert pisał: „odruchowo i powszechnie ludzie wyobrażają sobie wysoką pozycję społeczną raczej w wymiarze wertykalnym niż /…/ pod postacią koncentrycznych kręgów” (Stwarzanie świętości, 2009, s. 118) – tu jednak obraz kręgu pasuje najlepiej. Oto skupiamy się w kupie my, normalni, należący do mainstreamu, a jeśli ktoś z tych razem się tłoczących zdradzi jakieś objawy poza-kupowe, czyli spoza naszego kręgu, to musimy go wykopsać, a jego wygłaszane poglądy stanowczo unieważnić. Do wykopsania mnie i unieważnienia poglądów mój krytyk użył argumentu takiego, że skoro ów odmieniec (czyli ja) zgłasza coś, co nie pasuje do obowiązujących poglądów kupy, to nie mamy gwarancji, czy nie wygłosi poglądów jakichkolwiek, także jakichś totalnie błędnych lub bezsensownych, a gdyby pozostawał wewnątrz naszego kręgu, to jako jeden z nas zmusi nas do dyskursu na jego odmieniackich zasadach i wciągnie nas w jakąś spiralę absurdu. W tym celu ów komentator zmieszał astrologię z wyobrażeniem, że ziemia jest płaska, sugerując, że skoro rzecz zmierza do tego, że mamy zaakceptować pogląd, że układ planet wpływa na nasze umysły, to w konsekwencji zaakceptujemy, przynajmniej jako dobry temat do rozmów, pogląd, że ziemia jest płaska. (Czytając to nie wytrzymałem i nacisnąłem „delete”.) Poczucie zagrożenia u Komentatora rozumiem, ale jego posługiwania się ironią nie przyjmuję.**
Więc astrologia może grozić tym, że jeśli nią się zajmiesz, nawet życzliwie dyskutując, to pokalasz się, a to pokalanie przejawi się np. tym, że ktoś ciebie, albo ty sam siebie w duchu, uzna za oszołoma, więc umysłowo niesprawnego, a co może być gorszym defektem i wykluczeniem dla intelektualisty?
Drugi powód żyły jest taki, że utrzymuje się przekonanie, że w ramach swoich prognoz astrologowie jakoś „widzą” przyszłość. Posiadane wiedzy o przyszłości jest niepokojące z wielu powodów. Powszechne doświadczenie pokazuje, że przyszłości nie daje się przewidzieć, prócz pewnych fizycznych banałów, jak ten, że jutro wzejdzie Słońce, a za dziesięć lat latem będzie średnio cieplej niż zimą. Ale już szczegóły z życia ludzi i wydarzenia masowe, polityczne, mają opinię nieprzewidywalnych, w dużym stopniu słuszną. Jeśli ktoś twierdzi, że jakoś przewiduje przyszłość lub działa w dziedzinie, która prognozowaniem się zajmuje, to rozsądek każe sądzić, że albo tak jest faktycznie i ów ktoś posiada jakiś nieznany mi a cenny rodzaj wiedzy – albo ów kłamie, z podpunktem: kłamie sam siebie oszukując, czyli jest głupi. Sprawdzić to można żądając od niego, żeby powiedział „co się stanie” i to nie jakoś ogólnie, tylko konkretnie, żebyśmy mogli to sprawdzić. W tamtej dyskusji były takie apele: żebym „bardziej konkretnie” napisał, co z tamtego układu planet (w pełnię 20 lipca) wynika.
Ja sam kiedyś, kiedy zetknąłem się z astrologią, postawiłem na wariant, że być może zawiera ona jakąś cenną a pomijaną przez mainstream wiedzę i zacząłem ją poznawać. Tak to trwa.
Przeważnie jednak sytuacja nie jest aż tak prosta: albo cenna wiedza albo głupi przesąd. Częściej, jak mi się wydaje, umysły popadają w oscylację. (Może nawet kwantową.) Przebiega ona mniej więcej tak: „To przecież przesąd, głupota. A jeśli nie, to co? Jeśli ten człowiek wie lub może wiedzieć o mnie więcej niż ja sam wiem? Jeśli faktycznie potrafi przewidzieć, co mi pisane? To on wtedy ma nade mną... władzę. A ja tego nie chcę. Wobec tego jego wiedza musi być przesądem, a on sam głupi. Czyli przesąd. Ulga. ...A jeśli nie?! Itd.” W tym przypadku ktoś odrzuca astrologię, ale czyni to ze złą motywacją: nie na podstawie dowodów jej fałszywości, tylko dlatego, że jej istnienie zakłóca mu jego samoobraz. Mówiąc psychoanalitycznie, ego stawia opór.
Czy to wszystko, co przeszkadza intelektualistom w astrologii? Z tego, co przeszkadza im niesłusznie, czyli na zasadzie mechanizmów samoobrony, to chyba wszystko. Wydaje mi się, że inne argumenty sprzeciwu da się sprowadzić do tych dwóch.
Prócz tego dwie rzeczy przeszkadzają im słusznie. Pierwsza taka, że astrologia twierdzi i jest to jej podstawą, że nasze myślenie i ogólniej stany umysłu zależą od czegoś, co dzieje się gdzieś daleko. Tymczasem naukowy mainstream upiera się przy założeniu, że umysł jest izolowany w czaszce i „na odległość nie wypływa”. Gdy się przyjmuje polowy obraz umysłu (jak u R. Sheldrake'a lub R. Penrose'a), to ta przeszkoda znika i astrologia staje się bardziej możliwa do przyjęcia. (Oczywiście i tutaj może zostać odrzucona.)
Druga przeszkoda jest taka, że fizyka nie zna, nie rozpoznała i nie przewiduje, że mogłyby istnieć oddziaływania, pola lub siły, które by coś przenosiły od planet do umysłu (mózgu?). Ale to już jest defektem samej fizyki i póki ona tych astro-oddziaływań nie znajdzie, to należy spokojnie astrologię rozwijać fenomenologicznie, podobnie jak genetyka była właśnie tak rozwijana do czasu, gdy Watson, Creek i Rosalind Franklin*** odkryli helisę DNA. (Wtedy pojęcie genu uzyskało chemiczną i dalej fizyczną podbudowę.)
Oprócz tego są przeszkody w samej astrologii, czyli poglądy lub ogólniej zachowania poznawcze, którymi astrologia i astrologowie zrażają sobie intelektualny mainstream. Po pierwsze, przeraźliwy konserwatyzm. Widać go np. w uporze, z jakim trzymają się modelu klatkowego, czyli podziału kierunków na ekliptyce na klatki-znaki, koniecznie w liczbie 12, bez uzasadnienia dlaczego 12, na zasadzie: „tak musi być, bo w książkach napisano”. Po drugie, brak jasnych kryteriów prawdziwości lub choćby przydatności poszczególnych pojęć i twierdzeń. Po trzecie, obecność zwyczajów, które straszą racjonalistę, np. ten, kiedy o znaczeniu pewnego astro-obiektu (np. nowo odkrytej planetoidy) wnioskuje się z nazwy, którą ktoś jej nadał. (Skoro planeta wpływa na umysł, kto czemu nie mogłaby zakomunikować – przez to, jak ją nazwano – swojej istoty?) W ogóle historia dochodzenia astrologii do swojej wiedzy jest bardzo tajemnicza... I źle poznana, zarówno z powodu obrażania się na nią ludzi nauki, jak i z powodu, który wstawiam jako przeszkodę nr cztery: brak w astrologii wewnętrznej krytyki, czym różni się od nauk, a zbliża się do religii. Tych przeszkód po stronie astrologii jest więcej i należy im się osobny tekst.
Astrologia powinna zostać na nowo zbudowana lub z-re-konstruowana, powinna dokonać się w niej jakaś praca rewizyjna. Na własną rękę robię to od lat, ale przez to pozostaję w podwójnej mniejszości, bo i od intelektualnego mainstreamu, i od tej odmiany astrologii, która idzie swoim rozpędem.
* Pierścień kwadratur i oktyli pomiędzy Saturnem, Neptunem i Uranem. Podczas jego trwania miały miejsce Brexit, szczyt NATO, mord w Nicei i zamach na Erdogana, nie licząc mniejszych.
** Ironia należy do seiðr, magicznej broni istot słabych, nie do męskiej sztuki miecza.
*** Franklin młodo zmarła nie dożywszy Nobla.
◀ Brexit ◀ ► Dlaczego astrologia jest inna? ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/Zylbertal.jpg)
[WJ, 2024: Po 8 latach i śmierci W. Zylbertala linkowany tekst nie istnieje. Smutek.]
A uważam ze względu na tę dociekliwość z poziomu "meta" i uszanowanie potrzeby krytycznego podejścia.
No!
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/Zylbertal.jpg)
Ale jedną z umiejętności, które obowiązkowo musi opanować każdy wróżbita (więc i astrolog) jest właśnie przetłumaczenie sur-racjonalnych, intuicyjnych w naturze swej natchnień, na język krytycznej , racjonalnej świadomości. Astrologia zaś, właśnie dlatego, że posługuje się jednocześnie racjonalnym i sur-racjonalnym oglądem rzeczywistości, tym większego wymaga potencjału racjonalnego od swoich adherentów. Właśnie dlatego dobrzy astrolodzy to osoby o ponadprzeciętnej inteligencji racjonalnej, bo tylko taka równoważy sur-racjonalne jej przekraczanie podczas interpretacji. Jaśnie pana własne słowo, Wojciechu, "wśród astrologów idiotów jest stosunkowo mało".
Tzw. "racjonaliści" zaprzeczają samemu istnieniu owego intuicyjnego, nieracjonalnego metajęzyka, i m. in. stad ich podejrzliwość wobec choćby astrologii. Owi ograniczeni osobnicy, zamknięci w swych lękach i obsesji "absolutnie wolnej woli" nie umieją przyjąć do wiadomości, że są częścią większej całości - także w skali iście kosmicznej. Tak, dla nich astrologia jest sur-racjonalna, nad-racjonalna - bo przekracza ich dogmatyczne horyzonty.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Gdyby przyjąć, że rzeczywistość (świadomość) jest wielowymiarowa, wielopoziomowa, stopniowalna, a fizyczny przejaw jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej, to polscy "intelektualiści" uczeni są właśnie tylko tego wierzchołka. Dlatego nie mają oni gdzie zlokalizować takie zjawiska czy nauki jak astrologia, homeopatia, cudy, psychologia kwantowa itd. Trudno ich właściwe obwiniać. Praca do wykonania leży po wielu stronach.
Z tych powodów Światowy Kongres Intelektualistów obradujący w Polsce 60 lat temu nazywano "Cyrkiem Stalina".
Takie były przynajmniej te powojenne początki. Teraz można szukać w ludziach zwanych intelektualistami większej rozmaitości poglądów. Jednak tradycja jest silna, określenie "prawicowy intelektualista" nadal brzmi dziwnie, już większe oswojenie towarzyszy "intelektualistom katolickim".
Podtrzymuję pytanie o definicję.
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
Uczestniczyłem w tej dyskusji, o płaskiej Ziemi nie pisałem, intelektualistą zapewne jestem (zależy od definicji, ale Stalina nie lubię), materialistą – nie, bo trudno tak nazwać fana Junga czy Sheldrake’a. Oporów psychoanalitycznych wobec astrologii nie mam – miałem zrobiony osobisty horoskop, co było dla mnie swego rodzaju intrygującym doświadczeniem psychoterapeutycznym (czy też duchową przygodą, jak pisze W. Zybertal). Naciskałem natomiast w dyskusji na konkrety, bo zaiste nie przyjąłem owej „kwantowej” interpretacji astrologii. A w naszych czasach przewidzieć kolejny zamach to nie sztuka, to jak przewidzieć wschód Słońca jutro. Być może w tym chaotycznym świecie pragnienie takiej wiedzy jest zrozumiałe – ale podobnie jest zrozumiałe w całej historii człowieka. Dlatego rzeczywiście, mój obraz astrologii jest bliski temu, czym astrologia i astrologowie zrażają (niestety wiele razy się spotkałem z deklaracją z ust astrologa: „Wiem, ale nie powiem”). Re-wizja astrologii to jej sprawa wewnętrzna, mnie interesuje, jako laika, tylko jedna kwestia. Uznaję intuicję (jakkolwiek ją zdefiniujemy) jako źródło wiedzy, podobnie jak inne rodzaje wiedzy, sekowane przez naukę. Zapytam może tak, bo to trudna nawet dla mnie do ujęcia kwestia - w czym zatem astrologia jest the best?
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
W latach 2012-2015 wielokrotnie pisałem, że w Polsce "coś pierdyknie", co miało uzasadnienie w cyklach Tarnasa i własnych badaniach. Wprawdzie myślałem, że będzie to jakiś gruby skandal, po którym PO zostanie oderwane od koryta, ale w końcu to "pierdyknięcie" było najbardziej łagodne: przegrane wybory.
Teraz czekam na lata 2019-20 kiedy Saturn i Pluton zejdą się w koniunkcji. To będzie analogon I wojny świat., początku Zimnej wojny i "naszego" stanu wojennego 1981. Ale nie muszę niczego przepowiadać, ponieważ nie-astrologowie wystarczająco straszą się bez tego. Wcześniej dzieją się mniejsze zgęstki planet. Była kwadratura Uran-Pluton,, teraz od paru miesięcy trwa kwadratura Saturn-Neptun, sprzęga się z nią Uran. Astrologia nie unieważnia "świeckiej" wiedzy historycznej, politycznej i innej, ale je uzupełnia. Kiedy się patrzy na świat przez astrologię, to pewne rzeczy widać. Że np. PiS jest "pojęciowym pasożytem". (Temat na osobny tekst.) Myślę, że astrologia ma wiele do dania nie-astrologom, i nie tylko indywidualne horoskopy.
![[foto]](/author_photo/Zylbertal.jpg)
Bywa też astrologia... studium drogi do szczęścia. Tak tak, im bardziej się rozwijam , czy może już tylko starzeję, tym bardziej dochodzę do wniosku, że horoskop to to nie żadne tam, panie "siły z gwiazd", ale właśnie i dokładnie... zapis tego wszystkiego, co zrealizowawszy, uznamy, żeś my na darmo nie żyli, ergo jesteśmy spełnieni - szczęśliwi. W tym sensie nie ma "złych" horoskopów, każdy jest zapisem indywidualnej, niepowtarzalnej drogi do jednostkowego spełnienia, choć niekoniecznie to mały domek i duże konto. Jest coś takiego, co sobie na własny użytek nazwałem "warstwą przeznaczeniową egzystencji", a co jest nie do odczytania metodami innymi niż dywinacyjne (astrologiczne między innymi). Otóż ta warstwa egzystencji to wszelkie te działania które - gdybyśmy je mogli po latach powtórzyć - powtórzylibyśmy bez wahania, choć wiemy, że niekoniecznie prowadziły do sławy, bogactwa, spełnionych namiętności, etc. marności świata tego. I ta właśnie warstwa - a raczej cechy psychiki indywidualnej, które sprzyjają jej realizacji - jest główną treścią horoskopu indywidualnego. Od lat praktykując jako doradca, zauważyłem, że jeśli proces doradczy (czasem rozwijany w coachingowy lub terapeutyczny) polegać będzie na "zestrojeniu" człowieka z treściami jego horoskopu, człowiek odczuwa swoje życie jako harmonijne, wypełnione sensem.
Kolejne astrologiczne debeściarstwo to możliwość użycia języka astrologii w oderwaniu od liczenia horoskopów, jako po prostu bardzo uniwersalnego narzędzia opisu rzeczywistości a także jej kształtowania. Nie bez przyczyny dawni magowie i alchemicy tak pilnie astrologię studiowali! Dziś alchemia i magia podupadły, ale bujnie rozwija się coś, co nazwać można "inżynierią psychotroniczną", w której symbolika planet odgrywa rolę niebagatelną. Tu sam mam sporo doświadczeń: odpowiednio wykorzystane symbole astrologiczne potrafią skutecznie leczyć, potrafią poprawiać wzrost roślin, potrafią także znacząco poprawić sprawność energetyki. Chwilowo to technologie laboratoryjne, często kapryśne, jak nie przymierzając, podstarzała primadonna - ale już wiadomo, że jest to przyszłość.
A co do "wiem ale nie powiem" - to przypadłość nie tyle astrologii eo ipso, ile pewnej ilości jej niedouczonych i mocno żądnych władzy praktyków
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
Być może mój problem wobec astrologii polega na tym, że wypowiada się ona w kwestiach, które podlegają intersubiektywnej weryfikacji. Takich jak procesy i wydarzenia – przyszłe – w dziejach ludzkości. Dlatego tacy laicy jak ja oczekują czasem czegoś więcej. Wszakże kieruję się w swych rozważaniach zawsze zdaniem Arystotelesa: „Co się tyczy opracowania naszego przedmiotu, to wystarczy może, jeśli ono osiągnie ten stopień jasności, na który ów przedmiot pozwala. Nie we wszystkich bowiem wywodach należy szukać tego samego stopnia ścisłości, podobnie jak nie we wszystkich tworach ręki ludzkiej”. Przedmiot astrologii widocznie pozwala na taki stopień ścisłości predykcji, jaki jest mi znany. Studiowanie fizyki przyzwyczaiło mnie do dokładniejszych predykcji, ale przedmiotem astrologii nie są cząsteczki, lecz ludzie, ich psychika i zachowania zbiorowe. I rzeczywiście, domagać się tu dokładności jest być może równie naiwne, jak domagać się dokładnego pomiaru położenia cząstki i jej pędu, czego zabrania zasada nieoznaczoności. Możliwe, że można tu przeprowadzić analogię do fizyki kwantowej: przebieg zdarzeń historycznych jest w dużej mierze deterministyczny ( wyznaczony przez swego rodzaju „funkcję falową”), ale nasza wiedza o ich jest tylko skromnie probabilistyczna. I tu mam zagwozdkę – czy możliwa jest jakakolwiek ocena owego prawdopodobieństwa?
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
-- Cieszę się, że stopniowo wychodzi na jaw, jak rozważania z i nad astrologią ubarwiają, nudną poza tym, teorię poznania i metodologię nauk.

Btw. polecam następny odcinek: Dlaczego astrologia jest inna?
![[foto]](/author_photo/Zylbertal.jpg)
Sekret najpewniej w tym, że biologia nie może być tak redukcjonistyczna jak fizyka, nie można w niej tak dokładnie wydzieli jednego czynnika i upajać się dokładnością jego pomiaru. Astrologia zaś jest ewidentnie wiedzą złożonościową, ex definitione nieredukcjonistyczną. Toteż przykładanie do niej (szerzej - do wszelkich zjawisk dziejących się na pograniczu świadomości, fizyki, biologii, ekologii, socjologii nawet) metodologii projektowanej do zjawisk nierównie prostszych i potem radosne stwierdzenie "o, nie działa, bzdura!", to - mówiąc słowami Einsteina - tak, jakby rybie kazać chodzić po drzewach. Nie ma siły, ryba po drzewach chodzić nie będzie, co jednak wcale nie znaczy, że jest ewolucyjnie niesprawna :-)
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
Czym jest prawdopodobieństwo w astrologii nie podejmuję się stwierdzać, gdyż nie mam najmniejszego pojęcia, czym by mogła tu być przestrzeń zdarzeń. Miałem na myśli raczej podejście bardziej potoczne. Podam przykład. Mogę „przepowiedzieć”, że za parę dni będzie zamach terrorystyczny ( na ŚDM nie będzie). Aktualny stan świata pokazuje, że mam ogromne szanse by się nie mylić i że moja „przepowiednia” jest w tym tylko sensie bardzo prawdopodobna. A wobec astrologii mam większe wymagania niż wobec mojej wiedzy i przeczuć. Przecież to ogromna tradycja, porządkująca obraz świat i zawierająca mnóstwo narzędzi, a tęgie głowy, z którymi tu dyskutuję, też nie są od parady i zgadzam się z ich argumentami. To chyba mój demon sceptycyzmu sprawia, że czuję się jak niewierny Tomasz, który (jeszcze) nie ma gdzie swego palca wściubić. W takiej sytuacji zajmuję zawsze postawę „pażywiom, uwidim”.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Problem jest z tą standaryzacją.
Drugi jest problem, co chcemy sprawdzić, przetestować. Czy (a) pewną metodę astrologii, czy (b) powtarzalność pewnej korelacji postulowanej przez astrologię, czy (c) umiejętności tego oto astrologa?
Oba problemy nie są banalne i będę nad nimi myślał.
Jest jeszcze trzecie. Zapewne nawet gdy wymyślimy jakąś testową procedurę, to jej nie wykonamy z powodu braku pieniędzy i środków organizacyjnych. Zapewne pozostaniemy z pewnym Gedankenexperiment’em, którego przez blose Gedanken nie rozstrzygniemy.
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
OK, dzięki, zgadzam się, będę denken.
![[foto]](/author_photo/Zylbertal.jpg)
Tak zatem ważnym kryterium trafności przepowiedni jest czas, jaki ona obejmuje i szczegółowość przewidywania. Myślę, że takie kryteria można by zastosować i do astrologii prognostycznej.
Warto też pamiętać, że predykcja dywinacyjna to nie jeden, lecz co najmniej trzy elementy: 1)to, co wynika z logiki użytego do predykcji systemu (astrologii, Tarota, Run, etc), 2)to, co wynika z intuicji wróżbity i 3)to, co wynika z jego racjonalnego rozpoznania sytuacji. Dopiero złożenie w całość tych trzech (a może i więcej elementów) tworzy prognozę.
A zatem znowu złożoność, w ezoteryce wszechobecna...
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
A tu patronowany przez niego periodyk Archai: http://www.archai.org/current-issue/
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Coś mi jeszcze w głowie kołacze o rezonansie Schumana planety, którego zmiany częstotliwości wpływają na częstotliwość pracy mózgu, co oczywiście ma wpływ na życie jednostek i całych społeczeństw.
https://mistykabb.wordpress.com/2014/12/06/rezonans-schumana-po-raz-kolejny/
Nasz Gospodarz jest fizykiem, pewnie mógłby nam prostym ale naukowym językiem, opowiedzieć, jak planety mogą oddziaływać na nas, czy jest jakaś w miarę akceptowalna przez naukę teoria?
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Rezonans Schumana (streszczam: zmienne pole elektromagnetyczne w rezonansowej wnęce jaką jest pobliże Ziemi zamknięte przewodzącą jonosferą) brzmi już lepiej, tym bardziej że jego częstotliwości rzędu 10 Hz (razy na sekundę) są podobne do częstotliwości fal mózgowych, elektrycznej aktywności mózgu. Ale przeciw rezonansowi Schumana przemawia jego niestabilność, zwiewność (jest "zwiewany" przez burze magnetyczne) i zależność od mało podstawowych czynników.
Czy czakr(am)y są centrami pól morfogenetycznych, nic nie wiadomo, nawet sam Sheldrake się o nich nie wypowiadał (chyba), ponieważ dotąd nie znaleziono innego sposobu detekcji tych pól jak przez obiekty, którymi te pola sterują, czyli pola morfogenetyczne są jakoś tautologiczne. ("A kto cię stodolił...? Ta majka stodolna..." Leśmian.)
Były inne hipotezy, ale wszystkie podobnie słabe. Czyli nie wiadomo. Co mnie osobiście cieszy, ponieważ daje nadzieję, że astrologia jest przejawem jakiejś głębszej warstwy organizacji kosmosu i materii (i może też ducha...) niż banalne neutrina lub elektryczne wzbudzenia "skóry" Ziemi.
Idea wnęki rezonansowej wokół Ziemi (jak w rez. Schumana) jest ciekawa, ale tym, co rezonuje, nie może być pole elektromagnetyczne. Musi być coś innego i (jeszcze) bardziej fundamentalnego.
R. Wiseman, "Quirkology"
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/Zylbertal.jpg)
Znowu casus ryby, której kazano po drzewach łazić...
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.