28 października 2018
Wojciech Jóźwiak
Serial: Antropocen powszedni
Gorąca kara Gai przez spełnienie życzeń
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Krisper Kas ◀ ► Trzy dyskursy i trzy przyszłości ►
„Ostrożnie z marzeniami – mogą się spełnić” – Skąd cytat? Z Googli, które kierują do tekstu pod tym tytułem. Jego autorka twierdzi, że: „Jest takie powiedzenie: „Jeśli Bóg chce kogoś ukarać, spełnia mu marzenia”. ” Niezawodny (naprawdę radzę go studiować razem z przypisami) Ebenezer Rojt odkrył, że przysłowie to wynalazł Truman Capote, który je był przypisał – arcy-fałszywie! – świętej Teresie z Ávili. To przysłowie o złośliwym bogu karzącym ludzi wysłuchaniem ich modlitw stało się memem krążącym po infosferze w licznych wariantach. Jednak zapewne ta idea pochodzi z „Małpiej łapki” Williama Jacobsa.
Zaczęło mi to chodzić po głowie, odkąd dowiedziałem się o klatratach metanu. Popatrzmy: od stu kilkudziesięciu lat ludzkość ugania się za węglowodorami. Pożąda ich. Nazywa czarnym złotem. Węszy za nimi w najbardziej niedostępnych częściach świata. Wysysa spod dna morza. Wytłacza pod ciśnieniem ze skał jakimś żrącym roztworem wiercąc przemyślne szyby najpierw pionowe, potem ścigające gazonośne skały poziomo rozchodzącą się tkanką. Płacze – od stu lat już chyba! – że za kilka lat węglowodorów, czyli ropy i gazu, zabraknie, przez co gospodarkę ma trafić katastrofa. Tymczasem okazuje się, że większość pierwiastka węgla w dostępnej części globu (można by ja nazwać akcesosferą: razem atmo-, hydro-, bio- i litosfera do głębokości nawiertów) istnieje w postaci klatratów metanu, czyli węglowodoru zamrożonego w metanowo-wodny lód. Klatraty muszą mieć chłód i wysokie ciśnienie: zalegają na stokach szelfów i w arktycznej zmarzlinie. Gdy marzłoć roztopi się, a oceany ocieplą, metan wróci do atmosfery, a że jest gazem cieplarnianym kilkadziesiąt razy silniejszym (tzn. silniej kołdrującym Ziemię) od dwutlenku węgla, to fruu... temperatury polecą w górę, karmiąc morderczo ogrzewające dodatnie sprzężenia zwrotne.
Węglowodory, zrazu rzadkie i pożądane niby złoto, mięso i chleb, na rozgrzewanej od ich spalania (i biorącej się stąd produkcji CO2) Ziemi czekają na jeszcze wyższą temperaturę... aby tę temperaturę podnieść jeszcze wyżej, może nawet o kilkanaście stopni ponad stan „przedprzemysłowy” i ten obecny. Czekają złożone w swoich zimnych grobach w głębi mórz, aby uwolnić się i zadać ostateczny coup pysznej i lekkomyślnej ludzkości.[1]
Tak spełni się marzenie o powszechnie dostępnych węglowodorowych paliwach. Dostaniemy ich w nadmiarze – jakby ktoś głodnemu zwierzęciu karmę pchał wiadrami do paszczy... – wraz z pochodzącym od nich ciepłem. Które nas zabije.
Jednak metan zamrożony w klatratach jest ledwie szczególnym przypadkiem. Cała przygoda ludzkości z cywilizacją jawi się jako realizacja scenariusza spełniających się życzeń lub marzeń. O czym marzył człowiek Homo sapiens, a przed nim inne, starsze Hominae, od swego zarania? O cieple. Żeby było ciepło. Żeby móc się ogrzać, rozgrzać. Myślę, że tak marzyli nasi przodkowie nieustannie, odkąd utracili małpią sierść. Sierść odrzucili – tzn. przeżyła i wydała potomstwo ta ich frakcja, która miała geny redukujące włosy – ponieważ przeszkadzała w chłodzeniu ciała przez pocenie. A właśnie chłodzenie przez wydzielanie potu było jednym z głównych przeżyciowych ewolucyjnych atutów człowieka. Wykształcając niezwykle sprawne (tak, w ogólno-zwięrzecej skali!) chłodzenie potem mógł zająć trudną niszę na sawannie: łowcy i zbieracza-podkradacza zdobyczy, który działa w środku gorącego afrykańskiego dnia, kiedy zarówno drapieżni wrogowie jak i kopytne ofiary ogłaszają rozejm i fundują sobie sjestę. Ludzie byli zdolni złamać ów rozejm i kraść upolowane kości lwom i zaganiać na śmierć koby i guźce, ponieważ arcysprawnie zrzucali ciepło z mięśni przez odparowanie potu. Dzięki temu mogli skorzystać z luki jaka istnieje w gorącym klimacie między realną temperaturą powietrza około 40°, a tak zwaną temperaturą mokrego termometru, po ang. zabawnie zwaną wet bulb („wetbulba”?) – która przy średnio suchym powietrzu trzyma się dość stałej w tropikach wartości 26-27°. Przy tej temperaturze na skórze da się żyć i co więcej, można być w intensywnym ruchu, nawet goniąc zające!, czego nie zrobią ani wilki ani gepardy. Człowiek skolonizował różnicę, przerwę (space) pomiędzy temperaturą zwykłą a temperatura mokrego termometru. (Czyli tą wetbulbą.) Różnicę, która dla innych ssaków była strefą śmierci. Zrobił to za niewielką cenę tego, że sierść wymienił na warstwę potu na skórze. Przed przegrzaniem schronił się w płaszczu wodnym. Dlatego wciąż tak podoba nam się i seksualnie pociąga naga i bezwłosa skóra, u obu płci, gdyż kogo nie pociągała aż tak bardzo, ten produkował włochatych potomków, którzy usiłując dotrzymać tempa łysoskórym, wymierali.
Gorszą ceną tamtego przystosowania była nieodporność na chłód. Noce nawet w tropikach okazywały się trudne do zniesienia. Łączyła się z tym nieodporność na deszcz. Kuzyni szympansy nie mają z tym problemu, zwyczajnie otrząsają się z wody jak psy i dalej siedzą na swoich gałęziach. Tymczasem nas studzenie zimną wodą uderza w nasz czuły punkt: bo skoro mamy mechanizm chłodzenia przez pocenie, to nadmiar chłodnej wody na skórze po prostu nas dobija. Musieliśmy ratować się ogniem, dogrzewać się nim w nocy. Romans z ogniem zaczął się, jak sądzę, od wejścia ludzi w jeszcze jedną skrajnie trudną niszę pokarmową: było nią szukanie na pogorzeliskach naturalnej pieczeni: nadpalonych zwłok zwierząt, które zginęły w pożarze buszu. Od żerowania na pogorzeliskach do kontrolowania ognia, w tym celowego podpalania oraz podtrzymywania ognisk w nocy, droga była chyba prosta. A wcześniej ludzie musieli nauczyć nie bać się ognia, manipulować nim; zapewne wtedy też wykształcili odporność stóp na żar, która do dzisiaj zaskakuje tych, którzy próbują „chodzić po ogniu”. Te dwie zdolności: przeżywanie i aktywność w wysokich temperaturach przez chłodzenie potem i ochrona przed chłodem przy ogniu musiały rozwinąć się jednocześnie. W obu tych przystosowaniach mamy w pigułce przejście od natury do kultury.
Dzięki ogniowi i schronom przed deszczem, z których rozwinięto domy, ludzie mogli wyjść poza tropiki, ale tam chłód dokuczał im tym bardziej. Nasza natura, nasze gołe ciała, są śmiertelnie bezradne poniżej około 25°. Nawet w ubraniu jako komfort termiczny odbieramy temperatury nie niższe od 22°, no może dla twardzieli 20°. Niżej jest szczękanie zębami (czyli to, co w Biblii uporczywie błędnie przyjęło się tłumaczyć przez „zgrzytanie zębów” – bo nie o gniew w tamtej figurze chodzi, tylko o zabójczy ziąb!) – czyli odruchowe drgawki mięśni, usiłujące przez skurcze doprodukować brakujące ciepło. Przy wiejących z północy boreaszach i mistralach już nad Morzem Śródziemnym w tamtejsze zimy człowiek marzył o cieple, tym bardziej dzwoniąc zębami z mokrego chłodu i wichury na błotach u ujścia Renu, nad fiordami i na fieldach, na pontyjskich i ałtajskich stepach, w lodowatej stojącej mgle nad Leną, w rwącym skórę mrozie prerii, w duszącym chłodzie-niedotlenieniu puny, w poziomo walących marznących słonych deszczach Patagonii. Podobno z ludzkich plemion jedni Aborygeni z pustyni Australii wyewoluowali zdolność zaśnięcia na przymrozku. Tak gdzieś kiedyś czytałem.
Marzeniu o totalnym wytępieniu zimna uległ jeszcze około 1950 roku Stanisław Lem, w swojej wczesnej powieści kreśląc wizję przyszłości, w której nad północnym biegunem zawieszono sztuczną gwiazdę, kulę z wodoru fuzjującego w hel, która raz na zawsze roztopiła lodowce i marzłocie Arktyki, zaprowadzając na Grenlandii i Syberii rozkoszne subtropikalne ciepło. (Jak to mogło być możliwe fizycznie, pominę.) Jeśli ktoś znajdzie na półce tamtą książkę, niech się zaduma nad tym szaleństwem.
Dopiero w dzisiejszych czasach, gdy dochodzi do nas zagrożenie globalnym ociepleniem, uświadamiamy sobie, jakim błogosławieństwem dla Ziemi jest zimno – i że właśnie dzięki niemu Ziemia jest przyjazna dla nas i dla milionów innych współ-gatunków. Od ponad 50 milionów lat, od termicznego maksimum na przejściu od paleocenu do eocenu, kiedy na Ziemi było o 14° goręcej niż teraz (co naprawdę trudno sobie wyobrazić), Ziemia stale się ochładzała. 30 milionów temu zamarzła (pokryła się lądolodem) Antarktyda. 2 miliony lat temu klimat ustabilizował się tak, że od tamtego czasu powtarzał się cykl glacjałów, kiedy na północnych kontynentach stoją lądolody – i znacznie krótszych od nich interglacjałów, podczas których północne tarcze lodowe topią się (lód zostaje tylko na Grenlandii), a morza podnoszą się o 120 metrów. Podczas poprzedniego interglacjału eemskiego woda była nawet 9 metrów wyżej niż teraz i było kilka stopni cieplej. W Tamizie hipopotamy pływały. Ostatnio ludzka cywilizacja wpompowała do atmosfery tyle dwutlenku węgla i metanu, że tamten cykl zlodowaceń już nie wróci, gdyż globalna kołdra z gazów cieplarnianych powstrzyma następny glacjał. (Niektórzy autorzy liczą, że wróci, ale dopiero za 50 lub 100 tysięcy lat.) To pokazuje, że antropocen to nie tylko 1° cieplej – bo ten 1° stopień wymuszony przez emisję gazów cieplarnianych już spowodował zmiany w Systemie Ziemia, których długotrwałość w czasie jest taka, jak geologicznych epok.
Podobno mała epoka lodowcowa między latami 1600 a 1850 została spowodowana przez reforestację Ameryki skutkiem jej postkolumbijskiej depopulacji. (Nie Hiszpanie zabili Indian, choć oni też, ale febra, odra i grypa.) Las wracający na pola uprawne wchłonął znaczną ilość CO2 z atmosfery, od czego spadła temperatura na całym globie i Niderlandczycy ślizgali się na łyżwach.
To, co dzieje się w ostatnich 200 latach, a w ostatnich 70-ciu szczególnie, wygląda faktycznie na złośliwe spełnianie naszych marzeń-życzeń przez niewdzięcznie spolegliwą Gaję. „Od zawsze” człowiek marzył by mieć ciepło – i oto ma ciepło. Ziemia się ogrzewa i to nie od Słońca lub jakichś wulkanów, tylko od skutków jego własnej gospodarki! Sam nieświadomie zgotował (sic!) sobie prezent w postaci z-upalnienia planety. Ma ciepło, ma czego chciał. Własnymi rękami i myślami zrobione.
Drugim podobnym marzeniem człowieka było: „żeby było nas dużo!” Liczne rodziny, masa krewnych, a dalej ziomków, którzy w razie potrzeby solidarnie staną, pomogą, ochronią. Ludne królestwa, gdzie liczba poddanych zasila potęgę władcy. Masa klientów, którzy rzucą się kupować wystawiony przeze mnie towar. Masa lajków na społecznościówce. Dzisiaj czytam świeży artykuł o tym, jakim atutem dla ich innowacyjności i postępu jest to, że Chiny mają półtora miliarda ludzi. Więc zrobiło się nas dużo, tyle, że dla innych istot już fizycznie brakuje miejsca w zanikających ekosystemach. Wkrótce braknie i dla nas. Więc i to drugie życzenia zostaje spełnione, ku naszej zgubie.
[1] Nick Bostrom w swojej kamieniomilowej książce „Superinteligencja. Scenariusze, strategie, zagrożenia” domaga się, żeby sztuczną inteligencję, gdyby ktoś ją chciał hodować, zawczasu zabezpieczyć zamykając w metalowej klace odciętej od internetu i izolowanej od łączności radiowej i innej, oraz zaminowanej ładunkami wybuchowymi, które wybuchną niszcząc urządzenie przy każdej próbie manipulacji z jego strony. Wygląda na to, że Gaia podobnie zabezpieczyła inteligencję wcale nie sztuczną tylko tę naszą ludzką, zaminowując ją klatratami metanu. (Zamieszczam w przypisie, bo nie udało mi się tych zdań dość zręcznie zmieścić w tekście. O Bostromie w Tarace...)
Grafika na początku z serwisu Climate Reanalyzer przedstawia temperaturę powietrza w dniu napisania.
◀ Krisper Kas ◀ ► Trzy dyskursy i trzy przyszłości ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
W wyniku łączna ilość gazów cieplarnianych do 2300 roku będzie około dziesięciokrotnie przekraczać ilość dwutlenku węgla i metanu produkowanego przez ludzkość w 2016 roku. To, zdaniem naukowców, może katastroficznie wpłynąć na klimat. Wówczas globalnego ocieplenia nie da się powstrzymać.
Władzę właśnie nad tymi "pożeraczami".
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Bulb, bulba, wetbulba -- raczej kierują skojarzenia w stronę teatru absurdu, Ross & Fronczewski żegnający się okrzykiem "bulba!", z niepokojącymi adideacjami do Taras Bulba i Taras Bulba.
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
"Dobre warunki klimatyczne tego ciepłego i wilgotnego okresu umożliwiły rozszerzenie areału upraw. Lodowce górskie cofnęły się, poza granice pięter roślinności. Można było wykorzystać rolniczo obszary marginalne i zagospodarować wysokogórskie łąki (Fritz 1999: 46, Abb. 2; 49‒50). Dzięki temu gospodarka wschodnioalpejska mogła się rozwinąć w okresie późnolateńskim, jak nigdy wcześniej. Prawdopodobnym efektem tego korzystnego wahnięcia klimatycznego był zapewne także wzrost populacji."
http://stalagmit.szkolanawigatorow.pl/zagebie-noryckie-stal-z-serca-alp-cz-i
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Więc obecne migracje zaczynają coś nam przypominać z historii.
![[foto]](/author_photo/jardiansky.jpg)
The Arctic will eventually be ice-free in the summer, but not within the next few years. According to Met Office Chief Scientist Julia Slingo, 2025–2030 would be the earliest date for an ice-free Arctic summer, and 2040–2060 is more likely. Wadhams also believes that there may soon be a large methane release from the Arctic, but a review of the relevant research suggests this isn’t a near-term concern:
There is no evidence that methane will run out of control and initiate any sudden, catastrophic effects. There’s certainly no runaway greenhouse. Instead, chronic methane releases will supplement the primary role of CO2
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.