zdjęcie Autora

09 grudnia 2012

Wojciech Jóźwiak

Serial: Kolej warszawsko-wiedeńska
Haplogrupy chromosomu Y czyli męski klub, patriarchat i nowy rasizm

◀ Mapy haplogrup ◀ ► Mazowsze ►

Po kolei. Chromosom Y występuje tylko u mężczyzn, determinuje męską płeć i jest wyraźnie mniejszy, krótszy i niesie mniej genetycznej informacji niż pozostałe – zawiera tylko 78 genów. W większości nie rekombinuje (nie wymienia genetycznej informacji) z „żeńskim” chromosomem X, dlatego jego odcinki występują w pojedynczej kopii – i dlatego są nazywane haplogrupami. Chromosom Y i zawarte w nim haplogrupy przechodzą bez zmian z ojca na syna. Bez zmian – o ile nie nastąpi w nim mutacja. Tę mutację dziedziczą wszyscy męscy potomkowie osobnika u którego pierwszy raz wystąpiła.

Podobnie jest w przypadku DNA zawartym w mitochondriach. Każdy dziedziczy mitochondrialne DNA (MtDNA) jednostronnie po matce, ponieważ mitochondriów nie ma w plemnikach. Ale inaczej niż w przypadku chromosomu Y, MtDNA mają i kobiety i mężczyźni (podczas gdy Y-DNA mają tylko mężczyźni).

DNA chromosomu Y poklasyfikowano ze względu na znajdywane w nim markery – czyli charakterystyczne haplogrupy. Dla nas, Polaków, najważniejsza wydaje się haplogrupa R1a1, którą ma ponad połowa naszych mężczyzn. Kiedy przybywało danych, po 2000 roku, zaczęto nanosić procenty nosicieli poszczególnych haplogrup na mapy. Okazało się, że świat dzieli się na regiony, gdzie poszczególne haplogrupy występują w większym procencie lub mają wręcz liczebną przewagę.

Znajomość haplogrup i ich terytorialnego rozkładu, a także wykrywanie ich w szczątkach ludzi żyjących w przeszłości, dostarcza potężnego narzędzia do badania historii gatunku człowiek i jego migracji. Ale jednocześnie pociąga nieporozumienia, szczególnie u tych, którzy tej wiedzy „liznęli” i jedyne co potrafią z nią zrobić, to dopasować ją do swoich uprzedzeń: do tego, co „i tak wiedzą”.

Do tego, temat „haplogrupy” rezonuje z kompleksem samczo-patriarchalnym, mówiąc brutalnie.

Główne nieporozumienie polega na łączeniu nosicieli haplogrup z językami lub rodzinami językowymi. Łączenie takie byłoby słuszne, gdyby ludzie uczyli się swojego języka każdorazowo od ojców. Oczywiście tak jest przeważnie – ludzie przeważnie mówią tym językiem, którego w rodzinie nauczyli się od swoich rodziców. Ale czasami tak nie jest, i to „czasami” bywa decydujące dla historii ludów i ich języków. Przypadki, kiedy jakaś populacja zmieniała język, nie są wyjątkowe.

Żeby daleko nie szukać, coś takiego miała miejsce w mojej rodzinie: pokolenie mojej matki, tzn. ona i jej rodzeństwo, także jej koleżanki i koledzy, w latach 30-40-tych XX wieku przeszli z łowickiego wiejskiego dialektu na język „warszawski” czyli ogólnopolski. Ojciec matki a mój dziadek pozostał przy dialekcie i pamiętam z dzieciństwa, że raziła mnie jego „innojęzyczność”. (W dialekcie łowickim mówiono „kuniei” a nie „koniowi”, „steczka” a nie „ścieżka”, itd.). Znów domowym językiem mojej babki-matki ojca był ukraiński, który jej wracał, gdy się rozzłościła. Polski znała od dzieciństwa i mówiła nim prawie wyłącznie odkąd wyszła za mąż za Polaka z Polski nie z Ukrainy (tzn. za mojego dziadka), jednak był jej drugim językiem.

Można powiedzieć, że to były „mikrozmiany” - przejście z dialektu na język ogólny lub z jednego języka na inny podobny (z ukraińskiego na polski) – ale co do istoty nie różniły się od przechodzenia Mazurów Pruskich na (mało pokrewny) niemiecki, Aromunów (język romański) na grecki, Nieńców na rosyjski, Tehuleczów na araukański.

Zmiany języków mogą też polegać na tym, że nowe pokolenie uczy się go od matek, a nie od innojęzycznych i „przyżenionych” ojców – wtedy związek języka z haplogrupą owszem, wystąpi – ale nie ojcowską haplogrupą chromosomu Y, tylko z mateczną haplogrupą mitochondriów. Więc kiedy ktoś nazywa haplogrupę R1b „germańską”, a R1a „słowiańską” to budzi się kontra: a co, gdyby się okazało, że (pra)słowiańskiego języka któreś dawne pokolenie nauczyło się od matek, nie od ojców? Albo gdyby ludność jakiegoś Polesia lub Wołynia nauczyła się tego języka od sąsiadów, powiedzmy, z Mołdawii?

Jesteśmy mieszańcami! - jeśli śledzić wędrówki męskich haplogrup Y, wyjdzie nam inne miejsce pochodzenia i inna droga wędrówek niż w przypadku żeńskich haplogrup mitochondriów, i często inna niż trasa wędrówki języka. Ojcowie pochodzą z jednych miejsc, matki z innych, język z jeszcze innych. Jeszcze inną drogą przyszły do nas elementy kultury.

Przykładem powyższego nieporozumienia jest pogląd, jakoby wysoki procent „naszej” haplogrupy R1a (lub R1a1) w Afganistanie i północnych Indiach, a z drugiej strony w Rosji, Ukrainie, Polsce, Czechach świadczył o tym, że językowi przodkowie ludności obu tych odległych regionów żyli na stepie Powołża i Kazachstanu i stamtąd – jako „pra-Ariowie”, na swoich rydwanach – podbili zarówno Indie z Hindukuszem, jak i środkową Europę. Świadczy to o tym, że męscy przodkowie pochodzili z jednego miejsca - ale przodkowie językowi całkiem niekoniecznie! Faktycznie, najbardziej prawdopodobnym miejscem „zamieszkania” ludzi mówiących językiem-przodkiem słowiańskich, indyjskich i irańskich była Anatolia.

Wyrokowanie o tym, że język lub jakiś element kultury (np. jakieś wierzenie religijne) pochodzi z miejsca „A”, ponieważ haplogrupa (chromosomu Y) pochodzi z „A” jest nadzwyczaj pochopne.

Ale w pewnym miejscu kończy się science, a zaczyna się mitologia i myślenie „magiczne”, i włączają się przesądy lub (może nawet...) archetypy.

Pierwszym takim wdrukiem jest „nasza męska sprawa”. Haplogrupy Y taką „męską sprawą” - dotyczą tylko mężczyzn, kobiety żadnych haplogrup Y z natury nie mają, podobnie jak nie mają penisa. Posiadanie haplogrup Y jest jak golenie się (lub noszenie brody), jak futbol, piwo w pubie i łowienie ryb na wędkę. Ma „smak” męskiego klubu, do którego kobiety nie wchodzą. Przy czym, uwaga: konkurencyjne haplogrupy mitochondrialne nie są specjalnością drugiej płci, żeńskiej, ponieważ chociaż dziedziczone po matce, to obie płci je mają.

Tę szczególną „męskość” haplogrup Y wzmacniają dwie okoliczności ich „nadreprezentacji” u różnych narodów. Mówię o nadreprezentacji w tym sensie, że nosiciele pewnej haplogrupy Y bywają większością, stanowią np. 55% pewnej populacji (R1a1 u Polaków) lub nawet 85% (haplogrupa N u Udmurtów; gdzie oni? - pod Uralem) – podczas gdy mateczne haplogrupy mitochondriów takich większości nie osiągają i przeważnie są rozłożone bardziej „po równo”. Dla tej nadreprezentacji proponowano dwa mechanizmy jej powstawania. Pierwszy to „efekt założyciela” - że jeśli pewna haplogrupa jest u niewielkiej grupy pionierów na nowo zasiedlanym terytorium, to pozostanie ona u ich potomków także wtedy, gdy rozmnożą się w miliony. Drugi to „efekt wysokiej pozycji”: jeśli osobnicy z pewną haplogrupą zajmują w swojej społeczności wysoką pozycję, to płodzą więcej potomstwa – skutkiem wielożeństwa, romansów z poddankami i gwałcenia branek na wojnie; jak również ich potomstwo z powodu większego dostępu do zasobów lepiej przeżywa głody, choroby i wojny, skutkiem czego przeważa przystosowawczo i stopniowo wypiera inne („chłopskie”) haplogrupy.

Pierwszy z tych efektów, gdy o nim czytamy!, porusza męską dumę z racji odwołania się do obrazu „dzielnych twardych pionierów”. Drugi podobnie porusza przez odwołanie się do obrazu „silnych, władczych jurnych zdobywców”.

Kontynuując: idea haplogrup rezonuje z archetypem przynależności, czyli z psychiczną potrzebą – znacznie silniej odzywającą się u mężczyzn niż u kobiet – potrzebą przynależenia do pewnej grupy „swoich”, odcinającej się i odróżniającej od innych grup „obcych”. Potrzeba ta, lub archetyp, jest usprawiedliwiona i uzasadniona w gatunkowej historii Homo sapiens, bo żyjąc i ewoluując w świecie konkurujących i toczących ze sobą wojny grup, lepiej dawali sobie radę – lepiej przetrwywali – ci, którzy mieli genetycznie wdrukowany lepszy zespół mechanizmów budujących grupową solidarność i współpracę, „wojenną miłość” do kom-batantów i gniew wobec obcych. Ten genetyczny wdruk został kulturowo wzmocniony w czasach „odneolitycznych” czyli w epoce która zaczęła się od neolitu z jego rolnictwem i koncentracją ludności, kiedy to zaczął łączyć nie setkę współ-plemieńców, a tysiące lub miliony „współ-flagowców”.

Potrzebujemy – my, mężczyźni potrzebujemy – lub raczej coś w nas, jakiś gen, mem lub demon potrzebuje, a jakiś psycho-receptor odbiera jak antena ze świata, wychwytuje z infosfery – wszelkich markerów, które mogłyby NAS odróżnić od NICH, które mogłyby MNIE umieścić jako członka NAS pomiędzy NAMI, odróżniając MNIE i NAS od NICH, swoich od obcych.

W historii takim markerem bywała religia (vide krucjaty, wojny husyckie, Wojna Trzydziestoletnia), lojalność wobec wodzów (zwolennicy Cezara kontra tacyż sami Rzymianie pod Pompejuszem), wobec dynastii (Habsburgowie przeciw Burbonom), wreszcie w czasach nam bliższych przynależność państwowa, narodowa lub klasowa – wraz z notorycznymi rozterkami, której dać pierwszeństwo.

Ciekawe, że tamte markery jakże często odwoływały się do „generycznej” solidarności, jaką zawsze była solidarność rodzinna, a ściślej solidarność braci, synów jednego ojca. Jest ona tak oczywista, że często jej nie zauważamy, gdy pojawia się w tekstach jako metafora. „Stary Budrys trzech synów, tęgich jak sam Litwinów...” (Mickiewicz). „Ojciec, prać?” (Sienkiewicz). „Dwunastu braci, wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony...” (Leśmian). „Przechodniu, powiedz Sparcie, tu leżym jej syny, prawom jej do ostatniej posłuszni godziny” (Termopile – ale kto przełożył na polski, dodając „synów”?). Republikańscy buntownicy z Rewolucji Francuskiej 1789 skrzykiwali się hasłem „Wolność, równość, braterstwo” i w Marsyliance śpiewali: „Allons enfants de la Patrie” - tu wprawdzie mienią siebie dziećmi jednej matki-Ojczyzny, ale już dalej: „Tremblez, vos projets parricides / Vont enfin recevoir leurs prix!”, co zdaje się znaczy: „Drżyjcie, bo wasze zamiary ojcobójstwa dostaną nagrodę (na jaką zasługują)”, a co na polski poetycko przełożono: „...A ojcobójstwo woła krwi!” (W ogóle razi iście rzeźnicka treść tej świętej wciąż dla Francuzów pieśni; ale to dygresja.) Dalej, nawet tak „niewinna” i głównie męska społeczność, jaką byli harcerze, rozgrzewała się piosenką: „Pójdzie rad harcerzy polskich ród” - więc znów dobrowolne stowarzyszenie symbolicznie zrównywało się z rodem, wspólnotą wspólnego pochodzenia.

Ciekawe też, że „ojciec” ma skłonność do przybierania liczby mnogiej - „ojcowie nasi...”, „nasi praojcowie...”. Podczas gdy „matka” woli trzymać się liczby pojedynczej; odpowiednie frazy „matki nasze...”, „nasze pramatki...” - brzmią dziwacznie i sztucznie, żadna poetycka tradycja za nimi nie stoi. Odbicie to patriarchalnych stosunków, gdzie liczyło się pochodzenie i pokrewieństwo męskie, męscy przodkowie domagali się wierności, a kobiety, także jako matki, choć kochane, były przygodne, przypadkowe – i przez to nie nadawały się do uogólnień.

Mam wrażenie, że tamte wszystkie wspomniane wyżej historyczne i nowoczesne przynależności kruszeją i erodują, tracą swoją świeżość i moc przyciągania, podobnie jak zwietrzała (poza islamem!) markeryczna siła religii. Dlatego pojawia się – lub tylko pojawiać się może – potrzeba i tendencja do wynajdywania nowych markerów dla zbiorowych przynależności i solidarności. Nowych markerów dla nowych „patriotyzmów”. Haplogrupy „grożą” tym, że mogą się stać takim nowym markerem. Może już w niedalekiej przyszłości.

Wskoczą w przetartą ścieżkę starego „poczciwego” rasizmu, bazującego na tak niedoskonałych wyróżnikach, jak skóra jaśniejsza lub ciemniejsza, takież włosy czy nos prostszy lub garbatszy. Haplogrupy mają tę przewagę, że przynależność do nich jest ścisła: albo masz sekwencję R1a1, J czy N, albo nie masz.

Bardzo ciekawe, jak to dalej pójdzie. Proponuję zacząć do rozgrywania meczy nie w reprezentacjach państw tylko haplogrup.


◀ Mapy haplogrup ◀ ► Mazowsze ►


Komentarze

1. Poprawność politycznaNN#5738 • 2012-12-09

Drogi Wojtku!
Jakie głębokie przemyślenia, a jakie poprawne politycznie.
Od razu na gorąco zrecenzuję: nie możesz mylić procesu ujednolicania języka urzędowego w epoce nowoczesnej z procesami zachodzącymi w prehistorii.
A jeśli nawet, to nieświadomie dałeś przykłady przejścia kobiet, które weszły do wspólnoty (domyślnie reprezentowanej przez mężczyzn o tym samym Y-DNA) i zmieniły język. Pokazałeś  przykład, że język dziedziczy się w linii męskiej.
Pokazałeś też głębokie znaczenie pokrewieństwa męskiego. I tutaj czuję niedosyt - o czym później. ŚP Gosiewski był dumny ze swojego przodka w linii męskiej, a Komorowski powołuje się na pokrewieństwo również w tej linii.
Tutaj tylko dodam, że w ciężkich warunkach to mężczyzna dźwigał na sobie ciężar przetrwania swojej rodziny. Udawało się to mniejszości, większość linii wymierała. Wymierali ci, którzy byli słabi fizycznie i umysłowo albo moralnie. To od męskiej siły oraz szczęścia - czyli opieki bogów - zależał los. Nie mogli sobie pozwolić na poprawność polityczną, że to nie ma znaczenia, czy mężczyzna jest silny, prawy i mądry. Nie było miejsca na poprawność.

Oczekiwałem, że napiszesz nam o procesie przeniesienia braterstwa rozumianego politycznie, na braterstwo kulturowe. Nie ma sensu pisać, ze braterstwo jest be, bo jest rasizmem. Bardzo szybko przeszliśmy do rozumienia grupy jako wspólnoty kulturowej, gdzie np. Chrześcijanin jest nam bratem, mimo, że ma inny kolor skóry.
Zacząłeś o tym pisać, wspominając o pra-ojcach, co pokazuje, że wartościowy mężczyzna z obcej linii mógł wejść do grupy i być autorytetem dla młodszych. To stało się w Skandynawii, gdzie do grupy weszli myśliwi I, a byli już w niej zarówno przedstawiciele R1a, jak i R1b.

Wg. tego co ostatnio czytałem, kolebką indoeuropejskich języków była Kultura Majkopu. Chyba jednak nie  Anatolia, choć blisko.

Piszesz nam, że język dziedziczymy w innej linii, niż bezpośrednia linia męska. OK. To co powiesz na R1a, który mają ludzie mówiący po polsku, czesku, rosyjsku oraz perskojęzyczni Pasztuni i Tadżycy oraz indoeuropejscy Hindusi? W sumie jest zależność statystyczna, choć nie jest bezpośrednie wynikanie w żadną stronę. Czyli jednak istniej reguła, że dziedziczymy język i pochodzenie po ojcu. Reguła ta jest czasami łamana, jak to się mówi: wyjątek, potwierdzający, że jest reguła.
Alexander Malinowski


[foto]
2. UzupełnieniaWojciech Jóźwiak • 2012-12-09

Mapy haplogrup mają pewną usterkę, która może zakłócać ich interpretację. Mianowicie oddają obecne rozmieszczenie ludności, a nie historyczne. (Tę samą usterkę mają mapy rozmieszczenia języków.) Na mapie Roberta Gabela ze strony Y-chromosome_haplogroups_by_populations defekt ten ma (obecna, od 1945) granica Polski i Niemiec. Tworzy ona iluzję, jakoby miedzy populacjami Polski i Niemiec istniał jakiś skok, nieciągłość w widmie (procentowej obsadzie) haplogrup: Polska 56% haplogrupy R1a, 13% haplogrupy R1b; Niemcy  18% R1a, 39% R1b. Skok jest! - ale czy nie dlatego, że ludność dawnego pasa pośredniego miedzy obu krajami, tj. Prus, Pomorza i Śląska została przesiedlona do Niemiec?
Podobnie jest z terenami na północ od Morza Czarnego ("Pontydą"). Prawdopodobnie ten region ma przewagę haplogrupy R1a, ponieważ został skolonizowany niedawno - dopiero po 18 wieku!, kiedy Rosja odebrała stepy Turcji i jej aliantom - przez osadników z Ukrainy i Rosji (głównie z tzw. Siewierszczyzny, czyli Tuła, Kursk, Woroneż), którzy swoje Ra1 przynieśli ze swoich ojczyzn. Wnioskowanie z tego rozkładu, jak się sprawy miały 2 tys., lub 4 tys lat temu, jest przysłowiowym trafianiem kulą w płot.
3. Nie do końcaNN#5738 • 2012-12-09

Mapy są kreślone na podstawie baz danych, gdzie deklaruje się miejsce pochodzenia, czyli wynik testu DNA przypisywany do miejsca, którym jest zwykle miejsce urodzenia, względnie miejsce urodzenia dziadków np. Z tego powodu szereg wyników odnosi się do świata jaki był kiedyś, nawet przed 1945.
Po drugie napisałem, że ustalono pomiędzy Niemcami, a Kaszubami i Łużaczanami zawsze był uskok genetyczny. Albo odrzucano dzieci Niemców żonatych z miejscowymi kobietami albo zwalczano takie małżeństwa, bo nie ma tam śladu wkładu Niemców. Wielu Niemców z naszych Ziem Zachodnich i Północnych jest genetycznymi Polakami. Na terenie NRD jakaś 1/4 to Słowianie z pochodzenia.
http://www.nature.com/ejhg/journal/vaop/ncurrent/full/ejhg2012190a.html
A na Ukrainie dużo jest grupy Bałkańskiej I2. Czy to nie dlatego, ze była tam Nowa Serbia?
[foto]
4. Wygląda na to, że Wanda rzeczywiście nie chciała NiemcaTerravis Wiktor Rumocki • 2012-12-09


Warto przypomnieć artykuł Janusza Waluszki pt. Średniowieczne budowanie Europy w którym pisze, że aby być przyjętym do cechu rzemieślniczego na terenach niemieckich trzeba było wykazać czterech niemieckich dziadków - na wieki przed ustawami norymberskimi !
[foto]
5. Wygląda na to, że Wanda rzeczywiście nie chciała NiemcaSplendor Solis • 2012-12-09


Warto przypomnieć artykuł Janusza Waluszki pt. Średniowieczne budowanie Europy w którym pisze, że aby być przyjętym do cechu rzemieślniczego na terenach niemieckich trzeba było wykazać czterech niemieckich dziadków - na wieki przed ustawami norymberskimi !
6. niestety, ale rozkład haplogrupy R1 a 1 i R 1 bNN#6960 • 2013-01-25

jest skojarzony z podziałem języka indoeuropejskiego 
języki setimowe - słowiańskie, bałtyjskie, irańskie i północnoindyjskie ( hindu, urdu, pasztu) kojarzą się dominacją R1 a 
natomiast języki kentumowe ( galickie, italskie i germańskie) dominują w rejonie R1 b 
część migracji możemy wyjaśnić historycznie - germanizacja słowian brandendurgii XII wiek ( prawdopodobnie), meklemburgii ( XVI wiek - jeśli resztki pisowni ), pomorza ( zakończona przez PRL w latach 70-tych - zniszczono język słowiński) jest faktem. Tej regule nie podporządkowali się jedynie serbołużyczanie. - najczystsza populacja słowiańska - co nietrudno wyjaśnić. 
Kobiety łatwiej się uczą i podobnie jak samice u Pan troglodytes kobiety mają większą skłonność do migracji. 
R1a 1 stanowi niewielki odsetek ludności na bałkanach, co jest wynikiem slawizacji autochtonów, ale także eliminacji miejscowych elit przez turków. 
Tak więc niestety , jak wynika  z badań język ma większy związek z ojcem niż z matką. 

Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.

X Logowanie:

- e-mail jako login
- hasło
Zaloguj
Pomiń   Zapomniałem/am hasła!

Zapisz się (załóż konto w Tarace)