17 września 2013
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
Hoppego i słuchanie Eichelbergera. Co jest złego w pieniądzach?
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Besançona: kłamstwo o świętej Rusi i inne kłamstwa ◀ ► Sama Webstera: czy poganie zbawią świat? ►
Na pewno to (ale czy TYLKO to?), że jest ich za mało. Wciąż potrzebujemy jakichś „dóbr” (czyli czegoś co uznajemy za „dobre” dla siebie), które, by je dostać, musimy wymienić za coś innego, czyli za pieniądze. Oczywiście, nie musimy za pieniądze, bywa także stosowana wymiana towar za towar (lub za usługę) czyli barter, który uczestnikom dyskusji w Dwójce Polskiego Radia się podoba. (Zobacz: Wojciech Eichelberger: musimy zdjąć nogę z gazu. Fonia jest na tamtej stronie pod linkiem: „Wojciech Eichelberger, Marek Sztark i Monika Kłak rozmawiają o prostym życiu”.) Eichelberger argumentuje, że barter buduje więzi międzyludzkie, a płacenie pieniędzmi nie. Mówi o tym w 50 minucie audycji:
„...co próbują teraz robić młodzi ludzie w wielkich miastach szczególnie w Warszawie... kiedy starają się przekroczyć to, co prof. Bauman nazwał, że my zamieniamy wszystkie relacje na transakcje, to oni chcą iść w drugą stronę i postulują taką wymianę barterową. Czyli usługa za usługę. Jak potrzebujesz czegoś, na przykład żebym ci naprawił rower, no to nie płać mi pieniędzmi, tylko zaproponuj mi np. lekcję gitary czy czegokolwiek innego co potrafisz, albo posprzątaj mi mieszkanie. I to mi się strasznie podoba.”
Spikerka pyta, dlaczego owi „młodzi ludzie” to robią? Czy nie dlatego że nie mają pieniędzy? Wojciech Eichelberger odpowiada:
„Nie, nie tylko dlatego. Ponieważ widzą w tym wartość, polegającą na tym, że odtwarzają relacje.”
Gdy słuchałem, przejęła mnie groza! Czy w całej Polsce znalazłbym jednego mechanika, który by mi zrobił przegląd samochodu za 6 lekcji astrologii? (Bo to w pieniądzu tak się waliduje.) Prócz tego w barterowej grze wygrywaliby ci, którzy umieliby zręcznie drugiej osobie zawrócić głowę, namówić i wywrzeć presję. („Co, nie pozwolisz mi nauczyć cię grać na gitarze? Ty, nie bądź świnia...”) Umowy barterowe zawsze byłyby z jednostronną korzyścią dla nich. Wygrywałyby zręczne enneagramowe Dwójki, podczas gdy skromne i chowające emocje Piątki byłyby stratne, a poczciwe dziewiątki zwyczajnie okradane. Barter jest i pozostanie rzadkim hobby dla nielicznych, a relacje trzeba budować inaczej. Koniec dyskusji nad barterem. (Przy okazji, kim są ci tajemniczy „młodzi ludzie z Warszawy”?)
Tamta rozmowa w Dwójce należy do trwającego od dziesięcioleci cyklu pt. lepiej być niż mieć, pieniądze i materialny dobrobyt nie dają szczęścia, ważne jest to, czego nie kupisz za pieniądze.
Natychmiast na myśl przychodzą dwie kontropcje wobec pieniężnego dobrobytu: primo, wolny czas, secundo, duchowy rozwój. Błąd! Wolny czas musisz sobie kupić – kosztuje! Bardzo bym chciał mieć długi okres wolnego czasu, kiedy bym robił tylko coś, co lubię i co jak sądzę, jest mi potrzebne, na przykład czytał i kształcił się. Albo pisał książki. Albo obmyślał nowe praktyki medytacyjne. Albo robił badania nad astrologią. Kiedyś – Saturn mi wtedy przechodził przez MC, co w horoskopie sygnalizuje sukcesy – nie pracowałem zarobkowo przez pół roku. Był to koniec lat 1980-tych, zachodnie „prawdziwe” waluty były przeszacowane w porównaniu z ówczesnym polskim złotym, i ja pracując przez parę miesięcy w Skandynawii zarobiłem nie tylko na życie tam i podróż, ale i na inne rzeczy, w tym na półroczne wakacje w (arcy-taniej wtedy) Polsce. Nie zmarnowałem tamtego czasu, do tej pory używam procedur obliczeniowych do astrologii, które wtedy sporządziłem. Za wolny czas trzeba płacić, bo kosztuje jedzenie, paliwo, bilety, prąd, ogrzewanie, telefon, internet i amortyzacja urządzeń, które w końcu się psują. Zminimalizować? Większość z nas minimalizuje i wiadomo, że za bardzo się nie da, istnieje minimum poniżej którego nie zejdziesz, nawet mając własny ogródek, ogrzewanie drewnem i gaj wierzbowy do wycinania opału.
Duchowy rozwój też kosztuje, bo po pierwsze wymaga wolnego czasu – czasu w którym nie pracujesz zarobkowo ani przy własnym utrzymaniu, po drugie wymaga korzystania z nauk mistrzów, którzy też za darmo nie nauczają, przeciwnie, ich kursy i warsztaty przeważnie są drogie. Można poprzestać na tańszych książkach i internetach, ale wiadomo, że to nie to. Prawie wszyscy z nich nie mówią w twoim języku, a żeby nauczyć się obcego, nie wystarczy zaliczyć szkołę lub (płatne i kosztowne) kursy, ale trzeba ponadto prowadzić odpowiednio ruchliwy i kosztowny „międzynarodowy” tryb życia. Doświadczenie kosztuje. Ludzie wyjeżdżający na poważne wieloletnie praktyki buddyjskie lub bonowskie w Azji, jeśli nie mają własnych oszczędności, szukają sponsorów. Oczywiście, można „życie duchowe” uczynić zajęciem, które przyniesie ci dochody, np. organizować wycieczki do mistrzów i ich ośrodków, albo tłumaczyć ich książki, ale to znów będzie praca czyli wracamy do punktu wyjścia i szukania pieniędzy na opłacenia urlopu od tej pracy.
Kiedyś zacząłem prowadzić warsztaty Twardej Ścieżki, które są pod wieloma względami skrajnie minimalistyczne: spanie w namiotach i teren jak najmniej urządzony przez ludzi. Ale wcale taki teren nie jest łatwo znaleźć! Przeciwnie, jest to dobro rzadkie i więcej: coraz rzadsze. W publicznym lesie warsztatów nie zrobisz, z wielu powodów potrzebny jest teren, który ma wyraźnego osobowego właściciela. Takich „szamano-przychylnych” i „szamano-przyjaznych” właścicieli jest niewielu i za ich rzadkie umiejętności i za ich własność, czyli teren który udostępniają, stanowczo należą im się uczciwe pieniądze. Czyli znów wracamy do pieniężnego obrotu.
Co jest złego w pieniądzach? - To, że ich nie ma! Lub, że ich jest za mało lub że w przyszłości może ich nie być. Jest za mało, czyli pozostają niezaspokojone potrzeby, więc pozostajesz niezrealizowany. Może nie być w przyszłości... dlaczego? - Bo je wydasz, nie zdołasz zarobić, albo znikną. Zatrzymajmy się przy tym ostatnim punkcie. Znikną. Jak? Jak się wydaje, są dwa sposoby znikania pieniędzy: ktoś je ukradnie lub stracą wartość, czyli zniszczy je inflacja. Obie ewentualności są na tyle do siebie podobne, że podejrzewamy, że inflacja też jest w istocie kradzieżą. No bo zarobiłeś tysiąc złotych, odkładasz i za rok możesz kupić za nie tyle, ile rok przedtem za zł 800. W tym miejscu wkracza rozumowanie „austriaków”, zgodne zresztą ze zdrowym rozsądkiem – ekonomiści ze szkoły austriackiej bardzo starają się być zdroworozsądkowi! – inflacja zachodzi dlatego, że z naszymi pieniędzmi dzieje się coś łudząco podobnego do tego, gdyby je ktoś nam stale kradł, a właściwie fałszował, co na jedno wychodzi, bo fałszowanie pieniędzy jest kradzieżą: ktoś płaci ci zamiast banknotem 100-złotowym, kawałkiem podobnego papieru, za który ty nic już nie kupisz, więc jakby ci 100 zł wyciągnął z kieszeni. Jeśli więc będą stale działać fałszerze, którzy systematycznie będą rozcieńczać zasób banknotów podróbkami, to nawet jeśli ich papiery będą nieodróżnialne od „prawdziwych”, ich wartość będzie spadać, bo sprzedający każą sobie więcej takich papierów dawać za ten sam towar, no bo co któryś papier nie ma wartości, więc średnio wszystkie mają mniejsza wartość To samo stanie się, kiedy legalnych pieniędzy będzie za dużo. Albo kiedy będą rozdawane za nic, bez ekwiwalentu którego ktoś potrzebuje. Około 80% urzędników rządowych i lokalnych dostaje pieniądze za nic, za działania pozorne, lub wręcz za szkodzenie, a rząd im płaci, powodując inflację. Inflacja jest ukrytym podatkiem.
Hans-Hermann Hoppe (tu: „Dlaczego pieniądz fiducjarny może istnieć – czyli degeneracja pieniądza i kredytu”) rzuca ciekawy myślowy eksperyment: skoro pieniądz (w postaci np. banknotów) jest towarem (a jest, bo tak rozpoznaje pieniądz szkoła austriacka), a jego produkcja jest tania (bo drukowanie banknotów takie jest!), to co by było na wolnym rynku, czyli gdyby każdy mógł produkować banknoty...? Powiedzmy, każdy dostatecznie biegle podrobiony banknot byłby na rynku uznawany i traktowany jak prawdziwy? Ano, jego wartość spadłaby do ceny jego druku. Dlaczego tak się nie dzieje? Bo na produkcję pieniądza został ustanowiony monopol. A monopol, jak pisze Hoppe, może być ustanawiany i utrzymywany tylko siłą. Nie może wyniknąć naturalnie, z praktyk rynkowych. Także najnowszy, od kilkudziesięciu lat obowiązujący, sposób dostarczania pieniędzy – ich „produkcja” – może istnieć tylko pod warunkiem monopolu, działania siłowego.
Tu dygresja. Kiedyś dostarczaniem pieniądza – jego produkcją – zajmowali się kopacze złota. Później rządy (ich banki centralne), dbając, żeby przynajmniej w jakiejś części ich pieniądze miały pokrycie w złocie. Obecnie pieniądz jest kreowany jak para elektron-pozyton, jak cząstka i antycząstka w fizyce jądrowej. Elektron to kredyt, który ktoś dostał z banku i zaraz coś za ten kredyt kupi. Antycząstka, pozyton, to dług, który został zapisany w tymże banku na drugim koncie i który klient zobowiązał się zwrócić. (Plus odsetki, ale to osobna sprawa). Ile kredytu może udzielić bank, czyli ile pieniędzy (i tyle samo długu) ma prawo wyprodukować? Musi mieć na nie pokrycie, ale tym pokryciem jest tzw. rezerwa cząstkowa, czyli w Polsce 3,5% wartości depozytów w Banku. Oznacza to, że banki mają prawo rozmnożyć depozyty 1000/35 = 28,6 raza. „Na poczet” tego, że ktoś wpłacił-zdeponował 1000 zł, bank może wyprodukować 28 600 złotych w postaci kredytu. Skoro banki mogą mnożyć pieniądze, to to robią. Kiedy klient spłaci kredyt, odpowiednia ilość kredytowego pieniądza zniknie, zanihiluje się. Bankowi zostaną odsetki i na tym banki zarabiają. Można to streścić, że banki produkują pieniądze pod zastaw drobnej części depozytów (czyli cudzych pieniędzy).
Gdy się czyta Hoppego, powstaje pytanie: a co by było, gdyby na tym odcinku panował wolny rynek i każdy mógłby udzielać innym kredytu pod zastaw 3,5% swoich pieniędzy? - Widać więc, że banki działają jako „mnogi monopol” czyli jako firmy uprzywilejowane, które państwo obdarowało częścią własnego monopolu. A monopol nie należy do rynku: ze swej istoty jest siłowy, polega na przymusie.
Podobnie jak zwykli fałszerze pieniędzy, również banki produkując pieniądze, jednocześnie przekierowują ich strumień do siebie – biorą z tego zyski, których „sprawiedliwość” trudno oszacować, bo mógłby to zrobić tylko wolny rynek, a tego w tym sektorze właśnie nie ma. Zatem bez błędu można przyjąć, że te zyski są za duże i wielokrotnie za duże. W tym jest pewna sprawa, która autorów-Amerykanów, jak Hoppe, nie całkiem obchodzi. Zyski z produkcji fiducjarnego czyli dłużnego pieniądza idą do banków, czyli – gdy patrzeć na ludzi – do właścicieli akcji banków, które są przecież SA. W Ameryce, jak się zdaje, właścicielami akcji banków są sami Amerykanie albo tamtejsi rezydenci, więc pieniądze zostają „w rodzinie” czyli w narodowym obiegu. Podobnie jest w Niemczech, Japonii i in. Właściciele naszych banków żyją jednak przeważnie, jak się zdaje, poza Polską, więc te pieniądze od nas wyciekają. Dostajemy pieniądze, które musimy zwrócić, i płacimy odsetki, które żywią kogoś innego. Do tego mamy rząd, który nas, państwo, zadłuża dodatkowo i to tak, jak nikt z nas z osobna tego nie zrobił. Te długi i odsetki od nich rząd spłaca z naszych pieniędzy, z podatków, więc z rabunku. Dlaczego „rabunku”? Podatki nie byłyby rabunkiem, gdybym (ja, ty i inni) na nie się zgodził, gdybym zawarł z rządem umowę, że część moich pieniędzy odstępuję rządowi na przedsięwzięcia, które rząd uskuteczni lepiej ode mnie, więc np. na szkolenie wojska i budowanie dróg. Taką umowę wynaleziono bardzo dawno temu, nazywa się parlamentem (w Polsce sejmem) i budżetem państwa uchwalanym przez posłów. Ale żeby to była faktyczna umowa, poseł musi „mnie” reprezentować. Musi być „moim” delegatem, umyślnym, kimś, kogo upoważniłem do wykonywania mojej woli. Ale tak dobrze, jak wiadomo, nie jest... Posłowie są w zalegalizowanej zmowie z rządem.
Co na podsumowanie? Za posługiwanie się kredytowo-dłużnym pieniądzem płacimy dalekim właścicielom akcji banków. Rządowi płacimy podatkami nie tylko za utrzymanie masy zbędnych stołkosiadów, ale i za obsługę jego pożyczek, czyli w końcu tym samym dalekim akcjonariuszom. Przy tym to, co mamy i trzymamy w tychże bankach, nieustannie topnieje skutkiem inflacji. Nasze życie i utrzymanie, a co za tym idzie, również wolny czas i duchowy rozwój, stają się coraz droższe. Kto propaguje zwolnienie tempa, powrót do natury, na wieś i do barteru, ten musi zastanowić się, czy nie działa jako pożyteczny idiota na korzyść Molocha.
Czytane i słuchane:
Hans-Hermann Hoppe: Dlaczego pieniądz fiducjarny może istnieć - czyli degeneracja pieniądza i kredytu
Wojciech Eichelberger, Marek Sztark, Monika Kłak: Musimy zdjąć nogę z gazu - Dwójka - Polskieradio.pl
Marcin Popkiewicz: Skąd się biorą twoje pieniądze („Proces powstawania pieniądza jest tak prosty, że aż umysł ludzki go odrzuca” – John Kenneth Galbraith)
Krzysztof Wojnicz: Skąd się bierze pieniądz i dlaczego rodzi inflację?
Magda Luchowiec: Skąd banki biorą pieniądze?
Piotr Bein, wg Ewy Zaleskiej: skąd banki biorą pieniądze na udzielanie kredytów?
Roman Włos: Co To Są I Skąd Się Biorą Pieniądze??? --- i pewnie wiele podobnych wykładów o pochodzeniu pieniądza.
Dyskusja na Facebooku: Banki, emisja pieniądza, dziura w systemie, itp.
◀ Besançona: kłamstwo o świętej Rusi i inne kłamstwa ◀ ► Sama Webstera: czy poganie zbawią świat? ►
Komentarze
http://pawelszwarcbach.natemat.pl/73991,wykorzystuj-ludzi-i-nie-wstydz-sie-tego
Przejdźmy inteligentnie do natury i właściwych nam relacji, bez archaizmów zbędnego sentymentu i obłudy stanowionej na gruncie języka. Jesteśmy to winni pieniądzowi. :)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
---Divradzie, ta audycja jest jako fonia na stronie, link do której podałem w tekście, powtórzę: Musimy zdjąć nogę z gazu.
Trwa 55 min., ja ustosunkowałem się do 50-tej minuty.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
I żadna to jakaś "zwycięska mentalność" tylko dowcipny wykład o relacjach międzyludzkich jako transakcjach.
A co do audycji, to rozumiem, że tytuł i akcent na relacje nie wystarczą i dobrze będzie wysłuchać jej w całości? Nadrobię tym ilorazem i dodam w takim razie, że zapytuję retorycznie...
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Umowa? Społeczna? --- Po raz kolejny okazuje się, że (w obowiązującej nowomowie) słówko "społeczny" służy za operator przeciwieństwa. Tak jak "sprawiedliwość społeczna" faktycznie oznacza niesprawiedliwość, lub "znikoma szkodliwość społeczna" faktycznie znaczy, że komuś wyrządzono oczywistą krzywdę.
Nie przypominam sobie, żebym z kimkolwiek zawierał jakąś umowę nt. tego, jakich pieniędzy mam używać. Narzucono mi ją, Tobie też.
Pozdrawiam - WJ
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Per facta concludentia --- ależ oczywiście. Zresztą chyba nie napisałem, że uważam pieniądze (też te fiducjarne) za złe z ich istoty. (Hoppe, owszem, fiducjarne za takie uważa, bo oparte na przemocy.) Raczej badam problem.
I najważniejsze:
Jakie cechy musiałaby wykazywać ta "w pełni świadoma istota", żeby nie potrzebować pieniądza? Po czym poznać tę "pełną świadomość"?
Otóż ów system umożliwia szerokim masom społecznym (a zwłaszcza wybrańcom) życie na poziomie znacznie wyższym niż wynikający z ich aktualnej produktywności.
Niepisana umowa polega na tym, że mimo iż nasza praca jest warta np 500zł, lub nic, to zarabiamy 3 tysiące, lecz dług państwa spłacamy przez całe życie w podatkach i w odsetkach od indywidualnego kredytu.
Ponieważ ten dług jest z założenia niespłacalny, to stale rośnie i coraz mocniej będzie obciążał każde następne pokolenie. Stąd bierze się zmartwienie bankierów słabym przyrostem naturalnym - po kilku pokoleniach może po prostu zabraknać frajerów płacących odsetki od państwowych długów zawartych w imieniu swoich przodków.
... jeśli nie miał Pan na myśli minionych pokoleń, obawiam się, że jest to bardzo optymistyczne założenie. To ewidentnie już się dzieje.
A może jest tak, że pieniądz zastąpił po prostu maczugę/i? Może jako gatunek nie ewoluujemy tak bardzo, jak nam się wydaje, a zmieniają się jedynie rekwizyty?
![[foto]](/author_photo/Portrait31.jpg)
http://www.youtube.com/watch?v=p__6-At7wT8
czyli kooperatywy spozywcze dla tych, korzy nie lubia paszy z supremarketu.
Nikt nie mowi o porzuceniu pieniadza a jednak na horyzoncie widac nowe : )
Kooperatywy sa w roznych miastach i maja swoje strony w sieci.
Sprawa moim zdaniem warta dalszego naglasniania. Zanim wlasciciele supermaketow dadza komu trzeba w lape i utna cala sprawe.
![[foto]](/author_photo/drzewo.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.