12 czerwca 2014
Wojciech Jóźwiak
Serial: Kolej warszawsko-wiedeńska
Jak upadnie III Rzeczpospolita?
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Kilka uwag o przeszłości języków, w tym słowiańskich ◀ ► Geopolityczny tensor Polski ►
Upadki państw polskich w świetle mitów o postaciach uwiedzionych przez Zeusa: Kallisto, Ganimedesa, Europy i Io. - Droga Io ku suwerenności wciąż jest przed nami.
Że upadek III Rzeczypospolitej się zbliża, coraz więcej publicystów skłania się do tego. Wśród wielu (większości oczywiście nie czytałem) ostatnio pisał o tym np. Maciej Kosicki, pt. „Polska transformacja – sukces czy porażka?”, kończąc swój wcale nie histeryczny, przeciwnie: wyważony i chłodny artykuł słowami:
Lecz jeżeli wśród Polaków nie nastąpi przewartościowanie poglądów na państwo i role, jakie ma ono spełniać, kolos na glinianych nogach, jakim jest III RP, zapadnie się pod własnym ciężarem, podzielając tym samym los swojej niesławnej poprzedniczki.
Ale nie tylko ta „niesławna poprzedniczka”, PRL, zapadła się. Poprzedniczek czyli wersji Państwa Polskiego było więcej i akurat ta niesławna PRL wykpiła się dość łatwo przed końcem-kolapsem. W istocie jej władcza elita lub klika zrobiła coś bardzo udanego: mimo zmiany ustroju, przetrwała i urosła we wpływy i majątki. Patrząc z jej punktu widzenia, nie naszego, to był (i jest) sukces! Który zresztą trąbi jej organ, Gazeta Wyborcza.
Upadła nie tylko PRL, ale też Pierwsza Rzeczpospolita i Druga. Mamy więc już serię trzech przypadków, w której można pokusić się znaleźć prawidłowości. Ogólny mechanizm za każdym razem był jeden wspólny: państwo (to nasze) słabło, jechało na coraz niższych energiach, a jego otoczenie silniało lub inaczej jego energetyczny poziom się podnosił. Raz bardziej ono słabło (koniec I Rzplitej), raz bardziej otoczenie ładowało się sadystyczno-imperialnymi energiami (koniec II-giej), innym razem geopolitycznie przeszło ono ze słabszej do bardziej naładowanej strefy i pod wpływ silniejszych patronów (koniec PRL). Mimo tych różnic wspólne było wejście w kontakt z przeważającymi energiami lub, ściślej, z politycznymi podmiotami o przeważających energiach.
Kontakt z przeważającą energią został dawno temu opisany w mitach i to greckich. Wiedziony jakimś nosem Galileusz odkrywszy lunetą cztery księżyce Jowisza nadał im imiona czwórki greckich bohaterów i bohaterek, którzy mieli szczęście i (częściej) nieszczęście wplątać się w stosunki z iście miażdżącą energetyczno-siłową przewagą super-bóstwa czyli Zeusa. Po kolei.
Kallisto, dziewicza nimfa z orszaku Artemidy, została oszukańczo uwiedziona przez Zeusa, a gdy okazało się, że jest brzemienna, Zeus przemienił ją dla niepoznaki w niedźwiedzicę, którą, po dalszych intrygach w gronie bogów i bogiń, sama Artemis własnoręcznie ustrzeliła z łuku. Zapamiętajmy: Kallisto zostaje zamordowana. Nieszczęsna Kallisto skutkiem kontaktu z wyższą energią ginie.
Ciekawy aspekt symbolizuje owo przemienienie w niedźwiedzia. Oznacza ono wyjęcie poza krąg solidarności wspólnoty. Kallisto w postaci niedźwiedzia staje się „inna”, „nie nasza”, banitą i wyrzutkiem, kimś kogo nie obejmuje ludzka (a w micie boska) solidarność i współczucie. Los Kallisto był losem II Rzeczpospolitej w 1939 i 1944 roku, która nie dość, że została zamordowana dwu lub trzykrotnie, najpierw od wspólnej agresji Niemiec i Rosji 1939, potem w Powstaniu Warszawskim 1944, po raz trzeci w rzezi, jaką ludziom wolnej Polski urządzili Rosjanie i ich tubylczy i nasłani pachołowie w następnych latach. Znacząca jest ta przemiana w niedźwiedzia: bo zanim tamci dokonali mordu, najpierw nasi rzekomi sojusznicy wyjęli nas z kręgu swoich – tych narodów, którym należy się solidarność i ochrona, czyli pospolicie mówiąc, zdradzili nas. Jak Zeus Kallisto.
Ganimedes, chłopiec królewicz trojański lub frygijski, Zeusowi homoseksualnie wpadł w oko i został przezeń porwany i uprowadzony do nieba czyli na Olimp, gdzie szczęśnik lub nieszczęśnik zyskał nieśmiertelność przyjęty wśród bogów, ale jako ten całkiem pomniejszy i służebny od nalewania wina czyli ambrozji niebianom do kielichów. Porywając, Zeus przybrał postać orła. Awans, jasne! Ale kosztem wyzucia z dotychczasowych godności, bo społeczną rolę zamieniono Ganimedowi z króla na kelnera. Do tego mit nic nie mówi, czy Ganimedes tego chciał – raczej nie, i należy wątpić, czy życzyłby sobie, gdyby go ktoś pytał, zostać przecwelowany, choćby i pod samym Zeusem. Zapamiętujemy: Ganimedesa spotyka alienacyjny awans.
To był przypadek I-szej Rzeczpospolitej podczas rozbiorów: „staliśmy się na koniec sobie samym cudzymi” - napisał 23 lata po tym wydarzeniu, „w Sieniawie nad Sanem”, Zorian Dołęga Chodakowski, wprawdzie mając na myśli inny zwrotny moment w historii Polski, ale i do rozbiorów słowa te dziwnie pasują. Był to jednak awans. Mieszkańcy państwa upadającego stali się poddanymi prężnych imperiów. Kto chciał, szedł w karierę u nowych władców. Z Berlina, Wiednia, nawet z Petersburga szedł jednak jakiś postęp. Dlatego rozbiory podobają się Janowi Sowie, a 70 lat wcześniej Janowi Stachniukowi, razem skrytykowanym przez Tomasza Gabisia.
Alienacyjny awans to zarazem włączenie, ale z niskim statusem, do pewnej wyższej społeczności, to wzięcie pod kuratelę, ubezwłasnowolnienie i jakby służebno-dziecinny status, choćby w zamian za jakiś postęp. To jest najbardziej prawdopodobna dalsza droga III Rzeczypospolitej; dalsza – bo już na tę drogę nas wessało.
Europa została uprowadzona przez Zeusa, choć po trosze dobrowolnie, gdy siadła na byku, który okazał się przebraniem szefa bogów. Mit milczy, czy Zeus brał ją bykiem czy pod postacią bliższą mężczyźnie. Było to na Krecie, gdzie następnie Europę wydano za miejscowego króla Asteriona, który pobożnie wykarmił i wychował zeusowe bękarcięta. Przygody Zeusa z Europą to w istocie w mit ubrana historia dziewki, którą pan uwiódł i ubękarcił, po czym suto wyalimentował. Zapamiętujemy: Europę spotyka nagroda za uległość.
Europa to nader trafny pierwowzór upadku-nie-upadku PRL-u. Jej stare i nowe elity w porę skierowały swoją uległość we właściwą stronę, dostawszy w zamian odpowiednie skwarki plus przykaz chowania bękartów po Moskwie.
Pozostaje czwarta bohaterka, Io. Jej historia z początku jest jakby kalką tej o Kallisto: Zeus spędza z nią upojne noce i dni, ale bojąc się, że romans wyda się przed Herą (bóg ojciec panicznie bał się żony) zamienia kochankę tym razem w krowę. Uwaga! Nie śmiejemy się. Przemiana w zwierzę oznacza to samo co przy Kallisto: wykluczenie, wyjęcie spod obowiązującej solidarności. Zeus krzywoprzysięga, że z Io „nic nie było”, Hera jednak wie i Io dręczy, nasyłając na nią gza, który nieszczęsną kobietę w krowiej postaci gna przez cały świat, kiedy Io ucieka najpierw do Azji, potem do Egiptu. Ciekawe, exodus Io przypomina ten żydowski, z różnicą, że gdy Io do Egiptu, to Żydzi w przeciwnym kierunku. To podobieństwo każe widzieć w podróży Io wędrówkę inicjacyjną, w której istota ta uzyskuje samowiedzę i właściwy sobie Gestalt. Czy udanie? Tak! I to jest jedyna optymistyczna z historii o czworgu Zeusowych uwiedzeńców. Bo Io dotarłszy nad Nil wreszcie porzuca krowią skórę i przywdziewa... boską, stawszy się Izydą, głównym i dobrze Grekom znanym żeńskim bóstwem Egiptu.
Uwaga! Io, na początku skrzywdzona przez Zeusa, w końcu wyinicjowuje się na istotę równą mu rangą i mocą – jak on na Olimpie, tak ona nad Nilem. Wybija się na suwerenność. Staje się prawdziwą sobą – i potęgą. Zapamiętujemy: to właśnie stało się udziałem Io jako ostateczny finał początkowego starcia z przeważającą energią uosobioną w Zeusie.
Tego wariantu Polska jeszcze nie przećwiczyła. – Inaczej niż poprzednie. Oczywiście, historyczne procesy nie odbywają się na zasadzie, że to się wydarza, czego jeszcze nie było. Przeciwnie, łatwiej jest im pójść utartymi kolejami. Łatwo też jest skapitulować na starcie, bojąc się gza.
Io jako krowa (Wikipedia)
◀ Kilka uwag o przeszłości języków, w tym słowiańskich ◀ ► Geopolityczny tensor Polski ►
Komentarze
Szkoda mi lasów, jezior, gór. Będą ogrodzone, wycięte, sprzedane, niedostępne.
Następna faza to kataster który w połączeniu z żebraczymi emeryturami i odwróconą hipoteką zabierze wszelkie nieruchomości tym którzy czegoś mimo wszystko się dorobili lub coś odziedziczyli.
Co musi się stać by ten szykowany nam los los się odwrócił?
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Co do tego, co się u nas i z nami dzieje, to nic nowego: musimy się bronić. Albo dać się zeżreć bez walki.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
![[foto]](/author_photo/Ewa_Maria_Piasecka.jpg)
siewcami Nowej Myśli dla reszty Słowian.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
W nawiązaniu do przemyśleń sceptyka, a raczej sceptyczki, myślę ,że przemoc nie jest rodzaju ani męskiego, ani żeńskiego (polecam serię telewizyjną "Kobiety , które niosły śmierć", bodajże na Pulsie2". Oczywiście kojarzy się bardziej z mężczyznami, którzy biologicznie są średnio biorąc silniejsi fizycznie, a więc łatwiej im wygrać rywalizację opartą o siłę fizyczną ze słabiej w tej kwestii uposażonymi kobietami. Ale przemoc może mieć różne oblicza i w różny sposób może być realizowana. Dzięki sposobowi słabszy może wygrać rywalizację z silniejszym. Tak, że środka w zaradzeniu tego zjawiska nie szukałbym w odejściu od tzw. społeczeństwa heteronormatywnego. Zresztą sam Zeus (nawiązując do głównego przykładu) miał w sobie cechy męskie i żeńskie, skoro zagustował w mężczyźnie.
Sposobem na przemoc, której z wiadomych względów nie da się doszczętnie wyeliminować jest prawo i jego bezwzględna egzekucja oraz nauczanie moralności. Dyktatorzy i państwa rozbójnicze istnieją tam, gdzie nie ma moralności i prawo oparte o moralność nie sięga.
Nawiążę jeszcze do katolicyzmu porównanego do religii opartej o siłę. Czy Jezus umierający na krzyżu oraz jego nauka, w której m.in.wskazał- że jeśli zostaniesz uderzony w policzek, nadstaw i drugi, " coś takiego sugerują? Niewątpliwie Bóg Starego Testamentu jest Bogiem siły, ale dominujące w katolicyzmie nauki nowotestamentowe nie kojarzą mi się z kultem siły, wręcz przeciwnie.
Nie jestem historykiem, ale z tego co wiem Rzymianie określali religię chrześcijan kultem słabości. Ja bym chrześcijaństwo nazwał religią wskazującą właściwe ukierunkowanie własnych słabości, bądź inaczej-wskazująca praktyczne zarządzanie własnymi słabościami.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Dość Zeusa i jego k..sa, weźmy przykład, kiedy ktoś nagle zyskuje dostęp do dużych pieniędzy. Mam przypadki:
A. Wikła się w podejrzane interesy, traci pieniądze, ściga go sąd, idzie siedzieć, zrywa z nim żona, dzieci -- droga Kallisto.
B. Idzie w górę, ale traci związki z dotychczasowym życiem i otoczeniem, fakt, ma kasę, ale u zwierzchników jest za człowieka na telefon, i bez układów w których tkwi jest bezradny i niesamodzielny -- droga Ganimedesa.
C. Jest spolegliwym wynajętym człowiekiem, dobrze służy i ma z tego normalne korzyści -- droga Europy.
D. W oparciu o pozyskane pieniądze i -- często trudne i bolesne własne doświadczenia -- stara się wypracować własną drogę i własną "niszę" w biznesie, mimo niechęci i przeszkód ze strony starych graczy, urzędów, zusów (nie mylić z Zeusami) i tp. --- droga Io.
Czy teraz jaśniej widać drogę Io dla Polski?
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
![[foto]](/author_photo/Ewa_Maria_Piasecka.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
W naszej sytuacji dżihad będzie zmaganiem z fałszem, z niewiedzą (z brakiem wiedzy, co mamy robić, co jest dobre/złe, jak działać skutecznie itd.), z fałszywym językiem w którym nie ma koniecznych pojęć, z naszymi zarządcami i wyzyskiwaczami, z naszymi pasożytami materialnymi, energetycznymi i mentalnymi.
Dżihad jest nie tylko walką "z kimś" -- byłby wtedy łatwy. Dzihad w sensie Io jest przede wszystkim drogą inicjacyjną - w której trzeba wytopić i wykrystalizować siebie, własny kształt, własny Gestalt (jakby powiedział Niemiec). I jak mówi mit o Io, jest drogą do boskości -- rozumianej właśnie jako przejście na wyższy poziom energetyvczny, na poziom równy Zeusowi. (Raczej wyższy, bo Io jako Izyda nie zajmuje się zabawami godnymi meneli.) Dżihadyczno-inicjacyjne odzyskanie lub uzyskanie siebie jest jednocześnie uzyskaniem królestwa i własnej ziemi, własnego miejsca w świecie.
Taka ewentualność nas ciągle czeka.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
![[foto]](/author_photo/PART_17.jpg)
PS
Ciekawe, że tury były bardzo chronione przez polskich władców już od Jagiełły. Zakładano nawet specjalne osady których głównym obowiązkiem była opieka i dokarmianie turów. Stada corocznie liczono, by ocenić czy jeszcze można na pojedyncze sztuki polować. Takie "ekologiczne" podejście było zupełnym ewenementem w Europie. Na Zachodzie tury wyginęły w X wieku.
Ostatnia samica padła z przyczyn naturalnych akurat w czasie gdy Rzeczpospolita zaczęła się kończyć.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.