10 listopada 2010
Wojciech Jóźwiak
Serial: Ateny, Jerozolima, Ganges
Jeszcze jedno wydanie Jerozolimy, apokalipsy i gnostycyzmu
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Wiara, wiedza, i... ◀ ► Gnostycy i fenomenolodzy ►
Myśli Eryka Swarożeckiego, chociaż często dość chaotycznie rzucane na ekran, układają się w sensowny ciąg, może nawet system. To, że mają swoją strukturę, nie znaczy, że się z nimi zgadzam, przeciwnie, są przykładem myślenia jerozolimskiego, apokaliptycznego i gnostyckiego, czyli akurat tego, czego Duch Taraki dziwnie nie lubi.
Do Jerozolimy Eryk nawiązuje wprost. Pisze, że zdarzają się sytuacje, kiedy szaleńcy mają rację i jeśli pewne społeczeństwo ich nie wysłucha lub sprawi, że zamilkną, to straci na tym, nie zostawszy w porę ostrzeżone przed nieszczęściami. Szaleńcy, czyli ludzie obdarzeni nietypowymi zdolnościami postrzegania i kojarzenia - Autor nazywa ich wprost schizofrenikami, chociaż zdolności "nadpostrzegania" zdarzały się nie tylko u tej grupy. Tak się dzieje właśnie dziś: nadpostrzegających uznawanych za psychicznie chorych najpierw zamykano, potem "leczono", często okrutnie, a od kilkudziesięciu lat stosuje się neuroleptyki, które prócz niepokojących objawów skutecznie tłumią także ich ewentualne nietypowe zdolności. Tu zauważę, że schizofrenia kiedyś miała kulturową otoczkę "świętej choroby", fascynowano się nią uważając, że daje dostęp do tajemnych i sakralnych warstw psyche i świata, niesie cierpienie i rodzi ekscentryków, ale często będących zarazem twórcami-geniuszami. Witkacy, który jednak schizofrenii nie miał, uważał się za "schizoida" - których miał za coś w rodzaju wyższej rasy człowieka, a swoją ulubioną kotkę nazwał imieniem Schizofrenia. Ta sława przeminęła! Schizofrenia jest od dawna démodé, a jako psychiatryczny przedmiot fascynacji zastąpił ja autyzm. Dlaczego? Przyczyna jasna, schizofrenię można w jakimś stopniu skutecznie wyleczyć lub stłumić jej objawy, a autyzmu ciągle nie.
Teza Eryka Swarożeckiego jest taka, że społeczeństwo, które wypiera (się) szaleńca i szaleńców, nie umie, nie chce i nie ma zdolności by ich zintegrować, traci na tym, ubożeje, pozbawia się kapitalnego źródła inspiracji i surowca dla kultury. Tak jest teraz z nami (Europą) od dawna, od wieków. Jako pozytywny kontrprzykład podaje Żydów, którzy przez ponad tysiąc lat pilnie słuchali swoich szaleńców-nawiedzeńców a ich dywagacje spisywali, aż powstała z nich Biblia, księga-przewodnik narodu. Po czym Autor z naciskiem podkreśla przewagi Żydów, w tym trwającą zdolność tego narodu do wyłaniania z siebie kolejnych pokoleń geniuszy nauki, techniki, sztuki i biznesu.
Ale czy Żydzi faktycznie są aż tak wyjątkowi? Z jednej strony ich wkład w kształt Europy był/jest przeogromny, drobnym przykładem nasze imiona, z których dobra połowa tych najpopularniejszych pochodzi z hebrajskiego (łącznie z moim nazwiskiem, w którym słychać rdzeń JHWH...). Z drugiej strony Hindusi i Chińczycy są od nich starsi - w sensie nieprzerwanego trwania i przekazu ich kultury; Grecy i Japończycy niewiele nowsi, a religio-naród Parsów-Zaratusztrian jest nie tylko od Żydów starszy, ale w starożytności był ich nauczycielem, bo koncepcje aniołów, szatana, końca świata i przyjścia mesjasza-zbawiciela u kresu czasu narodzonego z dziewicy Żydzi i dalej chrześcijanie wzięli od nich. Parsowie też jak Żydzi wydają z siebie genialnych oryginałów, z których Freddie Mercury (Farrokh Bulsara) nie był jedyny. (Kiedy porównujesz liczebność wielkich ludzi z jednej i drugiej nacji, bierz pod uwagę, że Parsów jest w świecie ok. 200 razy mniej niż Żydów.)
Wracając do wątku: Czy właśnie "schizofreniczność" Biblii była/jest źródłem siły żydowskiej cywilizacji? Wydaje się, że trzeba byłoby to dopiero udowodnić - a to trudne zadanie. Ważniejsze jest coś innego. Swarożecki łącząc Biblię z afirmacją szaleństwa, wszedł na podobny trop, co Szestow, który istotę jerozolimizmu ("jerozolimskiego" sposobu myślenia i widzenia świata) widział w wierze, która jest ponad rozumem i ponad koniecznością. U Szestowa Ateny są tą "partią", która dostrzega, bada i kładzie nacisk na konieczność, przeoczając to, co jest żywe, nieprzewidywalne i cudowne, podczas gdy opozycyjna "partia", Jerozolima (której niedościgłymi przedstawicielami są szaleni prorocy Starego Testamentu), wierząc, otwiera się na całą cudowną, spontaniczną, żywą i przerażającą stronę istnienia.
Gdyby było tylko tak, co przeszkadzałoby "zapisać się" do Jerozolimczyków? Algorytmy ludzkiej mentalności są jednak pokrętne. Najwyraźniej z tą "olśniewającą" stroną jerozolimizmu ściśle łączy się jej druga mroczna strona, wyrażająca się w Apokalipsie, czyli natrętnej wierze, że świat zmierza ku zagładzie, że idą jakieś straszliwe kosmiczne nieszczęścia, że wszystko się wali (jeśli nie już, to zaraz będzie) i czas się kończy. Jerozolimczyk nie ma czasu...
Wraz z Apokalipsą w jerozolimski światopogląd wpisane są jeszcze dwie idee: sądu i wybraństwa. Oto ludzie są podzieleni na owce, które Bóg ocali (a nawet stworzy specjalnie dla nich swoim cudem nową ziemię i nowe niebo) - i kozły, które pójdą na potępienie. Kto jest kim, dowie się na Sądzie, kiedy Bóg oddzieli jednych od drugich.
Eryk Swarożecki, nawiązując do innego znanego genezjańskiego mitu, tych dobrych i do ocalenia, nazywa Ablami, tych drugich i złych do wykasowania, nazywa Kainami. Jego innowacja polega na tym, że Kainy od Ablów mają się różnić "genami", które spowodują, że kiedy przyjdzie czas, Kainy wyginą, zaś Able - też za sprawą swoich genów - przeobrażą się w nową rasę, lepszą i wyższą.
Motyw zbiorowego awansu do lepszego bytu tej garści wybranych cudownie uratowanych, zbiorowego zbawienia, to kolejny stały motyw jerozolimskiego mitu.
Zostawmy baśnie naszego Autora. Bo za tym wszystkim stoi realny problem, pytanie i zadanie: jak to zrobić, żeby (jak chce Szestow, ale i Nietzsche, i Stachura, i paru jeszcze...) być otwartym na cudowną jaskrawość istnienia i na wielkość duszy rozświetlonej wiarą - ale nie popadać w jerozolimskie końcoświatowe i towarzyszące idiotyzmy?
(W tytule był jeszcze gnostycym, o którym w tekście nie wspomniałem. Co u Eryka Swarożeckiego jest gnostyckiego? Odpowiem później. Wrócę też do sprawy skarbów, zalegających w umysłach myślących inaczej.)
◀ Wiara, wiedza, i... ◀ ► Gnostycy i fenomenolodzy ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/joczyn.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/joczyn.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Instytut Badań nad Gnostycyzmem - zwłaszcza bliżej końca,
Geny i duchy. Gnostycy no pasaran! - zwłaszcza rozdział "Gnostycy, Aryman i Lucyfer" i następne.
![[foto]](/author_photo/joczyn.jpg)
Istnieje w języku polskim wyraz "agnostyk", któremu ostatnio nadaje się dość dziwaczne znaczenie w rodzaju "człowiek którego nie obchodzi czy Bóg istnieje czy nie". Wcześniej sens słowa agnostyk był bardziej jasny i oznaczał człowieka, który uważa, że kwestia istnienia Boga nie jest przedmiotem wiedzy. W tym sensie wszyscy dziś ludzie są agnostykami, bo zarówno teiści jak i ateiści są zgodni - ani istnienia ani nieistnienia Boga nie da się udowodnić. Gnostyk (w szerokim sensie) jest to więc ktoś kto uważa, iż przekonanie o istnieniu Boga może być przedmiotem wiedzy. Nie mając na myśli znaczenia węższego (tego nawiązującego do ruchu religijnego z przed ok 2000 lat) chciałem zapytać czy i ewentualnie co Duch Taraki ma przeciw takiemu ujęciu.
Pytając o zastrzegam, że sam unikam zajęcia stanowiska w tej kwestii.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
My w Tarace (a duch Taraki razem z nami) nie zajmujemy się teologią ani bogocentrycznie nastawioną filozofią, ponieważ cała ta dziedzina, gdy jej się "przyjrzeć" metodami szamańskimi czyli za pośrednictwem odczuć z ciała, mięśni i brzucha, natychmiast okazuje się być niezdrowa, o chorobliwej tonacji, wyczerpująca - o smaku i konsystencji gumy i ołowiu. Ten bogo-mem juz troche za długo zaczyna zalegać w Tarace, wkrótce będzie pora przewietrzyć naszą przestrzeń i te zatęchy powyganiać. Zresztą popatrz, jakie nudne umysły przysysają się do bogo-memu.
myślałam o Wiedzy która łączy dwa światy a nie je rozdziela. To co rozdziela dwa światy według mnie należy do racjonalnego umysłu, umysłu który jest wtórny.
Nie łatwy temat dla takiego laika jak ja, w każdym bądź razie pierwsze co się człowiekowi narzuca, to doświadczenie "jak na górze, tak na dole" i nie może być tutaj mowy o podziale, samo przez się.
Doświadczenie Gnozy łączy światy, tak czułam i było to naprawdę fajne...;-)
Twardy orzech do zgryzienia kiedy się wejdzie w sferę tego typu dociekań. Myślę że w pewnym momencie i tak wszelką teorię pozostanie zostawić na boku i wejść we własne doświadczenie.
Jeszcze dodam od siebie, że Gnoza z punktu widzenia mojej filozofii jest niczym innym jak tylko fenomenem... i tu mój uśmiech. Tak myślę.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Przez "Gnozę" rozumie się kilka rzeczy:
(a) religijny nurt z okresu mniej więcej Cesarstwa rzymskiego, który głosił "ratowanie się" lub "wyzwolenie" z "okowów" tego świata, a który nie zmieścił się w (dość podobne rzeczy głoszącym) chrześcijaństwie.
(b) Dociekania lub wierzenia nt. "rzeczy pozazmysłowych" i pozaempirycznych. W tym sensie określenie "gnoza" jest okropnie nieprecyzyjne. Ale możemy podyskutować w celu jego wyostrzenia;
(c) Słownikowo: "wiedza" lub "poznanie" po grecku. Bo słowo "gno-za" zawiera ten sam PIE rdzeń co nasze "zna-ć".
Zamiast rzucania niejasnych haseł wolałbym bardziej konstruktywne użycie narzedzia, którym są komentarze do bloga.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.