25 czerwca 2017
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
Jonathana Leara: droga Sikory
◀ Ziemowita Szczerka: Międzymorze czyli znów jadąc do Babadag ◀ ► Leara dalej: sny a współczesność. PiS jako sen ►
Książka Jonathana
Leara jest gęsta. Czytać ją trzeba kawałkami, robiąc nawroty.
Zdjęcie na okładce przedstawia Wiele Przewag (Plenty
Coups), członka starszyzny narodu Wron (Crow), ale jeśli ktoś na
ten widok sądziłby, że jest to „książka o Indianach”, to
wyprowadzą go z błędu tytuł i podtytuł: „Nadzieja radykalna. Etyka w obliczu spustoszenia kulturowego”.
Książka jest o ludzkich postawach w obliczu rozpadu ich kultury.
Takich książek i rozważań nigdy za dużo. Los – przypadek
– Wron jest dobrym wprowadzeniem, przykładem i ilustracją
zjawiska ogólniejszego. Tytułowe spustoszenie, dewastacja, od vastus
(pusty, opuszczony), to coś, o czym wiemy, że „gdzieś tu grozi” także nam.
Wrony, sami nazywający się Apsáalooke, słowo przekazywane też Absaroka, co znaczyło „dzieci długodziobego ptaka”, byli jednym z narodów Prerii: wędrowni konni łowcy bizonów, niezbyt liczni i wypierani na zachód przez Siouxów/Lakotów. Kontakt z Białymi na początku XIX wieku zastał ich zamieszkujących górne dorzecze rzeki Yellowstone. W 1851 r., wobec naporu Sioux i własnego osłabienia (liczba ich rodzin, „wigwamów” spadła do połowy), wchodzą w sojusz z administracją USA i podpisują traktat, w którym rząd USA gwarantował im własność 130 tys. km kwadratowych w obecnych stanach Wyoming i Montana. Ten obszar był w kolejnych latach pomniejszany skutkiem parcia białych osadników aż do 8 tys km2, co też straciło wartość, ponieważ Biali planowo wybili bizony, a wkrótce też dzikie konie. W latach 1882-84 plemię przeniosło się do rezerwatu. Wojny międzyplemienne zostały zabronione, polowania też, zresztą nie było na co. Dawny świat prerii skończył się. Wiele Przewag skomentował to: „odtąd już nic się nie wydarzyło”. Inny z ich wodzów, Dwie Onuce, nazwał to podobnie: „odtąd Wrony już tylko żyli”. Pozostała goła egzystencja. Nie było kultury, która dotąd nadawała sens ich życiu.
Książka Leara jest o tym: jak w tej sytuacji ludzie, którzy wciąż czuli się odpowiedzialni za los własny, swoich rodzin i narodu – Wiele Przewag ich głównym reprezentantem – próbowali znaleźć się na nowo.
Książka jest pisana bardzo chłodnym okiem. Sprawą, o której tu powiem, autor wcale się nie zajmuje. Tradycyjne życie Wron (i innych ludzi Prerii) było wypełnione nieprawdopodobnym dla nas terrorem. Żyli nieustannie na krawędzi. Polując na zwierzynę, sami w każdej mogli stać się zwierzyną dla sąsiadów. Musieli być nieustannie gotowi na wojnę, walkę i śmierć, i na ból, bitewne rany lub tortury w razie pochwycenia – swoich ukochanych najbliższych. Kiedy sobie to wyobrazimy, z naszego punktu widzenia było to życie w istnym piekle. Lub na arenie gladiatorów – z różnicą, że tamci nie mieli rodzin, żon, dzieci. Dlaczego Wrony nie cierpieli na endemiczny PTSD, post-traumatic stress disorder, zespół stresu pourazowego? Jak się przed tym chronili? (Inaczej niż polscy i inni żołnierze po Afganistanie?) O tym warto pamiętać, kiedy dajemy się czarować romantycznym obrazem Indian i kiedy naśladujemy ich „święte rytuały”. A także na tym tle trzeba postrzegać cnotę męstwa, najważniejszą dla Wron, która po przejściu do rezerwatu stała się zbędna i pusta. Jak Wrony okazywali męstwo, odsyłam do książki, gdzie jest to ważną kwestią i dokładnie omówioną.
Kraj
Wron dziś: góry Absaroka Range zimą (Wikipedia)
Sława (przekaz) Wielu Przewag przypomina sławę (przekaz) Czarnego Wapiti (Czarnego Łosia, Black Elk). Tamten drugi opowiedział swoje życie Białemu etnografowi Johnowi Neihardtowi; Wiele Przewag, gdy miał już 80 lat, opowiedział swoją historię pisarzowi nazwiskiem Frank Bird Linderman. J. Lear komentuje ten jego czyn: „[Wiele Przewag] jest świadkiem śmierci podmiotu-Wrony, to jasne – jego świadectwo ma jednak stwarzać podstawy do zmartwychwstania. … . Tylko jeśli uznamy, że nie ma już autentycznych sposobów postępowania w ten sposób [jako podmiot-Wrona], mogą powstać nowe, autentyczne sposoby postępowania w ten sposób. Ten impas wyjaśniałby, dlaczego Wiele Przewag chciał opowiedzieć swoją historię białemu człowiekowi. Albowiem gdyby rozpadła się kultura, żywe wspomnienie dawnego stylu życia trwałoby tylko przez parę lat. Najważniejszym wynalazkiem, jaki biały człowiek mógł zaoferować Indianom – o wiele cenniejszym od strzelb – było pismo i druk. … Całej kulturze grozi zapomnienie; jedyna szansa w zapisaniu jej z nadzieją, że jakieś przyszłe pokolenie być może przywróci ją do życia.”
Tu nie mogłem powstrzymać się od paru myśli. Gdy podobnego rozpadu dawnej kultury doświadczali Słowianie pod presją chrześcijańskich biskupów, księży i ochrzczonych władców, nikt „ich” nie zapisał – nie znalazł się żaden (żaden!) Linderman ani Neihardt. Dopiero po 800 latach czyniąc jakąś niesamowitą mentalną wyprawę w przeszłość, Zorian Dołęga-Chodakowski ujął to tak: „staliśmy się na koniec sobie samym cudzymi” (O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem...) – słowa bardzo podobne do tych, jakimi Wrony oddawali swój modus.
Przez pryzmat „kulturowego spustoszenia”, nie tak głębokiego jak u Wron, ale zawsze; i ratowania się przed nim, trzeba patrzeć na nasze dwie narodowe epopeje: „Pana Tadeusza” i Sienkiewiczowską trylogię.
Los Indian Prerii nie był – to kolejna refleksja – jeszcze najgorszy. Wprawdzie utracili swoją dawną kulturę, swój dawny sposób, way, modus – ale przez dominantów zostali zauważeni, docenieni i zainspirowali ich. Treści ich kulturowego życia są odtąd jak geny denisowian: tamtego gatunku człowieka od dawna nie ma, ale jego geny żyją, są obecne w genomie dominanta Homo sapiens. Indian Prerii nie ma, ale ich kulturowe treści, memy, ich przekazy, żyją w dominującej kulturze Białej Ameryki i w dominującej w skali świata cywilizacji języka angielskiego. Dlatego prócz innych czytamy książkę Jonathana Leara. To jest ich zwycięstwo. Gorszy los tych narodów, które trafiła podwójna zagłada kultury: nie tylko odarci z własnej i zapomniawszy ją, to jeszcze zostali zlekceważeni, niezauważeni i nie-przekazani przez zwycięzców. Tak stało się choćby z Syberyjczykami, których wpływ na rosyjski mainstream jest jak się wydaje, bliski zera. Zresztą i w Białej Północnej Ameryce zapomnianych i zlekceważonych narodów jest wiele.
A co z Sikorą? Sikora przyszła do Wielu Przewag w jego wizyjnym śnie, kiedy miał dziewięć lat (rola dzieci u Indian, to kolejny nieodkryty temat). Linderman zapisał jego opowieść: „Sikora... jest najsłabsza wśród ptaków, ale ma najpotężniejszy umysł ze wszystkich. Pragnie pracować, aby zdobyć mądrość. Persona-Sikora jest bardzo dobrym słuchaczem. Nic nie umyka jej uszom, wyostrzonym przez częste używanie. … Nauczyła się osiągać sukcesy i unikać porażek dzięki temu, ze podejrzała, jak to robili inni. … Gdy Cztery Wiatry zaatakowały ten las, … ze wszystkich ocalała tylko Persona-Sikora.” Wiele Przewag i za nim jego naród, poszli dalej Drogą Sikory.
Nie byłbym sobą, gdybym nie poszukał, która to była Sikora? Sikory to ptaki w większości Azji i Europy, w Ameryce Pn. żyją nieliczne gatunki. Najbardziej prawdopodobna, jako ta, którą znali Wrony, wydaje mi się sikora górska (Poecile gambeli) – jak widać dużo skromniejsza od naszej bogatki:
Książka czytana: Jonathan Lear „Nadzieja radykalna. Etyka w obliczu spustoszenia kulturowego”, Biblioteka Kwartalnika Kronos, przełożył Marcin Rychter, wstęp Piotr Nowak, Warszawa 2013.
Ta ważna książka leżała w księgarniach od czterech lat i nic o niej nie wiedziałem, a dowiedziałem się niedawno z FB Mirosława Piróga – wielkie dzięki! (Warto by założyć jakiś system wzajemnego powiadamiania się o książkach.)
◀ Ziemowita Szczerka: Międzymorze czyli znów jadąc do Babadag ◀ ► Leara dalej: sny a współczesność. PiS jako sen ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)

(Zakładka w Tarace o książkach musiałaby być częścią większego interaktywnego społecznościowego redagowania Taraki, które ciągle pozostaje mało konkretnym zamiarem.)
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
"Nie było postępu technologicznego" u Indian? -- Ależ był. Cała kultura Prerii polegała na opanowaniu technologii konnej: oswajania koni, konnej jazdy, polowań z koni na bizony. Konie przywieźli Hiszpanie w 16 wieku. Namioty-tipi też mogły być wynalezione dopiero wtedy, bo w życiu pieszym były bezużyteczne. Łatwo adaptowali wynalazki białych, nie tylko broń palną, ale np. kubki z blachy. Nie wiem jak Wrony, ale Siouxowie całkiem przestali robić własne z kory brzozowej i przeszli na kupowane blaszane.
Nie można za wiele wymagać od społeczności, które liczyły od kilku tysięcy (Wrony) do kilkudziesięciu tysięcy (Lakotowie) ludzi. My możemy być "mądrzy" bo pracują na nas wynalazki i dorobek paru tysięcy lat miejskich cywilizacji.
Wracając do tematu, czyli gwałtownej konieczności zmiany trybu życia - rząd duński zakazał "eskimosom" polowań na foki pozbawiając życie tych ludzi wszelkiego sensu. Rozpili się i zdegenerowali na zasiłkach.
PS
Chodzi o niebezpieczeństwo monokultury, gdy wszyscy polują, wojują, łowią ryby, polują na bizony, albo łapią foki, i nic poza tym, a swoją kulturę opierają o te czynności. Każda zmiana to dla nich śmierć cywilizacji.
Tutaj zanika podobieństwo między Indianami a jakimiś problemami partyjnymi w obecnej Polsce.
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
![[foto]](/author_photo/RomanKam.jpg)
Czy praca etnografów i antropologów ma sens? Pamiętam swój niesamowity podziw dla Malinowskiego. Kiedy zacząłem czytać jego "Życie seksualne dzikich", czułem autentyczną wdzięczność za jego pracę i radość, że dane mi jest dzięki niemu z czymś tak fenomenalnym obcować, czułem się tym ubogacony. To samo przy Piłsudskim (Bronisławie) lub Sieroszewskim gdy pisali o Ajnach czy Znanieckim, kiedy opisuje "Upadek cywilizacji zachodniej".
Podobają mi się jednak głosy w tej dyskusji, które utwierdzają mnie, że poczucie nieodwracalnej straty jest fałszywe, że obraz jakiejś minionej kultury, jest w moim umyśle skażony podwójnie - mentalnym filtrem osobistym i filtrem badacza, który mi daną kulturę przybliża. Hołubię więc mit, marzenie, ulegając jednocześnie wrażeniu, że mnie samego otacza tylko plastik, fałsz, niewyobrażalne barbarzyństwo, kulturowy rozpad i duchowa śmierć. Rafał Wojaczek napisał idąc tym tropem "Mit o dawnym szczęściu", a sympatyczny, mentalny mój koleżka Jaromir Nohavica orzekł - słowa są, jak suchy chrust do pieca. W każdym razie przypomina mi to wszystko próby kodyfikacji języka. Ważna Profesorska Rada usiłuje zamrozić język i z wywieszonym językiem kodyfikuje coraz to nowe słowa.
I nawet drapieżnik złamał szpon i kieł
Na gruzach Atlantydy ,postęp zrodził się?
O.ooo dokąd to?
O.ooo muzyczny trop
o.ooo czy nie zwiedzie nas?
Zawalczmy o przyszłość ,jak nie my ,to kto?
Nie potrzebna Tobie w dłoniach broń
Potrzeba światła , co rozprasza mrok
Odpieprzcie się , gdy o nas mówicie źle
Bo w koło historii moc wpisana jest - piosenka znad Niagary .
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.