26 czerwca 2017
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
Leara dalej: sny a współczesność. PiS jako sen
◀ Jonathana Leara: droga Sikory ◀ ► Dokończenie o Wronach (Indianach), Sikorze i śnie w PiS ►
Czytam dalej książkę Jonathana Leara i to, co przydarzyło się Wronom w połowie XIX wieku na ich prerii coraz bardziej przypomina mi to, co przydarza się nam teraz. Ale najpierw spróbuję pobawić się z gramatyką. Mówimy po polsku, że śni się o czymś. W ten sposób zrównujemy sen z opowieścią, z opowiadaniem: jak opowiada się o..., tak śni się o. Jednak to jest mylne. Sen robi przecież co innego. Śniąc, nie opowiada się. W śnie się uczestniczy. Śni się tak, jak gra się, jak bawi się. Bawisz się w coś, grasz w coś. Więc można, nadużywając gramatyki, też i podobnie, śnić w coś.
Polacy zaśnili w PiS. Dlaczego można patrzeć na to, jak na sen? – Zamiast polityki jako sztuki osiągania realnych celów, mamy koturnowy teatr eksponujący żywe obrazy: miesięcznice smoleńskie, pochody pod Jasną Górą, akty religijnego kultu w wykonaniu przywódców państwa, heros minister Szyszko walczący z kornikiem aż znika Puszcza, dawanie odporu lekkomyślnej Europie, strach przez nachodźcami. Jak czytamy w książce Leara, w historii narodu Wron wydarzyło się tak, że w pewnej kryzysowej sytuacji, nacechowanej rozproszonym lękiem, plemię wydelegowało dziewięcioletnie dziecko – późniejszego wodza Wiele Przewag – do wyśnienia wizyjnego snu, który później okazał się snem-przewodnikiem dla całej społeczności. Tamto „wydelegowanie”, nie było całkiem świadome, zamierzone. Ceremonialna praktyka vision quest'u była częścią edukacji każdego wojownika. Dopiero w przyszłości elementy układanki zbiegły się w jedną całość i wtedy stało się widoczne, że było tak, jakby Wrony wydelegowali młodego Wiele Przewag do wyśnienia jego snu o Sikorze.
My (Polacy, ale i inne narody współczesności) nie mamy tego narzędzia, które mieli Wrony: nie mamy żadnego sposobu poszerzania pola (społecznego) widzenia przez sny. Śnimy i senna informacja jest pompowana w nas nieustannie, ale nie mamy uznanego sposobu zauważania jej ani integrowania. Dlatego nasze... nasza... jak to coś nazwać? – niech będzie: nasza zbiorowa nieświadomość ima się innych sposobów dostarczenia nam obrazu tego, czego widzieć nie możemy, bo nie potrafimy. Nie przez sny, tylko jakoś inaczej. W rozdziale pt. „Możliwość poezji Wron” (str. 58), J. Lear zauważa, że w sytuacji kryzysowej, kiedy nic nie wiadomo i kiedy brakuje języka, brakuje pojęć, potrzebny jest poeta. Pisze tam Lear: „Przez poetę rozumiem tu … kogoś, kto potrafi stworzyć przestrzeń pełną znaczeń. Możliwość pojawienia się takiego poety oznacza możliwość zaistnienia nowego pola możliwości.” (Podkr. moje, WJ.) Sny i poeci są w związku. Wiele Przewag nie był dosłownie poetą, lecz był śnicielem, więc w pewnym sensie był poetą, tylko pracującym nie w wierszach, ale w snach. Przez poetów wyraża się – już świadomie i czytelnie – zbiorowa nieświadomość, czyli duch społeczności. Kiedyś Polska miała poetów, było to w sytuacji narodowego kryzysu i nawet nazywano ich wieszczami. Zostali wydelegowani do wyśnienia potrzebnych wtedy snów, poszerzających dostępna wiedzę o to, co inaczej – dla zjadaczy chleba – niedostępne. Teraz ten sposób nie był możliwy, ponieważ zbiorowość uodporniła się, uniewrażliwiła nie tylko na sny, ale i na wiersze i na poetów. Jung? Mindell? – twierdzą, że gdy człowiek nie potrafi czytać własnej intuicji, ani snów ani innych subtelnych sygnałów, to przychodzą one w postaci grubej: nadawane są przez ciało jako choroby lub „kanałem świata” przychodzą jako zewnętrzne przykrości i niespodziewane ataki. Duch polskiej zbiorowości zadziałał podobnie. Zrealizował, wyświetlił, podstawił pod oczy sen – ale nie sen przez kogoś śniony, ani wywieszczony przez poetę, tylko zainscenizowany. Do zainscenizowania snu zostali wydelegowani politycy. Organizacją, która podjęła się tej roli, było Prawo i Sprawiedliwość, oraz ci, którzy głosując na PiS, uprawnili ją do tej inscenizacji. – Do pokazania przez nią tamtych żywych obrazów. (Gdy nie słucha się śnicieli, przychodzą poeci. Gdy nie słucha się i nie zauważa poetów, w rolę prezenterów snów wejść muszą ci, którzy są realnie zauważani: tutaj politycy. Łatwo zauważyć, że jest to gorszy wariant: bo jednak lepiej, gdyby politycy zajmowali się kierowaniem państwem, bez obciążenia snami.)
Jak gnębieni lękiem-niepewnością Wrony wysłali na senne zwiady małego Wiele Przewag, tak Polacy, których lęk i niepewność były podobnie prawdziwe, wybrali w wyborach Partię Snu – aby ta na polit-tv-scenie zainscenizowała im ich sen. Zaśnili w PiS.
Sny i ich kuzyni, jak w dużej części swojej książki tłumaczy Jonathan Lear, bywają dobre i niedobre. Wielu Przewagom przyśnił się sen dobry. Wyśniona Sikora poprowadziła naród Wron drogą, która zrazu ciemna, okazała się jednak successful. (Wrony przejęli cywilizację Białych, nauczyli się ich skills, stali się Amerykanami i częścią nowej ojczyzny, jakby emigrując do niej od środka, ale mając zaplecze w swojej rdzennej oryginalności, okazali się w wielu sprawach lepsi od przeciętnych Amerykanów; analogia z Żydami nasuwa się.) Temu snu Lear przeciwstawia przypadek Lakotów prowadzonych przez Siedzącego Byka (który Wiele Przewag uważał za zdrajcę). Lakotowie pod Siedzącym Bykiem uwierzyli w „sen” Wovoki, czyli w religię/przekaz Tańca Duchów. Który był regresywny, infantylny i eskapistyczny: „Mesjasz ten [Wovoka] twierdził, że przyszłą wiosną (w 1891) zniszczy wszystkich białych w wielkiej katastrofie, przywróci do życia przodków Indian i sprowadzi z powrotem bizony. Emisariusze [Lakotów] utrzymywali, że widzieli nawet kilku zmarłych krewnych, którzy ożyli, a także stado bizonów.” (Strona 159 omawianej książki.) Pójście za snem Wovoki skończyło się zamordowaniem Siedzącego Byka, rozpaczliwym powstaniem Lakotów i masakrą pod Wounded Knee zimą 1890/91.
Sen PiS jest regresywny, infantylny i eskapistyczny. Jak Wovoka obiecywał powrót bizonów, PiS obiecuje powrót wielkiej i szczęśliwej Polski, mającej naraz i socjalistyczne rozdawnictwo i kapitalistyczną produkcyjną sprawność, zamkniętej w narodowym „sobie”, niewrażliwej na- i omijanej przez europejskie i światowe kryzysy, a gwarantem tego ma być wierność jedynie słusznie katolickiej wierze i powrót do nauk kościoła i do protekcji dawnych bóstw, tak jak u Wovoki gwarancją miało być zmartwychwstanie przodków. Analizę kultu smoleńskiego zostawiam lepszym znawcom. Dawną Rzeczpospolitą od morza do morza ma zastąpić jej reinkarnacja: Międzymorze. Prócz bogów niebiańskich ma zadziałać też łaska mocnego boga ziemskiego: USA w osobie Trumpa.
Sen w PiS jest to jednak zły sen.
Wronom w połowie XIX wieku i Polakom (i nie tylko im) w XXI wieku coś jest wspólne: lęk. Lear pisze na str. 84 w rozdziale „Lęk Wron”: „... lęk uważany jest za emocję czy afekt, który nie ma określonego przedmiotu. … Lękowi towarzyszy … zagadkowa niejasność co do tego, czego właściwie on dotyczy. Byłby więc on właściwą reakcją ludzi przeczuwających, że znaleźli się na granicy własnego świata. Jeśli … autentycznie dotarli do historycznego kresu własnego sposobu życia, bardzo niewiele mogą zrobić, aby 'zajrzeć na drugą stronę'. Właśnie dlatego, że stoją oni na progu historycznego zerwania, szczegóły życia po drugiej stronie muszą pozostawać dla nich niepojęte.” Po czym Autor dodaje: „W obliczu takiego kulturowego wyzwania sny okazują się niezwykle pomocne.”
Lęk Wron był reakcją na kryzys. Na ten kryzys składały się nieznane wcześniej choroby, od których ludzie wymierali, a plemię słabło i cofało się z równin w stronę gór. Ubywało bizonów. Bardziej naciskali wrodzy Lakotowie. Coraz więcej było słychać o Białych, nawet jeśli Wrony na razie tylko handlowali z nimi.
Co składa się na nasz obecny kryzys? Chodziłoby tu nie o przeszkody jakoś „zwyczajne”, znane już z historii i powtarzające się, więc oswojone pojęciowo i mogące wejść do dyskursu. Chodzi raczej o to, co nieoswojone i nienazwane, więc o nie tyle o zagrożenia (jakoś) materialne, co zagrożenia dla pojęć, zagrożenia powodujące, że nie można już myśleć tak jak przedtem, że sypią się nasze kategorie. Jak Wronom sypał się ich paradygmat życia składającego się z wojen, polowań lub przygotowań do jednych bądź drugich. Życia pełnego cnoty męstwa.
Widzę trzy takie powody lęku, powodujące, że nie można myśleć tak, jak dawniej:
1) Nie można się rozmnażać. – Ponieważ Ziemia jest fatalnie przeludniona i dla rodzących się nie ma miejsca. Jednocześnie państwa i narody są wciągnięte w demograficzną wojnę, która polega na tym, że ta zbiorowość, która ograniczy swoje rozmnażanie (albo tak jej się przydarzy, że ograniczy) skurczy się liczebnie i przegra z tymi, którzy rozmnażają się bez ograniczeń. Przy tym liczne i zdrowe rodziny są uważane za oznakę społecznego zdrowia, a my gatunkowo jesteśmy nastawieni na życie w dużych rodzinach, nie samotnie.
2) Nie można się bogacić. – Ponieważ każde wzbogacenie jest czynione coraz większym kosztem wyniszczenia zasobów Ziemi; efekt cieplarniany od przybywania dwutlenku węgla w powietrzu jest tylko jednym z wielu towarzyszących procesów. Nasze bogactwo jest kredytem zaciąganym u naszych nieszczęsnych wnuków. Ale zarazem jesteśmy, wszyscy we wspólnym świecie, na jednej Ziemi, wciągnięci w ekonomiczną grę/wojnę, kto szybciej i kto jeszcze zdąży się wzbogacić, dogonić Zachód.
3) Nie można zachować własnej (narodowej) wyłączności na swoim terenie.
Te trzy „nie można” rujnują nasze pojęcia, nasz „język dobra i zła” (jakby powiedział Nietzsche), nasze myślowe kategorie. Ta rujnacja, spustoszenie, by odwołać się do podtytułu książki Leara, dotyka nie tylko konserwatywnych prawicowców, ale wszystkie opcje. Podobieństwo do niepokoju Wron, stojących u progu załamania się ich świata, jest duże.
Te trzy „nie można” – których zapewne jest i będzie więcej – są zbyt trudne i brakuje pojęć, żeby o nich sensownie rozmawiać i próbować zapobiec, są więc zasłaniane wyobrażeniami bardziej swojskimi, np. tymi o przyszłej wojnie. Lub wyczekiwaniem, kiedy „islamiści” uderzą zamachem tak strasznym, że „zachód będzie musiał się obudzić”. Itp.
Czekamy na własny sen o Sikorze.
◀ Jonathana Leara: droga Sikory ◀ ► Dokończenie o Wronach (Indianach), Sikorze i śnie w PiS ►
Komentarze
Głęboko jednak wątpię w Sikorę i dobry sen. Jesteśmy głęboko PiSem, każdy z nas, to co się dzieje jest odbiciem nas samych, naszej głębokiej ignorancji, bezczelności gatunkowej, buty, zadęcia. I lęku przed utratą władzy, kontroli. Nie jest tak, że szaleńcy przejęli władzę- przejęli władzę bo wszyscy jesteśmy takimi samymi szaleńcami jak oni.
Ale może jest też tak, że co istnieje i jest zbędne to musi zginąć i się przeistoczyć w coś innego. "Polski" przecież nie ma - to tylko idea w ludzkich głowach. Świat niszczy sam siebie, objawia się także w destrukcji i nic doprawdy nie zaszkodzi jak jakiejś tam "Polski" nie będzie. To tylko totem, przywiązanie, jedno z wielu.
Poprzedni sen "o wiecznie ciepłej wodzie, i Unii niosącej samo dobro" trwał chyba za długo.
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)

Co jeszcze: pewnie spora część Polaków i polskich polityków myśli: "Tym razem też nam się uda!, upiecze!" -- Jak udało się, kiedy ZSRR padł bez strzału.
![[foto]](/author_photo/jaroslaw_bzoma_01.jpg)
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
2) Nie można się bogacić, choć dostęp do różnorakich dóbr jest o wiele większy, niż wtedy, gdy było można. [w kulturze euro-amerykańskiej]
3) Nie można zachować własnej (narodowej) wyłączności na swoim terenie, choć można o wiele bardziej, niż wtedy, gdy nie było można naprawdę (zabory, a potem - zwłaszcza - okupacja nazistów niemieckich i komunistów sowieckich). Ale także PRL! [Nie cofam się dalej, bo pojęcie narodu, którym dziś operujemy, rodzi się w XIX wieku.]
Wszystkie trzy "nie można" Wojtka skrywają jakiś paradoks, który jest dla mnie niejasny. Nie umiem go wyjaśnić, więc w komentarzu powiem tylko, że PiS nie jest dla mnie snem, (w) który śnią Polacy. Nie jest także koszmarem, jego dyskomfortowość jest znacznie mniejsza niż się sugeruje, moim zdaniem. [Mówię to jako jego "nie-zwolennik", zazwyczaj przeciwnik.]
Myślę o Wronach. Sądzę, że zmieniły się formy zbiorowej pamięci, że zbiorowa pamięć w swych pierwotnych formach się rozpadła. Stąd, jak mi się wydaje, paradoksalność tych "nie można".
![[foto]](/author_photo/Portrait31.jpg)
> paradygmat życia składającego się z wojen, polowań lub przygotowań do jednych bądź drugich. Życia pełnego cnoty męstwa.
To streszcza wszystkie dalsze niemożności. Opisał to dawno temu genialny Ted Kaczynski ale go wyśmiano. Zwierzęta w klatkach nie chcą się rozmnażać.
![[foto]](/author_photo/jaroslaw_bzoma_01.jpg)
jadę dalej, 20 metrów dalej z za zakretu wpadl na mnie z dużą szybkością inny rowerzysta, nastolatek z sąsiedztwa. Zderzyliśmy się, on zrobił fikolka, ja stracilem rownowagę i zeskoczyłem z roweru.
Takie okolicznosci dzis mialem, nie wiem czy chodzilo o wyparcie:)
![[foto]](/author_photo/jaroslaw_bzoma_01.jpg)
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Jako inne polskie "nie można" widzę fakt, że nie można zabezpieczyć rodziny finansowo i jednocześnie utrzymać jej w całości. Miliony Polaków wyjeżdża na stałe lub okresowo do pracy za granicę. Rodziny są rozdzielone. Przecież świat tak nie powinien wyglądać.
Poza tym świetny tekst ;-)
Żadna jedność nie istnieje, pisowska narracja jest tylko fragmentem układanki pośród wielu innych narracji istniejących u zamieszkujących teren zwany obecnie "Polską". Mamy rozwarstwienie, zmianę form i jednostki z ich ograniczeniami, które (ograniczenia) były, są i będą. Wszystko jest jakąś pulsującą energią , przejawem jej, nawet głupota, ignorancja, spryt i przemoc. Uznanie tej różnorodności i dostrzeżenie jej wydaje mi się drogą w dobrym kierunku - inaczej ciągle coś będzie masowo wypierane i na siłę inscenizowane. Ale to się stanie -o ile-na poziomie jednostek a nie narzuconej przez władzę narracji.
Mam wrażenie szukania na tarace jakiegoś raju, żeby było "lepiej", jakiejś próby przeniknięcia przyszłości czy choćby opisania minionych form. Ale przyszłość i przeszłość to też etykietka. Jest to co jest w tej chwili a reszta to zabawy umysłowe, teatr.
Co do listy "nie można"- to po prostu głębokie gatunkowe przeczucie, że to już koniec nie tylko cywilizacji zachodniej ale istniejących ekosystemów czyli w ogóle życia jakie znamy. Pogląd tu wyśmiewany, ale co mi tam.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Inqbusie, jest prostsze i nie jest. Przede wszystkim: Nie twierdzę, że uchwyciłem całość zjawiska pt. PiS i ucieczka w populizm. Proponuję spojrzeć na to polityczne zjawisko jak na sen, lub raczej jak na inscenizację, jak na teatr. W okresie wielkiej światowej niejasności w latach poprzedzających I WŚ, znalazł się "wieszcz" -- Wyspiański, który "wyśnił", tzn. stworzył, wymyślił sztukę sceniczną pt. "Wesele". W naszych czasach zabrakło "wieszcza", nie znalazł się żaden talent poetycki lub prozatorski, który umiałby uchwycić coś ważnego, co się teraz dzieje pod powierzchnią "nie wiadomo" i ponadto umiałby zwrócić na to powszechną uwagę. Tę rolę "wydelegowanego do śnienia" wzięli na siebie politycy.
Oczywiście, oni zajmują się nie tylko tym. Prócz tego robią jakąś robotę zarządczą, urzędową i td. Ale nadają tamte mityczne czy wizyjne treści niejako przy okazji, przez naddatek tego, co robią umyślnie. Tak jak robot Terminus u Lema jednocześnie łatał reaktor i inscenizował rozmowy morsem podczas katastrofy kosmo-statku. CDN
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Arkadiuszu, przyczyny lęku lub niepewności, które podajesz (a także te, o których pisze Inqbus) należą do tych znanych, tzn. takich, o których daje się (i to dość swobodnie) mówić, Które należą do języka, do paradygmatu. To, że powszechne staje się kłamanie lub rozdzielanie rodzin, daje się łatwo nazwać. To są zagrożenia znane. Są one podobne do tych, o których pisze Lear w swojej książce o Wronach: Wrony umieli nazwać, wyobrazić sobie i przerazić się wizją, w której zostają okrążeni, pobici, wymordowani i resztkami wzięci za niewolników przez Lakotów. To byłaby katastrofa i koniec ich narodu, ale koniec zrozumiały. Osiedlenie się w rezerwacie i koniec życia polegającego na polowaniach na bizony i wojennej ochronie własnych łowisk (ziemi) przez sąsiadami -- to było czymś niewyobrażalnym, niemożliwym do opowiedzenia i wobec czego traciły wartość wszystkie ich wartości.
Więc ja porównując Polaków do Wron z książki Leara starałem się odgadnąć takie zagrożenia, które "leżą poza dyskursem", są niemożliwe do sensownego mówienia o nich zwłaszcza na forum politycznym. Znalazłem takie trzy, ale to są tylko przykłady, ponieważ przyczyną lęku mogą być intuicyjnie przeczuwane inne sprawy, o których ja nie wiem -- tak jak Wiele Przewag nie wiedział, że jego bitewne męstwo wkrótce będzie na plaster. (Czyli "na ch..j" -- tak powiedziane bardziej naświetla tamten "kłopot" Wron.)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Opozycjo! Bez analizy nie będzie sukcesów
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Skąd więc wiedzieli że są "Wronami"?
Co ich odróżniało de facto od innych w takiej samej sytuacji? Co jest sednem "wronowatości"/ "polakowości"? Czy to ukryte czy jawne?
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/Portrait31.jpg)
Z drugą częścią zdania zgadzam sie całkowicie, bo to jest teatr i seria inscenizacji, jasełek dla ludu, żeby go poruszyć i przez to poruszenie sterować. Ja właśnie tak patrzę na politykę, dlatego nie biorę udziału w żaden sposób. To tak, jakbym próbował rozmawiać z aktorami siedząc na widowni : ) Jeśli będą nawet rozmawiać to i tak mają to wpisane w swoje role. Klaun będzie nadal klaunem, halabardnik - halabardnikiem itd.
Pierwsza część zdania natomiast chybia według mnie celu, ponieważ w tej inscenizacji widzę nie wyraz tego co nieuświadomione, ale twardą, cyniczną grę, pociąganie za sznurki i sprytne wykorzytywanie tych mniej lub bardziej nieświadomych treści. Tylko wykorzystywanie a nie ekspresję o której być może śni lud wyborczy.
To dlatego scena polityczna w Polsce jest tak starannie podzielona i wszyscy aktorzy chodzą równiutko jak na defiladzie. A jak się któremuś pomyli, tak jak kiedyś Schetynie z przyjmowaniem imigrantów (był przez chwilę przeciw) to mu zaraz reżyser wyjaśni, że ma tylko jedno życie i po cholerę się tak narażać.
To co wyprawia Pis z tymi Dziadami comiesięcznymi też jest pomyślane jako narzędzie równowagi. Gdyby zaczęli zachowywać się rozsądnie, przeciągnęliby na swoją stronę zbyt dużą część elektoratu, a tak przecież nie można. Ma być tak, jak jest.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Ten brak jest spowodowany wieloletnim praniem mózgów. Tolerujmy wszystko, nawet nietolerancję. To byłoby OK gdyby ta tolerancja wyplywała z głębokiej świadomości społeczeństwa, poczucia jedności, typu ja jestem tobą a ty mną. Pracując nad swoimi wewnętrznymi konfliktami pomagam tobie i całemu społeczeństwu. Tak nie jest.
Komunikat dla wypranych: to są psychicznie chore jednostki, litujmy się nad nimi. Kiedys wyprami ockną się z hibernacji i wejdą w sen, odkryją te wszytkie pseudo liberalne oszustwa którymi ich wyprano i ten paradygmat pier.....ie z wielkim hukiem.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Przyczyny lęku tkwią w traumatycznej przeszłości. Wszystkie trzy „nie można”, które wskazał Wojtek, związane są z lękiem przed nieistnieniem, niekoniecznie biologicznym, ale także. Myślę, że jako zbiorowość mamy więcej powodów do takiego lęku niż na przykład Niemcy. Do lęku przed nieistnieniem instytucjonalnym (państwo), zbiorowym (naród), ekonomicznym (pamięć nędzy przedwojnia, wojny; siermiężnego bezpieczeństwa ekonomicznego PRL-u), ale też przed jednostkową wojenno-totalitarną śmiercią. (Ciekawy przypadek to Szkoci, którzy nie istnieją państwowo.) Taki lęk potrzebuje „terapii”, czyli rytuałów, które go osłabią, a dokładniej: które energię lękową przemienią w energię dobrą, ufnie witalną. Ale dwie główne postawy wobec post-traumatycznego lęku w Polsce, to udawanie, że go niema („neoliberałowie") i powiększanie jego energii, złej energii (konserwatyści). Obydwie są w gruncie rzeczy zarabianiem na tym lęku. Ale przepracowywanie takiego lęku wymaga, aby przeszłość stawała się przeszłością i jako taka była pamiętana, a nie może tak być, jeśli się o przeszłości zapomina lub zmusza ją, by była teraźniejszością. Zabrakło lub były dalece niedoskonałe ryty przejścia: dekomunizacja, reformy, podział majątku narodowego, nowa polityka historyczna. Dlatego ciągle jeszcze tkwimy w PRL-u, a nawet w wojnie.
Snem-poezją mogą być rzeczy na pierwszy rzut oka zgoła
nie-poetyczne: reforma systemu podatkowego (I have a dream), troska polityków
także o tych obywateli, którzy na nich nie głosowali, sprawiedliwość. Śnienie i
poezja to rzeczy bardzo, niekiedy boleśnie, ale nie tylko, realne. Jak wiadomo, świat stworzony jest ze śnienia, albo jak mówi pewien niemiecki poeta, to, co zostaje, tworzą poeci.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Co do zaufania społecznego- w Polsce jest żadne i bez uchodźców.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Jeżeli Wrony w czymś przypominają mi Polaków z ich "śnieniem (w) PiS", to w tym, że PiS reaguje wedle wzorca "wojennego" (właściwego polskiej kulturze szlacheckiej), z silną komponentą martyrologiczną, ale bez wątpienia jest to agresja o charakterze neurotycznym (to wcale nie wyklucza się z walecznością). (Należy też pamiętać, że dzięki agresji Polska odzyskała niepodległość w roku 1918). Wydaje mi się też, że sen o Sikorze nie jest nieznany Polakom, na co wskazują bezkrwawa rewolucja roku ’81, ale sięgałbym dalej, przynajmniej do sporu pozytywistów z romantykami, może nawet prób reform przed ostatnim rozbiorem.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Polacy totalnie nie ufają władzy mając ku temu odwieczne poważne powody.
Takiego poczucia, że krajem zarządzają jacyś obcy namiestnicy nasłani z zewnątrz, wrogo ustosunkowani wobec lokalsów, nie ma praktycznie nigdzie na Zachodzie.
Zachód natomiast był uśpiony innym odwiecznym doświadczeniem - że ich rząd zawsze robi dobrze swoim obywatelom, a imigranci są od tego by siedzieć cicho, ubarwiać klimat, i ciężko pracować. No, ale teraz robić przestał, bo bardziej kocha obcych niż swoich, i brakuje mu pieniędzy dla wszystkich.
Straszny zawód, a przecież będzie coraz gorzej, bo Afryka to ludny kontynent.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Skąd ten ciągły lęk? Stąd, że rządzili nami nie tyle obcy, co wrogowie? Stąd ta niezdolność do rozróżnienia: obcy / wróg? Obcy w polszczyźnie znaczy "nie mój, swój (własny)" [= taki, do władania którym nie mam prawa, bo nie jest mój, nie jest moją własnością]. Świat jest obcy. Na szczęście.
---
Czy czuje się Pan osobiście prześladowany za poglądy? Ja jeszcze nie. Ani fiskalnie, ani medialnie ani prawnie. Choć taką opcję PiS przedstawia- niszczenia jednostek za poglądy, w imię jednej mniejszościowej lękowej narracji. Czy tego naprawdę chcemy? To co ma Europa to pewien pomysł jak zapewnić współistnienie różnych narracji nie wpadając w schemat "moja ziemia, mój naród, zarżnijmy obcych". I w sumie- na ilość osób pochodzenia nieeuropejskiego Europę zamieszkujących ilość terrorystów jest znikoma. A to co mówią swoimi czynami- że poza bezpieczną bańką europejską jest inne życie, że europejski ideał współżycia jest obcy innym nacjom (jednocześnie pożądany i niezrozumiany jak w Polsce) - jest warte zastanowienia. Ja jestem za pomocą uchodźcom- taką jaką udzielaliśmy Grekom, Czeczenom etc. Jestem za Rzeczpospolitą bez lęku, podobną do wielkiej dumnej lipy. I jest mi wstyd jako człowiekowi (nie jako "Polce" bo nią nie jestem), że nacjonaliści zniszczyli meczet polskich Tatarów.
Skąd ten ciągły lęk?
Być może stąd, że my lekko odbiliśmy się od dna w naszym mniemaniu i znów
"ktoś" nam to niszczy, tę maleńką stabilizację... Ale prędzej ten
naród wykończy się sam własną nienawiścią niż islamskimi zamachami.
Czy mamy "sen o Sikorze"?- ja myślę że nie, "solidarność"
to efemeryda jak widać teraz. Co do konieczności "puszczenia"
(odejścia od wojennego odczłowieczania wroga, od dominacji, kontroli ) zgadzam
się i uważam za trafne. Ale kiedy to zrobią ludzie - realizujący w teatrze
swoje lęki, tworzący narrację pisowską bazującą na wykluczeniu (to nie PiS
narzuca, to przecież ludzie sobą tworzą) - nie wiem.
Jeśli uznamy męstwo, historię, język, terytorium za sedno
"polakowatości" to się utopimy jak Wrony. Pocieszam się tym, że owa
sztandarowa waleczność (waleczność wystraszonego kundla) przez to co robi PiS
zostanie nam podsunięta pod nosy i przez to przepracowana. Że to szaleństwo
wypływania wypartego w PISowskim teatrze jest właśnie po to, żeby z tym się skontaktować i to
wygasić. Ja rzygam już "narracją narodową".
Jest też grupa pięknoduchów czujących się bezpiecznie w swoich dobrze strzeżonych apartamentowcach. Chcą by rząd ściągnął trochę egzotyki, ale gdzieś zasadził ją daleko od nich.
Natomiast dla społeczności zżytych ze sobą od zawsze, najazd obcych o drastycznie innym trybie życia jest praktycznie zagładą, jeśli państwo nie pozwoli im na jakąkolwiek obronę. Zresztą np Indianie mogli się bronić, i nic to im nie pomogło.
Ci którzy "nie czują lęku" to po prostu ci, u których empatia większa. Reszta co Pan pisze to co na kształt ładnej pisowskiej propagandy. Utwierdza mnie to w przekonaniu że PiS jest w każdym z nas: w ksenofobii, wykluczeniu, jakimś lęku i nieakceptacji (bio)różnorodności. W naszych wewnętrznych nieświadomych podziałach. I etykietkach rozdawanych na prawo i lewo. (lewacy, lewica, geje, lekkoduch, obieżyświat etc, etc). Na takim samym wykluczeniu (ale ekonomicznym) bazowała PO.
Kilka tysięcy lub tysiąc lub kilkaset to nie najazd dla 40 milionowego narodu wszak niezłomnego i pełnego dumy. To z czym mamy problem to de facto z niewiarą we własne państwo i z demonami umysłu, jakimiś figurami a nie z uchodźcami. PiS mówi pod spodem swoją narracją "boimy się samych siebie, swojej niemocy, jesteśmy słabi" . Tym bardziej grzmią trąby i ryczą wojskowe komendy.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Empatia, to szczera chęć osobistego podzielenia się z imigrantami swoimi pieniędzmi, swoim domem i swoją partnerką.
Nie słychać jakoś takich deklaracji.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Nie rozdawałabym tu jednak etykietek "neurotyczny" czy "choroba". Lękiem powodowani są wszyscy (przynajmniej nieoświeceni). Pytanie co z nim zrobimy.
To jakaś nowa definicja?:) Ja myślałam, że to raczej umiejętność współ-odczuwania czyjegoś położenia. W tym przypadku kogoś, kto niewiele ma a miał wiele, musi opuścić swoją ziemię i dom, przeżył straszne rzeczy, głowę ma pełną nierealistycznych oczekiwań co do Ziemi Obiecanej i przepłynął właśnie na pontonie Morze, być może widząc śmierć towarzyszy. I wybulił na to kupę kasy.
Ja piszę o uchodźcach.
Co do pieniędzy. Państwo polskie żąda ode mnie pieniędzy. Ja je płacę w podatkach. I za to chcę, żeby w sposób ludzki państwo przyjęło i utrzymywało czasowo za moje pieniądze kilka Syryjek z dziećmi. Gdzie jest w zasadzie problem?
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Nie twierdzę, że UE nie popełniła błędów (więc raczej piszę o ideale współistnienia bez przemocy). Samo myślenie o "relokacji" tak jakby mieli do czynienia z bezwolnymi figurami...
Ale w Polsce nie ma zbyt wielu uchodźców ani imigrantów. Czego więc dotyczy narracja PiS? Figury Obcego i lęku. Naszych. Nie rzeczywistości, której nie widzimy ponad narracjami, tylko jednostkowego i zbiorowego nieświadomego.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
Argument z Czeczenów: islamskich "terrorystów" jest dobry. Tu też ładnie widać, że empatia działa na poziomie politycznym. I nie ma potrzeby dzielenia się żonami.
http://www.torontosun.com/2017/06/27/waging-the-battle-for-free-speech
Pisze Pan o tym Zachód nie protestuje bo głowy im wyprali i jest cenzura. Ja uważam, że nie protestuje masowo bo jakoś w tę gwiazdę, ten ideał współistnienia wierzy- choćby ze względu na jego (przynajmniej statystyczną) skuteczność. Oni mówią: nie damy odebrać sobie naszego ideału (nie twierdzę że realizacja jest perfekcyjna bo nie). My takiej gwiazdy przewodniej nie mamy oprócz paru przebrzmiałych cliche męstwa, przedmurza i niepodległości, która jest zresztą mitem i do do wyrzygania. Oni mają swój sen Sikory, my nie. My mamy swoje demony w szafie, które- może i na szczęście - przerabiamy właśnie teraz.
Co do cenzury. Ja mam raczej skojarzenie z trzecią stroną, która dla dobra wspólnego odbierze mikrofon komuś szalonemu, kto owo dobro wspólne narusza. PiS nie bierze pod uwagę "dobra wspólnego". Dla nich wspólne to nasze, jednorodne i niedialogujące. Czyli karykatura, groteska.
http://niezalezna.pl/101424-kulturowe-ubogacenie-w-praktyce-trudno-uwierzyc-ale-dzieje-sie-we-francji
Wobec istnienia takiego faktu mam raczej prawo czuć strach, nie lęk.
Pytanie tylko takie: nie widziałam tej aplikacji na oczy, przeczytałam o niej w portalu nielubianym przez przeciwników partii "Prawo i Sprawiedliwosć".
Czy ta aplikacja jest faktem z mindellowskiej "rzeczywistosci uzgodnionej" czy tylko faktem medialnym?
Ja uznaję, że jest faktem z rzeczywistości uzgodnionej.
Ale ktoś nie ceniący "Prawa i Sprawiedliwości" może to uznać za fakt jedynie medialny.
No i wtedy mam prawo czuć tylko lęk? (Chyba tak. Chociaż jak zwał tak zwal - boję się. Emocja nie może byc neurotyczna badź nie-neurotyczna. Ma konkretną energię. Jest po prostu.)
To jest podstawowy kłopot, że żyjemy w świecie, w którym nie da się osiągnąć zgody co do realności faktów.
Byc moze zbyt glęboko tkwisz w1984:)
Jak się odnosisz do w/w aplikacji dla owiec współistniejących z lwami?
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Kto, gdzie? Andrzej Gąsiorowski, http://andrzejgasiorowski.natemat.pl/153171,ziemia-mowi-sprawdzam
I najciekawsze: kiedy? -- 31 sierpnia 2015. Coś jakby, że koniec świata już był.
Jednak jacyś finansowi geniusze odkryli, że jeszcze większy majątek można zbić na rozkręcaniu konsumpcji biedoty, trzeba tylko dostarczyć jej tanie towary. Czyli np śmieciową żywność, i tak wychować plebs, by ubodzy kupowali śmieci zupełnie niepotrzebne, lub zdatne po roku tylko do wyrzucenia.
Jeszcze lepiej, gdy będą kupować na kredyt, bo zarobek na tych ludziach będzie podwójny.
Dopiero upadek obecnego systemu finansowego może załamać nakręcanie spirali konsumpcyjnej.
![[foto]](/author_photo/Portrait31.jpg)
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest nawoływanie mas do eko-życia. Zgaś zbędną żarówkę, sortuj śmieci itd. Mój telefonik poucza mnie żebym odłączył ładowarkę, bo nie wolno marnować energii. A to jest promil w porównaniu z tym, co wyczynia przemysł... Sami jednak nie myślą się ograniczać...
Jednak nie warto przesadzać, uczeni brytyjscy (kiedyś pisało się "uczeni radzieccy") wykazali brak związku między sposobem odżywiania a przeżywalnością, decydują ponoć geny i wysoka samoocena spożywających.
Islandczycy jedzą straszne rzeczy, Anglicy frytki z rybą lub octem, a żyją długo.
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
![[foto]](/author_photo/drzewo.jpg)
@Jerzy Pomianowski. Leszek Miller patrząc na liderów protestu pod Sejmem okreslił ich jako "grupę rekonstrukcyjną Unii Wolności".
@Arkadiusz. Celne uwagi. tłumaczono nam, że wejście do UE to otwarcie na świat. Tymczasem ja już wtedy w swoim "kółku" prorokowałem, ze dojdzie do reakcji wręcz ksenofobicznej, ale nikt mi nie wierzył. Na szczęście jednak Kaczyński nie jest ksenofobem. PiS jest partią paradoksalną: proukraińscy propaństwowcy, których wybiera postendecki konserwatywno-liberalno-socjalny elektorat, zarzadzany przez "kampanie nienawiści" urządzane przez portale wpolityce.pl i niezalezna.pl - tak bym to ujął w skrócie. Niemniej jednak - trzeba to podkreślić - te "kampanie nienawiści" nie doprowadziły do ofiar śmiertelnych, podczas gdy kampanie nienawiści urządzane za poprzednich rządów niestety tak.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.