15 lipca 2017
Wojciech Jóźwiak
Serial: Czytanie...
Dokończenie o Wronach (Indianach), Sikorze i śnie w PiS
◀ Leara dalej: sny a współczesność. PiS jako sen ◀ ► Tokarskiego o seksie ►
Napisałem odcinek „Leara dalej: sny a współczesność. PiS jako sen”, kilka dni później przyszła (mała, lokalna) katastrofa: wichura zrujnowała nasz ogród i związane z tym konieczne zajęcia odciągnęły moją uwagę od tamtego tematu. Teraz wracam z dokończeniem.
Streszczę. Podczas zajmowania Prerii przez Białych (i narastania tłoku i wzajemnej opresji przez poszczególne narody Indian) młody wtedy, dziecko 9 lat, przyszły wódz Wron imieniem Wiele Przewag miał sen, w którym został pouczony, że on i wszystkie Wrony mają naśladować Sikorę (jako symboliczne zwierzę mocy), która ma tę właściwość, że skromnie i nieustannie uczy się od innych. Tamten sen zaważył na losach Wron: dzięki niemu „uczyli się choćby od diabła”, poszli na sojusz z Amerykanami, nauczyli się ich sposobu życia, młode pokolenie wykształciło się (i zaczęło wygrywać procesy przed amerykańskimi sądami) i stali się częścią USA, jakby emigrując do Stanów od wewnątrz. Ale tamtego zwrotu dokonali zupełnie w ciemno, nie wiedząc i nie mając nawet pojęć, żeby wyobrazić sobie, w co wchodzą i co z nimi będzie. Przeszli przez zerwanie ciągłości (życia i nazywania swojego świata), ale mimo to zachowali swoją ciągłość. Autor książki o tym, Jonathan Lear, nazwał to „głęboką nadzieją” i taki jest tytuł jego książki. Lear przeciwstawia tę „głęboką nadzieję” Wron (wspartą snem Wielu Przewag o Sikorze) przypadkowi ich sąsiadów i odwiecznych wrogów Lakotów, którzy zamiast „głęboko-nadziejnego” snu o Sikorze zaśnili w sen („zaśnili w sen”, jak „zagrali w grę”) proroka Vowoki, który wieszczył nadprzyrodzoną Apokalipsę w której Biali mieli zniknąć, bizony wrócić, przodkowie Indian zmartwychwstać. Idąc za (regresywną, życzeniową, infantylną...) apokalipsą Vowoki, Lakotowie rzucili się w bohaterskie, ale beznadziejne i samobójcze wojny z rządem i armią USA.
Punktem wyjścia dla obu, Wron i Lakotów (pisze Lear), był lęk spowodowany zrazu małymi i rozproszonymi sygnałami, zwiastunami, że ich tradycyjne życie, jedyne jakie znali i umieli sobie przedstawić, kończy się. Dalej była kompletna nieznaność. W tej sytuacji imali się snów. Wrony jednych, Lakotowie innych. Mówiąc psychoanalizą, kiedy kończył się ich język, wystawiali się na głosy i wpływy podświadomego. Napisałem, że podobnie jak było wtedy z Wronami i Lakotami, tak teraz jest z Polakami. (I zapewne z innymi narodami Europy i może dalej, ale nie mam dostępu do tego, co tam się dzieje.) Podobieństwo polega na tym, że kończy się nasz język. Nasze pojęcia tracą sens, rozsypują się. Główne idee, które napędzały, szumnie mówiąc, Naród Polski, a właściwie jego polityczny dyskurs, zaczynają mieć wartość jednocześnie „tak” i „nie”. Prowadzą do wniosków, które sobie przeczą. Tego języka, tych pojęć nie można dłużej używać, ponieważ prawda AND fałsz to fałsz, ex falso zaś quod libet. Z fałszu wynika, co się komu podoba, więc gdzie logika przestaje działać, tam wnioski trzeba wspierać siłą. Druga droga jest taka, że gdy rozsypują się pojęcia, wchodzimy w sny. Które (to wciąż streszczenie tamtego odcinka) spokojnie mogą być inscenizowane na jawie. Podobnie było przed I wojną światową i wtedy ze swoim snem-przedstawieniem wystąpił Wyspiański, pisząc „Wesele”. Teraz poeta się nie zjawił, ale roli inscenizatorów snów podjęli się politycy. Obecnie z rządzącego – m.in. dzięki ich snom – PiS'u. Ale ich sen należy do jednej klasy ze snem – apokaliptyczną wizją – Vowoki, a nie do klasy „głębokiej nadziei”, w której sen Wielu Przewag. Sen PiS jest regresywny, życzeniowy i infantylny. Przeszłość, którą oni chcą przywracać, nie wróci – to jedyne, czego możemy być pewni. Ale nie na tym chcę się skupiać, tylko na tym, co sprawia, że nasze dyskursy się rozsypują, tracą logikę.
Wymieniłem trzy punkty na to, chociaż na pewno jest ich więcej i można je inaczej pogrupować. Przeklejam z tamtego odcinka:
Widzę trzy powody lęku, powodujące, że nie można myśleć tak, jak dawniej:
1) Nie można się rozmnażać. (…)
2) Nie można się bogacić. (…)
3) Nie można zachować własnej (narodowej) wyłączności na swoim terenie.
Te punkty rozwinę.
Co Polacy jako naród-zbiorowość robili przez ostatnie 250 lat, ćwierć millenium, licząc z grubsza od konfederacji barskiej 1768, bo wcześniej to legendarna prehistoria? Usiłowali zachować swoją państwową niezależność, a kiedy im ją odbierano, to ją odzyskać. Usiłowali włączyć do siebie – zasymilować – grupy, które dotąd pozostawały poza nimi, jak chłopi (z katolikami się udało, o ile nie mówili po litewsku; z prawosławnymi w większości nie), niemieccy mieszczanie (przeważnie się zasymilowali) i Żydzi (przeważnie się nie zasymilowali, chociaż część z nich była na dobrej drodze; jednak ten proces został brutalnie przerwany przez Trzecią Rzeszę po 1939 r.). Usiłowali się przeciwstawić ich asymilowaniu do sąsiadów, głównie Niemców i Rosjan. To były procesy należące do punktu „3” – starań o narodową tożsamość i zachowanie. Po drugie, Polacy się modernizowali. Chociaż ze zmiennym szczęściem, ponieważ zdarzały się i reakcje przeciw-modernizacyjne, czy przeciw-oświeceniowe, z których pierwsza była wspomniana konfederacja barska. Na poziomie jednostek modernizacja przejawiała się jako ruch w kierunku dwóch sprzężonych rzeczy: wykształcenia i zamożności. Na poziomie publicystyki i zbiorowej mitologii modernizacja przybierała postać „doganiania Zachodu”. Tutaj wydawało się, że jesteśmy już nieźle do przodu (około 1910 r.), kiedy zrównała nas I wojna światowa. Po raz drugi wydawało się, że już doganiamy (Gdynia, COP, prosperita w końcu lat 1930-tych) i znów dup, przyszły ruiny i zagłady II wojny, a po niej sowiecka schizofrenia. Za Gomułki, Gierka też szliśmy gonić Zachód, przyszła głęboka cofka lat 1980-tych. Ruszyliśmy naprzód, teraz już w słusznych regułach kapitalizmu, od 1989, ale wkrótce możniejsi koledzy z Zachodu pokazali nam nasz szklany sufit. Ten głód korzyści związanych z modernizacją wciąż w nas jest, nie jest nasycony, ale o tym dalej. Tym dwóm wyliczonym procesom, czyli staraniom o narodową całość i staraniom o modernizację („gonienie Zachodu”) towarzyszył trzeci proces, naturalny, w języku astrologii powiedziałbym: księżycowy, więc dziejący się na polu Życia, nie Samowiedzy, mianowicie przyrost naturalny i przybywanie populacji, co w wieku XIX miało postać eksplozji demograficznej. (Ludność ziem polskich zwiększyła się bodaj czterokrotnie.) Gdyby nie ta eksplozja, raczej dotąd by już Polska zginęła. Te demograficzne wyże powtarzały się po I wojnie, jeszcze bardziej po II-ej, a także w opresyjnych latach 1980-tych. Niektórzy z nas są dziećmi tych wyżów (np. ja), a ogólna mądrość każe być z nich dumnym.
Wydawałoby się, że trzy wytyczne powinny być nadal ważne. Tak jak lud Wron około 1850 roku mógł sobie nakazywać: łówmy więcej bizonów, rodźmy więcej dzieci i chowajmy ich na mężnych wojowników, dawajmy bardziej stanowczy odpór tym podłym Lakotom. Ale one – te wytyczne – przestają być ważne.
Nie można się rozmnażać. Ponieważ ludzi jest za wielu i pojemność środowiska planety Ziemi dla naszego gatunku się wyczerpuje, jeśli już nie została wyczerpana. Natrafiamy na barierę w postaci zajęcia dostępnej powierzchni lądów pod uprawy i drugą barierę w postaci wydajności fotosyntezy. Trwa pospieszne rabowanie ostatniego dzikiego zasobu białka, tzn. zwierząt żyjących w oceanach. Spalanie paliw kopalnych, przybywanie dwutlenku węgla w powietrzu i wynikające z tego przegrzanie („globalne ocieplenie”) jest raczej poważnym ostrzeżeniem, ostrzegawczym sygnałem, ponieważ nawet gdyby go nie było, to i tak dobijalibyśmy teraz do ściany gdy chodzi o zasoby biosfery. Dobry rozwiązaniem byłoby ustabilizowanie liczby ludzi, a nawet dopuszczenie do jej zmniejszenia. Tak się dzieje w wielu krajach, w tym w Polsce, jakoś samo z siebie, bo nikt przecież tego nie chciał ani nie planował. Ale do znacznej części ludzkiego świata ta tendencja nie dotarła. Afryka, południe Azji, Ameryka Łacińska – tam eksplozja demograficzna właśnie trwa. Kiedy byłem mały, w Brazylii żyło 30 mln ludzi, tyle co w Polsce, teraz tamten kraj dochodzi do 200 mln, pięć razy więcej. Kiedy w 1960 r. Nigeria uzyskała niepodległość, policzono ludzi i okazało się, że jest ich 40 mln, a nie dwadzieścia, jak wcześniej liczyli Anglicy, którzy nie doliczyli się połowy swoich tamtejszych poddanych. Dziś Nigeria też dochodzi do 200 mln i pytanie, co będzie, kiedy narodzi się ich 600 milionów? (Tysiąc ludzi na km kwadratowy tego dużego przecież kraju.) Miliard? Dwa miliardy? Czy ktoś potrafi to sobie wyobrazić? A jakie procesy społeczne, jakie napięcia, jakie przetwarzanie środowiska nastąpi w tym czasie? Przecież przyrost ludzi musi kiedyś się skończyć, bo Ziemia nie jest rozciągliwa. Czy nie lepiej, żeby skończył się szybciej, kiedy na Ziemi będzie, powiedzmy, 12 miliardów ludzi, a nie 48 miliardów? Więc jakieś decyzje mające na celu ograniczenie dzietności muszą kiedyś zapaść. W tym lepszym położeniu będą wtedy te narody, w których przyrost wygasł sam z siebie, jak Polska.
Ale nie może być tak dobrze, ponieważ zaczęły się i trwają demograficzne wojny, Kto (z państw, narodów) nie będzie się rozmnażać, tego czapkami nakryją ci, których w następnych pokoleniach będzie więcej, jak Turcy, Pakistańczycy, Hindusi, Nigeryjczycy itd. Ale tu nie ma dobrych rozwiązań i nikt nie jest w stanie ich zaproponować, ponieważ ścierają się tu dwa języki dobra i zła (jak mawiał Nietzsche). Interes poszczególnych narodów (i rządzących nimi elit polityków) jest: mnóżmy się i powiększajmy. Interes gatunku jako całości i Ziemi jako całości jest: zatrzymajmy naszą eksplozję. Tych dwóch programów nie da się pogodzić, tu działa tragedia wspólnego pastwiska.
Nie można się bogacić. Z tego samego powodu, co nie można się rozmnażać. Bogacenie się ludzi jest częścią tego samego wzrostu, co powiększanie się ich liczby. Powoduje te same skutki (lub nawet większe) niż demografia. Powiększa napór na naturalne zasoby i ich wyczerpywanie. Powiększa napór na przetwarzanie i usztucznianie środowiska Ziemi. To są znane fakty, które są sprzeczne z ideą modernizacji rozumianej jako wzrost produkcji i bogacenie się. Ale jak wytłumaczyć średnio-zamożnemu, lub raczej średnio-biednemu społeczeństwu, że ma oto zaciskać pasa, skoro jego sąsiedzi (np. ci zza Nysy) nachapali się cztery razy więcej na głowę? Przy tym pieniądz ma nieprzyjemną chociaż naturalną dla niego właściwość: spływa razem, skupia się tam, gdzie już jest. Bogaci (osobnicy, firmy, narody) bogacą się, średniacy stoją w miejscu (przy tym zaharowując się śmiertelnie), biedacy biednieją. Jak widać, dotychczasowy język modernizacji łamie się: bogaćmy się! – Tak, ale jak, skoro globalnie prowadzi to do nieszczęść? – Tak samo, jak łamie się język „rozmnażajmy się”.
Tu jeszcze uwaga taka, że biznes (modernizacja) lubi kiedy ludzi jest wielu: więcej klientów, większe zyski. Więc oba te procesy, demograficzny i modernizacyjny, wzmacniają się, sprzężenie zwrotne dodatnie tworzą. Jeśli sprzężenia zwrotne dodatnie nie są kontrowane ujemnymi, wiadomo co się dzieje: system idzie ku załamaniu.
Na tym globalnym tle polski (trzeci) problem z zachowaniem całości i tożsamości narodu wydaje się drobiazgiem. Ale dla nas istnieje i na nas działa. Jest bardzo możliwe, że – jako naród – stoimy przed podobnym wyzwaniem jakim w XIX wieku była asymilacja („przysposobienie”) do narodu i uczestniczenia w nim – chłopów. (Zauważmy, że wieniec naszych sąsiadów: Czesi, Słowacy, Ukraińcy, Białorusini i Litwini, mieli wyzwanie trochę inne: jak mamy „my chłopi” zebrać się w naród?) – A wkrótce potem: Żydów, oraz inne miejskie i kresowe mniejszości. Teraz wyzwanie brzmi: asymilacja imigrantów. Ukraińców, ale też Turków, Syryjczyków, Nigeryjczyków i innych. Którym krajom-narodom Europy to się uda uczynić mało boleśnie, ten wygra. Trzeba nie tylko otworzyć się na imigrantów. Przede wszystkim trzeba wiedzieć, jak to zrobić tak, żeby to się powiodło i żeby nie wywołać napięć... piekielnych. Tutaj poważnym ostrzeżeniem powinien być ten fragment historii, o którym już dwa razy wspomniałem: z katolickimi chłopami mówiącymi po słowiańsku to się w XIX wieku udało. Z katolickimi chłopami ale mówiącymi po litewsku już nie, podobnie z chłopami słowiańskimi, ale protestanckimi (Mazurzy pruscy) lub wschodniochrześcijańskimi (Ukraińcy). Zadanie jest trudne, ale rozwiązanie go konieczne. Migracje, ruch ludzi po świecie są fizycznym faktem, będą się wzmagać i płoty Orbana są plastrem na krwotok. Druga część problemu z utrzymaniem się w narodowej kupie jest taka, że coraz bardziej rosną w siłę procesy i instytucje, dla których po prostu nie ma narodowych granic. Kto nie staje się międzynarodowy, przegrywa. – Temat obszerny, wart dyskusji i nie pokryję go teraz paroma hasłami.
Stary język dobra i zła, którego dotąd używali politycy do promowania swoich misji, załamał się. Jesteśmy jak plemię Wron tracące bizony, naciskane przez Białych, gnębione chorobami, których wcześniej nie było i cofające się ku górom Absaroka. Klasa polityczna udała się na poszukiwanie podobne do tego, jak Lakotowie wybrali się na zwiad do proroka Vowoki. Udała się na poszukiwanie snu (vision quest), ale poszła linią najmniejszego oporu: znajdując przeszłość, regres, myślenie życzeniowe i infantylizm, którym ociekają polskokatolicy i retroprawicowcy, a retrolewicowcy i łżeliberałowie nie lepsi.
Czekamy na szamanów. Może któryś z nich coś wyśni.
Góry Absaroka, foto ze strony www.summitpost.org.
◀ Leara dalej: sny a współczesność. PiS jako sen ◀ ► Tokarskiego o seksie ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/Portrait31.jpg)
https://www.youtube.com/watch?v=HQolXNwbEq0
Nikt nie zbuduje fabryki jak w "Ziemi obiecanej", bo wszystkie fabryki juz zbudowano i można dostać po mordzie od większych, więc ludzie już tylko pasożytują na sobie.
No, zobaczymy jak będzie po wojnie : )
![[foto]](/author_photo/jaroslaw_bzoma_01.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
"Jeśli się zastanowić co jest takiego w formacji, jaką zbudował Jarosław Kaczyński, co powinno wzbudzać uzasadniony lęk..."
Naprawdę warto przeczytać, i to ze zrozumieniem. :)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Что делать?
(Młodszym i którzy/re nie przeszli przez kurs marksizmu-leninizmu przypominam, że tytuł wzięty z Lenina, który tamtemi słowy zbierał wokół siebie podobnych sobie rewolucyjnych radykałów w 1902 r. podczas opozycji Urana do Plutona, czyli w astro-sytuacji trochę podobnej do naszej obecnej niedawnej, kiedy tamte planety były w kwadraturze.)
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Wron zawsze było wielokrotnie mniej niż Lakotów i byli wobec tamtych w defensywie. Być może (ale to mój domysł ad hoc) właśnie dlatego, że byli nieliczni, umieli zwrócić uwagę na drobne sygnały, jak sen dziecka, a nie tylko (jak Lakotowie) na sensację i propagandę, czym, uczciwszy proporcję, były zaburzenia wywołane przez Vowokę.
Podobne pytanie: dlaczego granicznej sytuacji w Polsce około 1820-30-40 roku towarzyszyła fala aktywności poetów, a obecnie oni właściwie nie istnieją?
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
W naszych czasach poeta-szaman-wizjoner-śniciel śmiało mógłby swojej wizji nadać formę filmu, powieści, bloga. Nie ma przeszkód. Tylko ich jakoś nie widać. (Dlatego, jak pisałem wyżej wielokrotnie, politycy muszą się wygłupiać i robić za poetów-śnicieli. Oczywiście robią to żałośnie źle.)
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
W Polsce już chyba wszyscy zapomnieli, że kiedyś były wolne soboty, tyranie 10 h dziennie to na produkcji norma. Wykendy są święte jeszcze tylko dla administracji i służby od zdrowia.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Przykłady z ekonomii? Proszę: Rozwija się robotyka, przestaje istnieć popyt na prace w rodzaju sprzątania domów, strzyżenia trawników, kopania rowów i zakładania instalacji, prowadzenia pojazdów. Ludność słusznie i sprawiedliwie została przeniesiona na gwarantowany dochód podstawowy. Co robić z imigrantami? W dawnym modelu społecznym integrowali się przez pracę. Teraz pracy nie ma. Czy zintegrują się przez wypłatę za nic? -- Co zresztą już się od lat dzieje, tylko nie przez GDP a przez zwykły socjal.
Miałem poczucie "nie można" w 2001 r. widząc pożar WTC. Co Sprawiedliwość może zrobić takim masowym zbrodniarzom? W ramach kary i odpłaty? Zabić ich. Skazać na śmierć. Ale oni już sami się zabili. Uciekli. Figę pokazali.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Mógłbyś konkretnie napisać czym jest ten sen? O czym on jest? Itd.
"Natrafiamy na barierę w postaci zajęcia dostępnej powierzchni lądów pod uprawy i drugą barierę w postaci wydajności fotosyntezy. Trwa pospieszne rabowanie ostatniego dzikiego zasobu białka, tzn. zwierząt żyjących w oceanach."
Nie wiem, jak to jest w oceanach, ale w mojej okolicy ciągle nie brakuje miejsc pod uprawę. Problem nie jest w braku miejsca, ale w braku chęci miejscowych. Drugi problem to rozdrobnienie własności.
"Dobry rozwiązaniem byłoby ustabilizowanie liczby ludzi, a nawet dopuszczenie do jej zmniejszenia. Tak się dzieje w wielu krajach, w tym w Polsce, jakoś samo z siebie, bo nikt przecież tego nie chciał ani nie planował."
Dyskusyjne. Myślę, że ktoś to jednak planował. Polska po 1989 roku została poddana swoistemu wydrenowaniu zasobów. Przede wszystkim na masową skale włączono do reguł rynkowych kobiety. Kobiety korpo-ludki przestały mieć czas i ochotę na planowanie rodziny, za to pozostał im czas na planowanie zakupów. Z kolei mężczyźni - przytłoczeni wyzwaniem, jakim jest konkurencja o pracę z kobietami - przestali mieć ochotę na wrzody spowodowane spłacaniem rat kredytowych ("Bogdan mówi bankowy" - pamiętacie te reklame?). Oba te czynniki zniechęciły ludzi do zakładania rodzin i płodzenia dzieci.
"Kto nie staje się międzynarodowy, przegrywa."
Zgoda. Zainwestujmy więc nasz zbiorowy wysiłek w intermarium, a nie w emigrację zarobkową.
I coś jeszcze. Cytowany przez Wojciecha tekst z fejsa jest od góry do dołu stekiem nonsensów. Dziwi mnie, że ten właśnie tekst Wojciech tak bardzo ceni. Ostatnie popisy opozycji w Sejmie niestety utwierdzają
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
PiS jest regresywny, infantylny i życzeniowy, bo nie zauważa wymienionych przez Wojciecha "nie można". Ze smogiem i kończeniem się kopalin walczy za pomocą zwiększania wycinki drzew, blokowania energetyki odnawialnej i stawiania na węgiel. Z problemem wydłużania się długości życia ludzi i konsekwentnego starzenia się społeczeństwa "radzi" sobie obniżając wiek przejścia na emeryturę serwując nam pewność katastrofy systemu emerytalnego. Na rozwój społeczeństwa informatycznego, wzrostu świadomości ludzi, przenikania się kultur i potrzeby większego pluralizmu ma taki pomysł, aby istniała jedna idea, a resztę należy zwalczyć. Gospodarczo to już prawdziwa gierkowszczyzna, chwilowy wzrost konsumpcji, brak wspierania inwestycji i drobnej przedsiębiorczości, pomysł na wielkie "narodowe" budowy. PiS chce nas wszystkich zamknąć w jednym wielkim narodowym rezerwacie.
Rozbawiła mnie opinia Rady Wydziału Prawa UJ, w której wybitni profesorowie rozpisują się o "intencjach ustawodawcy", rozmijając sie całkowicie z literą przepisów. I tak w artykule 187 konstytucji czytamy, że "Krajowa Rada Sądownictwa składa się z: (...) 2) piętnastu członków wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych," Nigdzie w tym przepisie nie napisano, kto ma wybrać tych sędziów, ale profesorowie UJ rozpisują sie o "intencjach ustawodawcy". :-))) A tymczasem intencje ustawodawcy są wyrażone poniżej: "Ustrój, zakres działania i tryb pracy Krajowej Rady Sądownictwa oraz sposób wyboru jej członków określa ustawa.". Takich sformułowań i furtek w konstytucji jest bez liku. I to ma być konstytucja? Przecież to są kpiny z obywateli, także z "Obywateli RP".
Poza tym, Arkadiuszu, zdecyduj się, czy chodzi tu o "wole partii", czy "jednowładcę". To raz. A dwa, nie każdą reformę można oprzeć na kompromisie. Możemy oczywiście wrócić do czasów liberum veto, bo to jest właśnie znakomity dorobek "demokracji liberalnej", ale ja wolę Rzeczpospolitą bez liberum veto. Natomiast to co widze w Sejmie ostatnie trzy dni utwierdza mnie w przekonaniu, że dla posłów opozycji najlepsze byłyby jakies Prawa Kardynalne gwarantowane przez carycę Katarzynę. Żadnych refo
Piszesz, że PiS chce, aby "aby istniała jedna idea, a resztę należy zwalczyć". Masz prawo tak sądzic, ale ja widzę to inaczej. Prawica z natury rzeczy postrzega świat w sposób hierarchiczny i hierarchizuje wartości. Zresztą Ty też to robisz, stawiając "dorobek liberalny" (czymkolwiek on jest) nad polską racją stanu - takie jest moje zdanie.
I jeszcze jedna myśl - na całym świecie widać proces konsolidacji państw narodowych. Ma to swoje złe strony - przyznaję - ale opieranie się zmianom nic nie da. Ruch i zmiana to sens życia. Skostnienie to śmierć.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Przyczyną są różne uwikłania samej partii, która wbrew pozorom nie jest monolitem, tylko koalicją różnych środowisk, zarządzaną dość liberalnie przez Kaczyńskiego (proszę się nie śmiać, bo tak jest, świadczył o tym chociażby spór na linii Macierewicz-Duda). Drugą przyczyną jest opór materii (czytaj: środowisk, które nie chcą żadnych zmian, ich personifikacją jest wielce szanowna pani Gersdorf). Trzecią przyczyną jest czas. Przyspieszone procedowanie, które serwuje obóz rządzący jest i tak za wolne, jak na mój apetyt na zmiany. No ale tu już jest bariera praw fizyki - jesli ma byc demokracja, a nie rządy za pomocą dekretów.
A swoją drogą ciekaw jestem jakich zmian Ty być oczekiwał?
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
w tym rzecz że nie bylo żadnej kontroli ani dorobku, w pozytywnym znaczeniu tego slowa, po ’89. Ciepla woda w kranie tak naprawdę byla zimnym prysznicem.
mafijne struktury pseudo liberalnego państwa tworzone w bialych rękawiczkach przez oślizlych operatorów tłumu takich jak Tusk zapewnialy "dorobek" układowiczom. Na pewno poprzeni rezim był bardziej efektywny w zawlaszczeniu państwa w celu ochrony siebie i mocodawców. |Robil to wszystko subtelnie i pod stołem. I teraz nawet pewna grupa "normalsów" sądzi ze jest jakiś zamach na nie istniejącą od 89 demokrację.
Polecam film - : Układ Zamknięty
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
"mafijne struktury pseudoliberalnego państwa tworzone w białych rękawiczkach przez oślizgłych operatorów tłumu".
Widać ze moc i ortografia jest z Tobą, Radek:)
@Arkadiusz
Twoje postulaty są bardzo piękne, ale zastanawiam się, czy nie nazbyt idealistyczne. W praktyce może to oznaczać, że państwo jest rodzajem bazaru, na którym różni przekupnie zamieniają się rolami z kupującymi i wymieniają się dobrami - tak ja odczytuję realizację Twojego postulatu i to w najlepszej wersji.
W wersji trochę gorszej, realizacja Twoich postulatów oznacza permanentną wojnę wielu mniejszości. Powiedzmy, samotnych matek z samotnymi ojcami, gejów z lesbijkami, transwestytów z obojnakami i tak dalej - by podać najbardziej skrajny przykład. Jeżeli każda mniejszość wyznaje inne zasady gry, to jak zachować harmonię rodzinną? A jak nie zachowamy harmonii rodzinnej, to i społeczeństwo się rozpadnie. Wówczas jedyną wspólną wartością będzie posłuszeństwo wobec policji. Ale to jest droga do państwa totalitarnego.
Obecny system ma swoje wady. Przede wszystkim główną wada jest efemeryczność partii politycznych. Tu przyznam rację Wojtkowi, że partie w pewnym sensie "grają rolę" rzeczywistych, dawnych partii politycznych, bo w rzeczywistości są tylko wyobrażeniami partii. Dawne partie były liczne i doskonale zorganizowane. obecne są w dużej mierze wirtualne.
Jednakże in plus przyznać trzeba, że spory światopoglądowe, które ogniskują się wokół partii są jednak realne. Jeżeli w ostatnich dniach zwolennikom PO chciało się przyjść pod Sejm, podemonstrować, pokrzyczeć i jeszcze nagadać Borusewiczowi czy Szczerbie, to znaczy, że realnie istnieje coś takiego jak partia pod nazwą PO. Tyle tylko, że ci ludzie do tej pory spali i nie wyrażali nic poza biernym poparciem w wyborach. Mimo, że uważam, że nie mają racji w niczym, co wyznają, czytają nie te gazety, nie te portale itd
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Ty za dobrą monetę bierzesz to co ja uważam za iluzję państwa prawa/liberalnego stworzonego przez ostatnie 28 lat przez mistrzów iluzji znanych z TVN i innych propagandowych mediów.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
![[foto]](/author_photo/oedipus_sphinx.jpg)
http://www.pogorza.pl/najwiekszy-most-kamienny.htm
Zresztą, nie mogę nie skojarzyć przypadków Wron z mitem Io, o którym Wojtek też swego czasu pisał.
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)

interesujący artykuł i świeże spojrzenie publicystyczne - inne od spojrzeń powszechnie prezentowanych w różnych mediach; przeczytałam Twój artykuł z ciekawością i dziękuję za niego.
Pani Aleksandro,
Pani komentarz przykuł moją uwagę - mój intuicyjny odbiór kontekstu politycznego i społecznego jest, powiedziałabym, pokrewny.
Dla poszerzenia - czy jakiegokolwiek urozmaicenia - dyskursu, zaproponuję Państwu mój najświeższy artykuł: http://tosterpandory.pl/tragedia-w-polskim-sejmie-komentarz-prasowy/
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
"Egipt importuje obecnie połowę pszenicy potrzebnej do wyżywienia swej szybko rosnącej populacji, liczącej ok. 90 mln, która wedle prognoz może osiągnąć 140 – 160 milionów w roku 2050."Pisze http://mediumpubliczne.pl/2017/07/skutki-globalnego-ocieplenia-egipcie-smierc-nilu/ .
Ale w 2050 roku, za 33 lata, procesy nie zatrzymają się. Ilu ludzi będzie w Egipcie w 2100? -- Bardziej 300 milionów czy bardziej 500 mln.? Kto będzie produkować żywność dla nich i czym Egipcjanie będą za nią płacić? Kadafi kiedyś się cieszył, że muzułmanie-Arabowie zajmą Europę bez wystrzału, tylko przy pomocy "macic naszych kobiet". Na te pytania nikt nie umie odpowiedzieć.
Energia idzie na walkę z własnym cieniem. Ale mamy teraz wspaniałą okazję do jednostkowego rozwoju i przyjrzenia się własnym iluzjom (rzekomej) trwałości.
Co do trzech "nie można" -cieszę się że temat ekologiczny wyczerpania zasobów tu zagościł, choć zastanawianie się co będzie z Egiptem w 2100 roku trąci optymizmem, bo ekosystemy załamią się wcześniej i rozwój -tak jak go pojmujemy w naszych umysłach- też.
Tropem porównywania Polaków do Indian idzie też luminarz naszych czasów Roman Kuźniar: https://blog-n-roll.pl/pl/roman-ku%C5%BAniar-i-irokezi
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.