27 lutego 2011
Wojciech Jóźwiak
Serial: Auto-promo Taraki
Kwadratura Jowisza do Plutona
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Serwer dla ludu - nadzieja, że wygra wolność, nie Facebook i rządowa cenzura ◀ ► Polska wg Ptolemeusza ►
W Tarace przybył spis witryn autorów. Tymczasem Jowisz idzie ostro do przodu przez
marsowy znak Barana, w tych dniach do tego wszedł w kwadraturę z Plutonem, co
skłania umysły raczej ku polityce niż ezoterze. Odbiciem tej niebieskiej
sytuacji na forum AstroAkademii było zadane Tarotowi pytanie o
ewentualną wojnę w Polsce, na co wyrocznia odpowiedziała kartą VIII-Sprawiedliwość
(i ciągiem następnych, ale w używanej przez nas mentalnej konwencji pierwsza
karta rozkładu jest zdecydowanie najważniejsza).
Miecz w dłoni kobiety
zasiadającej na tronie na tej karcie wskazuje, że wojna lub (raczej) sytuacja
wojnopodobna jest jeśli nie prawdopodobna to warta rozważenia; przy czym ma być
to wojna sprawiedliwa – zgodnie z przesłaniem karty. Więc zapewne raczej
rewolucja niż wojna klasyczna. Chociaż już w listopadzie (2010) Tomasz Urbaś dzielił
się odkryciem, że "wciągają Polskę do wojny", a wkrótce potem
stwierdził "nieuchronność wybuchu społecznego w Polsce" i aby na ów
wybuch być przygotowanym, ogłosił, że zakłada Ruch
Wolność i Godność. Nawet gdyby ten Ruch był jednoosobowy, to i tak
pojawienie się takiej (i zapewne podobnych) inicjatyw jest znaczące dla Jowisza
w Baranie i w kwadraturze do Plutona. (Na stronę RWiG zwróciłem uwagę
także przez to, że jej autor przyjął symbol podobny do Tarakowego: solarny
krzyż, trochę krzywszy od naszego i troche inny, ale zawsze.) Tomasz Urbaś
swoją tezę (o nieuchronności
wybuchu) ilustruje wykresami, które pokazują, że w roku 1980 podczas
Solidarnościowej rewolucji szczyt wyżu demograficznego miał ok. 28 lat, a
obecnie mamy powtórkę tamtej sytuacji demograficznej, bo teraz (2010-11) do
tego samego wieku dojrzał szczyt potomków powojennego wyżu, z maksimum urodzeń
około 1984 roku. Autor o tyle nie ma racji, że żadna nieuchronność wybuchu
społecznego z tego nie wynika, a tylko pouczenie i przestroga: że to jest
ostatnia szansa, bo następnego pokolenia wyżu już nie będzie, Polacy będą się
starzeć i wymierać i rozpraszać po świecie.
Rozważając różne rodzaje wojen, konfliktów, agresji i politycznych stanów podgorączkowych odkryłem pewien rodzaj ekspansywnej polityki, który jak się zdaje nie bywał rozważany. Przeciwnika można osłabić zabierając mu terytorium lub terytorium razem z ludźmi; zarazem w ten sposób ekspansywne państwo wzmacnia siebie zwiększając swoją przewagę nad konkurentami. Przykładów w historii taka masa, że nie warto wyliczać. Ale ten sam cel można osiągnąć po dobroci, co o tyle lepsze, że nie naraża na retorsje współgraczy, przez co ten sposób wydaje się bardziej opłacalny od wojny. Przeciągnąć do siebie nie-swoje terytorium razem z ludźmi jest zwykle trudno, ponieważ ono już do kogoś należy, jest częścią lub nawet całością innego państwa, którego rządy mogą nie mieć ochoty na aneksję i zwykle nie mają i słusznie będą się bronić. Dobrowolne aneksje lub unie w istocie są wyjątkiem w historii, nie normą. Dobrowolnie, na mocy testamentu władcy, Pergamon przyłączył się do Państwa Rzymskiego. Dobrowolnie Litwa pod Jagiełłą połączyła się z Polską. Nowa Funlandia weszła w skład Kanady. Pół państwa krzyżackiego – Prusy Królewskie - przyłączyło się do Polski, ale żeby ten fakt urealnić, trzeba było stoczyć Wojnę Trzynastoletnią z Zakonem; podobnie było później z Inflantami. W każdym razie my w swojej historii mamy kilka takich doświadczeń i to na dużą skalę. Ale jest inny sposób na wzmocnienie państwa, podwyższenie jego rangi i zyskanie przewagi nad konkurencją. Trzeba przechwycić ludzi. Podebrać ich innym krajom, a najlepiej gdy politycznym lub nawet geo-politycznym konkurentom. Zrobić to łagodnie, tzn. stworzyć takie warunki, taki kontekst, aby sami do nas chętnie przybyli. W ostatnich latach imigracja ma fatalną prasę u nas; przeważają fobie, że przybysze z Azji i Afryki „zaleją nas”, zdezintegrują nam kulturę, zagłuszą nas swoimi barbarzyńskimi obyczajami (zawijanie kobiet w chusty i wycinanie im łechtaczek...) itd. Wyobraźmy sobie inny scenariusz. (Uwaga! – od tego miejsca zaczyna się fantazja, polityczno-futurologiczna SF.) Oto Polska planowo przywabia imigrantów i obraca ich w swoich nowych wiernych i pracowitych obywateli. Jak USA przez większość swojej historii czy jak Francja do lat 1960-tych (potem jak się wydaje zaczęła przeważać tam dezintegracja imigrantów). Oczywiście, żeby to zrobić, trzeba mieć pewną samosterowność, a nie tylko żyć jako państwo w stanie nerwowej zadyszki: „boże co robić, żeby przetrwać jeszcze rok”. Trzeba także mieć polityczną elitę wyrażającą rację stanu. (Której nasza Republika Magdaleńska uporczywie dorobić się nie może...) Żeby Polska przyciągała imigrantów, musiałaby być lepiej rządzona, bardziej rozwojowa i być wygodnym miejscem do dorabiania się, kariery i budowania własnej przyszłości. Skąd ich brać? Z krajów możliwie bliskich językiem i kulturą, czyli słowiańskich lub zesłowiańszczonych jak kraje poradzieckie. Zarazem byłoby to remedium na własną depopulację. Polska mogłaby wciągnąć i zintegrować nawet 10 milionów przybyszów ze wschodu, jednocześnie osłabiając „ludzko” państwa, które jakby nie patrzeć, są największym potencjalnym zagrożeniem. To byłby też sposób na wyjście z naszego geopolitycznego siedzenia w przeciągu. Ten niefortunny, a chwilami miażdżący przeciąg nie jest geograficznym fatum. Od sfederowania się z Litwą i pogromienia Krzyżaków aż do najazdu szwedzkiego – przez prawie trzysta lat! – rdzenne terytoria Polski nie były naruszane wojnami i to były nasze złote wieki. W geograficznym korytarzu można jak widać żyć pomyślnie i w pokoju, pod warunkiem własnej siły.
Takie to są rozważania z okazji kwadratury Jowisza, podszytego Marsem, bo w marsowym Baranie, do Plutona.
◀ Serwer dla ludu - nadzieja, że wygra wolność, nie Facebook i rządowa cenzura ◀ ► Polska wg Ptolemeusza ►
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.