08 stycznia 2015
Izabela Kopaniszyn
O czym wie pole, a o co poprawność polityczna nauki zakazuje pytać?
pole wiedzące, matryca morfogenetyczna, matryca morfogeniczna, ustawienia hellingerowskie, Bert Hellinger, Rupert Sheldrake, teorie systemowe, system, mandale systemowe, paradygmat, nauka, Henri Bergson,
Artykuł ma na celu poszerzenie dotychczas obowiązującego w naukach medycznych oraz w psychologii biologicznego, mechanistycznego paradygmatu, zgodnie z którym człowiek jest postrzegany jako suma składowa automatycznie działających, zbudowanych na bazie wyłącznie materialnych sieci układów nerwowych, trawiennych, wydzielniczych itd. Już samo rozróżnianie rzeczy na „materialne” (w domyśle, zgodnie z obowiązującym paradygmatem: obiektywnie istniejące) oraz „niematerialne” (w domyśle: nierealne, przynależne do sfery mitów i wierzeń) jest absurdalne. Celem artykułu jest ukazanie, że zarówno psychologii, jak i psychiatrii - zarówno współczesnej, jak i tradycyjnej – bliżej jest do religii, niż do sztuki uzdrawiania, którą by być mogła, gdyby zadania swe traktowała z należytą odpowiedzialnością. Szerzej temat ten rozwija pisana przez mnie aktualnie książka: „Inkwizycja w nauce”.
Rupert Sheldrake, znany badacz fenomenów związanych z istnieniem pól wiedzących (lub matryc morfogenetycznych) w pracy „The Science Delusion: Freeing the spirit of enquiry”, sformułował następujące, obecnie jego zdaniem podważalne, "dogmaty" lub założenia współczesnego materializmu naukowego:
- natura jest mechaniczna lub podobna do maszyny
- materia nie ma świadomości
- prawo zachowania masy i energii
- prawa przyrody są niezmienne w czasie i przestrzeni
- natura nie ma celu
- biologiczne dziedziczenie jest materialne
- pamięć przechowywana jest w mózgu
- umysł jest całkowicie zlokalizowany w głowie
- zjawiska ponadpsychiczne są złudzeniem
- "mechaniczna", ortodoksyjna medycyna jest jedyną skuteczną medycyną
Te założenia stanowią wciąż oręż walki tak zwanego racjonalnego umysłu z umysłem „nieracjonalnym” i intuicją oraz formują główną linię oporu ochraniającą przed przyjęciem faktów związanych z działaniem pola widocznym na przykład w pracy metodą ustawień rodzinnych spopularyzowaną przez niemieckiego teologa i psychoterapeutę, Berta Hellingera.
Praca z polem wiedzącym, czy – jak wolą inni, z matrycą morfogenetyczną (lub morfogeniczną) - to stara praktyka rdzennych plemion, na przykład Zulusów, stosowana od pradziejów w celu „zobaczenia” tych procesów, których nie widzimy, o których świadomie lub nieświadomie zapominamy, ale których istnienie i wpływ na nasze życie przeczuwamy. W ustawieniach za pomocą reprezentantów sprawdza się głębokie emocje i rodzaje powiązań między członkami rodziny lub częściami osobowości czy partnerami w biznesie. Dzięki reakcjom uczestników ustawień można zobaczyć pozakonceptualne przyczyny powtarzających się w danym systemie „zastojów energetycznych”. Można też odkryć „uzdrawiający ruch”, który wyzwoli dany system z konieczności powtarzania niekonstruktywnych zachowań. Wyraźnie znajduje tutaj zastosowanie znana zasada sformułowana na gruncie fizyki kwantowej przez Wernera Heisenberga, którą można skrócić w twierdzeniu, że akt obserwacji zmienia obserwowane zjawisko. W szczególności dotyczy to „spotkań” z osobami niewidzianymi w rodzinach – zmarłymi albo wykluczonymi z powodu alkoholizmu, więzienia itp. Osoby te są nieświadomie reprezentowane przez kogoś z rodziny, co bywa przyczyną cierpienia i poczucia „bycia nie na swoim miejscu”. Na uwagę zasługuje także specyficzna dynamika „wyższego porządku”, która okazuje się często być paradoksalnie lustrem czy też odwróceniem procesów odbywających się na poziomie interakcji i koncepcji. Doświadczenie udziału w ustawieniach łączy się często z przekroczeniem osobistych granic wiary w to, co możliwe i pozwala na dalszą eksplorację obszarów podświadomości oraz nadświadomości.
Współczesna nauka (przynajmniej w obszarze neurobiologii i kognitywistyki, ale także psychologii) potwierdza fakt radykalnego zawężenia pola naszej percepcji już na poziomie odbioru wrażeń i ich wstępnej selekcji, tym bardziej zaś na poziomie ich interpretacji. Wiadomo obecnie, że mózg działa jak filtr ograniczający zakres percepcji i niczym strażnik bytowego status quo, pilnuje schematyczności procesów kategoryzowania i interpretacji zdarzeń. Dlaczego więc ta sama nauka skłonna jest tak przeceniać mózg jako jedyne źródło i miejsce przebywania świadomości? Te ograniczenia mózgu oczywiście mają, a raczej miały swój sens ewolucyjny. Nie będziemy jednak w niniejszym artykule rozszerzać tematu neuropsychologicznych ograniczeń systemu operacyjnego człowieka, odsyłając czytelnika do książki Ricka Hansona „Umysł Buddy” oraz do filozofii Henri Bergsona, dla którego mózg i umysł konceptualny to przede wszystkim narzędzia znacznie ograniczające możliwości poznania „rzeczy w sobie”.
Nie rozumiejąc, jak działa pole, nie będąc w stanie w ramach obowiązującego newtonowsko-kartezjańskiego paradygmatu przedstawić spójnej teorii pola oraz czując się osobiście zagrożonym wszelką „irracjonalnością”, łatwo jest popaść w bezzasadną krytykę a nawet wytoczyć proces inkwizycji przeciwko „zakazanej psychologii”, jak uczynił to polski psycholog Tomasz Witkowski, który na swoim blogu poświęconym obronie nauki przed herezją powiada: „Dzisiaj, kiedy przyglądamy się psychoterapii przypomina ona raczej makabryczne wizje z obrazów Hieronima Boscha i podobnie jak on odczuwamy nieodpartą potrzebę, aby zapakować całe to zepsucie na statek i wysłać w morze bez jakiegokolwiek celu. W ten, choćby symboliczny sposób można by zamknąć historię szaleństwa naszej cywilizacji.” Tak oto walka z rzekomym szaleństwem sama przybiera znamiona szaleństwa i wznieca ogień obłąkańczej inkwizycji...
Zacznijmy więc od podstaw. Dlaczego mielibyśmy odrzucać jakiekolwiek fakty tylko dlatego, że ich nie rozumiemy? To pytanie tylko pozornie banalne, bowiem praktyka formułowana ironicznie w postaci zasady: „jeśli fakty przeczą teorii, tym gorzej dla faktów” znalazła swoje dobrze zabezpieczone miejsce w dziejach nauki nowożytnej. Wystarczy przywołać postać twórcy antyseptyki, doktora medycyny Ignacego Filipa Semmelweisa. Człowiek ten pozwolił sobie wyciągnąć wnioski z zaobserwowanych na swoim oddziale faktów dotyczących postępowania lekarzy podczas badania kobiet w połogu. Faktem było, że więcej niż 30 procent kobiet przebywających na początku XIX wieku w wiedeńskim szpitalu, po porodzie umierało (po wprowadzeniu nakazu mycia rąk przez lekarzy odsetek ten wynosił 1-2 procent), faktem było, że odsetek ten był znacznie mniejszy po porodach odbytych w domu. Faktem było, że lekarze w szpitalu robili sekcje zwłok i że potem nie myli rąk. Logiczną hipotezą było, że istnieją bakterie, które przenoszone na rany i otwarte drogi rodne kobiet w połogu powodują zakażenie organizmu i w konsekwencji śmierć. Faktem do dziś pozostaje, że Semmelweis nie dostał nagrody Nobla, na którą niewątpliwie jego odkrycie zasługiwało. Dostał ją dla odmiany niewiele później, w 1949 roku, Egas Moniz, autor metody „leczenia” schizofrenii przy pomocy lobotomii, barbarzyńskiego zabiegu usuwania zaburzeń psychicznych poprzez usunięcie części mózgu za pomocą wbijanego w oczodół pręta, którym niszczono płaty czołowe. Temu barbarzyństwu w majestacie „medycyny” oraz w klimacie teatru objazdowego poddano co najmniej 100 tysięcy ubezwłasnowolnionych pacjentów w wielu miastach Europy. Faktem pozostaje, że Semmenlweis w środowiskach lekarskich został wyśmiany, zdyskredytowany i skazany na dożywotnią banicję w szpitalu dla obłąkanych, zaś o Monizu wspomina się mimochodem jako o pionierze nie do końca delikatnej, ale skutecznej „walki z szaleństwem”. Jeden z lekarzy działał na rzecz faktów wbrew prestiżowi zawodu lekarza, drugi działał na rzecz prestiżu wbrew faktom.
Spróbujmy per analogiam przyjrzeć się fenomenowi pola wiedzącego na przykładzie coraz szerzej stosowanej na skalę globalną metody ustawień systemowych, kojarzonych głównie z osobą Berta Hellingera. Faktem jest, że w świecie zachodnim poddały się ustawieniom dziesiątki tysięcy a może nawet miliony osób. Faktem jest, że większość z nich twierdzi, że ustawienia im pomogły w rozwiązaniu bądź głębszym zrozumieniu problemów rodzinnych, osobistych, bądź biznesowych. Faktem jest, że przeważnie ani terapeuta, ani osoby reprezentujące podczas ustawień, będąc na miejscu na przykład członków danej rodziny, nie mają żadnych informacji o tej rodzinie, a jednak trafnie odzwierciedlają stany emocjonalne, przekonania oraz wzajemne relacje poszczególnych członków rodziny. Faktem jest, że ci, dla których odbywa się ustawienie, często zaszokowani trafnością wypowiedzi i zachowań reprezentantów, potwierdzają wyłaniające się w procesie pracy z polem zdarzenia, relacje, zachowania, itp. Dysponujemy zatem dobrze udokumentowanym zbiorem mniej lub bardziej wygodnych faktów, których jak dotąd nikt nie potraktował z uwagą należną materiałom dowodowym w nauce. Niezrażeni tym niedociągnięciem przejdźmy jednak na poziom hipotez: hipotezą jest, że informacje udostępniane są z enorgoinformacyjnej sieci, zwanej polem wiedzącym lub matrycą morfogeniczną.
Skoro wymieniliśmy już fakty empiryczne, dotyczące skuteczności samej metody oraz sformułowaliśmy hipotezy, pozostaje jeszcze zajrzeć na poziom faktów fenomenologicznych, związanych z tożsamością badaczy i ich badawczym ego. Faktem jest, że istnienie jakichkolwiek informacji poza mózgiem jest wiedzą nieprzyjemną, bo burzącą podstawy mechanistycznego paradygmatu. Istnienie zapisu informacji poza mózgiem jest wiedzą, którą łatwiej odrzucić jako „nienaukową” (w ramach definicji naukowości przyjętej w danym czasie i miejscu), niż przyznać, że dotychczas stosowane metody nie pozwalają nam stworzyć spójnej teorii pola, mimo, że ewidentnie mamy dowody jego działania. Podobnie wszak rzecz ma się z grawitacją, a mimo to nikt nie kwestionuje oczywistości jej wpływu na życie codzienne.
W świetle tych i wielu innych obserwacji okazuje się niezmiennie, że za pomocą naszej ograniczonej aparatury narządów zmysłów obserwujemy tylko manifestację ukrytych mechanizmów samopodobieństwa (czy też rezonansu), zaś samo źródło tych podobieństw, wyrażające się w holograficznej i fraktalnej strukturze wszechświata, to jedna z największych tajemnic istnienia. Powiedzmy wprost – to czyste sacrum. Do tego sacrum dostęp zarezerwowano tylko dla świadomości, która potrafi zadać odpowiednie pytania. Chciałoby się powiedzieć – dla świadomości, która potrafi zadać pytania z odpowiedniego miejsca i punktu widzenia. To znaczy z centrum wszechświata, czyli z serca. Czy takich pytań nie wolno stawiać w ramach obowiązującej nauki?
Wielu potężnych myślicieli, takich jak Pitagoras, Platon, Johannes Kepler, Leonardo Da Vinci, Nikola Tesla oraz Albert Einstein dotarło w swoich osobistych doświadczeniach oraz odkryciach do progu owej tajemnicy. Einstein na przykład wielekroć powtarzał, że ta tajemnica jest podstawą wszelkiej prawdziwej sztuki i nauki. Powiadał także, że ten, kto nie potrafi, zamiast wciąż się zastanawiać, po prostu tkwić w zachwycie, jest martwy, a jego oczy są zamknięte.
Natura na każdym kroku formuje wzory będące funkcją geometrii czasoprzestrzeni nie czekając na kalkulacje i wyliczenia naukowców ani na zatwierdzenie przez nich „naukowości” swoich posunięć. Podobnie pole morfogenetyczne już dziś informuje tych, którzy są wystarczająco odważni i którzy pytają w odpowiedni sposób, bez oglądania się na polityczną poprawność względem praw uznanych przez autorytety naukowe.
Nie poprzestawajmy jednak na porównaniu teorii pola morfogenetycznego z teorią grawitacji. To zestawienie uzmysławia jedynie prostą, lecz często ignorowaną wobec niewygodnych faktów zasadę pragmatyczną, mówiącą, że jeśli nie potrafimy czegoś wyjaśnić, to nie znaczy, że tego nie ma. Opisy działania pola, moim zdaniem, z całą pewnością zaczerpną w przyszłości szerokim gestem wiele założeń z już sformułowanych (lecz wciąż powszechnie nierozumianych) teorii cybernetycznych.
W praktycznej pracy z polem znajdują bowiem zastosowanie na przykład następujące fenomeny znane z cybernetyki:
- każdy system dąży do homeostazy,
- zmiana jednego elementu systemu zmienia cały system,
- system broni się przed zmianą na rzecz homeostazy,
- po dezintegracji systemu następuje jego rozpad lub reorganizacja na wyższym poziomie,
- przeorganizowanie się systemu zwykle jest związane z emergencją (wyłanianiem się struktur bardziej złożonych).
Zainteresowanych teoriami systemów odsyłam tutaj do lektury prac Ludvika van Bertalanffy’ego oraz Gregory Batesona.
Jeżeli współczesna nauka nie jest gotowa podołać faktom wyłaniającym się ze zbioru danych empirycznych związanych z działaniem systemów oraz rolą pola, to czego można spodziewać się po nauce przyszłości? Przede wszystkim odkrycia, a raczej opisania odkrytych w praktyce, mechanizmów działania pola. Miejmy przy tym nadzieję, że słowo „mechanizmy” okaże się zbyt brutalne dla nauki przyszłości i zostanie zastąpione lepszym, bardziej adekwatnym. Czy możemy już dziś mieć pewność, że wiedza o polach wkroczy za kilkadziesiąt, a może za kilkaset lat w strefę mainstreamu nauki? Pewności mieć nie możemy, ale jeśli zakładamy dalszy rozwój ludzkości i zmiany naukowego paradygmatu, które obecnie podlegają jednej z wyżej wymienionych zasad systemowych („system broni się przed zmianą na rzecz homeostazy”), to możemy przyjąć, iż – po tym jak w naturalny sposób, dzięki biologicznej śmierci, starzy obrońcy dawnego ładu zostaną zastąpieni nowymi krzewicielami odświeżających idei – nastąpi pewnego rodzaju moda na badania pól i opisywanie sposobów ich działania.
Weźmy dla przykładu pod uwagę uznawaną do niedawna za „naukową” wiedzę na temat „czarnej materii”, którą fizycy uważali za pustkę. Pustkę w fizycznym wąskim znaczeniu można zdefiniować jako zupełny brak oddziaływań lub określić nieco bardziej filozoficznymi synonimami: „nicość” lub też „niebyt”. Tymczasem okazało się, że owa kosmiczna czarna materia bliższa jest jednak pustce w buddyjskim rozumieniu, gdyż zawiera ogromną ilość informacji, którą odczytano zarówno dzięki niezwykle precyzyjnym teleskopom, jak też dzięki komputerowym symulacjom. Czarna materia okazała się być dosłownie systemem nerwowym wszechświata, tak samo jak sieci neuronalne w ciele człowieka (obecnie wiadomo, że występują one nie tylko w mózgu). Jak na górze, tak i na dole. Wstępnie można zatem stwierdzić bez ryzyka popełnienia błędu, że informacje przekazywane przez pole należą do szerszego zakresu nadrzędnych informacji pola zwanego czarną materią i znajdują się w zapisie systemu nerwowego wszechświata, który od tysiącleci hindusi nazywają kroniką Akashy.
Można pokusić się też o stwierdzenie, że słowo-klucz dla działania systemów, jak też słowo-klucz dla całego wszechświata, w którym żyjemy, to samoorganizacja. Już samo uznanie tego faktu oraz przyjęcie punktu widzenia wynikającego z jego uznania wywołuje grymas niechęci u materialistycznie zorientowanych „uczonych”. Nie do uniknięcia są bowiem filozoficzne założenia wszelkich przyjmowanych światopoglądów, w tym światopoglądu sugerującego przypadkowość i ślepotę ewolucyjnych procesów. Jeśli w miejsce przypadku podstawimy celowość, w miejsce rozpadu rozwój, zaś w miejsce kontroli w celu uniknięcia chaosu samoorganizację – wówczas stajemy w obliczu totalnej zmiany spojrzenia na wszystko, co nas otacza, także na siebie samych. A co jeśli w tej sytuacji obowiązującą prawdą staje się nie wiedza, lecz miłość, nie walka lecz jedność?
Światy wewnętrzne i światy zewnętrzne stapiają się w takim widzeniu w jedno. Podmiot zaczyna zauważać, że to nie on jest w świecie, ale świat w nim, a w każdym razie obydwa punkty widzenia są równouprawnione. Znika zupełnie eksplorowany obszar i obiektywny obserwator, który go bada. Nie ma wiedzy bez tego, kto tą wiedzę obserwuje. Obserwuje, bo już nie „zdobywa”. Po prostu ogląda pod wybranym kątem z powszechnie dostępnych zasobów informacji w polu. Nie ma też wówczas „zdobywcy nagrody Nobla”, bo wszelka konkurencja i wszelkie piedestały wydają się śmieszne. Czy dzisiejszych naukowców stać na taką pokorę wobec faktów kosztem własnej tożsamości? Czy potrafimy zobaczyć, że jako dzieci wszechświata jesteśmy jak analfabeta, który wszedł do ogromnej biblioteki: wie, że ktoś wszystkie te książki napisał, ale nie zna języków, w których są napisane i nie rozumie zasad porządku, według którego są zorganizowane. Widzimy wszechświat jest cudownie zorganizowany i podlega określonym prawom, ale nie jest dla nas jasne co za siła ustanowiła te prawa i jak wprawiła je w ruch. I nie mówimy tu o „pierwszym poruszycielu” w znaczeniu jakie przypisał Bogu Tomasz z Akwinu, przedstawiając argumenty na istnienie ponadwszechświatowej siły osobowej, którą z konieczności miał być antropomorficzny Pan Bóg. Nie nawiązujemy tu nawet do enigmatycznego Absolutu, który tylko poziomem semantycznego ukrycia odbiega od patriarchalnego Boga. Mówimy o sile, w której łączą i zapadają się wszystkie koncepcje fizyczne, kosmologiczne, teologiczne i filozoficzne. Mówimy o centrum czarnej dziury, w którym rozgrywa się gra w cały nasz wszechświat, a jednocześnie o centrum każdego atomu, który bierze udział w umownej grze w nasze ciało. W ten sposób bierzemy udział w niepowtarzalnym tańcu naszego życia, który nie podlega analizie, który nie może zostać przez analizę wyrażony nawet w setnej części, ponieważ jest sztuką i częścią wielkiego spektaklu zwanego kosmosem. W tym spektaklu wolno nam także zajrzeć za kurtynę, podpatrzeć zapisane w scenariuszu pola informacje. Ale zrobimy to tylko wtedy, kiedy staniemy się jak dzieci i przestaniemy traktować grane przez nas role śmiertelnie poważnie.
Przypis: Na podobnym stanowisku stał wybitny filozof epoki oświecenia, Immanuel Kant, który uznał, że poznanie zewnętrznej rzeczywistości ograniczone jest do możliwości poznającego ją w danym czasie i miejscu bytu. Warto także zapoznać się z pracą polskiej profesor psychologii, Marii Motyckiej „Rozum intuicja w nauce”, która ukazuje wartość intuicji, śnienia i nagłych wglądów typu satori dla dokonywanych i realizowanych później znamienitych odkryć naukowych. Nie bez znaczenia dla naszych rozważań są także słynne prace Michela Foucault, takie jak „Narodziny kliniki” oraz „Historia szaleństwa”, ukazujące społeczne tło powstania systemów opresji w dzisiejszej zachodniej medycynie oraz semantyczny kontekst pojęć takich jak „norma”, „zdrowie”, „choroba” itp.
Komentarze
Czekam z niecierpliwością na kolejne artykuły.----------------
pozdrawiam
![[foto]](/author_photo/send2.jpg)
I´m convinced you are right in your premise, but you´re asking too much of science. To date no independently corroborated evidence has shown the objective existence of your "field". Perhaps Genrik Silanov of Voronezh has come closest, with his "Field of Memory", but in no way can his work be called conclusive. You can have an intuition, make observations, but unless you create a plausible theory, with quantifiable data, and present a thesis that does not challenge the fundamental paradigms of scientific knowledge of the present day, you will not be heard.
Scientists are not heartless monsters, and are aware that there are profound aspects of human existence that are not subjected to scientific inquiry, either that they cannot be, or need to be. No instrument can measure the "field" directly; no unit of measurement of intensity, shape, or size is known; no repeatable experiments have shown consistent and objective proofs; and perhaps, most importantly, any information that has been received is not falsifiable - eg the statement "Shiva appeared to me through the Akashic field and told me to do so-and-so.....". Can anyone disprove this? No.
There have been too many charlatans involved with this subject. The amount of work involved in convincing the scientific community of the existence of "The Field" will be monumental.
Thank you for your comments! I am fully aware of the problems that you have mentioned. The main of them - the lack of research - arises from the very fact that, to consider any investigation we have to consider the possible existence of a certain phenomenon first. Therefore, we need to change the paradigm. If a paradigm of modern science would assume that consciousness is not a byproduct of the metabolism of the brain, but on the contrary, that the brain is the result of the action of consciousness, then we could develop a proper methodology for the study of the phenomena of the field. And so, for example, not using (probably non-existent so far) instruments to "measure" the field, we will be able to prove its performance by analyzing the probabilities of events resulting from the intervention in the field. For this type of evaluation we are looking to study at Nelumbo Institute. If as a scientific method nowadays is considered e.i a participant observation or an interview, why the action of the field should be "proved" only with the help of science through a "measurement" of the field. Yet the field can be easily proved by way of receiving information and the effects observed in practice. We will also examine my brain EEG during the "reading" of information from the field and, perhaps, EEG´s of people who experience the disclosure and the break-through at the moment of receiving the field´s information important to them. Anyway, I believe in science and its ability to accept the facts, even in contrary to current theories. This kind of acceptance however, takes a time, as was shown by Thomas Kuhn in "The Structure of Scientific Revolutions."
![[foto]](/author_photo/send2.jpg)
Quantum physics teaches us that it is in the spaces between fundamental particles that matter/energy/information pops in and out of existence - graphic computer simulations have shown a roiling, chaotic mass of - what? We don´t know yet, and this is just in inanimate matter. Your problem, as I see it, is that you want to "prove" the existence of the Field by introducing a further element of chaos, that of life itself - that is like having chaos to the power of infinity. The issue is not whether or not you will receive interesting data in your proposed studies - you will, but is in how these results are interpreted.
I wish you well in your research.
![[foto]](/author_photo/send2.jpg)
Tradycyjnie, zacznę od zachwytu. To się tak rozwija że ciekawy jestem jak wielki zachwyt czeka mnie za rok, dwa którego powodem jest i będzie boska Ewa.
Miewam intuicje wydarzeń. Tak jak miewam informacje z tego jakiegoś ŹRÓDŁA WIEDZY. Co sam poznaję po tym że po prostu wiem to coś i jestem tego czegoś pewny. Taką pewnością bezdyskusyjną. Aktualny kryzys finansowo społeczny przeczuwałem już bardzo dawno. Nawet zacząłem pisać pierwsze myśli i teksty na temat nowego zdrowego, systemu państwa. Co dla mnie samego jest dziwne do dzisiaj. (Chociaż wiem że to po dziadku. O którego istnieniu dowiedziałem się jakieś 5 lat temu. To też temat na książkę i film. No i dostawałem trochę sygnałów od świata kierujących mnie w tą stronę.)
Od jakiegoś czasu mam świadomość tego że dotychczasowa cywilizacja umiera i rodzi się nowa. Obraz Buscha (chyba się nie mylę że to on tam stał) na ruinach WTC od razu był dla mnie oczywistym obrazem końca USA.
Już wiele lat temu pisałem o największej tragedii ludzkości. Jaką jest cywilizacja półgłówków. Część Ziemian korzysta z lewej półkuli umysłu, druga część z prawej. Upraszczając. Jedni są logiczni ale pozbawieni emocji. Druga część ludzi jest uduchowiona ale pozbawiona rozsądku. Wszyscy są pozbawieni CZŁOWIECZEŃSTWA. Czego przejawem jest agresja wszystkich półgłówków. Jednych dlatego że są fanatykami pozbawionymi rozsądku i krytycyzmu. Drugich dlatego że są pozbawieni emocji, empatii. Są człobotami, jak ich określam. Roboty w ludzkim ciele.
Wspaniałym symbolem i przejawem tego jest Człowiek Oświecony. Co dla jednych znaczy oczytany, z dużą wiedzą a dla drugich znaczy uduchowiony na odpowiednim poziomie. Ani jedni ani drudzy nie są w stanie zrozumieć że nie ma jednego bez drugiego. Bo Człowiekiem Oświeconym jest tylko całogłówek na odpowiednim poziomie duchowym i wiedzy. Bo nie ma jednego bez drugiego. Bo jedno bez drugiego jest niekompletne. A tylko razem jest prawidłowo działającym organizmem, systemem.
To dotyczy wszystkich przejawów życia. Też terapii czy rozwoju duchowego. Jak dawno temu napisałem. Zdecydowana większość mnichów i innych adeptów oświecenia czy uzdrawiania może siedzieć na tyłku i medytować do końca życia a i tak jedynym skutkiem będą hemoroidy. Bo brakuje im po prostu tego drugiego elementu czyli terapii. I uruchomienia lewej półkuli. I odwrotnie, w cywilizacji zachodniej do skuteczności i dobrego działania brakuje prawej półkuli w terapiach, relacjach, organizacjach itd.
Piszę to bo czytając Twój tekst uświadomiłem sobie że dzieje się t
Witam serdecznie,
Z prawdziwa przyjemnością czytam pani artykuły na Tarace. Takiej wrażliwości odzianej w intelekt lub vice versa (nie jestem pewien do końca) jeszcze nie spotkałem. Dziękuję za możliwość poznawania dzięki Pani nowych światów.
Wracając do tezy artykułu, zastanawiam się czy warto oglądać się za nauką? Może to efekt 200 lat wdrukowywania w nas prestiżu nauki i teraz bez jej udziału w nowych odkryciach, tak jakoś czujemy się nadzy(!?) Bo o czym my tutaj dyskutujemy? Z jednej strony stoi nauka ze swoim specyficznym sposobem weryfikacji prawdy poprzez logikę (w tym mieści się matematyka) oraz koniecznością powtórzenia rezultatu, a z drugiej rzeczywistość duchowa, która, jak twierdzą ci, którzy jej doświadczyli, jest spontanicznym tańcem przeciwieństw. Może lepiej zostawić naukę – niech zajmuje się zjawiskami dziejącymi się w świecie materialnym - bo tutaj jej przyrządy poznawcze sprawdzają się bardzo dobrze, a rozważania o duchowości kontynuować bez jej „błogosławieństwa”. Fakt, konieczność weryfikacji zdobyczy nauki wynikała z tłumu hochsztaplerów, którzy chcieli zwyczajnie podreperować swoją podupadająca kiesę i/lub ego i „tworzyli” dziwolągi wprowadzając zamieszanie i cofając dokładne poznanie rzeczywistości. Podobnie rzecz się ma z badaczami ducha.
Przyznaję, że przydałaby się w tej dziedzinie tak jednoznaczna weryfikacja prawdy, jaką w nauce pełni matematyka, jednak logika nie jest w stanie badać jakoś uporządkowanego co prawda, ale jednak chaosu.
Myślę, że kiedy już dojrzejemy do metod weryfikacji doświadczeń duchowych, te dwie strony medalu poznania, pójdą sobie każda swoją drogą.
Póki każdy, lub większość z nas nie doświadcza rzeczywistości duchowej, jak to czyni ze światem materialnym, pozostaje nam jedyne kryterium jakie potwierdziło swoją wartość:
„PO OWOCACH ICH POZNACIE”
Przede wszystkim dziękuję za uważność... i uwagi! Bardzo mi miło obcować z Twoim bystrym umysłem dzięki uprzejmości Taraki, która zgodziła się mieć w swoim stadzie jedną "czarną owcę" ;)
W pełni rezonuję z Twoimi wątpliwościami co do odmienności dróg nauki i ducha, co do marzenia, aby dysponować metodą równie logiczną jak matematyka... i co do znanego powiedzenia SamWieszKogo, zamieszczonego na końcu komentarza.
A jednak...jako istota z jakiegoś powodu łącząca w sobie zacięcie empiryczne ze skłonnościami mistycznymi w pewnym sensie zmuszona jestem, w imię własnej integralności, przynajmniej przemieszczać się w stronę połączenia tego, co znam z podróży duchowych z tym, co wiem dzięki nauce.
Wiadomo, że są lepsze i gorsze metodologie, wiarygodne i zupełnie chybione badania i tym samym - słabsze i mocniejsze teorie... Rzecz jednak obecnie nie teorii dotyczy a paradygmatu. I tutaj jest o co "zawalczyć", jest po co pokazać, że władza Panów Newtona i Kartezjusza nie obejmuje już większych obszarów, niż tylko fizyka cząstek elementarnych. Dla mnie zabawa w sianie zdrowego fermentu obejmuje także udział w nieodwołalnym upadku patriarchatu. A ten odejdzie wraz ze starym kolegą - materialistycznym światopoglądem.
Spontaniczny taniec przeciwieństw, jak pięknie powiadasz, także może być przecież badany. A co jeśli za jedną z prawomocnych metod badawczych uznamy introspekcję? Wiele z tego, czego doświadczamy w trakcie podróży duchowych można zresztą powtórzyć! Czyż ścieżki duchowe, medytacyjne lub joga nie są takim rodzajem badań i eksperymentów naukowych? "Jeśli zrobisz tak i tak, to w takim i takim czasie osiągniesz taki i taki rezultat", powiada się adeptom.
Pozostają jeszcze dwie ważne kwestie: 1. sam fakt, że ludzie Zachodu zostali zaprogramowani, by wierzyć "szkiełku i oku" powoduje u nich nie tylko poczucie bezpieczeństwa, ale wręcz euforyczne reakcje na hasło "zbadano", "wyniki badań potwierdziły" itp. To samo dotyczy mediów. I ludzi czerpiących z nim informacje. Innymi słowy chodzi o kontekst upowszechniania odkrycia duchowego i jego, że tak powiem PR 2. Duchowość pozbawiona jakiejkolwiek weryfikacji czy dystansu owocuje właśnie przedziwnymi teoriami rodem z wypartych zakamarków podświadomych pragnień i mechanizmów obronnych, zamiast wiedzy czerpanej ze źródła, Jaźni, wyższego Ja... Wówczas - zwrotnie - daje się pole do popisu neo-freudystom i innym zwolennikom świadomości jako produktu mózgu, wypartych popędów itp. Czyli wylewa się dziecko z kąpielą. Tak, jak niektórzy robią z Jezusem, odrzucając wszelką religię.
Zbyt wiele egzotycznych i nierzadko drapieżnych okazów fauny i flory zakwitło na żyznym gruncie New Age!
BARDZO MOCNO POZDRAWIAM I ŚLĘ UKŁONY!
![[foto]](/author_photo/send2.jpg)
There is no Cartesian logic here, no patriarchate, no arrogance. His interests were mainly in Alchemy and Biblical studies, but the laws he discovered govern the movements not just of particles, but of all the bodies of the known Universe. In this paradigm, what is there here to fight? Do you not want to find your own "ocean of truth"? If you do, you are at the centre of the paradigm, and not a guerrilla struggling against it.
Keep well, Arthur
Pani Izo,
Znajduję prawdziwą przyjemność w prowadzeniu dyskusji z Panią, a sformułowanie „SamWieszKogo” rozbawiło mnie do łez. Dobra dyskusja zwykle nie prowadzi do utwierdzania się w swoich poglądach, ale do rozszerzania horyzontów. Tak też jest w naszej dyskusji. Kiedy wszedłem w temat głębiej, pomyślałem, że może zbyt pochopnie ustanowiłem sztywną granicę pomiędzy duchem a materią i tym samym pomiędzy klasyczną nauką a badaniem/odkrywaniem właściwości świata duchowego.
O obecnej chwili nauka stoi twardo na gruncie materialnym, a jej wyniki nie dają żadnych sugestii, do zejścia z drogi logiki i dowodu twierdzenia. Z drugiej strony odkrywanie duchowości przedziera się przez gąszcz zapętlonych i błędnych wyobrażeń o rzeczywistości (podświadomość)– u każdego inaczej pokręconych i dających inne rezultaty. To znaczy na jakimś tam poziomie posiadamy wspólne opowieści, jednak im wyżej, tym więcej różnic w naszym pojmowaniu świata. Przeciwstawiając te dwie postawy, trudno oczekiwać jakiś wspólnych idei które mogłyby z jednej strony uwiarygodnić doświadczenia mistyczne, a z drugiej uskrzydlić pełzającą naukę do podróży międzygwiezdnych. Jednak czy stan obecny będzie trwały? Raczej na pewno nie.
Działalność, którą Pani prowadzi, służy do rozświetlania mroków podświadomości. Póki co, to jest rzeczywiście mroczne i tajemnicze terytorium, jednak pani latarka i latarki innych, którzy parają się podobną działalnością, stopniowo ujawnia zasady jakiej podlega struktura podświadomości i procesy w niej zachodzące. Z biegiem czasu, coraz odważniej będziemy badać tą jaskinię, aż w końcu połączenie z Wyższą Jaźnią przestanie być jak loteria. Wtedy będziemy wiedzieli. Wtedy nie będzie niejasności, niepewności – osiągniemy wgląd w naturę rzeczywistości. Takie wglądy (krótkotrwałe) mają miejsce w praktyce Buddyzmu , zwłaszcza Buddyzmu Zen . Oni, tzn Mistrzowie Zen już nawet mają wypracowany jakiś klucz do weryfikacji prawdy duchowej , bo każdy adept musi przed mistrzem wykazać zrozumienie dharmy, zanim pójdzie dalej.
Nie chciałbym tutaj, w Tarace, zbyt często odwoływać się do wypowiedzi jednego mistrza sprzed wieków, ale w tym momencie zwyczajnie muszę to zrobić: Jeśli dwaj zawrą pokój między sobą w tym samym domu, to powiedzą górze: "Posuń się!", i ona się posunie". Zdziwionym wyjaśniam, że cytat ten pochodzi z gnostycznych pism. Dla mnie jasne jest, że cytat ten opisuje rozświetlenie podświadomości, światłem świadomości. cdn.
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Czas jest różny: wielkie idee dają skutki czasami dopiero po setkach lat, zaś techniczne innowacje wchodzą do codziennego użytku błyskawicznie. Jest tu zarówno zachowawczość nauki (wynikająca z mechanicyzmu) jak i inercja w przełożeniu wielkich idei na konkretne fragmenty codziennego życia. Dotyczy to przykładowo psychiatrii, medycyny czy oświaty. Materialne podejście nauki ma wpływ na to, ze tak mało uczymy się w szkołach o psychologii, relacjach międzyludzkich, etyce, religiach świata, duchowości, co powoduje, że tak mało o sobie wiemy kończąc państwową edukację. Nie mówi się w szkołach o tym, czym jest gra w życie, jakie są jej reguły. Z innej beczki: jak mało wiemy o zdrowym żywieniu, higienie zdrowego życia. Nawet na studiach medycznych niewiele jest o diecie i jej wpływie na zdrowie i choroby, na jakie zapadamy. Ten powszechny brak wiedzy skutkuje tym, że firmy farmaceutyczne i spożywcze sprzedają nam produkty, które nam szkodzą. Ale kto by się tym przejmował? Przecież jesteśmy robotami, zawsze można nam wymienić narząd, to odessać, tam dokleić, i będzie dobrze.
Ostatnio modna jest "kwantowość". Mamy psychologię kwantową, medycynę kwantową. Główny nurt nauki póki co tego nie kupuje. Nie może więc być to nowe postrzeganie świata wprowadzane do oświaty. A szkoda, bo warto by było uzupełnić edukację o temat "świadomości" i jej wpływu na nasze życie. Ile potencjału człowieka marnuje się z powodu błędów wychowawczych w pierwszych kilku latach życia? Czy uczą w szkołach samopoznania, a potem wychowania potomków? Każdy związany z edukacją powie, że to są z pewnością ważne sprawy, ale szkoła nie ma czasu na te tematy. Żal marnowania potencjału przez młodych ludzi. Pojawiają się tzw. szkoły demokratyczne, ale są kroplą potrzeb, marzy mi się powszechność tego typu szkolnictwa.
A medycyna? Gdyby lekarz wiedział coś o spawach niewidzialnych (nasze ciała subtelne, medycyna ciała i umysłu, ) to nie mówiłby pacjentowi, że zostało mu kilka miesięcy życia (co powoduje efekt nocebo i radykalne ograniczenie efektów leczenia). Szpitale mogłyby zostać tak zorganizowane, by pozytywnie wpływać na emocje pacjentów (choćby kolorystyka ścian, muzykoterapia, terapia śmiechem czy inne podejście do chorego). Z resztą, gdyby ludzie posiadali wiedzę o sobie, nie musieliby korzystać z usług lekarzy, choroba byłaby sygnałem do dokonania zmiany w sobie, a nie do leczenia.
Oczywiście wpływ dogmatu materialistycznego i negowanie świata duchowego (innych wymiarów istnienia), a także zwyczajnie psychologii człowieka, ma wpływ na inne dziedziny np. etykę biznesu, politykę, działalność społeczną.Pozwolisz, że najpierw dokończę moją poprzednia notkę, a później odniosę się do twojej myśli.
cd.
Kiedy to się stanie, że człowiek osiągnie ideał Nietschego, czyli ten etap naszej ewolucji, którą dopiero zaczęliśmy. Podsumowując, jest prawdopodobne poznanie stałych prawideł rządzących światem duchowym, jest możliwa wiedza o tym świecie, a nie tylko przebłyski wiedzy, jak to mamy obecnie.
Z drugiej strony, tradycyjna nauka jest bliska zrozumienia ulotności pojęcia materii. Istnieje teoria, na razie zepchnięta w kąt przez fizykę kwantową (dla mnie to ślepa uliczka współczesnej nauki), która zakłada brak jakichkolwiek śladów materii. Mam na myśli Teorię Superstrun, w której cząstki elementarne są w istocie zawiniętymi do niezmiernie małych rozmiarów wymiarami przestrzeni. Teoria ta budzi zdumienie matematyków swoim pięknem, Jednak ponieważ zakłada istnienie nie 4 wymiarów czasoprzestrzeni, a 26 (słownie: dwadzieścia sześć) wymiarów, naukowcy niechętnie biorą ja na warsztat – pewnie z powodu niedostatków wyobraźni przestrzennej. Osobiście – patrząc oczywiście na całokształt, a nie wywody matematyczne, ta teoria bardzo mi się podoba. Jeżeli świat nauki pewnego dnia uznałby ją za prawidłowe opisanie rzeczywistości subatomowej, wówczas nauka doszłaby do do stwierdzenia, które jest jakby znajome: Forma jest pustką, pustka jest formą. Brak materii, w ogóle, spowoduje, że nauka musi poważniej brać pod uwagę sferę niematerialną – duchową. W połączeniu z równolegle rozwijaną wiedzą o podświadomości, a tym samym w coraz lepszym czytaniu pola morfogenetycznego może doprowadzić do zjednoczenia tych dwóch nurtów.
Pewnie okaże się, że jedynym kryterium prawdy jest piękno – jak np. uśmiech dziewczyny.
Teraz nowy wątek
Wiesz, ja również dziwiłem się (to trochę zbyt słabe określenie) nieobecności przynajmniej elementów psychologii w nauczaniu powszechnym. Później zrozumiałem, że błędem jest traktowanie procesów społecznych jako wolną grę sił, w której górę biorą te racjonalne czynniki (przynajmniej na poziomie państwa). Niestety obywatel świadomy własnych emocji, umiejący z nimi pracować, jest jednostką niesterowalną, bo jego wola wybija się ponad potrzeby imputowane z zewnątrz. Państwo zaś, w praktyce, nie idzie na żywioł - lubi mieć wszystko (lub tak dużo, jak to tylko możliwe) pod kontrolą. Dodajmy do tego wielkie korporacje o finansowej sile równej średniej wielkości państwu, które mają interes w zamrożeniu stanu techniki, lub w utrzymywania maksymalnej liczby ludzi, którzy niedom
![[foto]](/author_photo/Hd obrazek.jpg)
Dear Arthur,
your comments are very inspiring for me. Yes, indeed, you´re right concerning Newton himself. Maybe, maybe it was too briefly said, but I ment rather how the famous Newton-Cartesian paradigm was overused. However, I feel the clarity and depth of what you say about being a new paradigm rather than fighting the old one... Thank you, for a wise and fresh air as a spring breeze of wind that does not care about the old snow, lying wilderness. Nor is it my purpose to fight against patriarchy, but rather (as in science) showing the hidden codes of the old ideology. Pulling out of the collective unconscious stereotypes buried deeply and myths out there, in order to effectively heal the trauma lying just next to them. In fact, being incurably inclusive, I feel all I want is to connect everything with everything, love everything, give a space to everything. That´s why I fight never "male dominance". This would be an absurd. Patriarchal ideologies create losers only. On both sides there are extremely polarized, mutilated, not even matching half game of hide and seek. Game that could be beautiful dance of opposites, as in the Butoh theater. Or in the dance of life and death. So the point is, as smooth and gentle as possible, to bring together all the splitted parts: science and spirituality, women and men, life and death. And finally, to see that the dance itself is a contract and nothing was never ever seriously!
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.