20 stycznia 2019
Mirosław Piróg
Serial: Inne Myśli
O ekomodernizmie Pinkera
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ O niebieskich kłamstwach ◀ ► O nieuchronności podziałów ►
W swej najnowszej książce Nowe Oświecenie. Argumenty za rozumem, nauką, humanizmem i postępem Steven Pinker ogłasza, że idee i wartości Oświecenia mają się dobrze. Dobrze ma się także ludzkość, ba, najlepiej jak dotąd w dziejach. I to wszystko dzięki kultywowaniu postępu technicznego opartego na wiedzy naukowej. Nie będę pisał o całej książce, skupię się tylko na jednym z jej rozdziałów, zatytułowanym „Środowisko”. W szeregu innych rozdziałów Pinker obficie argumentuje na rzecz tezy, że jesteśmy świadkami ogromnego postępu z takich dziedzinach jak: zdrowie, bogactwo, pokój, bezpieczeństwo, demokracja, szczęście, jakość życia itd. A co ze zmianami klimatycznymi, które są pochodzenia antropogenicznego przecież i stanowią realne zagrożenie dla cywilizacji? Tu Pinker też ma rozwiązanie i optymistyczne wieści. Odrzuca pesymizm takich aktywistów jak – wymienieni przez niego jednym tchem – Al Gore, Unabomber i papież Franciszek (takich zabiegów retorycznych jest nieprzyzwoicie dużo w tej książce). To według niego qausi-religijna ideologia i przeciwstawia jej swoje podejście, które nazywa ekologią oświeceniową, znaną też jako ekomodernizm lub ekopragmatyzm. Jej główne założenie to twierdzenie, że problemy ekologiczne były i są nieuniknione w procesie postępu ludzkości, ale zostaną rozwiązane dzięki technologii. Podaje mnóstwo przykładów, że tak było w przeszłości, a zatem tak będzie też w przyszłości. Tamiza jest czysta, a Londyńczycy nie umierają z powodu smogu, rosną obszary chronione, a tankowce z ropą rzadziej toną – to tylko tak dla przykładu.
Steven Pinker. Zdjęcie z LubimyCzytać. Wikipedia
Dobrze, ale co z emisjami dwutlenku węgla, która nieustannie rosną? Pinkerowi ten fakt wyraźnie ciąży. Posuwa się nawet do taniego zabiegu, zamieszczając wykres wskazujący, że emisje w latach 2014 – 2015 nie rosły. Wykres kończy się oczywiście na roku 2015, a książka pochodzi z roku 2018. Doprawdy nie wiem, po co mu takie wybieranie wisienek. W walce o zmniejszenie emisji dwutlenku węgla i uniknięcie najgorszych rezultatów globalnego ocieplenia Pinker wytacza trzy armaty. Pierwsza, najmniejsza, to podatek węglowy. Druga to energetyka jądrowa. Tu jego nadzieja technologiczna opiera się na reaktorach trzeciej i czwartej generacji. Szczególnie zachwala te ostatnie jako wspaniałe antidotum na wszelki lęki związane z energetyką jądrową. Pozostają one jednak na razie w fazie projektów eksperymentalnych. Skromnie napomyka o fuzji jądrowej jako już jaśniejącej na horyzoncie. Taktownie nie przekracza granicy rozsądku naukowego i nie mówi o zimnej fuzji, co kiedyś w eseistycznym ferworze uczynił pewien polski ekomodernista. Jeśli te dwie armaty nie wypalą, co jest nader prawdopodobne, wtedy Pinker ma w zanadrzu trzecią, ultymatywną armatę geoinżynierii. Mamy tu mnóstwo możliwości. Oprócz gazyfikacji węgla czy wprowadzania emisji z kominów do skorupy ziemskiej także ulubione pomysły geoinżynierów: rozpylanie w atmosferze rozmaitych substancji chemicznych, wiążących dwutlenek węgla albo obniżających ilość promieniowania słonecznego dochodzącego do powierzchni Ziemi.
W sumie mamy do czynienia z wizją zamykającą się w haśle: „Nie ma problemów, których by nie rozwiązała nauka i technika”. Zmiany klimatyczne też są takim problemem, z którym nauka i technika może, według Pinkera, sobie poradzić jeszcze w ciągu tego wieku. Tkwi za tą opinią ukryte założenie, że dalszy rozwój technologii nie spowoduje jeszcze większych zagrożeń dla życia na Ziemi. Żyjemy zatem z wyjątkowym okresie przejściowych trudności, a za powiedzmy dwieście lat ludzkość czeka technoraj, w którym wszystkie technologie będą czyste i nieszkodliwe dla ludzi oraz środowiska. Tymczasem każda coraz bardziej zaawansowana technika powoduje coraz bardziej zaawansowane problemy. Przeczytałem książkę Pinkera, a najdokładniej rozdział o środowisku, by zobaczyć czy mnie przekona do swoich racji. Nietrudno się domyślić, że mu się to nie udało. Jednym z powodów jego porażki nie jest brak argumentów po jego stronie, ale właśnie ich nadmiar. Po zakończeniu lektury Nowego Oświecenia przypomniał mi się pewien film, który obejrzałem dwa lata temu na YouTube. Jego bohater, młody czarnoskóry erudyta, przez półtorej godziny wylewał z siebie potoki argumentów na rzecz płaskiej Ziemi, tak że laik mógł odnieść wrażenie, że nie istnieją żadne kontrargumenty. Podobną taktykę przyjął Pinker, a taki styl argumentacji przekonuje tylko tych, którzy już są gotowi do przejścia na jasną stronę mocy. Jego książka przypomina kazanie oświeceniowego kapłana, dla niepoznaki okraszone liczbami i wykresami. Nie wchodzi w dialog z czytelnikiem, ale przepowiada natrętnie swoją ewangelię melioryzmu. Nie muszę przy tym nadmieniać, że kazanie nie jest moim ulubionym gatunkiem literackim.
◀ O niebieskich kłamstwach ◀ ► O nieuchronności podziałów ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Psychologia globalnego pesymizmu, Matt Ridley, w Racjonalista.tv.
Ale czy ten "globalny optymizm" unieważnia globalne przegrzanie, globalne śmiecenie, globalną ekstynkcję?
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.