30 września 2018
Mirosław Piróg
Serial: Inne Myśli
O iluzji nieskończonej energii
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ O dwóch molochach ◀ ► O ciekawych czasach ►
Oryginalnie w blogu Autora z tym samym tytułem i datą. W Tarace za uprzejmą zgodą.
Podobno wiara i nauka nie idą w parze. Jednak jest coś, co je łączy, a tym czymś jest energia. Najlepszym przykładem owego połączenia są wierzący energonaukowcy. Bóg oczywiście nie jest przedmiotem ich wiary, ani anioły, tym bardziej życie po śmierci, czy nawet łaska spływającą z góry na receptywne istoty ludzkie. Przedmiotem ich wiary czysta, potencjalnie nieskończona energia. Wierzą oni, że rozwój aktualnie istniejących źródeł energii, zwłaszcza udoskonalonych reaktorów jądrowych czwartej generacji – a potem oczywiście piątej – może zapewnić praktycznie niewyczerpane moce energetyczne dla świata. Czasem do swej wiary dołączają także pozyskiwanie energii z kontrolowanej syntezy termojądrowej w rozmaitych jeszcze nie istniejących urządzeniach. Świat jest dla nich nieograniczonym zbiornikiem energii, którą może wykorzystać człowiek. Tym, co najbardziej intryguje mnie w kontakcie z nimi jest ich zaiste Comte’owska niewzruszona wiara w postęp, który nieuchronnie dokona się dzięki dostępowi ludzkości do skondensowanych źródeł energii. Ich rajem i zarazem najwyższą iluzją jest niekończona energia dostępna za naciśnięciem guzika.
Rozumiem ich marzenia. Odkąd człowiek odkrył, że może wykorzystywać coś więcej niż tylko siłę własnych mięśni, dążył do spotęgowania tego uczucia, które pojawia się wtedy, gdy mamy dostęp do siły o wiele większej niż ta dana nam w ciele. Człowiek zawsze przekraczał swoją naturę, jest to wręcz definicja bycia człowiekiem. Owo przekraczanie jest zarazem wykraczaniem, pod względem fizycznym manifestującym się jako wykorzystywanie zasobów energii po wielokroć przekraczających to, czego jesteśmy zdolni dokonać własnym wysiłkiem. Niewyczerpalne źródło energii to fundamentalne marzenie ludzkości, to jej pierwotny sen, z którego wykluła się obecna postać cywilizacji technicznej. Jesteśmy energetycznymi ćpunami, nie spoczniemy póki nie spalimy wszystkich paliw kopalnych, a potem – o ile będzie jakieś potem – przerzucimy się na kolejne źródła energii. Gdybyśmy mogli, wyssalibyśmy ze Słońca całą jego energię, a potem dobralibyśmy się do innych gwiazd, a następnie, kto wie, może do energii próżni. Bogiem bowiem tej kultury jest energia, czysta energia dostępna w skondensowanej postaci i dodatku niewyczerpalna, oferująca zbawienie w postaci niczym nieorganicznego panowania nad rzeczywistością materialną.
◀ O dwóch molochach ◀ ► O ciekawych czasach ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Jasne, poszło trochę inaczej: na długo przed dojściem do tego punktu "człowiek" zrobił coś innego: zakłócił, upośledził zdolność Ziemi do samo-chłodzenia. (Powiększył efekt cieplarniany.)
Co ilustruje tezę, że zbyt wielkiego strumienia energii "człowiek" nie utrzyma, nie wytrzyma.
Car Bomba była czymś równie idiotycznym jak zabawy dzieci niewypałami.
Jeszcze jedna sprawa jest: pozyskiwanie energii jest wciąż, gdy popatrzeć, szalenie prymitywne. Szczególnie widać ten prymityw gdy porównać energetykę z elektroniką i telekomunikacją. Energię bierze się z jakiegoś brudnego spalania węgla lub ropy ze sprawnością bodaj 20%. Z monstrualnego niszczenia krajobrazu przez zapory rzeczne. Z podobnego oszpecania przez "farmy" wiatraków. Fotowoltaika jest bardziej elegancka, bo tam nic nie kręci się głupio (wszystko co się obraca, jest prymitywne! Aktualnie, obrotowe twarde dyski przestarzają się) ale krajobraz rujnuje jeszcze bardziej.
![[foto]](/author_photo/pirog.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.