21 czerwca 2019
Mirosław Czylek
Serial: Uran w Byku i wojna o Ziemię
O nieekologicznej polskiej racji stanu
Czyli... mądry Polak po szkodzie
! Do not copy for AI. Nie kopiować dla AI.
◀ Kompleks Kasandry ◀ ► Ekologia kontra polski folwarczny liberalizm ►
Rzeczowe analizy traktujące o ekologii próbowały się „na rynku polskim” przebić przez kilkanaście lat. Nie zadziały tak jak powinny na zbiorową podświadomość polskiego społeczeństwa, skoro nie było ono w stanie w sposób bardziej aktywny angażować się w dyskusje o ekologii lub postawić na partie bardziej dbające o „zieloną przyszłość”.
Przełom następuje w obecnych latach, 2018 i 2019. Przypadkowo tak się złożyło, że pierwszy rok był czasem ekstremalnie suchym i ciepłym. Do tego, że dla niektórych obecny czas wydaje się być mniej uciążliwy, chociaż pod względem opadów i temperatury wygląda niewiele lepiej (choć i tego nie jestem pewien). Przypadkowość fenomenu polega na tym, że akurat w poprzednim i obecnym roku Uran znajduje się w najbardziej ziemskim z ziemskich znaków, miejscem wywyższenia Księżyca dla astrologów tradycyjnych, w Byku.
W tymże Byku znajdował się ten Uran także w latach 1935 – 1942. Wówczas mieliśmy dosłowną wojnę o Ziemię, gdzie główny pomysłodawca „lebensraum” wcielał swoje szalone pomysły w życie, rozpętując wojnę. Być może przypadek (słowo to będzie często używane) sprawił, że Adolf Hitler był również zodiakalnym Bykiem (Słońce na pierwszym stopniu, na gwieździe Mira) i w pewnym momencie jedynie Winston Churchill (zodiakalny Strzelec, lecz ze Słońcem na sercu Skorpiona) był w stanie mu się przeciwstawiać, dopóki Hitler nie oszalał i nie napadł na ZSRR.
Te astrologiczne wtręty są prowokacją do tego, żeby zastanowić się, czy aby Uran w Byku nie jest wojną o Ziemię właśnie. Nie batalią o „prawa kobiet” (tutaj przemiana dzieje się liniowo, a nie skokowo od pewnego czasu). Nie lekcją polityczną polegającą na rozróżnianiu demokracji od innych systemów. Uran w Byku to wojna o kształt Ziemi. Tak po prostu. To co posiadamy, to co jemy, to czym oddychamy. Materia. Podstawa egzystencji. To jest ta gra, reszta to przypisy do Platona.
Przebudzenie w głównym nurcie dziennikarskim ma o tyle fatalistyczną nutę, że wiele wyważonych z pozoru mediów straszy wizjami wojen domowych z powodu globalnego ocieplenia na świecie. Należą do nich m.in. wymieranie gatunków, wzrost poziomu oceanów, ekstremalny poziom temperatur sprawiający, że niektóre miejsca przestaną nadawać się do życia, czy zmiana frontów i prądów morskich, które przełożą się na zaburzenia dotychczasowych cykli, np. monsunów.
Po jednej stronie kasandryczne wizje ludzi dostrzegających zagrożenia dla Ziemi. Po drugiej stronie racjonalni i nie bojący się zmian ludzie, którzy niejedną firmę założyli, niejeden sukces odnieśli i niejedną trudną reformę przeprowadzili. Jaki jest ich stosunek do ekologów i klimatologów? Obawiam się, że raczej mało pochlebny. Wojna o Ziemię przybiera bowiem zupełnie inny wymiar. Zderzają się w niej wartości rewizyjno-interwencyjne (ekologowie) z wartościami ekspansywnowolnościowymi (liberałowie). Co wyczytałem w Gazecie Wyborczej, promującej ostatnio książkę, z ust Leszka Balcerowicza? Takie zdanie: „Kapitalizm jest nieestetyczny, bo bogaci mają zły gust, zatruwają planetę i takie tam slogany”.
Żeby nie być posądzanym o złośliwość czy wyrwany z kontekstu cytat, możemy tylko spojrzeć na opinię ekspertów z FOR (Forum Obywatelskiego Rozwoju), think tanku przy Leszku Balcerowiczu. [→ źródło do cytatu użytego poniżej]
Eksperci FOR argumentują zatem, że nie ma w ogóle potrzeby ograniczania emisji, ponieważ wzrost średniej temperatury Ziemi i poziomu dwutlenku węgla w atmosferze jest wynikiem naturalnych procesów, zachodzących co ok. 25 tys. lat. Stwierdzenie to jest zupełnie niezgodne ze stanem obecnej wiedzy naukowej.
Obserwujemy szybki wzrost stężenia CO2 w atmosferze (pomimo tego, że pozostaje w niej jedynie około połowy wyemitowanego przez nas dwutlenku węgla - druga połowa jest pochłaniania przez oceany i roślinność).
Okazuje się, że jesteśmy prawdopodobnie świadkami zderzenia się dwóch wizji wolności, co wygląda bardzo intrygująco. Oto bowiem przedmiotem sporu staje się przestrzeń, w której ta wolność może się realizować. Jedna ze stron (kasandryści i aktyw ekologiczny) uznaje, że działalność człowieka musi być Ziemi w jakiś sposób podporządkowana i musi się on liczyć z ograniczeniami. Tymczasem „wolnościowcy” z krainy bańki ekonomicznej, miłośnicy ducha przedsiębiorczości i zysku są w stanie zaakceptować każdy argument, nawet na wpół naukowy, byleby tylko udowodnić, że ekolodzy i klimatolodzy najedli się szaleju.
Polska jako kraj z żywiołem ziemi (Byk lub Koziorożec w różnych wersjach horoskopowych) i dość często przewijającymi się wersjami Księżyca w Wodniku wskazuje, dlaczego w sposobie myślenia pro-ekologicznego jesteśmy w tyle za standardami mitycznej Europy Zachodniej. Koziorożec to nie jest spec od ekologii, to jest spec od eksploatacji i… dziwnym trafem hipotetyczny (bez godziny) horoskop Leszka Balcerowicza to Słońce, Księżyc (z dużym prawdopodobieństwem) i koniunkcja Marsa z Merkurym w Koziorożcu. Gdy przymierzymy ten horoskop i porównamy do stellum III RP, także w znaku Koziorożca, możemy podejrzewać, że poważne i rzetelne analizy ekologiczne zostaną wysłane na Berdyczów, bo „slogany”, „głupoty” o globalnych ociepleniach i jakieś ekologiczne bzdury tam powinny mieć według ekonomicznej śmietanki miejsce. Poważny liberał nie zajmuje się lewackimi głupotami i bambizmem*.
(* W celu wyjaśnienia tego terminu posłużę się wypowiedzią pewnego myśliwego: „Taki człowiek jest przekonany, że zwierzęta są dużo więcej niż zwierzętami. Mówiąc wprost – antropomorfizuje zwierzęta. Wyposaża je w myśli, intelekt, jakąś tam samoświadomość, horyzonty. We wszystko to, co charakteryzuje człowieka. Jest przekonany, że zwierzęta są takie jak człowiek. No – nie są”).
Edwin Bendyk napisał: Przykłady Francji, Niemiec, Holandii, Finlandii, Hiszpanii, Portugalii pokazują, że można odnawiać liberalną demokrację w oparciu o tematy lewicowe i ekologiczne, budując na zaangażowaniu młodego elektoratu (to on właśnie dominował w elektoracie zielonych we Francji i w Niemczech). W Polsce mamy jednak ten problem, że tematyka ekologiczna jako sprawa polityczna w wymiarze szerszym niż walka ze smogiem zainteresowała i zmobilizowała dopiero licealistów.
Niestety, okazuje się, że w Polsce w ogóle nie ma miejsca na wizjonerstwo, myśl przyszłościową, a jedynej nadziei możemy oczekiwać w następnych pokoleniach, które też budzą niepokój jeśli chodzi o zamiłowanie do tanich politycznych chwytów. Zachłyśnięcie się sukcesem 1989 roku i strach przed krytyką Ojców Systemu spowodowało zapóźnienia, jeśli chodzi o kwestie religijne (reakcje szokowe na filmy Smarzowskiego i Sekielskiego) czy obyczajowe. Z tego też powodu przejście Urana przez hipotetyczne Słońce chrztu Polski i pierwsza kwadratura Urana do Księżyca natalnego III RP (wersja 31.12.1989 r.) przy jednoczesnym wkroczeniu Jowisza i Saturna do Wodnika (grudzień 2020 r.) będzie próbą posprzątania lub zdefiniowania nowej racji stanu. Czy Polską Rzeczpospolitą Smogową zastąpi Polska Rzeczpospolita Zielona? Może trochę tak. Tranzyt Urana przez Byka, tak symptomatyczny dla „byczego” kosmogramu Polski, powoduje że w ogóle mamy prawo i odwagę kontestować pewne przemiany, co było jeszcze parę lat temu nie do pomyślenia. „Polska to Byk”, mawiał Leszek Weres, u którego uczyła się swego czasu przynajmniej połowa polskich astrologów i nikt otwarcie nie zaprzeczał tej tezie przez wiele lat (nie znam takiego artykułu lub pozycji książkowej). A skoro Byk bywa uparty, to symboliczny świt świadomości uranicznej, jak to się ładnie mówi, przydałby się temu bardzo konserwatywnemu państwu. Zważywszy, z jakim betonem mentalno-moralnym mamy do czynienia.
Poniżej spis ciekawych opinii, zebranych na profilu Tomasza Markiewki [→ źródło], ukazujących deficyt, braki wyobraźni i olbrzymi kryzys polskiej inteligencji okołopolitycznej. Pisownia oryginalna:
„Witold Gadomski, dziennikarz Gazety Wyborczej, której „nie jest wszystko jedno”: „Idea walki z globalnym ociepleniem coraz bardziej przypomina religię w jej gorącej fazie prozelityzmu (...) W naszym interesie jest blokowanie klimatycznych zelotów, obniżanie nadmiernie ambitnych planów Europy i świata redukcji CO2”.
Andrzej Duda, jakimś cudem prezydent Polski, w zimniejszy dzień: „Jak sobie pomyślę że płacimy za "globalne ocieplenie" i popatrzę za okno to mnie trafia szlag.”
Roman Giertych, ulubiony ekspert Moniki Olejnik i Tomasza Lisa: „A ja lubię globalne ocieplenie i chętnie finansowałbym jego postęp. Winorośla i palmy w Polsce? Super!”
Łukasz Warzecha, znany dziennikarz prawicowy, który ładnie pisał w „Polityce” o dialogu społecznym: „Trwają próby powołania do życia sztucznej, uporczywie pompowanej idei, mającej stanowić podstawę unijnego projektu. Dziś ma nią być walka z emisją CO2 i rzekomym ociepleniem klimatu. Do ekofanatyków (…) mam zatem jedną serdeczną prośbę: odczepcie się od naszych elektrowni, przemysłu, samochodów, żarówek i komputerów. Spadajcie na bambus, gdzie wasze miejsce, i najlepiej już stamtąd nie schodźcie. Zwłaszcza, że to wasze środowisko naturalne”.
Ryszard Petru, komik, w marcu 2013: „To globalne ocieplenie trochę za daleko zaszło. Jutro w nocy minus 17”. (koniec cytatów autorstwa dr. Tomasza Markiewki).
Na zakończenie autor, zbieracz tych cytatów, stwierdza: „zauważcie, że denialistów łączy zazwyczaj jedna rzecz: stać ich na to, aby poradzić sobie z początkowymi skutkami katastrofy klimatycznej. Mogą więc wygadywać bzdury, bo to nie oni poniosą największe konsekwencje naszych zaniedbań. Szkoda, że w Polsce denializm klimatyczny uchodzi na sucho. Dlaczego na przykład dziennikarze nie męczą Leszka Balcerowicza pytaniami o to, czy nadal uważa, że globalne ocieplenie nie jest zagrożeniem dla Polski? Chciałbym wiedzieć, którzy obrońcy demokracji są za ratowaniem planety i ludzkości, a którzy mają to gdzieś”.
W tekście już zredagowanym, dla oko.press [→ tutaj], Markiewka uzupełnia jeszcze te uwagi:
„Warzecha napisał też tekst z okazji zeszłorocznego szczytu COP24 w Katowicach, nazywając wiarę w globalne ocieplenie „ekologicznymi bzdurami, które głosi światowe lewactwo”. Nie uszła jego uwadze popularność młodej Szwedki Grety Thunberg, znanej aktywistki środowiskowej. „W normalnych warunkach rodzice wzięliby panienkę w obroty, dali jej karę w postaci miesiąca bez internetu, żeby wybić z głowy głupoty i tyle by tego protestu było” – pisze publicysta w jednym ze swoich tekstów.
(…) W 2010 roku w wywiadzie dla „Newsweeka” w podobnym duchu wypowiadał się Leszek Balcerowicz: „Nie uważam za zagrożenie globalnego ocieplenia. To polityka klimatyczna jest zagrożeniem dla rozwoju niektórych krajów, w tym Polski”.
(…) Podane przykłady to tylko niewielki wycinek z dziejów polskiego negacjonizmu. Jak słusznie zauważa Bohdan Widła, denializm klimatyczny jest w Polsce ruchem ponad podziałami. Teksty deprecjonujące ustalenia nauki można było przeczytać zarówno w prasie prawicowej, jak i liberalnej – i na niszowych portalach, i na łamach największych polskich tytułów prasowych.”
Wydaje się, że wiele wody jeszcze musi w Wiśle i Odrze popłynąć, gdy polska elita polityczna dojdzie do wniosku, że zapóźnienie cywilizacyjne i bardzo zachowawcze reakcje dotyczące stanu polskiego państwa w zakresie szeroko pojmowanego myślenia o ekologii jest alertem najwyższego stopnia. To zagrożenie zostało niestety przysypane polsko-polskimi wojnami o charakterze ustrojowo-prawnym, z historycznymi sentymentami w tle. Ludzie niespecjalnie protestują z tytułu klęsk ekologicznych. Mało kto ich zachęca do obywatelskich akcji, ta tematyka chyba nie posiada swoich wyrazistych sponsorów i lobbystów. Sarenki, dziki, żaby i drzewa nie mają swojego think tanku, nie uczestniczą w spotkaniach rad nadzorczych. Dopiero katastrofy, deficyt wody, wiele osób umierających z powodu przegrzania i fatalny stan infrastruktury jeśli chodzi o radzenie sobie z upałami lub brakiem wody będą w stanie coś zmienić. Innymi słowy – mądry Polak po szkodzie.
◀ Kompleks Kasandry ◀ ► Ekologia kontra polski folwarczny liberalizm ►
Komentarze
Dalej sprawa jest prosta - rewolucja Urana dotyczy stosunku do ziemi, natury. Zyskaliśmy świadomość, że tak jak było już się nie da. Musi być rewolucja. Wiadomo, że nie dotyczy to kobiet i nie demokracji, bo ich udział jest w przyczynie, skutkach i rozwiązaniach.
II wojna to jednak nie o ziemię w sensie biologicznym. O terytorium państwa narodowego, a to jest konstrukcją społeczną. Współcześnie można mówić, że stare się zużyło i widać, że dalej nie pojedzie. Pawie mogą prężyć ogony i jeszcze raz powiedzieć, że Ameryka będzie znowu wielka, ale już nic z tego nie ma. Wrażenie nie takie i trochę się zaczyna robić żałośnie, co wpisuje się jakoś w wizję wodnika wedle astrologii kabalistycznej. Przed II wojną trudno stwierdzić co miało się zużyć. I zmieniła chyba więcej i w tym w jej wyniku kobiety dostały prawa obywatelskie. No chyba, że można uznać, że Hitler eksterminował, chciał biologicznie pozbyć się ludzi konkretnej narodowości, a zużyło się przez setki lat z trudem tolerowane sąsiedztwo Żydów.
Jeżeli chodzi o uczestnictwo pozostałych elementów w historii, to ono jest obecne dla mnie dlatego, że uważam, że procesy przebiegają tak: zmiana warunków technicznych/technologicznych - dostosowanie do nich ludzkiej kultury - powstawanie nowych podsystemów kulturowych np. kapitalizmu.
Kolejność w przypadku ekologii byłaby taka - nowe środki transportu, komunikacji i maszyny, które umożliwiają uniezależnienie od siły fizycznej - konieczność przetransformowania dominujących wartości (dla mnie zastąpienia męskich żeńskimi, co jest na płaszczyźnie symbolicznej, bo nie oznacza przecież, choć po tysiącach lat by się przydało, że konkretne osoby będą sprawowały władzę, a tylko czego będzie się od nich oczekiwało, co będzie modne, cenione, co będzie nagradzane - nowe systemy np. gospodarcze, polityczne, w których może się objawiać, że np. będziemy się dzielić autami na rodziny jak chcą socjaliści, czy będziemy losować część parlamentu, jak chcą progresywni demokracji.
Nie podchodzę do tego tematu dogmatycznie. Staram się myśleć pragmatycznie, wg zasady - szukamy coś, co "działa". I od razu ustępuję lepszej koncepcji. A jaka ona jest? Data? Godzina? Przełożenie na fakty historyczne?
U mnie na razie konkurencję stanowi 31.12.1989, 00:00.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.
-
Don't copy for AI. Don't feed the AI.
This document may not be used to teach (train or feed) Artificial Intelligence systems nor may it be copied for this purpose. (C) All rights reserved by the Author or Owner, Wojciech Jóźwiak.
Nie kopiować dla AI. Nie karm AI.
Ten dokument nie może być użyty do uczenia (trenowania, karmienia) systemów Sztucznej Inteligencji (SI, AI) ani nie może być kopiowany w tym celu. (C) Wszystkie prawa zastrzeżone przez Autora/właściciela, którym jest Wojciech Jóźwiak.