06 listopada 2016
Joanna Najdowska
Oddychanie szamańskie
Głównym wątkiem mojego październikowego oddychania holotropowego było doświadczanie energii szamańskich, źródeł i fenomenów mocy.
Pisząc poprzedni trzyczęściowy artykuł o moim oddychaniu (także holotropowym), nie planowałam jego kontynuacji. Jednakże podczas ostatniej sesji pojawiło mi się coś, co ma związek z tematyką „Taraki”, zamieszczam więc na jej łamach parę słów na ten temat.
Moje doświadczenia z październikowego oddychania holotropowego we Wrocławiu określiłabym mianem „szamańskich”, bowiem ich głównym wątkiem było doświadczanie energii szamańskich, źródeł i fenomenów mocy.
Oto, co mi się pojawiało, po kolei:
1. Taniec koguta. Pierwszą sceną, jaka mi się pojawiła, był taniec kilku mężczyzn (zdaje się, że trzech) w afrykańskiej wiosce, podczas jakiegoś święta. Wiedziałam, że był to rytualny „taniec koguta” (o którym nigdy wcześniej nie słyszałam). Ten taniec zasilał moc miejscowego szamana. Szamana nie widziałam, ale wyraźnie czułam tworzenie się mocy i jej przepływ od tańczących do szamana.
2. Wiedźma-wieszczka. Młoda kobieta, w połyskliwej kobaltowej sukni, w psychodelicznym transie tańczyła na piaszczystym kolistym placu, a właściwie nie tańczyła, lecz odgrywała rodzaj pantomimy - ruchami ciała wyrażając to, co bogowie pragną przekazać jej społeczności, wieszcząc. Wokół placu siedzieli mężczyźni (starszyzna), których zadaniem było zrozumienie owej wieszczby, odebranie przekazu.
3. Szaman w masce lwa. Maska była przedmiotem mocy, a właściwie pośrednikiem, poprzez którego szaman czerpał moc i mądrość od Ducha Lwa.
4. Chiński smok. Ten chiński smok, w postaci kukły, jakie konstruuje się na różne ceremonie w Azji, był istotą wieloosobową, ale jego energia była jednorodna. Pomimo formy lalkarskiej, to była żywa inteligentna istota złożona z wielu uzupełniających się i współpracujących ze sobą istot.
Co ciekawe, we wszystkich wizjach, sceny rozgrywały się na piaszczystej ziemi (łącznie z opisanymi niżej). Wszyscy „szamani” stąpali po suchym żółtym piachu, drobniutkim żwirze.
5. Zaklinacz węży. Scena rozgrywała się w Arabii. Zaklinacz węży był jednocześnie kimś, kto obserwuje okolicę, był niby-szpiegiem, który wraz ze swoim zleceniodawcą sprawował nad tą okolicą pieczę. W wysokim plecionym koszu miał węża, który wychylał się z kosza i, podobnie jak „jego pan”, obserwował okolicę. Poczułam, jak te trzy elementy: zaklinacz, wąż i kosz stają się jednym tworem, jak te trzy inteligentne byty tworzą jeden złożony byt – zmaterializowany z energii danego miejsca, w przestrzeni tego miejsca. Istotą wiodącą w tym układzie był wąż. Stałam się całym tym tworem. Wpadłam w trans. Wiłam się jak wąż, rozglądałam się dookoła i rzucałam się na wrogie mi istoty, które się do mnie zbliżały. W pewnej chwili uderzyłam głową w podłogę, ale nie miało to dla mnie znaczenia – akcja trwała. Usłyszałam STOP. Nie mogłam z tego transu wyjść. Oddychałam pozostając w tym doświadczeniu jedności już nie trzech a czterech elementów: węża, zaklinacza, kosza i siebie samej. Pojawiła się świetlista forma tego tworu (posiadającego świadomość i będącego w stanie działania) – forma pełna mocy i potencjału materializacji. Czułam tę moc i potencjał, miałam to (mogłam tego używać) i byłam tym (używałam samej siebie). Ta moc, to światło, rozlewało się na całą okolicę.
Oddychałam dalej.
6. Pojawiła się wizja absolutnie zaskakująca: herszt więzienny. Herszt szedł pustym więziennym korytarzem. Cele były pootwierane, ale nie było widać żadnego więźnia. Wiedziałam jednak, że więźniowie w celach są, ale ich bycie jest nic nie znaczące w stosunku do energii (siły, pozycji) herszta. W całym więzieniu panowała cisza i snuła się mgła działań nic nie znaczących (jak granie w kości przed bitwą). Herszt rozglądał się, nasłuchiwał, kontrolował to, co się dzieje w „jego plemieniu”, na jego terytorium. Nic więcej. Ta wizja utrzymywała się długo, domagała się uwagi, mówiła: „złap mnie, złap to, o co tu chodzi”. Poprosiłam facylitatorów o pomoc.
Poprosiłam, aby uniemożliwili mi kontrolę, sprawowanie władzy, aby przytrzymali mi głowę tak, bym nie mogła się rozglądać (jak robił to herszt). Facylitatorzy blokowali mi ruchy głowy, ale to było za mało, bo pokonywałam ich (uwalniałam się z ograniczeń). Unieruchomili mnie więc całą. STOP !!! STOP !!! Nie byłam w stanie tego znieść. Zostałam UNICESTWIONA. Pozbawienie mnie możliwości ruchu, działania zgodnego z własną wolą, spowodowało, że rozpadłam się, zniknęłam w niebyt. Nie umarłam, a na moment straciłam poczucie własnego istotowego bycia. W moich wcześniejszych doświadczeniach śmierci duchowa cząstka mnie istniała nadal, a w tym unicestwieniu po prostu mnie NIE BYŁO! Przez moment byłam przerażona, zawieszona na krawędzi czarnej dziury niebytu.
Położyłam się oszołomiona.
Moja dusza (?) przeszukiwała przestrzeń umysłu (ducha) w poszukiwaniu źródeł mocy. W ułamkach sekund przelatywały przeze mnie kwanty (?) źródeł życia. Moc (źródło życia) była poza słowami, poza uczuciami i stanami, które daje się nazwać. Otwierała się dla mnie z każdym moim kolejnym oddechem. Ruch tej energii był wertykalny. Musiałam wstać. Ręce wyciągnęłam w górę i jednocześnie, poprzez gardło, wyrzucałam z siebie jakieś blokady. Doszłam do momentu, w którym musiałam zadecydować: albo wejdę w tę moc całą sobą, albo się wycofam. Jeśli wejdę w to pole mocy, to... co? Nie wiem! Siódmym zmysłem czuję, że facylitatorzy są przy mnie. Wchodzę! Zemdlałam. Tomek mnie złapał. Potem jeszcze raz, ale okoliczności nie pamiętam.
Sesja trwała nadal. Pojawiło się jeszcze sporo innych doświadczeń. Jednak wątek „szamański” zamknął się tym moim wejściem w słup pola mocy.
Dlaczego nazywam te sześć postaci szamanami? Bo były to istoty wielkiej mocy, a wręcz demoniczne, czyli takie, które zajmują pozycję pośrednią między ludźmi a bogami, między sferą materialną a duchową. Dziwne dla mnie jedynie jest to, że w tym gronie znalazł się herszt więzienny. Hmm... Starogrecki daimon to ten, który coś przydziela. Herszt przydziela role, zadania, nagrody i kary (a więc stanowi prawo), no i niewątpliwie ma w sobie jakiś rodzaj mocy, więc... coś w tym jest.
Komentarze
![[foto]](/author_photo/wj_X15.jpg)
Bardzo cenna Opowieść.
A Herszt Więzienny z wizji nr 6. (666?) dziwnie przypomina Księcia Tego Świata. Jarosław Bzoma pewnie będzie o nim wiedział więcej. W tarocie odpowiednia karta to Dziesiątka Kijów.
Przypomnij nam, proszę, kto prowadził tę sesję OH?
Dziękuję
![[foto]](/author_photo/joanna_najdowska.jpg)
![[foto]](/author_photo/jaroslaw_bzoma_01.jpg)
![[foto]](/author_photo/jaroslaw_bzoma_01.jpg)
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.