15 października 2014
Katarzyna Urbanowicz
Serial: Prababcia ezoteryczna
Plamy na dłoniach
czyli odchodząca młodość
◀ „Łupaszka” Bis ◀ ► Nostradamus czyli proroctwa zawikłane ►
Pewnego dnia obudziłam się rano i zobaczyłam na wierzchu swoich dłoni sine, dość spore plamy. Było ich kilka, a pojawienie zaniepokoiło mnie. Pękanie naczynek krwionośnych mogło także nastąpić w miejscach niewidocznych mojego ciała, także w mózgu, i pociągnąć za sobą groźniejsze skutki. Przy okazji wizyty u mojej pani doktor spytałam o te siniaki. Na to pani doktor, kobieta wiekowa, nawet trochę starsza ode mnie odrzekła: — To, pani Kasiu, młodość uchodzi z nas i zostawia ślady po swoich eksplozjach, bo nie może być tak, że młodość odejdzie i to jej odejście nie zostanie zauważone. Po to są te plamy, żeby wiedzieć, że ona właśnie odchodzi.
Te słowa przypomniały mi się, gdy zaczęłam rozważać sens pisania o rozmaitych, zupełnie prywatnych wydarzeniach, odczuciach, poglądach, doznaniach i fascynacjach z okresu młodości, mądrych i głupich, chwilami krańcowo naiwnych, bywa, że nawet lekko wstydliwych, budzących czasem wśród czytelników odruchy protestu i niechęci. Po co się tak obnażać — myślano, a często nawet pisano do mnie. Gdzie ochrona twojej prywatności?
A młodość wybucha w ludzkich wspomnieniach pozostawiając po sobie plamę, której nie można umyć, aż nie zblaknie sama. W tym jednak czasie — między jej wystąpieniem a zniknięciem — jest moment na refleksję i kto wie, czy nie jest to ostatni moment, gdy można to zrobić, bowiem eksplozja nastąpić może głębiej, niszcząc mózg, pamięć i doświadczenie człowieka.
Urodziłam się w czasach wojny, kiedy człowiekiem rządziły podstawowe odruchy, a nie refleksje. Gdy czas ten minął, w moim otoczeniu nikt nie mówił o doświadczeniach, nie przekazywał ich dzieciom. Powody tego były różne; polityczne czasem, ale też i niechęć powracania nawet w myślach do trudnych sytuacji. Moja mama na przykład, jeśli coś nam opowiadała, to tylko, jak było przed wojną. Jak dobrze, jak pięknie, jak wspaniale. Ogólnie rzecz biorąc oczywiście – bo spędziła dzieciństwo w zakonnym sierocińcu, mieszczącym się zresztą przy ulicy Sierocej, na nudnej pracy i na klęczkach. Jej sentyment do czasów przedwojennych był więc mocno teoretyczny. Samo miejsce zameldowania niosło piętno. Jakie doświadczenia mogła więc przekazać swoim córkom? Chyba tylko jak przeżyć, jak się zachowywać wśród ludzi, z reguły nieprzyjaznych. Znać swoje miejsce – to po pierwsze. Mieć oczy z tyłu głowy – to po drugie. Nie mieć marzeń i planów – to po trzecie.
Taki stosunek do życia powodował, że dziecko od zarania uczone jest odruchów, które mogą zupełnie mu się nie przydać. Jak pracować, robić karierę zawodową, znajdować miłość, zawierać małżeństwo i sprowadzać na świat własne dzieci, gdy cały świat wokół jest wrogi i opresywny? Jedyne, o czym się wówczas marzy, to albo mieć święty spokój, stać się niewidzialnym, albo roz...yć to wszystko, śladem bohaterskich bojowników, biorąc na przykład udział w jakiejś rewolucji.
Potem przychodzi czas własnych doświadczeń, odległych o mile świetle od marzeń. Pieniądze jako przyczyna rodzinnych sporów, a nie przemijanie miłości, kolejki, mieszkanie, nudna praca, głupi szefowie, szklane sufity i tak dalej.
Nikt ci nie mówi o rzeczach naprawdę ważnych. Nie umiesz ich dostrzec i nie masz czasu ani ochoty analizować w powodzi obowiązków córki, matki, żony i pracownika. Psychologia jest burżuazyjną nauką, raczej niedostępną profanom, studentki pytają kto to był Freud, życie społeczne jest skodyfikowane i ujęte w określone ramy, nawet niegdysiejsza Liga Kobiet nie przejmuje się szklanymi sufitami. Kiełkuje w tobie bunt, ale nie może znaleźć ujścia. Twoje koleżanki wsiąkły bezboleśnie w swoje role; gdybyś spróbowała coś im przekazać ze swoich przemyśleń, przylgnie do ciebie opinia dziwaczki. Chciałabyś sprawiedliwości dla całego świata, ale nie masz wystarczającej odwagi rzucić to wszystko i pomysłu, co robić gdy już to rzucisz i uciekniesz. Poza tym wszyscy mówią, że masz odchylenia (socjaldemokratyczne, prawicowe, feministyczne i Bóg wie jakie jeszcze). Potem starzejesz się i masz odchylenia lewicowe.
Patrzę na młodych ludzi (i trochę starszych) i bierze mnie głębokie współczucie dla nich: szukają, miotają się, nie mogą znaleźć swojej drogi. Nawet nie przyjdzie im do głowy, że wraz z wejściem do „wolnego świata” zostali czasem bardziej zniewoleni niż my. Wierzą w obraz, jaki im wdrukowano. Ja w każdym razie myślałam, co chciałam. Propaganda w czasach mojego dzieciństwa była tak nachalna i prymitywna, że każde myślące dziecko (zwłaszcza przy wsparciu kontestujących rodziców), szybko przestawało jej wierzyć. Dziś dzieci karmi się reklamami w telewizji, serwuje im jakieś nieprawdopodobne historyjki przygotowane perfekcyjnie i fachowo powodując, że naturalny osąd krytyczny dojrzewającego człowieka, jego sprzeciw wobec nadmiernie prezentowanych „prawd oczywistych” gdzieś ginie i zaciera się. Ich podświadomość przeczuwa, że są oszukiwani, ale nie wiedzą gdzie, kiedy i przez kogo. Zafiksują się więc na jakiejś pierwszej z brzegu, nieprzemyślanej do końca myśli i będą ją głosić jako prawdę absolutną.
Głoszenie im innych idei nie ma sensu. Jest idea contra druga idea. „Łupaszka” bis contra „Che”. (symptomatyczne, że nikomu nie dało do myślenia moje zestawienie tak dość podobnych do siebie postaci i wnioski z tego wynikające). Nie czytali tego, co napisałam, tylko uruchamiali jakiś dyżurny zestaw wpojonych sobie wcześniej obrazków.
Świat podzielił się na kręgi ludzi, zwolenników tego czy tamtego; podobnie jak lekarze podzielili się na specjalistów od serca, mózgu i kończyn. Kiedy pójdę do któregoś ze specjalistów po poradę, w jego mózgu otwiera się szufladka p.t: Co pacjentowi szkodzi z punktu widzenia jego specjalności, a że wszystkim specjalistom wiadomym jest, że najbardziej szkodzi starość, mają wymówkę, żeby nie leczyć. Boleć to musi — odpowiadają. Trzeba cieszyć się, że nie ma raka, choć tylko wówczas przysługują skuteczne leki, żeby opanować ból. Tak więc podobnie zwolennik „Łupaszki” bis nie zrozumie niegdysiejszej zwolenniczki „Che”, bowiem w jednym przypadku otwiera się szufladka „komunista”, w drugim zaś „antykomunista”. A że robili obaj podobne rzeczy; zbierali okupy, zabijali czasem niewinnych; na początku mieli ideały, a potem je tracili — nikogo to nie zastanawia. Żadną więc ideą nie pomogę tym, którym pragnę pomóc.
Jest tylko jedyny sposób na pogodzenie się człowieka ze sobą: Wyjść z siebie i stanąć obok. Popatrzyć na siebie obcym, spokojnym wzrokiem. Dostrzec analogie, oddzielić emocje własne, autentyczne; w sprawach, na które ma się wpływ, od emocji zbiorowych, zaszczepionych, czasem gorszych niż zwykła szczepionka, przeciwko której wytacza się ostatnio działa, bowiem zawierających zjadliwszą od rtęci truciznę — wydzieliny egregorów.
Nikomu nie pomoże więc prezentacja idei. Jedynie, co może przemówić, to przykład własny, autentyczny. Tak pogardzany i wyszydzany, w złości nazywany plotkami, ale prawdziwy. W nadziei, że czasem do kogoś przebije się i mu pomoże spojrzeć na siebie z zewnątrz.
Na zakończenie chcę przedstawić pewien dowód rzeczowy. Wspominałam o mojej mamie, wychowance katolickiego sierocińca, oddanej tam przez jej matkę, która załamała się nerwowo po śmierci męża i dwóch najstarszych synów. Miała jeszcze siedmioro nieletnich dzieci, z którymi coś trzeba było zrobić. Ślad po nich tak dokumentnie zaginął, że spowodowało to problemy w postępowaniu spadkowym. Moja mama została potem w tym sierocińcu nauczycielką, ale zanim zrobiła tę karierę, była taką samą sierotką, jak inne. Dzieci w sierocińcu musiały pracować, nawet najmłodsze. Praca wymagała precyzji, wytężania wzroku w ciemnym pomieszczeniu i tkwienia godzinami w niewygodnej pozycji. Cieniutkimi nićmi (znacznie cieńszymi niż zwykłe, białe nici znane nam obecnie) wypełniano malusieńkie metalowe kółeczko produkując guziczki do eleganckiej bielizny pościelowej w kolorze écru. Tak pracowały dzieci od lat czterech. Po kilka godzin dziennie. Także klęczały na dwóch mszach dziennie, na zimnych kamiennych płytach kaplicy. Moja mama do końca życia cierpiała na reumatyzm, a jeszcze na zdjęciach młodziutkiej kobiety widać było jej rozdęte, zniekształcone kolana. Poniżej jeden taki guziczek wklejony w moją „Historię rodziny” obok długopisu.
Czy istnieje jakakolwiek ideologia mogąca usprawiedliwić powrót do tamtego świata? Ale rewolucje są zawsze ślepą uliczką. Przynoszą więcej nieszczęść niż te, którym chciały zapobiec — bowiem są żywiołem, nad którym nikt nie zdoła nie tylko zapanować, ale nawet przewidzieć kierunku, w którym się rozwinie.
◀ „Łupaszka” Bis ◀ ► Nostradamus czyli proroctwa zawikłane ►
Komentarze
Całe życie jeździmy autobusem na stojąco żeby nie krepować się ustępowaniem miejsca starszym. A tu nagle jacyś ludzie zaczynają ciągąć za rękaw i zachęcają do klapnięcia. Objawem starości u meżczyzn jest noszenie specyficznej odzieży którą nazywam "kurtką- emerytką".
Zwykle szaro zielona płócienna, bez rękawów. Ma ze 20 kieszeni. W sklepach nazywana dla zmylenia kurtką wędkarską.
Zamożni emeryci noszą je w wersji skórzanej.
Komunizm - zło absolutne. Czasem zło przez przypadek robi coś dobrego. W PRL parę rzeczy było fajnych. Na przykład wyroby czekalodopodobne, były lepsze, niż czekolada. Ale to są drugorzędne dobrodziejstwa. Żaden łupaszka nie stworzył tak nieludzkiego reżimu.
![[foto]](/author_photo/Taraka.jpg)
Alchymisto czy Ty naprawdę nie rozumiesz o co chodzi Prababci ezoterycznej w tym tekście czy to co napisałeś może ma jakiś inny cel ?
Ja tez wychowywalam sie w patriotycznej rodzinie, w domu byly zakazane ksiazki i roznego rodzaju teksty z podziemia, ale nigdy by mi do glowy nie przyszlo dziwic sie z tego powodu Rosjanom, ze swietuja przegnanie Polakow z Moskwy w 17 wieku, bo i my swietujemy przegnanie Rosjan prawie z Warszawy. Tak sie mi przypomniało z innych Twoich komentarzy. A ocena pracowitości chlopow rosyjskich i polskich to juz naprawde poziom bardzo wysoki.
No i do tego buty nie wymagające schylania przy zakładaniu.
Babcie emerytki na początku nowej drogi życia ubierają się tak samo jak przed nią, może nawet jeszcze bardziej dbają o wygląd.
Powtarzam: wolę, żeby bronił mnie ktoś taki jak Łupaszka i pod jego komendą służyłbym chętnie, niż ktoś taki jak, powiedzmy, generał Koziej. Podobnie kniaź Roman Rużyński budzi we mnie więcej szacunku (choć był to pijak i morderca: http://podstrzechy.alchymista.pl/pijany-hannibal/), niż książę Józef Poniatowski - choć był to naprawdę złoty człowiek.
![[foto]](/author_photo/Taraka.jpg)
Twój wpis mnie przeraził. Póki co u nas nie toczy się żadna wojna i nie mamy zapotrzebowania na bohaterskich zabójców. Ale czyż można się spodziewać finezyjnych rozważań po człowieku, który zamiast swojej fotografii zamieszcza jakieś godło nieistniejącego na razie rządu? Taka osoba z uporem maniaka będzie wracała do swoich bohaterskich rojeń za nic mając prawdziwe życie tu i teraz. Czemu komentujesz ten odcinek, w którym już nie ma mowy o żadnych bohaterach? Odpuść sobie, świat nie koniecznie musi sprowadzać się do wymachiwania bronią.
Tarakę poczytuję od lat, ceniąc sobie ją (tę wtrynę) za wyjątkowy klimat rozmowy nieskażonej złością i trollowaniem, który pozwala odetchnąć po zwyczajowych Sieciowych przepychankach. Przykro obserwować, jak ten klimat odchodzi w przeszłość; jak jednak można go obronić bez ostrej moderacji, której Pan Wojciech przecież nie wprowadzi? Może i wprowadzi, kiedy Go ostatecznie diabli wezmą.
Pani Katarzyno, dziwi się Pani swemu komentatorowi, choć napisał on wprost, pod poprzednią notką: wojna się nie skończyła, on zaś uważa się chyba za żołnierza, co nie mając pod ręką karabinu, musi strzelać literkami. Od kogo odbiera rozkazy? Być może zdaje mu się, że od poległych. Ale w takim wypadku byłoby to zadanie dla szamana: pogodzić żywego z wlokącymi się za nim cieniami, uzdrawiając tę część jego plemienia. Czego wyglądam z utęsknieniem, bo pisząc co pisze, nasz Alchemik Niegramotny zraża tylko ludzi do siebie i swojej idei, która przecież i cenna jest, i potrzebna. Ale nie w takim kształcie.
Do Pani zaś prośba gorąca: niech się Pani nie da zatopić goryczy, która miejscami przebija z Pani notki - bo czyta się Panią z prawdziwą przyjemnością.
![[foto]](/author_photo/PART_17.jpg)
milczeć kiedy nie mam nic konkretnego do powiedzenia, i zawsze kiedy potok słów jest zbyteczny ...(chociaż sam czasem daje się ponieść emocjom ...wszak nie jestem maszyną)
Uważam jednak, że są chwile kiedy trzeba zabrać głos...
W całości zgadzam się z tym co pisze Ergo Proxy...
Myślę, że Jakub (alchymista) nie będzie miał mi tego za złe, ale uważam, że powinien się zreflektować bo stanowczo się zagalopował i źle służy cennej (szczególnie dla mnie) idei
To jest Taraka (nasz azyl), a nie forum polityczne...my nie walczymy ze sobą
P.S.
Pozdrawiam Panią Kasię w oczekiwaniu na kolejne odcinki bloga ...
;)
Pozdrawiam serdecznie
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Na razie tyle. Jestem dziś niewyspany i na głębsze refleksje się nie zdobędę.
że co proszę?!
![[foto]](/author_photo/Taraka.jpg)
Bożeno - piszesz o (jak mniemam złych) energiach - jakich energiach konkretnie?
I tak tylko Chaos jest prawdziwy i wieczny.
Niech będzie pochwalona bezdenność Otchłani.
![[foto]](/author_photo/Taraka.jpg)
![[foto]](/author_photo/Taraka.jpg)
A robienie siana to nie gadanie po próżnicy o obcym bogu małego koczowniczego plemienia, to nie pompowanie słowa honor, a ojczyzna z punktu widzenia siana wygląda zupełnie inaczej. Bóg jest w słońcu i deszczu, czasem w kosiarce sąsiada i jego dobrej woli by pomóc, bóg jest także w gnieździe ptaka co je uwił na Twojej łące i nie wie co zrobić kiedy śmierć z maszyną przychodzi, honor to umieć przyjąć pomoc i pomóc samemu, honor to skończyć to co się zaczęło, ale i umieć się poddać, honor to poznać siebie i znaczenie słowa honor w innych, honor to umieć przebaczyć ojcom co współpracowali z każdym by ich dzieci mogły przeżyć zapominając o napompowanym słowie honor - dużo w tym honorze pokory. Ojczyzna zawęża się, barykady i rowy strzelnicze najdalej wysunięte są na granice pól i łąk wiejskich, czasem jakaś wysunięta rubież znajduje się gdzieś dalej i wtedy falanga wzmocniona dodatkową parą rąk lub sprzętu idzie z pomocą - stare kontuzje, wyrwane stawy, złamane żebra, plamy na rękach, bolące ręce muszą poczekać do jesieni, nawet zimy kiedy zamarznie ziemia, wtedy podebrany pszczołom kit lub pyłek widłaka podleczy kontuzje i choroby .
Broń jak już nie na wraże wojska, ale na złodziei co chyłkiem wkradają się do umęczonego pracą gospodarza.
Ludzie nigdy nie chcieli wojny, chcieli żyć, szukali wszędzie miejsc gdzie tak właśnie wyglądał bóg, honor i ojczyzna, gdzie narodziny i śmierć były jednością.
są przy tym patrzeniu cisnące się na usta słowa: "dziękuję Ci słońce"- są bez rymów
to nie poezja tylko rosa moczy stopy lub buty, a wiosenno-jesienne wołania żurawi i dzikich gęsi są zwykłą codziennością, elementem prozy dnia,
tu nawet nie ma dnia świątecznego, bo wszystkie dni są święte,
nawet wróg-sąsiad zza płotu jest ważny i potrzebny bo naoliwić żelazo trzeba by nie rdzewiało na czas gdyby prawdziwy wróg miał przekroczyć granice,
I chyba jakieś inne światło świeci bo bardziej duszę widać w tej ludzkiej prozie życia,
Zamglone oczy wiejskiej znachorki budzą szacunek, którego nie myli nikt ze strachem.
"Cały czas miałem nadzieję, że Wy sobie po prostu jaja robicie. Miazmaty, egregory... Na litość Arymana! Na cycki Isztar! Wy tak na poważnie o tych myślokształtach rozprawiacie. Całkiem ale to całkiem na serio..."
a różnie to nazywają, ja to nazywam za czynnością i nie identyfikuję końcowego efektu oraz nie nadaję nazwy własnej - "obrazowanie"
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.