18 grudnia 2012
Bea Chorąży-Lech
Serial: Taniec po spirali
Prześnienie Zimowe
◀ Mokosz ◀ ► Wio-senna równowaga ►
...dawno, dawno temu, gdzieś pomiędzy snem a jawą, gdzieś pomiędzy tym wymiarem a tamtym znalazłam się w pięknym miejscu. Było tam cudownie, jasno i bezpiecznie, cała okolica lśniła ciepłymi barwami Ziemi, wznosząc się i opadającłagodnymi górami i dolinami.Czułam obecność "Starszyzny", ale nikogo nie widziałam.Zobaczyłam nad sobą ogromną kopułę, trochę rozczarowana zrozumiałam, że jestem w jakimś kolosalnym namiocie.
Wtedy wewnątrz siebie usłyszałam głos:"
jesteś w Wielkim Bębnie" - nie rozumiałam co to znaczy, ale z całych sił
chciałam go zobaczyć z
zewnątrz. Rozpoczęłam wspinaczkę na górę i dopiero wtedy zauważyłam, że moja skóra jest
ciemniejsza, cała pomalowana w przepiękne wzory!
Nie pamiętam jak długo się wdrapywałam, ale wiedziałam, że oto wyłaniam się przez szczelinę w
"Świetlistym Tipi" na powierzchnię bębna. Przede mną w granacie nocy świeciły Gwiazdy - zapierający dech aksamitny ogrom kosmosu. Od tego momentu, moje "chcenie" nie miało już
żadnego znaczenia. Siła potężniejsza ode mnie wzięła mnie w posiadanie, a ja okazałam absolutne posłuszeństwo. Głos we mnie powiedział:" jesteś Córką Ziemi, spójrz" - i zobaczyłam. TYSIĄCE ludów i symboli, jak w
przyspieszonym tempie OGROM ZNACZEŃ,
wszystko to wyświetlało się przede mną, wirując w cudownych symbolach, świętych figurach,
rytuałach - napełniając mnie w jakiś sposób
tak, że poczułam się brzemienna. Brzemienna we wszystkie symbole ludzkości. Byłam jak Matka Ziemia
ciepła i ciężka a mój brzuch "Wielki Bęben"
mieścił w sobie wszystko. Czułam wszechogarniającą miłość do wszystkich stworzeń, czułam smutek,
kiedy we mnie toczyły się wojny, bo kochałam
jednakowo, bezwarunkowo wszystkie moje dzieci. Nie oceniałam, nie cierpiałam z własnego powodu, a
raczej z żalu, że się nie kochają, tylko
krzywdzą na wzajem nie rozumiejąc.
Przyjmowałam z szacunkiem WSZYSTKO.
Nieskończenie długo - jedno mgnienie tak trwałam popłakując raz ze szczęścia, raz ze smutku, aż poczułam, że "Starszyzna" oddala się, że lekcja ukończona. Włączyło się niechciane "chcenie", poczułam
niezgodę, przecież jeszcze nie zrozumiałam wszystkiego! Zaczekajcie! Poczułam, potem zobaczyłam że wiruję, że oto odbywam podróż przez aksamit nocy z groteskowo ogromnym brzuchem, podróż w nieznane.
Nie wiem jak znalazłam się w miejscu przypominającym salę wykładową, lecz jednocześnie nie było tu absolutnie nic ziemskiego. Trafiłam na dziwne zgromadzenie eterycznych postaci, które porozumiewały się ze sobą bez słów, a ja nie byłam dostrojona i kompletnie nic do mnie nie docierało. Między nimi odbywał się rodzaj narady, z wyświetlaniem obrazów,
które były dla wszystkich widoczne – jakby zawieszone trójwymiarowo w
przestrzeni. Nie potrafiłam się na niczym skupić, ani się wyciszyć, poczułam jak moje nagromadzone w brzuchu
emocje narastają, zaczynam tracić panowanie nad sobą i zaskoczona swoim
zachowaniem zaczynam krzyczeć: "A co z Ziemią? Co będzie z Ziemią?!". Mój emocjonalny wybuch podniósł mnie w powietrze i jak wielki balon unosiłam się niezgrabnie, nad podłogą zawstydzona i wyczerpana. Wtedy dopiero "usłyszałam" co mówią: "Na Ziemi macie emocje, to wielki
dar", potem pokazano mi rodzaj hologramu w którym do Ziemi pędzi jakaś nieokreślona masa, w pewnym punkcie przecina się z inną energią i następuje wybuch, który nie zagraża Ziemi. Usłyszałam: "Ziemia już jest uratowana". Wiedziałam, że przekaz może być symboliczny, ale
prawdziwy. Odczułam niewyobrażalną ulgę, nie pokazano co będzie z nami, ludźmi z naszą
historią, wtedy nie miało to najmniejszego znaczenia, liczyła się tylko ONA.
Nie pamiętam powrotu, byłam zbyt wyczerpana.
Możecie wierzyć, lub nie wierzyć, ja tam byłam i tego doświadczyłam...Zbierałam się w sobie, zmagałam z tym przesłaniem. Minęło parę lat, zanim dojrzałam do podzielenia się tym z innymi. Najważniejszy przekaz jaki wracał: "jesteś córką Ziemi" - ta prawda w medytacjach doprowadzała mnie do wciąż nowych odkryć. Dlatego nie chcę już skupiać się na tym jak krzywdzimy naszą Wielką Matkę, bo wtedy dokładam tylko kroplę do goryczy i oskarżeń, które jeśli w ogóle coś wnoszą, to tylko wzajemne obwinianie. Za tym wzorcem energii nie idzie kompletnie NIC.
My ludzie, jesteśmy jak dzieci, działamy
z niewiedzy, że wyrządzamy głównie sobie
krzywdę. Ona nas kocha takimi jacy jesteśmy. Kierujemy się emocjami, doświadczamy siebie na Ziemi wciąż ucząc się czegoś nowego. Teraz możemy wykorzystać nasze emocje i świadomie TWORZYĆ energię miłości, która jest naturalną emanacją Ziemi. Każdy z nas jest "wyposażony" w iskrę Miłości, wg Inków jest ona w Sercu Serca
każdej istoty ludzkiej, a z niej
można kreować NIEWYOBRAŻALNIE potężną energię, którą możemy wspierać naszą Wielką Matkę. To
naprawdę nie musi być skomplikowane. Tego
nauczają Majowie. Kiedy opowiedziałam Don Carlosowi - szamanowi Majów moją wizję, powiedział mi:
"masz wspaniały kontakt z KAK ALOM - Sercem
Matki Ziemi" - (moje ego drgnęło;) a Don Carlos dodał : "Bo świetnie gotujesz na ogniu"... To cała prawda
nie należy jej
komplikować. Serce Matki Ziemi to KAK ALOM, jest zawsze gorące, zawsze bije i obdziela
swoją miłością i mądrością, nie w wizjach
raz na parę lat, ale każdego dnia w każdej prostej, najpiękniejszej chwili życia. Wybór
należy do nas. Albo wspieramy wzajemne
oskarżenia i ciężar winy, albo wspieramy energię KAK ALOM łącząc się z Kochającym Sercem.
Moja znajoma Mirosława Tomaszewska rozpoczęła taki ruch już dobrych 15 lat temu. Spora grupa w Polsce i za granicą w każdy piątek o 22.00 medytuje dla "uzdrowienia Matki Ziemi". Nie ma to znaczenia, że akurat w piątek nie ma to znaczenia, co to za grupa itd. Jedyne co ma znaczenie to to: ŻE MOŻEMY WSPÓŁDZIAŁAĆ! Energia wspólnej medytacji, modlitwy wzrasta
logarytmicznie - niewyobrażalnie potężnieje,
kiedy DUŻO SERC kreuje energię miłości. Nie ma też znaczenia jak medytujemy, czy wyobrażając sobie strumień światła z serca obejmujący Ziemię, czy też przesyłając energię z dłoni. Ważny jest sam AKT DZIAŁANIA, bo on upiększa i uzdrawia nas – rezonując na
wszystko wokół. Nieraz jedna ciepła myśl wystarczy.
Don Carlos Barrios - szaman, wysłannik Starszyzny Majów mówił o przełomie świadomości wszystkich ludzi, całej planety, o nowym, piątym świętym kierunku ETERZE – ma on symbolizować
Piąty Świat – świat Oświecenia. Opowiadał o PROCESIE, który nas do tego
doprowadza, a który trwa od lat 80-tych i wiąże się ZAWSZE z indywidualnym
wzrostem jednostki, ponieważ nikt za nas tego wysiłku, wyzwania nie podejmie.
Jesteśmy każdy z osobna TAJEMNICĄ, której odkrycie rozwija energię na Ziemi i
każdy z nas jest w tym procesie ważny.
Don Juan Ruiz -
Inkaski szaman mówił o "nowym człowieku"
INKA, który ma się obudzić w nowej świadomości, ma dwie ręce i dwie nogi, a teraz jak symboliczny
Ozyrys odzyska głowę – świadomość w nowym Piątym Świecie. Nie jest to 21
grudnia i już! Stało się SAMO! To proces
który trwa i będzie trwał kończąc czwarty świat PODZIAŁU.Tak, czy siak nie jesteśmy tu przez przypadek dokładnie tu, dokładnie w tych "ciekawych czasach". Dlatego czas wziąć odpowiedzialność za to,
co tworzymy każdą myślą, każdego
dnia. W jaki sposób wędrujemy „najdłuższą drogą” od umysłu do serca.
Zbliża się szczególny dzień,
przesilenie zimowe. Tym bardziej niezwykły w tym roku I nie
wiem jak Wy, ale ja czuję ogromną
radość, moja Dusza się cieszy, rozum nie umie wytłumaczyć dlaczego
Dla mnie to czas ŚNIENIA... to moment modlitwy wyciszenia, wsłuchania się w mrok,
i wyśnienia światła na nowe czasy, oraz dziękczynienia za cień, przy którym tak
wyraźnie widać to co jasne... Dlatego wymyśliłam w zeszłym roku PRZEŚNIENIE, zaprosiłam
znajomych do śnienia o nowym świecie, takim w którym chcemy żyć. Zapraszam Was
również do celebrowania prześnienia, w przesilenie zimowe nieważne gdzie i jak. Ważna intencja miłości i wiara w piękne życie na Ziemi dla nas i dla tych co przyjdą po nas.
◀ Mokosz ◀ ► Wio-senna równowaga ►
Komentarze
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Bardzo ładny tekst, ale zgłaszam poprawkę: Nie wiem, jak wzrasta energia wspólnej modlitwy i medytacji, ale na pewno nie logarytmicznie. Wzrost logarytmiczny jest tak powolny, że gdyby tak było, nie warto by było angażować większej grupy ludzi.
Ciekawy sposób medytacji, napisałaś: „ Nie ma też znaczenia jak medytujemy, czy wyobrażając sobie strumień światła z serca obejmujący Ziemię, czy też przesyłając energię z dłoni. Ważny jest sam AKT DZIAŁANIA, bo on upiększa i uzdrawia nas – rezonując na wszystko wokół. Nieraz jedna ciepła myśl wystarczy.” Pewnie pod wpływem tego typu medytacji miałaś taką piękną wizję opisaną wcześniej. Nie mam takich aspiracji by uzyskać taką wizje/sen . Zastanawiam się tylko co z tymi, którzy pobierają energię od Ziemi (w medytacji), podłączają się i proszą o jej siłę i energię? Krzywdzą ją? Wiem, że sposób jest całkowicie inny od prezentowanego wcześniej ale możesz przybliżyć? Teraz tak pomyślałam, że jeśli jedni ludzie przesyłają jej energię w medytacji, a inni pobierają tę energię to kurczę kradną nieświadomie tę energię?
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
Do viki: A czy jeśli prosimy kogokolwiek o cokolwiek, to go krzywdzimy? Jeśli chce to nam daje, jeśli nie chce to nie daje. Skoro Ziemia zawsze daje, to znaczy że ma.
Dzięki za odpowiedź i rozwianie wątpliwości. Oczywiście nadrobiłam zaległości i przeczytałam artykuł "Mokosz". Interesujący.
Pozdrawiam.
![[foto]](/author_photo/SKUSIKULA.jpeg)
Bea miała na myśli wzrost wykładniczy, który wygodnie jest obserwować na skali logarytmicznej i stąd to nieporozumienie. Logarytm z łaciny znaczy stosunek liczbowy i służy w matematyce między innymi do zamieniania mnożenia na dodawanie ;) Wzrost wykładniczy często określa się błędnie jako wzrost logarytmiczny i zaiste wzrost logarytmiczny byłby nie coraz szybszy, lecz coraz wolniejszy. Wzrost wykładniczy jest zjawiskiem często obserwowanym w naturze, wykładniczo powiększa się chociażby szczególny przypadek spirali logarytmicznej, zwanej złotą spiralą, którą obserwujemy w kształtach muszli, galaktyk, słoneczników ananasów, ale też takich fenomenologicznych zdarzeniach jak lot owada w kierunku światła. Tutaj szczególną rolę odgrywa liczba złotej proporcji - Φ. Nie rozpisując się zbytnio na kolejne wyrastające stąd tematy, powrócę do wzrostu wykładniczego, którego obecność w procesach dziejących się w czasie zdaje się być naturalnym czy też nadnaturalnym zjawiskiem, które obserwowali i analizowali już starożytni. Ważnym przykładem wykładniczego wzrostu jest przyspieszający w określonym stosunku liczbowym rozwój zjawiska zwanego życiem, w którym zjawisko nazywane ewolucją stanowi tylko pewien etap:
2 miliardy lat na powstanie życia
6 milionów lat na rozwój człekokształtnych
100.000 lat na rozwój gatunku homo sapiens sapiens
10.000 lat na rozwój rolnictwa
400 lat na rewolucję naukową
150 lat na rewolucję przemysłową
30 lat na rewolucję informatyczną
?? dni na rewolucję ???
aż dreszcz przechodzi na myśl co z tego wynika, prawda ;)
By to lepiej zrozumieć, warto przypomnieć znaną opowieść o szachach, których powstanie przypisuje się raz Chinom raz Indiom i w obu tych kulturach funkcjonuje podobna historia. Oczarowany nową grą cesarz lub król wezwał ich twórcę, by okazać mu swą wdzięczność – w nagrodę ofiarowywał wszystko, czym dysponuje jego królestwo. „Proszę o jedno ziarno ryżu” – powiedział wynalazca. „Jedno ziarno?”. Tak – na pierwsze pole szachownicy. Na drugie – 2, na trzecie – 4, na czwarte – 8, na piąte 32 itd. Władca był zdziwiony, ale postanowił spełnić prośbę. Liczba ziaren rosła początkowo powoli i miłościwie panujący zupełnie nie rozumiał, o co w tym wszystkim chodzi. Ale zbliżając się do połowy szachownicy zaczął dostrzegać, że dzieje się coś niedobrego. Na 29 polu miał już położyć pół miliarda ziaren – parę dużych worków. Na 32 polu – dokładnie w połowie szachownicy – 4 mld. To już zbiory z całego pola i cesarz poczuł się nieswojo. Osiem pól dalej – liczba ziaren doszła do 500 mld, na 41 polu – do biliona (tysiąca miliardów). Do końca szachownicy zostało jeszcze 23 pola – w tym tempie przyrostu na przedostatnim należałoby położyć 9 miliardów bilionów ziaren; by je zebrać, trzeba by obsiać pola pokrywające całą planetę, z oceanami włącznie. Są też dwie wersje zakończenia tej opowieści. Wedle pierwszej cesarz albo król doznał oświecenia, rozdał majątek i poszedł żyć między ludźmi, wedle innej wynalazca wcześniej został skrócony o głowę – by uratować państwo i aby więcej nie wymyślał tak diabelskich sztuczek.
kilka linków do dalszych studiów:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jakob_Bernoulli
http://pl.wikipedia.org/wiki/Fibonacci
http://en.wikipedia.org/wiki/Eadem_mutata_resurgo
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ci%C4%85g_Fibonacciego
http://pl.wikipedia.org/wiki/Z%C5%82oty_podzia%C5%82
http://pl.wikipedia.org/wiki/Rekurencja
http://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo_Webera-Fechnera
http://en.wikipedia.org/wiki/Wheat_and_chessboard_problem
serdecznie pozdrawiam
Skusikula
![[foto]](/author_photo/jaczewski.jpg)
Z wykładniczego rozwoju, to wykładniczo komplikuje się pewien niewielki element systemu. Poprawniej by było:
2 miliardy lat na powstanie życia w prawie niezmiennym przez ten czas spektaklu planet
2 miliardy - 6 milionów lat na rozwój człekokształtnych, w miliardach innych gatunków form genetycznych, w prawie niezmiennym przez ten czas spektaklu planet
2 miliardy + 6 milionów + 100.000 lat na rozwój gatunku homo sapiens sapiens, w milionach innych gatunków ssaków, w miliardach innych gatunków form genetycznych, w prawie niezmiennym przez ten czas spektaklu planet
2 miliardy + 6 milionów + 100.000 +10.000 lat na rozwój rolnictwa, w mrowiu innych zajęć oraz sposobów przeżycia stosowanych przez istoty ludzkie, w milionach innych gatunków ssaków, w miliardach innych gatunków form genetycznych, w prawie niezmiennym przez ten czas spektaklu planet
2 miliardy + 6 milionów + 100.000 +10.000 lat na rozwój rolnictwa+400 lat na rewolucję naukową w mniej niż 1% aktywności istot ludzkich, podgatunek filozof-naukowiec
w mrowiu innych zajęć oraz sposobów przeżycia stosowanych przez istoty ludzkie, w milionach innych gatunków ssaków, w miliardach innych gatunków form genetycznych, w prawie niezmiennym przez ten czas spektaklu planet
2 miliardy + 6 milionów + 100.000 +10.000 +400 la + 150 lat na rewolucję przemysłową, obejmującą jakieś 1% procent narzędzi stosowanych przez istoty ludzkie w mrowiu innych zajęć oraz sposobów przeżycia stosowanych przez istoty ludzkie, w milionach innych gatunków ssaków, w miliardach innych gatunków form genetycznych, w prawie niezmiennym przez ten czas spektaklu planet
2 miliardy + 6 milionów + 100.000 +10.000 +400 la + 150 lat +30 lat na rewolucję informatyczną, obejmującą jakiś 1% narzędzi ludzkich stosowanych i znanych przez promil istot ludzkich podgatunek inżynier lub informatyk, 1 % outsiderów narosłych wokół 1 promilowego gatunku naukowiec,obejmującą jakieś 1% procent narzędzi stosowanych w mrowiu innych zajęć oraz sposobów przeżycia stosowanych przez istoty ludzkie, w milionach innych gatunków ssaków, w miliardach innych gatunków form genetycznych, w prawie niezmiennym przez ten czas spektaklu planet.
Powiedziałbym, że to dość pełzająca rewolucja, słońce nawet nie zauważyło drgnięcia. Zwłaszcza, że jej rozpowszechnianie najczęściej dzieje się za pośrednictwem starszych metod eg. niewolnik musi wpakować przedmiot do pudełka, a pudełko podróżować drogą morską ..zanim zostanie jako laptop rozpakowane i użyte za pośrednictwem również starej, ale wysoce zawężonej metody pt czytanie i pisanie.
?? dni na rewolucję ???
Ot jakaś jędrka jednodniówka podleciała gdzieś pod słup wysokiego napięcia, zmutowała w milisekundzie w najlepszy komputer świata, jakiś chromosom przeskoczył zapoczątkowując przyszły gatunek inteligentnych owadów żyjących w pokojowej społeczności i zmarła biedaczka wskutek tego wysiłku.Mała strata dla wszechświata, wielki zysk dla następnych 10 lat ludzkości.
![[foto]](/author_photo/kapalka.jpg)
![[foto]](/author_photo/SKUSIKULA.jpeg)
‘Prawie niezmienny przez ten czas spektakl planet’, w świetle wiekuistym słońca - jest teatrum, na którego scenie odbywa się spektakl przemian i jego w tym czasie niezmienność w żaden sposób nie ujmuje zmienności treści wystawianej sztuki. Uwzględnienie w zapisie kumulatywności etapów procesu nie zmienia istoty faktu, że każdy kolejny ‘akt’ jest coraz krótszy, a jednocześnie coraz ‘płodniejszy’. Czas potrzebny na wdrożenie wynalazków (rewolucyjnych dla uczestników spektaklu, choć pomijalnych dla gmachu teatru) jest ‘opóźniony’ w stosunku do ich wynalezienia. Rewolucja informatyczna nie ma nic wspólnego z używaniem komputerów jako narzędzia pracy, ale przede wszystkim z Internetem i szybkością rozchodzenia się informacji oraz łatwością do niej dostępu, czego przykładem są powyższe komentarze. Na dzień dzisiejszy ocenia się, że do Internetu ma dostęp i korzysta z niego 25,6% (!) ludności ziemi, czego w żadnym wypadku nie możemy nazwać promilem, a jakąkolwiek styczność z Internetem miało aż przytłaczające 73,3% populacji. Nie trzeba posiadać komputera aby z niego korzystać, podobnie jak samolotu. Rewolucje rolnicza i przemysłowa są bezpośrednio odpowiedzialne za podtrzymywanie wykładniczego wzrostu populacji ludzkiej, gdyż nie byłoby możliwe przeżycie siedmiu prawie miliardów jednostek bez możliwości wyprodukowania i dostarczenia im żywności. Fakt, że odpowiedzialny za poszczególne rewolucje jest niewielki procent populacji, nie zmienia tego, że ich wpływ jest globalny.
W książce „Non zero” (chodzi o „sumę niezerową” – kumulacyjny i kierunkowy charakter wielu ludzkich interakcji) Robert Wright pokazuje, że zdobycze cywilizacji były przekazywane i udoskonalane nawet wtedy, gdy upadały cywilizacje, które je zrodziły. Poziomy przekaz informacji ma jedną cechę nieznaną w świecie darwinowskim – efekty jego działania przyspieszają wraz z upływem czasu i wraz z rosnącą liczbą posługujących się nimi osobników. Historia człowieka w ciągu ostatnich 40 tys. lat zmieniała się wykładniczo – zrazu ogólna „suma wynalazków” przyrastała bardzo powoli i mimo lokalnych załamań nieustannie rosła, osiągając kolejne pułapy pod koniec Średniowiecza, w czasach Odrodzenia, Oświecenia i podczas trwania rewolucji przemysłowej. Ten wzrost był kumulatywny (dokumentacja wynalazków zapobiega ich zapominaniu) i wykładniczy – stały od wielu stuleci wzrost populacji i zwielokrotnienie ilości i tempa przekazywanych informacji pozwala w każdym nowym pokoleniu pomnażać dziedziczone w spadku po przodkach dokonania. W XIX stuleciu dokonano więcej wynalazków niż przez wszystkie poprzednie tysiąclecia historii, w wieku XX każde nowe pokolenie dodawało do ogólnej wiedzy ludzkości tyle, lub więcej, co wszystkie wcześniejsze pokolenia razem wzięte. Taki wykładniczy wzrost w obrębie jednego gatunku nie zdarzył się nigdy dotąd w ciągu trwania ewolucji życia. Cyt. Marcin Ryszkiewicz
Powód tego jest prosty – wzrost wykładniczy w realnym świecie ograniczonych zasobów jest nietrwały i szybko zderza się z barierą wydolności środowiska, a wymienione ‘rewolucje’ spowodowały całkowite przesunięcie granic tej naturalnej bariery i dlatego pozostają rewolucjami. Wielu naukowców, szamanów i publicystów zauważa, że wkraczamy w obecnym czasie rozwoju naszej historii w tak zwaną ‘drugą połowę szachownicy’. Kolejną przypowiastką ilustrującą ten punkt krytyczny we wzroście wykładniczym ilustruje historyjka, czy też zadanie matematyczne o stawie i liliach wodnych. Na stawie rośnie jedna lilia wodna i każdego dnia podwaja swoją populację, w taki sposób, że w trzydzieści dni pokryje powierzchnię całego stawu. Pytanie brzmi jaki procent stawu lilie będą pokrywały po dwudziestu dniach oraz kiedy zajmą równo 50% powierzchni akwenu. Intuicyjnie większość osób odpowiada źle, gdyż wzrost wykładniczy i jego istota, dopiero kiedy pojęta, skutecznie wytrącają nas z linearnych sposobów myślenia. Skoro codziennie populacja lilii się podwaja, a cały staw zostanie obrośnięty trzydziestego dnia, to znaczy, że 50% powierzchni stawu będzie zajęte dopiero 29 dnia. Pierwsza połowa 29 dni, druga jeden dzień. Dnia dwudziestego natomiast lilie będą pokrywały zaledwie 0,01% powierzchni. Tak wygląda przyrost od dnia 20:
dzień 20: 0.01%
dzień 21: 0.02%
dzień 22: 0.04%
dzień 23: 0.078%
dzień 24: 1.56%
dzień 25: 3.125%
dzień 26: 6.25%
dzień 27: 12.5%
dzień 28: 25%
dzień 29: 50%
dzień 30: 100%
Czy rzeczywiście znajdujemy się teraz w okolicach 29 dnia rozwoju naszej gatunkowej potencji w kontekście fraktalnych właściwości czasu, jak obliczali Majowie, a po nich bracia Terence i Dennis McKenna, Fritjof Capra, Raymond Kurzweil, Robert Wright, Marcin Ryszkiewicz oraz wielu innych - każdy musi ocenić, policzyć albo poczuć sam. Polecam dalsze lektury.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Marcin_Ryszkiewicz
http://pl.wikipedia.org/wiki/Raymond_Kurzweil
http://pl.wikipedia.org/wiki/Robert_Wright_(dziennikarz)
http://pl.wikipedia.org/wiki/Fritjof_Capra
![[foto]](/author_photo/jaczewski.jpg)
Czy gość, który z szuflowania łopatą węgla na świeżym powietrzu do szuflowania tegoż węgla w lokomotywie przeszedł (r)ewolucję?
Czy jeśli wpisuję 3 linijki w języku obiektowym, by uruchomić program, robiący to, co 1000 linijek w proceduralnym, lub 10000 w asemblerze to przeszedłem (r)ewolucję programistyczną czy inwolucję?
Jakiegoż to (r)ewolucyjnego wysiłku wymaga przełączenie się z klawiatury okrągłej na telefonie, na kwadratowe wciskanie przycisków? A jakiego na przełączenie się na to samo na komórkce? I na bankomacie? Te same zestawy czynności: Maszyna o 10-20 przyciskach uczy człowieka jak ma się zachowywać, (r)ewolucja? W układzie nerwowym przetwarzającym znacznie więcej bitów za jednym razem i potrafiącym działać w logice rozmytej? :)
Czy np. ktoś po wzięciu LSD i zaciął się na paru truizmach-frazesach o treści uważanej czasami za duchowe i ładnie brzmiące dokonał (r)ewolucji czy inwolucji? Czy jeśli ktoś powołuje się na fraktale i uzasadnia nimi jakąś ładną tezę to uczy rozumienia skąd inąnd łatwej rekurencji etc dość banalnej matmy za tym stojącej, o tej bardziej skomplikowanej nie mówiąc?
I przy okazji: Ilu z tych wynalazków dokonali głosiciele idei narastającego tempa zmian, (r)ewoluchi? Jaki promil tychże tego dokonał? Zgodnie z tym co mówią, już powinni mieć co najmniej kilka..to co? przypisujemy sobie zasługi za cudze sukcesy? ;)
I co to za korzystanie z internetu?
57 proc. badanych podało, że w internecie szuka informacji na temat swojego hobby i innych zainteresowań. 43 proc. ściąga z internetu pliki muzyczne, a 34 proc. szuka filmów.
Ile osób rzeczywiście znajduje nowe rzeczy i uczestniczy w wytworzeniu czegoś realnie nowego?
Całość szachownicy się liczy, a i co nieco trzeba wiedzieć, aby w szachy zagrać.
Czy powiedzenie jest fajnie?Dlaczego? Bo jest fajnie! w wysoce rozwinięty metaforyczny sposób jest zmianą (r)ewolucyjną zmianą myślenia czy inwolucyjnym poszukiwaniem coraz bardziej rozbudowanych racjonalizacji do całkiem prostego zwrotu?
A czy ta historyjka zawiera w sobie info, że jeżeli ktoś chce mieć ładny niezarośnięty staw,, to będzie musiał kupić sobie kalosze, łopatę i pomachać nią w błocie?
Idę pobawić się patykiem..
![[foto]](/author_photo/jaczewski.jpg)
To było jednym zdaniem.
W kwesti ewolucji, jakkolwiek duże by się nam wydawały zmiany ostatnich 30-1000 lat to są przedłużeniem wcześniejszych wysiłków i wcale nie są tak (r)ewolucyjne. Wprost przeciwnie, wzrostowi skomplikowania jednego elementu często towarzyszą wcześniejsze formy, albo nawet zacofanie/inwolucja. Propaganda sukcesu Diuka tutaj jest zdecydowanie przesadzona ;)
A już przenosząc to na temat rozwoju (lub) pracy wewnętrznej, ciężko jest stwierdzić, te czy te ruchy są(r)ewolucyjne czy inwolucyjne? eg. Zaawansowane formy mówienia jest fajnie?Dlaczego? Bo jest fajnie! - z jednej strony poprawa nastroju jednostkowa "poprawia" przynajmniej chwilowo jakość życia, z drugiej hm. wyłącza dostrzeganie całej tablicy - co daje możliwości realnej (moim zdaniem) poprawy owej jakości bytu;)
![[foto]](/author_photo/SKUSIKULA.jpeg)
Myślałem że rozmawiamy o matematyce. Jedynym sukcesem jaki propagowałem był sukcesywny przyrost i jego różne współczynniki. Może ta (r)ewolucja zachodzi na przykład w tak niewielkiej części układu, jak grupka medytujących, o których pisała Bea. Osobiście jestem zwolennikiem przyjmowania perspektywy od szczegółu do ogółu i dlatego ani negatywnie ani pozytywnie nie postrzegam stanu globalnego na Ziemi, skupiam się na tym co faktycznie dostrzec mogę, na piątce moich dzieci, moich bliskich oraz ukochanej, z którą przyglądamy się razem światu na tyle na ile wystarcza nam ogniskowej. Z takich obserwacji zapamiętujemy cyfrowo pewne formy, które potem układamy w takie na przykład video, jakie powyżej zacytowałem, które to może najwięcej z propagandy sukcesu w sobie nosi, ze wszystkiego co ‘napisałem’. Jako ojciec, doskonale zdaję sobie sprawę z różnicy pomiędzy dostępem do informacji a jakością informacji, ale też wcale nie pisałem o tym, że te prawie dwa miliardy ludzi ma dostęp do jakiejś informacji, pisałem tylko że mają ów dostęp, bo na tym polega zjawisko nazywane rewolucją informatyczną - na globalnym dostępie do informacji i sposobach jej powszechnej dystrybucji. Na dzień dzisiejszy ten super system służy jeszcze skuteczniejszemu niż kiedykolwiek wcześniej ogłupianiu mas. Nie przyglądając się zbyt uważnie przez ramię nikomu, co kto w Internecie znajduje, sam staram się tam wkładać swoje kilka antygroszy. Robert A. Wilson powiedział kiedyś, nie pomnę słów dokładnie: traktujcie świat jako wielki spisek a siebie jako głównych spiskujących. Rezonuję z tą metaforą. Takie eksperymenty jak ten – waszyngtoński – dają do myślenia na temat sposobów w jakie możemy wpływać na rzeczywistość globalną i bez wątpienia nasze machanie kijem nie pozostaje na ową bez wpływu. Jednocześnie mam spory dystans do jakichkolwiek niuejdżowych i postniuejdżowych egzaltacji końcami i początkami światów. Robię swoje. Bardzo mi się podoba dobrane przez ciebie Piotrze słowo inwolucja zamiast dewolucja, gdyż nie oznacza ani regresu ani upraszczania ale zapadanie się w samego siebie, odbicie, wgląd i chyba o to waśnie chodzi. Pozdrawiam, idę ugotować dzieciom obiad.
Aby komentować Zaloguj się lub Zarejestruj w Tarace.